http://hdw.eweb4.com/wallpapers/38731/ |
W życiu każdego
człowieka są chwile i zdarzenia, często zupełnie zwyczajne i umykające naszej
uwadze, dające początek niespodziewanym wcześniej zmianom, po których nic nie
jest już takie, jakie było wcześniej. Takim punktem zwrotnym może być spóźnienie
się na autobus i rozmowa z przypadkowym nieznajomym na przystanku, który jakiś
czas potem zostanie partnerem życiowym. Może to być wygrana na
loterii, po której dom szczęśliwego gracza zostaje splądrowany przez
włamywaczy, a jego żona i dzieci zostają porwane dla okupu. Może nim być minuta oczekiwania w kolejce do kasy w supermarkecie, kiedy stojąca tuż obok
piękność okazuje się koleżanką z przedszkola, chętną zatrzymać się na kawę, a w
krótkiej przyszłości zostać wspólniczką w biznesie. Dowolny drobiazg,
przypadek, może zdecydować o losie człowieka. Dla nastoletniej Ewy i jej mamy
Aldony takim właśnie zdarzeniem stała się transmisja telewizyjna debaty dwóch
pań, starających się przekonać do siebie potencjalnych wyborców.
W późne
październikowe popołudnie z głośników telewizora strumieniami lały się
obietnice wyborcze i propagandowe frazesy. Aldona mieszała właśnie w kuchni
ciasto na naleśniki. Jej czternastoletnia córka, jedynaczka, leżąc
z nogami założonymi na oparcie kanapy, nerwowo rozpinając i zapinając dolny
guzik koszuli, z zapartym tchem przysłuchiwała się debacie, mającej zdecydować
o losach państwa i narodu.
„Kolejne obietnice,
okrągłe zdania. Polacy mają tego już dosyć, oni chcą dzisiaj konkretów!” –
grzmiała jedna z kandydatek. – „Ja te konkrety mam. Przygotowałam program -
Narodowy Program Zatrudnienia. Ustawę, która ma dać właśnie szansę na
zakładanie własnych firm i na pracę dla młodych ludzi. Program Wsparcia Rodzin
– pięćset złotych na każde dziecko!”
- Mamo, słyszałaś?
Będą płacić na dzieci! – Ewa przekazała mamie dobrą nowinę.
- Co? Dziecko! Oni
ciągle coś obiecują. Naleśniki zaraz będą gotowe. – dobiegł ją głos matki z
kuchni.
- Pięćset złotych!
Mamo, to my też dostaniemy! – nastolatka nie dała za wygraną.
- Coś ci się chyba
przesłyszało, Ewuś!
- Wcale nie.
- No, koniec już
tego leżenia, kolacja gotowa. I ubrała byś się przyzwoicie, a nie się tak
rozkładasz półgoła jak nałożnica w haremie. – Bez porcji przekomarzań z córką,
zazwyczaj chodzącą po domu w luźnych koszulkach i zupełnie nie dbającą o
przykrycie oznak kobiecości, dzień Aldony byłby stracony.
- Ale mamo! –
faworyta sułtana okazała teatralne oburzenie.
- No, no... Tylko
żeby przy chłopaku ci takie pozy nie przyszły do głowy!
- Jak będzie
chłopak... to się o niczym nie dowiesz. – Ewa roześmiała się niewinnie, jak jej
biblijna imienniczka, przed spotkaniem węża.
- Przed matką
niczego nie ukryjesz, córuś... Jedz już! – Aldona podała córce talerz i
przyjrzała się jej z matczyną miłością.
Nastolatka nie była
już małą dziewczynką. Mimo że zaczęła dojrzewać trochę później niż większość
rówieśniczek, na trzy miesiące do piętnastych urodzin mogła się pochwalić
obfitym biustem i szerokimi biodrami. Trądzik, stanowiący nie lada zmartwienie,
kiedy Ewa zaczynała gimnazjum, ustąpił niemal całkowicie. Tylko
sporadycznie jakaś zabłąkana krosta szpeciła jej poza tym idealnie gładką
twarz. Naturalny uśmiech i duże piwne oczy były wprost piękne. Aldona domyślała
się, że lada dzień w córce zaczną zakochiwać się koledzy z klasy i że wielu
nieszczerych osobników płci męskiej będzie chciało najpierw całować jej słodkie
wargi, a potem wykorzystać młode ciało naiwnej i niewinnej nastolatki.
Zazdrościła córce urody i zapowiadających się porywów miłości, a jednocześnie
chciała za wszelką ceną ustrzec ją przed pułapkami miłości.
- Aleś ty wyrosła.
– odezwała się mama ostentacyjnie kierując wzrok na pierś Ewy wystającą spod
niedopiętej koszuli.
- Mamo! –
zareagowała śmiechem Ewa, zmuszona zapiąć jeden guzik więcej.
- Ach, żebym ja
była taka ładna w twoim wieku... Wszystko by się potoczyło inaczej... – głos
Aldony przybrał melancholijne tony.
- Wiem, wiem...
byłby książę z bajki i miałabyś z nim piątkę dzieci a nie tylko mnie.
- Wystarczyłoby
dwoje...
Tymczasem telewizor
odezwał się ponownie na temat pieniędzy dla dzieci:
„Tutaj jest ustawa
Rodzina 500+, dająca właśnie pomoc, wsparcie materialne dla rodzin. Pięćset
złotych na każde dziecko!“
- Ewuś! Czy ty słyszałaś
to co ja? Ciekawe do jakiego wieku będą dawać te pieniądze.
- Przecież od
samego początku o tym mówię. Do osiemnastu chyba!
- E tam! I tak się
skończy tak jak zawsze. Raka też mieli leczyć, a widziałaś, jak w szpitalu wujka
Tolka wykończyli... Nie ma o czym gadać, Ewuś.
Aldona jeszcze
przez kilka dni była sceptycznie nastawiona do obietnic polityków. Potem jednak
nastąpiło trzęsienie ziemi. Dotychczasowa koalicja przegrała wybory, władzę
przejęła opozycja. Co najważniejsze, ani nowa premier, ani prezydent, ani
szef zwycięskiej partii nie wycofywali się ze złożonych obietnic. Wręcz
przeciwnie:
„Damy pięćset
złotych na każde dziecko” – w każdym wystąpieniu zapewniała pani premier.
„Pięćset plus – to
nasz priorytet.” – wtórował jej prezydent.
„Nieprawdą jest, że
nie ma pieniędzy na 500+” – mówił wicepremier od finansów.
„500+ zostanie
zrealizowane w pierwszej kolejności. Nie zawiedziemy wyborców.” – obiecywała
szefowa rządu.
I jak tu nie
uwierzyć? Zaszalały! Prezenty na Boże Narodzenie były znacznie droższe niż w poprzednich
latach, Sylwester bardziej wystawny, a w lutym mama i córka pojechały na
dwutygodniowe wczasy za granicę, do górskiego kurortu z basenami zasilanymi ciepłą
wodą geotermalną.
Wyjazd ten,
jednocześnie z okazji ferii zimowych oraz dla celebracji piętnastych urodzin
Ewy, jak również zwiększone wydatki świąteczne, Aldona sfinansowała pożyczką,
tak zwaną chwilówką. Zdecydowała się na nią kalkulując przyszłe wpływy z
obiecanego zasiłku na dzieci. Mama i córka bawiły się doskonale: w trakcie pobytu
w górach, Ewa przeczytała po raz trzeci wszystkie tomy Harrego Pottera, a
Aldona nadrobiła wieloletnie zaległości w pływaniu, saunie i innych wodnym
przyjemnościach.
Powrót do kraju był
też jednocześnie powrotem z bajki do rzeczywistości.
„Tak jak obiecaliśmy,
damy pięćset złotych na każde dziecko, o ile jest to drugie bądź kolejne
dziecko w rodzinie.” – oświadczyli zgodnie, pani premier, prezydent i
ministrowie rządu odpowiedzialni za finanse.
- Jak to? A co z
pierwszym dzieckiem? – pytały się siebie nawzajem Aldona i Ewa, nie dowierzając
własnym uszom i oczom.
- Pani zasiłek się
nie należy. Ma pani tylko jedno dziecko, a żeby dostać zasiłek na pierwsze
dziecko, nie spełnia pani kryterium dochodowego. Poza tym musimy sprawdzić, kto
jest ojcem córki, żeby się nie okazało, że ktoś na nią już pobiera świadczenie.
– urzędniczka wydziału socjalnego dała ostateczną, jednoznaczną odpowiedź.
A raty trzeba
spłacać... Widmo bankructwa zawitało w mieszkaniu Ewy i Aldony.
- Mamo, co teraz?
- Nie wiem,
dziecko... Możliwe, że trzeba będzie coś sprzedać...
- Tylko co? Mamo! –
Ewa była przerażona, a po głowie zaczęły jej chodzić coraz głupsze myśli.
W końcu, rezolutna
córa wymyśliła:
- Mamo, wydamy cię za
mąż!
Pierwsza reakcja
Aldony była oczywiście na nie.
- Czyś ty oszalała?
Aluś, za kogo? Kto tam weźmie taką starą glizdę. Córuś, daj spokój. Ty lepiej zacznij
myśleć o swoim ślubie...
- Ja mam jeszcze
czas - sama mówiłaś. Już ja ci znajdę męża. – zapowiedziała Ewa i poczyniła
odpowiednie kroki. Założyła mamie konto na Facebooku. Wstawiła kilka zdjęć i
napisała w „statusie” następujące ogłoszenie:
SZUKAM PARTNERA DO
PROGRAMU 500+.
W przeciągu
pierwszego tygodnia zgłosiło się kilkunastu kandydatów, potem jeszcze kilku.
Powinno więc być z kogo wybrać. Niestety, nie nadawał się nikt. Mężczyźni byli
albo bezdzietni, albo płacili alimenty, albo żyli w szczęśliwych związkach.
Każdy z nich opacznie zrozumiał treść ogłoszenia – jedni widzieli w nim
ogłoszenie matrymonialne, a inni podejrzewali, że samotna kobieta przed czterdziestką
szukała anonimowego dawcy spermy. Ewa, odpowiadająca na zgłoszenia panów jako
własna, nie świadoma niczego, mama, była zszokowana treścią niektórych
propozycji. Wrażenie wywołane przez fantazyjne opisy perwersji seksualnych było
tak wielkie, że dziewczyna przez kilka nocy miała problemy z zaśnięciem. Nie
raz budziła się w środku nocy oblana potem, mając przed oczyma końcówkę snu, w
którym główną rolę odgrywał jakiś starszy mężczyzna bez twarzy, ale za to z
dużym językiem. O ile wcześniej w jej snach pojawiali się chłopcy przytulający ją i czule całujący, o tyle po korespondencji z chętnymi zapłodnić jej mamę,
sny Ewy urywały się na krótko przed penetracją. Tego finalnego etapu zbliżenia
z mężczyzną, dziewicza fantazja nie była jeszcze w stanie ogarnąć, nawet w
marzeniach sennych. W innych okolicznościach bawiłaby się pewnie doskonale,
wirtualnie wcielając się w rolę dojrzałej kobiety. W nocy, przed zaśnięciem
przerabiałaby przeczytane treści jeszcze raz, bawiąc się pod kołdrą swoją mokrą
kobiecością. Tym razem jednak, nie o zabawę chodziło, lecz o znalezienie
realnego partnera do „pięćset plus”: faceta z jednym dzieckiem, w tym samym
wieku co Ewa lub młodszym. Po dwóch tygodniach bez owocnych poszukiwań, młoda
agentka matrymonialna musiała spojrzeć prawdzie w oczy. To zadanie okazało się
być niewykonalnym.
Tymczasem Aldona
była coraz bardziej przekonana do pomysłu córki. Ewa była „wpadką” pierwszej
miłości. Chłopak piękny i przystojny okazał się świnią. Po pół roku wrócił do
byłej narzeczonej, zostawiając po sobie z początku niewidzialną pamiątkę, która
z czasem urosła w jej brzuchu, a po dziewięciu miesiącach wyskoczyła na
zewnątrz, krzycząc i płacząc po niemowlęcemu. Aldona nie miała wtedy jeszcze
pełnych dwudziestu lat. Taka była młoda i głupia. Od tamtej pory nie miała
mężczyzny. Samotnie, z pomocą rodziców i siostry, wychowała córkę na piękną i
mądrą nastolatkę, która lada dzień miała pójść do liceum, potem na studia, a
następnie wyjechać gdzieś w świat szeroki-daleki w poszukiwaniu własnej drogi
życia. Rodzice kobiety, dziadkowie Ewy, starzeli się w oczach, kto wie jak
długo mieli jeszcze się cieszyć życiem i jako takim zdrowiem. Przydałby się
ktoś, w kim Aldona mogłaby znaleźć oparcie i z kim mogłaby spędzać dnie, kiedy
córka opuści mieszkanie. Ukradkiem przyglądała się swemu odbiciu w lustrze i
stopniowo nabierała przekonania, że pomysł zamążpójścia miał ręce i nogi.
Trzydzieści pięć lat to przecież jeszcze nie wyrok. W tym wieku życie dopiero
się zaczyna, myślała. Była szczupła, zgrabna. Wprawdzie pan Bóg biustu
poskąpił, ale czy tylko cycki się liczą? Aldona nigdy nie paliła, nigdy nie
nadużywała alkoholu, nie przejadała się i nie niedosypiała. Wyglądała wciąż
atrakcyjnie, względnie młodo, energicznie. Nie było żadnego powodu, by nie
miała wpaść jakiemuś facetowi w oko. Wystarczyło tylko dopuścić tę myśl do
siebie i nie lekceważyć ewentualnego kandydata... Gdy tylko przekonała się do
tej śmiałej myśli, udała się do fryzjera i kazała przemodelować swój image. Z
blondynki stała się brunetką, wracając do naturalnego koloru włosów.
Wreszcie zdarzył
się cud. Na Facebooku napisał pewien samotny mężczyzna, wychowujący
piętnastoletniego syna. Ewa aż podskoczyła z radości, widząc krótki komunikat,
w którym nieznajomy pytał się o szczegóły przedsięwzięcia. Krótko potem
entuzjazm nastolatki opadł na samo dno oceanu optymizmu. Okazało się bowiem, że
ów kandydat był ojcem jej kolegi z klasy, chłopaka, na temat którego wszyscy
bez wyjątku mieli zgodną opinię, że to dureń. Adam – tak miał na imię chłopak –
nie dość, że nielubiany przez rówieśników, poszturchiwaniem, podstawianiem nogi
i innymi głupimi zaczepkami starał się zwrócić na siebie uwagę. Notorycznie
dokuczał kolegom, nie zrażając się boksami, które raz po raz dostawał od
chłopaków, całkiem wytrąconych z równowagi. Kiedy na niego krzyczano, albo
okładano pięściami, śmiał się tylko przeraźliwie skrzeczącym głosem, rechotał
jak żaba, jeszcze bardziej denerwując wszystkich dookoła.
„Boziu, tylko nie
Adam! On ma być moim udawanym bratem? Za jakie grzechy? Boże!” – pomyślała
piękna gimnazjalistka, lecz nadaremnie. Próżny żal, beznadziejne modlitwy. Nikt
inny się nie zgłosił. Było nawet gorzej. To nie pan Marek napisał pierwszy
komunikat do pani Aldony, lecz jego syn, Adam, podszywając się pod ojca tak samo,
jak zrobiła Ewa.
Niemniej, raty do
spłacenia i galopujące odsetki to nie przelewki. W obliczu groźby
niewypłacalności, ani nierozgarnięty Adam nie był straszny, ani to, że
pieniędzmi z zasiłku trzeba się podzielić i z pięciuset złotych robiło się zaledwie
dwieście pięćdziesiąt. Sprytna nastolatka doprowadziła plan do końca i w
najbliższym możliwym terminie pani Aldona i pan Marek stanęli na ślubnym
kobiercu w Urzędzie Stanu Cywilnego.
Z odpisem aktu
małżeństwa w garści, Aldona czym prędzej udała się do urzędu złożyć wniosek o
zasiłek. Już dług nie był straszny, już można było spokojniej planować wydatki,
aż tu nagle, pod koniec miesiąca, kolejne rozczarowanie:
- Państwu zasiłek
się nie należy, bo nie prowadzą państwo wspólnego gospodarstwa domowego. Jak
pani to sobie wyobraża? Pani z córką w jednym mieszkaniu, mąż z synem w drugim
i jeszcze pańswto miałoby dopłacać do tego luksusu? – głos urzędniczki nie
pozostawiał wątpliwości. Aldona zrozpaczona wróciła do domu z przysłowiowym
kwitkiem.
Następnego dnia rano
poszła do urzędu jeszcze raz, w towarzystwie córki. Okazało się, że światełko w
tunelu jeszcze nie zagasło. Należało tylko udowodnić, że rodzina mieszka razem.
Jak? To proste. Urzędniczka wyjaśniła, że mogła skierować kontrolę do
mieszkania pani Aldony. Jeśli pracownik socjalny potwierdziłby, że mąż,
żona i dzieci mieszkali razem – na trzydziestu ośmiu metrach kwadratowych
powierzchni mieszkalnej, w dwóch pokojach z kuchnią, łazienką i przedpokojem,
to nie tylko pięćset złotych by się należało, ale też, jeśli zarobki okazałyby
się dostatecznie niskie, jakąś dodatkową zapomogę udałoby się, być może,
wyskrobać. Wystarczyć miała tylko jedna wizyta pracownika opieki. Kiedy? Prawdopodobnie
w ciągu tygodnia od dnia zgłoszenia.
Poczyniono stosowne
przygotowania. Do pokoju Ewy panowie, ojciec i syn, wnieśli drugi tapczan,
który stanął w miejsce szafy i regału z pamiątkami, a w salonie pojawiło się
łóżko polowe. Plan był taki, by pan Marek z Adamem nocowali u swej nowo
poślubionej żony i macochy przez kilka nocy, aż do "niezapowiedzianej" wizyty pracownicy socjalnej, która zazwyczaj ma miejsce rano,
zanim dorośli udadzą się do pracy, a młodzież pójdzie do szkoły. Ewa, nie chcąc
w pojedynkę spędzać wieczorów z Adamem, zaprosiła jeszcze starszą o rok kuzynkę
Magdę, będącą jednocześnie jej najlepszą przyjaciółką, mieszkającą w tym samym
mieście. Po udanym potwierdzeniu, że rodzina prowadzi jedno gospodarstwo
domowe, przedstawienie miało się zakończyć i panowie mieli wrócić do siebie.
W międzyczasie,
nieznajomi aktorzy poznawali się coraz lepiej. Pracując razem nad przygotowaniem
sztuki, stopniowo przełamywali dzielące ich bariery. Okazało się, że pan Marek,
hydraulik „złota rączka”, wcale nie był apatyczny i pierdołowaty, jak się
wydawało jego żonie i pasierbicy do dnia ślubu. Podobnie Adam, po kilku
rozmowach poza budynkiem gimnazjum, okazał się całkiem sympatycznym chłopakiem,
zupełnie innym niż Adam znany ze szkoły. W szczególności, w obecności ojca
zachowywał się cicho i potulnie, w pełni okazując skrytość i ponadprzeciętną
nieśmiałość.
Magda, ku totalnemu
zaskoczeniu kuzynki, zwróciła jeszcze uwagę na wysportowaną sylwetkę i szerokie
barki chłopaka. Walory fizyczne zupełnie umykały uwadze dziewczyn, znających go
jako niedowartościowanego głupkowatego klasowego chuligana, a urzekły
natychmiast widzącą go po raz pierwszy w życiu szesnastolatkę. Tym radośniej
zgodziła się podjąć rolę przyzwoitki i specjalnie na tę okazję kupiła nową, o
rozmiar za dużą, luźną piżamę w postaci krótkiej halki na cienkich ramiączkach
i głęboko osadzonym dekolcie.
- Tylko się nie
wygadaj mojej mamie ani Krzyśkowi (starszemu bratu Magdy) – poprosiła Ewę,
kiedy wspólnie wybierały halkę w supermarkecie.
- Wystarczy, że
moja mama cię zobaczy. Wiesz jak ona się rzuca, kiedy ja chodzę po domu zbyt skąpo? A ty to chcesz założyć przy chłopaku... Fuj! – śmiejąc się
życzliwie i powątpiewając w odwagę kuzynki, odpowiedziała Ewa pół żartem, pół
serio.
- Nie zobaczy. Przy
niej będę mieć na sobie jeszcze bluzę dresu.
Zresztą, wcale nie jest powiedziane, że zdejmę ją przy Adamie... Chłopak
musi najpierw zasłużyć i zdobyć moje zaufanie. Poza tym, on przecież jest teraz
częścią rodziny. O czym my tu więc rozmawiamy? – wyjaśniła Magda, pod
płaszczykiem żartu próbując ukryć swe niewyraźne marzenia i potwierdzając
plany wobec nowego „przyszywanego” kuzyna, których jeszcze nie była do końca
pewna.
Wieczorny rodzinny
seans telewizyjny dobiegł końca. Młodzież udała się do swojego pokoju,
zostawiając rodziców samych. Dziewczyny już od dobrych dwóch godzin były
wykąpane i przebrane do spania, mogły więc ograniczyć nocną toaletę do dwóch
minut na mycie zębów. Również Adam nie potrzebował wiele czasu na prysznic.
Rodzice pokrzątali się jeszcze trochę po mieszkaniu, ale i oni dość szybko
dokończyli swoje zajęcia i zamknęli się na noc w pokoju, w planie mieszkania
widniejącym pod nazwą pokój dzienny.
- Pani Aldono, śpi
pani już? – pierwszy odezwał się pan Marek, głowa nowo sformowanej rodziny.
- Jeszcze nie.
Niewygodnie panu? – odpowiedziała Aldona, rzeczywiście mająca tego dnia nie
lada problem z wyciszeniem wewnętrznego dialogu, toczącego się w jej głowie.
- Wygodnie... Nie
na takich kamieniach przychodziło już spać... Opowiedzieć pani, jak spaliśmy w
namiotach u podnóża Elbrusu?
- Gdzie? Nic pan
nie mówił o podróżach w Kaukaz. – zainteresowała się żona pana Marka.
- Dawne dzieje,
pani Aldono. Jeszcze byliśmy przed ślubem... To właśnie wtedy zrobiliśmy z
Anetą naszego bęcwałka.
- Oj, panie Marku,
pójdę sprawdzić, czy już śpią... – Aldona zaszeleściła kołdrą, lecz nie zdążyła
wstać z łóżka przed mężem.
- Niech pani leży
spokojnie. – szepnął do niej spokojnym głosem, położywszy dłoń na jej ramieniu.
Lekko popchnął ją obiema rękami, kierując ją z powrotem na plecy i zaoferował,
że sam pójdzie skontrolować sen syna, przybranej córki oraz siostrzenicy żony.
Do pokoju, nazwanym
niegdyś przez architekta sypialnią, nie wszedł. Zadowolił się ledwie
słyszalnymi odgłosami toczonej szeptem rozmowy i cichym dziewczęcym śmiechem
dochodzącym zza drzwi. Wrócił do salonu i zapewnił, że dzieci spały w
najlepsze.
- Jak pan chce,
może się pan koło mnie położyć... Na czas opowieści... – zaproponowała
nieśmiało Aldona, jąkając się niemiłosiernie.
- Będzie pan mógł wtedy mówić ciszej, żebyśmy nie pobudzili dzieci – dodała, nie przestając
się jąkać, by racjonalnym argumentem zachęcić do swej propozycji.
- Skoro pani nie ma
nic przeciw... U pani będzie o wiele wygodniej niż na tych kamieniach – pan
Marek z ochotą przyjął zaproszenie.
O Elbrusie nie
zdążył powiedzieć ani słowa. Jak tylko zajął miejsce pod kołdrą, opierając
głowę na łokciu, obejmując kolanami nogę żony i kładąc drugą rękę na jej udo,
musiał odpowiedzieć na nowe pytanie:
- Dlaczego ona pana
rzuciła? Nie układało się państwu?
- Układało. –
odparł błądząc palcami poniżej pachwiny.
- To dlaczego?
Oczywiście nie musi pan mówić, jeśli pan nie chce. – drganie głosu Aldony
zdradzało napięcie jeszcze bardziej niż paraliż kończyn i wcześniejsze jąkanie
się.
- Nie chciała mieć
dzieci... – szepnął pan Marek.
- Jak to? A Adam?
- Adama chciała i
jeszcze jedno dziecko, ale mieliśmy pecha – urodziły się nam trojaczki.
- Jak to? I co z
nimi? – zainteresowała się aktualna żona pana marka jego potomstwem z
poprzedniego małżeństwa.
- Nic się nie
stało. Płacę jakieś tam alimenty, ale żona mnie do nich nie dopuszcza. Głupi
sąd nas tak podzielił, że mnie przypadł Adam a jej dziewczynki. – dłoń pana
Marka już całkiem śmiało uciskała udo Aldony krążąc bez ustanku między kolanem
a pachwiną.
- Ale powiedział
pan, że żona nie chciała mieć dzieci... – zapytała szeptem pani młoda, jeszcze
nieśmiało, jak przystało na noc poślubną, ale już nieco bardziej rozluźniona.
- No, nie chciała
już więcej... – Marek przerwał odpowiedź i na chwilę, niejako na próbę, wsunął
palce pod materiał bielizny fikcyjnej żony.
- Och, nie... –
Aldona drgnęła i na moment zamarła w bezruchu, ale na tym zakończył się jej
protest.
- Więcej? –
szepnęła po chwili, ponawiając pytanie.
- A ja chciałem.
Zrobiłem tak – padła odpowiedź, po której mąż oburącz chwycił rąbek majtek żony
i zdecydowanym ruchem pociągnął w dół.
- Panie Marku, nie
trzeba. – Aldona wyraziła ostatnią wątpliwość, lecz zdecydowanie jej męża
musiało wziąć górę.
- Unieś biodra! –
pan Marek przestał się ceregielić.
Błyskawicznie
pozbawił swą nową żonę dolnego ubrania, jeszcze szybciej ściągnął z siebie
zbędną w tamtym momencie część garderoby, po czym kontynuował opowieść:
- I jak Anetka nie
chciała tego zrobić, to ja zrobiłem tak... – W tym momencie Marek rozepchnął
kolana małżonki na boki i wskoczył jej między nogi, demonstrując praktycznie,
jak posiadł swą byłą żonę wbrew jej woli.
- Aaach, Marek! –
rozbrzmiał ostatni tamtej nocy szept Aldony.
Pierwsze kochanie
małżonków nie trwało bardzo długo i nie obfitowało w różnorakie wyrafinowane
pozycje. Właściwie, używając języka niektórych kolegów Ewy i Magdy, ograniczyło
się do ujeżdżania kobiety w pozycji zwanej, nie wiadomo dlaczego, misjonarską.
Nawracanie żony okazało się jednak skuteczne. Aldona, wyczerpana galopem,
wtuliła się w ramiona męża i bez słowa, natychmiast zasnęła. W pełni przekonana
do nowej wiary, nie musiała już o niczym myśleć.
W tym samym czasie,
w sąsiednim pokoju odbyła się gra miłosna z udziałem syna pana Marka.
Obecność kuzynki i
chorobliwa wręcz nieśmiałość Adama, nieudolnie próbującego zataić swoje
zainteresowanie wyglądem obu dziewcząt, sprawiały że Magda czuła się bezpiecznie. W kuszeniu chłopaka mogła sobie pozwolić na
znacznie więcej niż kiedykolwiek wcześniej. Szczuplejsza i nieco wyższa od Ewy,
obdarzona przez naturę równie obfitym biustem, długowłosa blondynka była w
pełni świadoma wrażenia, jakie wywierała na osobnikach płci męskiej. Wcześniej,
nie raz i nie dwa pozwoliła się zaprosić temu czy innemu koledze do kina i
wiedziała doskonale na czym polega całowanie z języczkiem.Przez kilka lat,
odkąd tylko zaczęła dojrzewać, zdążyła odebrać od rówieśników i starszych
chłopaków tyle sygnałów fascynacji jej ciałem oraz pożądania, że swego piękna i
atrakcyjności mogła być bardziej niż pewna. Praktycznie cały czas ktoś był w
niej zakochany, a ona wybrednie odrzucała umizgi większości kandydatów.
Adam okazał się
inny niż większość chłopaków, którym się wcześniej podobała. On wprost ślinił
się na widok obu sióstr ciotecznych, mimo wyraźnych usilnych starań, nie
mógł powstrzymać się od zerkania na ich nogi i dekolt, ale udawał obojętność, a
w rozmowie nie pozwalał sobie na żadne, najbardziej nawet niewinne, aluzje seksualne.
Ktoś inny w podobnej sytuacji już dawno pchałby się z łapami, lecz Adam zachowywał
się tak, jakby rzeczywiście był najprawdziwszym bratem. Magda, nie zważając na
krzywe spojrzenia Ewy, bez pardonu zaatakowała go piersiami.
Ledwie Adam
przekroczył próg pokoju, jego świadomość wystawiona została na działanie
kobiecych wdzięków. O ile Ewa przykryła się skromnie kołdrą, o tyle Magda
zasiadła po turecku na krześle przy biurku, uprzednio zdjąwszy bluzę i
powiesiwszy ją na oparciu. Przez kwadrans albo dłużej, dopóki nie zgasiła
światła, nastolatka kręciła się, pochylała i wyginała plecy, pozwalając
biustowi co i rusz uwalniać się spod luźnego materiału przydużej halki i
drażnić bezlitośnie męski zmysł wzroku. Adam nie miał się jak bronić. Zagadywany
przez „siostrę cioteczną” kolejnymi pytaniami, nie mógł wtulić głowy w
poduszkę, ani odwrócić się w inną stronę. Nie chcąc być nieuprzejmym, musiał na
nią patrzeć, a jego wzrok za każdym razem bezwiednie opuszczał się z jej twarzy
na bardziej ruchome części ciała. Magda, przyłapawszy „kuzyna” na tych
zerknięciach, wiedziała, że jej pozornie niewinne zabiegi działały na niego z
niemałą siłą. To widoczne potwierdzenie w błędnych oczach Adama własnej
atrakcyjności siłą rzeczy musiało też wpłynąć na emocje samej dziewczyny. Aż
jej pod brzuchem mrówki urządziły przemarsz stulecia na myśl o tym, jak
reagowały na jej widok inne części ciała Adama – mózg ukryty pod czaszką i
drugi mózg, ten schowany w bokserkach i przykryty kołdrą. Jakie myśli krążyły w
głowie Ewy, milcząco przysłuchującej się szeptanej konwersacji nowego brata i
starej siostry ciotecznej, można się tylko domyślać.
- Jak na koloniach
– żartobliwie zauważyła Magda, położywszy się na tapczanie obok kuzynki, zaraz
po zgaszeniu światła.
Ewa nie miała już
powodu, by udawać, że spała. Natychmiast odwróciła się więc z boku na plecy,
sygnalizując gotowość do rozmowy przed snem.
- Co masz na myśli?
– spytała szeptem.
- Jak to co? Nie
pamiętasz? – Magda odpowiedziała enigmatycznie, mając na celu wywołanie
wrażenia tajemniczości oraz aby sprowokować pytanie ze strony Adama.
Co miała na myśli
wyjaśniła kuzynce bez słów, pod kołdrą dyskretnie targając ją za biust.
- Aha... –
przytaknęła młodsza kuzynka.
Po tym frywolnym
geście nie było już miejsca na domysły: Magda wspomniała kilka epizodów z obozu
letniego, na który obie kuzynki pojechały razem. Mniej więcej w połowie obozu,
nad ranem, po kryjomu i bez wcześniejszej zapowiedzi do pokoju dziewcząt
przyszła grupka znajomych chłopców. Prawie natychmiast ta potajemna wizyta
przerodziła się w walkę na poduszki każdego z każdym. Podczas chaotycznych
przepychanek, chłopcy ani chwili nie próżnowali, mniej lub bardziej
niedyskretnie łapiąc dziewczyny za biust i klepiąc po pośladkach. Pięć minut
później, męska szarańcza wyskoczyła przez okno, ratując się ucieczką przed
schwytaniem przez opiekunki grupy dziewczęcej, które niechybnie musiały się
wkrótce zjawić, zwabione przez głośne śmiechy i krzyki. W ostatnim tygodniu kolonii,
takie napady poranne miały miejsce codziennie, z czego dwa razy jeszcze budzony
był pokój Ewy i Magdy. Dla młodszej z kuzynek były to pierwsze i, póki co, ostatnie tak bliskie spotkania z męskimi rękami. Będąc przedmiotem miłych
wspomnień oraz punktem wyjścia dla skrytych marzeń i fantazji, nie ulegały
zapomnieniu.
- Aha, ale o co
chodzi? – spytała zdziwiona Ewa, niwecząc szansę na włączenie się Adama do
rozmowy.
- No wiesz... –
słowa Magdy nie stały się ani o jotę bardziej jednoznaczne.
Co innego jej
gesty. Dziewczyna, przechodząc zupełnie samą siebie, ku jeszcze większemu
zdumieniu kuzynki, ściągnęła przez głowę halkę i ani na sekundę nie wysuwając
się spod kołdry, została w samych majtkach. Blondynka kurczowo chwyciła
Ewę za rękę, dla dodania sobie animuszu, i szepnęła głośno:
- Adam, śpisz?
Chodź do nas... Pogadamy jeszcze.
Gdyby wiedział na
jaką pokusę miał zostać wystawiony, z pewnością stchórzyłby i nie pisnąłby ani
słowa. Na szczęście dla siebie samego nie miał świadomości, jaka niespodzianka
na niego czekała. Przełknął ślinę przez zaciśnięte gardło, mruknął coś pod
nosem i podszedł do tapczanu.
- Wolisz z brzegu
czy w środku? – spytała Magda niby niewinnie.
Nie doczekawszy się
odpowiedzi, ściągnęła całą kołdrę na siebie i poleciła chłopakowi, by zajął
miejsce pomiędzy siostrami.
- Ja idę spać. –
oświadczyła Ewa, nagle, drugi raz tamtego wieczora, wyłączając się z nocnych
dyskusji. Obróciła się na bok, plecami do przyszywanego „brata”, na którego
ostrzyła sobie zęby jej ukochana lecz tym razem szalona i nieodpowiedzialna kuzynka.
W nagości Magdy
naiwny chłopak zorientował się nie od razu. Najpierw zalotna blondyna musiała
polecić mu, by się obrócił w stronę Ewy.
- Podrap ją po
plecach, to się rozburmuszy. – poprosiła.
Chłopak z oporami
spróbował wykonać to polecenie. Niezdarnie i bardzo nieśmiało przyłożył palce
na wysokości łopatek i zaczął lekko skrobać „siostrzane” plecy. Dopiero wtedy
Magda przysunęła się do niego i opierając się gołym biustem o jego plecy,
powiedziała mu prosto w ucho:
- Nie tak...
Zobacz... – i sięgając ręką do pleców siostry ciotecznej sama zaczęła ją drapać
wzdłuż kręgosłupa.
- Ona tak lubi. –
wyjaśniła Magda, całym ciałem napierając na Adama, niby przypadkiem i tylko
dlatego, że musiała dotrzeć ręką daleko przed sobą.
Znalazłszy się
pomiędzy dwiema pięknymi dziewczynami i dokładnie czując na sobie kształty
jednej z nich, tej, która zaledwie kilka chwil przedtem skąpością ubioru
dostarczyła mu nie lada podniecającego widoku, nie miał najmniejszych szans, by
zachować zimną krew i pozostać choć trochę obojętnym na ich wdzięki i związane
z nimi jego własne nieposkromione myśli. Jego serce zaczęło bić mocniej, w
tempie bębna gnającego rekrutów do szybkiej tyraliery. Oddech stał się głębszy,
by dostarczyć płucom dostawy tlenu na odpowiednim, znacznie większym niż
zwykle, poziomie. Jego organ - wydalniczo-rozrodczy - kilkakrotnie powiększył objętość, domagając się umieszczenia w miejscu o odpowiednio wysokim ciśnieniu zewnętrznym, mogącym zrównoważyć napór krwi wypełniającej go od środka i zabezpieczyć w ten
sposób przed niekontrolowanym wybuchem. Ani Magda, ani tym bardziej Ewa, nie
była w pełni świadoma potęgi sił działających na chłopaka w zajętej przez niego
części tapczana.
Być może, gdyby
wiedziała, jak mocno naprężyły się jego bokserki, Magda opamiętałaby się i
okazała mu trochę miłosierdzia, bardziej ostrożnie dawkując podniety wzmagające
pożądanie, którego ona nie miała przecież zamiaru zaspokoić. Nie przyszło jej
wtedy jeszcze na myśl, by namacalnie sprawdzić stan penisa. Zrobiła to dopiero
dobrych kilka chwil potem.
- Podrap ją po
gołych plecach. Ona tak lubi... Prawda, Ewuś? – Magda jeszcze bardziej wzmocniła
kuszenie.
Jednocześnie
wsunęła obie ręce pod t-shirt Adama i zaczęła go drapać po plecach, instruując
praktycznie, jak on powinien zająć się Ewą.
Po krótkim
ociąganiu się, chłopak podciągnął koszulę swojej klientki o kilka centymetrów,
by dać jej taki masaż, jaki podobno lubiła. Wyżej nie dał rady. Ewa jednak,
niekonsekwentnie wobec decyzji o nieuczestniczeniu w niemoralnej rozmowie, bez
słowa rozpięła guziki, maksymalnie luzując koszulę i ułatwiając Adamowi dostęp
do swoich pleców. Nigdy wcześniej żaden chłopak jej nie drapał, ani nie głaskał
po plecach. Żaden nie był przy niej tak bardzo podniecony jak Adam i ona
również nie czuła wcześniej takiego napięcia w podbrzuszu i takiej wilgoci, nie
licząc chwil, kiedy bawiła się sama. Nie chciała więc, wręcz nie mogła, odmówić
sobie tej odrobiny przyjemności, zwłaszcza że kuzynka najwyraźniej była
nastawiona na jeszcze więcej.
Pieścili się tak we
troje nawzajem w milczeniu. Każdy skupiony był na własnych wrażeniach i uważał, by
żadnym nieuważnym słowem, westchnieniem ani gestem nie zdemaskować niewidzialnego
obłoczka erotyzmu, spowijającego tapczan, kołdrę oraz ich troje. W wyniku
drapania koszulki Adama i Ewy szybko podwinęły się tak wysoko, by masujące
dłonie bez trudu mogły dotrzeć aż do szyi i ramion, a nastoletnie ciała jeszcze
bardziej, bezwiednie, zbliżyły się do siebie. W pewnej chwili Ewa poczuła na
pupie coś twardego, co natychmiast, jakby rażone piorunem, cofnęło się od niej,
by ukłuć ją trochę później jeszcze kilka razy. Wreszcie Magda, po jakimś
czasie, przekierowała drapanie na tors Adama. Tym razem, podwinięta do góry
koszulka spowodowała, że Adam po raz pierwszy poczuł piersi dziewczyny
bezpośrednio na swojej skórze. To było nie do wytrzymania. Penis zagroził mu
bólem. Pewnie rzuciłby się na którąś z dziewczyn, by wyrzucić w nią z siebie
nadmiar sfrustrowanej żądzy, albo, co bardziej prawdopodobne, wyskoczyłby
z łóżka jak oparzony i udał się do łazienki, ochłonąć pod zimnym prysznicem,
gdyby Magda na czas nie przerwała milczenia. Ktoś w końcu musiał się odezwać, a
najbardziej wygadana tamtego dnia była właśnie ona.
- Adamie, może zdejmij
t-shirt?
Dwa razy nie trzeba było powtarzać. Koszulka powędrowała na podłogę. Jednocześnie, kołdra zjechała
na nogi nastolatek, ofiarując Adamowi, przez moment, widok na goły biust Magdy
w pełnej okazałości.
- Och! - Zawołała
zaskoczona dziewczyna. Podciągnęła kołdrę pod szyję i tyle ją chłopak widział.
Dokładnie tyle ile było wskazane na tym etapie zażyłości.
Równocześnie, na
przeciwległym brzegu łóżka, Ewa zmieniła pozycję, przekręcając się na plecy.
Wydało jej się oczywistym, że powinna nastąpić zmiana kierunku drapania – ona
podrapałaby Adama, a on przekazałby pieszczotę dalej, Magdzie. Stało się jednak
inaczej. Chłopak, mniej lotny w zagadnieniach związanych ze sprawiedliwością,
położył się zwrócony w tę samą stronę co poprzednio. Za jego plecami, ściśle
przylegając do niego całym tułowiem, ułożyła się Magda i zabrała się za
drapanie chłopaka po klatce piersiowej. Adam natomiast, udając nieostrożny
automatyzm wysunął rękę do przodu i zamiast na plecy swej nowej siostrzyczki
trafił prosto na pierś dostępną mu dzięki rozpiętym guzikom koszuli. Uznał,
że dalsze czekanie na pierwszego w życiu cycka pozbawione było racjonalnych
podstaw.
- Ach! – pisnęła
Ewa, trochę zdezorientowana nagłą śmiałością „brata”.
Najpierw, odruchowo
chwyciła go za rękę, przyciskając jego dłoń do piersi. Następnie, szybko
opanowawszy zaskoczenie, zelżyła uścisk i pozwoliła mu pomacać się po twardym
jak kamień sutku. Wreszcie, w obawie, że podnoszący się błyskawicznie poziom
jej podniecenia, przeleje się przez wszystkie zabezpieczenia i zaleje jej umysł
niekontrolowaną powodzią, delikatnie skierowała dłoń Adama na bok i odwróciła
się do niego tyłem.
- Adaś, plecy. –
szepnęła, wyznaczając granice dozwolonych pieszczot.
Magda ani myślała ograniczać się do pleców
Adama. Obmacawszy tors, sięgnęła niżej. Uczynny chłopak, widząc co wzbudziło
największe zainteresowanie szesnastolatki, spragnionej wiedzy, bezszelestnie
zsunął bokserki dostatecznie nisko, by uwolnić swój męski skarb i pozwolić mu
zaprezentować się ciekawskiej dłoni w pełnej okazałości.
- Ale wielki! –
szepnęła blondynka, nie kryjąc podziwu.
- Co? – spytała
Ewa, zaintrygowana tonem, w jakim jej kuzynka wyraziła zachwyt.
- A nic... – padła
niespieszna odpowiedź, tym razem, dla odmiany, zawstydzonym tonem.
Ewa, zdziwiona
nagła zmianą barwy głosu starszej kuzynki, przekręciła się na wznak, by
nawiązać z nią kontakt wzrokowy i wydobyć z niej brakującą informację.
Jednocześnie, niechcący, otarła się biodrem o wycelowanego w nią penisa w
najpełniejszym wzwodzie, gotowego do natychmiastowej akcji.
Tego było już za
wiele. Zacisk dłoni jednej dziewczyny u podstawy, biodro drugiej trącające
główkę – czy jest na świecie penis, któremu udałoby się nie zareagować? Być
może są takie, ale członek Adama do takich nie należał, w każdym razie nie po
godzinnej stymulacji wzrokowej i manualnej. Mokry ładunek uderzył w bok Ewy, rozbryzgując gęstą maź na biodro i udo, plamiąc majtki w
niefizjologicznym miejscu. Adam przez chwilę łudził się, że wystrzał da się
przemilczeć, lecz dziewczyny okazały się być istotami okrutnymi i pozbawionymi
taktu, czego nawet, ani przez mgnienie myśli, nie miał im za złe.
- Jezu! – zawołała
Magda, której dane było poczuć skurcze penisa towarzyszące wytryskowi.
- Co to jest? –
spytała Ewa, jeszcze bardziej rozmazawszy palcami spermę na udzie.
- Przepraszam...
Nie chciałem. – wyjąkał „braciszek” przerażony, pragnąc jednego: natychmiast
rozpłynąć się w powietrzu i zmaterializować się w jakimś zupełnie innym
miejscu.
- Ale co to jest?
Co się stało? – dociekała Ewa, której świadomość nie chciała jeszcze dopuścić
do siebie najprostszego wyjaśnienia.
- Sperma. – wydukał
sprawca, chowając głowę w kolana i czując, że zamiast policzków miał dwa
jeziora ognistej lawy.
- Aha... Pójdę się
obmyć. –oświadczyła Ewa bez śladu pretensji i nie wyrażając jakichkolwiek
emocji, bezpośrednio poszkodowana ostrzałem znienacka, i spokojnym krokiem
udała się do łazienki.
Magda natomiast
przystąpiła do pocieszania chłopaka, któremu wydawało się, że jego męska duma
doznała jakiejś tragicznej porażki:
- Adamku, nic się
nie stało. To tylko moja wina. Fajny z ciebie chłopak!
Gdy tylko Ewa,
odświeżywszy się i uprawszy majtki, otworzyła drzwi łazienki by czmychnąć z
powrotem do swojego pokoju, na jej drodze stanęła ciemna męska postać. W
pierwszej chwili nastolatka zawahała się, nie wiedząc jak by miała
odpowiedzieć na narzucające się samo przez się pytanie, po co wstawała z łóżka
i brała drugi prysznic w odstępie trzech godzin. Pan Marek o nic jednak nie pytał,
w ogóle stał niemo, uważnie studiując wzrokiem jej twarz i górną część mostka,
nie zasłoniętą przez koszulę. Wreszcie zwinnym chwytem złapał swą oficjalną
pasierbicę za pierś i lekkim pchnięciem zmusił dziewczynę do zrobienia kroku w
tył. Dłoń mężczyzny podążyła za oddalającą się piersią, próbując nawet poruszać
się odrobinę szybciej.
Gdy tylko zdołał
przejść przez próg, ojczym po cichu zamknął drzwi łazienki. Uśmiechnięty,
zajrzał Ewie głęboko w oczy i nie przerywając hipnotycznego spojrzenia, niespiesznie
poluzował wszystkie guziki jej koszuli, jeden po drugim. Znów chwycił ją za
biust. Tym razem oburącz, zaciskając dłonie na obydwu obnażonych piersiach.
Dziewczyna westchnęła głęboko. Miała wrażenie, jakby serce uniosło się w klatce
piersiowej i zbliżyło się do samego gardła. Ten bezwstydny umizg znacznie
starszego mężczyzny, praktycznie nieznajomego, przepełnił ją lękiem i wstrętem.
„Tak przecież nie wolno robić” – powiedziałby jej wewnętrzny głos, gdyby był
wtedy w stanie klarownie artykułować myśli. Jej ciało zareagowało jednak zgoła
przyzwalająco. Pan Marek poczuł między palcami stwardniałe w mgnieniu oka
sutki, a jego nozdrza pobudził ledwie odczuwalny kobiecy zapach. Bez problemu
dostrzegł, że jego piętnastoletnia pasierbica z jakiegoś powodu była
podniecona.
Kucnął przed nią,
ścisnął ramionami jej kolana i podniósłszy dziewczynę, posadził ją na pralce. Rozchylił
obie części koszuli, by móc dokładniej przyjrzeć się kobiecym kształtom, znów
pogładził sutek i dopiero po tych wstępnych gestach odezwał się krótko:
- Będziesz słodkim
deserkiem, Ewuś.
To lakoniczne
zdanie wystarczyło, by w pełni opisać sytuację i jakiekolwiek dodatkowe słowo
byłoby tylko zbędną stratą czasu. Dla nastolatki wszystko było jasne: facet
przespał się z niedawno poznaną kobietą, po czym zamierzał zabawić się z jej
córką. Co gorsze, ta córka - Ewa we własnej osobie - nie potrafiła mu się
przeciwstawić, ani nawet nie czuła się dostatecznie zmotywowaną, by podjąć
próbę obrony. Siedziała na pralce, praktycznie całkiem naga i pozwalała się
macać, a jej własne ciało ją jeszcze zdradzało i pchało w łapy tego amoralnego
typa. Kiedy mężczyzna, po krótkiej zabawie piersiami, przybliżył twarz i musnął
językiem jej wargi, posłusznie nadstawiła usta do pocałunków. Gdy powiedział:
- Ssij. – równie
ochoczo objęła jego język wargami i postarała się go utrzymać jak najdłużej w
swoich ustach.
Kiedy jego język
zagłębił się bardziej, ocierając się o jej zęby i wywijając ósemkę wokół jej
języka, zabawa w lubieżne całowanie zaczęła jej się nawet podobać, do tego
stopnia, że objęła faceta za szyję.
Szybko przyłapała
się też na strasznej skądinąd myśli, że pan Marek mógłby zechcieć przelecieć ją
natychmiast na tejże pralce, albo w wannie i na tym, że jej jedynym
zmartwieniem w tamtej chwili było to, że nie potrafiła sobie tego dokładnie
wyobrazić. To, że jej kobieca dziurka była gotowa wpuścić intruza do środka, nie
napawało jej już ani lękiem, ani obrzydzeniem.
Do penetracji,
akurat tamtej nocy, nie doszło, ale brak bielizny był niemożliwy do ukrycia.
- Zawsze śpisz bez
majtek? – spytał ojczym rozsuwając kolana i rozczesując palcami górną partię włosów
łonowych swojej pasierbicy.
- Nie. – szepnęła
Ewa, zaciskając kolana.
- Dlaczego dziś nie
założyłaś?
- Nie mogę
powiedzieć. – szeptem, lecz z podniesioną głową, odmówiła wyjawienia
szczegółów, o których syn pana Marka zapewne wolałby milczeć.
- Powiesz mi, Ewuś...
Jutro mi powiesz. – ojczym, na podstawie przesłanek znanych wyłącznie jemu, nie
miał najmniejszych wątpliwości, że nastolatka zdradzi mu każdą tajemnicę.
Na razie jednak,
długie wyjaśnienia były mu absolutnie niepotrzebne. Zamiast domagać się
opowieści, nacisnął lekko na uda dziewczyny, w proszącym geście, by zechciała
ponownie rozłączyć nogi, szeroko rozstawić kolana i dać dostęp do swojej niewinności.
Następne minuty
upłynęły pod znakiem masaży, jednoznacznie erotycznych. W zamian za każdą pieszczotę,
masażysta odbierał wynagrodzenie, w czasie rzeczywistym, w walucie
pocałunkowej. Brał same grube nominały w postaci liźnięć pełnymi wargami,
zassań i wzajemnego pocierania się językami. Raz po raz wydawał reszty drobnymi, całując szyję i piersi.
- Lubię cię, Ewuś.
Od pierwszego spojrzenia mi się spodobałaś. – ojczym wyznał, podrażniwszy
palcami łechtaczkę Ewy po raz ostatni tamtej nocy.
Jeszcze kilka razy
pogładził mokre wejście do jej kobiecości, złożył ostatni pocałunek na jej usta
i przystąpił do zapinania guzików koszuli, trochę wolniej niż je przedtem
rozpinał.
- A ty mnie lubisz,
Ewuś? – spytał, zabezpieczając ciche zejście pasierbicy z pralki.
- Tak. – padła
zdecydowana odpowiedź, okraszona spontanicznym objęciem go za szyję.
Pod koniec
powolnego powrotu na podłogę, połączonego z ocieraniem się o siebie obu
ciał, Ewa poczuła na sobie ucisk drugiego w odstępie kilkunastu minut męskiego
organu, tym razem od przodu. Wiedziała, że pan Marek nie omieszka jej go
przedstawić i z tą myślą, pożegnała się ze swym pierwszym w życiu, tajnym kochankiem.
Kiedy Ewa weszła do
pokoju, Magda i Adam całowali się w najlepsze. Para zajęta sobą nawet nie
zauważyła jej obecności. Dopiero w odpowiedzi na chrząknięcie, oderwali od
siebie usta i trochę zawstydzeni przeprosili za zrobienie bałaganu na
tapczanie. Adam dodatkowo poprosił Magdę o przebaczenie, mówiąc niezbyt
oryginalnie i zupełnie niemądrze:
- Przepraszam,
poniosło mnie... To już się więcej nie powtórzy. -
- Tak, wiem... –
przytaknęła jego nowa kuzynka, momentalnie posmutniała, ponieważ tym jednym
zdaniem chłopak wyraził, chcący lub niechcący, że jej starania poszły na marne.
Reszta pierwszej
nocy, wspólnie spędzonej przez połączoną biurokratycznym widzimisię rodzinę,
upłynęła spokojnie, bez zakłóceń.
Pracownica socjalna
zjawiła się dopiero pod koniec drugiego tygodnia i nie rano, jak zapowiedziała
urzędniczka z Wydziału Zapomóg, a wczesnym popołudniem, zastając w domu jedynie
Ewę. Jej mama i ojczym byli w pracy, a przybrany brat szwendał się jeszcze
gdzieś po mieście. Do tego dnia, Aldona zdążyła zaliczyć pierwszą kłótnię
małżeńską z Markiem, Marek zdążył zaliczyć pasierbicę, a jego syn poważny zawód
miłosny. Wyznawszy Ewie, że to ona była jego muzą, wybranką i największą miłością
już od zerówki oraz że namówił ojca na grę w
„pięćset plus” tylko po to, by zbliżyć się do niej, Adam usłyszał następującą odpowiedź:
- Ja też cię lubię,
ale teraz jesteśmy bratem i siostrą. Nie możemy ze sobą chodzić, choćby nie
wiem co.
Ewa pocałowała jeszcze
Adama w czoło, objęła i potarłszy czubkiem nosa o jego policzek zakończyła rozmowę.
Dla niego temat się nie skończył. Ponieważ ojciec zdecydował wynająć mieszkanie
i przeprowadzić się na stałe do żony, rodzeństwo zostało skazane na spanie w
jednym pokoju jeszcze przez kilka lat. Adam musiał więc co wieczór oglądać Ewę
w skąpym stroju nocnym, częstokroć bardziej seksownym niż by dziewczyna była
całkiem naga, przez co nie mógł wybić jej sobie z myśli i marzeń.
Po Magdzie
niepowodzenie miłosne spłynęło jak deszcz po kaczce. Zrozumiała, że wcale nie
pałała do Adama żadnym poważnym uczuciem. Wystarczyło jej, że zostali z „kuzynem”
kumplami do pokątnego spożywania wina i wspólnego narzekania na stan odległogalaktycznej
ludzkości. Smak miłości poznała w łóżku pana Marka, podczas którejś z okresowych
niedyspozycji Ewy.
O dalszym życiu
bohaterów wiadomo bardzo niewiele. Zasiłek dostali, pospłacali długi. Załapali
się jeszcze na dwie kolejne pięćsety, w związku z urodzeniem przez Aldonę
kolejnych dzieci. Niedługo się jednak cieszyli tymi zasiłkami. Po trzech
latach, z powodu niewystarczających środków w budżecie, program rządowy
zawieszono, a następna koalicja wprawdzie przywróciła go pod zmienioną nazwą
„pięćset jeden”, ale zupełnie zmieniła zasady przyznawania zasiłku na dzieci.
Według nowych reguł, dopłata należała się rodzicom co najmniej jednego dziecka,
niezależnie od ich liczby, jednak tylko do momentu osiągnięcia pełnoletności
przez pierwszą z pociech. Aldona i Marek otrzymali więc przysłowiową figę z
makiem. Ewa przez dobrych kilka lat romansowała z ojczymem, dając jemu i sobie
tyle radości ile przeciętny człowiek nie dostąpiłby, nawet gdyby żył pięćset
lat, albo i tysiąc. W końcu jednak, ich nierówny wiekiem związek skończył się z kretesem. Ewa popadła w depresję, przerzuciła się na dietę jabłkową, a gdy to
nie pomogło, wbrew opiniom licznych internetowych autorytetów, opuściła
rodzinne miasto. Adam podążył za nią, kierując się rodzicielską radą. Podobnie
do swego słynnego mitycznego imiennika, nigdy się też nie dowiedział o łajdactwach
swojego ojca i prawdziwa przyczyna wyjazdu Ewy na zawsze pozostała dla niego
tajemnicą.
Jedno tylko nie
ulega wątpliwości: nie mają racji malkontenci wątpiący w prorodzinne działanie
zasiłków na dzieci. Działanie jest, rozbite rodziny się scalają, a ilość urodzeń
rośnie! Trzeba tylko umieć stosować ten instrument. Dobry przykład idzie z nieba,
z odległej galaktyki, z planety łudząco podobnej do Ziemi.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz