Na zakręcie.

Żyła była Asia, a jej życie wypełniała muzyka. Była harfistką... O, nie! Asia nie umarła. Żyje nadal i ma się całkiem dobrze, ale zacznijmy od początku. 

Swoją wielką przygodę zaczęła w wieku pięciu lat, kiedy rodzice po raz pierwszy zaprowadzili ją na zajęcia muzyczne. Śpiew i mechaniczne produkowanie dźwięku spodobało się Asi, a Asia spodobała się nauczycielom. Potem już nie było wyjścia. Asia skończyła jedną szkołę muzyczną, i kolejną. Potem były studia w znanym konserwatorium, wyjazdy, studenckie praktyki. Wreszcie całkiem niedawno podjęła pierwszą pracę w orkiestrze. Organizacyjnie bardzo pomógł jej Marek, ale o nim później. Wygląda na to, że Asię czeka w miarę stabilne, a jednocześnie interesujące, niemonotonne i udane życie.  

O ile swera zawodowa, dzięki własnej ciężkiej pracy, przychylnym okolicznościom i pomocy życzliwych ludzi, nie zważając na potknięcia i nieuniknione chwile zwątpienia, od lat dostarcza Asi mnóstwo satysfakcji, nie można tego powiedzieć o życiu uczuciowym. Najwyraźniej, w kontaktach z mężczyznami przeszkadzają jej dwie rzeczy: niewiara w siebie i, o paradoksie, życiowa pasja.  

Główną przyczyną niedostatecznej samooceny, jak jej się zdaje, jest wygląd zewnętrzny. O ile pod koniec szkoły podstawowej i u progu gimnazjum gimnazjum, Asia uchodziła za klasową, a nawet szkolną piękność, w kolejnych latach, jej rozwój fizyczny spowolnił i pozostał nieco w tyle za większością koleżanek, błyskawicznie nabrawszych kobiece kształty. Szkolne lata minęły, proces dojrzewania dobiegł końca i Asia wyrosła na dość wysoką, szczupłą kobietą o długich nogach, z szerokimi biodrami wyraźnie oddznaczającymi się od wąskiej talii. Martwiących ją detali byłoby tylko kilka: brązowe znamię na poladku, krzywo wyrośnięty ząb, niekształtny w jej mniemaniu nos, wystająca kość podbródka i zbyt wydatne policzki, jeśli by tylko zapomnieć o mikroskopijnym biuście, będącym źródłem głębokiej, na szczęście słabnącej z biegiem czasu, frustracji. Tak, Asia nie jest modelką, a jej specyficzna uroda nie przyciągnie każdego mężczyzny. Jednak w żadnym przypadku nie można też powiedzieć, by była brzydka. O nie. Zbyt wielu kolegów okazało i okazuje jej swoje zainteresiowanie. Ona sama jednak podchodzi do tego tematu nad wyraz sceptycznie. 

Już od gimnazjum, przez liceum i studia, zwłaszcza w szkole muzycznej, otoczenie Asi było silnie sfeminizowane. Bywało, że na jednego chłopca w klasie przypadało aż pięć dziewcząt, co było źródłem silnej konkurencji między dziewczętami o uwagę płci przeciwnej. Trudno nie docenić roli również tej okoliczności dla sformowania się osobowości Asi. Przez cały okres szkoły, żaden chłopak nie zaczepił jej na korytarzu, nie odprowadził do domu, nie otworzył przed nią szarmancko drzwi, nie podpowiedział na sprawdzianie, nie poprosił do tańca, nie pocałował, a nawet nie szarpnął po szczeniacku za ramię i nie podstawił nogi. Ponadto, na obozie letnim, czy kolonii była tylko trzy razy, wszystkie trzy do ukończenia piętnastego roku życia. Wszystkie wakacje i ferie spędzała z rodzicami, ewentualnie w towarzystwie nieco dalszej rodziny, przez co, aż do rozpoczęcia studiów mężczyzn znała w zasadzie jedynie z opowiadań i obrazków. Owszem miała swoich idoli. Serce raz po raz i w tajemnicy wyskakiwało do tego lub innego przystojniaka. Jednak te uczucia, jakkolwiek intensywne by nie były, pozostały na zawsze bez odwzajemnienia. 

Czym winna muzyka? Niczym. Poza tym, że wieczny natłok zajęć, nauka de facto równolegle w dwóch szkołach, codzienne ćwiczenie w domu, próby, koncerty itp. nigdy nie zostawiały wystarczająco dużo czasu na głupoty. 

Swobodny czas pojawił się na dobre dopiero w czasie studiów. Tygodniowy plan zajęć w wymiarze dwudziestu, a często nawet mniej, godzin, większości studentów pozwala nie tylko podjąć pracę, ale też zarówno "wyszaleć się" jak też znaleźć przyszłego męża lub żonę. Ten towarzyski aspekt studiowania, wzmacnia jeszcze rotacja studentów, częste zmiany grup, przeplatanie się roczników, wymiany studenckie itp.  

Asia przeżyła szok. Nagle w jej otoczeniu zaroiło się od przystojnych, zdolnych i umuzykalnionych facetów. Wielu z nich przybyło na semestr lub dwa z zagranicy i poza nauką, grą, próbami z orkiestrą, zwiedzaniem knajp i podrywaniem dziewczyn, nie mieli nic szczególnego do robienia. Asia ze swej strony również spędziła w sumie półtora roku na "Erazmusach" doświadczając uroków życia z dala od domu, rodziców i utartych zachowań.  

Z początku z zazdrością obserwowała, jak inne studentki umawiają się do klubów, jak opuszczając budynek konserwatorium, skręcają w inną stronę niż zwykle tajemniczo się uśmiechając, lub dyskretnie wchodzą do nieswojego akademika. Odwiedzając koleżanki, nie jeden raz w ogólnym bałaganie zauważyła jakieś tajemnicze pudełko walające się gdzieś na biórku lub w kącie pokoju z napisem "pleasure max" czy "super nawilżenie" pod nazwą producenta. Te nieplanowane krótkie wizyty u koleżanek mieszkających w akademiku lub na stancji niekiedy, na szczęście bardzo rzadko, przybierały też nieprzyjemny obrót. Pierwszy taki raz Asia zapamiętała bardzo dokładnie.  

Przyszła do koleżanki - Agaty - właściwie tylko na chwilę żeby zabrać partyturę potrzebną jej do zbliżającej się próby. W pokoju stały dwa łóżka, jedno, Agaty właśnie, starannie zaścielone oraz drugie, wzdłóż przeciwległej ściany, ze zmiętą pościelą przemieszaną z kilkoma sztukami bielizny, należące do Ingi - wpółlokatorki. Na podłodze przy drzwiach leżała duża kartka, na której Inga przepraszała za zostawiony bałagan. Przyczyną być "słodziak". Agata skrzywiła się smutno i złośliwie skomentowała zastany widok nie pozostawiając najmniejszych wątpliwości, co do tego, co sądzi o poziomie moralnym sąsiadki. Sama Agata już dwa lata przyjaźniła się z pewnym studentem, a nie pozwalała sobie nawet na ułamek tych bezeceństw, które rówieśnica wyprawiała już po tygodniu znajomości. Następnie opowiedziała Asi o tym, jaki przystojny i mądry jest jej chłopak i że głupio jej było, gdy przyjechał ją odwiedzić. Siedzieli spokonie na łóżku szeptem omawiając swoje sprawy, gdy nagle z łazienki wyskoczyła całkiem goła Inga, kucnęła na środku pokoju, spod swojego łóżka wytaszczyła walizkę i wyciągnąwszy z niej bieliznę wróciła pod prysznic. W ramach przeprosin za ten żałosny pokaz Agata i jej chłopak usłyszeli jednynie: "Soreczki, ja tu tylko na chwilę". Asia pomyślała wtedy, że to w sumie nie najgorszy pomysł, by niby niechcący i bez zobowiązań pokazać się interesującemu facetowi. 

Asia podniosła się, zrobiła krok w stronę biurka Ingi i zawiesiła wzrok nad leżącymi na nim papierami. Jakieś notatki, niemieckie słówka, matematyczne wzory, rachunki ze sklepów i restauracji i wystające spod nich dwa zdjęcia. Bez namysłu sięgnęła po jedno z nich, na którym były trzy dziewczyny w wieku od piętnastu do dwudziestu kilku lat oraz starsza pani - prawdopodobnie Inga z siostrami i babcią. Podniosła też drugie zdjęcie, odwrócone pustą stroną do góry. "To chyba jej chłopak" powiedziała Asia wręczając zdjęcie koleżance i w mgnieniu oka straciła humor widząc bledniejącą twarz Agaty. Zamilkły obie. Po czym Agata wybuchła histerycznym płaczem. Żadne słowa i gesty nie były w stanie jej uspokoić. Dopiero gdy opadłwszy z sił, Agata rzuciła się Asi na szyję, powaliła ją swym ciężarem na łóżku, wtuliła głowę w ramiona Asi i nie przerywając szlochów pozwoliła się głaskać po głowie i wschłuchała się w mający ją uspokoić monolog Asi. Gdy już się wypłakała, mocno pocałowała Asię w policzek i powiedziała: "Nigdy nie wierz facetom. To świnie." Po czy znów przytuliła się do Asi i w ciągu kilkunastu minut usnęła. 

Choć znajomość z Agatą nigdy nie przerodziła się w wielką przyjaźń, dziewczyny przez jakiś czas trzymały się razem i nawet teraz, po kilku latach od tamtego zdarzenia spotykają się czasem, by szczerze po kobiecemu porozmawiać. Agata długo nie mogła przeboleć rozstania ze swym pierwszym chłopakiem. Później jednak otrząsnęła się z tego załamania i znów zachciała żyć. Podczas jednego z pobytów w swej rodzinnej wiosce, na sylwestrowej "domówce" poznała kolejnego kawalera, a gdy okazało się, że do siebie nie pasują, zdecydowanie zerwała związek, po czym bez pamięci oddała serce pewnemu studentowi prawa. Ponieważ Agata należy do osób wylewnych, Asia chcąc niechcąc pośrednio uczestniczyła we wszystkich tych aferach. Zawsze była na bierząco w radościach i rozterkach Agaty. Raz nawet, kiedy Agata na śmierć zapomniała o zaplanowanej wcześniej wizycie Asi, a spóźniona Asia w roztargnieniu zapomniała zapukać do drzwi pokoju, zastała Agatę in flagranti z tym młodym prawnikiem. Ten całkiem nowy dla Asi widok dwóch spiętych wąskich pośladków, w miejscu, gdzie sądząc po położeniu fruwających w powietrzu zgiętych nóg, powinno znajdować się ciało Agaty oraz dzwięki jakie wydobywały się z pościeli, ten duet sopranowo-basowy z akustycznym akompaniamentem skrzypiących sprężyn (smyczki) i nóg łóżka stukających o nierówną podłogę (perkusja) wywarły na niej piorunujące wrażenie pozostawiając nieusuwalny ślad w pamięci. Innym razem, jeszcze przed wspomnianym Sylwestrem, Asia zdobyła się na odwagę i zapytała Agatę wprost o to, jak to jest być z mężczyzną. I otrzymała wyczerpującą odpowiedź, doprecyzowaną podczas kolejnych damskich dyskusji. Dzięki rozmowom z Agatą, Asia, sama nigdy nie będąc w żadnym związku, w krótkim czasie posiadła znaczną, choć uczciwie patrząc mało przydatną, niemal praktyczną wiedzę na temat stosunków damsko-męskich. 

Będąc bądź co bądź atrakcyjną dziewczyną i znalażłwszy się w otoczeniu dziesiątek interesujących studentów, Asia niejednokrotnie przyjmowała zaproszenie na ciastko i herbatę od czasem oczarowanych nią, czasem po prostu zaciekawionych, kim i jaka jest Asia, a niewykluczone też, że od szukających nowych erotycznych doznań, kolegów. Na typowych "podrywaczy" reagowała i nadal reaguje nadzwyczaj nerwowo. Być może niedostateczna samoocena w zakresie urody nie pozwalała jej naiwnie wierzyć w nagłe zafascynowanie mężczyzn, a na fałsz zawsze reagowała alergicznie. Z tąd też, w momencie, gdy ręka dopiero co poznanego człowieka zacznie zmierzać w kierunku jej kolana, albo czyjeś ramię zachłannie oplecie się wokół jej ramiona, natychmiast the game is over.  

Jednak większość studentów, zwłaszcza muzyków, to kulturalni ludzie, nie pozwalający sobie na chamstwo wobec kobiet. Niejeden z nich sam jest bardzo nieśmiały. Nie ulegają więc eliminacji na skutek nahalnego zachowania. Okazało się jednak, że to Asia ma problem. Po kilku nieudanych próbach musiała ze smutkiem stwierdzić, że zawsze od któregoś momentu rozmowa przestaje się kleić i pierwsza randka jest jednocześnie ostatnią. A nie trzeba się mocno starać, by nieprzemyślanym słowem unicestwić bezpowrotnie nawet najlepsze pierwsze wrażenie.  

Ot, pierwszy przykład: wiolonczelista ze studiów magisterskich, który jako pierwszy zaprosił Asię na czekoladę do Bliklego, wspomniał w pewnym momencie o operacji Wisła, na co Asia ziewnęła. Historia, daleka jej sercu, szczerze ją nudziła. Zwłaszcza wydarzenia dalekie i odległe w czasie. Asia nawet nie pomyślała, by przeprosić za ten brak zainteresowania demonstrując dotkliwy, akurat w tej chwili, brak taktu i rażącą ignorancję. A chłopak chciał jej tylko powiedzieć, że ma rodzinę po obu stronach granicy. Nie żeby się obnosił ze swym pochodzeniem. Po prostu zaczynał odpowiedź na banalne pytanie o ulubiony zespół. Już nie odpowiedział, a o Okeanie Elzy Asia usłyszała dopiero kilka lat później, podczas pobytu w Wiedniu.  

Innym razem, już za granicą, do pewnego sympatycznego Francuza powiedziała coś o prezydencie Rosji. A było to jeszcze przed olimpiadą w Soczi i aneksją Krymu. To co w Polsce uznane by zostało za dowcipny komentarz, wtedy, w południowowłoskim barze wyglądało w oczach, skądinąd całkiem przystojnego, studenta znad Sekwany, skrzypka sympatyzującego z lewicą, jak brutalny, ksenofobiczny wypad pod adresem cywilizowanego narodu. Jeszcze innym razem, zauroczony Asią Litwin usłyszał od niej w łamanym angielskim, że kiedyś pojechała z rodzicami do "polskiego Wilna". Jakże musiał się zdziwić. I tak, za każdym razem. Nawet najlepiej zapowiadające się spotkanie, na które Asia rozmarzona czekała długimi dniami, psół jakiś głupi nietakt z jej strony.  

Być może ktoś inny umiałby zręcznie wybrnąć z takiej sytuacji i uratować dobrze zapowiadającą się znajomość, jednak nie Asia. Po pierwsze nie zawsze na czas mogła się zorientować, jakie wrażenie wywarła, a po drugie, kiedy do niej dotarło, że chyba się skompromitowała, ogarniało ją takie poczucie wstydu, że nic już z siebie nie mogła wydusić. Szybko wracała niska samoocena. Czuła się nie tylko brzydka, ale też potwornie głupia. Z czasem zrozumiała, że realizując sumiennie swą największą pasję, skupiając wszsytkie siły na osiągnięciu perfekcji w jednej rzeczy, zaniedbała wiele innych ważnych obszarów wiedzy i życia. Przy czym ani zrozumienie, ani pogodzenie się z tym stanem rzeczy nie nastąpiło szybko. Tylko ona jedna wie, ile razy się załamała i jak wiele szans na miłość zostało zaprzepaszczonych. 

Nie wspomnieliśmy jeszcze o przyjaciołach w Facebooku, których ma Asia wielu, lecz jeden z nich jest friendem szczególnym. Zapalony pianista, pasjonat gitary akustycznej i kompozytor kilkudziesięciu melodii w jednej osobie. Pisze muzykę do tekstów jednego z przyjaciół zaangażowanych w amatorski zespoł rockowy. Ma trzydzieści dwa lata i od dziecka mieszka w Melbourne. Podobnie jak Asia jest całe życie samotny. Od dwóch lat jest on jej jedynym powiernikiem zarówno zmartwień, trosk, złości, i frustracji, jak też odległym świadkiem jej sukcesów i radości. Nieprzerwanie pisze też Asi o sobie, dzieląc się zaistniałymi wydarzeniami, planami na przyszłość i, niekiedy, śmiałymi fantazjami. A śni on głównie o kobietach i Asia zajmuje niepoślednie miejsce w tych jego marzeniach.  

I jest jeszcze Marek - skryty adorator i jedyny realnie bliski mężczyzna, któremu Asia gotowa jest w pełni zaufać. Po raz pierwszy zobaczyła go siedem lat temu, w pizzerii, do której ciocia Asi zaprosiła kilkoro krewnych, by przedstawić im swojego nowego partnera. Dość szybko wpadli sobie w oko. Marek, doktor matematyki, wówczas stawiający pierwsze kroki w świecie biznesu, dzisiaj właściciel i dyrektor dobrze prosperującej niewielkiej firmy, uwielbia muzykę klasyczną. W ogóle, poziomem wykształcenia, znajomością języków, erudycją i obyciem w świecie znacznie wyróżnia się na tle osób z jej rodzinnego otoczenia. Jego osoba właściwie nie mogła nie przyciągnąć uwagi ambitnej nastolatki.  

Jeszcze jedna cecha sprawia, że musieli się wzajemnie polubić. Marek ceni ponad wszystko ludzi zdolnych. Są miliony ładnych nastolatek na świecie, ale kobiet z pasją, utalentowanych i pracowitych nie spotyka się co dzień. Już wtedy w pizzerii, wymiana zaledwie kilku zdań wystarczyła, by Marek dostrzegł w dziewczynie taką właśnie, piękną duchem, osobą. Od tej pory, przy okazji każdego spotkania, starał się choć przez chwilę porozmawiać z Asią. Najlepiej tylko we dwoje, gdzieś z boku, bez niepoważnych uwag i dowcipów pozostałych osób. Z dziką ciekawością wsłuchiwał się w każde jej słowo. Co myśli, co czuje, jakie ma plany, co czyta, dokąd jeździ, z kim się spotyka, czego chce się dowiedzieć i jaki utwór w danym momencie przygotowuje, z kim będzie grać, gdzie, kiedy, z jakiej okazji, czy z orkiestrą czy solo - nie chciał przegapić żadnej informacji. Zawsze słuchał w skupieniu, sporadycznie pomagając jakimś pytaniem. Zawsze z wyczuciem. Dla Asi Marek zawsze ma czas. Jak nikt inny. Można spytać, co z tego ma Asia? Jaką przyjemność może czerpać przesycona hormonami dwudziestolatka ze zwykłej rozmowy ze starszym o piętnaście-dwadzieścia lat mężczyzną? Nawet jeśli jeszcze nie wygląda staro i wciąż zachowuje młodzieńcze usposobienie, dzieli go od niej jego bagaż doświadczeń, on żyje w zupełnie innym, obcym świecie. W przypadku Asi odpowiedzi nie trzeba szukać długo: On jeden słucha. Pozwala się wysłowić i nie krytykuje. Przy Marku Asia nie czuje się głupia.  

Nie czuje się też brzydka. Już dawno przyłapała Marka na tym, że jego oczy albo bezwiednie krążą po sukience, albo zawisają nad jakimś elementem jej garderoby. Nie raz, gdy wydawać się może, że Asia, skupiona na jakimś przedmiocie, nie patrzy na Marka, jego wzrok uważnie bada ją, częstokroć, uporczywie i niebezpiecznie głęboko penetruje nie do końca zakryte zakamarki jej ciała. Choćby nie wiadomo jak starał się to ukryć, Asia jest od dawna podejrzewa, że podoba mu się jako kobieta i nie ma nic przeciwko temu. Nadal jednak są to tylko podejrzenia, a w głębi serca, chciałaby mieć chyba, choćby jeden raz, pewność. 

Za każdym razem, gdy Asia ma problem, jakikolwiek by on nie był, Marek spieszy z pomocą. Najczęściej chodzi o sprawy organizacyjne. O napisanie maila w języku zagranicznym, ustalenie terminów w obcej uczelni, sporządzenie kontraktu, czy wynajęcie pokoju. W przeciwieństwie do niedoświadczonej Asi, jej wiecznie nieobecnego ojca, który ciężką pracą na dwie zmiany próbuje wiązać końce, jej roztargnionej mamy - przedszkolanki i jeszcze słabiej zorganizowanej cioci - dyplomowanej nauczycielki muzyki, przedsiębiorczy Marek ma głowę do takich rzeczy.  

Jak na prawdziwą przyjaźń przystało, Asię i Marka łączy też tajemnica. Tak ściśle chroniona, że nawet australijski przyjaciel Asi o niczym nie wie. Majowe słońce mocno prażyło w Neapolu, gdzie Asia spędzała właśnie swój drugi zagraniczny semestr. Pobyt w słynnym neapolitańskim konserwatorium - marzenie każdego młodego muzyka. Marek w tym czasie podróżował po Włoszech. Jak co roku odwiedzał najważniejszych klientów i partnerów swojej firmy, w większości ulokowanych w północnej, przemysłowej części kraju. Nic nie stało jednak na przeszkodzie, by polecieć również do Neapolu i przy okazji odwiedzić ulubioną siostrzenicę swojej partnerki. Rodzina Asi usłyszała o wyimaginowanym kontrahencie. Marek miał spędzić noc w hotelu, załatwić biznes, odwiedzić Asię, zjeść z nią późny obiad w dobrej restauracji i wieczornym samolotem wrócić do Mediolanu.  

W rzeczywistości żadnego interesu do załatwienia nie było. Pierwszą noc, Marek spędził w hotelu - zostać na noc w strzeżonym akademiku byłoby niemożliwe, lecz nazajutrz wynajętym autem ruszyli nad morze. Nie mówiąc nic nikomu spędzili cztery dni na plaży. Asia cały miesiąc cieszyła się na tę wycieczkę, a im mniej dni ją od niej dzieliło, tym intensywniej o niej myślała. Ze szczegółami planowała każdą godzinę wyjazdu, przepełniona dziewiczym niepokojem snuła różne scenariusze i próbowała zgadnąć, w którym momencie zaczną się kochać. Ściślej rzecz ujmując, czekała na sygnał, gotowa bez słowa oddać się tłumionej latami rządzy. Podobnie Marek, stęskniony, nie był w stanie odeprzeć myśli o pieszczeniu dawno niewidzianej Asi. W przeddzień spotkania, niczego nie pragnął bardziej niż ujrzeć ją w pełni szczęścia i osobiście, na własnej skórze doświadczyć jej orgiastycznego uniesienia.  

Spędzili razem cztery dni i cztery noce. Razem pływali, jedli, spacerowali, leżeli na plaży, cieszyli się sobą, lecz ani ona ani on nie odważył się, jako pierwszy zrobić ostatni krok.  

Pierwszej nocy spali oddzielnie. Gdy późnym rankiem Marek wszedł do jej części domku by obudzić ją i zaprosić na śniadanie, Asia przesunęła się robiąc mu miejsce na łóżku. Marek przysiadł, bez słowa zaczął gładzić jej włosy i policzki, by po dłuższej chwili ujrzeć szczęśliwą buzię przeciągającej się dziewczyny. Nachylił się i pocałował ją w czoło po czym wyprostował plecy i dłonią pogładził jej nagie ramię. Długą chwilę delektował się jej gładką skórą, do momentu aż Asia postanowiła otworzyć oczy. Odchyliła kołdrę i przekręciła się na bok podpierając głowę na łokciu. Śledząc wzrok Marka, natknęła się na swą pierś bezwstydnie wystającą spod luźnej bluzki. Szybkim ruchem poprawiła ramiączko i nerwowo spuściła głowę. Wprawdzie jeszcze żaden mężczyzna nie widział jej nago i zdenerwowanie w tej sytuacji powinno być zrozumiałe, zdziwiła się sobie, że tak reaguje w obecności Marka. Po co się wstydzić? - przemknęło jej przez myśl i zaraz usłyszała wypowiedziane szeptem: "Piękna". Założyła Markowi ręce na szyję, wtuliła się w niego, z lubością poczuła jego silne dłonie na swoich plecach i kąciki jego ust na swoim policzku. Tak wyglądały ich pierwsze pieszczoty.  

Wieczorem porzegnali się i rozeszli każde do swojej części domku. Tym razem Asia nie wytrzymała długo i przyszła do Marka. Zasnęła z głową opartą na jego klatce tułowiem i nogami stykając się z jego ciepłym ciałem. Tak spędzili też kolejne noce, przytuleni, upojeni dotykiem i wzajemnie wschłuchani w swój oddech. Ani przez moment jednak, pomimo nieprzerwanej fizycznej blizkości, nie złączyli ust w nawet najspokojniejszym pocałunku. Wiedzieli czym taki pocałunek musiałby się skończyć. Nic by już nie było takie jak dotąd.  

Marek jeszcze kilka razy odwiedził Asię w Neapolu i w Wiedniu a w Warszawie regularnie widują się w mieszkaniu jej rodziców, korzystając z nieobecności reszty domowników. Pełni porządania chcą się wtedy kochać, lecz nie mogą. I tak trwa ich dziwna przyjaźń całe lata. 

"Dzień dobry" - głos lekarza wyrywa Asię z zamyślenia. - "Mam dla pani dobrą wiadomość. Organicznie nie widzimy żadnych zmian. Ma pani wspaniałe wyniki... Ten pan, który czeka na korytarzu, to pani krewny? Zdaje mi się, że wchodziliście razem. Może teraz wejść do gabinetu, jeśli sobie pani życzy" 

"Yhy... Tak."  

"Proszę bardzo" - lekarz wskazuje Markowi trzecie krzesło i kontynuuje - "To tak, zrobiliśmy wszystkie badania i nie widzimy nic, co by mogło w jakikolwiek sposób wytłumaczyć te napady. Czysto organicznie patrząc, nic nie powinno pani boleć i żadne kołatania nie powinny mieć miejsca. To po prostu niemożliwe. Z takim sercem może pani żyć dwieście lat." 

"A co, jak te bóle będą się powtarzać?" - pyta Marek. 

"No właśnie. Nie podejrzewam, żeby pani Joanna sobie wszystko wymyśliła, albo udawała chorą i przychodziła do mnie dla przyjemności. Zdarzają się takie przypadki. Nie przeczę. Ale chyba nie tym razem." - doktor przełyka chwilę i patrzy wyczekująco - "Moja rola jednak się kończy. W przypadku pani dolegliwości, nie mogę pomóc. - znów milknie - "Jedyne co mogę zrobić, to przekazać panią w ręce innego specjalisty." 

"Co pan proponuje?" - pyta znów Marek. Asia wzmacnia uścisk jego dłoni, zdradzając rosnący niepokój.  

"Dolegliwości podobne do tych u pani, mogą wystąpić na podłożu psychologicznym. Ma pani przeciągły stres? Może problemy w pracy? Wypiszę pani skierowanie do psychoterapeuty." 

Objęci wychodzą z gabinetu. I CO TERAZ?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz