Czytać najbardziej lubię pamiętniki. Szczególnie te nigdzie nie publikowane.
***
Nazywam się Véronique Grosseins. Miesiąc temu skończyłam
piętnaście lat. Chodzę do collège, do dziewiątej klasy. Mój chłopak ma na imię Philippe
i jest o pięć lat starszy ode mnie. Całuję się z nim, ale on chce więcej.
Postawił warunek, że jak do następnej miesiączki nie zrobimy miłości, to
znajdzie sobie inną dziewczynę. Zostało dwa i pół tygodnia. Nie wiem, co robić.
Philippa poznałam przypadkowo, na mojej własnej imprezce z okazji urodzin. Mama pojechała do
teatru ze swoim nowym przyjacielem. Miałam więc wolne mieszkanie. Przyszły Agnès, Claire, Elif i Yolande, a z chłopaków Adrien, Stéphane i
Jean-Pierre. Właściwie to byłam zakochana w Jean-Pierrze. Myślałam, że coś między
nami zaiskrzy. Ale zawsze jak się o czymś pomarzy, to w życiu musi wyjść innaczej. Na przykład zamiast z Jean-Pierrem, zacznie się całować z jego starszym
bratem.
Tak właśnie się stało. Philippe miał tego dnia wolne i
zgodził się podrzucić Jean-Pierre do
mnie. Metrem i autobusem zajęłoby to ponad godzinę, a autem połowę krócej. Po
imprezie miał znowu przyjechać i odebrać brata. No, ale skoro już był pod
blokiem, to dziewczyny powiedziały, żeby go zaprosić na górę. Tak też zrobiłam.
Jean-Pierre dał mi paczuszkę i cmoknął w policzek. Tak samo przywitał się z Agnès,
Claire, Elif i Yolande. Bez uczucia.
A Philippe? Szarmancko wziął mnie za ręce. Złożył długie
życzenia. I patrzył nie na boki, tylko cały czas w moje oczy. I się uśmiechał
tak jakoś szczerze, szeroko. A po życzeniach pocałował w usta. Niby normalnie,
krótko, tylko na powierzchni. Tak, że nikt nie nabrał podejrzenia. Ale z takim jakby
kąśnięciem górnej wargi. I mokro. Miał poślinione usta. Zupełnie się czegoś
takiego nie spodziewałam.
Od pierwszej chwili łączyła nas więc tajemnica. I tak
patrzyliśmy na siebie przez pół prywatki. A potem rzucił pomysł, żeby włączyć
muzykę i poprosił mnie pierwszą do tańca. Do takiej romantycznej ballady, co
akurat leciała w tym internetowym radio, które nastawił. Trzymał mnie mocno.
Tak męsko. Aż zafrunęły motylki w brzuchu. I już przy tym pierwszym tańcu
otarliśmy się tak o siebie, że poczułam wyraźnie jego twardą męskość. Jeszcze
jedna wspólna tajemnica.
To był szalony dzień. Powiedziałam, że otworzę okno, bo
się zrobiło gorąco. A on na to szeptem do mnie na ucho:
— Rozepnij koszulę.
Posłuchałam. Poluzowałam górny guziczek. A on znowu na
ucho:
— Jeszcze jeden poproszę.
Potem w tańcu mi szepnął, że dziewczyny niepotrzebnie
zakładają staniki. Znowu tańczyliśmy blisko. Cały czas czułam, jak mu stoi. Ciel, podobałam mu się! Podrywał mnie dwudziestoletni
mężczyzna! A jak dobrze zbudowany, z szerokimi barkami, przystojny. Każda z
dziewczyn mówiła po cichu, że zazdrości. Yolande nawet miała fantazje o jego
nosie. Bo taki jest zgarbiony, jakby spał z kimś na łyżeczkę. A mój na odwrót, zadarty
jak cycek.
Na koniec prywatka w ogóle zmieniła nam się w przytulaną
mini-dyskotekę. Agnès przykleiła się do Jean-Pierra. A on pierwotnie miał być
mój. Ciel, jakie to życie pokrętne!
Claire i Yolande na zmianę tuliły się do Adriena, a Elif wisiała na szyi Stéphanowi.
Na moich urodzinach odkryła, że ma słabość do blondynów. Od tamtej pory w
szkole ani na chwilę nie zostawia Stéphana samego. A Philippe tańczył tylko ze
mną.
Jak się żegnaliśmy, pocałował mnie w usta. Znowu tak
kąsając, jak tylko on kąsa, ze śliną. Dużo dłużej niż na powitalne „salut”. Każdy z chłopaków celował w
usta, z wyjątkiem Jean-Pierra, i każda z dziewczyn coraz szerzej rozchylała
wargi, nawet Elif, co na co dzień chodzi w chuście jak najcnotliwsza muzułmanka,
ale Philippe całował najmocniej, najmokrzej i najdłużej. I tylko mnie, bo
resztę dziewczyn tylko muskał przelotnie.
Parę dni później czekał na mnie przed szkołą. Zapytał,
czy mogę z nim porozmawiać. A mnie motylki zatańczyły w brzuchu. O, jak machały
skrzydełkami na tę propozycję! Claire i Yolande zaśmiały się na cały głos i
popchnęły mnie do niego.
— Salut!
— Salut!
Do jutra, Véronique!
I tyle je widziałam.
Philippe zaprowadził mnie do samochodu. Powiedział, że
nie poznaje brata. Że Jean-Pierre zrobił się jakiś markotny i niewiele się
odzywa.
— W szkole też jest taki? Co to może znaczyć?
Ja takiej zmiany nie zauważyłam. Ale też nie miałam
okazji, bo na przerwach albo gdzieś znikał, albo przesiadywał z Agnès. Poza tym
czułam, że Philippe nie po to się ze mną spotkał, żeby rozmawiać o bracie.
Poprosił, żebyśmy się przesiedli do tyłu. Dites donc, co ja przeżyłam w tej chwili!
Serce mi łomotało jak starodawny parowóz. Nie potrafiłam niczego powiedzieć. Po
prostu się przesiadłam. I o mało się nie wywróciłam, jak się potknęłam o
krawężnik. Tak mi słabo mi było w nogach przez te emocje. Incroyable!
— Mogę cię potrzymać za rękę? — Inaczej sobie
wyobrażałam sceny na tylnym siedzeniu. Że facet o nic nie pyta, tylko ściąga
dziewczynie majtki i bez ceregieli się w nią wdziera. Za zgodą i bez zgody. A
Philippe był taki szarmancki.
Zaraz potem przeszła dosłownie obok nas Elif z bratem.
Zawsze razem wracali do domu. Auto Philippa ma z tyłu przyciemnione szyby, więc
mnie nie widziała. Zaraz po niej przeszedł Stéphan, mimo że w tę stronę co Elif
jemu jest wcale nie po drodze.
— Mają się ku sobie — powiedział Philipp. I położył
obie ręce na moich kolanach. Aż mnie ciarki przeszły po całym ciele.
— Myślisz? — Może nawet tego nie powiedziałam. Nie
jestem pewna.
— Będą się pieścić.
— Dzisiaj?
— Jak tylko gdzieś upchną małego. Nie widzisz, jak
ona go kręci?
Mogłam tylko wzruszyć ramionami. On jej się podobał, bo
blondyn, ale czy ona jemu i jak bardzo, on mi nie mówił, to skąd bym miała
wiedzieć?
— Dasz mi jakiś kontakt do siebie? Numer telefonu,
maila?
— Masz mnie w znajomych na Facebooku. — Sama
wysłałam mu zaproszenie. Razem z dziewczynami. Zaraz po tym jak wyszedł z
urodzin.
— Wolę coś, co nie każdemu dajesz.
No i wtedy nachylił się do mnie, ale nie pocałował od
razu. Jeszcze poczekał na moją reakcję. Popatrzył w oczy, pogładził po podbródku.
O, jakie to było ważne! Poczułam, że naprawdę mogę mu ufać. No i właściwie to
ja przytknęłam usta do jego ust, nie odwrotnie.
Ale się bałam! Nie gwałtu, tylko tak po prostu. Tremę
miałam jak tuż przed wyjściem na scenę, kiedy dajemy przedstawienie dla całej
szkoły.
Całował mnie tak jak po urodzinach. Kąsając wargi,
delikatnie, bez pośpiechu i wilgotnie.
Powiedziałam skromnie, że nie potrafię się jeszcze
całować. Na to on:
— Rób to co ja. — A jak popróbowałam ponaśladować:
— Całujesz doskonale, Véronique. Możemy się spotykać?
— Aha!
Chciało mi się krzyczeć z radości, i skakać, i przytulać.
I nie wiem co jeszcze. Przytulać najbardziej. Jak bym pisała zmyśloną
historyjkę, tak by to właśnie było: że bohaterka na cały głos wyznała miłość, podskoczyła
z radości i rzuciła się w objęcia ukochanego. A on ja głaskał, i tulił, i
mówił, jak a jest wyjątkowa i idealna, i będą razem na zawsze. W realności
umiałam tylko kiwnąć głową. Moich emocji musiał się Philippe domyśleć.
To jednak chyba nie było trudne. Zwłaszcza, że jest
starszy, bardziej doświadczony i zna się na dziewczynach.
Skupił się na mojej górnej wardze. A jednocześnie rękami
zaczął mnie — szukam odpowiedniego słowa — badać uda. Nie głaskać, nie pieścić,
ale badać. Potwornie mi zależało na tym całowaniu się z Philippem i w ogóle na
okazywaniu miłości. Więc jak pod spódnicą doszedł palcami do majtek, nie broniłam
się wcale. Tylko odruchowo zacisnęły się nogi, ale zaraz świadomie rozsunęłam
kolana.
No i wtedy zassał moją dolną wargę. A ręką, całą dłonią,
zaczął mocno masować łono. Palcami wymacał łechtaczkę i szparkę. C'était incroyable! Nagle znalazłam się
na plecach. A on podpierał się lewą ręką, miałam ją pod pachą, a prawą masturbował
mnie przez majtki.
Patrzyłam mu tępo w oczy i pozwalałam na wszystko. Wstyd
gdzieś uleciał. Znowu, gdybym tworzyła fikcję, to bym napisała, że bohaterka
dostała mega orgazmu. Ale to nie tak. Jak sama się pieszczę, to wszystko się
dzieje naturalnie. Odpuszczam sobie kontrolę. Nad niczym się nie zastanawiam,
tylko pozwalam się dziać temu, co mam w głowie. A z chłopakiem to jednak się
myśli, jak on mnie widzi, czy nie na za dużo pozwalam, i tak dalej. Orgazmu z
Philippem nie miałam. Ale podniecona byłam. Mokra w środku. To na pewno. I
bardzo zadowolona, że on mi to wszystko robił. Mnie, a nie jakiejś innej
panience.
W końcu wzięłam się jednak w garść. Odsunęłam do tyłu, na
ile mogłam. Powiedziałam, że muszę już iść do domu.
Philippe posłuchał się bez mrugnięcia okiem. Na nic nie
nalegał. Niczego nie żądał. Przesiadł się za kierownicę i odwiózł pod blok.
Prawie bez słowa. Powiedział tylko, że jak mnie nie spotka przed szkołą, to
przypomni o swoim istnieniu przez Facebooka.
Chyba w tej właśnie chwili moja miłość do niego była
największa. W chwili pożegnania , przez noc, aż do popołudnia następnego dnia. Tak
na to teraz patrzę. Zaczynam co nieco rozumieć.
Jak wyszłam ze szkoły, nie czekał na mnie przed bramą.
Nigdzie nie było widać jego samochodu. A tak bardzo liczyłam na spotkanie. Ubrałam
się specjalnie z myślą o Philippie. I spakowałam do torby majtki na zmianę,
żeby nie musieć wracać do domu w wilgotnych. I nic z tego. Philippa nie było.
Czułam się zdradzona, porzucona. Chciało mi się wyć i płakać. I zniknąć. Zapaść
się pod ziemię, albo rozpłynąć w powietrzu. Żeby nikt mnie nie widział takiej
przegranej. No i kochałam go jeszcze mocniej. Więc tamto pożegnanie to jednak
nie był szczytowy moment. Bon sang,
czy ja jestem głupia?
Na wiadomość kazał mi czekać jeszcze jeden cały dzień. I
napisał całe cztery słowa:
— Salut, spotkamy się jutro? — Nie ma co! Wysilił
się student politechniki!
To jutro wypadało w sobotę. Kiedy nie mam zajęć w szkole.
W dodatku mama miała dla nas już inne plany. Nie mogłam się z nim umówić.
— Przyślij mi swoje zdjęcie, bo tęsknię bardzo. — To
była wiadomość z wieczora. Odczytałam tak gdzieś przed dziesiątą w nocy.
— Jakie zdjęcie?
— Najlepiej aktualne. Zrób teraz i mi przyślij, bébé.
To nic, że byłam w piżamie. Zawahałam się. Oczywiście, że
tak. Ale zrobiłam dla niego to selfie.
Portret mnie siedzącej przy biurku. Philippe napisał, że piękne i poprosił o
jeszcze jedno, nie de face, lecz z
boku. Do północy wysłałam mu całą kolekcję fotek. W większości downblouse i całkiem seins nus. Miał natychmiast kasować po
zobaczeniu. Do tej pory tego nie zrobił. Trzyma je wszystkie w smartfonie. I po
co ja się zgodzilam?
Potem przez weekend jeszcze pisaliśmy ze sobą. Tak
sporadycznie, co godzinę-dwie jakaś krótka wiadomość. Na przemian coś
zwyczajnego:
— Co teraz robisz, bébé.
— Ubieram się do restauracji. Pisałam ci, że idziemy
dziś na obiad z Maurille i jego synami.
I coś z zabarwieniem erotycznym:
— Cały czas myślę o twoich piersiach, bébé.
— Co myślisz?
— Że Maurille jest zachwycony twoją sukienką. Na
miejscu kelnera specjalnie bym często podchodził do waszego stolika, żeby
zaglądać ci w dekolt. — Oczywiście Philippe wiedział, jak byłam ubrana. Sama
wysłałam mu zdjęcie.
— Nie martw się. Mam stanik.
— Jak się spotkamy, to go zdejmiemy. Nie mogę się
doczekać, bébé. Całuję!
W końcu mama nie wytrzymała. Powiedziała, żebym koniecznie
zaprosiła kolegę na obiad w następny weekend. I że nie muszę ukrywać przed nią moich
petits amis.
W końcu się spotkaliśmy. Tak jak poprzednio pod szkołą. Z
tym że nie czekał na mnie przed bramą, tylko w samochodzie. Od razu
powiedziałam o zaproszeniu. A Philippe na to:
— Bien. —
Jakby już wiedział. W ogóle nie był zaskoczony.
— Znajdziesz czas?
— Bien sûr,
bébé. A teraz się przytulimy.
No i się zaczęliśmy całować. Właściwie to ja tylko
odwzajemniłam kilka pocałunków, takich w policzek i w kącik ust. Więcej nie
miałam jak, bo Philippe nie odrywał swoich ust ode mnie. Tylko wędrował powoli
po mojej twarzy i szyi, przechodząc też na dekolt, ramiona i nawet plecy. Nie spieszył się. Szeptał, że
bardzo tęsknił, i całował.
Jego ręce — Mince
alors, genialne ręce! — zaczęły wędrować po moim ciele. Najpierw po plecach
i biodrze z pupą i udem. To nie protestowałam, mimo że to pieszczenie przyszło
za szybko. Jednak nie byłam na nie przygotowana. Potem nagle znalazły się pod
bluzką. Obie na raz. Jedna masowała plecy, druga po brzuchu. Jak poczułam palce
pod fiszbinem stanika, to już musiałam jakoś zareagować. Spróbowałam odepchnąć
w dół tę rękę.
— Quoi, bébé?
Jak to co? To nie oczywiste? Ale wytłumaczyć nie umiałam.
Philippe wziął w usta mój płatek ucha i mi wszystkie słowa ugrzęzły w gardle.
Podważył fiszbin palcami. Dotknął piersi.
— Philippe,
non!
Zabrał rękę. Ale tylko na chwilę.
— Quoi, bébé?
— Philippe, nie.
Nie teraz. — Nie chciałam, żeby brak zgody zabrzmiał jak „nigdy”.
— Oh, bébé, s'il te plaît!
— Jeszcze nie, proszę, Philippe.
— Za chwilę.
Pocałował mnie w usta. Namiętnie. Oddzielnie muskając
górną i dolną wargę. Gruntownie, dokładnie, jak to Philipp. Przyparł mnie do
oparcia, tak że trudno by mi było się ruszyć. I z całej siły złapał za krocze.
Znienacka i brutalnie.
Wystraszyłam się. Ba, przelękłam nie na żarty. Nigdy w
życiu się tak nie bałam. Ale nie mogłam nic zrobić. Ani się ruszyć, ani coś
powiedzieć, ani krzyknąć, bo buzię miałam zatkaną pocałunkiem. Nie, to trzeba
nazwać inaczej. Nie zatkaną, tylko zakneblowaną. I nie pocałunek, a przyssanie
się otwartą na oścież paszczą z celem pożarcia zdobyczy w całości.
Ale nie mogę mieć przecież pretensji o to, że chłopak
zrobił mi coś intymnego w jego własnym samochodzie. Dobrze wiedziałam, że
właśnie po to do niego idę. I wtedy też wiedziałam, że racja jest po stronie
Philippa.
Już się nie broniłam.
Najpierw długo palcował mnie przez majtki. Potem, jak się
zmęczył i usiedliśmy w wygodniejszej pozycji, wsunął dłoń pod spód. Oh,
śledziłam każdy jego ruch, każde drgnięcie. Porozsuwał moje dolne wargi i
wszedł we mnie. Il m'a doigté! Bez
pardonu.
Nie jestem pewna, co czułam. Byłam trochę wściekła i
potwornie szczęśliwa. To był mój pierwszy raz, kiedy ktoś zrobił mi palcówkę. I
to nie byle jaki ktoś. Dziewczyny z klasy by się dały pokroić za takie względy
u Philippa. A on wybrał mnie. Czy to nie powód do radości?
Pokazania piersi już się nie dopominał. Przeprosił, że bez
pytania dotknął mnie między nogami. Na francuskim przerabialiśmy środki
stylistyczne. Jak by mi przyszło odpowiadać z eufemizmów, będę mieć kapitalny
przykład z życia wzięty. Nie palcówka, tylko dotyk między nogami.
— Nic nie szkodzi, Philippe.
— Tu es super!
Pogładził mnie po policzku. Ale jak pogładził! Albo
raczej czym. palcami, które dopiero co były we mnie. Znowu wybuchła we mnie
miłość.
Tak mu powiedziałam. Dokładnie tak:
— Je t'aime,
Philippe!
— Mon
amour, bébé!
Pocałowaliśmy się super namiętnie. A potem wtuliłam się w
jego ramiona i powoli dochodziłam do siebie.
Philippe nie pospieszał. Miał dla mnie czas. Cierpliwie
czekał, aż ochłonę i poproszę, żeby mnie podwiózł do domu.
Na pożegnanie powiedział, tak jak by tylko przypominał o
czymś, co już dawno jest postanowione, że następnym razem zrobimy miłość.
Dopiero w domu do mnie dotarło, co to konkretnie znaczy.
Ten następny raz wypadał za dwadzieścia dwie godziny.
Przespałam się z tematem. No, raczej przeleżałam, bo noc
miałam akurat bezsenną. I rano zdobyłam się na odwagę. Napisałam, że na seks
nie jestem jeszcze gotowa.
— C'est bon, bébé.
Odetchnęłam z ulgą. No i utwierdziłam się w wierze, że
Philippe mnie kocha prawdziwie i mogę mu ufać.
Po szkole pojechaliśmy do parku.
— Bébé, musimy się pokochać fizycznie. — Przez cały spacer rozmawialiśmy tylko o tym. Przy czym ja nie miałam żadnych argumentów. Bo to, że się boję, słabo przekonuje, nawet mnie. Natomiast Philippe... O, to co innego. — Bébé, posłuchaj! Nie warto odsuwać defloracji na późne lata, do pełnoletności czy, nie daj Boże, do ślubu. Błona dziewicza szybko wapnieje. U młodej dziewczyny jest jeszcze miękka. Pęka jak na pstryknięcie palcem. Ale im później, tym sztywniejsza i twardsza. I pierwszy seks, jak jest za późno, boli. Cipka długo się goi. Może wejść zapalenie. Wiesz, optymalny czas jest między pierwszą miesiączką a pierwszą owulacją. Tak mówi medycyna, bébé. Studiuję to, możesz mi wierzyć. — Słuchałam jak zaczarowana. Philippe otwierał mi oczy. — Optymalny wiek, bébé, to dla większości dziewczyn trzynaście lat. Jak jesteś dziewicą, to już się spóźniłaś. Nie odkładaj dłużej. — Łatwo powiedzieć, jak się jest facetem. A co, jak się nie jest pewną? — Powinno być tak, jak ze szczepieniami. Przychodzi termin, idziesz na zabieg. Lekarz załatwi sprawę w pięć minut. No, może w dziesięć, jak jesteś ładniejsza. I temat z głowy. — Szok! Nie umiem sobie wyobrazić takiego zabiegu. Chyba bym umarła ze wstydu. — Albo przynosisz zaświadczenie od chłopaka, że cię rozdziewiczył w domu. Też do rozważenia. Co, nie mam racji, bébé? — Nigdy wcześniej nie słyszałam takich pomysłów. Ale wszystko, co mówił Philippe, ma sens. Jest naukowo udowodnione. Czy tak naprawdę będzie wyglądać przyszłość?
No a na koniec padł najważniejszy argument:
— Bébé,
nie chodzi tylko o dobro dla ciebie. Ja też mam potrzeby. Muszę czasem poruchać. Bez
tego facet wiotczeje i robi się chory. A bez cipki nie da się ruchać. Musisz mi
dać włożyć.
Wszystko się zmienia tak szybko. Miesiąc temu niewinny
buziak z Jean-Pierrem był nieosiągalnym marzeniem, a teraz bym miała realnie
współżyć. Obiecałam Philippowi, że się zastanowię.
I jak widać, dotrzymuję słowa. Zastanawiam.
Aha, to jeszcze nie koniec.
Obiad w sobotę udał się jak ta lala. Philippe kupił
kwiaty dla mnie i dla mamy. Założył garnitur, a to dla mojej mamy jest bardzo
ważne. I zachwalał dokładnie te dania z karty, które mama najbardziej lubi.
Byłam przeszczęśliwa, że mój pierwszy petit
ami przypadł mamie do gustu. I dumna, że złapałam takiego fajnego
mężczyznę. A tak się bałam, że będą problemy. Choćby przez różnicę wieku między
mną a Philippem.
No ale w domu bańka mydlanych złudzeń prysła.
— Jak chodziłam do collège’u, to też miałam takiego
przyjaciela. — Czasami się człowiek dowiaduje o rodzicach czegoś, czego w
najgorszym ani najlepszym śnie by się nie spodziewał.
— O, naprawdę?
— Tak. Tylko moi rodzice robili wszystko, żeby nam
przeszkodzić.
Kolega mamy nie spodobał się ani babci, ani dziadkowi. Ale
nie umieli przekonać mamy.
— On nie dla ciebie — mówili tylko i zabraniali
wychodzić samej z domu. A to za mało. Takimi metodami osiągnęli tyle, że mama
przy pierwszej okazji wyprowadziła się do akademika i zerwała kontakt.
Powiedziała, że nie chce popełniać tych samych błędów co
jej rodzice.
— Nie mogę ci niczego zabronić. I tak byś kochała
Philippa. Może nawet jeszcze głupiej. To znaczy bardziej. — Dokładnie tak mama
powiedziała. I to nie przez pomyłkę. Że to, co robię, jest głupie. Też mi to
daje do myślenia. — Mogę ci tylko dać to.
To? Jakie to? Dała mi papierową szkatułkę.
— Co to jest?
— Otwórz.
W środku były, i leżą tam nadal, trzy kwadratowe paczuszki
w błyszczących sreberkach, bez żadnych rysunków ani napisów
— Gumy do żucia? — Nie mogłam być bardziej naiwną!
— Nie do żucia. — W tym momencie mama nie mogła
powstrzymać śmiechu. Chociaż ta moja gafa to bardziej tragedia niż kabaret.
— A do czego?
— Twój petit
ami będzie wiedział, jak tego użyć. Tylko dopilnuj, żeby założył.
Jak ja mogłam nie poznać prezerwatywy?! Całe szczęście,
że Agnès, Claire, Yolande i Elif nie były świadkami tej mojej wtopy.
No, na ten weekend, co byliśmy we troje na obiedzie,
przypadł początek miesiączki. I przez tydzień Philippe nie poruszał tematu
seksu w ogóle. Zabrał mnie w trzy różne miejsca na spacer. A w niedzielę do
kina. Za każdym razem było romantycznie, przyjacielsko, bo rozmawialiśmy tak po
prostu o wszystkim, co ważne i nieważne, idealnie.
Ale każde krwawienie się kiedyś kończy. Więc i to się
skończyło. A na ostatnim spotkaniu Philippe przypomniał, że ma potrzeby. Ja też
mam, ale chyba mniejsze.
W każdym razie nie chciałam ani ulegać namowom, ani go
rozczarować. Powiedziałam, że nadal się zastanawiam nad fizyczną miłością. A
żeby mu nie było przykro, natychmiast zdjęłam bluzkę i stanik. Już nie robiłam
problemu z tego, że staliśmy na parkingu pod moim blokiem.
— Oui,
prawdziwie brązowe sutki! Véronique, po kim masz azjatycką urodę?
— Po tacie.
Zaczął się bawić piersiami. Macać, ssać, lizać. Aż za
bardzo. Aż, po chwilowym zachwycie, przestało mi się to podobać.
Jak się nasycił, pocałowaliśmy się jeszcze. Z języczkiem.
Pierwszy raz całowałam się z nim w ten sposób. I gdy już byłam pewna, że temat
seksu się zamiótł pod dywan, Philippe powiedział, że samymi cyckami go nie
udobrucham. Jak ja mu nie dam cipki, to będzie zmuszony wziąć od kogoś innego.
I muszę przyznać, że jestem un très petit peu załamana. Co robić?
***
Kto by przypuszczał, że nasza mała Véronique tak ciekawie pisze? I tak
dojrzale.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz