O ciąży dowiedziałam
się jako pierwsza w rodzinie. Druga, jeśli liczyć Michela, ojca dziecka. Nic w
tym dziwnego. Justyna to moja siostra, jedyna i najlepsza. Ani chwili się nie
zastanawiałam, kiedy spytała ostrożnie, czy bym do niej nie przyjechała na jakiś
czas, tydzień lub dwa tygodnie, kiedy maluch przyjdzie na świat. Czy bym zechciała pomóc.
- Jak śmiesz w ogóle pytać? Jasne, że przyjadę. Szykujcie dla mnie
pokój. – Mały pokoik dla gości, w którym śpię podczas każdych odwiedzin. Moja
przystań w Lipsku.
Z nieba mi
spadła ta myszka, jak raczyli pieszczotliwie nazwać maleństwo Justyna i Michel.
Dzięki niej znalazłam w sobie siłę na zaliczenie reszty egzaminów i dopisanie
pracy magisterskiej przed terminem. Myszka dała mi też alibi. Już nie musiałam
na gwałt szukać pracy. Z nowiutkim dyplomem polonistyki w kieszeni pojechałam
do siostry, gotować i zmieniać pieluchy. Na początek na cztery miesiące, albo,
jak żartowałam, dopóki Michel nie wygoni szwagierki.
Niech by
tylko śmiał pisnąć, że mu coś nie pasuje. Zaraz by go Justysia postawiła do
pionu. Poza tym przez pięć lat, odkąd został mi przedstawiony, zdążył się do
mnie przyzwyczaić. Polubiliśmy się od pierwszego spotkania.
Polubiliśmy
to może nie najlepsze słowo. Michel mnie lubi. Zawsze spieszy z pomocą,
traktuje mnie życzliwie i pobłażliwie, trochę jak dziecko. Ja się w nim
zakochałam po uszy. Dokładniej mówiąc, błyskawicznie objął rolę bohatera moich
grzesznych myśli. Od lat pieszczę się, myśląc o nim. Może to złe, ale zazdroszczę
Justynie męża. Pożądam faceta, lecz nie wolno mi się do tego przyznać ani jemu,
ani siostrze. Jedyne, na co się zdobyłam, i to dość dawno, to upuścić ręcznik
po wyjściu spod prysznica i w ten sposób niby przypadkiem pokazać się Michelowi
nago. Wtedy zareagował, jak należy. Udał, że nic nie zauważył. Ja przeprosiłam
za nieostrożność i poszłam się przebrać. Mam nadzieję, a nawet jestem pewna, że
Justyna nie dowiedziała się o tym incydencie. W przeciwnym razie nie
zapraszałaby mnie tak chętnie i beztrosko.
Nikomu o tym
nie mówiła, ale jadąc wtedy do siostry opiekować się dzieckiem, całą drogę
myślałam o jej mężu. Cztery miesiące to szmat czasu. Powinna się nadarzyć
niejedna okazja, by wpaść w męskie ramiona. Czegóż to ja sobie nie wyobrażałam.
Że Michel mnie przytuli, żeby powiedzieć „dziękuję”. W końcu powinien jakoś okazać
wdzięczność za pomoc w opiece nad córką. Objąć szwagierkę i pocałować w
policzek byłoby całkiem na miejscu. Przecież nie jesteśmy sobie obcy. A ja bym
się odwróciła i przywarła ustami do jego ust. Oddałabym mu języczek i całą
siebie. Potem mógłby przepraszać, mówić, że nie chciał zdradzać żony, że go
poniosło, że to się nie powtórzy, na co bym obiecała, że to co zaszło, na
zawsze pozostanie naszą tajemnicą.
Frederic Leighton "The Fisherman and the Syren" |
Mijały
tygodnie, a ja nie umiałam skutecznie uwieść mężczyzny. Mogłam opierać się na
jego barku, ocierać się łokciem, mijając go w przedpokoju, paradować po domu w
nocnej halce i schylać się z byle powodu, żeby mógł zajrzeć w dekolt, i nic.
Prawie nic, bo nie raz przeszły mnie ciarki po plecach, kiedy wzrok zatrzymał
się na biuście lub kiedy szwagier objął mnie w talii. Codziennie dostawałam
znaki, że mu się podobam. Ale na zdradę ani się nie zanosiło. Niezmiennie
kończyło się na niespełnionych marzeniach.
Przyzwyczaiłam
się do takiego prawie niewinnego flirtu ze szwagrem. Od dziecka zaspokajam się
sama, jakoś obchodząc się bez mężczyzny. Bez wielkiego żalu pogodziłam się więc
z myślą, że rola Michela na zawsze ograniczy się do platonicznego pobudzania
wyobraźni. Że monopol na doznania fizyczne należy do Justyny. I że jeśli chcę
się w końcu dowiedzieć, jak to jest mieć w sobie najlepszy kąsek faceta, muszę
sobie znaleźć innego nauczyciela. Dopóki nie znajdę, moim jedynym kochankiem
będzie własny palec.
Pewnego dnia
przestałam kusić szwagra. Na prośbę siostry. Mieli przyjechać niemieccy krewni
Michela i spędzić u nas dwie noce. U nas? U Justyny i Michela. Ale nie minę się
bardzo z prawdą, twierdząc, że ich dom jest też moim domem. Może to objaw
niedojrzałości, ale nie wyobrażam sobie życia bez nich.
- Martuś, mogę mieć prośbę? Michel się przyzwyczaił do tego, że
chodzisz po domu w piżamie. Mówi, że to bardzo dobrze, że się u nas czujesz jak
u siebie. Mnie też na tym zależy. Ale wiesz, jak przyjedzie jego rodzina,
wolałabym, żeby sobie o nas nie pomyśleli czegoś. Wiesz czego.
- Dobrze, Justysiu. Nie musiałaś mi tego mówić. Nie gniewasz się za tę
piżamę?
- Nie, co ty. Sama się nie ubieram jak zakonnica. Poza tym nie masz tam
nic takiego, czego by Michel jeszcze nie widział. – To powiedziawszy, Justyna,
śmiejąc się, pociągnęła za rąbek halki, odsłaniając piersi.
- Puszczaj! Wariatka z ciebie. – Też się roześmiałam, nie wiedząc, jak
odpowiedzieć.
Do tego
momentu nie brałam pod uwagę, że mój wygląd mógł być przedmiotem rozmów. Nagle
okazało się, że byłam w błędzie. Wystraszyłam się wręcz, że Michel powiedział
żonie kilka słów za dużo. Przecież od lat pokazywałam mu się świadomie.
Kusiłam. Ale robiłam to w tajemnicy. Nie po to, żeby siostra miała mi co
wypominać.
- Przepraszam. Nie miałam na myśli nic złego – Justyna szybko zabrała
rękę. – Ładna jesteś. Dziwię się, że jeszcze nie masz chłopaka. A może jest
coś, o czym nie wiem?
- Chłopaka? Z takimi cyckami? – odsłoniłam jedną pierś dla zwiększenia
efektu. – Prawie ćwierć wieku na liczniku, a cycki jak u dwunastolatki.
Argument
mocno przesadzony. Rozmiar może i ma dla mężczyzn znaczenie, ale na pewno nie
decydujące. Wiem, bo nawet Michel lubi zerknąć na to moje byle co, chociaż ma
dorodne piersi Justyny niejako na własność.
- No, chyba się gdzieś schowałaś, jak Bozia rozdawała cycki. Ale nadrabiasz
buzią i figurą. Popatrz tylko na swoje nogi. Faceci powinni za tobą szaleć.
- Pokaż mi chociaż jednego, to ci uwierzę – odpowiedziałam z fałszywą
skromnością.
Jeszcze się
trochę poprzekomarzałyśmy, jak to siostry, obgadałyśmy gusta mężczyzn i urodę
kobiet. Aż Ania cichym kwileniem przypomniała, że pora zmienić pieluchę. Jeszcze
jeden babsztyl w domu.
Przyjechali.
Siostra Michela z przyjacielem i szesnastoletnim synem. Chłopiec, niezbyt
postawny, nieogolony, z kilkoma włosami zamiast wąsów i brody, od razu przykuł
moją uwagę. Jego spojrzenie, przenikliwe jak rentgen, przypomniało mi pierwszą
wielką miłość. Jak tylko Jörg spojrzał mi w oczy, poczułam się, jakby mi
palcami przebierał neurony. Tak samo jak w pierwszej klasie gimnazjum, kiedy
poznałam Adama.
Wtedy
zakochałam się od pierwszego wejrzenia i wzdychałam do wiecznie zamyślonego
kolegi do ostatniego dnia szkoły. I fantazjowałam o jego ustach i ciele co
wieczór. Układałam w myślach fantastyczne opowieści. Niektóre przelałam na
papier, czym rozpoczęłam przygodę pisarską. Można powiedzieć, że dzięki
Adamowi, albo z jego winy, wybrałam studia humanistyczne. Po których nie
wiadomo co robić. Najlepiej uciec do siostry, bawić dzieci.
- Przypominasz mi kogoś – wykrztusiłam z głupia frant przy wszystkich,
witając się z nastoletnim krewnym szwagra. Na myśl, że stoją obok siebie
Michel, główny bohater moich mokrych
fantazji i wcielenie Adama, z wyobrażeniem którego sypiałam przez trzy lata
gimnazjum i niejedną noc w okresie liceum, zakręciło mi się w głowie.
- Kogo? – spytała siostra lub Michel, a może ktoś z gości. Nie
pamiętam. Na pewno nie był to Jorguś.
- Kolegę ze szkoły. – Tyle musiało im wystarczyć.
Po wspólnej
kolacji zaproponowałam, że zabiorę Anię do swojego pokoju. Dopilnuję jej w
nocy, a Justyna, Michel i ich goście będą mogli rozmawiać choćby do rana. Nie
chciałam się męczyć długim słuchaniem o wspólnych znajomych i znajomych tychże
znajomych, dla mnie zupełnie obcych ludziach.
- Jak chcesz, to chodź ze mną. Powiesz mi, jak wygląda życie w
niemieckiej szkole – zaprosiłam za to Jörga na wieczorną pogawędkę.
Po trzech
godzinach spędzonych za stołem; razem ale oddzielnie, bo ani, ja ani
siostrzeniec Michela przez większość czasu tylko się przysłuchiwaliśmy, nie
uczestnicząc aktywnie w rozmowie; byłam ciekawa, co to za chłopak. W każdym
wypadku sprawiał wrażenie inteligentnego. No i przywodził na myśl Adama,
ożywiając niespełnione marzenia.
Chłopak
poderwał się z krzesła jak oparzony. A pierwszą rzeczą, jaką powiedział, gdy
zamknęłam drzwi pokoju, było:
- Dziękuję.
- Za co?
- Że nie musimy już z nimi siedzieć. – Jörg też wyczuł, że nadawaliśmy
na tych samych falach.
Usiedliśmy
na łóżku. Wypytałam o wszystko, co tylko dotyczy szkoły. O dojazd, o
nauczycieli, sprawdziany, przedmioty, oceny. Tylko jednego tematu unikałam,
zostawiając na deser.
- Masz dziewczynę? – zapytałam w końcu.
- Nie.
- Już nie czy jeszcze nie? – Wcześniej byłoby mi niezręcznie drążyć
temat sercowy, ale po paru kwadransach siedzenia kolano w kolano i łokieć w
łokieć mogłam już sobie pozwolić.
- Właściwie sam nie wiem – odpowiedział z namysłem, ściszonym głosem,
patrząc to w sufit to prosto w oczy. Zupełnie jak bym słyszała Adama, tylko
kilka lat później i w innym języku.
- Możesz mi powiedzieć. Jeśli chcesz.
- Chcę – zapewnił, wertując wzrokiem moje komórki mózgowe. – A ty masz chłopaka?
- Nie. I też nie wiem, czy już, czy jeszcze go nie mam. –
Uśmiechnęliśmy się oboje.
Nie wiem jak
Jörg, ale ja chciałam go pocałować. Nie tylko w tym momencie, zapewne też
wcześniej i z całą pewnością wiele razy potem. Ale właśnie po tym obopólnym
wyznaniu, że byliśmy wolni, wizja pocałunku dość niespodziewanie stała się
całkiem realna.
- Wiesz co, pójdę się przebrać. Ty też już nie musisz się męczyć w tych
ciasnych dżinsach. Odśwież się, przebierz i przyjdź jeszcze pogadać. Jeśli masz
jeszcze ochotę.
Nie wiem, co
mnie napadło, żeby zapraszać chłopaka do łóżka. Bo nawet jeśli nie powiedziałam
tego wprost, a Jörg nie zrozumiał od razu, nijak inaczej nie da się
zinterpretować takiej propozycji. Właściwie wiem co, ale nie potrafię nazwać.
Oczywiście nie założyłam halki, w której codziennie widywał mnie Michel. Nie
mogłam tego zrobić po rozmowie z siostrą. Wybrałam dwuczęściową piżamę w formie
koszulki i krótkich spodni. O wiele bardziej przyzwoitą. Mimo wszystko jednak
zapraszanie młodego mężczyzny, niespokrewnionego, poznanego przed kilkoma
godzinami, do sypialni, kiedy jest się odzianą w jedną warstwę cienkiej
bawełny, to ryzykowne przedsięwzięcie.
Pablo Picasso "La Douceur" |
Po chwili
wahania i pół zdania zachęty Jörg położył się obok mnie. Trochę nieśmiało ale z
chęcią. Tylko ostrożnie. Zauważyłam, że zmieniając pozycję z siedzącej na
leżącą, starał się ani na chwilę nie wyprostować się w pasie. Nienaturalnie
mocno wypinał biodra, czym automatycznie przyciągnął moją uwagę. Nie
skomentowałam tego zachowania ani słowem, ale się domyśliłam, że w spodniach na
wysokości kroku urosło mu coś, co chciał przede mną ukryć. Wzwód nie wywołał we
mnie podniecenia; cały czas czułam przyjemny niepokój i mrowienie w brzuchu;
lecz raczej ucieszył, dając powód do satysfakcji.
- Więc chciałeś mi opowiedzieć o swojej dziewczynie – zachęciłam
chłopaka do zwierzeń.
Położywszy
się na boku, zaczął opowiadać. Jak w szóstej klasie kilka dziewczyn założyło
się, że jedna z nich nie pocałuje chłopaka. Podczas gdy śmiała gimnazjalistka
zarzekała się, że całować się umie i chętnie to udowodni, jeśli namówią
Jorgusia. Któraś z wtajemniczonych koleżanek powiedziała mu o zakładzie i
poprosiła, żeby wychodząc z autobusu po szkole, nie pędził na złamanie karku
do domu. Chłopak uznał to za kiepski żart i nie nadał dziwnej prośbie wielkiego
znaczenia. Potwierdził tylko, całkiem poważnie, że Martha mu się bardzo
podobała i nie miał nic przeciw pocałunkom.
- Wiesz, jak na swój wiek Martha była całkiem rozwinięta – szepnął,
spoglądając mi kontrolnie w oczy, jakby sprawdzał, czy rozumiem.
Zrozumiałam
przede wszystkim to, że szkolna miłość Jorgusia nosiła moje imię. Kiwnęłam
głową, prosząc by mówił dalej. I skupiłam wzrok na ustach nastoletniego gościa.
Czułam, że go pocałuję. Tylko nie wiedziałam kiedy i pod jakim pretekstem.
- Na przystanku okrążyły nas i zaczęły wyśmiewać. Prowokować: Uuu,
dziewica i prawiczek! Uuu, Martha nie umie się całować! Uuu, zaraz stchórzy. No
to złączyliśmy usta. Ja nie miałem pojęcia, jak się do tego zabrać, ale nie
musiałem nic robić. Całowaniem zajęła się Martha. Zanim się domyśliłem, że przyszła pora zacząć
kąsać wargami, ona zdążyła wysunąć język i dotrzeć koniuszkiem do moich
zaciśniętych zębów. Łał! Wrzasnęła cała piątka gapiów jednocześnie. A Martha
jeszcze przez parę sekund nie odrywała się od mojej buzi. Udowodniła im, że
potrafiła się całować z chłopakiem.
- Ktoś ją zdążył nauczyć – weszłam mu w słowo.
- Pewnie tak. Nigdy z nią o tym nie rozmawiałem.
- Ale się zakochałeś?
- Tak. Potem trochę chodziliśmy za rękę. Byliśmy parą. Ze dwa lata
codziennie jeździliśmy razem do szkoły. Zawsze obok siebie w autobusie.
- Całowaliście się?
- Tylko kilka razy. Na pokaz, żeby zaspokoić ciekawość koleżanek i
kolegów i na jakimś balu w szkole. Wiesz, nie potrafiłem przejąć kontroli nad
pocałunkiem. Za każdym razem dominowała Martha. – Jörg, mówiąc ostatnie zdanie,
ściszył głos. Wyraźnie spowolnił tempo. Właśnie powierzył mi swoją bodaj
największą tajemnicę.
- Zazdroszczę jej, Jorguś – przyznałam, głaszcząc chłopaka po czole.
- Czego? I jak mnie nazwałaś?
- Tego, że ją kochasz.
- Ech – odpowiedział głuchym westchnieniem nieszczęśliwie zakochanego,
który już dawno pogodził się z porażką, gotowego zakochać się w kimś nowym.
- Jorguś.
- Jogusz, Joguszi, Jorgusz, Jorrgusz, Jorguś. – Po dziesięciu próbach
udało mu się wymówić swoje imię w zdrobniałej formie po polsku. Nawet
frykatywne r zabrzmiało prawie po słowiańsku.
- Wunderbar! – pochwaliłam sukces i nagrodziłam pocałunkiem.
Pamiętam jak
dziś. Najpierw musnęłam górną wargę, niepewna czy chłopak się nie przerazi tak
śmiałym gestem kobiety bądź co bądź dużo starszej od niego. Jorguś nie
spodziewał się takiego obrotu sprawy. Zaskoczony jęknął tylko, ale mnie nie
odepchnął. Powtórzyłam więc to delikatne muśnięcie, dziwiąc się własnej
śmiałości. Za drugim podejściem nastolatek oddał pocałunek, lekko kąsając moje
wargi. Przez chwilę patrzyliśmy sobie w oczy, sprawdzając, czy to, co się
dzieje, dzieje się naprawdę. Potem przymknęłam powieki i pozwoliłam mu przejąć
inicjatywę. Powoli osunęłam głowę na poduszkę, podczas gdy Jörg nieprzerwanie
całował otwarte usta. Wargami i językiem. Biernie przyjęłam wszystkie
pieszczoty, delektując się miłym dotykiem. I odtwarzając w pamięci migawki z
przeszłości.
Widziałam
jak przez mgłę minę Michela, kiedy ręcznik upadł na podłogę, ukazując mnie
nagą, kiedy wodził oczami za biustem wyłaniającym się spod luźnej koszulki przy
każdym schyleniu, starając się, żebym nie zauważyła tych podstępnych zerkań, i
kiedy go objęłam za szyję, otarłszy się o stwardniałe krocze. Przypomniałam
sobie też Adama, jak śledził każdy mój ruch na wuefie. Wreszcie pomyślałam o
wzwodzie całującego mnie Jörga.
Wtedy to
podniecenie nastolatka udzieliło się mnie w tak dużym stopniu, że po chwili
musieliśmy przerwać pieszczoty. Zarzuciłam mu ramiona na szyję i wysunęłam
język na spotkanie języka Jorgusia. Jego odpowiedź była natychmiastowa. Złapał
w garść moją lewą pierś i, przysunąwszy się bliżej, zawisł nade mną.
- Jorguś, stop! – wysapałam, odpychając jego ramiona.
Zastygliśmy
na moment w bezruchu, nie wiedząc co robić dalej. Chłopięca ręka nadal ściskała
niepozorny pagórek okrywający żebra. Gdyby ktoś wszedł nagle i nas zobaczył,
musiałby najpierw się porządnie zaśmiać. Dopiero potem mógłby się przerazić, że
uwiodłam niepełnoletniego. Ja, dziewica, która zna całowanie tylko z książek i
filmów.
- Przepraszam.
- To było piękne. Nie przepraszaj.
- Danke. Ty jesteś piękna – Jorguś wymamrotał pierwszy komplement pod
moim adresem. Nieśmiało ale szczerze.
Dopiero w
tym momencie niechętnie uwolnił pierś z uścisku, pomału przesunąwszy dłoń nieco
niżej. A ja usłyszałam tę cichą pochwałę każdą komórką szpiku kostnego. Chyba
właśnie wtedy poczułam prawdziwą rządzę. Porównywalną do uczucia, które
dotychczas zarezerwowane było dla niedostępnego Michela. Przyłapałam się, na
szczęście w porę, na chęci masturbacji.
- Połóż się, uspokój. A jeszcze lepiej zgaś, proszę, lampę. Wstydzę
się, kiedy mnie macasz przy zapalonym świetle. – Mówiłam jedno, myślałam co
innego, a mój organizm domagał się wiadomo czego. Sądząc po wypukłości dresu,
organizm Jörga w pełni zgadzał się z moim.
Wróciliśmy
do rozmowy.
- Powiedz, czy to możliwe. Było tak: Któregoś dnia Martha po minucie
jazdy przeprosiła mnie i przeszła z tyłu autobusu, gdzie zazwyczaj siadaliśmy,
na przód. Do innych kolegów z naszej klasy. Jednemu z nich usiadła na kolana.
- Pewnie wszystkie miejsca były zajęte – wtrąciłam.
- Nie. Były wolne. Ale nie o to chodzi. Oni potem szeptali, że Martha
ma miękkie piersi. Ten, któremu siedziała na kolanach był podobno zachwycony.
Czy to możliwe, że przez dziesięć minut zdążył ją obmacać?
- Nie wiem, Jorguś. Wszystko jest możliwe. Spytałeś ją, jak było
naprawdę?
- Nie.
- Dlaczego?
- Bałem się, że potwierdzi.
- I w dalszym ciągu się przyjaźnicie?
- Już nie. Po tym numerze zacząłem jej unikać.
- Mój ty, Jorguś. – pogładziłam go po twarzy. Przytuliłam. Przypadkiem,
a może całkiem celowo, otarłam się udem o jego męskość, żeby się upewnić, że mu
się podobam, i nabrać większej śmiałości. – Myślisz, że tamten chłopak wsunął
rękę pod bluzkę. Że mu pozwoliła?
- Nie wiem. Dlatego pytam, czy to możliwe.
- Zobaczymy. Zacznij odliczać – poprosiłam, chyba tak głośno dysząc, że
chłopak nie mógł mieć wątpliwości co do moich zamiarów.
- Eins, zwai, drei...
Chwyciłam go
za nadgarstek. Przy neun pierwszy palec zetknął się z sutkiem.
- Widzisz? Wystarczy kilka sekund.
- Oo! – Westchnął zachwycony jeśli nie biustem samym w sobie to
pozwoleniem i prośbą o głaskanie.
Jörg nigdy
przedtem nie dotykał kobiety w ten sposób. Przyjaźniąc się z moją imienniczką,
ani razu nie spróbował. Mimo że okazji miał wystarczająco dużo, a dziewczyna z
pewnością by mu nie odmówiła. Za długo zwlekał. I aufgeschoben ist doch
aufgehoben, co się odwlecze, to i uciecze. Moich piersi nie dotykał przed nim
żaden mężczyzna.
Trudno
powiedzieć, jak długo bawiliśmy się biustem. Godzinę, a może tylko pół. Na
pewno długo. W dużym pokoju trwała dyskusja na jakiś ważny temat; na szczęście
nie bezpośrednio za ścianą, bo jeszcze by biesiadnicy coś usłyszeli – dziwny
dźwięk albo zbyt długą ciszę, i nabrali niezdrowych podejrzeń; a Jörg opuszkami
palców badał kształt sutków. Patrzył mi w oczy, uśmiechnięty jak niemowlę po
zmianie pieluchy, i macał.
- Poczekaj – przerwałam mu w końcu tę czynność i zdjęłam górną część
piżamy.
- Oo! – zareagował w sobie właściwy sposób.
Przysiadłszy
na piętach pozwoliłam mu przyjrzeć mi się dokładnie, w skąpym świetle
przenikającym przez zasłonę w oknie. Milczał. Starał się zapamiętać widok
kobiecego ciała.
Gdy się
napatrzył, położyłam się znowu, tym razem chowając się pod kocem. Nie musiałam
prosić, by dołączył do mnie. Pociągnęłam tylko za suwak jego bluzy, dając znak,
by się rozebrał tak jak ja.
Obnażeni do
pasa jednocześnie spojrzeliśmy na drzwi, przez które teoretycznie w każdej
chwili mógł wejść ktoś z domowników lub gości.
- Ćśś – uspokoiłam chłopca, przykładając palec do jego ust – najpierw
będą pukać. I nikt nie wejdzie, dopóki nie usłyszy, że można.
- Aha. – kiwnął głową i znów przycisnął dłoń do piersi.
Zaczął
masować, zataczając koła. Ugniatał otwartą dłonią.
- Nicht zu klein? – spytałam szeptem, znając odpowiedź. Trudno
powiedzieć jednoznacznie, co czułam. Podniecenie, na pewno. Niepokój, też.
Ciekawość i dumę, jak najbardziej. Ale przede wszystkim wyjątkową błogość.
Byłam szczęśliwa.
- Klein aber fein – odpowiedział łobuzersko.
Musieliśmy
się natychmiast pocałować. Nie bardzo namiętnie. Zwyczajnie. Zespolić usta,
zakładając wargę na wargę. I objęliśmy się mocno, przyciskając do siebie klatki
piersiowe i podbrzusza.
- Oo! Ach! – jęknęliśmy oboje porażeni wzajemnym dotykiem.
- Wiesz o czym myślę, smarkaczu? – zapytałam w niezrozumiałym dla niego
języku, przerywając po każdej sylabie na krótki pocałunek. – Zgniatasz mi cycki
tym swoim wąskim torsem. Twój twardziel napiera na szparę, bez skrępowania,
centralnie. Ach! I jeszcze poruszasz biodrami... Jörg, przestań! Błagam! Ach!
Ach!
- Oo! – odpowiedział, dysząc mi w usta.
- Chyba oszalałam – stwierdziłam w przebłysku świadomości.
Jörg już nie panował nad sobą.
Przyciągał mnie za obydwa pośladki i pracował biodrami. Coraz szybciej.
Ugryzłam go
w podbródek. Nie poczuł. Zacisnęłam szczęki. Przestał się o mnie masturbować.
Jak tylko
się ode mnie odsunął, poczułam pustkę.
- Co mówiłaś? – spytał, sepleniąc niewyraźnie jak przez sen.
- Obiecaj, że będziesz ostrożny.
- Aha – przytaknął. – A co masz na myśli?
Co ja mogłam
mieć na myśli? Mokra, rozpalona do czerwoności, spragniona dotyku każdą komórką
odpowiedzialną za zmysł czucia.
- Domyśl się – odpowiedziałam szeptem, po polsku, na ucho. Po czym
włożyłam rękę pod koc, dotarłam do twardej rękojeści, złapałam przez spodnie.
- Wilst du es? – zadałam kluczowe pytanie. To, które ma moc wszystko
zmienić. Odpowie, że chce, zrobię z niego mężczyznę. Zawaha się, skończymy
zabawę.
- Ja, ich will. Und du?
Nie
odpowiedziałam słowami. Zdjęłam dolną część piżamy. Wyciągnęłam spodenki spod
koca i pokazałam Jörgowi, żeby wiedział na pewno, że ma mnie nagą.
- Chcesz, żebym ja też zdjął? – Trudno mu było uwierzyć, że dosięgnął
celu.
- Aha.
Leżąc na boku,
przełożyłam kolano przez nogi Jorgusia. Poczułam jego twardą część, tam gdzie
najbardziej doskwiera pustka, i gdzie mam łaskotki. Jak po narkotyku
potęgującym świadomość przez następnych kilka chwil śledziłam każdy oddech mój
i kochanka, każdy dotyk, każde doznanie ze zdwojoną dokładnością.
Złapałam go
za pośladki. Jörg ścisnął moje. Złączyliśmy usta i zaczęliśmy się kołysać.
Ostrożnie. Powoli. Jak ciężka łódka. Nie zapomnę nigdy oddechu opływającego
moje wargi i zapachu potu. Ocierałam się o szczyt twardego obiektu i czekałam z
rosnącą niecierpliwością, aż we mnie wejdzie.
- Ach! – jęknęłam, gdy Jörg pchnął po raz pierwszy.
Za słabo.
Nieskutecznie.
- Marta!
- Ach! – jęknęłam, gdy ponownie pośliznął się na łechtaczce.
- Ich will es.
- Ich auch. Spróbujmy razem. – Pchnęłam ja.
- Oo! – Ostry szczyt palika zakotwiczył się we mnie.
Decydujący
ruch należał do Jorgusia. Chłopak nabrał pełne płuca powietrza, ścisnął mnie
za biodra i jednym ruchem wbił palik w
przygotowany otwór.
Myślałam, że
zaboli. Że będzie piekło, że krew tryśnie jak na początku miesiączki. A tu
niespodzianka. Obeszło się bez skutków ubocznych. Czysta przyjemność.
- Mach weiter. – powiedziałam Jörgowi, żeby nie przerywał.
Zaczęliśmy
się znów kołysać. Jak żaglowiec na spokojnym morzu. Na prawo, na lewo.
Popłynęliśmy leniwie popychani bryzą miłości.
Rejs nie
trwał długo. Pierwszy pocałunek zwiększył siłę wiatru. Jörg przejął stery.
Przechylił mnie na plecy, przyparł do łóżka i zaczął pracować biodrami. Coraz
szybciej. Coraz mocniej. Jak zwierzę gnane instynktem.
- Oo! – Sternik jęknął, wykonawszy zadanie do końca.
Burza się
skończyła. Wyszło słońce. Tylko przemoczone ciała żeglarzy i woda pod pokładem
przypominały o sztormie. Mogliśmy się znów pocałować. Ostatni raz tamtej nocy.
- Kocham cię.
Nie wiem na
ile szczere było to wyznanie Jorgusia. Może naprawdę myślał, że to miłość.
Wydaje mi się jednak, że po prostu nie znalazł lepszych słów na podsumowanie
romantycznego uniesienia. Może w jego wieku do pewnych spraw podchodzi się
mniej krytycznie niż kiedy jest się starszym. Dla mnie upojne chwile z Jörgiem
były miłym doświadczeniem. Romantycznym, temu nie zaprzeczę. Nieprzemyślanym,
spontanicznym, głupim. Potwornie przyjemnym. Ale nie chciałam się oszukiwać, że
to wielka miłość.
- Nie mów głupstw, Jorguś – odpowiedziałam trzeźwo. – Nigdy nie
będziemy razem.
- Dlaczego?
- Przez różnicę wieku. – I tysiąc innych oczywistych przyczyn. – Ale
jutro przyjdź do mnie. Dasz mi buzi na dobranoc.
Przyszedł.
Po całym dniu udawania, że nic się nie stało poza miłą rozmową. Tym razem w
bardzo konkretnym celu. Najpierw zapytał o moje wielkie miłości, szkolne i
studenckie. Spodziewał się co najmniej kilku pikantnych historii. Bał się mojej
przeszłości. Że mogłabym porównywać jego amatorstwo z wirtuozerią innych
mężczyzn. Wcale się nie domyślił, że przed nim z nikim jeszcze nie byłam w
łóżku. Mimo to poprosił, żebym mu opowiedziała.
- Pierwszy był Adam. Trochę mi go przypominasz – zaczęłam spowiedź.
Ledwie
otworzyłam buzię, Jörg zabrał się za miętoszenie piersi. Nie zamierzałam się
bronić. Jak poprzedniego dnia zdjęłam koszulkę, prezentując się w pełnej
krasie. Chłopak nacieszył rozpłomienione oczy i zaraz przewrócił mnie na plecy.
- Dziwny ten Adam, że cię nie podrywał. Ja bym... – przerwał mi,
obsypując szyję i mostek pocałunkami.
- Byś czekał, tak jak czekałeś, aż Martha coś zrobi.
- Pewnie tak – przyznał mi rację i przeszedł do lizania piersi. Zaczął kreślić
koła językiem i zasysać sutki. Na przemian, raz z lewej, raz z prawej strony.
- Zjesz mnie zaraz – zaśmiałam się, dumna, że ktoś mnie w ten sposób
pieści.
- Jesteś bardzo smaczna.
- Jestem twoja.
Już nie
miałam czego opowiadać. O zauroczeniu Michelem wolałam przemilczeć. Złapałam
więc Jörga za włosy, zamknęłam oczy i pozwoliłam mu mnie całować, tak jak go
najdzie ochota.
A gorący
nastolatek nie próżnował. Ściągnął mi majtki. Błyskawicznie się rozebrał i
wziął, co mu się słusznie należało. Przerwałam podskoki, dopiero gdy sprężyny
łóżka głośnym skrzypieniem ostrzegły, że mogą nie wytrzymać naporu. Wbiłam Jörgowi
paznokcie w plecy, zmuszając, by legł na
mnie nieruchomo. Po czym zaklinowana kwintesencją męskości zaczęłam szczytować.
Pamiętam tylko, że się zatrzęsłam jak w pięćdziesięciostopniowej gorączce i
zacisnęłam się wiele razy wokół wypełniającego mnie klina. Tak jakbym chciała
zatrzymać go w sobie na zawsze. Ocknęłam się z ręką Jörga w zębach.
- Ćśś! Ćśś! – uciszał mnie, zatykając usta.
Dopiero gdy
niebezpieczeństwo krzyku zostało zażegnane, wznowił ruchy bioder. Po kilku
wolnych pchnięciach zatrzymał się i też doszedł.
Tak się
skończył mój wielki plan uwiedzenia szwagra. Po latach śmiałego fantazjowania o
mężu siostry przeleciałam jego małoletniego krewnego. Nastolatka, który od
kilku miesięcy niestrudzenie zaklina się i zarzeka, że pozostanie mi wierny, i
prosi o spotkanie za rok, za dwa, obojętnie kiedy, i nie może się pogodzić z
tym, że nie chcę niczego obiecywać. Czyż los nie bywa przewrotny?
A Michel?
Poddał się następnego dnia po wyjeździe gości. Podszedł do mnie, kiedy
śpiewałam maleństwu kołysankę. Położył rękę na plecy. Zapytał cicho, jak się
czuję i czy nie zmęczyła mnie trzydniowa wizyta krewnych. Kto nas nie zna,
mógłby powiedzieć, że szwagier po prostu wyraził troskę, bez żadnych podtekstów
intymnych. I by się srogo pomylił, bo od tego niepozornego dotyku ugięły się
pode mną nogi. Zakręciło się w głowie.
- Michel! – szepnęłam jego imię i odwróciłam się raptownie.
Zamknęłam
oczy, oparłam się o jego ramiona i ufnie otworzyłam usta. Nie pomyliłam się.
Szwagier nie oparł się pokusie pocałunku.
Po chwili,
kucnąwszy, błądził ustami po mojej bluzce, polując na piersi. Pomogłam mu,
podciągając ją pod szyję. Zaczął mnie całować jeszcze bardziej szalenie. Jego
ręce czułam dosłownie wszędzie: na plecach, na udach, także w intymnym miejscu.
Gdyby Justyny nie było w pokoju obok, rozerwałby szorty na strzępki i zrobił mi
to, o czym od dawna oboje marzyliśmy.
- Marto, nie możemy – wysapał, przeraziwszy się, że przegapił moment, w
którym jego palce poluzowały zapięcie moich spodenek.
- Nie możemy – potwierdziłam i pocałowałam go w usta najbardziej
namiętnie, jak tylko umiałam. Zaatakowałam wargami i językiem. Jednocześnie
sprawdziłam podbrzuszem, czy wywarłam na szwagrze odpowiednie wrażenie. Nie
zawiodłam się. Miałam się o co otrzeć podczas pocałunku.
- Marto, nie powinienem.
- Ja tym bardziej.
W końcu się
uspokoiłam. Zabrałam ręce z szyi Michela. Opuściłam bluzkę.
- Nie gniewasz się? – Zobaczyłam lęk w jego spojrzeniu. Uczucie, o
które bym go nigdy nie podejrzewała. Jeszcze jeden dowód silnego uczucia.
- Michel, jesteśmy przyjaciółmi. Nie umiem się na ciebie gniewać.
Wiem, że
jeszcze pół minuty, a któreś z nas by nie wytrzymało. Najpewniej byłabym to ja.
Jakby próbował się bronić, to bym go zgwałciła. Albo jeszcze gorzej,
zrzuciłabym ubrania i głośno jęcząc, zaczęła się masturbować. Ale to by
znaczyło koniec naszej przyjaźni i koniec małżeństwa Michela i Justyny. Straciłabym
siostrę.
- Jesteś potwornie piękna – szepnął mi do ucha, głaszcząc mnie przez
bluzkę po sutku. Po chwili jednak dodał bardziej trzeźwo: - Musimy o tym zapomnieć?
- Ja nigdy nie zapomnę. - Pocałowałam go w policzek i odwróciłam się z powrotem do kołyski. Ania
błogo spała nieświadoma zdrady, jakiej właśnie dopuścił się jej ojciec.
Nadal
jesteśmy przyjaciółmi. Tylko wiąże nas więcej nici. Już nie tylko osoba mojej
siostry. Teraz łączą nas wspólne tajemnice. Objęcia, pocałunki, intymny dotyk.
Szaleńczy seks w łóżku i pod prysznicem. Taka jest nasza szwagierska miłość.
Miłość, z
której wypływa jeden morał dla niewiernych mężów: Jeśli zdradzać, to tylko ze
szwagierką. Tylko siostra żony nie będzie się domagać rozwodu. I rada dla
małżonek: nie być zazdrosną o rodzeństwo. W wypadku zdrady mąż zostanie w domu.
Albo na odwrót: stale mieć oko na siostry. Najgroźniejsze niebezpieczeństwo
czyha zawsze tam, gdzie się najmniej spodziewamy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz