Największa przygoda mojego
życia zaczęła się od głupiego żartu. Był wieczór. Wracałem do akademika z
siatką zakupów, zastanawiając się, czy do kolacji złożonej z chipsów i
orzeszków obejrzeć film z płyty, czy przejrzeć stronki porno. Po dwóch
tygodniach w obcym mieście, bez znajomych, zaczynało mi się nudzić. Piękna
sprawa, Erasmus: doświadczenie życia za granicą, trening języka, wykłady
niedostępne w kraju i Bóg wie co jeszcze. Do tego wolność, studencka swoboda. Tak
to sobie wyobrażałem przed przyjazdem tutaj. Takiego stażu zazdroszczą ziomki,
i miejscowych studentek, które tylko czekają na pięknego Don Juana znad Wisły.
Jakoś nikt, ani oni, ani ja, nie wpadł na myśl, że rzeczywistość może być
całkiem prozaiczna. Że po wykładach idzie się do domu i kto nie ma znajomych,
ten spędza wieczory samotnie. Z książkami i Internetem.
Wszedłem do budynku i
zobaczyłem scenę, która wprost zadawała kłam tym melancholijnym rozważaniom, wywołując
we mnie poczucie irytacji. W lobby tłoczyła się wesoła grupka studentów. Siedzieli
na przysuniętych do siebie dwóch sofach, inni stali. Śmiali się głośno.
Dyskutowali wielce ciekawe zagadnienia lingwistyczne.
– Oh, I see! Very
interresting! – wołał wysoki męski głos, kładąc mocny akcent na ostanie sylaby.
Dwumetrowy Francuzik, chudy jak patyk.
– Fucking
good? That’s good! I must remember. Can you repeat? – zabrzmiał
Włoch rubasznym basem.
– Exactly!
Please, repeat, Gosza!
How was it? Za-je… – inny Francuz podjął probe powtórzenia trudnego
do zapamiętania słowa.
– Za-je-biś-cie. Ha, ha! –
Słowo na z, i wszystko jasne. Niejaka Gosia uczyła kolegów polskich słówek.
Dopiero wtedy ją zobaczyłem.
Konkretnie włosy, długie, proste, zaczesane za uszy, kawałek policzka i oko o
błękitnej tęczówce. Blondynka farbowana na heban. Ładna. Jeśli nie zgrabną
figurą, skrytą za plecami rozmówców, to uśmiechem i żywiołowością.
– Pochwal się muszelką.
Małżojady na pewno docenią. – chamsko powiedziałem na głos, przystając na
mgnienie oka obok wesołej grupy.
Gośka natychmiast zmierzyła
mnie piorunującym wzrokiem. W jej spojrzeniu jednak nie dostrzegłem złości.
Raczej zaciekawienie kimś, kto krótką uwagą zdemaskował jej gierki. Nawet się
uśmiechnęła, ale ja nie zamierzałem dołączać do ferajny frajerów. Na pewno
dobrzy ludzie z tych studentów, ale jakże naiwni. Wyglądali jak stado baranów.
– Jakby co, jestem w
trzysta trzy. Ale bez dywizjonu. – powiedziałem minutę potem, zawróciwszy z
półpiętra.
Będąc samcem, jak oni, chciałem
zobaczyć rusałkę raz jeszcze. Oni, głupcy, pójdą za nią wgłąb jeziora. Świteź
ich pochłonie. Zginą jeszcze tej nocy – pomyślałem. – Potopią się barany. – Dumny,
że nie wszystko jeszcze zapomniałem ze szkolnych lektur, udałem się do pokoju.
Po jakimś czasie usłyszałem
pukanie do drzwi. Zerwałem się jak oparzony. Zamknąłem przeglądarkę, prędko
założyłem spodnie i nacisnąłem na klamkę. Na korytarzu czekała... jakaś
zupełnie nieznana mi dziewczyna. Niska – przy moim metrze siedemdziesiąt
patrzyłem na nią zdecydowanie z góry – szczupła, o małej okrągłej twarzy,
odsłoniętym czole i z włosami zebranymi w kucyk. Miała wąskie usta, blade,
kolorem prawie nie odróżniające się od reszty skóry i bardzo ciemne oczy.
Węgliki.
– Cześć. – Odezwała się,
przyglądając mi się niepewnie, w oczekiwaniu na zaproszenie do środka.
Jednocześnie naszła ją wątpliwość co do sensu swojego przybycia. Zdało mi się,
że za ułamek sekundy przeprosi za pomyłkę, powie drugie „cześć”, obróci się na
pięcie i ucieknie. Dziewczynka. Na pierwszy rzut oka dałbym jej nie więcej niż
piętnaście lat.
– Cześć. Ty też z Polski?
– Pomysłowości starczyło mi tylko na takie prymitywne pytanie.
– Tak. To ja już pójdę. –
Powiedziała. Wyraźnie się jednak wahała. Odczekała pół sekundy, co dało mi czas
niezbędny do wymyślenia zdania koniecznego, by ją zatrzymać.
– Zaczekaj. My się znamy?
Wejdź, proszę. Nie stój na korytarzu. – Otworzyłem drzwi szeroko, zachęcając ją
do przekroczenia progu.
Zdałem sobie sprawę, że od pasa
w górę byłem goły. Spodziewałem się przecież kogoś innego. Czy chciałem
odwiedzin tamtej Gośki i czy na nie liczyłem, to inne pytanie, na które
odpowiedź byłaby przecząca. Usłyszawszy pukanie, pomyślałem jednak że to ona i
celowo nie założyłem bluzki, by ją poprowokować. Dla obcej dziewczyny moja
nagość musiała jednak być krępująca.
– Przepraszam. Już się ubieram.
– wbiegłem do pokoju i pośpiesznie wygrzebałem bluzę ze stosu ubrań usypanego
na fotelu.
Zamknęła za sobą drzwi. Pomału
weszła za mną.
– Widzieliśmy się na dole
jakąś godzinę temu. – wyjaśniła. – Jestem Alicja. Ala.
Przyjrzałem jej się jeszcze raz,
dokładniej. Ciało wątłe. Nogi chude jak u młodej sarenki, w białych legginsach.
Luźna bluza swetrowa nie pozwalająca ocenić rozmiaru piersi. Dziewczynka, mimo
że też brunetka, to zupełnie nie podobna do tamtej Gośki – w każdym wypadku nie
do mojego wyobrażenia o niej. I imię inne. Popatrzyłem jej w oczy, prosząc
niemo o dalsze wyjaśnienia.
– Nie zauważyłeś mnie? Jak
mogłam nie pomyśleć? Wszyscy się patrzą tylko na nią. To ja już pójdę.
– Poczekaj. – uśmiechnąłem
się. Mała wzbudzała we mnie sympatię. Po paru spojrzeniach przestała też wydawać mi się nastolatką. Buzia, delikatna i nieskazitelnie gładka, wyraz oczu i głos bez wątpienia należały do młodej inteligentnej kobiety. – Tam było dużo ludzi.
Nikogo z nich nie pamiętam. Mam na imię Adam.
– Przedstawiłem się i jako tako wytłumaczyłem wcześniejszy brak spostrzegawczości.
Wyjaśniło się, że Alicja i
Gośka studiowały na tym samym uniwersytecie. Razem przyjechały na stypendium i
mieszkają w dwuosobowym pokoju na ósmym piętrze. Pokój osiemset cztery. Gośka
poszła z chłopakami do pubu, a Ala się wykręciła, tłumacząc że jest śpiąca.
– Dlaczego nie chciałaś z
nimi iść? Paru z nich jest całkiem przystojnych.
– Nie lubię piwa. –
Uśmiechnęła się, a ja zadałem sobie pytanie, jaką temperaturę mają jej
policzki. Czy całując, ogrzewał bym je, czy pobierałbym ustami ich ciepło.
– To dobrze, bo nie mam w
lodówce żadnego piwa, żeby cię poczęstować.
– Przeszkodziłam ci?
Fajnie, że się poznaliśmy. Pójdę już.
Odpowiedziałem uśmiechem.
– Zostań jeszcze trochę.
Pijasz zieloną herbatę?
– Czasami. Prawdę mówiąc
wolę zioła, miętę, rumianek. Ale nie przejmuj się mną. Ja już pójdę. –
powtórzyła i, jakby czekając na pozwolenie, patrząc mi w oczy, zrobiła ćwierć
kroku w stronę wyjścia.
– Zostań, proszę. –
Zawahałem się, szukając odpowiedniego argumentu. Zdałem sobie sprawę, że poza
uśmiechem i spoglądaniem jej w oczy, nie miałem co zaoferować. Nie znając jej
ani trochę, nie wiedziałem, czym mógłbym ją bawić. – Poczekaj, pokażę ci
zdjęcia. – wypaliłem i ugryzłem się w język. Jakie zdjęcia? Po co?
O dziwo, namowa poskutkowała.
– Jakie zdjęcia?
– Yyy. Mam kilka albumów
na Flickr. Głównie zabytki i przyroda z miejsc, gdzie byłem na różnych
wyjazdach.
– Naprawdę? Dużo
podróżujesz? Jak się nazywa ten serwis? Bo wiesz, ja się znam tylko na
Instagramie. Taka zacofana jestem.
Usiedliśmy na łóżku obok
siebie, ale ani przez moment nie stykając się łokciami. W odległości
odpowiedniej do stopnia zażyłości. Wziąłem laptop na kolana i pokazałem
pierwszy album.
Zupełnie nie byłem przygotowany
do pokazu. Pech chciał, że przez głupią niepamięć, zacząłem od albumu, którego
wolałbym w ogóle nie pokazywać. Po paru ujęciach lodowców górskich, pojawiły
się postacie ludzkie: ja i dziewczyna. Uśmiechnięci, przytuleni, obejmujący się
nawzajem, ona na moich kolanach, ona oparta brodą na moim ramieniu, ona leżąca
na plecach, ja kładący dłoń na jej piersi, pocałunek. Niefortunne
niedopatrzenie. Faux pas!
– Ładna z was para. –
Alicja zdobyła się na komplement, a ja straciłem nadzieję, że przy następnym
„to ja już pójdę”, które musiało nadejść lada chwila, uda mi się ją zatrzymać.
– Dziękuję. Zapomniałem,
że mam tu te zdjęcia. To było dwa lata temu. – wytłumaczyłem, gapiąc się na
policzek Ali.
– Co ona teraz robi?
Przyjedzie do ciebie? – dziewczyna okazała zainteresowanie. Tylko jej głos,
mniej pewny siebie i cichszy, zdradzał pewne zakłopotanie.
– Nie wiem. Już dawno nie
mamy ze sobą kontaktu. – Skłamałem, nie chcąc się przyznać, że wciąż mam swoją
byłą wśród facebookowych znajomych.
– Aha. – Odetchnęła z
ulgą, kryjąc przede mną zadowolenie z odpowiedzi. Albo mi się tylko zdało, bo przeniosłem
na nią własne emocje.
Alicja popatrzyła na mnie
uważnie. W jej czarnych oczach wyczytać mogłem pytanie: A teraz z kim jesteś?
Włączyłem drugi album – nuragi Sardynii. Tam spędziłem wczasy z rodzicami. Nie
groziło mi więc zdemaskowanie jakiejś kolejnej byłej sympatii.
Do kilku zdjęć na tle
starożytnych budowli pozowała moja siostra. Po tamtych wakacjach zaczynała
gimnazjum.
– Jesteście do siebie
podobne, wiesz? – zażartowałem, myśląc o drobnej figurze Alicji.
– Ona jest blondynką,
gdybyś nie zauważył. W czym widzisz podobieństwo? – zwilżyła uśmiechnięte usta
koniuszkiem języka.
Wyglądała przy tym bardziej niż
apetycznie. Zapragnąłem, by w ten sam sposób polizała mnie.
– Trochę w rysach twarzy,
ale ty nie masz żadnej krosty, i ogólnie. Masz filigranową figurę i drobne
kolana. – Skierowałem wzrok na jej nogi. Przy uważniejszym spojrzeniu dało się
dostrzec, że górna część ud miała większy obwód niż tuż nad kolanem, ale
generalnie nogi Alicji były potwornie chude.
– Jasne, Adamie. Wyglądam
jak dziewczynka z podstawówki. – Żart i komplement raczej mi się nie udał.
– Wyglądasz młodo, ale nie
aż tak. Ile masz lat właściwie?
– Ile byś mi dał?
– Dziewiętnaście.
– Dwadzieścia dwa za trzy
miesiące. Zmieńmy temat. – poprosiła. A po minucie powiedziała znów zdanie,
które już kilka razy słyszałem. – Ta ja już pójdę. Pora na mnie.
– Zaczekaj, Alu. Zaparzę
ci mięty. – Zgodziła się. Wcale jej się nie spieszyło do samotni na ósmym
piętrze.
Jak tylko odstawiłem komputer
na biurko, rozmowa przestała się kleić. Zadawaliśmy pytania o wrażenia z
pierwszych dni w Niemczech, odpowiadaliśmy coś, przytakiwaliśmy, ale wszystko
to było miałkie, bez znaczenia. Mięta w kubku wystygła. Przestała grzać ręce
Ali. Ja nerwowo skubałem palce, zdrapując skórę obok paznokci. Pełen obaw, że
dziewczyna w końcu duszkiem wypije napój i pójdzie do siebie, gdy pretekst do
przedłużenia rozmowy przestanie istnieć, studiowałem napis na jej bluzie: Don’t
give up! Pod literami próbowałem dopatrzyć się wypukłości, które zgodnie według
mej wiedzy o anatomii powinny się tam znajdować. Przeklęte ubrania – dlaczego
zawsze muszą zasłaniać to co najciekawsze? Głupie konwenanse – czy nie byłoby
milej rozmawiać nago? Nie poddawałem się. Alicja ciągle jeszcze miała pełny
kubek.
Z braku lepszych pomysłów,
spytałem, jaki kierunek studiuje.
– Germanistykę i
neofilologię. Literaturoznawstwo. – odpowiedziała żwawo. Na policzki wystąpił
jej lekki rumieniec.
Zaczęła opowiadać o Heine’m. O „Romanzero”,
o zmianie wyznania, o problemach z cenzurą, antysemityźmie i o emigracji do
Francji.
– Jaka to epoka? –
spytałem w pewnej chwili.
– Romantyzm.
– Schiller i Goethe? –
pochwaliłem się, że nie przespałem lekcji polskiego.
– I Hölderlin, Novalis i
Grimmowie. – uzupełniła krótką listę niemieckich romantyków.
Dwa pierwsze nazwiska
usłyszałem pierwszy raz w życiu, ale zrobiłem mądrą minę. Przytaknąłem.
– No przecież, bracia
Grimm też. Zawsze byli dla mnie czymś oderwanym od epok literackich,
ponadczasowi. Że też wcześniej nie pomyślałem o nich w kontekście ich czasu.
Widzisz jaki ze mnie tępy mechatronik?
Uśmiechnęła się życzliwie,
wesoło. Upiła pierwszy łyk mięty.
– A wiesz, co pisał o
Polsce? – Była w swoim żywiole.
– Kto? Heine? – Oczywiście
nie miałem pojęcia. Jeszcze parę minut wsześniej nazwisko Heine stanowiło dla
mnie nic nie znaczącą grupę głosek, będącą częścią nazwy uniwesytetu w Düsseldorfie.
Jak LMU w Monachium czy TU Dresden. „Te u”,
„chaj ne” – jedno licho.
– Tak, on. – I popłynęła
opowieść o podróży Heinego do Wielkopolski i uchodźcach, których spotykał w
Paryżu w latach trzydziestych, po upadku Powstania Listopadowego. – Wiesz? On
był przekonanym demokratą, do szpiku kości przesiąkniętym ideałami Rewolucji
Francuskiej, a mimo to nie patrzył na reformy rolne bezkrytycznie. Wątpił, by
rozdanie ziemi niepiśmiennym chłopom miało przynieść pozytywne skutki.
Właściwie mogę ci pokazać parę fragmentów. Muszę tylko pobiec na górę po
książkę.
Tym razem nie mogłem
protestować. Niech biegnie i jak najszybciej wraca. Żebym nie musiał długo czekać
na jej miły głos i porywający błysk w oku. Odstawiła kubek na biurko, zwinnie
doskoczyła do drzwi i potruchtała korytarzem do windy. Odprowadziłem ją
wzrokiem. Jak zahipnotyzowany gapiłem się na jej nogi i pupę. Chciała tego czy
nie, także od tyłu wyglądała na niedorosłą nastolatkę.
Usiadłem na łóżku i pogrążyłem
się w myślach. Jak tyle wiedzy mieści się w takiej małej głowie? –
zastanawiałem się pełen zachwytu dla nowej znajomej. Od dłuższego czasu czułem
napięcie w spodniach, a kiedy Ala wyszła zniknął też powód, by to ukrywać. Skąd
w tej kruszynce tyle erotyzmu? Co ona w sobie ma, że aż tak podnieca?
Wróciła pół godziny później,
gdy już straciłem nadzieję, że ją kiedykolwiek zobaczę.
– Przepraszam, że tak
długo. – Dyszała ciężko. – Biegłam po schodach... Mogę wejść? – spytała i
zrobiła kroczek w moją stronę. Najwyraźniej zapatrzywszy się na jej twarz,
zapomniałem wykonać gest zapraszający do środka.
– Jasne. – Przestałem jak
kołek blokować przejście.
Pachniała malinami. Tym razem
miała rozpuszczone włosy, jeszcze wilgotne. Ubrana była w sukienkę z płytkim
dekoltem i wysokim stanem, nie zasłaniającą kolan, w kolorze odpowiadającym
zapachowi.
– Musiałam się umyć. Po
całym dniu czułam się nieświeżo. – wyjaśniła. – Taka spocona, śmierdząca. Jak
ty ze mną mogłeś wytrzymać półtorej godziny?
– Posłuchałem napisu na
twojej bluzie. – uśmiechnąłem się.
– Jakiego napisu?
– Don’t give up! – lekko
chwyciłem ją za dłoń i poprowadziłem na łóżko. Usiedliśmy dokładnie w tym samym
miejscu co poprzednio.
Alicja otworzyła książkę i
zaczęła pokazywać mi zdania i fragmenty, zasługujące według niej na szczególną
uwagę. Ja patrzyłem na jej kolana.
– Adamie, słuchasz mnie? –
spytała wyraźnie rozweselona.
– Yyy, tak, oczywiście. Co
znaczy słowo Gemauschel? – spytałem z głupia frant o pierwsze lepsze nieznane
mi słowo, jakie szczęśliwie wpadło mi w oko. Nogi Alicji tworzyły kąt
dwudziestu stopni.
– O, to ciekawy wyraz. Od
Mauscheln, dawnej gry w karty, która zresztą miała wiele nazw, między innymi
Polnische Bank, polski bank. Dzisiaj Gemauschel znaczy tyle co kolesiostwo,
nepotyzm, a dawniej znaczyło też mówić niewyraźnie, z akcentem, po żydowsku. W
tym zdaniu to chyba jest użyte w obu znaczeniach jednocześnie. Sprytnie, co? To
cały Heine!
Nieoczekiwanie sprawiłem Ali
frajdę, że mogła udzielić mi lekcji i pochwalić się głęboką znajomością
niemieckiego. Jak wiadomo, każda kobieta musi się wygadać. Bez gadania nie może
być szczęśliwa. Tylko z mądrymi jest jeden mały problem. Nie zadowala ich
paplanie o pogodzie i ciuchach. Potrzebują odpowiedniego słuchacza i
adekwatnych pytań. Tym razem trafiłem. Objąłem ją ramieniem.
– Może teraz ja ci
poczytam? – Sięgnąłem po książkę, nie omieszkując dotknąć dłoni Ali. – Ciekawe
rzeczy studiujesz.
– Nic wielkiego. To tylko
humanistyka. Nie to co twoja mechatronika. Nie pytam nawet, co to jest, bo na
pewno nie zrozumiem.
– Jutro ci wyjaśnię. Jak
mnie zaprosisz do siebie.
– A znajdziesz czas dla
mnie? Już i tak za bardzo cię dziś oderwałam od nauki. Wiem, że ścisłe studia
wymagają o wiele więcej pracy – i talentu! – niż nasza beletrystyka.
– Przesadzasz. –
uśmiechnąłem się i pogładziłem ją po plecach. – Poza tym, każdy ścisłowiec
potrzebuje humanizmu żeby żyć i myśleć. Bez was ani rusz.
– Po co? Jak to rozumiesz?
– spojrzała mi w oczy.
– Tak, bardzo prosto... –
Trochę mocniej ścisnąłem ją za ramię, usztywniając objęcie, swobodną dłonią
pogładziłem ją po policzku i wolnym ruchem, acz zdecydowanie, nachyliłem się ku
niej, zmniejszając dystans dzielący nasze buzie.
Pocałowałem ją. Mocno
przywarłem do jej wąskich ust i długo nie wypuszczałem z kleszczowego objęcia.
Na barkach poczułem jej dłonie. Zaciśnięte pięści. Na przemian to odpychała
mnie od siebie, to ucisk słabł, a dłonie sięgały do mej szyi. Przez cały czas
ani razu nie otworzyła ust, ale gdy wreszcie odlepiłem się od niej, objęła mnie
za szyję i przejęta szepnęła:
– Dziękuję.
Pocałowaliśmy się jeszcze raz.
Delikatniej. Dotykając się nawzajem ustami, lekko je rozchylając i pieszcząc to
dolną wargę, to górną.
– Piękna humanistka. – szepnąłem
głośno, ukradkiem odłożywszy książkę na bok. Mięsień pod żebrami pulsował ze
zdwojoną siłą. Jej serce też nie miało lekko.
– Zasiedziałam się.
Powinnam iść. – rzekła i zerwała się z łóżka, jakby coś ją piekło.
Wstałem i ja. Nie mogłem
zaprzeczyć. Powinna iść. I tak, jak na pierwszy dzień znajomości posunęliśmy
się wystarczająco daleko. Tylko że wcale nie chciałem, żeby szła. To przecież
nierozsądne spać osobno kiedy można razem.
– Nie wypiłaś jeszcze. –
wskazałem na kubek.
Roześmiała się. Upiła łyczek.
– Jeszcze ci się nie
znudziłam?
– Ani trochę. – złapałem
ją za biodra. – Boisz się mnie?
– Trochę tak. –
odpowiedziała, nie protestując, jak przycisnąłem ją do siebie.
Przesunąłem ręce na pośladki i
pocałowałem ją w usta. Zacząłem namiętnie kąsać wargi. Gdy poczułem, że
odwzajemniła pocałunek, skierowałem się na policzek. Pomału sunąłem mokrymi
wargami do ucha. Następnie niżej, całując szyję od ucha po podbródek. Cały czas
przyciągając Alę do siebie, naciskając na brzuch twardniejącą zawartością
spodni.
Z pewnym wahaniem objęła mnie
za szyję. Stając na palcach, zawisła na mnie.
– Adamie, tak nie wypada.
– szepnęła na jednym wydechu.
– Wiem, Alu. – Przyznałem
rację i zamknąłem jej usta kolejnym pocałunkiem. – Masz kogoś? – spytałem
całując ją za uchem.
– Nie.
– To dobrze. Nikt nie
będzie zły na nas za te pocałunki.
Zaśmiała się krótko.
– Naprawdę powinniśmy
skończyć, Adasiu. – obiema dłońmi złapała mnie za policzki. Miała chłodne ręce.
Nie odpowiedziałem.
Przycisnąłem ją do siebie. Nosem uderzyłem o jej nos, pocałowałem w usta,
końcem języka drażniąc jej wargi. Jednocześnie przesunąłem dłoń po jej tułowiu
zatrzymując się na piersi. Ścisnąłem i... Ala ani drgnęła. Nie zareagowała w
żaden sposób. Nic nie poczuła. Zrozumiałem, że macam gąbkę wypełniającą
miseczkę stanika.
– O której oni mogą wrócić
z pubu?
– Nie wiem. Podobno tam
zamykają o pierwszej.
– Więc mamy jeszcze czas.
Zresztą Gośka może dziś w ogóle nie wrócić, co? – przeciągnąłem palcem pod stanikiem.
– Co masz na myśli?
– Że cię nie wypuszczę –
zacząłem kierować ją plecami w stronę łóżka – nie wypuszczę, dopóki, dopóki...
– Zaciąłem się. Zgłupiałem od naporu hormonów.
– Dopóki co? – Alicja
stawiła opór, odpychając mnie obiema rękami.
– Dopóki mnie nie
pocałujesz. – Pchnąłem ją i wraz z nią runąłem na łóżko.
– Przecież już się
całowaliśmy, Adasiu. – Oddychała głęboko. Zaśmiała się, ale podjęła próbę
odczołgania się dalej ode mnie. Oparła się na łokciu.
Szybko ją dopadłem. Przygwoździłem
ją do łóżka, z całej siły naciskając ręką na obojczyk i przygniatając jej uda
nogą.
– Dopóki cię nie zobaczę
bez sukienki. – sapiąc, szepnąłem głośno.
Wsunąłem rękę w jej majtki.
Była mokra.
– Adasiu, nie! Proszę! –
odpowiedziała, na wpół stanowczo, na wpół ulegle.
– Nie idź jeszcze, proszę.
– Wyciągnąłem rękę, i przestałem krępować jej ciało. Ułożyłem się obok niej.
– Nie jestem taka, jak
myślisz. – Pogładziła mnie po szyi.
– Myślę, że jesteś
dokładnie taka. – Ja zacząłem ją głaskać po boku.
Pocałowaliśmy się krótko i w
milczeniu, tylko patrząc sobie w oczy, kontynuowaliśmy wzajemne głaskanie.
– Wejdziemy pod kołdrę? –
zaproponowałem.
– Ale...
– Możemy zostać w
bieliźnie. Do niczego nie będziemy się zmuszać. – przerwałem jej.
– Zgasisz światło?
– Oczywiście, Alu. –
natychmiast wstałem i podszedłem do wyłącznika.
Gdy się odwróciłem, Ala
siedziała już pod kołdrą. Zasłonięta przed moim wzrokiem, zdejmowała sukienkę.
Odczekałem chwilę.
– Nie przyjdziesz do mnie?
– zdziwiła się.
– Jeszcze staniczek. –
poprosiłem.
Poluzowała zapięcie i
naciągnęła kołdrę po samą szyję. Kazała mi zamknąć oczy i policzyć do
dwudziestu. Oczywiście posłuchałem, zdejmując przy okazji ubrania. Dołączyłem
do niej w samych bokserkach, które nic a nic nie maskowały wzwodu.
Leżąc na bokach, przytuliliśmy
się do siebie. Całym tułowiem poczułem jej ciepło. Zacząłem głaskać plecy i
całować szyję i policzek.
– Adasiu. – szepnęła moje
imię. – ale dziś śpię u siebie, zgoda?
– Odprowadzę cię, jak
zechcesz, ale jak uśniesz ze mną, to cię obudzę dopiero rano.
– Dobrze. Tylko mi nie
zrób krzywdy, jak będę spała. – zachichotała.
– Dobrze, najpierw cię
obudzę.
Przechyliłem ją na plecy.
Zacząłem całować szyję, a ręką sięgnąłem do piersi. Była naprawdę płaska. Jedynie
wypukła brodawka świadczyła o jej obecności. Nigdy wcześniej nie miałem z czymś
takim do czynienia. Obydwie byłe dziewczyny miały czym oddychać, a ja miałem
czym się bawić.
– Rozczarowany? – Alicja
spytała smutno, ale z wyraźną nadzieją w głosie, że zaprzeczę.
– Ani trochę. Kiedy mnie
pocałujesz? – Nie przestawałem pieścić palcami nabrzmiałej brodawki.
Po chwili jej język zakręcił
się wokół mojego.
Przełożyłem dłoń z piersi na
łono i zacząłem całować Alę poniżej szyi. Spod majtek ział ogień. Ustami
rzuciłem się na sutki. Lizałem i ssałem jej na przemian, jak oszalały.
– Alu, jesteś jak
narkotyk... Alu, jesteś piękna... Alu, smakujesz wspaniale – szeptałem co jakiś
czas z zachwytu i pieściłem jej mirabelki.
Uparłem się, że wynagrodzę jej
to, czego poskąpiła jej przyroda. Że samym drażnieniem sutków doprowadzę ją do
orgazmu. Że tym udanym eksperymentem dokonam rewolucji w seksuologii. Że do
podręczników wprowadzimy nowy termin – orgazm piersiowy, i że w naukowym
artykule razem z Alą opiszemy nasze odkrycie. Będziemy sławni.
W pewnej chwili wplotła palce
obu rąk w moje włosy i docisnęła mnie do siebie.
– Adasiu, dziękuję!
Natychmiast włożyłem rękę w
majtki. Zatopiłem w Ali dwa palce. Zacząłem ściskać wzgórek i ścianę pochwy.
– Och, nie! Adasiu, tak
nie! – zaprotestowała, ale nie na tyle stanowczo, bym przestał.
Zassałem prawy sutek, ugniotłem
go językiem, dotknąłem zębami.
– Zdejmę ci majtki, Alu. –
szepnąłem i nie czekając na ustne pozwolenie, pozbawiłem ją resztki ubrania.
Rozstawiła szeroko nogi. Ufnie
wyciągnęła po mnie ramiona. Cała lśniła od potu. Była piękna. Goła. Gotowa.
Znów zanurzyłem w niej palce.
Zacząłem wodzić po wargach odsuwając je i modelując według własnego uznania.
Jej ciało było idealnie miękkie. Całe jej intymne miejsce nasunęło mi na myśl
kielich. Naczynie, które należało napełnić winem.
– O czym myślisz? –
spytała cicho.
– O tobie.
– I co o mnie myślisz?
Złapała mnie za nadgarstek.
Unieruchomiła rękę i docisnęła ją do siebie. Zamknęła powieki. Wyczułem
nieznaczne ruchy bioder.
Powtórzyłem, że jest piękna,
ale myśli, jakie mnie wtedy naszły, wcale takie nie były. Skoro przede mną
rozkłada nogi na pierwszym spotkaniu – rozumowałem logicznie – to i przed
innymi przede mną rozkładała. Ilu facetów mogło już w niej bywać? Dwóch, pięciu,
a może dwudziestu? Z iloma się przespała? O, jak się nadziewa na moje palce –
wie dziewczyna co lubi. I umie to sobie zorganizować. Cicha woda...
Ogarnęła mnie złość i zazdrość
o dziesiątki wyimaginowanych kochanków. Zacząłem machać palcem środkowym.
Drgałem nim jak szalony, uderzając o ściany pochwy. Poruszałem też całą dłonią,
uciskając zwłaszcza pewne zgrubienie, w którym podejrzewałem łechtaczkę. „A
żebyś doszła jak najszybciej!” – kląłem w duszy.
– Aaach! Oooch! – Doszła.
Mimo to nie przestałem jej
pieścić. Jeszcze kąpałem palce w jej kielichu napełnionym po brzegi lepkim
sokiem.
– Adasiu, ja cię kocham. –
zawołała głosem jeszcze słodszym niż wtedy, gdy wyświetlała mi życiorys
niemieckiego poety.
Zrozumiałem, że chyba też
musiałem się w niej zakochać. Inaczej nie dało się wytłumaczyć, że mimo złości
i nie myśląc o własnym zaspokojeniu, doprowadziłem ją do orgazmu.
Pocałowałem Alę w usta. Rzuciła
się na mnie jak lwica na zebrę. Namiętnie, bez opamiętania atakowała moje
wargi, obejmowała je swoimi, śliniła i lizała. Jeszcze żadna dziewczyna mi tak
żarliwie nie dziękowała za masaż...
Zsunąłem bokserki. Położyłem
się na boku obok Ali i podałem jej penis do ręki.
– Adasiu, co to? –
szepnęła, delikatnie ściskając członek w garści.
– Pragnę cię. –
powiedziałem cicho.
Wsunąłem jedno kolano między
jej nogi. Przechyliłem ją na plecy i klęknąłem nad nią. Ala podczas tej
operacji nie wypuściła penisa z ręki. Dopiero gdy pociągnąłem ją za biodra i rozpychając
się między udami odchyliłem kolana na boki, uwolniła go z uchwytu. Potrzebowała
dwóch rąk do obrony. Złapała mnie kurczowo za barki i szepnęła:
– Adasiu, nie! – w jej
oczach dostrzegłem przerażenie.
– Dlaczego, Alu? – udałem
zdziwienie. – Boisz się, że nie zdążę wyjąć?
– Yhy. – przytaknęła.
– Niestety nie mam
prezerwatyw. Nie byłem przygotowany. Wcale nie jestem Casanovą, do którego
kobiety pchają się drzwiami i oknami. – wyrzuciłem z siebie jednym tchem.
Zaśmiała się.
– Ja też wcale nie
myślałam, że to się tak skończy. Że tak szybko, hmm, wskoczę ci do łóżka. –
Przestała mnie odpychać. Zamiast tego zaczęła mnie gładzić po torsie. – Ale
jeszcze nie powinniśmy.
– Naprawdę nie chcesz? –
Dotknąłem ją penisem w samym środku. Wsunąłem go między jej wargi.
Nie miałem zamiaru rezygnować.
Zbyt dobrze wiedziałem, jakie są skutki udanego seksu manualnego. Przez to że
doskonale umiałem zaspokoić obydwie poprzednie dziewczyny palcami, żadnej z
nich ani razu nie włożyłem. Ani w gumce ani bez. Trzeci raz nie mogłem
powtórzyć tego samego błędu. Musiałem ją zdobyć. Posiąść ją całą i od razu.
Pierwszy raz w życiu bez półśrodków.
– Chcę, ale nie jestem
gotowa.
Pocałowałem ją. Wsunąłem język
między wargi. Ala objęła mnie i przywitała mnie swoim języczkiem. Ścisnąłem
kurczowo jej biodra i zagłębiłem się w jej ciele.
Najpierw płytko, czując ją
tylko wokół żołędzi. Chciałem wejść w nią pomału, stopniowo, lecz mimo że ją
trzymałem za biodra, cofała się odruchowo za każdym razem. Tylko pętla z jej
rąk coraz mocniej zaciskała się wokół mojej szyi. Zniecierpliwiony przygniotłem
ją sobą i mocnym rzutem wdarłem się do środka.
– Aaa! – Ala pisnęła i
cała zdrętwiała.
Momentalnie trysnąłem. Dla
niepoznaki pchnąłem jeszcze mocniej. Zacząłem się w niej poruszać. Pomału, ostrożnie,
góra – dół, góra –dół. Szukałem dna kielicha.
– Adasiu, jesteś we mnie.
– szepnęła, chuchając we mnie gorącym powietrzem.
– Jestem. A ty się wokół
mnie zaciskasz, wiesz?
– Bądź ostrożny. Ja już
dawno straciłam kontrolę.
– Masz tam silne mięśnie,
Alu.
– Adasiu, mów do mnie!
Mów, co czujesz. Jeszcze!
– Ciasno jest. To... to
jest jak zatrzask, Alu!
– Jaki zatrzask?
– Zamknęłaś mnie w sobie.
Ścisnęłaś nad żołędzią! Nie mogę wyjść, Alu!
– Adasiu, co się dzieje?
Masz wytrysk?!
– Tak. Już nie mogę.
– Aaach! – Ciałem Alicji zawładnęły
turbulencje.
Zatrzęsła się, a ja drugi raz
trysnąłem.
Przyspieszyłem ruchy. Zacząłem
ją pieprzyć jak królik. Szybko, szybko, prędko, by wykorzystać resztki energii,
do utraty tchu.
W końcu wyczerpany padłem na
Alę jak martwy.
– To było silniejsze ode
mnie, Alu. Wybacz. – Przeprosiłem po dłuższej chwili, gdy już zszedłem z niej,
by jej nie udusić.
– Mmm. – zdołała jedynie
zamruczeć w odpowiedzi.
– Już dawno chciałem ci to
powiedzieć. Jesteś cała mokra. – Dosłownie. Prześcieradło nasączone było naszym
potem.
– Adasiu, dobrze mi.
Przeleżeleliśmy tak pół
godziny. Dopiero potem zamieniłem prześcieradło kocem, przykryłem Alę suchą
stroną kołdry i nagi położyłem się obok niej. Sen nadszedł o wiele szybciej niż
bym się mógł spodziewać.
Obudziło mnie pukanie.
Spojrzałem na zegarek. Była trzecia. Jakiś bezczelny człowiek w środku nocy
dobijał się do drzwi. Błyskawicznie odzyskałem świadomość. Sprawdziłem stan
łóżka. Obok mnie leżała Alicja, na boku, plecami do mnie. Spała jak
zaczarowana. Jej małe piersi drzemały również, w objęciach mych dłoni, jak w
idealnie dopasowanych miseczkach stanika. Więc to nie Alicja. A skoro nie ona, to
kto?
Ostrożnie wstałem. Pośpiesznie
wbiłem się w spodnie i otworzyłem drzwi obłąkanemu wędrowcy.
– To ty? Co tu robisz? –
syknąłem na widok pijanej brunetki o niebieskich oczach, ledwie trzymającej się
na nogach.
– Cześć, dywizjon trzysta
trzy. Yk! – zaczkała.
– Pomyliłaś pokój. Chodź
do windy. – złapałem ją pod ramię i pociągnąłem za sobą w głąb korytarza.
– Nie mogę iść do siebie.
Tam śpi Ala.
– Chodź!
– Ona nie może mnie
widzieć w takim stanie. Yk!
– Nie zobaczy... Jak się
ma twoja ostryga? – spytałem, wciskając numer osiem. – Koneserzy docenili?
– Bezczelny jesteś, wiesz?
Yk!
– No nie wstydź się! Nikomu nie powtórzę. I powiedz, gdzie masz klucz. Bez niego będziesz spać na
korytarzu. - Wyrwałem Gosi torebkę. Brzęczący pęczek kluczy odnalazł się bez najmniejszego trudu.
– Nie uwierzysz. Yk! –
zaczkała, gdy przepchnąłem ją przez próg pokoju.
– W co nie uwierzę? Który
cię bzyknął?
– Żad-en! Yk! Jestem
dziewicą. Yk!
– Starczyło im lizanie muszelki? To zboki francuskie!
– Niechby tylko który spróbował! Yk! Wolę ciebie.
– Weź, Gośka, nie pieprz! Kładź się. Które łóżko twoje? Prawe czy lewe?
– Starczyło im lizanie muszelki? To zboki francuskie!
– Niechby tylko który spróbował! Yk! Wolę ciebie.
– Weź, Gośka, nie pieprz! Kładź się. Które łóżko twoje? Prawe czy lewe?
– Lewe. Yk! Wyruchasz
mnie?
Tym pijackim pytaniem
sprowadziła na mnie zupełnie nowe, perfidne myśli. Przyjrzałem się jej dokładnie. Buzia całkiem ładna. Sympatyczna. Skóra gładka, zadbana. Tylko stan
makijażu pozostawiał sporo do życzenia. Najlepiej gdyby go w ogóle nie było.
Posadziłem ją na skraju łóżka i rozebrałem do pasa.
– O kuśwa! Yk! Nawet nie
wiem, jak masz na imię.
– Cicho siedź, bo obudzisz
Alę. – Bez trudu wszedłem w czasoprzestrzeń pijanej studentki.
Zacząłem miętosić jej piersi.
Obiema rękami. Bezczelnie. Nie zwracając najmniejszej uwagi na to, co sobie pomyśli Gosia, gdy sobie to przypomni odzyskawszy przytomność. Macałem ją i już.
– Co takie małe?! –
syknąłem z sarkazmem.
W przeciwieństwie do płaskiej
Alicji, Gośka mogła co nieco zaoferować. Nawet całkiem fajne miała bimbałki,
ale wciąż nie tak obfite jak melony mojej byłej.
– Yk! Dobrze, żeś desek Alicji nie
widział. Ha, ha!
Pomacałem jeszcze mocniej. "Nie widział?" Gosiu, jak ty mało wiesz o kobietach! Nie słyszałaś, że pozory mylą? – szyderczo się roześmiałem w myślach.
– Lubisz lody?
– Nie trawię. Yk! Weź,
mnie wyruchaj! Pro-o-szę.
Lekko pchnąłem ją w czoło,
kierując jej ciało trochę w bok. Upadła na łóżko, dokładnie jak chciałem. Bez większego trudu ściągnąłem z niej resztki ubrania.
– Ożesz ty! Ale
fryzurka! – nie mogłem się powstrzymać od komentarza. Jeszcze nigdy nie
widziałem, ani na żywo ani w Internecie, żeby dziewczyna goliła się w krzyżyk.
– Podoba ci się?
– Zajebista! Gośka,
otwieraj buzię! – brutalnie zwlokłem ją na podłogę. Kazałem klęknąć. Krawędź
łóżka miała jej służyć za oparcie pleców.
Coraz bardziej mi się ta noc
podobała. Penis rósł jak na drożdżach, w poczuciu niekontrolowanej
władzy. Wyjąłem go z majtek.
– Co taki mały? Yk! - dziewczyna nawet pijana umiała zażartować.
– Postaraj się, Gośka!
Wiem, że zrobisz go dużym.
Z niewielką pomocą z mojej
strony, objęła go ciepłymi wargami. Ja złapawszy ją za uszy, unieruchomiłem głowę. Przystąpiła do ssania. Zaciskała wargi wokół żołędzi i rozluźniała na przemian, w zmiennym tempie, z alkoholową fantazją. Nie pomyliłem się ani
trochę. W jej ustach w mig zrobił się wielki.
– Na razie starczy, Gośka.
Kładź się do łóżka. – Chwyciłem ją pod ramiona, by pomóc jej się podnieść.
Nie jestem przecież potworem.
Nie będę pluć lasce do buzi, tylko dlatego że trochę wypiła.
– Powiedz mi w końcu, jak
masz na imię. – Doznania erotyczne działały otrzeźwiąco. Świadomość Gosi budziła niebezpiecznie szybko. Wracała do rzeczywistości.
– Adam.
– Co ty mi robisz? Yk! Czy
ja...? Adam, gdzie ja jestem? Czy ja jestem goła?
– Jesteś pijana i
idziesz spać. – Przewróciłem ją na pościel. – Jutro sobie wszystko
przemyślisz, Gosiu.
Musiałem wyglądać komicznie,
układając dziewczynę do łóżka, z dyndającym fiutem tuż przed jej oczami. Ale
tym się nie przejmowałem. Uznałem, że nawet jeśli wszystko zostanie w jej pamięci, winić będzie nie mnie lecz pijackie zwidy. Założenie naiwne i nie całkiem słuszne, ale faktycznie nie groziła mi żadna kara. Studentka sama chciała, bym się nią zajął.
Przykryłem Gosię,
pocałowałem w czoło i życzyłem smacznych snów. Przed opuszczeniem pokoju
zebrałem tylko jej ciuchy z podłogi i złożyłem w miarę schludnie na krześle.
– Adam, dziękuję. –
pożegnała mnie stonowanym głosem. Nie odwróciłem się już, nie odpowiedziałem. Nie wiem, czy mówiła jeszcze na jawie, czy już przez
sen.
Wróciłem do Ali.
Rano powiedziałem swojej
germanistce o nocnej wizycie. Oczywiście oszczędziłem jej większości szczegółów.
Jeszcze raz wylizałem jej piersi i pomasowałem w środku. Tak jak wieczorem
mówiła, że nie chce się kochać, ale nie stawiała oporu. Znowu w niej trysnąłem,
a ona dostała drgawek. Pod prysznicem wyznała, że to co robiliśmy w nocy, to
był jej pierwszy raz. Że wcześniej tylko się całowała i to też dawno i
nieprawda. I że mnie kocha.
Zdradziłem ją tydzień później,
z Gośką. Fajnie było. Pobawiłem się bimbałkami, nawet na zapas, i posadziłem
dziewuchę okrakiem na sterczący jak maszt penis, który zresztą sama ustawiła.
Od tamtej pory bawiłem się z nią jeszcze wiele razy, w tajemnicy przed Alą. Za
każdym razem jednak w zabezpieczeniu. Nie uśmiechało mi się jakimś złośliwym
zrządzeniem losu zostać ojcem jej dziecka.
A Alicja? Cóż, wróciła do
Polski z brzuchem. Teraz razem wychowujemy córkę.
***
2.
Gosia miała więcej przygód. Chodząc
po pubach, ciągle wpadała komuś w oko, a to barmanowi, a to podstarzałym
biznesmenom. Zbywała ich wszystkich pustą obietnicą, że może kiedyś się z nimi
napije. Wysławszy uśmiech przygodnemu amantowi prędko wracała do swojej paczki.
Ze studentami-Erasmusami czuła się bezpiecznie. I właśnie jednemu z nich, Josému
Maríi, na którego wszyscy mówili zdrobniale Czema, uległa.
Hiszpan dołączył do grupy
skupionej wokół Gosi kilka tygodni po rozpoczęciu semestru. Ledwie zobaczył tę
żywiołową, zadziorną i atrakcyjną dziewczynę, zagiął na nią parol. W pubie
napisał na kartce numer telefonu, godzinę i datę, a kiedy ferajną wracali do
akademika, podszedł do podpitej Gosi i wsunął jej tę kartkę do tylnej kieszeni
spodni. Spotkał się z udawaną groźną miną i błyszczącym spojrzeniem. Był
pierwszym z tej multi-nacjonalnej grupy, który ośmielił się pościskać jej
tyłek.
- Czema, don’t do it! – Szturchnęła go zalotnie
łokciem. Nie zorientowała się, że dostała przesyłkę.
Dla niego było jasne, że
pierwsze co zrobi dziewczyna po takim klepnięciu, to sprawdzi zawartość
kieszeni. Wszystkie Hiszpanki z jego rodzinnej Walencji bez problemu kumały, o
co chodzi. Wypróbował ten sposób umawiania się na randki jeszcze w szkole
podstawowej, nie dzieląc się patentem absolutnie z nikim. W pełni docenił jej
zalety, konkretnie dyskrecję, w szkole średniej. Też miał w zwyczaju spacerować
ze swoją paczką spokojnymi ulicami miasta późnym wieczorem i podobała mu się
jedna z dziewczyn. Wszystkie mu się podobały, ale tylko ta jedna nosiła okulary
z krzykliwie zielonymi oprawkami. Wtedy dał jej do ręki karteczkę z napisem
„Jutro o trzynastej przed muzeum.” Następnego dnia, zgodnie z oczekiwaniem,
spotkał się z nią sam na sam w wyznaczonym miejscu. Zabrał ją na sjestę do
swojego domu. Nakarmił, napoił i zdjął z nosa okulary. Tydzień później przebił
jej błonkę.
Zachęcony pierwszym
powodzeniem, wypróbował metodę na pozostałych koleżankach z paczki. Nie minęły
dwa miesiące i rozdziewiczył je wszystkie. Osiem panienek w osiem tygodni. I
nikt z chłopaków się nie dowiedział. Do końca szkoły naiwni myśleli, że
stanowią klub cnotliwych prawiczków i dziewic. To były czasy! Dyskoteki,
wycieczki, wymiana uczniowska z Francją – wszędzie były dziewczyny wymagające
uświadomienia, ciekawe nowych doznań albo naiwne romantyczki. José María miał
nosa do dziewic. Czema deflorator.
Gosia odkryła kartkę
przypadkiem i po terminie. Nie kojarzyła od kogo mogła ją dostać. Niemniej,
zaintrygowana charakterem pisma, zadzwoniła. Czema musiał się dwa razy
przedstawiać, zanim go poznała. Ale gdy już do niej dotarło, że to on,
przeprosiła, że wcześniej nie znalazła kartki i zapowiedziała się z wizytą u
niego w pokoju za równe pół godziny.
Wystroiła się, wypachniła i
wymalowała, zupełnie niepotrzebnie. Chłopak miał już wobec niej konkretne plany
i nic, żaden tusz do rzęs i żadna fikuśna apaszka nie mogła go od nich odwieść.
Gdy przyszła, był całkiem goły.
Mokry otworzył drzwi i pobiegł z powrotem pod prysznic, zostawiając na podłodze
kałuże.
- Wejdź! – krzyknął po angielsku, z mocnym
hiszpańskim akcentem.
Wyszedł do niej po minucie,
owinięty w pasie białym ręcznikiem. Stanął tak blisko dziewczyny, że o mało nie
otarł się nosem o jej policzek.
- Fajnie, że przyszłaś, Gosza. – bezceremonialnie
złapał ją za biodro. Drugą ręką chwycił ją za nadgarstek i pokierował tak, by
dłoń studentki otarła się o jego męskość.
- Czema, co ty? – Gośka zamieniła się w słup soli.
Wiedziała, że chłopak pod ręcznikiem był całkiem goły.
Swobodną rękę oparła o ramię
nachalnego studenta, odpychając go od siebie. Dłoń ręki, którą José María
trzymał za nadgarstek z ciekawości przycisnęła do członka. Chłopak się
prostował.
- Chcę cię, Gosza. – szepnął i poluzował ręcznik.
Nie dał dziewczynie czasu do
zastanowienia. Pchnął ją do tyłu. Oparł o biurko i złapał za majtki.
- Czema, stop! – Gośka wyraziła protest, pro forma.
On jednak jej nie słuchał. Padł
przed nią na kolana i zsunął jej majtki do samych kostek. Wcisnąwszy głowę pod
krótką sukienkę, wbił się nosem w krocze.
- De puta madre! – zaklął zobaczywszy czarny krzyżyk
z wystrzyżonych włosów łonowych. On też docenił fantazję dziewczyny.
- Czema, proszę! – Gosia westchnęła, wiedząc, że
wcale nie będzie się bronić. Była wilgotna.
- Yes. – mruknął Casanova, jakby mu zadano jakieś
pytanie.
Rozstawił szerzej kolana Gosi i
wbił się językiem między fałdy zasłaniające wejście do pochwy. Kręcił i
świdrował, jakby się chciał dokopać do skarbu zalegającego na dnie nory.
- O.k., Czema. – Gośka pogłaskała napastnika po
głowie i zaczęła się szybko rozbierać.
Chwilę potem nastąpiła zamiana
roli. Gosia uklękła, a on stanął przed nią z prąciem wycelowanym w jej buzię.
Penis Hiszpana był zdecydowanie najdłuższy z tych, z jakimi dziewczyna miała
kiedykolwiek do czynienia. A na członkach to ona się już znała. Mimo że
dziewictwo straciła dopiero w dwudziestym trzecim roku życia, wspomnieć mogła
aż dziesięć penisów, którym, zanim poznała mnie i Czemę, pomogła w wytrysku.
Chuda była większość z nich, zapewne z racji wieku kochanków, ale tak długi
żaden.
- Czema, to ma dwadzieścia pięć centymetrów. –
jęknęła z zachwytu.
- Nie wiem ile. Ssij już! – ponaglił oschle i
przyciągnąwszy głowę studentki do krocza, pomógł w szybkim podjęciu decyzji.
Gosia zajęła się główką. Objęła
penis i zaciśniętymi wargami zaczęła go oblizywać. Suwała po nim w wolnym tempie,
mrucząc jak kotka.
Następnie przyspieszyła i
pozwoliła mu głębiej zanurzać się w jej ustach. Spojrzała chłopakowi w oczy,
pewnie chwyciła w garść penis ręką i z całej siły zacisnęła wargi.
- Czema, dojdź! Dojdź już, do cholery! – Raz po raz
prosiła po polsku.
Hiszpan rozumiał jedynie swoje
imię, ale dźwięczne rozkazy i tak odniosły skutek. Substancja jądrowa zaczęła
się przesiąkać do członka, jej poziom w specjalnych naczyniach wyraźnie
przybierał, coraz bardziej grożąc przerwaniem tamy i raptowną powodzią.
- Na łózko! – rozkazał.
Chwycił Gosię pod ramiona i
energicznym ruchem przeniósł ją tam, gdzie mu najbardziej pasowało. Uniósł jej
nogi do góry i klęknął przed nią, z oczywistym zamiarem skonsumowania cipki.
- Czema, załóż kondom! – Gośka krzyknęła nerwowo,
jednocześnie mocno pragnąc poczuć w sobie mężczyznę i śmiertelnie bojąc się
konsekwencji.
- Nie ma rozmiaru dla mnie. – zaśmiał się i wszedł w
nią bez najmniejszego oporu.
- Czema, uważaj! O, nie!
Wrzaski w niczym nie mogły
pomóc. Student, doświadczony w boju, oparł stopy Gosi o ścianę i napierał na
bezbronną szparę. Wrzynał się głęboko, dobijał do kręgosłupa, dziewczyna czuła
go w sobie wszędzie, w żołądku, wątrobie i pod sercem. Rżnął ją niemiłosiernie.
Pieprzył z całych sił i głośno oddychał:
- Ach, Gosza! Ach, ach!
- Och! Nie! Czema! Przestań! Wyjdź! –jego zabawka krzyczała
niezrozumiale, po polsku.
- You’re good! Ach, ach, ach! – Hiszpan był w swoim
żywiole.
Nagle przestał się ruszać.
Zastygł głęboko w ciele Gosi. Trysnął.
- Co się stało, Czema? Dlaczego nic nie robisz?
Ruszaj się! No, Czema, dawaj! Bierz mnie! – W odpowiedzi na bezruch, Gośka sama
zaczęła drgać biodrami, coraz bardziej zła, że chłopak nie doprowadził jej
jeszcze do orgazmu i nawet nie zamierzał.
- Chcesz jeszcze? – spytał z szelmowskim uśmiechem.
- Chcę, tylko wyciągnij przed końcem.
Zaśmiał się i ponowił
pieprzenie.
- I did it! I did it! – cieszył się jak sześciolatek,
uruchomiwszy kolejkę na baterie.
Ruchał Gośkę jeszcze długie
minuty, aż się całkiem zmęczył. Ale orgazmu jej nie dał.
Po skończonej zabawie wyciągnął
z szuflady zeszyt. Usiadł obok wyczerpanej dziewczyny, otworzył na stronie
siedemdziesiąt siedem – każda strona kajetu miała w górnym rogu numer
naniesiony odręcznie czerwonym atramentem – zanotował kilka słów i zaczął
wypytywać i zapisywać odpowiedzi: Rok urodzenia? 1992. Aktualny wiek –
dwadzieścia trzy. Ilość dotychczasowych partnerów seksualnych, z penetracją –
1. Odstęp czasu od ostatniego stosunku – 10 dni. Wiek pierwszego razu – 22.
Wiek pierwszego loda – 16. Wiek pierwszej minetki – 16. Wiek pierwszej
stymulacji penisa ręką – 16. Wiek pierwszej palcówki – 14. Wiek pierwszego
macania piersi – 13. Wiek pierwszego pocałunku – 13. Obecny partner – wolna.
- Wcześnie zaczęłaś. – Hiszpan oblizał się lubieżnie.
– Ja zaliczyłem pierwszą „chica”, jak miałem dopiero szesnaście. Zobacz,
„número uno“, Olga, „virgen“.
Gośka nie zdzierżyła takiego
lekceważenia. Wyrwała mu z ręki zeszyt i ze złością cisnęła nim o ścianę.
- Świnia! – skomentowała krótko.
Szybko założyła sukienkę,
resztę garderoby zebrała pod pachę i wybiegła.
Dwa dni płakała. Trzeciego
dnia, w pubie, wręczyła Czemie kartkę. Napisała mu tylko trzy słowa, wielkimi
drukowanymi literami: I HAVE TITS!
- Dodaj to do kartoteki. – syknęła i wyszła na dwór,
opuszczając adorujące ją towarzystwo.
„J have tits”, „mam cycki”: Po
długich rozmyślaniach odkryła przyczynę niepowodzenia seksu z gorącym Josém
Maríą. On ani razu nie dotknął jej biustu. Nie pocałował jej też w usta, ale
tego akurat od niego nie oczekiwała.
***
3.
Przykrość która spotkała Gosię
nieoczekiwanie uderzyła rykoszetem w mój związek z Alą. Po pierwsze nie mogłem
obojętnie patrzeć, jak dziewczyna cierpi. Drugiego dnia żałoby odwiedziłem ją
pod nieobecność Ali i zrobiłem to, o czym zapomniał samolubny José María. Podszedłem
do dziewczyny leżącej jak na katafalku i zacząłem gładzić plecy. Jako że nie
było wygodnie masować przez sweter, zdjąłem z niej część ubrań. Pogłaskałem po
włosach i wzdłuż kręgosłupa, mówiąc raz po raz:
- Gosiu, jesteś piękna.
- Gosiu, ten gnojek nie zasługuje na ciebie.
- Gosiu, stało się. Trudno. Zapomnij. Inne też tak
mają.
Po kilkudziesięciu minutach
moje starania przyniosły skutek. Gosia obróciła się na plecy, biustem do mnie.
- Z przodu też możesz pogłaskać? – poprosiła,
zakładając ręce pod głową.
Pomasowałem jej piersi.
Palcami, językiem, wargami. Pieściłem ją jak Alę za pierwszym razem, z tym że u
Gosi było trochę więcej miękkiego ciała do ugniatania. Za to sutki obu
dziewczyn były tak samo twarde.
Pocałowaliśmy się. Rozpiąłem
suwak w jej spodniach, wsunąłem dłoń w majtki i zrobiłem jej naprawdę dobrze.
Dostała potężnych drgawek. Potem jeszcze jakiś czas dygotała i prosiła, bym nie
wyjmował z niej palców. Założyłem prezerwatywę i w kilka minut zaspokoiłem też
siebie.
- Adam, dziękuję. Wiedz, że zazdroszczę Ali. – objęła
mnie na koniec i kazała wracać do swojego pokoju.
Po drugie, moje igraszki z
Gosią szybko przestały być tajemnicą. Kiedy Alicja przyszła po mnie pocieszyć
koleżankę, wysłuchała po raz któryś z rzędu relację z feralnego spotkania z
Czemą.
- Żeby choć raz mnie dotknął jak twój Adam, nie
miałabym do niego żadnych pretensji. – nierozważnie powiedziała Gosia w pewnej
chwili.
Zszokowana Alicja pociągnęła
temat. Chciała wiedzieć i zrozumieć wszystko. Wyłapywała każdą niespójność
zeznań i tak wymęczyła koleżankę ogniem pytań, że usłyszała i o nocnym
odprowadzaniu pijanej Gosi, i o błyskawicznym trzeźwieniu z moim penisem w
ustach i o przyjacielskim pocieszaniu zwieńczonym orgazmem.
Kiedy zaniepokojony tym, że Ala
długo nie wracała do mojego pokoju, udałem się do dziewczyn na górę, było po
wszystkim.
- Wynoś się! – wrzasnęła i wypchnęła mnie za próg. –
Żebym cię nigdy w życiu już nie widziała! Zdrajca! Świnia! A ja cię kochałam!
Straciłem Alę na okrągły
miesiąc.
Przez ten czas codziennie
spotykałem się z Gosią. Przychodziła do mnie rano przed zajęciami albo wczesnym
popołudniem, jeśli oboje mieliśmy wolne. Schemat schadzek był jednakowy.
Siadała mi na kolana, całowaliśmy się trochę, macałem jej piersi, zdejmowaliśmy
majtki, zakładałem prezerwatywę i siadała na mnie okrakiem. Bzykaliśmy się na
siedzący. Na koniec kładłem ją na plecy i pieprzyłem po misjonarsku. Czasem
wchodziliśmy jeszcze pod prysznic, gdzie znów bawiłem się jej piersiami i
krzyżykiem.
Większość facetów i o takim
związku nawet nie śmie pomarzyć, mnie za to cały czas było mało. Nic już nie
mogło zastąpić mi Ali. Wiedzieliśmy o tym wszyscy troje.
Wreszcie pewnego rana zamiast
Gosi przyszła do mnie Ala.
- Dobrze, zdrajco! – zaczęła dziobiąc mnie palcem w
żebra – Pisałeś codziennie, prosiłeś, kazałeś Gośce mi mówić, że mnie kochasz,
dam ci ostatnią szansę. – Zdjęła koszulkę i rozpuściła związane w kok włosy. –
Pozwalam ci nawet macać Gośkę, jeśli ci pozwoli. Ona ma coś, czego ja ci nie
mogę zaofiarować. Niech będzie, że sobie weźmiesz to od niej. Ale jest jeden
warunek! – Ściągnęła majtki, pchnęła mnie na łóżko i usiadła na mnie. Uwolniła
z bokserek penis i przystawiła go do swojej szpary. – Kończyć wolno ci tylko we
mnie.
- Alu! – nic więcej nie potrafiłem powiedzieć. Szybko
pomogłem jej nadziać się na mnie, zdziwiony że nawet bez gry wstępnej była
wystarczająco miękka i wilgotna, i zaczęliśmy się poruszać.
- Za każdym razem, kiedy obmacasz Gośkę, zdrajco,
przyjdziesz do mnie i dasz mi siebie.
- Alu! – unosiłem biodra w takim rytmie jak
wierzchowiec idący stępa. Potwornie się cieszyłem się, że znów mogłem wieźć
swoją kruszynkę.
- I będziesz we mnie kończył. We mnie i tylko we
mnie. Obiecaj, że bez prezerwatywy żadnej poza mną nie wsadzisz.
- Alu, obiecuję! – Ze stępa raptownie przeszedłem w
galop. Przyciągnąłem dziewczynę do siebie i obejmując ją mocno, napełniłem jej
kielich spermą.
- W ogóle się na ciebie nie gniewałam, ani przez
chwilę. Musiałam tylko sobie parę rzeczy przemyśleć i poukładać w głowie. Wszystko
dzieje się tak szybko. Tęskniłam. – wyznała Alicja, gdy wtuleni w siebie
zastygliśmy w bezruchu na wiele minut.
Tamtego dnia nie poszliśmy na
zajęcia. Świętowaliśmy w łóżku, że znów byliśmy razem.
Nasz związek wkroczył w fazę
idylli. Dzień w dzień zaczynaliśmy się kochać przed siódmą, zasypialiśmy grubo
po północy. Od czasu do czasu odwiedzałem też Gosię. Potem wieczorem
opowiadałem Alicji, jak w dzień miętosiłem piersi naszej wspólnej przyjaciółki,
jak lizałem areole i ściskałem brodawki koniuszkami palców. Składając raport
demonstrowałem wszystkie zabiegi praktycznie, skubiąc i śliniąc śliweczki
Alicji. Po prezentacji albo w jej trakcie Ala siadała na mnie okrakiem i
ujeżdżała jak spokojnego osła tudzież jak narowistego ogiera. Tryskałem wtedy w
niej po kilka razy w trakcie jednego wieczora.
- Myślisz, że już jestem w ciąży? – spytała kiedyś
niewinnym głosem.
- Możemy zrobić test.
- Nie warto. Do lipca jest jeszcze dużo czasu. Zdążę do
końca semestru.
- Dlaczego akurat ze mną chcesz mieć dziecko? Wiesz,
że nie jestem wierny.
- Ha, ha! Cycków Gośki chyba nie nazywasz zdradą?
Poza tym ja też mam coś z tego. Przychodzisz od niej taki naładowany energią,
że chyba powinnam częściej cię do niej wysyłać. – Roześmialiśmy się oboje. –
Chcę z tobą, bo jesteś jednym z dwóch mężczyzn na całym świecie, z którymi
umiem rozmawiać. Ten drugi nie wchodzi w grę, bo to brat cioteczny.
- Jak ma na imię? Poznam go kiedyś?
- Kacper. Poznasz na pewno. Będziesz musiał.
- Opowiedz mi o nim. – poprosiłem.
- Dobrze, ale obiecaj, że się nie zbulwersujesz.
- Dlaczego?
- Bo ci opowiem, jak on się dobrał do moich cycków.
Nadal chcesz?
Mojego zaskoczenia nie da się
opisać. Owszem, byłem ciekawy jej życia erotycznego zanim mnie poznała. Ale że
mi opowie o macankach z kuzynem, to przerosło moje najgorsze obawy.
- Więc słuchaj. – Ala wzięła w dłoń mój penis, jak
maskotkę do zabawy podczas opowiadania. – To było drugie półrocze pierwszej
klasy gimnazjum.
- Oho, Alu, jakie piersi? Przecież byłaś jeszcze
dzieckiem.
- Ha, ha, Adasiu, nie uwierzysz, ale już nosiłam
stanik. – roześmiała się. – Tylko że od tamtej pory niewiele urosły. Więc tak,
poprosił mnie o chodzenie jeden chłopak z klasy. Ciacho! Oczywiście dziś bym
powiedziała chłopaczek. Był dobry w nogę i kosza, poza tym nic specjalnego.
Dzisiaj tacy jak on noszą koszulki z „Polską Walczącą” i „wyklętymi” i
nienawidzą „brudasów” i „ciapatych”. Właściwie zero, ale przede mną chodził z
trzema dziewczynami z mojej klasy i żadna z nich nie zaprzeczała, że się
całowali, oczywiście z języczkiem. Podobno był w tym świetny, więc intrygował.
Każda laska marzyła o nim. Wiesz jakie są nastolatki. Ślepo podążają za modą.
Tak też było w mojej klasie. Która miała iPhone’a, buty Converse i lizała się
ze Ślimakiem, ta była cool laska. No to się zakochałam w Ślimaku.
Akurat była jakaś impreza
rodzinna. Zamknęliśmy się z Kacprem u mnie w pokoju, zostawiając starszyznę za
stołem w salonie z ich nudnymi tematami i winem. Nie od razu, ale może po
godzinie grania w wisielca pochwaliłam się kuzynowi, że idę na randkę.
Pokazałam mu zdjęcia Ślimaka na Facebooku, profile dziewczyn z którymi chodził
przede mną, jednym słowem otworzyłam przed bratem duszę. On pokręcił nosem, ale
nie powiedział nic poza tym, że z takimi koleżankami też by chętnie pochodził.
Zaśmiałam się, no bo jak to, on trzecia liceum, one pierwsza gimnazjum, tak
duża różnica wieku nie pasuje. Wtedy wyznałam też, że Ślimak się z nimi
całował, a ja nie umiem.
„Tego cię nie nauczę” – Kacper
wyśmiał mnie trochę, ale wiedziałam, że to nie było złośliwe. Jeszcze mi
położył rękę nad biodrem i wbił się podbródkiem w obojczyk. Oczywiście odbiłam
piłeczkę i powiedziałam, że nie może mnie nauczyć, bo sam nie umie. Bo nie miał
jeszcze dziewczyny. „Nie bądź taka pewna!” – szepnął mi do ucha całkiem
tajemniczo – „Nie wiesz o mnie wszystkiego.” I jeszcze mnie ścisnął za
pośladek, tak wymownie, jakby się dobierał do dziewczyny. Pokazał mi, że wcale
nie najgorzej się znał na dziewczynach. Mnie przynajmniej od tego macnięcia
zrobiło się gorąco.
Postaliśmy tak chwilę w
niezręcznym milczeniu, blisko siebie – byłam oparta o niego plecami – aż
powiedział, że ewentualnie, jak bym bardzo chciała mógłby mi udzielić paru
praktycznych porad, jak się zachować z chłopakiem takim jak Ślimak. To była
kusząca propozycja. Nie mogłam tego sobie odmówić.
Więc zaczęliśmy. Kacper obrócił
mnie przodem do siebie i powiedział, że trzeba zacząć od najłatwiejszego
całowania i stopniowo przechodzić trudniejszych. Łatwe według niego było
całowanie z języczkiem, a najbardziej wymagające cmokanie policzków. Uśmiałam
się, jak to usłyszałam, ale on mnie wtedy wziął w ramiona i tak pocałował w
policzek, tak poślinił i possał, że musiałam mu przyznać rację. Tyle motylków
mi się wtedy wylęgło w brzuchu... -
W tym momencie Alicja ścisnęła
mocniej mój penis, pocałowała mnie i zaczęła wykonywać regularne ruchy dłonią,
góra, dół, góra, dół.
- ...Czy ty to możesz w ogóle jakoś zrozumieć, że
taka trzynastoletnia siksa chciała się całować ze starszym o pięć lat kuzynem?
Ja tego dotąd nie mogę pojąć. A chciałam. I to nie teoretycznie, w wyobraźni, jak
ze Ślimakiem czy innymi ciachami, w których się zakochiwałam, ale bardzo
realnie. Jak z tobą.
- Nie, Alu, ciebie nie, ale jego to ja doskonale
rozumiem. Chciał cię przelecieć, jak ja teraz. – Ala chyba czekała na te słowa.
Natychmiast położyła się na mnie. Od tej pory byłem w niej, poruszaliśmy się od
czasu do czasu i rozmawialiśmy dalej. To było takie... niesamowite.
- Tak zrobił. – Ala wystawiła język i błyskawicznie
kilka razy poruszyła nim w prawo i lewo, zaznaczając w przestrzeni poziomą
linię. – Poprosił, żebym powtórzyła. Kiedy spełniłam zadanie, kazał powtórzyć,
ale pomiędzy jego wargami. Nie zrozumiałam, o co mu chodzi, więc
zademonstrował. Polizał mnie, uderzając koniuszkiem języka w kąciki między
wargami. Podniecające to wcale nie było i chyba nie miało być. Za to doskonale
przełamało tabu. Potem już ćwiczyliśmy całowanie języczka. Najpierw ja
wystawiłam swój, a Kacper objął go wargami. Potem ja miałam polizać jego
języczek. Cała pierwsza lekcja trwała może z piętnaście minut. Może nawet
krócej, bo przecież nie pilnowaliśmy zegarka.
Tamtego dnia pocałowaliśmy się
jeszcze tylko jeden raz, przy pożegnaniu. Już nie ulotnym muśnięciem,
praktycznie w powietrzu, tylko na mokro, dotykając się kącikami ust. No i z
udziałem rąk. Kacper ścisnął mnie krótko za biodro. Niby nic, a wywarło na mnie
mocne wrażenie.
- Mówiłaś coś o piersiach. – uśmiechnąłem się i parę
razy mocniej poruszyłem biodrami, zatoczyłem ósemki, w prawo, w lewo.
- To było następnego dnia. Dzieliło nas tylko
czterdzieści kilometrów. Półtorej godziny jazdy komunikacją publiczną. Kacper
zaproponował, że spotkamy się przed szkołą i pójdziemy kontynuować lekcję do
mieszkania. Rodzice w pracy, chata wolna przez co najmniej trzy godziny.
Mieliśmy szczęście, że moja młodsza siostra miała akurat „zieloną szkołę” w
górach. Tak, Adasiu, zanim poszłam na randkę ze Ślimakiem, umówiłam się z
własnym ciotecznym bratem. Hi, hi!
Zrobiliśmy powtórkę z całowania
języczka i przeszliśmy do nowego tematu. Kacper zapytał, jaki stanik założę.
Zdziwiłam się, bo przecież bielizny nie widać. Co ma stanik do całowania? Ale
uniosłam koszulkę do góry. „Chyba ten co teraz, a co?” – powiedziałam. Widać
było, że Kacper stał trochę zmieszany. Myślał chyba, że wyciągnę jakiś z
szuflady, a nie stanę przed nim w pozie striptizerki. Ale cóż, słowo się
rzekło. Przyciągnął mnie jedną ręką za biodro, a drugą zaczął badać materiał
stanika. Kiedy schodził palcem pod albo nad miseczkę, dotykając skóry,
łaskotało. Parę razy zachichotałam. Nie tylko od łaskotek. Zdążyłam się już
domyśleć, że Kacpra interesował nie tyle biustonosz co jego zawartość. I wiesz
co? Bardzo mnie korciło, żeby mu się pokazać. I nie tylko piersi, a cała.
Po chwili się odezwał: „Nie,
Alu. Twarde miseczki nie wchodzą w grę.” „Dlaczego?” – nie zrozumiałam powodu.
„Jak on cie zacznie macać, niczego nie poczujesz. Nie będziesz wiedziała, kiedy
się bronić.” – Ha, ha! Ciekawa logika. „Zobacz! Zrobimy eksperyment” –
powiedział. „Ja będę Ślimakiem, a ty obserwuj uważnie.” Opuścił mi koszulkę,
żeby było jak na randce, przyciągnął mnie za biodro do siebie, wysunął nogę do
przodu, wcisnął mi się nią między uda, przesunął dłonią po policzku, złapał
mnie za kark i wlepił się w usta. A ja praktycznie natychmiast rozdziawiłam
buzię i oddałam pocałunek. Starałam się lizać go jak na filmach. Jak na
pierwszy raz nawet nieźle mi wyszło.
- W to ci wierzę, Alu. Jesteś bardzo sprytna.
- Jak przestał mnie całować, jego dłoń leżała
dokładnie na mojej piersi. Spytał się, czy poczułam, że mnie macał, a ja
rzeczywiście niczego nie zarejestrowałam.
- Nic dziwnego. Obmacał gąbkę. – zaśmiałem się. – Mam
z tobą dokładnie takie samo doświadczenie. – znów przyspieszyłem ruchy
biodrami. Ala, nie wypuszczając członka z siebie, usiadła na mnie. Wyprostowała
plecy i niczym dżokej zaczęła mnie ujeżdżać jak na końskiej paradzie. Patataj,
patataj... Obiema dłońmi przykryłem jej piersi.
- W ten sposób przekonał mnie do przymierzenia innego
stanika... Nie wytrzymałam już, Adasiu. Na jego oczach ściągnęłam koszulkę i
uwolniłam haftki. Patrzył jak zaczarowany, a ja powoli odkrywałam coraz więcej
ciała. Spod czarnego materiału uwalniałam ćwierć lewego pagórka, pół, skrawek
sutka, potem kawałek prawej piersi, stopniowo od góry. Umiałam się podroczyć.
Zmieniałam ubranie jak gdyby nigdy nic, a wyszedł striptiz. Hi, hi! – Ścisnąłem
Ali sutki i przestałem się ruszać. Pozwoliłem, żeby sama się poocierała o penis
wyłącznie według własnego uznania. Zatoczyła biodrami walczyka: w przód, w bok,
w tył. – Nie jesteś zły, że ci to opowiadam ze szczegółami?
- Ani trochę, Alu. Temu w tobie twoja historia się
bardzo podoba. – Złapałem jeźdźca za biodra. Rumak postanowił przez chwilę
poskakać. Mustang narowisty. Szybko się jednak uspokoił, żeby nie zrzucić
jeźdźca z siodła.
- Wtedy właśnie Kacper złapał mnie za cycka. Ścisnął
w garści. Obmacał, jakby to była pierwsza pierś w jego życiu. Zaraz mnie
przeprosił, ale ja byłam taka dumna! Nie wyobrażasz sobie. Poprosiłam o
jeszcze.
- Ty poprosiłaś? To już nie wiem, kto kogo podrywał.
- Ja też nie wiem. Poprosiłam, a Kacper spełnił
prośbę. Podotykał mnie jeszcze, ale delikatniej. Samymi palcami...
Przymierzyłam trzy albo cztery staniki. Sprawdziliśmy, przez który najlepiej
czuć dotyk. Oczywiście wynik był taki, że na randkę najlepiej iść w samej
bluzce, bez niczego pod spodem. Adasiu, teraz muszę cię poważnie ostrzec.
- Przed czym?
- Że ja od tamtej pory się nie zakrywam przed
Kacprem. Nie wstydzę się go. Jakbyś kiedyś zobaczył, że jestem przy nim
nieprzyzwoicie ubrana, to nie miej mi tego za złe. Chyba że ci to będzie bardzo
przeszkadzać, to się zacznę ubierać.
- Alu, kocham cię. Poza tym nie sypiasz z nim chyba.
- Nie no, co ty! Mamy kilka wspólnych sekretów,
takich jak ta nauka całowania, ale to wszystko. Chciałam tylko, żebyś wiedział,
że bywam przy nim nie całkiem ubrana i w ogóle w zasadzie nie mam przed nim
tajemnic. To jedyny człowiek, teraz jesteś jeszcze ty, z którym mogę o
wszystkim rozmawiać. To dla mnie wielka wartość, której nie chciałabym stracić.
- Rozumiem.
- A wiesz, co wyszło z chodzenia ze Ślimakiem?
- No, nie mam pojęcia.
- Na dzień dobry wepchnął mi język tak głęboko, że aż
dotknął do podniebienia. Obrzydliwe. Wystraszyłam się, że zwymiotuję na jego
żółtą koszulę. Głupio by było. Pewnie mu ją mama przed wyjściem uprasowała, a
tu... wymiociny. Wyleczyłam się wtedy z zakochiwania się w bożyszczach tłumu.
Never follow the crowd, nie podążaj za tłumem, Adasiu! – zaśmiała się. Położyła
się z powrotem na mnie i zaczęła przesuwać się na penisie jakby jeździła windą.
Góra, dół, góra... Stopniowo coraz bardziej intensywnie. Do utraty tchu, do
utraty sił. Przed snem musieliśmy zmienić pościel, jak zawsze.
Tak spędzaliśmy wieczory.
Kochaliśmy się o opowiadaliśmy historie z naszej przeszłości, teraźniejszości i
fantazje o tym, co się może zdarzyć.
Zdałem relację z moich
poprzednich dwóch związków. Dowiedziała się o wszystkim, co tylko zdołałem
sobie przypomnieć, wodząc ustami i liżąc ją po całym ciele. O tym jak pierwszej
z nich, Marioli, wlazłem do śpiwora na „zielonej szkole”. Wówczas to moja ręka,
instynktownie albo przez nieuwagę, sam nie wiedziałem jak i kiedy, znalazła się
między jej udami. Dziewczyna przeganiała mnie, ale nieskutecznie. Zrobiłem jej
pierwszą w życiu palcówkę. Koleżankom mówiła potem, że próbowałem dotknąć jej
piersi pod bluzką, ale mi nie pozwoliła. Chyba nikt z klasy nie podejrzewał, że
gadka o biuście to zasłona dymna. Bardzo krótko i mało zdecydowanie
bulwersowali się, że szeptaniem, szuraniem i głośnymi oddechami nie daliśmy im
spać w nocy. Tak się tylko domyślam, bo nikt nigdy nie powiedział wprost, co
konkretnie przeszkadzało. Hmm. Po tej akcji, w pierwszej klasie liceum, do
końca szkoły dziewczyny widziały we mnie partnera do rozmów na różne tematy.
Nie raz zwierzały mi się dyskretnie i prosiły o radę lub wytłumaczenie
zachowania chłopaków. W oczach koleżanek byłem wystarczająco kompetentny i
godny zaufania.
Z Mariolą wytrwałem trzy
tygodnie. Potem wracaliśmy do siebie jeszcze trzy razy. Nic trwałego z tego nie
wyszło, ale co się nalizaliśmy, to nikt nam nie odbierze. Jeszcze teraz na
samo wspomnienie jej ciepłych ust przechodzą mnie ciarki i mi staje.
Potem była jeszcze Weronika,
poznana na lektoracie angielskiego. Długo nie miałem pewności, czy podejmować
próbę przedłużenia znajomości poza salę lekcyjną. W grę wchodziły wtedy jeszcze
inne „kandydatki”. W końcu jednak, po ostatnich zajęciach w drugim semestrze,
po których mieliśmy się już nigdy nie spotkać, zaprosiłem ją na kawę. Okazało
się, że mieszkała daleko. W lato spotkaliśmy się tylko dwa razy, kiedy w jakiś
sprawach przyjeżdżała do miasta. Za to we wrześniu pojechaliśmy razem w Sudety.
To stamtąd pochodzą zdjęcia na Flickr’ze, które niechcący pokazałem Ali, kiedy
mnie odwiedziła po raz pierwszy.
Opowiedziałem, jak pierwszy raz
złapałem Weronikę za majtki. Wybraliśmy pokój z oddzielnymi łóżkami. Właściwie
nie byliśmy jeszcze parą, lecz zaledwie znajomymi. Kontakt fizyczny do tamtej
chwili ograniczał się do podania ręki. Tacy skromni byliśmy. Po przyjeździe,
trzeba było rozpakować się i odświeżyć. Zaraz potem zamierzaliśmy rzucić okiem
na okolicę.
Pytanie: Kto pierwszy pod
prysznic? Padło na mnie. Następnie Weronika. Jak ją zobaczyłem z mokrymi
włosami w letniej różowej sukience, nie wytrzymałem. Uznałem, że teraz albo
nigdy. Przełknąłem ślinę i bez słowa obróciłem ją plecami do siebie, objąłem i
pocałowałem w szyję. „Mieliśmy iść na dwór. Byłeś głodny. Obiecałeś mi pizzę.
Adam, potem.” – mruczała i zaśmiewała się, drapiąc mnie po głowie i także
całując. Padliśmy na łóżko i natychmiast złapałem ją między nogi. Miała na
sobie majtki ze śliskiego materiału, przypominającego strój kąpielowy. Od tego
dotyku momentalnie zesztywniała. Odepchnęła mnie i przybrała poważną minę. Nie
padło ani jedno słowo komentarza, ani pochwała ani nagana, tylko suche
„Chodź!”, żebyśmy poszli na zewnątrz.
- Ładna była? Duże miała cycki? Kiedy jej wsadziłeś?
– Wysłuchawszy tego fragmentu opowieści, Ala rzuciła się na mnie jak lwica.
Zaczęła gryźć szyję. Kąsała żebra, jakby torując sobie drogę do serca. Nadziała
się na penis i zawyła. Błyskawicznie doprowadziła mnie do wytrysku. Sama
szczytowała dwie minuty później.
- Rozmiar 75 C, Alu. Nie wsadziłem jej nigdy. Tylko
palcami ją seksiłem.
- Pianista. – uśmiechnęła się, dysząc błogo,
złożywszy głowę na moim torsie.
Wreszcie zdradziłem Ali
największą tajemnicę, podobną do tej, którą ona podzieliła się ze mną. Różnica
jest tylko w tym, że o ile Kacper obmacał własną siostrę cioteczną, ja dobrałem
się do piersi przyjaciółki kuzynek. Różnica wieku podobna.
- Na basenie? Nie mogłeś wybrać dyskretniejszego
miejsca?
- Jak, Alu? Miałbym może wprosić się do niej do domu?
Odwiedzić pod nieobecność rodziców? Sam, bez bliźniaczek? Poza tym niczego przecież
nie planowałem. Byłem w żałobie po trzecim zerwaniu z Mariolą. Daj spokój. Maturzysta
i trzynastolatka?
Opowiedziałem o wycieczce do
dużego aquaparku podczas kilkudniowej wizyty u rodziny. Zazwyczaj widujemy ich podczas świąt ale tym razem zatrzymaliśmy się u nich, robiąc przerwę w podróży nad Adriatyk. - Piszę „widujemy”, bo odkąd Alicja stała się członkiem
rodziny, i nie ma tu znaczenia że bez formalnego ślubu, też uczestniczy w
zlotach na Wielkanoc i Święto Zmarłych. - Byłem już szczęśliwym posiadaczem prawa jazdy. Dorosły chłop. Godny
zaufania. Ojciec pożyczył mi kluczyki od samochodu i zawiozłem siostrę, obie
kuzynki, bliźniaczki Basię i Kasię, oraz ich nierozłączną przyjaciółkę
Patrycję, wszystkie cztery z tego samego rocznika, do kompleksu basenów z wodą
geotermalną. Było raptem pół godziny jazdy.
Dziewczyny śmiały się, wbiegały
po schodach na zjeżdżalnie, podskakiwały w wodzie, a ja im zerkałem na piersi.
U jednej z bliźniaczek przez mokry kostium można było rozpoznać zarys sutków. A
już biust Patrycji, to była bajka. Dwie pomarańcze zawinięte w granatowy
materiał, każda oddzielnie. Zdawały się wołać o pomoc w uwolnieniu się od
reszty krępego ciała. Na czole, na brodzie, na dekolcie straszyły nieapetyczne
krosty, ale piersi wynagradzały wszelkie niedostatki.
- Pierwszy raz macnąłem ją na zjeżdżalni. –
uśmiechnąłem się do Ali, kreśląc palcem kółko wokół jej prawego sutka. – To
była taka długa rura z serpentynami. Wchodziło się wysoko po schodach, czekało
na zielone światło, siadało na pupie i siup! Jak przyszła kolej Patrycji, a
siostry były już na dole, zaproponowałem, niby żartując, żeby zjechać we dwoje.
Pomysł nie był oryginalny, wiele dzieciaków tak robiło. No, a jak było w rurze
nietrudno zgadnąć. Na pierwszym zakręcie przesunąłem dłonie z bioder młodszej
koleżanki dokładnie na piersi. Sunęliśmy w dół, niesieni prądem wody – wcale
nie prędko; w pewnej chwili nawet o mało się nie zatrzymaliśmy – ściskałem pomarańczki
Patrycji, a ona się darła wniebogłosy. „Aaa! Aaa!” Cycuszki okazały się miękkie
jak dobrze wygnieciona plastelina. Po wylądowaniu złapała się za stanik,
sprawdziła, czy dobrze leży, czy nic nie wystaje i... spojrzała na mnie spode
łba, nic nie powiedziała.
- A co miała mówić? Adasiu! Myślisz może, że byłes
pierwszy i jedyny? – Ala zaśmiała się i pocałowała mnie w szyję kilka razy.
- Nie, Alu. Byłem piąty, ale o tym się dowiedziałem o
wiele potem. A, i nie byłem pierwszy ale za to ostatni. – ugryzłem Alę w ucho i
wszedłem w nią. Zacząłem się w niej pomału poruszać.
- Aaach. – westchnęła z przyjemnością.
- Zaraz potem powtórzyliśmy zjazd w rurze. Nie byłem
pewien, czy Patrycja nie zacznie być ostrożna, ale wnet moje obawy się
rozwiały. Nie zgodziła się na propozycję Basi, by zmienić kolejność. A kiedy
dziewczynki znikały jedna po drugiej, kilka razy otarła się o mnie łokciem. Tak
niechcący, bez znaczenia.
- Że niechcący, mogę uwierzyć, ale jak bez znaczenia?
Kusiła cię przecież. Ha, ha!
- Myślisz?
- Myślę. – Ala, delektując się poczuciem wypełnienia,
położyła sobie moją dłoń na piersi. – W tym wieku, Adasiu, raczej nie chodziło
jej o erotyzm w takiej postaci, w jakiej my się bawimy teraz, tylko o zwykłą
bliskość, przyjaźń i dowartościowanie. Takie młode dziewczyny wcale nie są
pewne swojej wartości. Nie znają swojego ciała. Dojrzewają fizycznie, a w głębi
duszy nie czują się kobietą. Nie wierzą. Potrzebują potwierdzenia. Powiedziałeś,
że miała pryszcze. Ale ty nie zwracałeś na nie uwagi. Okazałeś zainteresowanie.
Poza tym imponowałeś małolacie. Jestem tego pewna. Więc to normalne, że się do
ciebie kleiła... Tylko ty byłeś niedobry, Adasiu! – Ala zaczęła mnie szczypać w
podbródek. – Świntuszek! Wykorzystałeś naiwną. A, ty niedobry!
Ale uderzyła mnie kilka razy w
policzek. Lekko. Położyła się na mnie, poruszyła biodrami i świat przestał
istnieć na kilka minut.
- Dopiero po czwartym czy piątym razie bliźniaczki
wywalczyły zmianę kolejności. – kontynuowałem opowieść następnego wieczora.
- Nie chcesz chyba powiedzieć, że je też... Ha, ha,
Adasiu!
- Nie, Alu. Z nimi zjeżdżałem, trzymając w talii.
- Stał ci?
- No, był trochę spuchnięty, na pewno.
- Biedactwo. Ja się nim zajmę. – Ala objęła penis
palcami i zaczęła go przechylać, w prawo, w przód, jak drążek skrzyni biegów.
Powiedziałem, że podczas
pływania postarałem się, żebym przez chwilę został z Patrycją sam na sam w
pewnej sztucznej grocie. Że tam, stojąc przy krawędzi basenu, pogłaskałem ją
pod wodą jednocześnie po plecach i brzuchu, że pogładziłem ją wzdłuż krawędzi
majtek i tuż pod stanikiem. Że nastolatka kucnęła, a kiedy woda sięgała brody,
od góry wsunąłem palce pod wąski pasek pomiędzy miseczkami stanika.
Że przez minutę albo dwie
ugniatałem nagie piersi Patrycji. Przez opary unoszące się nad wodą z daleka
trudno było dojrzeć postacie dwojga osób przycupniętych w narożniku, a co
dopiero poznać, że wiązanie granatowego stanika należącego do jednej z nich na
chwilę przestało pełnić swoją funkcję. A blisko nas nikogo nie było.
- Dwa razy tam podpłynęliśmy sami. Za pierwszym razem
stanąłem plecami do krawędzi i tyłem oparłem Patrycję o siebie. Chciałem, żeby
widziała cały basen i miała pewność, że nikt nas nie podgląda. Bez słowa
odsunąłem ramiączko i z boku włożyłem dłoń pod materiał. Pierś była pulchna,
plastyczna jak ciasto na racuchy.
- Ale jej zazdroszczę! – szepnąła Ala, kładąc się na
boku i kierując moją dłoń na swój biuścik. Zacząłem delikatnie ugniatać miękki
stożek.
- Po tym jak poczułem w dłoni naturalny sutek, a nie
jakiś tam syntetyczny polipropylen, byłem już pewien, że mi wszystko wolno.
Rozwiązałem sznureczek i mocno złapałem obydwie kule. Kostium, trzymając się
tylko na szyi, uniusł się bliżej tafli wody. Wyglądem przypominał meduzę.
Macałem, aż na horyzoncie pojawiły się bliźniaczki.
- Przeszkodziły ci? Co za nieszczęście. – Ala się
zaśmiała życzliwie szyderczo. Nie przestawałem masować.
- I całe szczęście. Takie przyjemności trzeba
dawkować.
- Co za dużo, to niezdrowo. – Powiększyłem obszar
głaskania o bok i część brzucha.
- Podpłynąłem do nich kraulem, szybko, głośno i
rozbryzgując wodę. Odwróciłem na chwilę ich uwagę, dając czas Patrycji poprawić
kostium i uspokoić oddech.
- Dżentemen z ciebie, Adasiu.
- No a drugim razem, to ona przybyła pierwsza do
krawędzi basenu. Pogładziłem jej plecy, dając znać, że jestem i że znów będę
chciał czegoś od niej. Znów rozwiązałem sznurek, nie była tym już ani trochę
zaskoczona. Dopiero wtedy obróciła się do mnie przodem. Patrząc mi przez ramię
mogła kontrolować, czy ktoś zmierza w naszą stronę, a ja stojąc tak, żę moje
prawe kolano znajdowało się między jej nogami formowałem trójwymiarowe obłe
figury figury o niepowtarzalnym kształcie. Bawiłem się młodymi cyckami jakby od
zawsze były moje.
- Starczy już tych opowieści, Adasiu. Wiesz, co mi
jesteś dłużny? – Ala nie musiała mnie dwa razy prosić. Jeśli kalendarz nie
kłamie, jest duże prawdopodobieńswto, że właśnie tego dnia wstrzyknąłem tę
porcję spermy, która dała początek naszemu dziecku.
***
4.
Mała główka Ali mieściła nie
tylko ogromne pokłady wiedzy, ale też produkowała niezliczone fantazje, jakich
nie powstydziłby się żaden doświadczony scenarzysta filmów porno. Jej wygląd
zewnętrzny, dardziej dziewczęcy niż kobiecy, sugerujący dziecięcą niewinność
kłamał jak bardziej niż dowolny demagod lub polityk. Masturbowała się myśląc o
kolegach z roku, o nauczycielach ze szkoły i o postaciach literackich. Widziała
siebie w najróżniejszych rolach. Niewolnicy i arystokratki, branki janczarów i
królewskiej faworyty, taniej galerianki i luksusowej geiszy, złej uczennicy kupującego
stopień dopuszczający i bezwględnej profesorki kochającej uczniów dosłownie. Nic
co ludzkie nie ominęło snów mojej Alicji.
Być może dzięki temu bogactwu
myśli ustrzegła się poważnych błędów w realnym życiu? Może dumnie twierdzić, że
od randki ze Ślimakiem do orgazmu ze mną nie poddała się ślepemu uczuciu
zakochania. Mimo że pokus nigdy nie brakowało. I nie tylko Kacper, jak się
okazało wcale niegroźny, ostrzył sobie na nią zęby.
O ostatniej przygodzie z lubieżnikami
opowiedziała mi z najdrobniejszymi szczegółami. Musiała, bo historia zatoczyła
koło i wróciła do nas w osobie Jadranki.
- Wiesz, Adasiu, najdziwniejsze miejsca na świecie to
dworce kolejowe... i bardzo niebezpieczne dla dziewic. – Ala śmiechnęła się
zalotnie.
- Dlaczego? – objąłem ją w biodrach, nie mogąc się
doczekać kolejnej porcji pikantnych zwierzeń.
- Bo na dworce jak ćmy do lampy zlatują się różne
dziwne typy. A wielu z nich przyświeca jeden cel: poruchać, najlepiej młode
ładne. – rozebrałem Alę i siebie. Weszliśmy pod kołdrę.
- Zamieniam się w słuch, kochanie. – pocałowałem ją i
położyłem prawą dłoń między uda.
- Przekonałam się o tym zaraz po przyjeździe tutaj.
Poszłam coś zjeść do Arcaden, do tego centrum handlowego nad stacją, i... jak
bym była trochę głupsza niż jestem, nie ty byś mnie rozdziewiczył, a jeden z
dworcowych typków. Ubiegliby cię o półtora tygodnia. – roześmiała się.
- Kto taki? - zbliżyłem palce do wilgotnego miejsca, wyznaczając cel rozpoczynającego
się masażu.
- Chłopcy. Tu gdzie mnie teraz dotykasz, oni też już
byli. – Pocałowała mnie i poprosiła, bym wysłuchał do końca.
Zaczęła od tego, że kupiła
kanapkę w przydworcowym Subway’u. Wybrała ten bar, bo w środku prawie nie było innych
klientów i panowała względna cisza. Po kilku minutach, mniej więcej w połowie
posiłku, do jej stolika podeszło dwóch śniadych kolesi. Wysoki chudy i bardziej
tęgi, barczysty niedużego wzrostu. Spytali, czy wolne i usiedli, mimo że
wszystkie inne miejsca były swobodne. Na pierwszy rzut oka wyglądali na
dwadzieścia parę lat. Później się okazało, że mieli mniej, ale to normalne, że
przy pobieżnym zgadywaniu wieku można się pomylić. Mówili po niemiecku, w
miejscowym narzeczu. Gruby usiadł naprzeciwko, Chudy wybrał krzesło obok
Alicji. Przysunął się niebezpiecznie blisko.
„Jak masz na imię” – zapytał
barczysty. „Alicja.” „Ty chyba nie chodzisz do naszego Gymnasium?” „Do
Gymnasium?” – zdziwiła się – „a wy do którego chodzicie?” „Do Goethe’go.
Chodzisz do Realschule?” – spytał wysoki, kładąc rękę na oparciu jej krzesła. Z
zewnątrz musieli wyglądać jak troje znajomych. „Realschule? Nie, nie chodzę do
Realschule. Do Gymnasium.” – uśmiechnęła się. Zrozumiała pomyłkę chłopaków.
„Nie widzieliśmy cie jeszcze, a my tu wszystkich znamy.” – odezwał się znów
niski. „Met” – przedstawił się, podając Ali rękę. „Timur” – wysoki chłopak
ściskał dłoń Ali wyraźnie dłużej niż potrzeba. „Więc które Gymnasium, Siemens
czy Rodzeństwo Scholl?” – gruby nie odpuszczał. „Rodzeństwo Scholl.” „Która
klasa?” – tym razem spytał Timur. „Yyy” „No, ile masz lat?” – Med doprecyzował
pytanie. „A na ile wyglądam?” – Alę zaczynała wciągać gra w udawanie uczennicy.
„Trzynaście” „No, dokładnie trzynaście” – potwierdził Timur i złapał Alę za
kolano.
„Zabierz rękę!” –
zaprotestowała. Posłuchał się, przeprosił. Met błyskawicznie zmienił temat. „Z
tuńczykiem?” – wskazał na kanapkę Ali. – „moja ulubiona. Będziesz tu częściej
wpadać, czy widzimy się ostatni raz?” – spytał. „Możliwe, że będę.” „Timur cię
lubi.” – gruby wyszczerzył zęby w szerokim uśmiechu. Wysoki natychmiast
potwierdził słowa kolegi, kładąc rękę już nie na kolanie Ali, lecz mocno
chwytając ją za udo.
„A wiesz, że kogoś mi
przypominasz?” – odezwał się, zanim dziewczyna zdążyła zebrać myśli. „Mnie też.
Ellen Page.” – Met wszedł mu w słowo. „Nie!” – jęknął Timur. „O, wiem! Chloe
Moretz!” „Nie, też nie.” „Saoirse Ronan?” „Też nie!” „Mia Wasikowska! Jak nic,
Mia!” „Dokładnie! Alu, mówił ci ktoś już, że wyglądasz jak Mia Wasikowska?
Takie same włosy, takie same oczy i usta.” „Nawet nos podobny” – dodał Met, nie
spuszczając z oczu zdezorientowanej, jak myślał, siódmoklasistki. Timur
natomiast w ciągu tej wyliczanki zdążył przesunął dłoń jeszcze wyżej. Ani
myślał zostawić nogę w spokoju. Nawet sukienka mu nie przeszkadzała w dotarciu
do pachwin. „A kto to jest ta Mia Wasikowska?” – Ala zachichotała. Z nerwów, bo
nie przywykła przegrywać potyczek słownych, a tym razem trafiła na twardych
zawodników, ze strachu, bo chudy dryblas na zbyt wiele sobie pozwalał i
dlatego, że w dotyk okolicy pachwin ją łaskotał.
„Nie znasz Mii Wasikowskiej?
Chyba jesteś jakaś nietutejsza.” – Met zdawał się mieć na wszystko gotową
odpowiedź. – „Mówisz po prusku, nie chodzisz do Goethe’go, skąd jesteś?!” „Z
bogatej rodziny. Twój ojciec jest lekarzem czy adwokatem? – W połowie zdania
Timur złapał Alę za kroczę. „Aaa!” – odruchowo pisnęła, wyprostowała plecy i
zacisnęła kolana. Chłopak, ani trochę nie przejęty gwałtowną reakcją, chwycił
jeszcze mocniej. Środkowym palcem wdarł się w kobiecy rowek. Ala musiała na
moment zamknąć oczy. Świat w jej głowie zawirował. W brzuchu zaczęły latać
motyle.
„Nie bój się, Met nic nikomu
nie powie, a poza nim nikt nas nie widzi.” – szepnął Timur na ucho, absolutnie
pewny siebie. „Umów się ze mną.” – chuchnął jej we włosy. Jego palce nie
przestawały buszować w najbardziej wrażliwym miejscu. Ala bezwiednie
rozszerzyła nogi. „Nie mogę, Timurze.” „Musisz.” – Timur nie zamierzał się
poddać. Zwinnym ruchem włożył jej rękę w majtki. „Nie golisz?” – szepnął przez
zęby. Siedzący naprzeciw Med kilka razy lubieżnie oblizał usta. „Nie.” „Gęsto
tam masz.” – Timur powiedział formalnie do dziewczyny, ale faktycznie była to
informacja dla przyjaciela. „Dasz mi numer telefonu?” „O.K., dam, ale
przestań!” Timur się uspokoił. Przestał cisnąć, ale ręki z majtek od razu nie
zabrał. „Mokra jesteś. Nie mogę cię tak zostawić bez krótkiego spaceru.” –
powiedział normalnym tonem. Med wyciągnął z kieszeni komórkę. Czekał, aż Ala mu
podyktuje numer. „Nie pamiętam swojego numeru, chłopcy.” – jęknęła cicho. Drżącą
ręką podniosła ze stołu swój telefon, odszukała i podyktowała grubemu ciąg
liczb. „Med, chcesz dojeść kanapkę? Ja już nie mogę.” – zaproponowała, widząc
jak na dłoni absurdalność sytuacji. Roześmiali się wszyscy troje. Wyglądali
przy tym jak starzy dobrzy znajomi. Tylko że normalni znajomi nie wtykają pod
stołem palców w nieswoje organella. A palec Timura właśnie zagłębił się w Ali.
„Timurze, zabierz rękę,
proszę.” – Ala syknęła sylabizując każde słowo. „Gdzie idziemy?” – jego reakcją
było pytanie. „Chodźcie w miejsce O.” – zaproponował Med. „Idziemy?” – spytał
Timur lekko cisnąc dłonią. „Dobrze.”
Miejscem O okazała się damska
ubikacja w rzadziej uczęszczanej części pasażu handlowego. „Chłopcy, muszę
iść.” – Po przejściu kilkudziesięciu metrów, Ala odzyskała rezon. Już nie
trzęsły jej się ręce i nogi przestały przypominać watę. „Naprawdę muszę.” „Nie
zrobimy ci krzywdy. Jakby co zawsze możesz krzyczeć.” – Med był do bólu
bezpośredni. „Za gwałt idzie się do pierdla.” – dodał Timur. „Więc czego chcecie?”
– spytałam trzeźwo. „Chcesz wiedzieć?” „Chcę. Nie jestem smarkulą, za jaką mnie
bierzecie.” „Pokażesz nam piersi? Bardzo cię proszę.” – Timur, jak dobry aktor,
w mgnieniu oka zupełnie zmienił sposób bycia, z łobuzerskiego na przesadnie
uprzejmy. „Mam pokazać wam piersi? Czy wyście nie poszaleli?” Podrywacze
spojrzeli po sobie. Tym razem Ala była szybsza. Nim zdążyli ustalić odpowiedź
zadała kolejne pytanie. „I tylko piersi. Nic więcej?” „Jak zechcesz, to jeszcze
byś zdjęła majtki, ale to tylko od ciebie zależy.” – Timur mówił tak niepewnie,
że prawie zaczął się jąkać. „Dobra, ale ty, Timurze, masz trzymać ręce przy
sobie.” Weszli w krótki korytarz prowadzący do ubikacji. Panowie na prawo,
panie na lewo. Tym razem na lewo skręciły dwie panie o niestandardowej
anatomii. Sądząc po ich doskonałej orientacji, należały one do częstych gości
tego miejsca.
W kabince, czystej i
przestronnej jak przystało na płatny kibelek w cenie jednego euro, Ala zrobiła
striptiz. Rozmawiali szeptem, mimo że nikogo więcej w toalecie nie było. Na
wszelki wypadek. „Ile macie lat, chłopcy?” – spytała oddając Medowi stanik.
„Szesnaście, a ty?” „Dwadzieścia dwa.” – powiedziała zgodnie z prawdą. Zaklęli
obydwaj.
Ala stanęła przed nimi całkiem
naga. Uniosła ręce, powoli obróciła się dookoła. „Mogę cię dotknąć?” – spytał
Timur nieśmiało. „Już dotykałeś. Więcej nie możesz.” „A Med? On jeszcze nigdy
nie miał dziewczyny.” „Nie wierzę.” „Jest prawiczkiem.” „Yhy” – przytaknął wspomniany
chłopak. „Możesz, ale tylko biust.” – Ala postanowiła zrobić jeszcze jeden
dobry uczynek. Oszukali ją z tym bezpieczeństwem, w ubikacji bezobsługowej
mogłaby krzyczeć godzinami, zanim ktokolwiek by się zjawił. Mimo to była pewna,
że nie grozi jej niebezpieczeństwo. Chłopcy panowali nad sobą.
Opowiadając mi tę historię była
tak samo mokra jak wtedy. Twierdziła, że przez masaż, który jej robiłem, ale w
tym wypadku trudno o stuprocentową pewność. Wspomnienia raczej nie były bez
znaczenia.
Med pomacał jej piersi.
- Żadna rewelacja. Może bym mu trójkę postawiła. –
fachowo oceniła jego umiejętności.
Timur zaś się jej nie
posłuchał. Jak tylko krępy kolega przykrył dłońmi sutki, chudzielec przywarł do
Ali od tyłu i znów zaatakował krocze. Rozchylił wargi i zaczął masować rowek.
Ala wypowiedziała dwa razy jego imię i przestała protestować. W odróżnieniu od
pierwszego razu, w barze, intymny dotyk nie wywołał szoku. Nie pozbawił
kontroli. Chłopak nie miał też takiego zamiaru. Oszczędnie podchodził do
drażnienia łechtaczki, nie wpychał się też na chama do środka. Tylko masował.
- Było mi potwornie przyjemnie, Adasiu. Nie wiem, jak
to wyjaśnić. Wybaczysz mi? – zalotnie zamrugała powiekami.
- Nie wiem, Alu. Zastanowię się.
- Przebacz, a ja zrobię ci loda. – uśmiechnęła się.
- Osz ty, Alu! – krzyknąłem i rzuciłem się na nią.
Seks był był błyskawiczny jak zupka z torebki. Trysnąłem dosłownie po paru
minutach.
- Na koniec Timur się przyłożył. Wie, smarkacz, jak
dotknąć kobietę! Ja mu się jednak nie dałam. Kazałam przestać, zanim władzę nad
mózgiem przejęła pani cipka. – Tą uwagą Ala zemściła się za zbyt szybko się
zaspokoiłem.
Poszliśmy pod prysznic.
- Zazdroszczę chłopakom tamtego pokazu. Alu, masz
cudowne ciało. – i ja obejrzałem ją sobie z każdej strony. – jak się skończyła
twoja znajomość z nimi?
- Obawiam się, że się nie skończyła. Bo, wiesz,
Adasiu, ja tam jeszcze chodziłam do tego Subwey’a. Codziennie o tej samej
godzinie. Aż równo po tygodniu spotkałam ich znowu... Nie przestawaj mnie
mydlić, proszę...
Siedzieli przy tym samym
stoliku co ze mną i obrabiali jakąś panienkę. Usiadłam niedaleko, trochę z
boku, tak żeby dobrze widzieć jej twarz. Ha! Przyszłam w samą porę. Załapałam
się na najważniejszy moment. Ona nie wydała z siebie najmniejszego dźwięku, nie
pisnęła ani tycim tycim a, ale skoczyła jak na trampolinie. Och, Adasiu, Timur
musiał wyjątkowo celnie trafić w jej guziczek.
Zorientowała się, że na nią
patrzę. Nic więcej już do nich nie powiedziała przy stole. Gapiłyśmy się tylko
na siebie, wymieniając porozumiewawcze uśmiechy. Timur posuwał ją palcami, aż
chlupało. Łatwo miał. Jadranka założyła tak wąskie majteczki, że wystarczyło je
trochę odsunąć i była jego.
- Nawet znasz imię tej dziewczyny? – spytałem
zupełnie zaskoczony.
- Znam i ty ją niedługo poznasz, bo z tego co się
domyślam, śpi dziś u Czemy... Nie pytaj, Adasiu. Sama nie rozumiem. Ostrzegałam
ją, prosiłam, zaklinałam. Ale ona nie słucha. Myśli, że José María jest fajny,
a pogłoski o zeszycie to wymysł zazdrośników.
- Ciekawe masz koleżanki.
- Wiem. Też ją polubisz.
- Jak cie znam, nie będę miał wyboru. – pocałowałem
Alę.
Objęliśmy się i zaczęliśmy się
kochać.
Kiedy w niej byłem, zdążyła
jeszcze powiedzieć, że Med zrobił kilka zdjęć pod stołem i nagrał filmik, na
którym niestety widać tylko wierzch dłoni Timura, ale bez trudo można się
domyślić, co robi. Zaprowadzili dziewczynę w znane Ali miejsce O. Ala podążyła
trzy kroki za nimi.
Jakoś się zmieścili w kabince
we czworo. Tam chłopcy szybko uporali się z sukienką Jadranki i z bluzką Ali.
Ala wiedziała już, że idąc samej do tego Subway’a samej lepiej założyć spodnie.
Obie tego dnia nie miały na sobie stanika, więc rozbieranie trwało dwie sekundy
krócej. Med przyparł nową znajomą do ściany i zaczął ją łapczywie obmacywać.
Alą zajął się Timur. Stojąc za nią oplótł ją ramionami i głaskał po brzuchu i
po biuście. Dziewczyny jak w barze cały czas widziały siebie nawzajem.
- Jadranka też jest chuda i płaska, Adasiu. Chłopcy
dali jej tylko dwa lata więcej niż mnie. Pewnie dlatego, że jest wyższa. Ha!
Nadal nie chcieli wierzyć, że jestem od nich o sześć lat starsza. Dopiero jak
zaczęłyśmy rozmawiać po angielsku i serbsku uznali, że naprawdę jesteśmy
studentkami.
Przycisnąłem Alę do ściany.
Oparcie się plecami o stabilną powierzchnię pomogło jej objąć mnie w pasie
nogami. Pokochaliśmy się trochę, po czym, nie wychodząc z niej, zaniosłem ją na
łóżko.
- Ależ ja cie kocham, Adasiu. – powiedziała Ala
godzinę później, gdy wróciliśmy dokończyć kąpiel.
Znajomość Ali z licealistami
nie skończyła się na powtórnym striptizie. Zaintrygowana smarkaczami
postanowiła sprawdzić, czy rzeczywiście są tymi, z kogo się podają. Wprawdzie
pokazali jej identyfikatory z kluczem magnetycznym, potrzebne by wejść do ich
szkoły, wątpiła w ich autentyczność. Zaczęła przechadzać się pod Gymnasium
Goethe’go, do którego ponoć uczęszczali.
Ku jej zaskoczeniu, wersja Meda
i Timura się potwierdziła. Poznała ich z daleka i zobaczyła na własne oczy, jak
weszli do budynku. Widziała, że rozmawiali z innymi uczniami, co dodatkowo
poświadczyło, że nie byli obcy.
Początkowa radość, w mig
ustąpiła miejsca zgoła przeciwnemu uczuciu. W Gymansium Goethe’go uczy się
mniej więcej trzysta dziewcząt z ośmiu roczników. Klasy od piątej do dwunastej.
Ile z nich poznało już zwinne palce Timura? A ile miało jeszcze poznać? I co z
tego że części z nich takie nagłe masaże mogły sprawić przyjemność?
Molestowanie to molestowanie. Nie powinno mieć miejsca w szkole. Obserwowała
dalej.
Po paru dniach zobaczyła
chłopców ponownie. Tym razem po lekcjach. Wyszli z budynku w towarzystwie
innych uczniów. Ala dyskretnie za nimi, aż krzykliwa grupka weszła do
niedalekiego baru McDonald’s. Czterech chłopców i trzy dziewczyny. Ala też
wstąpiła.
Każdy zamówił coś do
przegryzienia i zaczęli się przekrzykiwać. Jeden nauczyciel miał być głupi,
nauczycielka przy stawianiu ocen faworyzowała chłopców, jeszcze inny nauczyciel
miał się ślinić na widok dziewcząt. Ktoś z kimś romansował, ktoś zerwał,
jeszcze inna „pinda” puszczała się na prawo i lewo, zamiast wrócić do byłego
chłopaka. Zwykła paplanina nastolatków.
Kiedy Med zauważył Alę,
podeszła do młodzieży. Zapoznała się z każdym i spytała, czy może z nimi chwilę
posiedzieć. Oczywiście nikt nie miał nic przeciwko temu. Jedynie Med i Timur
zerkali na nią podejrzliwie.
Po krótkim czasie poprosiła
Timura o rozmowę na osobności. „Która jest twoja? Biała, czarna, czy Azjatka?”
– spytała się bez ceregieli, wskazując spojrzeniem na rówieśniczki chłopaka.
„Żadna. Ty mi się podobasz.” „Ja jestem zajęta.” – szturchnęła go łokciem i
ponowiła pytanie. – „No, mów! Która z nich?” „Jakbym miał wybierać, to Lea.” –
dziewczyna o wietnamskich korzeniach. „Co znaczy, jakbym miał wybierać? Nie
dotykałeś jej jeszcze? Cycuszki ma pierwszej klasy.” – Ala podpuszczała go do
zwierzeń na różne sposoby. Jednak bez skutku. „No co ty, one są ze szkoły.” „To
znajomych nie wyrywacie w Subway’u? Zresztą, w szkole chyba nie brakuje
kibelków.” „Gdzie?!” – Timur skwitował pytanie wybuchem śmiechu. „W szkole?!” –
zgiął się w pół, przyciskając ręce do brzucha. Wrócił do stolika, ale długo nie
mógł się opanować. Parskał co chwilę, irytując pozostałych, że nie chciał albo
nie umiał wyjaśnić im przyczyny swojego rozbawienia.
Korzystając z okazji, także Med
poprosił Alę o minutę rozmowy. Spytał, dlaczego podała im niewłaściwy numer
telefonu. Miał może nadzieję, że przez pomyłkę. „Bo się bałam.” „Nas się bałaś?
To dlaczego zgodziłaś się iść z nami w miejsce O, i to dwa razy?” „Nie was,
Med. Bałam się siebie. Jak kiedyś dorośniesz i stanisz się kobietą, to
zrozumiesz.” – poklepała go po ramieniu i za rękę przyprowadziła z powrotem do
stolika. „Jesteście dziwni.” – powiedziała do niego, i do Timura, na głos, by
wszyscy słyszeli.
Dopiero po tym spotkaniu
przestała się nimi interesować.
***
5.
Jadrankę poznałem wcześniej niż
bym się spodziewał. Zjawiła się w naszym pokoju jeszcze zanim Ala zdążyła do
końca opowiedzieć historię o śniadoskórych Niemcach. Zapukała do drzwi nieco po
północy.
- Who is it? – spytałem.
- Jadranka. Is Ala there?
- I’ll check. Wait a second, please! – odpowiedziałem, chichocząc cicho.
Oboje z Alą byliśmi goli. Jakby
ładna studentka zechciała dołączyć, zamiast się bzykać z Czemą, mogłoby być
przyjemnie – obraz wysokiej dwudziestolatki o małych piersiach molestowanej przez
małolata nie czekał na zaproszenie, by zaświtać mi w wyobraźni.
- Alu, ktoś do ciebie. – szepnąłem, klęknąwszy przy
łóżku.
Zamieniliśmy się miejscami. Ja
schowałem się pod kołdrę, drzwi otworzyła Ala. Po chwili mogłem się przyjrzeć
chudzince z małym biustem, tej którą już znałem w najmniejszych detalach.
A Jadranka? Wszystko się
potwierdziło. Szczupła, że skóra i kości. Wysoka. Włosy do ramion. Miła owalna
twarz, nos z małym ale wyraźnie zaznaczonym garbem, w uszach opalowe kolczyki. Ubrana
w bardzo krótką sukienkę na ramiączkach, z głębokim dekoltem. Widowiskowa
dziewczyna. Ścisnęła Alę nad łokciami i się pochwaliła, po angielsku z
rozpoznawalnym bałkańskim akcentem:
- Alu, zrobiłam to!
Jak to usłyszał penis... od
razu stanął dęba. Ala poprosiła koleżankę, żeby usiadła obok nas na łóżku,
porozmawiała, na gorąco podziliła się wrażeniami. Czym bardzo mnie zaskoczyła.
Nie spodziewałem się aż takiej otwartości, graniczącej z exhibicjonizmem.
Jadranka jednak odmówiła.
Musiała się umyć, a przyszła tylko na chwilę, powiedzieć co najważniejsze. Na
mnie popatrzyła z równym zainteresowaniem, z jakim ja przyglądałem się jej. Nie
mogła się nie domyślać, że jak tylko wyjdzie, mój dąb zanurzy się w Ali i nie
po raz pierwszy tego dnia doprowadzi ją do szaleństwa. Wszyscy troje wdychaliśmy
bezwonny feromon cielesnej miłości, obficie produkowany przez nasze podniecone
ciała.
- Eighty three. – Jadranka uśmiechnęła się beztrosko
potwierdzając istnienie owianego legendą zeszytu.
U Czemy spędziła równo
czterdzieści sześć minut. Czy miała orgazm? Nie. Ale i tak jej się podobało.
Rano odwiedziła nas znowu.
Grubo przed ósmą, żeby zdążyć na zajęcia.
Chwilę potem do pokoju wbiegła
Gosia, zaalarmowana przez Alę „sms-em bezpieczeństwa”. Obydwie studentki,
ubrane zaledwie w luźne haleczki, wyglądały wyjątkowo apetycznie.
Nim się spostrzegłem, wskoczyły
na łóżko. Usiadły po turecku, opierając się o ścianę, po mojej prawej stronie.
Po lewej ręce, z brzega miałem Alę. Usiadła na piętach, bez najmniejszego
skrępowania eksponując nagie ciało. Tylko ja, pośrodku jak w oku cyklonu, pozostałem
ukryty pod kołdrą. Oczywiście penis sterczał w pełnej gotowości. Chciałem
nadziać na niego każdą cipkę, po kolei, zaczynając od tej, której jeszcze nie
znałem, i równomiernym pchaniem sprawić, by każdy z trzech biustów wykonał dla
mnie erotyczny taniec, żeby się unosiły i opadały jak statek na spokojnej fali.
Jadranka, udając brak
zainteresowania moim stanem, w wielkim skrócie zrelacjonowała przebieg spotkania
z hiszpańskim studentem. Następnie wspólnie z Gosią odtworzyły zapis, jaki
dzień wcześniej pojawił się w jego kajecie pod numerem osiemdziesiąt trzy.
Rok urodzenia – 1991. Wiek – 24.
Ilość dotychczasowych partnerów seksualnych, z penetracją – 2. Odstęp czasu od
ostatniego stosunku – 53 dni.
– Skłamałam trochę. –
Jadranka uważnie spojrzała na mnie i dziewczyny. W tym okamgnieniu byliśmy
jednym czujnym uchem chcącym znać prawdę. – Ostatni raz się nie liczy. Med za
bardzo się starał. Skończył zanim zaczął.
Ala i Gosia tylko przytaknęły.
Obydwie wiedziały o porażce jurnego nastolata.
Ja nie wiedziałem, co musiało
był łatwo odczytać z mojej twarzy. Jadranka nie potrafiła za to dobrać
odpowiednich słów, by szybko wyjaśnić. Jej angielski wyraźnie pozostawiał do
życzenia. Wytłumaczyła na migi, wsuwając palec wskazujący pod sukienkę, mówiąc
Buuuch! i zataczając palcem szerokie koło obejmujące łono i oba uda, obrazujące
obszar dotknięty eksplozją.
Ala dodała jeszcze jeden
szczegół, żeby oszczędzić mi błądzenia w domysłąch:
– Nie dałeś mi dokończyć,
jak opowiadałam o miejscu O w Arcaden. – Uśmiechnąła się zalotnie. –
Technicznie, Med jest jeszcze prawiczkiem.
– Chcę go wreszcie poznać.
– skomentowała Gosia i spojrzała wymownie na mnie i na Alę.
– Nie! – Ala zakończyła
dywagacje odwodzące nas od tematu głównego.
Wiek pierwszego razu – 18.
– Kolega z liceum. Bad
boy. Bardzo pociągający. Zgwałcił mnie na weselu... Potem jeszcze kilka razy mu
się oddałam. Przychodził do mnie do domu.
Wiek pierwszego loda – nie
robiła. Wiek pierwszej minetki – nie miała robionej. Wiek pierwszej stymulacji
penisa ręką – 23. Wiek pierwszej palcówki – 18. Wiek pierwszego macania piersi
– 18.
– Nawet kolejność się
zgadza. Najpierw ściągnął mi majtki. – Jadranka zwierzyła się z przebiegu
gwałtu.
Wiek pierwszego pocałunku – 15.
– Był tylko buziak, ale
nie zapomnę do końca życia. Taki słodki!
Obecny partner – narzeczony od
roku, jeszcze z nim nie współżyła.
– What?! Why? – Zawołałem.
Podparłem się łokciami, przyjmując
pozycję siedzącą. Ala w pierwszym odruchu przyłożyła prawą dłoń do łona. Gosia
zagryzła dolną wargę. Ciekawość to pierwszy stopień do wiedzy... Nie zawsze.
Jadranka jedynie wzruszyła ramionami.
– On myśli, że jestem
dziewicą. – wyznała, przełamując niewygodną ciszę. – Jestem zła. – dodała, ale
w jej głosie nie dało się dopatrzeć żalu ani poczucia winy. Nie było też ani
krzty szyderstwa. Czysta konstatacja faktu. Przyznanie się do kłamstwa.
Właściwie przemilczenia, bo gdyby spytał, powiedziałaby mu prawdę. Obojętność.
Ponownie wzruszyła ramionami, a
ja, siedząc z wyprostowanymi plecami, zerkając w dekolt, przyjrzałem się jej
małym piersiom. Wielkością i kształtem bliźniaczo podobne do biustu Ali. Białe
kluseczki przylepione do zabrązowionego ciała świadczyły, że Jadranka lubi się
opalać. I że jej skóra błyskawicznie reaguje na słońce.
Gosia, zobaczywszy moją
ciekawość, przesunęła ramiączko sukienki odsłaniając lewe ramię i część piersi.
Kusząco oblizała wargi. A Ala obdarzyła mnie i koleżanki pobłażliwym uśmiechem.
Ukradkiem dotknęła palcem wilgotniejące miejsce.
– A ty, Alu, jak byś
odpowiedziała Czemie? – Gosia przekazała pałeczkę przyjaciółce, która jako
jedyna nie wypełniła kwestionariusza.
– Nic, czego byście nie
wiedziały. – Celowo używając formy niemęskoosobowej, na chwilę wykluczyła mnie
z dyskusji, redukując mą rolę do niemego obserwatora. Następnie powtórzyła to
zdanie po angielsku. – Adaś to mój pierwszy chłopak. Rozdziewiczył mnie na
pierwszym spotkaniu. Kazał mi się napić mięty... Po dwóch łykach byłam już
jego. Prawda, Adasiu? – zachichotała.
– Ciekawe czego dosypał. –
Gosia zaczęła powoli zsuwać drugie ramiączko.
– Pigułka gwałtu? –
Jadranka wiedziała na co uważać będąc w gościach u nieznajomych.
– Rozpylił coś w
powietrzu... Jednocześnie straciliśmy dziewictwo. Pięknie, prawda? A z innymi?
Pierwsze całowanie i mizianie cycuszków – Ala dla pełnego obrazu złapała się za
piersi. – parę miesięcy po trzynastych urodzinach. Możecie do tego dopisać
łaskotanie sutków językiem... Potem długo nic. Z jednym wyjątkiem:
Pierwszy raz dotknęłam penis na
urodzinach koleżanki. Kolega wziął mnie na kolana. Był we mnie zakochany po
uszy, a ja udawałam, że tego nie widzę. Bawiłam się jego uczuciem. Jak poczułam
pupą, że mu stoi, nie wytrzymałam. Zsunąłem się z jego kolan i wsunęłam rękę,
gdzie trzeba. Przy zgaszonym świetle i wrzaskach filmu, który oglądaliśmy w
małym laptopie, nie było szans, by ktoś zauważył to moje majstrowanie w workowatych
portkach. Takie luźne były, że nawet rozporka nie musiałam rozpinać. Pięć
takich rąk jak moja by się zmieściło... Trysnął, wyszedł do łazienki i już nie
wrócił. Cichaczem czmychnął do domu. Został po nim tylko zapach. Któraś z
dziewczyn spytała, co tak śmierdzi. Miałyśmy po piętnaście lat! Skąd byśmy
miały znać zapach spermy? Chłopcy za to popatrzyli po sobie nawzajem. Oni
wiedzieli, ale żaden się nie podzielił informacją. Przez kilka dni naśmiewali
się z kolegi, że dał plamę. On niczemu nie zaprzeczał. W pokoju ciemno, na
kolanach dziewczyna, pokręciła pupą, normalna rzecz że penis stanął i trysnął.
Nie naśmiewać się trzeba, a zazdrościć. Sprawa szybko ucichła. I wiecie co?
Damian, tak miał na imię ten mój adorator, okazał się prawdziwym mężczyzną.
Nikomu nie wyjawił mojej nieskromnej roli w tamtym zamieszaniu. A ja niczego
więcej od niego nie chciałam. Jedynie zaspokoiłam ciekawość.
Pierwsza palcówka i minetka?
Dziewiętnaście lat. Po maturze. Najdłuższe wakacje. Wczasy z rodzicami, wypady
w góry i nad jeziora z paczką kuzyna, z moimi znajomymi, kilka dni na
koloniach, na których bawiła moja młodsza siostra. Wszędzie się trafił ktoś
zainteresowany. Mocno zaszalałam w tamto lato, ale nie pozwalałam na wszystko.
Zero całowania i absolutny zakaz obnażania penisa, takie ustaliłam reguły.
Rękami mogli ze mną robić niemal wszystko. Oczywiście bez naruszania
elementarnych zasad higieny.
Lodów nie robiłam nigdy.
Adasiowi obiecałam, ale jeszcze nie było okazji. Nie zasłużył. – zaśmiała się.
– And you? – Jadranka
zwróciła się do mnie.
– I am virgin. –
odpowiedziałem żartem. – Urodzony w 1993 roku. Mam 22 lata. Nikt mnie nie
penetrował, nikomu nie robiłem fellatio. Pierwsze całowanie po sutkach, jakie
pamiętam, w wieku siedemnastu lat. Mariola miała gorące usta! Pierwszy french
kiss: szesnaście.
Jeszcze nie skończyłem mówić, a
Gosia była już toples. Ala ścisnęła się za krocze, Jadranka, zdumiona nie mniej
niż ja, otworzyła szeroko usta. Pochyliła się trochę bardziej do przodu, tak że
znów mogłem dojrzeć śnieżnobiałe ślady po bikini.
Gosia bezwstydnie odchyliła
kołdrę, oparłszy się na rękach, skierowała głowę do mojego przyrodzenia.
Zacisnęła wargi. Na żołędzi poczułem jej języczek.
Ssała dobrą minutę. Przerwała,
pchnęła mnie na poduszkę, a gdy się ułożyłem wygodnie, objęła dłonią nasadę
penisa a jego górną część ponownie wzięła w usta. Pieściła mnie idealnie. Uważnie,
z oddaniem, jeśli wręcz nie z miłością. Przerwała, gdy w porywie emocji
złapałem ją za włosy. Wtedy przekazała mnie Jadrance.
- You are crazy. – szepnęła nowa znajoma.
Klęcząc między moimi nogami,
zrobiła skłon i pochłonęła penis. Nie mam pojęcia, jakim cudem zmieścił się do
jej buzi, prawie cały. Zaciśniętymi wargami przesunęła od nasady po zgrubienie
żołędzi. Złapała powietrze w płuca i powtórzyła zabieg. Powoli, metodycznie,
raz za razem.
- I never... – nie dokończyła.
- Do it, Jadranka! Simply do it! – ponagliła ją Gosia.
Położyła sobie moją dłoń na
lewej piersi z prośbą o macanie. Ala, widząc to, wyłączyła ostatni hamulec.
Usiadła w pełnym rozkroku i zaczęła się intensywnie masturbować. Głęboko, całą
dłonią, czterema złączonymi palcami.
- Ach, ach! – z gardła Ali dobyło się stękanie.
Jadranka zastygła w bezruchu.
Ja z całej siły ugniotłem cycek Gosi.
- Stop! Teraz ja. – Gosia odepchnęła ode mnie mniej doświadczoną
koleżankę.
- Nie, teraz moja kolej. – szepnęła Ala. – Proszę.
Wzięła do buzi tylko górną
część penisa. Resztę przytrzymała dłonią. Trysnąłem w jej usta. Zgodnie z
umową, życiodajny płyn należał do niej.
- Happy new day! – Jadranka podsumowała poranek.
- Czas na naukę, zboczeńcy! – dodała Gosia,
założywszy sukienkę.
Po zajęciach spotkaliśmy się
znów u mnie. We troje. Przez okno oglądaliśmy parę narzeczonych, spacerującą
wokół akademika. Chłopak Jadranki – wysoki, przystojny – puszył się jak paw.
Plecy proste, głowa wysoko, chód dumnego porucznika en face swojego regimentu
tudzież bacy pyszniącego się swoim stadem owiec. Trzymał Jadrankę za rękę i
zdawał się głosić całemu światu: „Najpiękniejsza dziewczyna na świecie należy
do mnie! Niepokalana. święta. Ja i tylko ja ją zerżnę. W noc poślubną.”
- Idealna para. – zadrwiła Gosia.
- Nie powinna z nim zerwać? – spytałem. – Po co się
tak oszukiwać?
- Może to nie oszustwo, tylko szukanie szczęścia? –
spuentowała Ala. – Każdy szuka go, jak umie.
- Wygląda na to, że tylko ja go jeszcze nie
znalazłam. – Gosia dla odmiany powiedziała poważnym tonem.
- Kiedy miałaś okres? Jesteś teraz płodna?
- Nie. Następny już za tydzień. A co?
- Adasiu, zrobisz to dla mnie?
- Co, Alu? – spytałem, nie dowierzając swoim
domysłom.
- Chcę zobaczyć, jak to robicie. Jak ściskasz jej
piersi, jak się liżecie, wszystko. Też chcę zobaczyć, jak w niej kończysz. Dziś
daję ci dyspensę. Gosiu, zrób to dla mnie?
- Jesteś pewna? Przecież to twój chłopak.
- No już! Poświęćcie się dla ciężarnej.
- Czy to pewne? Skąd wiesz? Jak dawno? – ponad
kwadrans oboje ściskaliśmy Alę, całowaliśmy, nosiliśmy na rękach.
A potem, prośbie stało się
zadość.
- Cudowne! – Ala podsumowała przedstawienie. – Gosiu,
może to głupie i samolubne, ale nie chcę, żebyś miała swojego chłopaka.
Tamtej nocy poszliśmy spać we
troje. Na złączonych łóżkach. W pokoju osiemset cztery.
Rano dołączyła do nas Jadranka.
- Powiedziałam, że już go nie kocham. Żeby dziś
jeszcze wracał do Serbii. Płacze teraz. Chce zamordować mojego kochanka.
- Biedny José María. Na grób przyniosę mu bukiet
kaktusów. – Gosia zawsze znajdzie wesoły komentarz. – And you, Jadranka? When do you expect your next period?
- Well, I’ve just started
one. Dziewięć dni temu. A po co pytasz? Nie chcę iść do Czemy.
Dyspensa objęła również drugą
przyjaciółkę Ali.
- I-oj! I-oj! I-oj! – pokrzykiwała, kiedy było jej
szczególnie dobrze.
- Mocniej, Adasiu! Szybciej! Jeszcze dasz radę! Ruchaj
z całych sił, nie odkładaj na potem! Jutro będzie za późno. – dopingowała
publika.
To był najdzikszy seks w całym
moim życiu. Iście bałkański. Kilka razy ulatywała ze mnie dusza. Na szczęście obleciawszy
wszystkie kobiece kolana, otarłszy się o gładziutkie uda, wracała na miejsce.
Skończyliśmy w kałuży potu, zaspokojeni, wyczerpani.
Od tamtego dnia do końca stażu
żyliśmy we czworo.
***
6.
Są rzeczy ważniejsze niż chuć i
współżycie. Zwłaszcza gdy potrzeby libido zaspokojone są z dużym zapasem. Znaleźliśmy
czas na naukę. W końcu nie po to podatnik ufundował stypendia, żebyśmy przez
cztery miesiące łamali sprężyny w łóżkach. Myślami wróciłem więc do
programowania, Ala zajęła się recepcją Heinego, Gosia zagłębiła się w listach
Lutra do Kathariny von Bora, a Jadranka zaczęła szlifować niemiecki poznawać
arkana biochemii.
Oczywiście nie przestaliśmy się
bawić, ale robiliśmy to z większym umiarem. Przeważnie pieściliśmy się jakiś
czas wieczorem, każdy z każdym, po czym zasypialiśmy w objęciach. Ja z Alą i
dziewczyny przytulone do siebie, albo oddzielnie w zależności od nastroju.
Zdarzało nam się też pokochać w ciągu dnia, kiedy na przykład ja i Gosia po
południu nie mieliśmy zajęć, a Ala i Jadranka studiowały do wieczora, ale nie
codziennie. Ala wiedziała, że nie zawsze zakładam prezerwatywę, ale nie
traktowała tego jak zdradę. Sama odkryła miłość lesbijską. Szczególnie dobrze
się czuła z Jadranką. Jak je niekiedy naszła ochota, lizały się nawzajem po
biustach, aż miło popatrzeć. Taka sesja miłosna mogła trwać nawet ponad godzinę
i obowiązywała wtedy dyspensa. Miałem oficjalne przyzwolenie na tryśnięcie w
Gosi, albo w Jadrance jeśli bym zechciał dołączyć do babskiej zabawy. Żadnej
dyspensy nie zmarnowałem, pilnując rzecz jasna kalendarza, żeby nie zmusić losu
do zrobienia nam złośliwego psikusa.
Wieść o orgiach w osiemset
cztery szybko rozniosła się po akademiku. Siłą rzeczy nie ominęła też José Marii. Hiszpan odnowił kontakt z Gosią i Jadranką. Poprosił o
spotkanie. Odbyliśmy naradę prawie rodzinną, rozważyliśmy wszystkie za i
przeciw, omówiliśmy możliwy przebieg wizyty i zaprosiliśmy go na pogawędkę.
Przyszedł z paczką prezerwatyw w garści. W końcu mu się poszczęściło i po
latach poszukiwań znalazł gumki w swoim rozmiarze. Dziewczyny miały z nim
przednią zabawę. Nawet Ala się skusiła ponadziewać się na jego aparat.
Gdy już je popykał w
najwymyślniejszych pozycjach, nadeszła pora na deser. Ala zażyczyła sobie
minetkę. Jak tylko Czema klęknął przed jej rozkraczonymi nogami, Jadranka
zdarła ze mnie spodnie. Kazała usiąść z powrotem na krześle i wskoczyła mi na
kolana, przodem. Ledwie w nią wszedłem zawyła jak karetka na sygnale:
- I-oj! I-oj! I-oj!
Gosia uznała, że tym razem nie
dojdzie przy świadkach. Zaciągnęła mnie za rękę do łazienki. Tam złapała
kurczowo za kran prysznica, wypinając biodra do tyłu, rozstawiła szeroko nogi.
Trysnąłem w niej niemal natychmiast. Jej było mało. Obróciłem ją do przodem do
siebie. Wszedłem. Wziąłem dziewczynę na ręce, przyspieszyłem popychanie,
postawiłem z powrotem na podłogę, wymacałem piersi, pocałowałem, oblizałem
podniebienie, uszczypnąłem w tyłek, a orgazmu jak nie było, tak nie ma.
- Chyba mi się przejadło ruchanie. – szepnęła mi do
ucha.
- Rozumiem, Gosiu. Też tak miewam.
Zaśmiała się.
- Popsuły nas te studia. Odkręć wodę, zrobię ci loda.
– kucnęła przed moim flaczejącym penisem.
Z łazienki dobył się szum
prysznica.
- Gosiu, wstań, proszę. Pozwól, że cię po prostu
umyję. – nabrałem szamponu, zacząłem go rozprowadzać po jej głowie. Wcierałem
go powoli, rozczesywałem włosy palcami, drapałem. Następnie przeszedłem do
mydlenia pleców. Znów pomału, metodycznie, każdy skrawek skóry wielokrotnie.
Masowałem, naciskając skórę raz mocniej, raz delikatniej. Podobnie pupę i nogi.
Kucnąwszy przed Gosią, pogłaskałem jej krzyżyk.
- Napiszę kiedyś książkę o Zakonie Czarnokrzyżowców.
Ciebie umieszczę w roli Großmeisterin.
Uśmiechnęła się.
- Mnie czy ją? – wskazała na cipkę.
- Was obie.
Wstałem, pogładziłem lewą
pierś. Delikatnie, lekko, nieśmiało, jakbym jej nigdy nie dotykał. Jakbym
kobiecą pierś widział pierwszy raz w życiu. Palcem zatoczyłem koło wokół
brodawki.
- Dlaczego nie jest miękka? – Spytałem jak dyletant.
- Może powinieneś pocałować? – szepnęła.
Musnąłem sutek ustami. Objąłem
go wargami. Samą brodawkę. Zrobiła się jeszcze bardziej twarda.
- Czy tak? – spytałem, dysząc. I we mnie wzbierało
podniecenie.
Przypomniałem sobie, jak dobierałem
się do Marioli, leżąc z nią w jednym śpiworze. Jednak wcale nie zacząłem wtedy
od macania między nogami, jak opowiedziałem Ali. Pierwsza była pierś, muśnięta
przelotnie przez bluzkę. I Mariola wcale mnie nie przeganiała. Wręcz
przeciwnie. Sama nakierowała moją rękę pod ubranie. A ja byłem zdziwiony, że pod
skórą delikatną jak jedwab nie czuć było ani jednej kostki. Sam tłuszcz.
- Tak. – Gosia zakręciła kran. – Jak chcesz, możesz
pocałować z drugiej strony.
Posłuchałem. Drugi sutek był
jeszcze miękki. Zacisnąłem na nim wargi. Pociągnąłem. Kilka razy skubnąłem
ustami brodawkę. Polizałem językiem.
- Adam, o czym myślisz? – spytała Gosia cicho,
wplatając palce w moje włosy.
- O pierwszej dziewczynie.
- A ja o pierwszym chłopaku.
Possałem pierś, którą całowałem
poprzednio.
- Przyłapałam go na podglądaniu w przebieralni na
basenie. Podglądałeś kiedyś dziewczynę?
- Wiele razy. Zawsze bezskutecznie.
- Za którymś razem go zaprosiłam. Głupia. Drzwi nie
zasłaniały podłogi. Wystarczyłoby, żeby ktoś policzył nogi i by się wydało.
- Kto to był?
- Starszy chłopak. Zupełnie go nie znałam. Tylko z
widzenia na basenie.
- Sama chodziłaś na basen?
- Coś ty? Całą paczką. Dziesięć typków i lasek z
gimbudy. Nikt z nich niczego nie skumał. A ten mój chłopak zrobił cyculkom
dokładnie to, co ty przed chwilą. Poskubał mi brodawki jak niemowlę.
- Co było potem?
- Pocałował mnie.
- Tak? – dotknąłem warg Gosi swoimi.
- Trochę bardziej zdecydowanie. A ja chciałam mu
udowodnić, że też potrafię i się na niego rzuciłam. O tak! – Gosia wessała się
w moje usta. Na górnej wardze zostawiła odcisk zębów.
Złapałem ją za pośladki.
Przyciągnąłem do siebie.
- Jak zniósł, że go pogryzłaś?
- Kazał mi powtórzyć. – Nasze usta spotkały się w
kolejnym pocałunku. - W następne wakacje, w tej samej przebieralni, wsunął we
mnie palec.
- Też ci wsadzę. – szepnąłem głosem obłąkanego.
Rozchyliłem jej uda i wszedłem w
nią powoli. Była luźna i ciasna jednocześnie. Otwierała się przed penisem i
natychmiast zaciskała się wokół niego. Wciągała go coraz głębiej. Pochłaniała.
- Adam. Po co mi to robisz?
- Mam wyjść? – zdziwiłem się.
- Nie. Masz nigdy nie wychodzić. – zatkała mi buzię
namiętnym pocałunkiem.
Zacząłem ją mocno posuwać. Łup,
łup, łup! Z hukiem uderzyliśmy o drzwiczki kabiny prysznica. Padliśmy na
przeciwległą ścianę. I łup, łup, łup!
Raptownie wysunąłem z niej członek.
Gosia obróciła się tyłem. Znów w niej. Znów szybko. Znów mocno. Ścisnąłem
piersi. Wyprostowała się, przywarła do mnie plecami.
- Aaaaaa! – zawyła na cały budynek.
- Oooooch! – przeciągły ryk wydobył się też z mojego
gardła, mimo że nie doszło do wytrysku.
- Ach. – Gosia na koniec odetchnęła z ulgą. – Idź do
Ali. Powiedz, że jej zazdroszczę.
- Teraz to ona może zazdrościć tobie. – wysunąłem się
z przyjaciółki. – A najbardziej zazdrości, wiesz kto?
- Wiem. Czema. Ha, ha, ha! Ha, ha, ha, ha! Haaa!
- Wiem. Czema. Ha, ha, ha! – Oboje się roześmialiśmy
i żadną siłą nie mogliśmy zatrzymać tego śmiechu, aż się sam nie wyczerpał,
zostawiając po sobie bezdech i ból brzucha.
- Adam, jak ci się to udaje? – zapytał José Maria,
jak tylko wróciłem z Gosią do pokoju. – Doszedłem już do dziewięćdziesięciu
siedmiu, a jeszcze ani razu; rozumiesz? ani razu! nie usłyszałem czegoś
takiego. Żadna dziewczyna nie miała ze mną orgazmu. Przecież to niemożliwe.
Czysto statystycznie musiało się którejś spodobać.
- Mnie się podobało. – zaoponowała Gosia.
- Mnie też. – dodała Jadranka.
- Minetka też była niczego sobie. – zaśmiała się Ala,
siadając mi na kolana.
- Ale żadna z was nie przyjdzie do mnie po dokładkę.
A do niego chcecie. Dlaczego?
- Już ci to napisałam. – znów pierwsza odezwała się
Gosia. Dla pełnej jasności dotknęła piersi każdej z pozostałych dziewczyn. –
Dlaczego nie całujesz? Nawet symbolicznie? Mógłbyś chociaż przytulić po seksie.
- Tak, Czema. W zaciąganiu do łóżka jesteś świetny. Wystarczy
jedno twoje spojrzenie i kobieta jest mokra. Ale potem to tylko sport. Slalom
alpejski. Raz można zaszaleć, ale nie więcej.
- Byłeś kiedykolwiek zakochany? – spytała Ala,
retorycznie.
- A może za łatwo ci to przychodzi? – Na koniec i ja
dodałem trzy grosze. – Wkrada się rutyna, a rutyna gubi największego artystę. Dziewięćdziesiąt
siedem? Ja do przyjazdu tutaj nie przeruchałem ani jednej. I ty, wielki mistrz sztuk
erotycznych José Maria del Largo Pepino,
prosisz mnie o przepis na sukces? Come on, Czema!
Na pożegnanie dziewczyny, wciąż
nagie, pocałowały go jednocześnie. W policzki i usta.
Gosia odprowadziła go do drzwi.
- Pamiętaj, Czema, cipka to nie wszystko! – Gdy
przestępował przez próg, kopnęła go z całej siły w tyłek.
***
7.
Życzenie Ali, żeby Gosia nie
znalazła sobie chłopaka, się nie spełniło, w każdym wypadku nie do końca. Mniej
więcej wtedy, kiedy odwiedził nas José Maria, zaczęła spotykać się z pewnym doktorantem. Chłopak
prowadził badania nad jakimś ważnym aspektem życia miejskiego w późnym
Średniowieczu. Wiedział, jak korzystać z biblioteki, bywał tam często i chętnie
okazywał pomoc ładnej studentce. Gosia zaczęła chodzić z nim na kawę, zaprosił
ją do teatru, oprowadził po muzeach. Ona zaprowadziła go na basen i namówiła,
by się spróbował nauczyć pływać.
W lipcu, pod sam koniec
semestru, odwiedziła go w domu. Usiadła mu na kolanach. Poprosiła, żeby jej
poczytał. Kusiła odkrytym dekoltem, drapała go za uchem, przystawiała buzię do
jego policzka, ocierała się pupą o jego męskość... Chłopak okazał się twardy
jak skała. We wszystkich znaczeniach. Mimo że penis stał na baczność, naukowiec
nie zniżył się do poziomu zwierzęcia. Nie wymiętosił cycków, nie spenetrował
cipki. Zaledwie pocałował Gosię w policzek na pożegnanie. Tak bardzo ją
szanował. Nie chciał jej niczym urazić, ani narazić się na oskarżenie, że miał
zamiar ją wykorzystać. Wsunęła mu język w usta, zaśmiała się i tyle ją
widzieli.
Jadranka miała więcej
szczęścia. Związała się z Chińczykiem na stażu podoktorskim. To była transakcja
wymienna, akademicki transfer wiedzy. On jej pokazał, jak się izoluje enzymy.
Ona jemu ciało europejskiej kobiety.
- Liu mógłby być trochę większy – Śmiała się po
pierwszych eksperymentach łóżkowych. – ale i tak dam mu szansę.
Liu okazał się mądrym. Szansę w
pełni wykorzystał. Podjął pracę we Francji w firmie biotechnologicznej i
namówił Jadrankę, by przyjechała do niego. Teraz mieszkają razem. On zarabia
niemałe pieniądze badając geny, ona robi doktorat na pobliskim uniwersytecie.
Niezależnie od romansów Gosi i
Jadranki i tak większość nocy spędzaliśmy razem. W przyjacielsko-miłosnych
objęciach. Wyjątek stanowił tylko czas wizyt rodzinnych. Gdy kogoś z nas
odwiedzali rodzice lub inni krewni, ograniczaliśmy działanie naszej
czteroosobowej komuny. Udawaliśmy przyzwoitych studentów.
Dzięki tym odwiedzinom jeszcze
w Niemczech poznałem rodziców i siostrę Ali. O dwa lata młodsza i o dwa
centymetry niższa. Jeszcze drobniejsza kruszynka. Też zabójczo ładna. Także
Kacper, kuzyn Ali, nie omieszkał przyjechać. Zaoferował pomoc w powrocie do
domu. Spryciarz wykombinował sobie, że w połowie drogi zatrzymają się na nocleg
w jakimś motelu. Tam zachował się, delikatnie mówiąc, nieadekwatnie, molestując
Gosię, podczas gdy przyjaciółka Ali ku jego wielkiemu zdziwieniu nie życzyła
sobie żadnego dotykania. Zazgrzytało. Kuzynowska przyjaźń zatrzęsła się w
posadach, ale na szczęście przetrwała i tę próbę.
Ja przyjąłem gości dwa razy. Najpierw
przyjechali rodzice z siostrą, później cioteczne bliźniaczki Basia i Kasia z
ich wierną przyjaciółką. Przy okazji pierwszej z wizyt udałem się do Subway’a w
Arcaden. Nigdy wcześniej tam nie jadłem, pewnie dlatego że nie przepadam za
chlebem. Uznałem, że dobrze będzie połączyć późne śniadanie z prywatnym
mini-śledztwem. Spytałem obsługę o dwóch chłopaków tureckiego pochodzenia,
których podobno często widywano w barze. Młoda ekspedientka, azubi, wiedziała,
o kogo pytam. Imion nie pamiętała. Dowiedziałem się od niej, że to krewni
byłego pracownika. Właściciel miał go zwolnić, natychmiast kiedy się dowiedział,
że klienci podejrzanie często dopytywali o tajemniczych chłopców. Nawet
policja.
- Szef pozbył się go na wszelki wypadek. Jak chcesz,
zapytaj w kiosku z shoarmą na Schillerstraße.
We wskazanym lokalu o Medzie i
Timurze też nic mi nie powiedzieli. Ala nie spotkała ich przed bramą Gymnasium.
Zniknęli.
Kuzynki i Patrycja spędziły ze
mną cały tydzień. Rok szkolny kończy się wcześniej niż w Niemczech. Odebrawszy
świadectwa, mogły sobie pozwolić na odpoczynek. Ulokowałem je na podłodze, na
materacach ułożonych w szereg.
Przywiozły wielkie pudło
pączków. Takich pączków jak w Polszcze nie ma w żadnym kraju. W Polszcze, w
cukierni porządnej, wyrabia się je z ciasta, na prawdziwych drożdżach
hodowanego. Do środka daje się dżem w słusznej ilości, z najprzedniejszych
śliw, wiszni lub jabłek robiony. Z potraw tylko do pączków tęskniłem na
niemieckiej ziemi. Nie mogły ich zastąpić ani Krapfeny ani Berlinery.
Z pudła dobyła się woń świeżego
wypieku. Zaciągnąłem się jak narkoman po nieudanym odwyku. Popatrzyłem na dziewczęta
i stwierdziłem, że nic więcej nie potrzeba do szczęścia. Pączki do jedzenia i
pączki do pieszczenia. Siedemnastoletnie. Świeże, pulchne, słodkie, jakby były
z lukru.
- Dziękuję, dziewczyny! Jesteście kochane. –
uściskałem po kolei Basię, Kasię i Patrycję, całując je po policzkach i ustach.
Ostatni buziak, z Patrycją, trwał wyraźnie dłużej niż poprzednie. Był tyle
długi, by dziewczyna zdążyła rozchylić wargi. Smakowała wspaniale. Jak zawsze.
- Jesteś czerwona jak burak. – Basia nie omieszkała
skomentować koloru twarzy przyjaciółki.
- Zazdrościsz. – ofuknęła ją siostra.
Przeprosiłem Patrycję, a ona
rumieniąc się jeszcze bardziej, uśmiechając się od ucha do ucha, odpowiedziała
że się nie gniewa.
Mijał czwarty rok, odkąd
skradłem jej pierwszego buziaka niedługo po pamiętnym macaniu w aquaparku. Od
tamtej pory całowaliśmy się nie raz, delikatnie, ukradkiem. Nigdy przy
świadkach.
- Świetnie całujesz. Widać, że masz dziewczynę. – Patrycja,
kąśliwą uwagą ukarała moją nieostrożność i skutecznie oddaliła od siebie
wszelkie podejrzenia.
Bliźniaczki nie były jednak
całkiem ślepe. Nie miały wątpliwości, że dla ich przyjaciółki całowanie to nie
nowość. A nie mogły sobie przypomnieć, by im się kiedykolwiek pochwaliła. Nieładnie
mieć tajemnice, oj, nieładnie. W dwóch parach oczu żarzył się zamiar
przeprowadzenia przesłuchania inkwizycyjnego.
Patrycja wiedziała o moich
poprzednich dziewczynach, więc pojawienie się kolejnej nie powinno być dla niej
zaskoczeniem. Wprawdzie nic jej nie opowiadałem o innych, ale bliźniaczki były
zawsze wtajemniczone. Dzięki rodzinnym mass mediom często wiedziały o moich
miłostkach więcej ode mnie. Zdarzało się, że pytały o imię wybranki serca, albo
o przyczynę zerwania, a ja szczerze nie wiedziałem co odpowiedzieć. Niemniej
prawdziwego romansu z Weroniką nie ukrywałem. Na odwrót, dość otwarcie
dzieliłem się z kuzynkami wrażeniami. Byłem ciekaw ich reakcji i opinii.
Podniecało mnie też myślenie o nich, jakby się zachowywały i co by czuły będąc
w podobnej sytuacji co Weronika. Albo co czułbym ja, gdyby Weronika zamieniła
się ciałami z Kasią albo Basią. Nie ważne. Grunt, że informacją na mój temat dzieliły
się z Patrycją, jak nie celowo to dla zabicia czasu.
Okazało się jednak, że
nastolatka wcale nie była tak obojętna, jak mi się zdawało. Miała silne
uczucia, o czym się przekonałem, czytając pytania, które mi zadawała przez
komunikator internetowy. Chciała wiedzieć, jak Ala wygląda, jak się ubiera,
jakie ma przekonania, czy jej poglądy są podobne do moich i czy ze sobą śpimy.
Wiem, że za moje szczęście zapłaciła depresją granicząca z załamaniem. Patrycja
okazała się być bardzo zazdrosną o Alę. Prawdę mówiąc, zdziwiłem się, że
zdecydowała się wtedy przyjechać.
Również Ala oddychała nierówno,
wiedząc, że będę gościł w pokoju konkurencję. Nad Gosią i Jadranką miała
kontrolę. Ufała koleżankom. Na własnym przykładzie widziała jednak doskonale,
jak bardzo nieprzewidywalna i szalona potrafi być kobieta, gdy na kimś jej
zależy. W nieznajomej Patrycji, o której wiedziała, że mam do niej słabość,
dostrzegała poważne zagrożenie. Tak duże, że w nocy przed przyjazdem dziewczyn
zagroziła mi, pół żartem:
- Jak ona ci wejdzie do łóżka, zabiję was dwoje.
By dodatkowo zmniejszyć szanse
Patrycji, wycisnęła i wyssała ze mnie całą spermę. Nie wiele to pomogło. Ten
płyn akurat dość szybko się regeneruje.
Żeby zmniejszyć napięcie między
dziewczynami, z których każdą na swój sposób kocham i lubię, by oddalić groźbę
wybuchu otwartego konfliktu, na pierwszy spacer po mieście zabrałem Alicję.
Konkurentki, jakby się zawczasu umówiły, natychmiast wysforowały się przede
mnie i bliźniaczki. Prawie cały czas rozmawiały tylko ze sobą. Nie wiem o czym,
ale wbrew obawom każdego z nas, nieoczekiwanie znalazły wspólny język.
- Adasiu, dlaczego mi wszystkiego nie powiedziałeś? –
Zląkłem się co nie miara, słysząc to pytanie. Czyżby Patrycja powiedziała coś o
całowaniu? Niby nigdy nie było bardzo wyuzdane, rzekłbym wręcz, że technicznie
cmoknięcia z Patrycją były raczej symboliczne, niosły niemały ładunek emocji.
Ala jest zbyt mądra, by to przegapić. – Olimpiada chemiczna. Wiedziałeś, że
doszła do finału? Już w drugiej klasie! W twojej opowieści wyglądała na
bezmózgą trzpiotkę, a to jest osoba! W dodatku ładna. Nie to, co ja. Nie
zdziwię się, jak mnie dla niej rzucisz. Proszę cię tylko, postaraj się jej nie
skrzywdzić.
- Alu, o czym ty mówisz? – udałem, że nie rozumiem.
- Że nie mam prawa żądać, żebyś się z nią przestał
przyjaźnić.
- Przyjaźnić? – zdziwiłem się. Nie myślałem o
Patrycji w tych kategoriach.
- Nadal twierdzisz, że złapałeś ją za cycki, tylko
dlatego że ci się cycki podobały?
- No, wychodzi na to, że tak właśnie było.
- Jakbyś jej nie lubił, też byś obmacał?
- Nie, Alu. Wtedy bym nie chciał mieć z nią nic
wspólnego. Żadnej przyjemności.
- Przecież macaniem sprawiłbyś przyjemność sobie, nie
jej.
- Nie, Alu. Kiedy ciebie pieszczę, to myślę, że tobie
się to podoba. Właśnie ta myśl mi sprawia przyjemność, a nie samo dotykanie. Z
obmacywaniem innych dziewczyn jest dość podobnie.
- A więc widzisz. Ty nie za cycki ją złapałaś,
Adasiu, tylko za duszę. Powinieneś to wiedzieć.
Pochwaliłem Alę za mądrość i
pocałowałem w usta. Nie bezpośrednio przy dziewczynach, ale tak, żeby mogły nas
widzieć. Na wszelki wypadek. Żeby Patrycja wiedziała na czym stoi i nie robiła
sobie zbędnych złudzeń.
- Kocham cię, Alu. – szepnąłem.
- Wiem. Ty wszystkich kochasz, Adasiu. Powinieneś
mieć cztery żony. Przejdź na Islam. – Ala się uśmiechnęła i jeszcze raz mnie
pocałowała.
Żegnając się z Patrycją,
powiedziała jej coś na ucho. Coś, co wprawiło nastolatkę w zakłopotanie. Zaraz
ją jednak uścisnęła i szepnęła coś jeszcze. To uspokoiło Patrycję.
- Dziękuję. – powiedziała na głos młodsza konkurentka
i objęła Alę za szyję.
- Pamiętaj! Jesteśmy w kontakcie. – Ala kończąc
pożegnanie potrzęsła Patrycję za ramię.
Dopiero wiele miesięcy później
dowiedziałem się, że dziewczyny wymieniły się wtedy numerami telefonów i
uzgodniły, że cokolwiek się stanie, nie będą żywić urazy do siebie nawzajem.
Zawarły swego rodzaju pakt o przyjaźni.
Pierwszego wieczora położyliśmy
się wcześnie spać. Dziewczyny zmęczone podróżą potrzebowały odpoczynku. Już po
kilku minutach z podłogi doszło mych uszu miarowe oddychanie. Znak, że co
najmniej jedna osoba usnęła. Starałem się i ja usnąć, ale zupełnie mi to nie szło.
Za dużo myśli kołatało mi się w głowie.
Po jakimś czasie usłyszałem
szelest kołdry, jaki powstaje, gdy ktoś przekręca się z boku na bok. To mogła
być tylko jedna osoba. Ostrożnie zszedłem z łóżka, kucnąłem obok Patrycji i
pogłaskałem ją po głowie. Odwróciła się do mnie, uśmiechnęła się, dotknęła
głaszczącej ją ręki. Gładziłem ją tak bez słowa kilka minut.
- Śpią? – odczytałem z ruchu warg.
- Chyba tak. – przytaknąłem. Nachyliłem się nad jej
głową i pocałowałem w usta.
Gestem rąk poprosiła o jeszcze.
Znów przybliżyłem się do jej
buzi. Zaczęliśmy delikatnie muskać się nawzajem wargami. Trwało to minuty,
dłużej niż kiedykolwiek przedtem. Cały czas staraliśmy się nie wywołać żadnego
zbędnego dźwięku. Patrycja pierwsza wysunęła języczek. Następne minuty
lizaliśmy się samymi koniuszkami. Kosztowaliśmy cienką warstwę śliny. Dziewczyna
smakowała cudownie. Połączyła nas kolejna tajemnica, przepyszna.
Położyłem się na skraju
materaca.
- Na chwilę.
Patrycja milcząco skinęła głową
i przykryła mnie częścią kołdry. Złapaliśmy się za ręce. Trwaliśmy jakiś czas
bez ruchu, aż mnie pocałowała. Najpierw po policzku. Następnie kierując się ku
ustom. Polizała mnie bardziej lubieżnie niż poprzednio. Wsunęła język między
wargi. Zaczęła nim wodzić między zębami. Chwilę się delektowałem jej
łakomstwem, wreszcie poddałem się prowokacji. Zassałem język. Zbliżyłem się pod
kołdrą. Ciszę zmąciły głośnie mlaskania i szelest kołdry.
- Musimy przestać, Patuś. Obudzimy je. – powiedziałem
szybko szeptem.
Kochanka przyznała rację.
Wróciłem na swoje łóżko.
Nadal nie mogliśmy usnąć. Gdy
zegar budzika pokazał jedenastą, Patrycja wsunęła się pod moją kołdrę.
Przytuliłem ją i polizałem wargi. Znów zaczęliśmy się stykać koniuszkami
języków. Spletliśmy palce rąk, przysunęliśmy się do siebie i dalej lizaliśmy
się po cichu.
W pewnej chwili Patrycja otarła
się o wybrzuszenie bokserek. Na moment przerwała pocałunki. Spojrzała na mnie
pytająco, a gdy przytaknąłem, uśmiechnęła się zadowolona. Chwilę potem znów się
otarła. Z ciekawości. Celowo. Gdy się to powtórzyło kilka razy, nakierowałem
penis na jej podbrzusze i przycisnąłem nasze ciała do siebie. Zacząłem ugniatać
jej cipkę przez majtki, symulując stosunek.
- Chcesz? – spytała niepewnie. Jej wzrok wyrażał małą
prośbę i ogromny lęk.
- Tak. – odpowiedziałem. Czułem, że to nie fair, że
nie powinienem, ale wiedziałem też, że albo wtedy, albo nigdy. Cztery lata o
tym marzyłem o tej chwili. Cztery miesiące Erasmusa przygotowały mnie do tego
dając odpowiednią praktykę. Samczy egoizm nie pozwalał mi zostawić nietkniętej Patrycji
komuś innemu. Pierwszy zabieg na tym młodym ciele stanowił zadanie dla mnie.
Zdjęła bieliznę.
Drgała. Dziewicze ciało broniło
się przed atakiem obcego ciała odruchowym cofaniem bioder. Pokonałem ten opór
kładąc się na Patrycji i przygniatając ją całym ciężarem swojego ciała.
Wchodziłem w nią pomału, tak że cały czas mogła śledzić położenie penisa. W
pewnym momencie jej ciało przeszedł spazm, z gardła wydobyło się przeciągłe
charknięcie. Wszedłem głębiej. Syknęła z bólu. Na policzki popłynęły strużki
łez.
- Na dziś wystarczy, Patuś. – szepnąłem.
- Yhy. – mruknęła ranna.
Przyniosłem jej ręcznik i
paczkę chusteczek. Posiedziałem obok niej na materacu. Zasnęła, trzymając mnie
kurczowo za rękę.
Przez trzy dni ni to swędziało
ją, ni piekło. Nie uskarżała się jednak. Nie żałowała. Zależało jej tylko, żeby
to nie była nasza ostatnia próba.
- Co jak co, ale to mogę ci obiecać, Patuś. Przyjadę
do ciebie we wrześniu. Żebyś tylko nie zmieniła zdania.
Oczywiście staraliśmy się, by o
naszym nocnym zbliżeniu nikt się nie dowiedział. W obecności dziewczyn
udawaliśmy, że nic się nie stało. Kiedy na spacer szła z nami Ala, obie
konkurentki często odbiegały do przodu trzymając się za ręce i trajkotały na
sobie tylko znane tematy. Naprawdę się polubiły. Raz nawet Jadranka i Gosia
zażartowały, że zostały zdradzone. Patrycja jednak nie wyjawiła Ali naszej
tajemnicy.
Nie znaczy to wcale, że sekret
nie został przez nikogo odkryty. Wkrótce się okazało, że dla Basi od samego
początku nie był sekretem. Czwartej nocy kuzynka nie wytrzymała. Kiedy leżałem
z Patrycją, delikatnie drapiąc ją po plecach, wśliznęła się nam pod kołdrę.
- Macie szczęście, że Kaśka śpi jak zabita. –
szepnęła.
Zawstydzona Patrycja przeturlała
się pod ścianę, chowając się za moim ramieniem. Co w oczach jednego jest
miłością, ktoś inny nazwie puszczalstwem. Zwłaszcza kiedy dziewczyna pieści się
z chłopakiem, który ma już kogoś. Ja też poczułem się nieswojo. W końcu kuzynka
przyłapała mnie na, nie mniej nie więcej, zdradzie. Basia przełknęła głośno
ślinę, wyraźnie żałując, że wprawiła nas w zakłopotanie.
- No, nie bójcie się. Nikomu nie powiem. – zapewniła.
– Przepraszam. Nie powinnam wam przeszkadzać.
- Zaczekaj. – złapałem ją za rękę. Już nie było sensu
cokolwiek przed nią ukrywać. Ani tym bardziej wzbudzać poczucie winy.
- Od dawna nie śpisz? – spytała Patrycja nieśmiało.
- W ogóle nie spałam. Nie tylko dzisiaj... Jak to
robiliście, też słyszałam.
- O Boże! – Patrycja zakryła twarz, wciskając głowę
pod moją pachę. Cała schowała się pod kołdrę.
A ja sobie zdałem sprawę, że
Basia nie przyszła do nas dlatego, że przemyślawszy dokładnie wszystkie za i
przeciw świadomie uznała ten krok za słuszny. Przeciwnie, zrobiła to pod
wpływem targających nią emocji. Spontanicznie i wbrew rozumowi. Nasłuchawszy
się przyspieszonych oddechów i miłosnej szeptaniny, przeżywszy razem z nami
pierwszy stosunek Patrycji, musiała być podniecona.
Obróciłem się na brzuch. Leżąc
pomiędzy dziewczynami, lewą ręką objąłem Patrycję. Prawą skierowałem na udo
Basi. Kuzynka ani drgnęła. Przesunąłem dłoń wyżej. Dotknąłem majtek. Wziąłem
głęboki oddech nozdrzami analizując zapach powietrza. Wszystkie zmysły
potwierdziły zgodnie: Basia faktycznie była podniecona.
Nie pozostało mi nic innego,
niż wsunąć dłoń pod koronkowy materiał. Pogładzić ogolone łono i zanurzyć palce
w ciepłej jamce. Zegar pokazywał za pięć dwunasta.
Trzy po północy Basia ściągnęła
majtki. Patrycja przestała się chować. Patrząc na mnie oczami wielkimi jak
moneta pięciozłotowa, słuchała chlupiących odgłosów płynących z drugiego brzega
łóżka. Osiem po dwunastej zaczęła mnie całować po policzku.Piętnaście po
wsunęła mi język w usta. Po krótkim intensywnym lizaniu, podczas którego nie
przestawałem pieścić Basi, opuściła głowę na poduszkę. Wsunęła rękę pode mnie i
chwyciła za członek. Trysnąłem za pięć wpół do pierwszej, wciąż nie przestając
masować Basi.
- Jak mnie nie pogonisz, Basiu, mogę ci to robić do
rana. – powiedziałem półgłosem.
- Dobrze. Tylko nie mówcie o tym nikomu.
Do tego momentu starannie
dawkowałem wrażenia. Utrzymywałem spokojne tempo, unikałem łechtaczki. Po pół
godzinie zaczęła mi drętwieć ręka. Wbrew złożonej deklaracji, całonocna
palcówka nie mieściła się w ramach moich możliwości. Wkrótce musieliśmy
przerwać i musieliśmy usnąć.
- I ty nie mów, Basiu. – szepnąłem i zaatakowałem
najczulszy punkcik.
Oddech trzech osób: pieszczonej
Basi, pieszczącego mnie oraz Patrycji czującej każde drgnienie mojego ciała,
natychmiast przyspieszyły. Równocześnie. Nogi Basi zacisnęły się, tułów obrócił
się na bok.
- Adam, starczy. – Szepnęła. Napotkawszy spojrzenie
Patrycji, powtórzyła: – Adam, puść mnie już, proszę.
Stopniowo spowolniłem ruchy
dłoni, wyjąłem z Basi palce. Pogładziłem po łonie.
– Pora iść spać, Basiu. –
szepnąłem podniecony, ponownie twardy.
– Masz rację. Dziękuję. –
pocałowała mnie w policzek i wróciła na swój materac. Majtek, które się zapodziały gdzieś pod kołdrą, nie szukaliśmy.
Pocałowałem Patrycję. Chwilę
postykaliśmy się językami. Lewą dłonią, nieumorusaną kobiecym sokiem, ścisnąłem
jej pierś na dobranoc.
Kasia spała kamiennym snem. Nie
wie i nigdy się nie dowie, jakie atrakcje ją ominęły. W rozmowach z Basią i
Patrycją jak dotąd nigdy nie poruszyliśmy tematu tamtej nocy. Co się stało, to
się stało, pozostawiając na długo miły ślad w pamięci i wzmacniając poczucie
wzajemnego zaufania i przywiązania. Od tamtej pory jesteśmy nie tylko
rodzeństwem ciotecznym z Basią parą tajnych kochanków z Patrycją, ale też
trojgiem przyjaciół, związanych wspólną słodką tajemnicą.
Ala, Patrycja, Jadranka,
Patrycja, Basia – niezliczone orgazmy, trzy rozdziewiczenia – bilans Erasmusa
był bardziej niż zadowalający. Jak do wszystkiego co dobre, szybko przywykłem
do sukcesu. Zacząłem wierzyć, że mogę mieć każdą cipkę. Na pstryknięcie
palcami. Że to mi się należy. Co więcej, przyzwyczaiłem się do bezkarności. Nawet
manualny incest, zachowanie uważane powszechnie za wyjątkowo niemoralne, uszedł
mi na sucho. Nic dziwnego zatem, że w głębi duszy zacząłem poważnie liczyć na
to, że niedługo całkiem rozdziewiczę Basię, a zaraz po niej drugą bliźniaczkę.
Śmiała fantazja podpowiadała mi
czworokąt z nimi i Patrycją. We śnie ukazały mi się wszystkie trzy naraz. Nagie
i chętne. Wypinały się do tyłu, a ja wchodziłem w nie po kolei. Następnie
dziurawiłem je od przodu. Masowały mnie piersiami i lizały lubieżnie. Na koniec
napełniłem spermą wszystkie trzy kielichy. Nastolatki zastygały z błogim
uśmiechem na ustach w stanie postkoitalnej nirwany, a ja mogłem zasnąć w zasłużonym
poczuciu satysfakcji z potrójnego dobrego uczynku.
Rzeczywistość okazała się inna.
Ostatniego dnia pobytu, kilka godzin przed odjazdem nocnym pociągiem, które
wtedy jeszcze jeździły po niemieckich torach, bliźniaczki postanowiły się
przespacerować. Patrycja nie miała ochoty, ale Kasia bardzo nalegała. W
rezultacie zostaliśmy z Patrycją sami w akademiku. Nie chcąc zmarnować ani
jednej bezcennej sekundy, natychmiast rzuciliśmy się sobie w objęcia. Jak tylko
pierwiastek męski wszedł w reakcję z pierwiastkiem żeńskim, pokój ze wszystkimi
szafami, biurkiem i łóżkiem zawirował. Świat zewnętrzny przestał dla nas
istnieć. Nie usłyszeliśmy kropel deszczu uderzających o parapet, nie
zwróciliśmy uwagi na pukanie do drzwi, nie zauważyliśmy też od razu Ali, gdy
weszła. Siedzieliśmy na krześle, Patrycja na mnie przodem, i kopulowaliśmy w
najlepsze.
– Hm, hm! Przyszłam
powiedzieć, że José Maria skończył właśnie gwałcić wasze bliźniaczki. – usłyszeliśmy po niezliczonej
liczbie chrząknięć. – Jak skończycie i się umyjecie, zapraszam do mnie.
Zamówiłyśmy z dziewczynami pizzę.
Do pokoju osiemset cztery
szliśmy jak na stracenie. Gilotyna czy stryczek? Kastracja toporkiem czy,
bardziej humanitarnie, skalpelem? Przez egzekucją przypalanie sutków czy wbicie
kołka w cipkę, a może i jedno i drugie? Ze strony Ali nie spotkała nas jednak
żadna kara.
– Wiedziałam od samego
początku, że do tego dojdzie... Ty! – zwróciła się do mnie – Pamiętaj, że
opieki nad dzieckiem ci nie odpuszczę... A ty – Palec wskazującym ugodziła
Patrycję w prawą pierś. – nie waż się w nim zakochać. Możesz go wykorzystać,
wyssać z niego energię, pobrać wiedzę, zabawić się, ale się nie poświęcaj!
Niech on cię kocha, niech on się stara, niech on cierpi. A ty się baw i
korzystaj! – mówiła poważnie, ale jednocześnie uśmiechała się do nas szczerze.
– Alu? – spytaliśmy
chórem.
– Co mam wam jeszcze
powiedzieć? Przecież nie przestanę was lubić... Ty – złapała mój nos między
palce i zakręciła – śpisz dzisiaj ze mną. Robisz mi masaż całego ciała, a rano
podajesz kawę do łóżka... Ty, Patuś – Ala przygotowała ramiona do objęcia
koleżanki – nie myśl, co on mi będzie robił. Nie daj się ponieść zazdrości. Tak
jak ja nie jestem zazdrosna, że on dzisiaj kochał nie mnie a ciebie.
– Dobrze, postaram się. –
dziewczyny uściskały się serdecznie.
– I mi oddasz cycki,
prawda? Ależ cisną na klatę te twoje bufory!
***
8.
Dzięki José Marii nasza córka
ma rówieśników w rodzinie. Dwie pary bliźniąt jednojajowych, chłopców i
dziewczynki, urodzone w tym samym tygodniu. Imiona Basia i Kasia stały się
podwójnym numerem 100 w jego kartotece. Zajęły ostatnią stronę zeszytu.
Przeprowadzając wywiad ze
świeżo rozdziewiczonymi, Hiszpan nie mógł pojąć, dlaczego nie wszystkie
odpowiedzi sióstr brzmiały tak samo i dlaczego dziewczyny posprzeczały się o
rubrykę „palcówka”? Z tego co zdołał zrozumieć, Kasia pouczała siostrę, że w
pytaniu nie chodzi o to, kiedy dziewczyna masowała się sama, tylko kiedy zrobił
jej to chłopak. Basia konsekwentnie przytakiwała, ale na dodatkowe pytanie
„who?”, powtarzała „nobody!” W końcu bliźniaczki ogarnął tak silny gniew, że
się pobiły. Szarpały się za włosy i okładały pięściami w najbardziej wrażliwe
miejsca. Pogryzły się i narobiły sobie nawzajem siniaków.
Wobec damskiej agresji chłopak okazał
się bezsilny. Żadna próba perswazji nie miała szans w konfrontacji z
zacietrzewieniem bliźniaczek. Dopiero gdy widok walczących dziewcząt podniecił
Czemę, udało mu się je uspokoić. Kluczem do sukcesu był oczywiście penis. Jak
tylko się znalazł w cipce, jej właścicielka nie mogła walczyć.
Niestety za skuteczną misję
pokojową zamiast nagrody Hiszpana spotkała kara. Zaalarmowani wrzaskami
dobiegającymi z jego pokoju zbiegli się sąsiedzi. To co zobaczyli w środku, nie
wymagało wiele wyjaśnień. Błyskawicznie obezwładnili gwałciciela i wyprowadzili
nagie nastolatki w bezpieczne miejsce. Studentki przybyłe na miejsce pomogły poszkodowanym
ubrać się i zaczęły wypytywać, jak doszło do napaści. Wiele się nie
dowiedziały, a jeszcze mniej usłyszały prawdy. Bliźniaczki nie były głupie.
Chciały zniknąć bez śladu, a nie świadczyć przeciw samym sobie na komisariacie
policji. Naopowiadały troskliwym studentkom, że przyszły zwabione obietnicą
pieniędzy, że Czema je zniewolił przemocą i szantażem. Jak tylko się nadarzyła
dogodna okazja, czmychnęły do pokoju Alicji z prośbą o azyl.
Brak ofiar przestępstwa
powinien uratować Hiszpana od oskarżenia. I uratował. Student poszedł za kratki
nie za podwójny gwałt lecz za wielokrotne molestowanie. Poszkodowanych gotowych
zeznawać znalazło się aż nadto. O kajecie jednak w śledztwie nikt nie wspomniał,
a sam zeszyt nie wpadł w ręce prokuratorów. W tym już zasługa Gosi.
Z tego co wiem, Czema postanowił,
że drugiego zeszytu już nie będzie. Okres pobytu w celi pracowicie wykorzystuje
na napisanie powieści opartej na swoich wspomnieniach. Wstępnie tytuł książki brzmi
„Przygody pana Ogórka Bezkapturka” i może się jeszcze zmienić. Ale już teraz można
powiedzieć, że to będzie światowy bestseller. Wydawnictwa, węsząc milionowe zyski,
prześcigają się w ofertach współpracy. Sam autor skromnie szacuje, że poziom sprzedaży
będzie równy sprzedaży „Pięćdziesiąt twarzy Greya” plus jeden egzemplarz. Swą kalkulację
opiera na założeniu, że jego książkę kupi każdy, kto nabył powieść E. L. Jones oraz
Christian Grey, jej tytułowy bohater. To całkiem prawdopodobny scenariusz.
Zyski z tantiem José Maria zamierza w całości
przeznaczyć na alimenty i utrzymanie matek swoich czworga dzieci. Ma nadzieję, że
w ten sposób zasłuży na miłość tych dwóch wyjątkowych kobiet. Spośród stu jeden
dziewczyn, z którymi odbył stosunek, tylko one miały prawdziwy orgazm.
Szczerze mówiąc, wcale go nie lubię.
Od początku miałem go za dupka i pod tym względem niewiele się zmieniło. Niemniej
głęboko wierzę, że mu się uda i życzę mu powodzenia. Dzięki Erasmusowi dojrzał i
wydoroślał. Czego o mnie niestety powiedzieć się nie da.
KONIEC
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz