Wcześniejsze odcinki: Po kolędzie I, Po kolędzie II, Po kolędzie II i pół, Po kolędzie II i 3/4, Po kolędzie II i 4/5, Po kolędzie II i 5/6, Po kolędzie II i 6/7, Po kolędzie II i 7/8, Po kolędzie II i 8/9, Po kolędzie II i 9/10, Po kolędzie II i 10/11
***
Omne
trinum perfectum: wszystko, co
z trzech złożone, jest doskonałe. Miło jest spędzać wieczór z dwiema siostrami
na raz. Nawet kiedy na pryczy ledwie sam się mieszczę. Po prawicy Łucja, po
lewicy Ludwika, obie w stroju Ewy, i ty, panie Jezu duchowo jesteś z nami.
— Księże proboszczu, czy my na pewno nie grzeszymy
teraz? — Straszliwy niedowiarek z tej Ludwiki.
— Gdzie jest ksiądz proboszcz, tam nie ma grzechu.
— Czystą prawdę powiadasz, siostro Łucjo. — Nie
zapominam ani na chwilę o natchnieniu w głosie.
— Siostra Marta też tak mówi, ale jednak wolę się
upewnić. Nie będziemy musiały się z tego spowiadać?
— Siostro Ludwiko. Dobre uczynki oczywiście też
można zawierzać Panu, ale wymieniać ich podczas spowiedzi świętej jest zbędne.
Zresztą po co byś miała mi wyznawać w konfesjonale rzeczy, o których wiem?
— Wychodzi na to, że nie potrzeba.
— Oczywiście. Przekażmy sobie, siostry, znak pokoju.
Najpierw spajam usta z Ludwiką. Długo wymieniamy ten
pocałunek. Łączymy się językami. Dłonią przypominam sobie kształt jej piersi.
Następnie czynię to samo z Łucją, tylko dwa razy i dłużej.
— Duch Święty jest z nami. Czuję jego dotyk —
szepcze siostra. — Ja też czuję, że ona czuje. Sutki sa twarde jak skały, opoki
wspólnoty ludzkiej i anteny metafizycznych mocy.
— Siostro Łucjo, co czujesz? — szepcze Ludwika,
chyba już wierząc przynajmniej trochę.
— Wibracje. Pan Bóg nas wybrał, żebyśmy poznały
naszego świętego księdza proboszcza.
— Duch Święty przemawia przez twoje usta, siostro
Łucjo. — Panie Jezu, czy to naprawdę ty? O, Jezu!
Jezu, Łucja głaszcze kropidło! Ależ ma ta siostra
aksamitną rękę, jakież delikatne palce!
Dotykam jej łona. Jeszcze jakby suche, dziwne, ale zaraz
jej pomogę, rozgrzeję.
Siostra Łucja znów mówi:
— Siostro Ludwiko, my też sobie przekażemy znak
pokoju? — Och, że też o tym nie pomyślałem!
Teraz obie nachylają się do siebie, przede mną, opierają
się na moich kolanach, całują. O, Boże, co to za boski pocałunek! Ileż w nim
duchowej siły, magii. Muszę je objąć. Uścisnąć. Zanurzyć. Ale czy wytrzymam
dwadzieścia siedem razy?
Liżą się po wargach i podbródkach. O, Jezu, zamknijmy
oczy.
Łucja zaciska dłoń na kropidle. Szepcze coś Ludwice do
ucha. Dzieje się dziwna rzecz: Łucja jest najmłodsza z nas trojga, ale to ona
teraz rządzi. Ostatni będą pierwszymi, Najmłodsi najstarszymi. Och, Ludwika
obejmuje wierzchołek kropidła wargami! Nigdy nie lubiłem, jak dziewczyna
próbowała się wykpić zrobieniem loda, ale teraz przyjmuję tę pieszczotę z
wdzięcznością, panie Jezu, w pokorze. Och, żeby tylko nie zgrzeszyć wytryskiem
Onana!
— Siostro Ludwiko, zróbmy zmianę. Żeby było
sprawiedliwie, niech siostra Łucja też poliże.
— Aha.
Udało się. Ale Łucja też ma magiczne usta. Niebezpieczne
bardzo. Na szczęście wyczuwa w porę, że działa na mnie za mocno. Nie, to nie
Łucja, to czuwa nad nami Duch Święty.
Och, Łucja przewraca Ludwikę na plecy. Kładzie się na
niej. Całuje usta. Masuje łono. Ale to jest mistrzowski masaż! Nigdy takiego
nie widziałem. Siostra Ludwika wygina się jak akrobatka. Zaczyna mówić w
nieznanych językach! Och, panie Jezu! Tylko ty możesz robić takie cuda.
Wybacz, Boże, dłużej nie wytrzymam. Patrzenie mi nie
wystarczy.
Chwytam Łucję w pasie. Na szczęście nie jest ciężka. Zsuwam
jej nogi na podłogę. Staję za nią, przytykam kropidło. I teraz wolne — och, jak
przyjemnie, wolne — ależ ulga, i głębokie — Łucja łapie głośno haust powietrza.
Ludwika patrzy na nas zaskoczonym wzrokiem, jak gdyby nigdy nie widziała kropienia
od tyłu.
— Siostro Łucjo, to konieczne — mówię uspokajająco. I
pcham drugą serię: wolne, wolne, głębokie pchnięcie. W imię Trójcy
Przenajświętszej.
— Amen, księże proboszczu.
— Amen.
Nie wytrzymuję do trzech do potęgi trzeciej. A niech to
czort weźmie!
Och, w imię Ojca i Syna, przepraszam, panie Jezu!
Siostry oddychają szybko, nabierają pełne płuca
powietrza. Stopniowo, powoli wszyscy troje wracamy do stanu równowagi. To
chwilę potrwa.
Siedzimy już półleżąco na pryczy. Tylko cudem się na niej
mieścimy. Siostra Ludwika nieśmiało pyta, czy wiadomo coś nowego w sprawie
pomówień. Już dwa dni nie oglądała telewizji. Ja też, uwięziony w celi siostry
Łucji, nie mam dostępu do telewizora. A temu, co piszą w Internecie nie można
wierzyć. Tyle tam szatańskiewgo kłamstwa.
Siostra Łucja najpierw przyznaje się, że zamiast nocować
w hotelu, za pieniądze od siostry Marty kupiła bilet na pociąg i pojechała do
domu. Tam, oczywiście obejrzała wiadomości z rodzicami, ale poświęcając wiele
uwagi. Pamięta, że na kolację była sałatka z krewetkami. Nowomodne paskudztwo! A po kolacji poszła na
spacer, o zgrozo, w świeckiej sukience. Nie może więc nam w pełni
zrelacjonować, co teraz mówią o mnie mass media.
Ale coś tam jednak wie:
— Zobaczmy, co pokazują na Polsacie. — Przynosi z
biurka mój tablet. — Wystartujemy pegaza — mówi i śmieje się nie wiadomo z
czego. Ale niech się śmieje na zdrowie. Czekamy chwilę. — O, jesteśmy na
pierwszej stronie!
Faktycznie. Widzę swoje zdjęcie. Podpis: Sensacyjne
zeznanie w sprawie Józefa Ś. Zapomnieli, że chodzi o księdza proboszcza? Obok
jest zdjęcie jakiejś kobiety w ciemnych okularach, chuście i szaliku owiniętym
na buzi, tak że nie poznasz, kto to. Łucja dotyka palcem trójkącik na zdjęciu
tej kobiety:
...I wtedy ksiądz kazał mi się rozebrać — mówi baba z
ekranu. — Musiałam zdjęć majtki i pokazać jak się masturbuję. Jak na filmie
pornograficznym. Bardzo się wstydziłam, ale zrobiłam wszystko, co kazał.
Niesamowite, panie Jezu! Jak tak można oczerniać księdza!
Jak można to pokazywać publicznie!
— Kłamie! — syczę, okazując słuszne oburzenie. —
Kłamie jak najęta. Nawet buzi nie chce pokazać, taka odważna. I to pokazuje
telewizja? A gdzie sąd? Gdzie prokuratura?
— No, właśnie! — Siostra Ludwika jest równie
oburzona, co ja.
Ale Łucja, jak to ona, uśmiecha się tylko beztrosko,
jakby te kalumnie miały być zabawne.
— Niech się ksiądz nie martwi, księże Józefie. Sędzia Dajciumka wie, co robi — mówi.
— Jaka Dajciumka, siostro Łucjo?!
Dałbym jej klapsa, ale coś mnie kłuje w plecy. To znak,
żebym słuchał spokojnie, panie Jezu?
Łucja wstaje z łóżka. Wyjmuje z plecaka jakieś szmaty.
— Zaraz się ksiądz przekona.
Zaraz, zaraz, Jezu, czy to taki sam szalik jak u tej baby
z Internetu? Ciemne okulary. Ał, ukłuło mocniej, aż muszę zewrzeć łopatki.
Jezu, to boli. Chustka, tez taka sama jak na nagraniu. Co to ma znaczyć?
— Siostro Łucjo, to ty? Dlaczego? — pyta siostra
Ludwika.
— Nie dostałaś nigdy gazem w oczy? — odpowiada
Łucja. — Ja dostałam. Już wiem, że ze służbami to nie przelewki.
— O czym ty mówisz?
— Im lepiej nie odmawiać.
Ale kłuje! I kuje! Jezu, co robisz?
Słyszę Łucję:
— Pomógł... nie raz... Dajciumka... niejednemu... prokuratorem... — Rejestruję umysłem tylko urywki. — Nie dadzą wiary... zagłuszyć... przedawnienie...
Ała! Jak widno! Panie, boli! Dupa! Plecy! Czy tak wygląda niebo? Przedawnienie? Ała, Jezu! Czy już jestem zbawiony?
***
Koniec tomu II.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz