Wakacyjna przygoda z artystyczną Kamilą (2022)

    Przechodziłem kryzys wieku młodego. Miałem osiemnaście lat, zdaną maturę, nawet z dobrym wynikiem, i mętlik w głowie. Totalny brak orientacji w życiu. Byłem jak statek bez sternika i samolot bez pilota. Nie umiałem się zdecydować na żadne studia. Na nic. Codziennie tylko spałem, jadłem, grałem lub oglądałem porno w internecie i lukałem na dziewczyny w galerii, o ile zdarzyło mi się wyjść z domu. Przestałem się z kimkolwiek spotykać. Nie odpowiadałem na wiadomości od kolegów. Popadłem w głuchy marazm.

Pewną odmianę miały przynieść dopiero wczasy zorganizowane przez rodziców. Żebym ja coś wymyślił, żebym choć zabrał siostrę na pół dnia na jakąś ciekawą wycieczkę, na rolki czy do Kopernika — o niczym takim nie było mowy. Byłem bezużyteczny.

Pojechaliśmy nad morze. Na jedną z chorwackich wysp na Adriatyku. Na tydzień. Do ośrodka wczasowego z bungalowami. Mieliśmy zamieszkać w jednym z nich. Rodzice w jednym pokoju, ja z Majką z drugim. Jak co roku.

Tym razem jednak nie byliśmy na wczasach sami. Na ten sam turnus, do tego samego ośrodka przybyli też znajomi rodziców. Konkretnie koleżanka mojej mamy z mężem i dziećmi. Jak się okazało przy pierwszej kolacji, z córką w moim wieku i synem o trzy lata młodszym. Chcąc nie chcąc, musieliśmy się zapoznać.

Mieszko — to ja — i Majka, Kamila i Kazik, czworo Polaków na zagranicznej wyspie, z tej kombinacji nie mogło wyjść nic innego niż dwie pary. Więc tak wyszło. Rozdzieliliśmy się już po dziesięciu minutach pierwszego wspólnego spaceru. Wieczorem, w dniu przyjazdu.

Rodzice mieli mieć swoje wakacje, my młodzi swoje.

Poszliśmy wzdłuż brzegu morza. Ja z Kamilą przodem. Nasze młodsze rodzeństwa parę metrów za nami. W zasięgu wzroku, ale na tyle daleko, że nie słyszeliśmy się nawzajem.

Już tego wieczora wyszło na jaw, że Kamila cierpi na ten sam problem, co ja. Właściwie od tego zaczęła rozmowę. No bo co jeszcze mogła powiedzieć o sobie? Marzyła o studiowaniu malarstwa. Na egzaminie czegoś tam zabrakło. Nie dostała się na Akademię Sztuk Pięknych. A planu B nie miała.

Nie miała chłopaka i była ładna.

— Pod koniec pierwszej klasy chodziłam z kimś — zaczęła wyliczankę swoich byłych sympatii, jak gdyby ją ktoś prosił. — Na kursie tańca się poznaliśmy i potem spotkaliśmy się parę razy. No i w podstawówce miałam... trzech kolegów, w sumie. I na koloniach po siódmej klasie się zabujałam w jednym. Ale z nikim do niczego takiego nie doszło. — Pocieszyła mnie, chyba intuicyjnie odgadując moją rosnącą zazdrość. — No wiesz. — Szturchnęła mnie łokciem w ramię. Tym mnie zresztą ujęła najbardziej, że umiała być bezpośrednią. Zakochałem się, że tak powiem, od pierwszego szturchnięcia. — A ty z iloma dziewczynami już się, no, całowałeś?

— Z jedną. — W porównaniu do zasobu doświadczeń Kamili, jak mi się przynajmniej wydawało, nie miałem się zbytnio czym pochwalić.

— Ładna jest, prawda?

— Ładna. Ale to już dawno i nieprawda. — Wolałem nie wchodzić w detale. W tamtej chwili podobała mi się już tylko Kamila.

— A ona ma kogoś? — zapytała z chichotem, oglądnąwszy się w stronę mojej siostry.

— Raczej nie. Nie wiem. Żadnego kolegi z nią nie widziałem.

— Niech uważa na mojego brata, bo to podrywacz. — Zachichotała znowu.

A mnie się zagotowało w głowie od nieskromnych myśli. Majka, mimo że jeszcze nie licealistka, mogła działać na wyobraźnię młodego byczka. Tak samo jak jej dwie koleżanki działały na mnie. Działały, dopóki nie popadłem w marazm.

Po tym wstępie długo rozmawialiśmy o sztuce. Może nie tyle rozmawialiśmy, co Kamila mówiła, a ja słuchałem. O malowaniu nie miałem przecież najmniejszego pojęcia. No, nie licząc tego, że umiałem nazwać Wyspiańskiego, Canaletto i Matejkę, wszystkich zapamiętanych ze szkoły.

— Pozowałeś kiedyś? — Zamurowało mnie to pytanie.

Czy pozowałem? Komu? Kto by się mną na tyle interesował, żeby chcieć mnie namalować? Czyżby Kamila?

— Tylko u fotografa do zdjęcia — zażartowałem, chyba z aż nazbyt wyraźnie brzmiącą nadzieją w głosie.

— Chodziło mi o to, czy byłeś modelem.

— Nie. Nigdy.

— A mógłbyś? Dla mnie.

— No jasne. Jak zechcesz.

— Ale wiesz. To długo trwa. Trzeba siedzieć albo stać nieruchomo. Nawet parę godzin w jednej pozycji. To nie jest nic przyjemnego. — Naprawdę się martwiła.

— To nic. Dam radę.

— Ale, hm, a jak byś miał pozować na przykład bez koszuli? — Tak się wahała, zadając to pytanie, że aż się zatrzymała.

Od razu pomyślałem o Kamili pozującej toples.

— A co to za problem?

— Naprawdę zrobisz to dla mnie?

— No. I to z chęcią. — W tym momencie, kiedy staliśmy naprzeciw siebie, nie mogłem już powstrzymać wzroku. Spojrzałem prosto na wydekoltowaną koszulkę Kamili. Zapuściłem tak zwanego żurawia na miseczkę czerwonego bikini pod spodem. Nie mogła tego nie zauważyć.

Zaśmiała się na głos. Dziwnie zadowolona. Może nie dziwnie, ale spodziewałem się inne reakcji, nie tak bardzo przyzwalającej.

— To super! — Złapała mnie za rękę i pomaszerowaliśmy dalej. Majka i Kazik, wciąż oddaleni o kilka kroków, za nami.

Doszliśmy do jakiegoś kanału odprowadzającego wodę do morza. W międzyczasie zdążyło się już ściemnić. Nie pozostawało nam więc nic innego, jak ruszyć w drogę powrotną.

Tym razem puściliśmy młodych przodem. Idąc coraz wolniej, pozwoliliśmy im się oddalić, tak że parę razy zupełnie znikali nam z pola widzenia, za zakrętem ścieżki czy za jakąś skałą.

Kamila dalej opowiadała o malowaniu, kreśleniu i rysowaniu. Powiedziała, że pozują sobie nawzajem z koleżankami, ale że chłopaka-modela jeszcze nie miała. Nie licząc brata, który akurat cierpliwością i chęcią współpracy raczej nie grzeszy.

— Malujecie też akty? — zapytałem nieśmiało.

— Tak. — Kamila też ściszyła głos, mimo że i tak nikt nas nie słyszał.

— Fajnie. Ciekawe, czy bym mógł zobaczyć. — Trochę mnie kosztowało wysiłku to pytanie, ale się odważyłem je zadać.

— Mamy układ, że aktów nie pokazujemy nikomu. Przynajmniej nie realistycznych. Chyba że to by było na jakiś konkurs. A co, chciałbyś zobaczyć moje koleżanki? — Zaśmiała się i pociągnęła mnie za rękę.

— No tak. Albo ciebie.

Usłyszawszy to zdanie, Kamila, na odwrót, zwolniła kroku. Zatrzymaliśmy się, patrząc sobie w oczy.

— Na żywo jeszcze mnie nikt nago nie oglądał. Mam na myśli chłopaków. — Odpowiedziała poważnie. Po czym się uśmiechnęła i dodała z przekąsem: — Ciebie też nie?

— Nie. Ani chłopak, ani dziewczyna.

Nie wiem, co sobie pomyślała, ale niewykluczone, że to samo co ja. Wiem natomiast na pewno, że od tej myśli coś mi zdębiało w kąpielówkach. Jeszcze bardziej niż stało przez większa część tego spaceru. Chęć życia wracała mi w zawrotnym tempie.

Pobiegliśmy w ślad za młodymi. Gdy ich dogoniliśmy, praktycznie parę metrów od miejsca, gdzie zaczynał się sektor bungalowów, Majka i Kazik trzymali się za ręce.

Kamila zwróciła mi na to uwagę, mówiąc:

— Nie miałam racji? Powinieneś bardziej uważać.

— Ja?

— Aha. — Stanęła na palcach i dodała szeptem, do ucha, tak żeby młodzi nie usłyszeli: — Lepiej pilnuj siostry.

Zaraz puściła do mnie oczko. Żartowała. Wiadomo przecież, że uczuć się nie dopilnuje. Poza tym nie ma po co.

W sprawie pozowania nie żartowała. I nie zamierzała zasypać gruszek w popiele. W plener poszliśmy już następnego dnia. I to przed południem.

Skalista skarpa na końcu plaży była idealnym miejscem. Kamila wyjęła z torby wszystkie przybory, ołówki i blok rysunkowy z dużymi kartami. Format A3. Usiadłem na ręczniku w takiej pozie, jak artystka sobie zażyczyła, nawet całkiem wygodnej. Majka porobiła nam trochę zdjęć komórką. Popatrzyła, pokrążyła po skarpie w tę i we wtę, pokręciła biodrami i poszła z Kazikiem pływać.

— Dzięki! Nie myślałam, że się okażesz aż takim dobrym kolegą — powiedziała, zakończywszy rysowanie.

Podziękowanie należało mi się jak najbardziej. Po dwóch godzinach nieruchomego siedzenia pod coraz silniejszym słońcem mogłem wreszcie wyprostować kości. Na całe szczęście się nie spiekłem. Dzięki Kamili, bo w porę pomyślała, żeby ubrać modela w koszulę i czapkę.

Może mi się tylko zdawało, ale miałem wrażenie, że co chwilę zerkała mi na krocze. Nie jestem pewien, ale raczej musiała dostrzec, że mam ciasno w slipkach. Malarka z okiem wyczulonym na szczegóły nie mogła nie zauważyć.

Odpowiedziałem tak, żeby nie wypaść jak ktoś, kto myśli tylko o seksie:

— Ojej, dopiero teraz zauważyłem, że masz błękitne oczy.

— Takie same jak ty. — Zaśmiała się wesoło.

Usiedliśmy na ręczniku i wspólnie obejrzeliśmy szkice. Okazało się, że skupiła się na mojej twarzy. Slipki, i w ogóle dolna część ciała, pojawiły się tylko na jednej stronie. Kamila narysowała je dokładnie tak, jak widziała. Wierniej nawet, niż by sfotografowała. Z wyraźnie zarysowanym wężem boa pod obcisłym materiałem.

— Podziwiam cię. Masz talent — powiedziałem, niby przez przypadek umieściwszy rękę za jej plecami.

— Dziękuję. — Obróciła głowę w moją stronę i oparła plecami o tors. — Jeśli mogę ci się jakoś odwdzięczyć, to powiedz.

Jedyne, co mi przyszło na myśl, to pocałunek i seks. Ale nie podzieliłem się tą myślą. W każdym razie nie werbalnie. Kiwnąłem tylko głową i popatrzyłem tęsknie na czerwone bikini i kościste obojczyki.

— Ile ważysz? — zapytałem. —Jesteś bardzo szczupła.

— Wiem, chodząca anoreksja. A tobie się podobają pełniejsze dziewczyny?

Nie trafiła. A raczej zgadła połowicznie, bo obmacać pełniejszą nastolatkę też mi się zdarzyło. Nawet dwie. Ale to było dawno, bo przed kryzysem, i dotyczyło nieprzyzwoicie wręcz młodych małolat, koleżanek siostry. Tak więc Kamili wolałem o tych wyczynach nie wspominać. Nawet przed samym sobą się wstydziłem. Generalnie bardziej mi się podobały chudzielce. Pod tym względem od tamtej pory się niewiele zmieniło.

— Takie jak ty i chudsze — odpowiedziałem. — Jak zechcesz, żebym ci jeszcze posłużył za model, to możemy powtórzyć.

— Naprawdę, zgodziłbyś się?

— Jasne. Może mi potem dasz jeden szkic na pamiątkę?

— Wszystkie! Tylko zostaw mi z jeden, żebym i ja miała co wspominać.

Kamila, siedząc na ręczniku, opierała się o mnie, jak byśmy byli parą. Obejmowałem ją ramieniem i ocierałem o gładką skórę czym tylko mogłem: łokciem, torsem, podbródkiem. Delektowałem się bliskością kobiecego ciała, ale nie odważyłem się powiedzieć, co czuję. Ani pocałować. Coś mnie blokowało. Czegoś się bałem przy tej artystycznej dziewczynie. Nawet wiem czego: porównań z poprzednimi chłopakami. Bałem się, że w zestawieniu ze wspomnieniem o dawniejszych pieszczotach, wypadłbym marnie. Zdecydowanie brakowało mi pewności siebie.

Następna okazja do pozowania trafiła się niedługo, bo jeszcze tego samego dnia po południu. Po gorącym południu, kiedy jedyną możliwą czynnością było leżeć w bungalowie na łóżku i czekać aż na dworze się się trochę ochłodzi. Rodzice z młodymi wybrali się do miasta na zakupy i po prostu przy okazji trochę pozwiedzać okolicę. Ja z Kamilą zostaliśmy w ośrodku, oficjalnie zajawiwszy nasze zamiary jeszcze przy obiedzie.

W ostatniej chwili zmieniliśmy plany. Zamiast iść w plener, Kamila zaprosiła mnie do swojego pokoju.

— Mieszku — Nie wiedzieć czemu, zawsze zwracając się do mnie używała wołacza. — Mieszku, nie musisz mi pozować, jak nie chcesz. Możemy normalnie porozmawiać. Hm. Mamy teraz ze trzy godziny dla siebie.

— Chcę, Kamila. Przecież musisz ćwiczyć. To dla ciebie ważne. — Siedząc na jej łóżku, przyglądałem się, jak się krząta. W tym samym czerwonym bikini co poprzednio. Z włosami spiętymi w gęsty kucyk z tyłu głowy.

— To całe moje życie. Ale naprawdę nie musimy. — Mówiła jedno, robiła drugie. Jak to kobieta. Na stoliku leżały już ołówki i gumki.

Rozebrałem się do slipek. Przyjąłem pozycję. Kamila błyskawicznie zarysowała dwie kartki.

— A mógłbyś, Mieszku? Mógłbyś coś jeszcze zrobić dla mnie? Oczywiście nie musisz. — Wahała się bardzo. Pierwszy raz wyglądała na naprawdę zmieszaną i niepewną siebie. Znalazło to wyraz też w jej postawie ciała: nagle przygarbionej, skulonej, z łokciami przyciągniętymi do klatki piersiowej.

— Wszystko mogę zrobić. Tylko powiedz co. — O mało się nie poderwałem z łóżka, żeby ją przytulić, dodać jej odwagi.

— Bo wiesz, na tym egzaminie na ASP...

Wyjaśnianie zajęło kilka minut. Kamila krążyła wokół tematu, kluczyła, aż w końcu wróciła do sedna sprawy. Na egzaminie pokazała akt kobiecy. Dostała pytanie, czy ma w portfolio także akt mężczyzny. Nie miała. I tym brakiem wytłumaczyła sobie fiasko w staraniach o miejsce na studiach.

Zrobiłem, o co nie śmiała wprost poprosić. Ze wstydem i lękiem, ale zrobiłem. Położyłem się na wznak ze sterczącym małym. I z zaciekawieniem patrzyłem na rozdziawioną buzię Kamili i jej szerokie źrenice.

— Przepraszam, Mieszku, jeszcze nigdy nie widziałam na żywo. Trochę inaczej sobie wyobrażałam.

Odpowiedziałem pobłażliwym uśmiechem.

— On naprawdę ma taką jakby główkę. Hihi. Zawsze ci tak stoi? — Tak, potrafiła być bezpośrednią. Za to najbardziej ją polubiłem.

— Od wczoraj. Przy tobie.

— Ojej! — Westchnęła głośno, jakby się zawstydziła.

— A ciebie nikt jeszcze nie widział nago? Tak wczoraj mówiłaś. — Przypomniałem jej jej własne słowa.

— Oj, niezupełnie, Mieszku. Trochę źle się wyraziłam.

Zamarłem z przestrachu. Zamieniłem się w słuch.

— Z gołym biustem nie raz mnie widzieli. Ty też możesz zobaczyć, jak zechcesz. Miałam na myśli, że jestem dziewicą i że przy żadnym chłopaku nie zdejmowałam majtek. Albo się jakoś inaczej zakryłam. — Na moment przestałem wierzyć swoim uszom. Ale Kamila w mig rozwiała te wątpliwości: — Chcesz? Zdjąć stanik?

Potrzebowałem chwili, żeby zebrać myśli i niemo przytaknąć.

Odwróciła się natychmiast plecami do mnie. Rozwiązała sznureczek i odłożyła stanik na stolik. Następnie zasłoniwszy piersi rękami, podeszła do łóżka. Powoli. Zmysłowo. Ni to nieśmiało, ni to świadomie stopniując napięcie. Jakby wiedziała, że odkrywanie rąbka tajemnicy krok po kroku podnieca bardziej niż zwykła neutralna nagość. W końcu opuściła ręce wzdłuż tułowia.

— Nie wstydzę się ich. Często tak chodzę po domu — powiedziała półszeptem, zdradzając bądź co bądź tajemnicę. A mnie zaschło w gardle.

Jej nagie piersi, białe placki z szerokimi bladymi brodawkami, okazały się mniejsze niż mi się wydawało, kiedy były schowane w staniku. Tym nie mniej pasowały jak ulał do szczupłego ciała. Wizualnie były smakowite. Ale trochę mnie rozczarowały. Zobaczyłem, że kiedy przyjdzie co do czego, macając ten biuścik, będę musiał wspomagać się wyobraźnią.

— Nawet przy Kaziku tak chodzisz? I przy tacie?

— Tak. No, Mieszku, to przecież tylko piersi. Każda ma. Twoja siostra też, na przykład. I co? Podniecałbyś się na jej widok?

— Chyba nie — odpowiedziałem, ale niezbyt pewien, że mówię prawdę.

— No widzisz. Dla nas to normalne.

No cóż, do tego momentu słyszałem o chodzeniu bez stanika. Nawet, ale tylko Czechach, zdarzyło mi się przylukać jakieś dziewczyny z biustem odznaczającym się na T-shircie. Ale żeby całkiem toples? Takie coś zdarza się tylko na plaży i na pewno nie dotyczy moich znajomych i krewnych. Kamila była zaszczytnym wyjątkiem.

Po tej krótkiej przerwie znowu podeszła do biurka. Chwyciła za ołówki. Aż się iskrzyło na papierze, tak energicznie szkicowała. Kartka za kartką. A ja leżałem nieruchomo. A mały się prężył.

— Wiesz co, skupię się lepiej na tym, czego na co dzień nie widać — powiedziała rysowniczka.

Klęknęła przy krawędzi łóżka i studiując małego z bliska, zaczęła go dokładnie rysować. Kreska za kreską.

— Chcesz powiedzieć, Mieszku, że taki, no, jak to powiedzieć, olbrzym Gargamela zmieści się w Smerfetce? — Od tamtej pory wiem, że w Smerfach pojawia się także postać olbrzyma, co wcześniej umykało mojej uwadze.

— W Smerfetce raczej nie, ale w ludzkiej dziewczynie powinien — odpowiedziałem z lekko pobudzonym ego i bardzo aktywnym libido. — W takiej jak ty.

— Mogę? — Nie poczekała na moją odpowiedź. Od razu przysunęła dłoń i dotknęła penisa. Pogłaskała z boku. — Ale ciepły!

— Możesz.

— Ma taką delikatną skórkę. I prawdziwą głowę. Ale mu się zsunął kapturek. — Zaśmiała się, albo raczej zmusiła się do śmiechu.

— Wystawił do ciebie swoje jedyne oko. — I ja zdobyłem się na żarcik, mimo że wcale nie było mi wesoło. Nie, działy się rzeczy epokowego znaczenia. Takie chwile, to chwile powagi i maksymalnego skupienia. Napięcia, nerwów.

— Cyklop — zaśmiała się znowu i puściła do mnie oczko. — Mogę?

Znowu nie poczekała na odpowiedź, tylko od razu objęła go u nasady i przybliżyła buzię. Potem jak na filmie w zwolnionym tempie patrzyłem na jej usta. Kamila otworzyła je szeroko, od góry nasadziła na penisa i zacisnęła wargi tuż pod żołędzią. Chuchała ciepłym wilgotnym powietrzem. Popatrzyła na mnie spod czoła, jakby pytając, czy robi prawidłowo.

— Możesz, Kamila. Wszystko możesz — wystękałem.

W tym momencie było mi obojętne, co robiła z chłopakami przede mną. Liczyło się tylko to, że trzymała w ustach mojego olbrzyma. I starała się zrobić mi jak najlepiej.

Poluzowała uścisk i przesunęła wargi odrobinę niżej. Zacisnęła i pociągnęła do góry. Och, jakie to było przyjemne! Podniecające. Wyzwalające energię. I jeszcze raz tak samo, i kolejny.

W końcu złapałem ją za policzki. Unieruchomiłem na chwilę. Ruszyłem biodrami dwa-trzy razy, używając jej warg jako substytut cipki, po czym delikatnie odsunąłem Kamilę od siebie.

— Jeszcze chwila i bym nie wytrzymał.

— To nic. Chcę, żeby ci było dobrze.

— A ja chcę cię pocałować.

Położyła się obok mnie. Otarła piersią o tors i zrobiła z moją górną wargą to samo co chwilę wcześniej robiła z penisem. Dłonią zaczęła masować męskość.

Spróbowałem się bronić. Przechyliłem Kamilę na plecy. Zaatakowałem pierś i krocze, ale nie byłem w stanie poprowadzić skutecznej walki. Poległem w zwinnej dziewczyńskiej ręce.

Pocałowaliśmy się i poszliśmy pod prysznic. Tam Kamila jeszcze raz otoczyła olbrzyma kobiecą troską. Umyła go gruntownie, postawiła i objęła ustami.

— Nie bój się, Mieszku. To mnie nie poniża. Chcę tego — zapewniła tak mocno, że aż uwierzyłem. — Oddałabym ci się cała, tylko mam teraz dni płodne. A prezerwatywy chyba nie wziąłeś.

Posłuchałem. Pozwoliłem sobie na chwilę beztroski.

— Może pożyczymy od Kazika? — zażartowałem, wczesując palce we włosy Kamili.

Wypuściła mnie na chwilę z gorącej buzi. Odpowiedziała z uśmiechem, patrząc mi w oczy:

— Lepiej nie. Będą mu potrzebne dla twojej siostry.

W jakiś sposób ją podniecała myśl o braciszku pukającym nastolatki. Mnie też. Poddałem się więc pieszczotom. Jak dziewczyna daje, to się bierze, nie zastanawia długo.

— To nagroda za bycie modelem — powiedziała, oblizawszy się po skończonym masażu.

— Jesteś niesamowita.

— Mieszku, od wczoraj tylko o tym myślałam.

— O czym?

— O tym, co ci ciąży — odpowiedziała i złapała mnie jeszcze raz za penisa. — Nie powinieneś chodzić w samych slipkach. To widać.

— To ty tak działasz. — Przyparłem ją do ściany. Złapałem za obie piersi. I zaczęliśmy się namiętnie całować.

— Jejku, Mieszku, ale ty jesteś gorący! — wyszeptała, poczuwszy na brzuchu, że znów jestem twardy. Sam sobie nie mogłem się nadziwić potencji.

Nie myśląc nic więcej, pomogłem sobie ręką. Rozchyliłem dolne wargi, jak w amoku wcisnąłem główkę członka w kobiecy otwór.

— Mieszku, nie! — Kamila jęknęła tak kilka razy, wpijając paznokcie w moje łopatki. Potem miałem na plecach zadrapania niewiadomego pochodzenia.

Pamiętam, że złapałem ją za lewe udo, od tyłu, ciągnąc je na bok, żeby móc mocniej i głębiej wedrzeć się penisem. Kamila posłusznie podniosła kolano, wisząc mi się na szyi. Jęczała, a ja ruchałem na stojąco. Płodne, nie płodne, było mi wszystko jedno. Nie przerywałem. Ostatnią kroplę nasienia, to czego nie uwolniłem podczas wcześniejszych wytrysków, zdeponowałem w miejscu biologicznego przeznaczenia.

— Mieszku, jesteś niesamowity. — Ledwie dyszała.

Ostatnie mycie przebiegło już spokojnie. Namydliłem swoją pierwszą prawdziwą dziewczynę, pierwszą w jakiej byłem, wygłaskałem malutkie piersi, spłukałem czystą wodą. Tak odświeżeni poszliśmy na plażę, żeby rodzice nie zastali nas razem w pokoju, kiedy wrócą.

Umówiliśmy się, że jak tylko się da, powtórzymy ćwiczenia z rysowania męskich aktów. Ustaliliśmy, że jesteśmy parą.

Rano znów byłem modelem. Tym razem na dworze. W ustronnym miejscu, gdzie znajomy nam kanał kończył się w morzu. W cieniu drzewa oliwkowego. Znowu w nagrodę za leżenie bez zlipek dostałem od Kamili soczystego loda.

— Do wczoraj, Mieszku, myślałam, że to jakaś obleśna obrzydliwość. A teraz nie umiem się powstrzymać. To chyba miłość?

— Ja się w tobie kocham od pierwszego spojrzenia.

— Od włożenia, Mieszku. — Zachichotała.

— To był tylko dowód miłości. Ty mi dałaś ten dowód.

— Dałam.

— Dasz jeszcze?

Zastanowiła się, oblizała wargi i potwierdziła skinieniem głowy.

Wieczorem, przed pójściem spać, dostałem inny dowód, tym razem od siostry, niezbicie świadczący, że także Kazik poczynił pewne postępy.

Majka wolała brać prysznic po mnie. Leżałem już więc i czytałem książkę, którą siła rozpędu zabrałem na te wakacje. Ogólne światło było zgaszone. Świeciła tylko mała lampka nocna na stoliku przy moim łóżku. W pokoju panował więc półmrok.

I w ten właśnie półmrok wkroczyła moja siostrzyczka, wyszedłszy spod prysznica. Przepasana ręcznikiem w biodrach. Goluteńka powyżej. Wilgotne włosy zaczesane za ramiona. Zadziorne piersi z przodu. Całe szczęście, że w porę oderwałem wzrok od książki.

— Majka? — Zapytałem półszeptem o coś nieistotnego. Tak tylko żeby przypomnieć o swojej obecności.

Wiedziałem, że tylko jeden osobnik mógł odpowiadać za ten stan rzeczy. Tylko on mógł ją przekonać, że chodzenie toples przy starszym bracie to norma. Od tej wiedzy i od widoku krew bulgotała mi w głowie.

Tymczasem siostra, nieco zawstydzona, założyła majtki i koszulkę nocną.

Jak tylko się położyła, podszedłem do jej łóżka.

— Majka? Kazik powiedział ci już, że masz super piersi?

— Nie! Co ty? — Natychmiast przekręciła się na bok, twarzą do ściany. I zaciągnęła koc na głowę.

Jednak przesadziłem z bezpośredniością. Ale co cię nie zabije, to cię wzmocni. Dziesięć, a może dwadzieścia minut później, ochłonąwszy z emocji, podszedłem do niej ponownie:

— Majka, przepraszam. Nie chciałem cię urazić. — Poruszyła się pod kocem. — Chciałem dobrze. Chciałem tylko powiedzieć, że jesteś bardzo ładna. To miał być komplement. Przepraszam.

Cisza. Wróciłem więc do siebie. Gryzło mnie sumienie, że przegiąłem. Że powinienem sie leczyć z erotycznych myśli. Że jestem zboczony.

Lecz nie upłynęło pięć minut od nieskutecznych przeprosin, jak Majka znalazła się obok mojego łóżka.

— Mieszko, nigdy mi takich rzeczy nie mówisz.

— Bo nigdy nie ma okazji.

— Przepraszam. Więcej nie będę chodzić goła.

— Szkoda.

— Co?

— Majka, zakochałem się w Kamili. A ty w Kaziku, prawda?

— Aha.

I już nie stała obok. Wsunęła się pod koc. Położyła na boku, ocierając się o mnie piersią. Nasze kolana same się splotły tak, że poczułem na udzie wrzątek dziewczęcego łona. Musiałem jak najsyzbciej pozbierać myśli, żeby znowu czegoś nie zbroić.

— Dałaś mu już buzi?

— Nie. Bo nie poprosił.

— Pokazałaś biuścik?

Zakryła twarz ręką.

— Nie całkiem. Niechcący mi się zsunęła miseczka. — Zachichotała sztucznie. — Jejku, po co ci to mówię?

— Pomacał?

— Nie. To znaczy tak. Cały czas próbuje złapać, jak się bawimy w wodzie. Wiesz jak.

Wiedziałem. Sam przecież swego czasu obmacałem obydwie jej najbliższe koleżanki. Korzystając z okazji zapytałem, czy wie. Nie miała pojęcia:

— Widać, że im się podobasz, ale o twoich zalotach nic mi nie powiedziały. Ale z nich przyjaciółki. Też już im nic nie będę mówić.

Cipka niebezpiecznie mocno podgrzewała mi udo. Pierś wylegiwała na torsie. Szlaban stał w idealnym pionie. Fizjologii nie, ale myśli niegrzeczne miałem pod kontrolą. Bałem sie tylko, że siostra przypadkiem zahaczy o maszt ręką albo nogą.

— Masz super ciałko, Majka, ale wiesz co? Myślę, że jesteś za młoda na seks. Jak się będziesz całować z Kazikiem, pilnuj, żeby mieć cały czas założone majtki.

— Oj, weź! — Zaśmiała się, jakby jej takie rzeczy w ogóle nie chodziły po głowie.

— Mówię poważnie. Majtki to twoja ostatnia linia obrony. Będziesz bez majtek, to ci na pewno wsadzi. Nawet się nie łudź, że go zahamujesz.

To była pierwsza i ostatnia nasza rozmowa tego typu. Pewnie na nic się nie przydały te moje nauki.

W ciągu kilku następnych dni dane mi było zobaczyć z bliska, jak młody Kazik podrywa moją siostrę. Na wesoło, metodą gry w berka. Zaczepiał w wodzie, szczypał, próbował wziąć na ręce. Takie to trochę końskie zaloty, ale nie bez przyzwolenia ze strony Majki. Kusiła go. Raz na przykład zdjęła stanik, żeby go poprawić. Kucnęła przed tym co prawda, zanurzając się po pachy w wodzie, ale nie na tyle, żeby całkiem zakryć piersi. Innym razem wskoczyła mu na plecy jak na barana. O czym rozmawiali potem na osobności, nie wiem. Co wieczór Majka zdradzała tylko tyle, że jeszcze się nie całowali, ale ten temat wisiał w powietrzu.

Ja jej też nie mówiłem wszystkiego. Tylko tyle, że Kamila lubi mnie miziać języczkiem pod nosem i uwielbia masowanie piersi. Na temat lodów wolałem milczeć.

Natomiast ostatniego dnia młodzi zdobyli się w końcu na odwagę i przekroczyli pierwszą poważną miłosną granicę. Widziałem.

Poszli nad kanał. W najbardziej ustronne miejsce w pobliżu ośrodka. Tam, gdzie ja wcześniej chadzałem z Kamilą pozować do aktów. To musiał być jakiś opuszczony, dawny sad oliwkowy. Rozłożyli ręcznik w cieniu drzewa, tak jak wcześniej podpowiedziałem siostrze, w głębi gaju, za dość dużym głazem czyniącym to miejsce niewidocznym z prowadzącej do niego ścieżki.

Ja z Kamilą mieliśmy w tym czasie się kąpać po skończonej sesji szkicowniczej. Ale w ostatniej chwili moja artystka zmieniła zdanie:

— Nie. Chodź popatrzymy.

Złapała tylko torebkę ze szkicownikiem i długopisami — z tym zestawem nie rozstawała się prawie nigdy — i pobiegliśmy w ślad za rodzeństwem. Dotarliśmy do głazu pewnie nie później niż pięć minut po nich.

Wychyliłem głowę pierwszy. Ostrożnie, jak tylko mogłem.

— Są? — usłyszałem za plecami.

Byli. Bardzo niedaleko. Schowałem się z powrotem za kamień.

— Co robią?

— Siedzą w kucki i rozmawiają.

— Zobaczysz. Przekona ją. Wyrucha.

— Skąd ta pewność?

— Ja na jej miejscu bym sama rozłożyła nogi. — Zachichotała szelmowsko.

Przykucnęła i zaczęła mocować gałązki za tasiemkę swojego kapelusza.

— Po co to? — zapytałem.

— Profesjonalny kamuflaż. Chyba nie chcesz ich wystraszyć.

Trzeba przyznać, że miała talent nie tylko do rysowania. W mig zamieniła nas oboje dosłownie w drzewa.

W samą porę.

Otworzyła zeszyt i wyściubiając nos zza skały, zapełniała stronę za stroną. Długopis w jej sprytnej dłoni przelewał na papier obraz widziany oczami z prędkością filmu animowanego. Można powiedzieć, że co zobaczyło oko, to się znalazło w zeszycie niemalże natychmiast. Live broadcast. A ja tylko patrzyłem.

Majka faktycznie sięgnęła rękami do tyłu i zdjęła górną część kostiumu. Kazik przez chwilę siedział nieruchomo. Aż Majka kiwnęła głową. Wtedy wysunął do przodu prawą rękę. Dotknął cycka.

— Robiłaś to już? — zapytałem szeptem.

— Czy co robiłam?

— Czy podglądałaś brata w takiej akcji?

— W podobnej. Jak byliśmy u babci na wsi, podrywał dziewuszki od sąsiada. Z jeszcze jednym takim — Kamila umiała mówić i rysować jednocześnie — namówili je na karty w stodole.

— A ty patrzyłaś?

— No. Ktoś chyba musi mieć oko na gówniarzy. Patrz teraz!

Majka klęknęła. Wcześniej siedziała, więc klękając zrobiła się wyższa. Lepiej widoczna dla podglądaczy. Ale zrobiła to nie dla mnie i Kamili, tylko dla Kazika. Chłopak położył obie dłonie na jej piersiach i zaczął miętosić.

— Ma powodzenie ten twój braciszek — powiedziałem zazdrośnie.

— No ma. Nie wiem dlaczego, ale dziewczyny go lubią.

— Bo to twój brat. Ciebie lubią faceci, a jego babeczki.

Podszedłem do Kamili. Stanąłem za plecami i popatrzyłem przez ramię na kolejny rysunek.

Kamera w oku artystki rejestrowała tylko to co istotne. Pierś jak dzwonek z szerokim zaczernionym hełmem i stosunkowo małą koroną z brodawki sutka. Kciuk z lewa i dwa złączone palce z prawa brały ten dzwonkowy cycek w kleszcze. To jedna połowa błyskawicznego szkicu. Na drugie części widać było buzię chłopca. Złożoną z kilku kresek, a mimo to jak żywą. Zadziwioną i pełną pożądania.

Wsunąłem dłonie pod obie miseczki stanika.

— Mieszku, ja teraz pracuję. Nie rozpraszaj mnie.

Nosem odsunąłem włosy z szyi.

— Rysuj, Kamila. Rysuj.

Majka siedziała znowu na pupie, z rękami założonymi za głowę. Kazik wciąż macał, i głaskał, i ściskał. Moją siostrę. Więc mnie należała się jego.

Wsunąłem dłoń w majtki. Poszerzyłem palcami rowek.

— Mieszku!

— Kamila.

— Mieszku, potem.

— Dobrze, ale z procentami.

— Wszystko co zechcesz.

— Ciebie chcę. Całą.

— Dostaniesz.

Obiecanki cacanki. Ani wieczorem, ani tym bardziej następnego dnia, kiedy się trzeba pakować i wracać do kraju, nie było już czasu na gorącą akcję we dwoje. Bilans wczasów zamknął się więc w jednym jedynym i to malutkim wytrysku do cipki. Lody mi wtedy tak spowszedniały, że przestałem je liczyć i uważać za coś wyjątkowego. Raczej, że należały się jak psu kość. Więc summa summarum opuszczałem Chorwację niezbyt zadowolony. Markotny. Osowiały.

Majka podobnie. Zakochana po uszy, ale niezrealizowana w tej swojej pierwszej tak intensywnej miłości. Koniec turnusu przerwał jej romans w najmniej korzystnym momencie. Akurat wtedy, kiedy uczucie zaczynało owocować.

Kamila oblała nabór do ASP także w roku następnym. I dwa lata później także. Widocznie przyczyna pierwszego fiaska nie leżała w braku aktów męskich w portfolio. W końcu została aktorką. Oglądam ją w serialach i wyobrażam sobie siebie z nią na plaży i w innych coraz bardziej wymyślnych sytuacjach.

Chyba jedynie Kazik wracał zadowolony. Z Majką zerwał zaraz po przyjeździe do kraju. SMS-em. Potem raz jeszcze spotkałem go na mieście, przypadkiem. Szedł przez Starówkę w asyście chyba pięciu rozchichotanych panien. Nadal miał powodzenie.

A ja zszedłem na psy. W pomaturalny, powakacyjny marazm. W gry, porno i wino. Podniosłem się dopiero, jak siostra poszła do liceum i zaczęły przychodzić jej nowe koleżanki. Jedna z nich miała na imię Kamila i była bardzo zdolna manualnie. Ale to już inna historia.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz