Stosunki rodzinne 1/2 - Michel (2018)

O ciąży dowiedziałam się jako pierwsza w rodzinie. Druga, jeśli liczyć Michela, ojca dziecka. Nic w tym dziwnego. Justyna to moja siostra, jedyna i najlepsza. Ani chwili się nie zastanawiałam, kiedy spytała ostrożnie, czy bym do niej nie przyjechała na jakiś czas, tydzień lub dwa tygodnie, kiedy maluch przyjdzie na świat. Czy bym zechciała pomóc.
- Jak śmiesz w ogóle pytać? Jasne, że przyjadę. Szykujcie dla mnie pokój. – Mały pokoik dla gości, w którym śpię podczas każdych odwiedzin. Moja przystań w Lipsku.
Z nieba mi spadła ta myszka, jak raczyli pieszczotliwie nazwać maleństwo Justyna i Michel. Dzięki niej znalazłam w sobie siłę na zaliczenie reszty egzaminów i dopisanie pracy magisterskiej przed terminem. Myszka dała mi też alibi. Już nie musiałam na gwałt szukać pracy. Z nowiutkim dyplomem polonistyki w kieszeni pojechałam do siostry, gotować i zmieniać pieluchy. Na początek na cztery miesiące, albo, jak żartowałam, dopóki Michel nie wygoni szwagierki.    
Niech by tylko śmiał pisnąć, że mu coś nie pasuje. Zaraz by go Justysia postawiła do pionu. Poza tym przez pięć lat, odkąd został mi przedstawiony, zdążył się do mnie przyzwyczaić. Polubiliśmy się od pierwszego spotkania.
Polubiliśmy to może nie najlepsze słowo. Michel mnie lubi. Zawsze spieszy z pomocą, traktuje mnie życzliwie i pobłażliwie, trochę jak dziecko. Ja się w nim zakochałam po uszy. Dokładniej mówiąc, błyskawicznie objął rolę bohatera moich grzesznych myśli. Od lat pieszczę się, myśląc o nim. Może to złe, ale zazdroszczę Justynie męża. Pożądam faceta, lecz nie wolno mi się do tego przyznać ani jemu, ani siostrze. Jedyne, na co się zdobyłam, i to dość dawno, to upuścić ręcznik po wyjściu spod prysznica i w ten sposób niby przypadkiem pokazać się Michelowi nago. Wtedy zareagował, jak należy. Udał, że nic nie zauważył. Ja przeprosiłam za nieostrożność i poszłam się przebrać. Mam nadzieję, a nawet jestem pewna, że Justyna nie dowiedziała się o tym incydencie. W przeciwnym razie nie zapraszałaby mnie tak chętnie i beztrosko.
Nikomu o tym nie mówiła, ale jadąc wtedy do siostry opiekować się dzieckiem, całą drogę myślałam o jej mężu. Cztery miesiące to szmat czasu. Powinna się nadarzyć niejedna okazja, by wpaść w męskie ramiona. Czegóż to ja sobie nie wyobrażałam. Że Michel mnie przytuli, żeby powiedzieć „dziękuję”. W końcu powinien jakoś okazać wdzięczność za pomoc w opiece nad córką. Objąć szwagierkę i pocałować w policzek byłoby całkiem na miejscu. Przecież nie jesteśmy sobie obcy. A ja bym się odwróciła i przywarła ustami do jego ust. Oddałabym mu języczek i całą siebie. Potem mógłby przepraszać, mówić, że nie chciał zdradzać żony, że go poniosło, że to się nie powtórzy, na co bym obiecała, że to co zaszło, na zawsze pozostanie naszą tajemnicą.
Frederic Leighton "The Fisherman and the Syren"
Nic z tego. Wprawdzie Michel przytulił mnie już pierwszego wieczora, kiedy zastał mnie samą nad kołyską. Podziękował za przyjazd i pomoc. Dokładnie jak we śnie rzuciłam mu się na szyję, przylgnęłam całym ciałem do niego, ale to wszystko, na co się zdobyłam. Ze strachu nie potrafiłam nawet pocałować Michela w policzek, podczas gdy jego wargi zostawiły wilgotny ślad moim policzku.
Mijały tygodnie, a ja nie umiałam skutecznie uwieść mężczyzny. Mogłam opierać się na jego barku, ocierać się łokciem, mijając go w przedpokoju, paradować po domu w nocnej halce i schylać się z byle powodu, żeby mógł zajrzeć w dekolt, i nic. Prawie nic, bo nie raz przeszły mnie ciarki po plecach, kiedy wzrok zatrzymał się na biuście lub kiedy szwagier objął mnie w talii. Codziennie dostawałam znaki, że mu się podobam. Ale na zdradę ani się nie zanosiło. Niezmiennie kończyło się na niespełnionych marzeniach.   
Przyzwyczaiłam się do takiego prawie niewinnego flirtu ze szwagrem. Od dziecka zaspokajam się sama, jakoś obchodząc się bez mężczyzny. Bez wielkiego żalu pogodziłam się więc z myślą, że rola Michela na zawsze ograniczy się do platonicznego pobudzania wyobraźni. Że monopol na doznania fizyczne należy do Justyny. I że jeśli chcę się w końcu dowiedzieć, jak to jest mieć w sobie najlepszy kąsek faceta, muszę sobie znaleźć innego nauczyciela. Dopóki nie znajdę, moim jedynym kochankiem będzie własny palec.
Pewnego dnia przestałam kusić szwagra. Na prośbę siostry. Mieli przyjechać niemieccy krewni Michela i spędzić u nas dwie noce. U nas? U Justyny i Michela. Ale nie minę się bardzo z prawdą, twierdząc, że ich dom jest też moim domem. Może to objaw niedojrzałości, ale nie wyobrażam sobie życia bez nich.
- Martuś, mogę mieć prośbę? Michel się przyzwyczaił do tego, że chodzisz po domu w piżamie. Mówi, że to bardzo dobrze, że się u nas czujesz jak u siebie. Mnie też na tym zależy. Ale wiesz, jak przyjedzie jego rodzina, wolałabym, żeby sobie o nas nie pomyśleli czegoś. Wiesz czego.
- Dobrze, Justysiu. Nie musiałaś mi tego mówić. Nie gniewasz się za tę piżamę?
- Nie, co ty. Sama się nie ubieram jak zakonnica. Poza tym nie masz tam nic takiego, czego by Michel jeszcze nie widział. – To powiedziawszy, Justyna, śmiejąc się, pociągnęła za rąbek halki, odsłaniając piersi.
 - Puszczaj! Wariatka z ciebie. – Też się roześmiałam, nie wiedząc, jak odpowiedzieć.
Do tego momentu nie brałam pod uwagę, że mój wygląd mógł być przedmiotem rozmów. Nagle okazało się, że byłam w błędzie. Wystraszyłam się wręcz, że Michel powiedział żonie kilka słów za dużo. Przecież od lat pokazywałam mu się świadomie. Kusiłam. Ale robiłam to w tajemnicy. Nie po to, żeby siostra miała mi co wypominać.  
- Przepraszam. Nie miałam na myśli nic złego – Justyna szybko zabrała rękę. – Ładna jesteś. Dziwię się, że jeszcze nie masz chłopaka. A może jest coś, o czym nie wiem?
- Chłopaka? Z takimi cyckami? – odsłoniłam jedną pierś dla zwiększenia efektu. – Prawie ćwierć wieku na liczniku, a cycki jak u dwunastolatki.
Argument mocno przesadzony. Rozmiar może i ma dla mężczyzn znaczenie, ale na pewno nie decydujące. Wiem, bo nawet Michel lubi zerknąć na to moje byle co, chociaż ma dorodne piersi Justyny niejako na własność.
- No, chyba się gdzieś schowałaś, jak Bozia rozdawała cycki. Ale nadrabiasz buzią i figurą. Popatrz tylko na swoje nogi. Faceci powinni za tobą szaleć.
- Pokaż mi chociaż jednego, to ci uwierzę – odpowiedziałam z fałszywą skromnością.
Jeszcze się trochę poprzekomarzałyśmy, jak to siostry, obgadałyśmy gusta mężczyzn i urodę kobiet. Aż Ania cichym kwileniem przypomniała, że pora zmienić pieluchę. Jeszcze jeden babsztyl w domu.
Przyjechali. Siostra Michela z przyjacielem i szesnastoletnim synem. Chłopiec, niezbyt postawny, nieogolony, z kilkoma włosami zamiast wąsów i brody, od razu przykuł moją uwagę. Jego spojrzenie, przenikliwe jak rentgen, przypomniało mi pierwszą wielką miłość. Jak tylko Jörg spojrzał mi w oczy, poczułam się, jakby mi palcami przebierał neurony. Tak samo jak w pierwszej klasie gimnazjum, kiedy poznałam Adama.
Wtedy zakochałam się od pierwszego wejrzenia i wzdychałam do wiecznie zamyślonego kolegi do ostatniego dnia szkoły. I fantazjowałam o jego ustach i ciele co wieczór. Układałam w myślach fantastyczne opowieści. Niektóre przelałam na papier, czym rozpoczęłam przygodę pisarską. Można powiedzieć, że dzięki Adamowi, albo z jego winy, wybrałam studia humanistyczne. Po których nie wiadomo co robić. Najlepiej uciec do siostry, bawić dzieci.
- Przypominasz mi kogoś – wykrztusiłam z głupia frant przy wszystkich, witając się z nastoletnim krewnym szwagra. Na myśl, że stoją obok siebie Michel, główny bohater moich  mokrych fantazji i wcielenie Adama, z wyobrażeniem którego sypiałam przez trzy lata gimnazjum i niejedną noc w okresie liceum, zakręciło mi się w głowie.
- Kogo? – spytała siostra lub Michel, a może ktoś z gości. Nie pamiętam. Na pewno nie był to Jorguś.
- Kolegę ze szkoły. – Tyle musiało im wystarczyć.
Po wspólnej kolacji zaproponowałam, że zabiorę Anię do swojego pokoju. Dopilnuję jej w nocy, a Justyna, Michel i ich goście będą mogli rozmawiać choćby do rana. Nie chciałam się męczyć długim słuchaniem o wspólnych znajomych i znajomych tychże znajomych, dla mnie zupełnie obcych ludziach.
- Jak chcesz, to chodź ze mną. Powiesz mi, jak wygląda życie w niemieckiej szkole – zaprosiłam za to Jörga na wieczorną pogawędkę.
Po trzech godzinach spędzonych za stołem; razem ale oddzielnie, bo ani, ja ani siostrzeniec Michela przez większość czasu tylko się przysłuchiwaliśmy, nie uczestnicząc aktywnie w rozmowie; byłam ciekawa, co to za chłopak. W każdym wypadku sprawiał wrażenie inteligentnego. No i przywodził na myśl Adama, ożywiając niespełnione marzenia.
Chłopak poderwał się z krzesła jak oparzony. A pierwszą rzeczą, jaką powiedział, gdy zamknęłam drzwi pokoju, było:
- Dziękuję.
- Za co?
- Że nie musimy już z nimi siedzieć. – Jörg też wyczuł, że nadawaliśmy na tych samych falach.
Usiedliśmy na łóżku. Wypytałam o wszystko, co tylko dotyczy szkoły. O dojazd, o nauczycieli, sprawdziany, przedmioty, oceny. Tylko jednego tematu unikałam, zostawiając na deser.
- Masz dziewczynę? – zapytałam w końcu.
- Nie.
- Już nie czy jeszcze nie? – Wcześniej byłoby mi niezręcznie drążyć temat sercowy, ale po paru kwadransach siedzenia kolano w kolano i łokieć w łokieć mogłam już sobie pozwolić.
- Właściwie sam nie wiem – odpowiedział z namysłem, ściszonym głosem, patrząc to w sufit to prosto w oczy. Zupełnie jak bym słyszała Adama, tylko kilka lat później i w innym języku.
- Możesz mi powiedzieć. Jeśli chcesz.
- Chcę – zapewnił, wertując wzrokiem moje komórki mózgowe. – A ty masz chłopaka?
- Nie. I też nie wiem, czy już, czy jeszcze go nie mam. – Uśmiechnęliśmy się oboje.
Nie wiem jak Jörg, ale ja chciałam go pocałować. Nie tylko w tym momencie, zapewne też wcześniej i z całą pewnością wiele razy potem. Ale właśnie po tym obopólnym wyznaniu, że byliśmy wolni, wizja pocałunku dość niespodziewanie stała się całkiem realna.
- Wiesz co, pójdę się przebrać. Ty też już nie musisz się męczyć w tych ciasnych dżinsach. Odśwież się, przebierz i przyjdź jeszcze pogadać. Jeśli masz jeszcze ochotę.
Nie wiem, co mnie napadło, żeby zapraszać chłopaka do łóżka. Bo nawet jeśli nie powiedziałam tego wprost, a Jörg nie zrozumiał od razu, nijak inaczej nie da się zinterpretować takiej propozycji. Właściwie wiem co, ale nie potrafię nazwać. Oczywiście nie założyłam halki, w której codziennie widywał mnie Michel. Nie mogłam tego zrobić po rozmowie z siostrą. Wybrałam dwuczęściową piżamę w formie koszulki i krótkich spodni. O wiele bardziej przyzwoitą. Mimo wszystko jednak zapraszanie młodego mężczyzny, niespokrewnionego, poznanego przed kilkoma godzinami, do sypialni, kiedy jest się odzianą w jedną warstwę cienkiej bawełny, to ryzykowne przedsięwzięcie.
Pablo Picasso "La Douceur"
Po chwili wahania i pół zdania zachęty Jörg położył się obok mnie. Trochę nieśmiało ale z chęcią. Tylko ostrożnie. Zauważyłam, że zmieniając pozycję z siedzącej na leżącą, starał się ani na chwilę nie wyprostować się w pasie. Nienaturalnie mocno wypinał biodra, czym automatycznie przyciągnął moją uwagę. Nie skomentowałam tego zachowania ani słowem, ale się domyśliłam, że w spodniach na wysokości kroku urosło mu coś, co chciał przede mną ukryć. Wzwód nie wywołał we mnie podniecenia; cały czas czułam przyjemny niepokój i mrowienie w brzuchu; lecz raczej ucieszył, dając powód do satysfakcji.
- Więc chciałeś mi opowiedzieć o swojej dziewczynie – zachęciłam chłopaka do zwierzeń.
Położywszy się na boku, zaczął opowiadać. Jak w szóstej klasie kilka dziewczyn założyło się, że jedna z nich nie pocałuje chłopaka. Podczas gdy śmiała gimnazjalistka zarzekała się, że całować się umie i chętnie to udowodni, jeśli namówią Jorgusia. Któraś z wtajemniczonych koleżanek powiedziała mu o zakładzie i poprosiła, żeby wychodząc z autobusu po szkole, nie pędził na złamanie karku do domu. Chłopak uznał to za kiepski żart i nie nadał dziwnej prośbie wielkiego znaczenia. Potwierdził tylko, całkiem poważnie, że Martha mu się bardzo podobała i nie miał nic przeciw pocałunkom.
- Wiesz, jak na swój wiek Martha była całkiem rozwinięta – szepnął, spoglądając mi kontrolnie w oczy, jakby sprawdzał, czy rozumiem.
Zrozumiałam przede wszystkim to, że szkolna miłość Jorgusia nosiła moje imię. Kiwnęłam głową, prosząc by mówił dalej. I skupiłam wzrok na ustach nastoletniego gościa. Czułam, że go pocałuję. Tylko nie wiedziałam kiedy i pod jakim pretekstem.
- Na przystanku okrążyły nas i zaczęły wyśmiewać. Prowokować: Uuu, dziewica i prawiczek! Uuu, Martha nie umie się całować! Uuu, zaraz stchórzy. No to złączyliśmy usta. Ja nie miałem pojęcia, jak się do tego zabrać, ale nie musiałem nic robić. Całowaniem zajęła się Martha.  Zanim się domyśliłem, że przyszła pora zacząć kąsać wargami, ona zdążyła wysunąć język i dotrzeć koniuszkiem do moich zaciśniętych zębów. Łał! Wrzasnęła cała piątka gapiów jednocześnie. A Martha jeszcze przez parę sekund nie odrywała się od mojej buzi. Udowodniła im, że potrafiła się całować z chłopakiem.
- Ktoś ją zdążył nauczyć – weszłam mu w słowo.
- Pewnie tak. Nigdy z nią o tym nie rozmawiałem.
- Ale się zakochałeś?
- Tak. Potem trochę chodziliśmy za rękę. Byliśmy parą. Ze dwa lata codziennie jeździliśmy razem do szkoły. Zawsze obok siebie w autobusie.
- Całowaliście się?
- Tylko kilka razy. Na pokaz, żeby zaspokoić ciekawość koleżanek i kolegów i na jakimś balu w szkole. Wiesz, nie potrafiłem przejąć kontroli nad pocałunkiem. Za każdym razem dominowała Martha. – Jörg, mówiąc ostatnie zdanie, ściszył głos. Wyraźnie spowolnił tempo. Właśnie powierzył mi swoją bodaj największą tajemnicę.
- Zazdroszczę jej, Jorguś – przyznałam, głaszcząc chłopaka po czole.
- Czego? I jak mnie nazwałaś?
- Tego, że ją kochasz.
- Ech – odpowiedział głuchym westchnieniem nieszczęśliwie zakochanego, który już dawno pogodził się z porażką, gotowego zakochać się w kimś nowym.
- Jorguś.
- Jogusz, Joguszi, Jorgusz, Jorrgusz, Jorguś. – Po dziesięciu próbach udało mu się wymówić swoje imię w zdrobniałej formie po polsku. Nawet frykatywne r zabrzmiało prawie po słowiańsku.
- Wunderbar! – pochwaliłam sukces i nagrodziłam pocałunkiem.
Pamiętam jak dziś. Najpierw musnęłam górną wargę, niepewna czy chłopak się nie przerazi tak śmiałym gestem kobiety bądź co bądź dużo starszej od niego. Jorguś nie spodziewał się takiego obrotu sprawy. Zaskoczony jęknął tylko, ale mnie nie odepchnął. Powtórzyłam więc to delikatne muśnięcie, dziwiąc się własnej śmiałości. Za drugim podejściem nastolatek oddał pocałunek, lekko kąsając moje wargi. Przez chwilę patrzyliśmy sobie w oczy, sprawdzając, czy to, co się dzieje, dzieje się naprawdę. Potem przymknęłam powieki i pozwoliłam mu przejąć inicjatywę. Powoli osunęłam głowę na poduszkę, podczas gdy Jörg nieprzerwanie całował otwarte usta. Wargami i językiem. Biernie przyjęłam wszystkie pieszczoty, delektując się miłym dotykiem. I odtwarzając w pamięci migawki z przeszłości.
Widziałam jak przez mgłę minę Michela, kiedy ręcznik upadł na podłogę, ukazując mnie nagą, kiedy wodził oczami za biustem wyłaniającym się spod luźnej koszulki przy każdym schyleniu, starając się, żebym nie zauważyła tych podstępnych zerkań, i kiedy go objęłam za szyję, otarłszy się o stwardniałe krocze. Przypomniałam sobie też Adama, jak śledził każdy mój ruch na wuefie. Wreszcie pomyślałam o wzwodzie całującego mnie Jörga.
Wtedy to podniecenie nastolatka udzieliło się mnie w tak dużym stopniu, że po chwili musieliśmy przerwać pieszczoty. Zarzuciłam mu ramiona na szyję i wysunęłam język na spotkanie języka Jorgusia. Jego odpowiedź była natychmiastowa. Złapał w garść moją lewą pierś i, przysunąwszy się bliżej, zawisł nade mną.
- Jorguś, stop! – wysapałam, odpychając jego ramiona.
Zastygliśmy na moment w bezruchu, nie wiedząc co robić dalej. Chłopięca ręka nadal ściskała niepozorny pagórek okrywający żebra. Gdyby ktoś wszedł nagle i nas zobaczył, musiałby najpierw się porządnie zaśmiać. Dopiero potem mógłby się przerazić, że uwiodłam niepełnoletniego. Ja, dziewica, która zna całowanie tylko z książek i filmów.
- Przepraszam.
- To było piękne. Nie przepraszaj.
- Danke. Ty jesteś piękna – Jorguś wymamrotał pierwszy komplement pod moim adresem. Nieśmiało ale szczerze.
Dopiero w tym momencie niechętnie uwolnił pierś z uścisku, pomału przesunąwszy dłoń nieco niżej. A ja usłyszałam tę cichą pochwałę każdą komórką szpiku kostnego. Chyba właśnie wtedy poczułam prawdziwą rządzę. Porównywalną do uczucia, które dotychczas zarezerwowane było dla niedostępnego Michela. Przyłapałam się, na szczęście w porę, na chęci masturbacji.
- Połóż się, uspokój. A jeszcze lepiej zgaś, proszę, lampę. Wstydzę się, kiedy mnie macasz przy zapalonym świetle. – Mówiłam jedno, myślałam co innego, a mój organizm domagał się wiadomo czego. Sądząc po wypukłości dresu, organizm Jörga w pełni zgadzał się z moim.    
Wróciliśmy do rozmowy.
- Powiedz, czy to możliwe. Było tak: Któregoś dnia Martha po minucie jazdy przeprosiła mnie i przeszła z tyłu autobusu, gdzie zazwyczaj siadaliśmy, na przód. Do innych kolegów z naszej klasy. Jednemu z nich usiadła na kolana.
- Pewnie wszystkie miejsca były zajęte – wtrąciłam.
- Nie. Były wolne. Ale nie o to chodzi. Oni potem szeptali, że Martha ma miękkie piersi. Ten, któremu siedziała na kolanach był podobno zachwycony. Czy to możliwe, że przez dziesięć minut zdążył ją obmacać?
- Nie wiem, Jorguś. Wszystko jest możliwe. Spytałeś ją, jak było naprawdę?
- Nie.
- Dlaczego?
- Bałem się, że potwierdzi.
- I w dalszym ciągu się przyjaźnicie?
- Już nie. Po tym numerze zacząłem jej unikać.
- Mój ty, Jorguś. – pogładziłam go po twarzy. Przytuliłam. Przypadkiem, a może całkiem celowo, otarłam się udem o jego męskość, żeby się upewnić, że mu się podobam, i nabrać większej śmiałości. – Myślisz, że tamten chłopak wsunął rękę pod bluzkę. Że mu pozwoliła?
- Nie wiem. Dlatego pytam, czy to możliwe.
- Zobaczymy. Zacznij odliczać – poprosiłam, chyba tak głośno dysząc, że chłopak nie mógł mieć wątpliwości co do moich zamiarów.
- Eins, zwai, drei...
Chwyciłam go za nadgarstek. Przy neun pierwszy palec zetknął się z sutkiem.
- Widzisz? Wystarczy kilka sekund.
- Oo! – Westchnął zachwycony jeśli nie biustem samym w sobie to pozwoleniem i prośbą o głaskanie.
Jörg nigdy przedtem nie dotykał kobiety w ten sposób. Przyjaźniąc się z moją imienniczką, ani razu nie spróbował. Mimo że okazji miał wystarczająco dużo, a dziewczyna z pewnością by mu nie odmówiła. Za długo zwlekał. I aufgeschoben ist doch aufgehoben, co się odwlecze, to i uciecze. Moich piersi nie dotykał przed nim żaden mężczyzna.
Trudno powiedzieć, jak długo bawiliśmy się biustem. Godzinę, a może tylko pół. Na pewno długo. W dużym pokoju trwała dyskusja na jakiś ważny temat; na szczęście nie bezpośrednio za ścianą, bo jeszcze by biesiadnicy coś usłyszeli – dziwny dźwięk albo zbyt długą ciszę, i nabrali niezdrowych podejrzeń; a Jörg opuszkami palców badał kształt sutków. Patrzył mi w oczy, uśmiechnięty jak niemowlę po zmianie pieluchy, i macał.
- Poczekaj – przerwałam mu w końcu tę czynność i zdjęłam górną część piżamy.
- Oo! – zareagował w sobie właściwy sposób.
Przysiadłszy na piętach pozwoliłam mu przyjrzeć mi się dokładnie, w skąpym świetle przenikającym przez zasłonę w oknie. Milczał. Starał się zapamiętać widok kobiecego ciała.
Gdy się napatrzył, położyłam się znowu, tym razem chowając się pod kocem. Nie musiałam prosić, by dołączył do mnie. Pociągnęłam tylko za suwak jego bluzy, dając znak, by się rozebrał tak jak ja.
Obnażeni do pasa jednocześnie spojrzeliśmy na drzwi, przez które teoretycznie w każdej chwili mógł wejść ktoś z domowników lub gości.
- Ćśś – uspokoiłam chłopca, przykładając palec do jego ust – najpierw będą pukać. I nikt nie wejdzie, dopóki nie usłyszy, że można.
- Aha. – kiwnął głową i znów przycisnął dłoń do piersi.
Zaczął masować, zataczając koła. Ugniatał otwartą dłonią.
- Nicht zu klein? – spytałam szeptem, znając odpowiedź. Trudno powiedzieć jednoznacznie, co czułam. Podniecenie, na pewno. Niepokój, też. Ciekawość i dumę, jak najbardziej. Ale przede wszystkim wyjątkową błogość. Byłam szczęśliwa.
- Klein aber fein – odpowiedział łobuzersko.
Musieliśmy się natychmiast pocałować. Nie bardzo namiętnie. Zwyczajnie. Zespolić usta, zakładając wargę na wargę. I objęliśmy się mocno, przyciskając do siebie klatki piersiowe i podbrzusza.
- Oo! Ach! – jęknęliśmy oboje porażeni wzajemnym dotykiem.
- Wiesz o czym myślę, smarkaczu? – zapytałam w niezrozumiałym dla niego języku, przerywając po każdej sylabie na krótki pocałunek. – Zgniatasz mi cycki tym swoim wąskim torsem. Twój twardziel napiera na szparę, bez skrępowania, centralnie. Ach! I jeszcze poruszasz biodrami... Jörg, przestań! Błagam! Ach! Ach!
- Oo! – odpowiedział, dysząc mi w usta.
- Chyba oszalałam – stwierdziłam w przebłysku świadomości.
Jörg już nie panował nad sobą. Przyciągał mnie za obydwa pośladki i pracował biodrami. Coraz szybciej.
Ugryzłam go w podbródek. Nie poczuł. Zacisnęłam szczęki. Przestał się o mnie masturbować.
Jak tylko się ode mnie odsunął, poczułam pustkę.
- Co mówiłaś? – spytał, sepleniąc niewyraźnie jak przez sen.
- Obiecaj, że będziesz ostrożny.
- Aha – przytaknął. – A co masz na myśli?
Co ja mogłam mieć na myśli? Mokra, rozpalona do czerwoności, spragniona dotyku każdą komórką odpowiedzialną za zmysł czucia.
- Domyśl się – odpowiedziałam szeptem, po polsku, na ucho. Po czym włożyłam rękę pod koc, dotarłam do twardej rękojeści, złapałam przez spodnie.
- Wilst du es? – zadałam kluczowe pytanie. To, które ma moc wszystko zmienić. Odpowie, że chce, zrobię z niego mężczyznę. Zawaha się, skończymy zabawę.
- Ja, ich will. Und du?
Nie odpowiedziałam słowami. Zdjęłam dolną część piżamy. Wyciągnęłam spodenki spod koca i pokazałam Jörgowi, żeby wiedział na pewno, że ma mnie nagą.
- Chcesz, żebym ja też zdjął? – Trudno mu było uwierzyć, że dosięgnął celu.
- Aha.
Leżąc na boku, przełożyłam kolano przez nogi Jorgusia. Poczułam jego twardą część, tam gdzie najbardziej doskwiera pustka, i gdzie mam łaskotki. Jak po narkotyku potęgującym świadomość przez następnych kilka chwil śledziłam każdy oddech mój i kochanka, każdy dotyk, każde doznanie ze zdwojoną dokładnością.
Złapałam go za pośladki. Jörg ścisnął moje. Złączyliśmy usta i zaczęliśmy się kołysać. Ostrożnie. Powoli. Jak ciężka łódka. Nie zapomnę nigdy oddechu opływającego moje wargi i zapachu potu. Ocierałam się o szczyt twardego obiektu i czekałam z rosnącą niecierpliwością, aż we mnie wejdzie.
- Ach! – jęknęłam, gdy Jörg pchnął po raz pierwszy.
Za słabo. Nieskutecznie.
- Marta!
- Ach! – jęknęłam, gdy ponownie pośliznął się na łechtaczce.
- Ich will es.
- Ich auch. Spróbujmy razem. – Pchnęłam ja.
- Oo! – Ostry szczyt palika zakotwiczył się we mnie.
Decydujący ruch należał do Jorgusia. Chłopak nabrał pełne płuca powietrza, ścisnął mnie za  biodra i jednym ruchem wbił palik w przygotowany otwór.
Myślałam, że zaboli. Że będzie piekło, że krew tryśnie jak na początku miesiączki. A tu niespodzianka. Obeszło się bez skutków ubocznych. Czysta przyjemność.
- Mach weiter. – powiedziałam Jörgowi, żeby nie przerywał.
Zaczęliśmy się znów kołysać. Jak żaglowiec na spokojnym morzu. Na prawo, na lewo. Popłynęliśmy leniwie popychani bryzą miłości.
Rejs nie trwał długo. Pierwszy pocałunek zwiększył siłę wiatru. Jörg przejął stery. Przechylił mnie na plecy, przyparł do łóżka i zaczął pracować biodrami. Coraz szybciej. Coraz mocniej. Jak zwierzę gnane instynktem.
- Oo! – Sternik jęknął, wykonawszy zadanie do końca.
Burza się skończyła. Wyszło słońce. Tylko przemoczone ciała żeglarzy i woda pod pokładem przypominały o sztormie. Mogliśmy się znów pocałować. Ostatni raz tamtej nocy.
- Kocham cię.
Nie wiem na ile szczere było to wyznanie Jorgusia. Może naprawdę myślał, że to miłość. Wydaje mi się jednak, że po prostu nie znalazł lepszych słów na podsumowanie romantycznego uniesienia. Może w jego wieku do pewnych spraw podchodzi się mniej krytycznie niż kiedy jest się starszym. Dla mnie upojne chwile z Jörgiem były miłym doświadczeniem. Romantycznym, temu nie zaprzeczę. Nieprzemyślanym, spontanicznym, głupim. Potwornie przyjemnym. Ale nie chciałam się oszukiwać, że to wielka miłość.
- Nie mów głupstw, Jorguś – odpowiedziałam trzeźwo. – Nigdy nie będziemy razem.
- Dlaczego?
- Przez różnicę wieku. – I tysiąc innych oczywistych przyczyn. – Ale jutro przyjdź do mnie. Dasz mi buzi na dobranoc.
Przyszedł. Po całym dniu udawania, że nic się nie stało poza miłą rozmową. Tym razem w bardzo konkretnym celu. Najpierw zapytał o moje wielkie miłości, szkolne i studenckie. Spodziewał się co najmniej kilku pikantnych historii. Bał się mojej przeszłości. Że mogłabym porównywać jego amatorstwo z wirtuozerią innych mężczyzn. Wcale się nie domyślił, że przed nim z nikim jeszcze nie byłam w łóżku. Mimo to poprosił, żebym mu opowiedziała.
- Pierwszy był Adam. Trochę mi go przypominasz – zaczęłam spowiedź.
Ledwie otworzyłam buzię, Jörg zabrał się za miętoszenie piersi. Nie zamierzałam się bronić. Jak poprzedniego dnia zdjęłam koszulkę, prezentując się w pełnej krasie. Chłopak nacieszył rozpłomienione oczy i zaraz przewrócił mnie na plecy.
- Dziwny ten Adam, że cię nie podrywał. Ja bym... – przerwał mi, obsypując szyję i mostek pocałunkami.
- Byś czekał, tak jak czekałeś, aż Martha coś zrobi.
- Pewnie tak – przyznał mi rację i przeszedł do lizania piersi. Zaczął kreślić koła językiem i zasysać sutki. Na przemian, raz z lewej, raz z prawej strony.
- Zjesz mnie zaraz – zaśmiałam się, dumna, że ktoś mnie w ten sposób pieści.
- Jesteś bardzo smaczna.
- Jestem twoja.
Już nie miałam czego opowiadać. O zauroczeniu Michelem wolałam przemilczeć. Złapałam więc Jörga za włosy, zamknęłam oczy i pozwoliłam mu mnie całować, tak jak go najdzie ochota.
A gorący nastolatek nie próżnował. Ściągnął mi majtki. Błyskawicznie się rozebrał i wziął, co mu się słusznie należało. Przerwałam podskoki, dopiero gdy sprężyny łóżka głośnym skrzypieniem ostrzegły, że mogą nie wytrzymać naporu. Wbiłam Jörgowi  paznokcie w plecy, zmuszając, by legł na mnie nieruchomo. Po czym zaklinowana kwintesencją męskości zaczęłam szczytować. Pamiętam tylko, że się zatrzęsłam jak w pięćdziesięciostopniowej gorączce i zacisnęłam się wiele razy wokół wypełniającego mnie klina. Tak jakbym chciała zatrzymać go w sobie na zawsze. Ocknęłam się z ręką Jörga w zębach.
- Ćśś! Ćśś! – uciszał mnie, zatykając usta.
Dopiero gdy niebezpieczeństwo krzyku zostało zażegnane, wznowił ruchy bioder. Po kilku wolnych pchnięciach zatrzymał się i też doszedł.
Tak się skończył mój wielki plan uwiedzenia szwagra. Po latach śmiałego fantazjowania o mężu siostry przeleciałam jego małoletniego krewnego. Nastolatka, który od kilku miesięcy niestrudzenie zaklina się i zarzeka, że pozostanie mi wierny, i prosi o spotkanie za rok, za dwa, obojętnie kiedy, i nie może się pogodzić z tym, że nie chcę niczego obiecywać. Czyż los nie bywa przewrotny?
A Michel? Poddał się następnego dnia po wyjeździe gości. Podszedł do mnie, kiedy śpiewałam maleństwu kołysankę. Położył rękę na plecy. Zapytał cicho, jak się czuję i czy nie zmęczyła mnie trzydniowa wizyta krewnych. Kto nas nie zna, mógłby powiedzieć, że szwagier po prostu wyraził troskę, bez żadnych podtekstów intymnych. I by się srogo pomylił, bo od tego niepozornego dotyku ugięły się pode mną nogi. Zakręciło się w głowie.
- Michel! – szepnęłam jego imię i odwróciłam się raptownie.
Zamknęłam oczy, oparłam się o jego ramiona i ufnie otworzyłam usta. Nie pomyliłam się. Szwagier nie oparł się pokusie pocałunku.
Po chwili, kucnąwszy, błądził ustami po mojej bluzce, polując na piersi. Pomogłam mu, podciągając ją pod szyję. Zaczął mnie całować jeszcze bardziej szalenie. Jego ręce czułam dosłownie wszędzie: na plecach, na udach, także w intymnym miejscu. Gdyby Justyny nie było w pokoju obok, rozerwałby szorty na strzępki i zrobił mi to, o czym od dawna oboje marzyliśmy.
- Marto, nie możemy – wysapał, przeraziwszy się, że przegapił moment, w którym jego palce poluzowały zapięcie moich spodenek.
- Nie możemy – potwierdziłam i pocałowałam go w usta najbardziej namiętnie, jak tylko umiałam. Zaatakowałam wargami i językiem. Jednocześnie sprawdziłam podbrzuszem, czy wywarłam na szwagrze odpowiednie wrażenie. Nie zawiodłam się. Miałam się o co otrzeć podczas pocałunku.
- Marto, nie powinienem.
- Ja tym bardziej.
W końcu się uspokoiłam. Zabrałam ręce z szyi Michela. Opuściłam bluzkę.
- Nie gniewasz się? – Zobaczyłam lęk w jego spojrzeniu. Uczucie, o które bym go nigdy nie podejrzewała. Jeszcze jeden dowód silnego uczucia.
- Michel, jesteśmy przyjaciółmi. Nie umiem się na ciebie gniewać.
Wiem, że jeszcze pół minuty, a któreś z nas by nie wytrzymało. Najpewniej byłabym to ja. Jakby próbował się bronić, to bym go zgwałciła. Albo jeszcze gorzej, zrzuciłabym ubrania i głośno jęcząc, zaczęła się masturbować. Ale to by znaczyło koniec naszej przyjaźni i koniec małżeństwa Michela i Justyny. Straciłabym siostrę.
- Jesteś potwornie piękna – szepnął mi do ucha, głaszcząc mnie przez bluzkę po sutku. Po chwili jednak dodał bardziej trzeźwo: - Musimy o tym zapomnieć?
- Ja nigdy nie zapomnę. - Pocałowałam go w policzek i odwróciłam się z powrotem do kołyski. Ania błogo spała nieświadoma zdrady, jakiej właśnie dopuścił się jej ojciec.
Nadal jesteśmy przyjaciółmi. Tylko wiąże nas więcej nici. Już nie tylko osoba mojej siostry. Teraz łączą nas wspólne tajemnice. Objęcia, pocałunki, intymny dotyk. Szaleńczy seks w łóżku i pod prysznicem. Taka jest nasza szwagierska miłość.
Miłość, z której wypływa jeden morał dla niewiernych mężów: Jeśli zdradzać, to tylko ze szwagierką. Tylko siostra żony nie będzie się domagać rozwodu. I rada dla małżonek: nie być zazdrosną o rodzeństwo. W wypadku zdrady mąż zostanie w domu. Albo na odwrót: stale mieć oko na siostry. Najgroźniejsze niebezpieczeństwo czyha zawsze tam, gdzie się najmniej spodziewamy. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz