Egzamin dojrzałości (2017)

Prolog.

- I co? Byłeś u Anki? Zrobiliście referat?

- No, byłem.

- I nic nie mówisz? Jak poszło?

- No, jakoś idzie. Mam jeszcze dopracować prezentację, a ona mi napisze, co mam mówić.

- To nie zrobiliście?

- No, nie. Ale zaczęliśmy. A co tak pytasz?

- Bo nic nie chcesz gadać. Dlaczego nie zdążyliście?

- No, nie wiem. Tak jakoś. Ona kuma biolę, nie to co ja.

- W co była ubrana? Miała na sobie tę czerwoną bluzę?

- Którą?

- Tę co w szkole, co jej cycki widać.

- Nie. W koszuli była.

- Szkoda. A co pod spodem?

- No, jak to co? Stanik?

- I nic nie mówisz? Darek! Jaki stanik?

- No, normalny. Chyba biały.

- To nie pamiętasz?! Nie chcesz powiedzieć, czy nie widziałeś?

- No, widziałem... Biały taki, na wąskich ramiączkach.

- O, Darek! Ja to cię jednak podziwiam.

- Za co?

- Że sobie dajesz radę. Taka laska w prześwitującej koszuli! Ja bym chyba nie wytrzymał.

- No. Ale kto ci powiedział, że daję radę?

- Ha, ha! Nie rozerwało ci spodni?

- No, na szczęście nie, ale...

- Ale co? Ciężko było?

- No, żebyś wiedział.

- Wiem! Ja bym nie wytrzymał. Zaraz bym zaliczył z liścia, jak wtedy z Jolką. Pamiętasz. To jaka była ta koszula?

- No, czerwona w kratę. Bordowa nawet.

- To nie prześwitywała? To jak żeś stanik widział? Nie była zapięta?

- No, zapięta, ale nie pod szyją.

- Aha. I nie zauważyła, jak się gapiłeś w dekolt? Ile guzików miała rozpiętych?

- Bo ja wiem? Trzy chyba.

- Nie liczyłeś? Ha, ha! To zauważyła i nie oberwałeś?

- No, jak widać, nie.

- Ty, Darek! Czy ty znów czegoś nie ukrywasz? Wiem, ty jej rozpiąłeś czwarty guzik! Co? Pewnie prosiła, żebyś nikomu nie mówił. Przyznaj się!

- No, może.

- Może, może! Nie może, tylko gadaj! To jasne, inaczej byś nie widział stanika. Rozpiąłeś?

- No.

- Jeden czy wszystkie?

- No, wszystkie.

- I nie wrzeszczała?

- No, nie.

- Ale jak? Tak po prostu rozpiąłeś, czy przedtem coś jeszcze było? Jakieś czułe słówka, całowanie?

- No, było... Jasne.

- Ale co było?! Darek, nie bądź taki, gadaj!

- No, powiedziałem, że jej się guzik rozpiął. Ona patrzy, nie widzi, żeby się jakiś rozpiął, pyta, który. To ja mówię, ten. I rozpinam.

- I nic nie powiedziała? Wiedziałem, że na ciebie leci. Normalnie, wiedziałem. I co? Odpiąłeś następny?

- No, nie od razu. Zaśmiała się i powiedziała: „Darek, tak nie można.” Ale się cieszyła, to powiedziałem, że przecież tylko pomagam i zapinam...

- Na stojąco, czy siedzieliście?

- No, na stojąco. Obok biurka. No i się pocałowaliśmy.

- Darek! Na pewno z jęzorem! Do gardła wepchnąłeś, czy najpierw spokojnie?

- No, spokojnie. Powoli, wargami.

- Pewnie ci się rzuciła na szyję. One tak robią, żeby nas osłabić. By się tylko całowały i całowały w nieskończoność, zamiast iść naprzód. Na to trzeba uważać... Dobra jest w całowaniu?

- No, fajna. Nie rzucała się, tylko objęła.

- Mnie by chyba ciśnienie rozerwało, albo bym ją na to biurko od razu. Że też ty wytrzymałeś, Darek! I co dalej?

- No, nic. Powiedziałem, że jest ładna.

- Co?! Ładna? Najlepsza dzida w szkole! A nie ładna. To co z tą koszulą? Zdjąłeś w końcu?

- No, tak. Porozpinałem dalej.

- Nie pomagała?

- No, nie. Tylko patrzyła i się uśmiechała.

- A stanik?

- No, mówiłem, że biały.

- Ale jaki biały? Gładki, w jakiś wzorek, gdzie miał zapięcie?

- No, na plecach?

- Mów, jak rozpinałeś!

- No, usiedliśmy na fotelu. Siadła mi na kolana i... no, normalnie.

- Darek, weź, mów po ludzku. Twarde miseczki?

- No, nie. Miękkie, z koronki.

- To wymiętosiłeś! Darek, chłopie, mów wreszcie.

- No, trochę... Wsunąłem rękę pod koszulę, to i dotknąłem.

- Złapałeś za cyca?! Miękkie, co?

- No... jak wata.

- Darek, ty to jesteś mistrz! Cicha woda!

- No, nie.

- Co nie, jak tak! Zapinka szybko puściła, czy się szarpałeś? Ja z taką szprychą to bym pewnie zapomniał z przejęcia, że to się w ogóle rozpina.

- No.

- I co wtedy? Ściągnęła ciuszki?

- No, nie. Nie tak prędko...

- Znów pewnie całowanko? Ale macałeś?

- No, tak. Już na goło.

- I jak?

- No, super. Miękko. A sutek jak kamień.

- Trzeba było polizać.

- No, lizałem.

- Kiedy, jak?! Darek, dlaczego wszystko trzeba z ciebie wyciągać jak leszcza z przerębli?

- No, zaraz potem. Odsunąłem stanik, nachyliłem się i polizałem. No, całowałem, ssałem, a drugą pierś jednocześnie macałem ręką. Aż Ania poprosiła, żebym przestał.

- A co jej nie pasowało? Suty twarde. Myślałem, że jej się podobało.

- No, podobało. Ale trochę niewygodnie było na fotelu.

- Aha, to co zrobiliście? Wolała iść na łóżko?

- No, tak. Zdjęliśmy z niej koszulę, spytała, czy naprawdę chcę i czy może zostać w majtkach. Zgodziłem się.

- Po co?

- No, żeby nie zapeszyć. No i weszliśmy pod kołdrę.

- A ty w czym? Też w gaciach?

- No, ja zdjąłem wszystko.

- Oj, Darek! Ciekaw jestem jej miny, kiedy zobaczyła twojego. To już była twoja. Wiedziała, że będzie rypanko.

- No, może. Ale nie widziała. Odwróciłem się, jak zdejmowałem.

- Oj, dżentelmen z ciebie. Ja bym tam od razu podstawił pod nos, żeby się zapoznała... To loda nie było?

- No, nie. Tylko normalnie.

- Boże, Darek! Ona ci naprawdę dała!? Mistrzu, za pierwszym razem?

- No...

- Chyba jej coś dosypałeś... Ale git! Ciasno było?

- No, normalnie.

- Dziewica?

- No, nie wiem. Może nie.

- Nie uciekała? Nie miała tam łaskotek?

- No, nie. Wszystko normalnie.

- Bo wiesz, różnie z nimi bywa. Ale ona nie bała się włożenia, nie cofnęła bioder, jak zaatakowałeś?

- No, nie...

- To nie dziewica. Ogolona?

- No, tak.

- I ile ją pukałeś? Tylko od góry czy jeszcze jakoś?

- No, nie wiem. Z pół godziny. Jakoś tak. No, klasycznie i na boku.

- Od tylca?

- No, nie. Tylko przodem.

- I zdążyłeś wyjąć, czy jej wpuściłeś soku? Bo nie mówiłeś nic o prezerwatywie. A może ona była jednak przygotowana, jak z niej taka latawica.

- No, nie.

- Czyli w niej skończyłeś, tak?

- No, tak.

- A, nie masz się co martwić. Pewnie bierze proszki. Nie była zła?

- No, nie. Nie była.

- Jęczała?

- No, trochę. Nie żeby jakoś szalała.

- Ta, skromny jesteś, mistrzu. Pół godziny jebania, bez oddechu, i „nie szalała”? Akurat! Zobaczysz, jak cię następnym razem dosiądzie, Darek! Oj, zobaczysz... Nigdy tej prezentacji nie zrobicie.

- No, daj spokój. Wcale przecież tak nie było.

- Tak, tak! Powiedz jeszcze, że jej wczoraj na oczy nie widziałeś... Wygadałeś się, stary! Teraz już za późno. Ale nie myślisz chyba, że komuś powtórzę? Nie chcesz, to nikt się nie dowie i Anka będzie dalej mogła zgrywać nietykalną cnotkę.

- No. No, wiem, że nikomu nie powiesz, Karol. Dzięki!

24 godziny potem:

- No, co ty, mamo?! Nikt do mnie nie przychodzi. Nikogo nie przyprowadzam. Wiem, że ciężko pracujesz i że się dla nas poświęcasz. Wiesz, że wiem. Przecież się uczę. Nie mam samych szóstek, ale robię co mogę.

- Aniu, nie kłam, proszę! Nie chcesz chyba powiedzieć, że wychowawczyni dzwoni do mnie ot tak bez powodu? Że sobie zmyśla, bo cię nie lubi? Do tej pory cię tylko chwaliła. Nie było takich problemów.

- Ale mamo! Nie wiem, nawet nie wiem, co ci powiedziała. Nie było mnie przy tym. To jak mam się bronić? I naprawdę nie kłamię. Nie mam chłopaka. A jak bym miała, to ty pierwsza byś się dowiedziała.

- Oj, Aniu! Mogłabyś poczekać z tym choćby do matury. Myślałam, że się będziesz uczyć, pójdziesz na studia, na medycynę. A tobie fiu bździu w głowie! Aniu, już nie kłam!

***

Czwartek.

- Pani Anna Omieła! Najlepsza praca, ale od pani bym więcej oczekiwał. Tym razem tylko cztery. Proszę bardzo.

- Dziękuję. – Długowłosa blondynka w bordowej koszuli w kratę odbiera złożone na pół kartki, unikając wzroku polonisty.

Kiedy indziej uznałaby taki komentarz za komplement i zachętę do jeszcze bardziej wytężonej pracy, ale tym razem poczuła się, jakby jej ktoś wbił nóż w plecy. I to jeszcze nie byle kto, lecz najbardziej sympatyczny nauczyciel. Ostatni, od którego można było oczekiwać odporności na plotki. Niestety, słowo wyleciało ptaszkiem, wróciło kamieniem, mnóstwem kamieni, i tłukło z każdej strony. Żeby jeszcze ograniczyło się do młodzieży, byłoby pół biedy, ale że największymi plociuchami mogą okazać się doświadczeni podobno pedagodzy, nie mieściło się w wyobrażeniach nastolatki. Najpierw telefon wychowawczyni do mamy, potem pełne pogardy spojrzenia chemiczki i biologiczki, lubieżne zerkanie księdza, a na koniec jeszcze to „od pani bym więcej oczekiwał”. U góry kartki duża czerwona uwaga: „Słaba logika wywodu. 4.” Jakby się nie domyślał, co spowodowało mętlik w głowie. Cała szkoła o tym gadała, tylko on jeden nie usłyszał! Ach, panie profesorze, dlaczego?!

Ale zaraz, chwila moment! Między kartkami A4 było coś jeszcze! O mały włos nie wypadło na ławkę! Co to? Liścik? List od nauczyciela? Żeby tylko sąsiad z ławki nie zauważył!

Och, Darek, fajtłapa! Dziewczyna przysiadła się do niego jeszcze w pierwszej klasie, do tego pryszczatego chuderlaka, na którego żadna laska nie chciała nawet spojrzeć, zagadywała go, żartowała, pożyczała mu ekierkę i ołówek, dla niego zakładała krótkie spódniczki i bluzki z głębokim wcięciem, a ten nic. Przez trzy lata ani razu nie odprowadził jej do domu, nie zaprosił do kina, nie zatańczył z własnej inicjatywy. Nawet na studniówce wybrał towarzystwo kolegów. Ale patrzył zawsze.

Chyba właśnie w tym przenikliwym wzroku się Ania wtedy zakochała. Przynajmniej żadne inne wyjaśnienie nie świtało jej w myśli, mimo że się długo nad tym zastanawiała. Im bardziej był bierny, tym uporczywiej zerkał przez ramię. Ciekawski wszystkiego. Kolana, uda, policzki, włosy, szyja, dekolt – nie raz słyszała kątem ucha uwagi kolegów, że znał każdy milimetr jej ciała na pamięć. Najpierw przyjmowała to zainteresowanie chłopaka z radosnymi wypiekami na twarzy, gotowa je zaspokoić całkiem, gdyby kawaler zechciał poprosić. Ale on zamiast się uśmiechnąć, przyłapany na zerkaniu wstydliwie uciekał wzrokiem. Potem się przyzwyczaiła. Ukradkowe spojrzenia kolegi nie robiły już na niej wrażenia. W końcu przestało jej być wszystko jedno. Ubierała się ładnie już nie dla niego. Coraz bardziej irytowała ją jego bezcelowa ciekawość.

Żeby tylko Darek nie zauważył! Bóg jeden raczy wiedzieć, co by sobie chłopak pomyślał.

Ostrożnie, odwrócona plecami do natręta, zasłaniając kartkę ramieniem, dziewczyna wyciąga karteczkę. Czyta: „Pani Aniu, zechce Pani zmienić ze mną słowo po lekcji? Bardzo proszę.” Co?! Rozmowa w cztery oczy? Rany boskie! Jeszcze tydzień wcześniej tajną korespondencję tego typu maturzystka niewątpliwie uznałaby za wyznanie miłości.

Od miesięcy łowiła spojrzenia nauczyciela. Przykładała się do wypracowań. Cieszyła się z każdej pochwały, których młody polonista jej nie szczędził. Na lekcjach aktywna, czujna, zawsze gotowa wzbogacić dyskusję o odkrywczy komentarz. Za każdym razem kiedy zapadała kłopotliwa cisza niezrozumienia, Cukrowski mógł liczyć tylko na nią. To ona, podnosząc rękę z prośbą o udzielenie głosu, rozładowywała napięcie, ratując profesora i klasę z niekomfortowej sytuacji, w skrajnym wypadku grożącej wybuchem konfliktu. Łączył ich wzajemny respekt i nić zrozumienia, jaka naturalnie wytwarza się między nauczycielem i najlepszym uczniem.

Dziewczyna intuitywne czuła – kobiety w takich sprawach nigdy się nie mylą – że mężczyzna ją lubił. Widziała to w jego oczach, w barwie głosu, nieco cieplejszej kiedy zwracał się bezpośrednio do niej, oraz w gestach, prawie niezauważalnych drganiach kącików ust i powiek. W pełni odwzajemniała to uczucie. Czasem nawet spotykała polonistę we śnie, lecz po obudzeniu czar nocy pryskał i wracała proza życia. On o dziesięć lat starszy, w związku – nie ważne, że żona odeszła, zawsze może wrócić – nauczyciel, ona nastolatka bez doświadczenia, podlotek, dzieciak, uczennica, podwładna: związek niemożliwy, o przytulaniu można tylko pomarzyć, wyłącznie w snach niekontrolowanych przez umysł. I nawet tam nie było miejsca dla liścików miłosnych.

Co znaczy więc ten skrawek papieru? Dlaczego Cukrowski nie powiedział na głos, żeby została po lekcji. Wystraszył się plotek? Nie chciał prowokować kolejnych? Ale jeśli tak, to po co w ogóle prosił o rozmowę? Bezpieczniej byłoby się całkiem odciąć od dziewczyny o zszarganej opinii. Może właśnie o to chciał poprosić? Żeby się więcej do niego nie uśmiechała, żeby się nie zgłaszała do odpowiedzi, żeby mu nie mówiła „dzień dobry”, bo to go kompromituje? Czy czwórka okraszona ustną uwagą była wstępem do tej rozmowy? A może jednak on coś do niej czuje? A jeśli uwierzył w krążące opowieści, że cichodajka, że się przespała z połową szkoły, czy przypadkiem też nie chce sobie poużywać? Co powie? Zaproponuje kasę? Stówa za loda, dwie za penetrację? Tak to się fachowo nazywa? Nie! Nie Cukrowski. Uspokój się, dziewczyno! Ktoś taki jak on na pewno cię nie zechce. Za wysokie progi.

Wtem, dzwonek. Koniec myślenia.

- Proszę państwa, spokojnie! Jeszcze nie skończyłem. Przypominam o Asnyku! I proszę na jutro przygotować się z Baroku. Na drugiej lekcji zrobimy powtórzenie i zaczniemy porównywanie epok. Proszę nie zapomnieć. Na jutro Barok. Teraz dziękuję. Do zobaczenia jutro.

Pospieszne pakowanie zeszytów. Nareszcie przerwa! Biegiem do szkolnego sklepiku w kolejkę po bułki, pędem na salę gimnastyczną zagrać meczyk w kosza, czym prędzej pod kiosk za bramą zajarać szluga. Tylko jedna dziewczyna się nigdzie nie spieszy. Żółwim tempem schyla się po torbę, ślamazarnie układa zeszyty, zastanawia się czy długopis umieścić w prawej czy lewej kieszeni. Leniwie rozgląda się po sali, niecierpliwie spogląda na drzwi. Uf, nareszcie wychodzi ostatnia trajkocząca para.

Profesorowi też się nie spieszy. Przegląda notatki, sprawdza coś w komórce. Tylko jakby od niechcenia zerka na wychodzących uczniów.Może ma w tej samej sali następną lekcję i zamierza zostać w środku przez całą przerwę. W końcu, gdy ostatni warkocz odwraca się w progu, powiedzieć kurtuazyjne „do widzenia”, Cukrowski odpowiada zamyślony:

- Do jutra! Wszystkiego dobrego!

Sekundę potem stoi już obok ławki swojej najlepszej uczennicy. Nozdrza napełnia morelowym aromatem szamponu do włosów. Jego wzrok przykuwa falujący ruch bordowej koszuli, wyjątkowo zapiętej pod samą szyją, wdech, wydech, wdech, wydech. Co właściwie miał powiedzieć Ani? Że przypomina mu kogoś, z kim kontakt urwał się dziesięć lat temu? Że ma zgrabne ciało? Nie, nie wolno mu adorować uczennicy!

- Chciałem cię ostrzec, Aniu. Nie wiem, jak to powiedzieć, żeby nie zabrzmiało głupio i nie mamy teraz czasu na długie wyjaśnienia... Aniu, krótko mówiąc, ktoś sieje plotki na twój temat. – Na te słowa dziewczyna mimowolnie wbija wzrok w podłogę. Czuje wilgoć pod powiekami. Pociąga nosem. Więc on o wszystkim wie. Też usłyszał te brednie.

- Aniu! – Mężczyzna na moment chwyta dziewczynę za ramię. Przez chwilę nie jest nauczycielem. Nie chce. Ta rola go uwiera. Wolałby być starszym kolegą, przyjacielem. – Aniu, chcę ci powiedzieć, że jak to jest któryś z uczniów, albo uczennic, z kim mam lekcje, to znajdę sposób, żeby go, albo ją, zmusić do odszczekania oszczerstw. Do odszczekania jak w epoce Baroku.

Co za ulga! On w to nie wierzy. Jednak! Jedyny normalny człowiek w tej debilnej szkole.

- Dziękuję! – Ania śmiało podnosi załzawione powieki. Już nie wybuchnie płaczem. Wyjdzie z sali z podniesioną głową. Żałując tylko, że nie może objąć Cukrowskiego za szyję. Najwięcej na co się może zdobyć, to przekazać mu wdzięczne, tęskne spojrzenie.

Torba na ramieniu, iść trzeba na korytarz, ale nogi wciąż nie chcą się ruszyć. Gorąco, duszno, koszula swędzi pod szyją. Profesor wyraźnie ma jeszcze coś do powiedzenia. Hura! Jeszcze na minutę można zostać. Palce bezwiednie rozpinają guzik. Uf, lżej będzie oddychać.

- Jest jeszcze coś, Aniu. – Cukrowski głośno przełyka ślinę. Jego oczy wołają: „Dalej, dziewczę, rozpinaj wszystkie!”, umysł zabrania patrzeć, żąda zachowania chłodnego rozsądku. – Pamiętasz jeszcze, gdzie mieszkam? Kiedyś dostałem kwiaty od waszej klasy, w ramach przeprosin. Byłaś jedną z emisariuszek.

- Tak, pamiętam. Źle się wtedy zachowałam.

- Nie przypominam sobie. Może mi później wyjaśnisz? Aniu, pytam, bo chciałbym cię zaprosić... Przepraszam! Wiem, że to niestosowne... Właściwie zamierzam zaprosić cię do restauracji. Mam nadzieję, że po maturach znajdziesz wolną chwilę dla starego belfra. To tez chciałem wcześniej zapowiedzieć, bo jak się skończy semestr już może nie być okazji... Aniu, nie musisz teraz odpowiadać. Po prostu jak będziesz mieć wolną chwilę, wpadnij do mnie... Nawet jeśli nie masz po drodze. Nie zatrzymam cię długo.

- Do restauracji? – Wizja obiadu z panem profesorem była tak nierealna jak opad śniegu w połowie lipca. – Już widzę, jak mnie mama puści.

- Mamę też zaproszę. Muszę jej pogratulować tak wspaniałej córki, bądź co bądź mojej najlepszej uczennicy.

- Chyba się nie uda.

- Byłoby szkoda.

- Tak. – pupilka polonisty robi kwaśną minę. Spogląda na drzwi. Chce spytać o numer mieszkania, o dzień i godzinę, ale się waha. – To ja już pójdę.

- Dobrze. – Cukrowski w ćwierć kroku za nią odprowadza Anię do wyjścia. Niepewny niczego. Oby się nie obraziła!

W ostatniej chwili dotyka jej przedramienia.

- Przyjdziesz?

- Kiedy? – dziewczyna pyta szeptem, raptownie obróciwszy się na piętach. O mało co nie weszła na nauczyciela. – Mogę dzisiaj... jeśli panu pasuje.

- Po szkole? Oczywiście. Od trzeciej będę na ciebie czekał.

Jaki wspaniały dzień! Kochany Cukrowski! Dzięki niemu można zapomnieć o wszystkich problemach... Właśnie. Dwa metry od klasy pod ścianą gadają znajome dziewczyny. Pytające spojrzenia... Tak, jasne. Będą kolejne plotki. Boże, co ja narobiłam?! Teraz i on przeze mnie będzie ubabrany błotem. Panie profesorze, ratuj, wybacz!

O Cukrowskim też swego czasu krążyły opowieści. Jego żona jest nauczycielką w sąsiednim gimnazjum. Miasto może nie jest całkiem małe, ale i tak każdy zna każdego, przynajmniej wśród osób związanych ze szkołą. Dosłownie wszyscy wiedzieli o burzliwym rozstaniu. A najbardziej pasjonowała ich przyczyna: rzekomy romans Cukrowskiego, oczywiście w pracy. Kilka miesięcy trwało publiczne tajne dochodzenie, z kim i kiedy. Bez rezultatu. Teraz sobie dopowiedzą. Boże, litości! Z drugiej strony, czy stało się coś godnego uwagi? Co kogo obchodzą cudze rozmowy?

Jeszcze trzy lekcje, dwie, ostatnia godzina. W głowie krążą rozmaite myśli, kreślą się najróżniejsze scenariusze. Co on właściwie chce powiedzieć? Czy znów chwyci za ramię? A jak spojrzy w oczy tymi wielkimi czarnymi źrenicami, poda rękę na pożegnanie, uściska, pocałuje po przyjacielsku? A jeśli w usta? Co wtedy? Odchylić głowę na prawo czy na lewo? I czy to normalne, zastanawiać się, jak smakują wargi nauczyciela? Niebezpieczne myśli, precz z głowy! Teraz jest matematyka, biologia, chemia, nie czas na was!

Jeszcze ten Darek! Jakby nie było wystarczająco dużo zmartwień i niepewności. Gapi się i gapi! Na szyję.

- Darek, czy coś się stało? Pryszcz mi wyskoczył? Guzik odpadł?

- Ach, nie, nic. – Chłopak ucieka spojrzeniem. Dopiero po namyśle dodaje szeptem: - Ładna jesteś. 

– Poniewczasie. Jej serce od dawna nie bije już dla niego.

- Przestań!

***

Domofon. Który numer? Mieszkanie było na drugim piętrze z prawej strony, numeracja od jedenastu do dwudziestu, to będzie piętnaście lub szesnaście. Głęboki oddech, próba, odczekać, bzzz. Otwarte. Już nie ma odwrotu. Pora się wspiąć po schodach i nie dać po sobie poznać, że serce kołacze, krew uderza do skroni, i przesłania mgłą oczy. Spokój, dziewczyno! To tylko facet, nauczyciel, obecnie twój ostatni, więc najlepszy, znajomy. Śniłaś o nim, to teraz masz. Nie garb się już, uśmiech, marsz!

- Bałem się, że nie przyjdziesz. Mam nadzieję, że nie masz mi za złe, że cię tu przygnałem. To przez to, że nie chcę ci sprawiać dodatkowych problemów w szkole. Ale nie stójmy w przedpokoju, Aniu. Proszę, wejdź do pokoju. Śmiało! Soku, herbaty?

- Co o mnie właściwie mówią? Nikt mi nie chce powiedzieć szczegółów, a z mamą nie chcę o tym więcej rozmawiać. Bez płaczu i kłótni nie potrafię.

- Aniu, chyba nie chcesz, żebym ci to teraz powtarzał. Może potem? Zresztą to nie będzie łatwe, bo co wpadnie jednym uchem, zaraz wylatuje drugim. W każdym wypadku nic mądrego. Stare baby w tym pokoju nauczycielskim, a takie głupie! Przepraszam, Aniu, że tak mówię, ale strasznie jestem tym wszystkim zdegustowany. Zostawmy ten temat na razie. Zaprosiłem cię w innym celu.

- W jakim? – Szkoda, że Cukrowski nie chce nic wyjawić, ale jak powie, że kocha... Oby nie coś zgoła przeciwnego.

- Chcę ci coś dać na pamiątkę. Coś co za parę lat, albo kilkadziesiąt, przypomni ci lekcje polskiego i tego dziwacznego nauczyciela.

- Wcale nie dziwnego.

- Miła jesteś dla mnie. Wiem, że historia architektury nie jest w centrum twoich zainteresowań, ale album to nie jest książka do czytania. Postawisz na półkę, a może pokażesz znajomym, jak przyjdą w gości. Trochę obrazków, ładne zdjęcia. Proszę, Aniu. Napisałem dedykację dla genialnej uczennicy, a do tego wyjątkowo sympatycznej, której najchętniej kazałbym powtarzać klasę przez kolejne trzy lata.

- Och, dziękuję. Wcale nie trzeba było.

- Zamierzałem ci go wręczyć bardziej uroczyście na ostatniej lekcji i w ten sposób wyróżnić cię przed klasą, ale kto wie, co się wydarzy do tego czasu. Możesz nagle zachorować, albo iść na wagary, i okazja stracona. I nie wiem, czy w ogóle chcesz, żebym ci dawał prezenty publicznie. Pochwalę cię na pewno, jak zawsze, ale nie chcę ci zaszkodzić. Już teraz złośliwcy różne rzeczy wygadują. Dlatego wolałem dać ci to na osobności. Poza tym jestem ciebie ciekawy. Przyjemnie jest porozmawiać w cztery oczy. Zaraz będą matury, wakacje, wyjedziesz na studia, a ja tu zostanę z bachorkami. Nie będzie dla kogo się starać i wyszukiwać ciekawostek na lekcje. Ten album to też pretekst, żeby się z tobą spotkać nie na szkolnym gruncie. Nie krępuję cię za bardzo, mam nadzieję.

- Nie, ale nie mogę tego teraz przyjąć. Przepraszam.

- Dlaczego, Aniu? Jak ci się nie podoba, mogę wymienić na coś innego. Wymienić nie, bo księgarnia nie przyjmie zwrotu, ale bardzo mnie ucieszysz, jak przyjmiesz jakiś drobiazg ode mnie.

- Wręcz przeciwnie. Podoba mi się. Dziękuję! Jestem wdzięczna. Tylko źle mnie pan zrozumiał. Nie mogę się teraz pojawić w domu z albumem. Musiałabym się tłumaczyć mamie ze wszystkiego, a nie chcę.

- Weźmiesz go kiedy indziej?

- Tak! A przetrzyma go pan dla mnie? – Serce dziewczyny podskoczyło na dźwięk tego „kiedy indziej”. Dotychczasowa rozmowa, serdeczna w treści i formie, była w odczuciu obojga zbyt oficjalna, stanowiła pożegnanie, którego i on i ona wolałaby uniknąć. Nie ma na świecie normalnego człowieka, któremu rozstanie z lubianą osobą, bez perspektywy kontynuowania znajomości, sprawiłoby przyjemność. Oboje czuli niedosyt.

- Oczywiście, Aniu! – Hura! To już na pewno nie jest ostatnie spotkanie!

- Ja też powinnam coś panu kupić. Dla najlepszego profesora... O Boże, ale późno! Ja już muszę uciekać. A co mówią ci złośliwi ludzie?

- Złośliwi? Co mówią? Aha, zazdrośnicy w pokoju nauczycielskim... Pewna pani nazwała cię moją pupilką. Gdyby nie ona w ogóle bym nie wiedział, że te bzdury, co się tam wygaduje półgębkiem i ćwierćgębkiem dotyczą ciebie. W życiu bym się nie domyślił. Zresztą nie zwracam uwagi na takie historyjki. Przelatują mi mimo uszu.

- Pupilką? Ale miło!

- Nie miej mi tego za złe. Tylko powtórzyłem.

- Nie mam, panie profesorze. – Nareszcie miła wiadomość! Ktoś zauważył, że profesor lubi swoja „pupilkę”. Nareszcie jakiś dowód!

Bo na studniówce się pan profesor nie popisał. Może nie mógł. Zaprosił wprawdzie „pupilkę” do tańca aż cztery razy. Nie były to oczywiście jedyne pląsy ucznia z kadrą pedagogiczną. Nawet księżula wyciągnięto na parkiet. Z tym że zazwyczaj nauczyciela albo nauczycielkę proszono, bo trzeba, bo tego wymaga etykieta, a Cukrowski sam podszedł do stołu Ani. Wcale nie musiał dotrzymywać jej towarzystwa, ale chciał. Skakali bezładnie, dając prześmiewcom powód do radości, i deptali sobie po stopach przy wolnych kawałkach. Dziewczynie świadomej, że podrygiwać potrafi tylko sama, niedostatek umiejętności partnera zupełnie nie doskwierał. Wręcz przeciwnie, w ciągłym zderzaniu się i plątaniu nóg widziała oznaki szaleństwa, wspólnej zabawy. Żeby jeszcze Cukrowski po zakończonym tańcu nie okazywał się sztywniakiem i nie odprowadzał jej od razu do stolika! Co mu przeszkadzało, zamiast pytać o ocenę muzyki i ogólnej atmosfery, skomplementować urodę „pupilki”? Pewnie pochwalił sukienkę i buty po jednym razie, ale jakby powiedział dwuznaczny wiersz o szyi i buzi, „najlepsza” „genialna” na pewno by się nie obraziła. Spacer i krótkie zwiedzanie hotelu, w którym się odbywała studniówka, też by nie zaszkodziły. I co, że by ich obgadywali? Przynajmniej nie byłoby nudno.

Zostało jeszcze założyć buty, wziąć torbę na ramię i powiedzieć „do widzenia”. Właśnie to ostatnie pytanie. Zadać, nie zadać? Niezręczne milczenie. Jednak! Odważna decyzja.

- Panie profesorze, to kiedy mogę przyjść? – w domyśle, po album. Chętniej jednak wcześniej. Odbiór książki może poczekać.

- Kiedy możesz, Aniu? Każdego dnia kończysz o trzeciej? Jutro na przykład mam prawie wolne popołudnie.

- Jutro też o trzeciej. Mogę wpaść tak jak dzisiaj. A w poniedziałek zaczynam o dziesiątej.

- Ja też. Dasz radę wpaść rano? – Na koniec coraz mniej dwuznacznie pachnie umawianiem się na randkę. Dwa serca pulsują na wysokich obrotach. Pach, pach, pach, pach...

- Jasne. Po ósmej. – Wszystko świetnie, tylko dlaczego trzeba czekać aż cztery dni do tego poniedziałku?! Nie można wcześniej?

- A co powiesz, żeby się spotkać i jutro na chwilę i w poniedziałek? – Nareszcie jakaś męska odważna propozycja.

- Dobrze! – Najwyższa pora opuścić gościnne mieszkanie. Wybiec jak kamień z procy.

- Do jutra, Aniu. – Dłoń profesora przelotnie gładzi bordową kratę koszuli. Ledwie odczuwalny dotyk, ale wyraźny przekaz: „Będę tęsknić”.

***

Piątek

Piątki zazwyczaj wysysają resztki energii i kończą się bólem głowy, przynajmniej w wypadku klasy III B, profil przyrodniczo-medyczny. Okazuje się jednak, że nie zawsze i nie dla każdego. Anna Omieła po siedmiu lekcjach opuszcza budynek rześka, jakby się dopiero obudziła. Tylko polski był trochę męczący. Musiała bowiem stale pilnować się, by natrętnym uśmiechem i tęsknymi spojrzeniami nie rozpraszać nauczyciela. Również ciekawski Darek nie powinien niczego się domyślać. Po przejściu kilkunastu metrów, kontrolnie ogląda się za siebie i skręca w inną ulicę niż zazwyczaj. Zamiast w stronę swojego osiedla, kieruje kroki w zupełnie przeciwnym kierunku.
Wspomina słowa, którymi Cukrowski zakończył lekcję.

- „Co tom mówił, łgałem jako pies!” Proszę państwa, zadanie domowe na weekend: Felieton o oszczerstwie, krzywoprzysięstwie, plotkowaniu! Może być krótki, na pół strony. Ważne żeby zebrać myśli i sformułować spójną wypowiedź. W zasadzie to powinno być zadanie z etyki, ale ponieważ państwo na etykę nie uczęszczają, wypada nadrobić zaległości na języku polskim. Jeszcze raz powtarzam tytuł: „Co tom mówił, łgałem jako pies! Hau, hau!” – Aluzja była jasna. Autor i rezonatorzy pogłosek, kimkolwiek są, powinni czym prędzej zacząć trenować język czworonogów.

***

Piętnastominutowy spacer, domofon, klatka schodowa. Na półpiętrze błyskawiczny lifting odzienia. W miejsce bluzki, którą miała na sobie w szkole, dziewczyna zakłada niebieski top na ramiączkach, z mocnym wcięciem, ściśle przylegający do ciała. Cukrowski jej jeszcze w nim nie widział.

- Dzień dobry! Mogę wejść?

- Aniu, wyglądasz wystrzałowo! – Cel osiągnięty.

Sok pomarańczowy, zielona herbata, naleśniki. Poczęstunek niewyszukany, ale widać, że gospodarz się postarał.

- Pyszne! Nie rozumiem, dlaczego żona się z panem rozwiodła. – Ups! Ugryzienie się w język już nie pomoże.

- To długa historia.

- Powie mi pan?

- Tobie nie mogę. – na buzi porzuconego rysuje się przebiegły uśmiech.

- Dlaczego akurat mnie nie? Podobno pan ją zdradzał.

- W pewnym sensie, bardzo dalekim od tego, co się zazwyczaj rozumie pod pojęciem zdrady... Nie powinienem tego mówić tobie, bo jesteś poniekąd w to uwikłana.

- Ja?! – Po takim wstępie pan belfer musi wszystko wyśpiewać, dokładnie jak na spowiedzi.

- Dobrze, Aniu, powiem, ale zachowaj to dla siebie. – Dobre sobie! Jakby to ona była skora do rozgłaszania plotek. – Poznaliśmy się z Alą, moją żoną, w liceum. Ja byłem w klasie maturalnej, ona zaczynała naukę. Rok prób, błędów, zakochań, buziaków popołudniu i burzliwych zerwań następnego rana. Potem jakoś udało mi się ją przekonać do siebie. – Jakoś? Człowieku, chyba nie myślisz, że tak łatwo zamydlisz oczy bystrej nastolatce.

- Rozumiem. – kiwa głową „najlepsza uczennica”. Jasne, poszli do łóżka. Trochę przykro o tym słuchać, zazdrość wzbiera, ale przeszłości nie da się naprawić. Ile Ania mogła mieć wtedy lat? Osiem, dziesięć? Za mało, żeby stawać w szranki o względy studenta.

- Potem długo byliśmy razem. Do końca studiów Alicji. Problemy się zaczęły, jak tylko zamieszkaliśmy razem. Kłótnie o to, do których rodziców pójdziemy na obiad, z kim spędzimy Wigilię, u kogo zjemy śniadanie a u kogo obiad w Święta. Zazdrość o przyjaciół, znajomych, o byłych chłopaków i szkolne narzeczone. Pewnego razu powiedziałem jej o wspaniałej uczennicy. Inteligentnej, mądrej, umiejącej pisać. Jedni latami szukają nowych metafor, a ona je znajduje na poczekaniu. Co wypracowanie to nowe odkrywcze porównanie, czy inny językowy kwiatek w pozytywnym znaczeniu. Musiałem wspominać o tobie zbyt często, dwa a może pięć razy. Ala się w końcu spytała, czy ta dziewczynka jest ładna. Trochę umniejszyłem twoją urodę, powiedziałem, że raczej tak, jak na swój wiek jest nawet niczego sobie, że na pewno podoba się rówieśnikom. To wystarczyło, by przelać czarę goryczy. Usłyszałem, że droga wolna.

- Tylko tyle? Nie bronił się pan?

- Nie chciało mi się. Zresztą natychmiast się zemściła, udając że ma romans.

- I to ja jestem winna? Zawstydza mnie pan. – Bynajmniej... Przecież dziewczyna starała się, jak mogła, żeby wywrzeć jak najlepsze wrażenie. Przyznanie mężczyzny, że jej starania mogły być skuteczne, tylko jej schlebia. Tylko wierzyć się nie chce, że to prawda.

- Ostrzegałem, Aniu.

- Tak. Szkoda, że muszę zaraz wracać do domu. Ja też muszę coś panu powiedzieć. – Pół nocy i cały dzień o tym myślała. W wewnętrznym dialogu po kilka razy poprawiała poszczególne zdania. Bała się, że nie będzie umiała zacząć, że jej wyznanie będzie nienaturalne, głupie. Tymczasem, po zwierzeniach nauczyciela, obawy prysły. Lepszy moment na zaplanowanie wyznanie może się nie trafić.

- Mamy umówiony poniedziałek, pamiętasz? Możesz zacząć teraz i dokończyć potem. – Czyli pan profesor jest ciekaw, co ona mu powie. „Pan profesor”: dziewczyna nawet w myślach nazywa go nie inaczej niż „panem profesorem”, ale z grzecznościowym nazwaniem pedagoga ten zwrot ma już bardzo niewiele wspólnego. To raczej pieszczotliwe, zdrobniałe imię. Jakby nagle zaproponował, by zwracała się do niego per Marcin, długo musiałaby się przestrajać.

- Tylko niech się pan nie śmieje... Bo widzi pan... Te plotki o mnie, pogłoski, że... Właściwie nie wiem dokładnie jakie, bo mi pan wczoraj nie powiedział.

- Wiem jakie.

Ania przełyka ślinę, odgarnia włosy, zakłada nogę na nogę i obejmuje kolano rękoma, przyjmując pozycję obronną.

- Muszę to panu powiedzieć. Wiem, że w szkole gadają, co niby robię z chłopakiem, albo z chłopakami. Że lody i te rzeczy. Nawet moja mama w to uwierzyła. Myśli, że ktoś do mnie przychodzi, kiedy jej nie ma w domu. Że robię to za jej plecami.

- Aniu, w miłości chyba nie ma nic złego, jak dwoje ludzi się kocha. Co myślisz? – Cukrowski wstaje z fotela, podchodzi do uczennicy, staje za jej plecami, odgarnia kosmyk włosów. – Przecież to piękne. – Dodaje.

- Tak, ale moja mama ma inne zdanie. Ja zresztą też.

- Jakie jest twoje zdanie? – Palce dalej gładzą dziewczynę po skroni i za uchem.

- Że z seksem można poczekać.

- Można.

- Aż się będzie pewną.

- Tak... Pewną czego?

- Że on mnie kocha, a ja jego.

- I po czym to poznać?

- Nie wiem. Nigdy nie miałam chłopaka.

- Będziesz miała.

- Nie jestem pewna... Ale widzi pan? To właśnie chciałam powiedzieć, że gadają o mnie, jaka jestem puszczalska, a tak naprawdę... - Ania zawiesza głos wpół zdania. Nie przychodzi jej na myśl nic, co by nie było powtórzeniem.

- Jesteś dziewicą. To chciałaś mi powiedzieć? – Ręka nauczyciela przesunęła się po policzku, muska ramię dziewczyny, palce gładzą skórę między ramiączkami bluzki i stanika.

- Tak. – Najlepsza uczennica obraca głowę, patrzy do góry, chce ujrzeć oczy starszego przyjaciela, jedynego prawdziwego przyjaciela. – wierzy mi pan? – Odrywa ręce od kolan, kieruje ramiona do góry.

Gdy się orientuje, że tym mimowolnym gestem zdradza chęć przytulenia się, gestem, na który nie powinna sobie pozwolić, jest już za późno. Ręce pana profesora powoli zaplatają się wokół jej szyi. Buzie zbliżają się do siebie: o trzy centymetry, stop, o dwa, stop, o centymetr... Jeśli nikt się nie opamięta, za moment zabraknie wolnej przestrzeni między nimi. Wargi rozchylają się, powieki opadają, mężczyzna w pełni świadomie językiem zwilża usta... Wreszcie dziewczyna z zamkniętymi oczami obiema rękami chwyta Marcina za kark, przyciąga do siebie, podaje usta do całowania. Zamyka uścisk wokół szyi mężczyzny. Górnym rzędem zębów zahacza o jego wargę, łapczywie próbuje objąć ją swoimi wargami. Już go nie wypuści z objęcia. Już ona mu pokaże, jak bardzo namiętnie potrafi całować dziewica.

- Ach. – Aktorka musi w końcu odetchnąć.

- Aniu! – Profesor nie może wyjść ze zdumienia. Nie nad umiejętnościami młodej dziewczyny, dającej popis braku doświadczenia, ale nad własnym szczęściem. – Aniu! – całuje ją spokojniej. Dokładnie zamyka jej górną wargę między swoimi i lekko zgniata ją i zwalnia uścisk na przemian. Potem tak samo pieści dolną wargę i prawy kącik ust.

- Panie profesorze! – Ania wysuwa języczek. Całowanie z nauczycielem?! To nie powinno się nigdy zdarzyć, ale skoro już, to niech on ją czegoś nauczy. Dziewczyna, wisząc na silnych ramionach, obraca się o dziewięćdziesiąt stopni, wymuszając symetryczny ruch męskiego ciała. W końcu spleceni w objęciach, złączeni ustami, tracą równowagę. Z trzaskiem i hukiem padają na podłogę razem z fotelem.

- Och! Przepraszam...

- Za co przepraszasz, Aniu?

- Nie powinnam...

- Nic cię nie boli? Stań, pokaż kolana.

- Panie profesorze... – ostatni raz dziewczyna wplata palce w jego włosy.

- Kocham cię. – nauczyciel chwyta ja za nadgarstki i czule całuje po rękach. Pociąga ją w swoim kierunku, by jak on uklękła.

Obejmują się. Ściskają.

- Jesteś piękna.

- Nie mogę. Nie powinnam. Niech się pan nie gniewa. Muszę już iść. Mama mnie zabije, jak się dowie. – Pora przerwać spontaniczne czułości. Albo iść na całość, wbrew woli drugiej osoby, na co nie pozwala prawo.

- Aniu, to ja przepraszam. Wybacz. – Wstają z klęczek. On ustawia fotel, ona pośpiesznie poprawia ubranie.

W progu mieszkania pierwszy odzywa się nauczyciel:

- Aniu, dziękuje ci za ten pocałunek. Niczego nie żałuję.

- Ja też nie. Muszę lecieć.

- Aniu, torba! – Cukrowski zbiega za swoją najlepszą uczennicą.

Na dworze obejmują się jak serdeczni przyjaciele. Ustami muskają policzki, niepostrzeżenie dla postronnych przechodniów. Zapominają jeszcze raz potwierdzić termin poniedziałkowej randki.

Rozstają się w pośpiechu. W niepewności, co do intencji własnych i drugiej strony oraz dalszego przebiegu tej znajomości. Żadne z nich nie wie, czy to był pierwszy i ostatni pocałunek, czy to dopiero początek namiętnej przygody. Pewni mogą być tylko tego, że wzajemnie się pociągają i jest to jedyny argument na rzecz miłości. Wszystkie inne okoliczności każą im natychmiast przerwać romans, zanim się na dobre rozpocznie. Zerwanie poniewczasie może być bolesne.


Poniedziałek, ósma piętnaście.

Domofon, schody, znajoma twarz w progu mieszkania, uśmiechnięta od ucha do ucha. Dziewczyna w niebieskim topie i krótkiej spódnicy pod kolor zwalnia na ostatnich stopniach. Zbiera myśli. Jak zacząć?

Cały weekend się zastanawiała. Zaczęła już w piątek po południu, zbiegając po tych samych schodach. Wcześniej miała dylemat, czy pozwolić jemu i przede wszystkim sobie na coś, co odrobinę wykracza poza schemat stosunków uczeń-nauczyciel. Po tym jak na głos wyznał jej miłość wszelkie wątpliwości prysły jak bańka mydlana. Pytanie brzmiało już nie czy i na co pozwolić, tylko kiedy i w jakich okolicznościach. Warunki brzegowe tylko dwa, bardzo proste. Po pierwsze absolutna dyskrecja. Nikt nie może się dowiedzieć, że Cukrowski uczy nie tylko polskiego i nie tylko w sali lekcyjnej. Po drugie dozgonna miłość. Dozgonna, czyli dopóki płomień uczuć nie zgaśnie. Nie łudźmy się, miłość do grobowej deski to mit, chyba że się umiera bardzo młodo. Musi być jednak nadzieja, że facetowi się nie odwidzi po jednym pójściu do łóżka. Szybka przygoda nie wchodzi w rachubę. W poniedziałek rano „najlepsza uczennica” już wie. Swój pierwszy raz, i na pewno nie ostatni, przeżyje z najlepszym nauczycielem.

Uśmiech! Nerwy na wodzy! Ściśle trzymać się planu! Przynajmniej na samym początku.

- Panie profesorze, mam prośbę. – Cukrowski dwie i pół doby tęsknił za jej głosem. Uszami pamięci słyszał to miękkie „panie profesorze”. Rękami wyobraźni obejmował dziewczynę. Całował jej usta i szyję, zdolne wydawać tak piękne dźwięki.

- Jaką, Aniu?

- Żebyśmy się dzisiaj nie całowali. – Śmiechu warte! Kto cię, dziewczyno, nauczył kłamać? Stajesz tak blisko, że prawie czuć smak pasty, którą myłaś zęby, i prosisz, żeby nie całować?

- Mamy się nie całować? – Zaskoczenie! A co żeś myślał, psorku, że na dzień dobry będziesz się lizać z nastolatką? A trzymaj chuć na wodzy! – Dobrze, Aniu. Jak nie chcesz, nie będziemy. Ale myśleć o tym nie przestanę. Nie mogę.

Prawidłowa odpowiedź. Dotykają się dłońmi, patrzą w oczy, Dziewczyna na chwilę przysuwa się jeszcze bliżej, zaraz otrze się biustem i nosem o mężczyznę, bada jego wytrzymałość. Profesor uświadamia sobie jak nigdy wcześniej, że uwielbia swoją najlepszą uczennicę. Jak ona na niego działa! Przed minutą jego ciało było spokojne, jedynie dusza dygotała od niepewności, czy Ania przyjdzie, czy zapomniała. Ledwie „pupilka” przekroczyła próg i ciało, ciało miłosne, pręży muskuły, jak napięta sprężyna rwie się do skoku.

- Hi hi! – tym razem już nie potrzeba zaproszeń. Ania zna drogę. Skacze przodem. Wpada do pokoju.

Stylowy regał ze szklanymi okienkami, tapczan, niski stół, dwa fotele, szerokie okno, brązowy dywan, jedna ściana zabudowana półkami na książki. Znajome pomieszczenie. Na stole miska z owocami. Winogrona, mandarynki, banan. Obok szeroki talerz kanapek. Herbata pachnie jaśminem. Przez żołądek do serca?

- Masz jeszcze jakieś życzenie?

Chwila namysłu. Przebiegły uśmieszek.

- Mam. Weźmiesz mnie na kolana? – Bezczelna dziewucha! Buzi nie da, ale drażnić męskich zmysłów nie przestanie. I gdzie się nagle podział „pan profesor”? Czy to ładnie do nauczyciela zwracać się w drugiej osobie?

- Wezmę.

Dziewczyna siada bokiem. Kolana złączone, pełna kultura. Prawą ręką obejmuje Cukrowskiego za szyję. Można to się tak spoufalać? Maturzystka a zachowuje się jak dziecko. Nie całujmy się: poudawajmy, że jest zima. Siądę ci na kolana: a teraz pobawimy się w sklep. A potem w lekarza, w dom i w szkołę. Wszystko na niby. Minuta władzy dla berbecia. Aż dorosły powie: stop, dzieciaku, wracamy do realności.

- Masz gryza. – Cukrowski podsuwa kanapkę.

- Am! – Jak się bawić, to się bawić.

- Teraz ja. Am! Teraz ty. Za mamusię. – prawa ręka karmi, lewa zaczyna delikatnie drapać po plecach.

- Am!

- Za siostrunię.

- Am! A zrobisz mi kakao? – No tak. Dzieci piją mleko ze słodką czekoladą.

- Tylko dokończymy kanapkę.

- Kakao. – Ania szepcze po chwili, ocierając nosem o ucho opiekuna. Delikatnie całuje go w policzek. – Marcinku, dobrze mi z tobą. – dodaje. Wcale się nie dziwi, że nazwała nauczyciela po imieniu i że nie jest to w żadnym stopniu nienaturalne. Kiedy się kogoś pragnie, mówi się jak sercu wygodnie.

Oboje idą do kuchni. Garnek, karton mleka, proszek kakao, na szczęście jest w szafce, palnik. Rozrobić w ćwierci szklanki wody, wlać do ciepłego mleka, mieszając zagrzać, nie doprowadzając do wrzenia, przecedzić przez sito do kubka. Mężczyzna gotuje. Dama, opierając brodę na jego ramieniu, patrzy.

- Nie musisz niedługo iść do szkoły? O której zaczynasz?

- Jeszcze zostanę, o ile mnie nie wygonisz. Mogę sobie odpuścić pierwszą lekcję i iść dopiero na polski. WF odpracuję na basenie.

- Prawie gotowe, Aniu. Nie mówisz dziś do mnie „panie profesorze”?

- Muszę? – szepcze i jeszcze raz muska go ustami pod uchem.

- Coraz bardziej chcę cię pocałować.

- Chodź do pokoju.

Znów siedzą na fotelu. Kakao stygnie w kubku. Kolejna kanapka znika z talerza.

- Powinienem założyć ci śliniak pod szyję. Żebyś przypadkiem nie musiała iść do szkoły w poplamionej bluzce.

- Mam w torbie drugą. I tak się przebiorę przed wyjściem. Nie sądzisz, że ta jest za mało skromna do szkoły?

- Odkąd pamiętam, często miałaś odkryty dekolt.

- Ale zmieniłam styl. – Jeszcze jedno otarcie ust o policzek.

- Założyłaś ją specjalnie dla mnie?

- Tak. – Kolejne cmoknięcie.

Łyk kakao. Jeszcze jeden. Kubek wraca na stół. Zmiana pozycji. Ania znów siada na kolana Marcinowi, ale tym razem będzie mieć jego prawą dłoń na plecach. Obejmuje go za szyję oburącz. Oddycha w jego lewe ucho.

- Moja siostra już się zdążyła domyśleć, że mam chłopaka. Zauważyła, że wracam do domu później niż zwykle.

- Spostrzegawcza. Ile ma lat?

- Dwanaście. – Cmok.

- I wie już, kto jest twoim chłopakiem? – prawa dłoń coraz bardziej zdecydowanie gładzi plecy. Wędruje pomału wzdłuż kręgosłupa od samego dołu do paska stanika, tam i z powrotem.

- Jeszcze nie. – Cmok.

- Jaki jest twój chłopak? Przystojny?

- Mnie się podoba. – Cmok.

- I jaki jeszcze jest?

- Nieśmiały.

- Nieśmiały? – lewa dłoń dołączyła do prawej. Delikatnie masuje dziewczynę po brzuchu.

- Tak. Tylko czasami pozwala sobie na więcej śmiałości. – Cmok.

- Kto to jest? – Prawa ręka wsuwa się od dołu pod bluzkę. Palce lekko drapią gładką skórę.

- Nie powiem. – Cmok.

- Znam go?

- Z widzenia. – Cmok.

- To ciekawe. Całuje się? – prawa dłoń dobrnęła do stanika. Zaczyna wędrówkę z powrotem do dołu.

- Rzadko.

- Ma na imię Darek?

- Nie! – Cmok. – Jeśli pytasz o tego Darka, z którym siedzę w ławce, to nigdy z nim nie chodziłam. 

– Cmok.

- Po jakimś czasie się tego domyśliłem. Ale on się tak, hmm, łakomie na ciebie patrzy! – Teraz i Marcin dotyka mokrymi wargami policzek dziewczyny. Nie przestaje drapać po plecach, raz po raz zahaczając palcami o stanik.

- Podobał mi się w pierwszej klasie. Dlatego z nim usiadłam. – Cmok. – To można rozpiąć, jak ci przeszkadza. – mówi Ania głośniejszym niż dotąd rwanym szeptem. Ma tremę przed obnażeniem się. Do tego denerwuje ją, że rozmowa zeszła na temat byłej sympatii.

Marcin nie reaguje na zachętę. Może nie zrozumiał, o co chodzi dziewczynie. Nie szkodzi.

- Poczekaj! – Ania przejmuje inicjatywę w swoje ręce. Zwinnym ruchem sięga za plecy i rozpina haftki. – Gotowe.

- Co na to twój chłopak? – Lewa dłoń Marcina nie zamierza próżnować. Wsuwa się pod poluzowaną miseczkę. Koniuszkiem palca głaszcze brodawkę.

- Ode mnie się nie dowie. – Cmok. Tym razem usta dziewczyny wybierają wargi mężczyzny. Cmok. Cmok.

- Zdejmijmy to. – Marcin ostrożnie, bez pośpiechu, ale zdecydowanie ciągnie dolną część topu do góry.

- Yhy. – Ania kiwa głową. Szybciej! Nim wstyd o sobie przypomni.

Zeskakuje z kolan, przekłada przez głowę bluzkę razem ze stanikiem, staje lekko pochylona, patrzy. Uczucie chłodu. Gęsia skórka.

- I jak?

Dobre pytanie. Równolatek Ani eksplodowałby z wrażenia na widok dwóch gór nieskazitelnej bieli. Marcin patrzy na te cuda natury z podziwem i ogromną wdzięcznością wobec ich wspaniałomyślnej właścicielki. Trzy dychy na karku to już początek starości. Mózg płata figle. Nieproszony rzuca na ekran wspomnień film retrospektywny. W synapsach uruchamia się program „analiza porównawcza piersi”.

Pierwszy kadr: Alicja. Absolutny punkt odniesienia dla wszystkich porównań. Pierwsza zdobyta twierdza. To na niej Marcin uczył się sztuki kochania. Bez niej niczego by dziś nie umiał. Biust mały, dwie piętki białego chleba. Tylko cały miękki, bez skorupy, o wiele bardziej smaczny. Pan profesor doskonale pamięta, jak początkujący student się nimi zajadał godzinami. Pochłaniał w całości, ssał, lizał i nigdy się nie mógł nimi nasycić. Gdzie tam równać się tym przylepkom Alicji do krągłych drożdżowych bochnów Ani. A mimo to uwielbiał je bardziej niż cokolwiek inne w byłej żonie. Były dla niego idealne i wiernie służyły jemu i jej przez lata.

Drugi kard: Agnieszka. Krótkie zakochanie na długo przed Alą. Rekolekcje. Trzy dni bez lekcji w szkole. Marcin tylko z jej powodu poszedł do kościoła. We wtorek wieczorem kino. W środę po rannym wykładzie z ołtarza, nieumówiona randka. Dom pusty, siedzą na łóżku w jej pokoju. Ona o czymś opowiada. O przyjacielu, który się w niej zakochał bez wzajemności i tak długo nie dawał spokoju, aż stracił status przyjaciela a nawet kolegi. Marcin rozumie, pociesza, obejmuje. Padają na plecy. Hi hi, ha, ha, powaga, pocałunek. Taniec języczków. Chwila zapomnienia, śmietankowy sweter wraz z podkoszulkiem podfruwa pod samą szyję. Więcej ubrań nie ma. Co za widok! Prawie płaskie meduzy z bladoróżowymi okami, wybrzuszonymi na środku. Młody Marcin gapi się. W pierwszej chwili nie wie, co robić. Burza myśli, ale dziewczyna nie ma cierpliwości. Zrywa się. W pozycji półsiedzącej galaretowata masa skupia się w dwa stożki, które w mgnieniu oka znikają pod podkoszulkiem i swetrem.

- Marcin, nie dotykaj! Proszę.

Błaganie, przekonywanie, obrażone miny. Wszystko na nic.

- Marcin, nawet nie mam piętnastu lat. Nie mogę.

Jeszcze jeden spacer.

- Mogę cię pocałować?

- Nie, Nie teraz. – Więcej próśb nie będzie. Marcinek się obrazi, przestanie się odzywać.
Alicja, kiedy usłyszy o niespełnionej przygodzie, spyta z niedowierzaniem:

- Ona była po uszy zakochana! Mogłeś mieć naprawdę fajną pannę. Dlaczego to tak zmarnowałeś?

- Może nie zmarnowałem. Nauczyłem się, że nie warto być niecierpliwym. I mam ciebie. –Następnego dnia Alicja znów z nim zerwała.

Kadr trzeci: Basieńka i Agusia, bliźniaczki. Unikalny przykład symetrii lustrzanej. Różniły się tylko fryzurą i pieprzykiem. U Basi usadowił się nad lewym sutkiem, u Agi tuż pod prawym. Dziewczyny bardzo nieletnie. Jedyny przypadek, kiedy Marcin bawiąc się płcią piękną, zgwałcił i własne zasady moralne i prawo. Żaden powód do chwały.

Południowe Włochy, trzygwiazdkowy hotel obok plaży, półtora tygodnia all inclusive. Ostatnie wczasy z rodzicami. Wśród gości liczebnie dominują Niemcy. Sporadycznie słychać język polski. Przy sąsiednim stoliku rodzina z Łodzi. Luźna rozmowa, dowcipy, narzekania na wieczorne „animacje”, czyli program rozrywkowy dla gości, dorośli przypadają sobie do gustu.

- Dzieci, poznajcie się. Przedstawcie się sobie. Marcinku, a może zabierzesz ich na przejażdżkę bananem wodnym? – Ich, czyli młodszego brata i dziewczynki nowych znajomych. Wiadomo, młodzieży razem będzie raźniej. A rodzice skosztują wina.

Marcin, student, nagrodzony stypendium za bardzo dobre oceny z egzaminów, miał już za sobą kryzys wieku nastoletniego. Przestał wyrywać się do towarzystwa starszych. Nie musiał nikomu udowadniać, że był dorosły. Wręcz przeciwnie, chętnie wziął pod opiekę brata i jego nowe koleżanki. Był banan wodny, lody, zwiedzanie rozległego kompleksu hotelowo-kempingowego.

Sprawując opiekę, Marcin mógł do woli przyglądać się obu dziewczynom. Ze sporym zainteresowaniem studiował ich młode ciała i zarysowujące się kobiece krągłości. Nie mógł tylko znieść, że najciekawsze kąski były zawsze zakryte kostiumem kąpielowym. Nie wiedział jednak, jak pozbyć się tej zawady. Trzy dni zajęło mu rozpracowywanie psychiki, zainteresowań i cech zachowania nastolatek. Czwartego dnia uznał, że przy odrobinie ryzyka może się to udać. Znalazł nawet racjonalne uzasadnienie. Rozebranie dziewczynek miało stanowić braterską przysługę. Kacper nie widział jeszcze prawdziwych piersi i bez pomocy jeszcze długo mógłby nie zobaczyć. Dlatego lekcja anatomii była konieczna dla zdrowego rozwoju męskiego myślenia i poszerzenia horyzontów wyobraźni.

Hotel dysponował własną piaszczystą plażą. Dno przy brzegu było uprzątnięte z kamieni. Nieopodal, w zasięgu kilku-, maksymalnie kilkunastominutowego spaceru, znajdowało się jeszcze wiele dzikich, nieuporządkowanych miejsc z dostępem do morza. Tym razem, dla odmiany, Marcin wybrał grupę płaskich głazów zalegających przy brzegu i częściowo przykrytych wodą. Gładka powierzchnia piaskowca, oszlifowanego przez erozję, doskonale nadawała się do wylegiwania na słońcu, a niewielka jama pod głazem, wyrzeźbiona przez fale burzliwie piętrzące się przy pionowym brzegu oraz płytka spokojna zatoczka tuż obok stwarzały idealne warunki dla rozmaitych zabaw w wodzie.
Tam Marcin z miejsca przystąpił do działania. Rolę pioniera, który idąc z przodu pierwszy bada nieznany teren, pozostawił Kacprowi. Sam pomógł bliźniaczkom rozłożyć ręczniki. Korzystając z chwilowej nieobecności brata, zasugerował opalanie się toples. Propozycja była jednoznaczna, ale wyrażona w formie pytającej, niczego nie narzucała. W razie zdecydowanego oporu, mogła być z łatwością obrócona w żart.

- Nie ma tu nikogo obcego. Dzieciak jaki jest, same widzicie. Nie wyrósł jeszcze z wyścigówek na komórce. A ja już tyle tego widziałem, że nic mnie nie zaskoczy. – Trochę prawdy w tym było. Trzy dni przed wyjazdem Marcin po długich staraniach definitywnie pozbawił się dziewictwa. – Mną sobie nie zawracajcie głowy. Bez obaw możecie się poopalać bez tego i nie mieć potem tych wstrętnych białych pasków.

Siostry wymieniły spojrzenia, zerknęły w dal na młodszego z braci, Basia pytająco wzruszyła ramionami, a Aga podjęła decyzję, za obie:

- Ja ściągam.

Za chwilę oczom Marcina ukazały się dwie pary pączków w idealnie białym lukrze. Łatwo poszło.
Kacper na widok okrągłych skrawków nieopalonego ciała, wybałuszył oczy, ale na szczęście nie zrobił i nie powiedział niczego głupiego. Zgodnie z planem, dyskretnie obserwując, uczył się anatomii.

Po paru minutach Marcin zaprosił jedną z sióstr do wody. Basię, tę z pieprzykiem po lewej stronie. W pewnej chwili, niby przypadkiem, otwartą dłonią otarł się o dorastający biuścik w najbardziej wypukłym miejscu. Krótki pisk, sekunda ciszy i dziewczęcy uśmieszek:

- Hi, hi! A ile przepłyniesz pod wodą? – dziewczyna nie okazała oburzenia.

Dwie minuty potem Marcin powtórzył manewr. Tym razem nastolatka zdołała opanować odruch piszczenia. W milczeniu przyjęła nieprzyzwoity dotyk. Także przy trzeciej próbie się nie wyraziła sprzeciwu. Wstępny test zaliczony. Przed wyjściem z wody egzamin:

- Basiu. Zatrzymaj się. Stań tyłem do brzegu, żeby nikt nie widział. Muszę cię pomacać. – Jasno postawiona sprawa. Dwie piersi, dwie dłonie, jedna tajemnica.

Czwarty kadr. Jessika. Studentka pedagogiki. Niska, pulchna, ma czym oddychać. Niepoprawna optymistka. Wakacje. Marcina gnębi sprawa rozwodowa. Żeby się nie załamać zatrudnił się jako opiekun na obozie dla dzieci z mniej zamożnych rodzin. Praca za przysłowiowe Bóg zapłać.

- Marcin, dziewczyny się znów skarżyły, że ten Kajtek im wbiegał pod prysznic. Musisz z nim przeprowadzić męską rozmowę. – W ośrodku sportowym pamiętającym komunę umywalnia i natryski są wspólne dla obu płci. W założeniu planistów intymność miała zapewnić kultura osobista pensjonariuszy. Małemu Kajtkowi nikt jej jednak nie wpoił w rodzinnym domu. Przyjdzie więc wychowywać dziesięciolatka opiekunowi grupy. Normalne. Od tego jest wychowawca.

- Postaram się. Nawiasem mówiąc, męską rozmowę muszę też przeprowadzić z panią opiekunką. – Marcin dowcipem próbuje udobruchać koleżankę. Jessika tak samo jak Marcin z przymrużeniem oka patrzy na końskie zaloty dziesięciolatka, nawet nie zaloty a tylko zabawę w berka, i histeryczne reakcje dorastających panienek. Nie w smak jej jednak perspektywa skarg mamuś molestowanej młodzieży po zakończeniu obozu.

- Ze mną?

- Oczywiście. Podchodzisz do mnie owinięta ręcznikiem, kiedy myję zęby. Wchodzisz w moją strefę intymną. – Dziewczyna nieruchomieje. Zaczyna nerwowo nasłuchiwać.

- Nikogo nie ma. – Marcin uspokaja ją szeptem i robi dwa kroki do przodu. Gra. Lecz za chwilę ta niewinna zabawa przerodzi się w coś więcej.

- Pod który prysznic wbiegał ten Kajtek? Pokaż.

- Pod wszystkie.

- Prowadź... Nie ten. Dalej. Dalej. Nie ten. O, na pewno tutaj. – Marcin szturchając dziewczynę w plecy, prowadzi ją do najbardziej oddalonej od wejścia kabiny.

- Marcin, co robisz? Co będzie, jak nas nakryją?

- To która dziewczynka kąpała się w ręczniku?

Dalej sprawa potoczyła się szybko. Strumień wody zagłuszył słowa i dźwięki nieprzeznaczone dla postronnych. Marcin myślał już tylko o jednym: jako rasowy polonista nie mógł się nadziwić filozoficznej głębi wyrażenia, że coś, na przykład piersi, całkowicie przesłania komuś ogląd rzeczywistości. Patrzył na dwa balony rozpłaszczone na jego jego torsie i pieprzył, dymał, chędożył, a niziuteńka Jessika zdawała się momentami lewitować, tracąc styczność z podłogą, niesiona energią jądrową kipiącą w mężczyźnie.

- Och, Marcin, co ja narobiłam? Przecież mam chłopaka.

Marcinowi było wszystko jedno. Miał w sobie tyle energii, że mógłby obdzielić nie jedną Jessikę, lecz kilka, i nie przez siedem nocy, pozostających do końca kolonii, a co najmniej przez siedem miesięcy.

Po powrocie, kolonijna kochanka przez jakiś czas dzwoniła jeszcze i pisała sms-y. Nie dostając odpowiedzi, z czasem zamilkła. Odezwała się dopiero na krótko przed feriami zimowymi.

- Marcin, jedziesz na zimowisko? Trzymam dla ciebie miejsce!

W kolejnym roku powtórka. Latem obóz letni, zimą zimowy. Jeszcze jedna studentka. Chuda, długa, prawie całkiem płaska Krystyna, pseudonim Żyrafa. Temperamentem i łóżkową finezją może się równać, z pewnymi zastrzeżeniami, z poziomem materaca. Trzeba jednak przyznać, że hołdując zasadzie „w bierności siła” stanowiła ciekawe uzupełnienie dla żywiołowej Jessiki. To już kadr piąty. Poważne zagrożenie na przyszłość. Ania w żadnym wypadku nie może się dowiedzieć o wakacyjnych ekscesach.

Kadr szósty. Justyna. Znów zimowisko, to ostatnie. Te same natryski. Marcin się kąpie, myślami będąc już godzinę później w towarzystwie Jessiki i Krysi. Wtem słyszy jakiś dźwięk za plecami. Odwraca się i oczom nie wierzy...

Oczy! Piwne tęczówki, szeroko otwarte powieki, czarne brwi i rzęsy. Usta rozdziawione. Mina przejęta. Niemo i nieruchomo o coś pyta, na coś czeka. Buzia i dekolt mocno naznaczone trądzikiem, ale za to piersi przepiękne. Obfite, kształtne, doskonałe. Jak u Ani. Do tego figura: wzrost metr sześćdziesiąt parę, wąska talia, płaski brzuch, ostro zarysowane biodra. Czarna szczecinka.

Marcin z trudem przełyka ślinę. Patrzy na nią. Ona patrzy na niego. Marcin zerka na jej, czternastolatka na jego. Ten na dole woła: „Dziewoję na warsztat! Natychmiast. Wbić klin w szparę, nie patrząc, że ciasna i sucha, i tak długo stukać, aż łzy bólu ustąpią łzom uczucia ulgi. Mózg w głowie ma jednak inne zdanie.

- Justynka? Nie możesz tu tak stać! Zmykaj! Ale już!

Dziewczyna bierze nogi za pas. Do podsłuchiwania jęków dochodzących z pokoju opiekunek na razie nie ma jak się przyznać.

Kilka dni później przed wejściem do autokaru Marcin obejmuje ramieniem najstarszą z podopiecznych. Przy całej grupie. Może sobie pozwolić na jawne okazanie sympatii. Nie ma przecież nic do ukrycia. Nachyla się i szepcze szczerze zaskoczonej nastolatce do ucha:

- Daj mi swój numer telefonu. Masz włączony internet? Korzystasz z jakiegoś komunikatora?  Skype czy coś w ten deseń?

- Tak.

- Przyślij mi namiary w sms-ie.

Niedługo potem z Dżastinka-gim-00 kontaktuje się Jan_Bezbolesny i przez bez mała trzy godziny pieści ją słowem pisanym. Po wyjściu z autobusu, Marcin z daleka przygląda się witaniu się nastolatki z rodzicami. Żegna się z nią jedynie wymownym uśmiechem, na który nikt poza dziewczyną nie zwraca uwagi.

Od tamtej pory Dżastinka-gim-00 codziennie pisze internetowemu nieznajomemu, co robi, z kim rozmawia, o czym, co czyta, co myśli, jaki chłopak ją podrywa i jakich słów używa prosząc o chodzenie. Wysyła mu też swoje selfie. Jan_Bezbolesny odwdzięcza się pieszczotliwymi komentarzami.

Niewykluczone, że także dziś rano cyknęła zdjęcie i na lekcji co chwilę sprawdza pod ławką, czy doszła odpowiedź. Doczeka się wieczorem.

Ostatnia migawka. Pensjonat w górach. Jeszcze raz Alicja. Rozśpiewana wychodzi z łazienki. Kapie z niej woda.

- Marcin, ty śpisz?! – Liczyła na masaż po siedmiogodzinnej jeździe samochodem, a ten przykrył się po uszy i udaje, że śpi. Masakra!

- Jeszcze nie, ale zmęczony jestem. – Wspaniałomyślnie nie dopowiada, że przyczyną bólu głowy jest bezustanne trajkotanie narzeczonej.

Po paru latach bycia razem, początkowa fascynacja Alicją gdzieś się zapodziała i nie chciała się odnaleźć. Prysły złudzenia. Kobieta przestała być ucieleśnieniem marzeń, romantycznych i erotycznych. Była już tylko kobietą.

Siedem obrazów przebiegło przez neurony szybciej niż błyskawica. Mózg to jednak potężna machina. Szkoda tylko, że do sprawnego działania potrzebuje podniety.

„Jestem świnia.” – pierwszy wniosek z filmu nie jest korzystny dla Marcina.

„Fajne cycki! Były już mini i maxi, pora na midi.” – Wynik analizy porównawczej jest banalny.

„Chyba jej wcale nie kocham, tak jak nie kochałem Alicji.” – Lepiej wątpić niż ślepo wierzyć, zwłaszcza gdy chodzi o własne wyobrażenia.

„Aniu, ja cię chcę po prostu bzyknąć.” – Rzetelna ocena faktów to podstawa etycznego zachowania.

„Jestem nieśmiały? Och, Aniu, Aniu!”

- I jak? – Do świadomości Marcina dociera pytanie.

- Maria-Magdalena i Maryja Dziewica w jednym. – Marcin wciska buzię w zagłębienie między piersiami Ani. Obejmuje dziewczynę pod pośladkami i przyciąga ją do siebie. Całuje.

- Co?

- Nieważne, Aniu. – Pocałunki zmierzają do prawej brodawki.

Marcin frywolnie wysuwa język. Wywija nim jak wąż albo jaszczurka. Dotyka sutka i chowa za zębami.

- Dobrze wiesz, że mnie podniecasz. Chcę się z tobą całować. – Uwagę Marcina przykuwa coś jeszcze: kobiecy aromat. Wie, że wpadł w sidła biologii. Że podlega kuszeniu przez zmysły świadome: wzrok, smak, dotyk, tu rola piersi jest nie do przecenienia; przez wyobraźnię, stymulowaną bardziej czułą barwą głosu niż treść rozmowy; ale też przez feromony działające na podświadomość. Wie, że źródłem zapachu, który właśnie poczuł, jest pochwa. Nie da się już ukryć, że dziewczyna traci rozum i stacza się w wąwóz instynktów.

- Ja też. Ale nie teraz.

- Kiedy? Jutro?

- Jutro nie mogę. – Jest umówiona z Darkiem. Mają dokończyć referat. Ania celowo ustawiła wizytę kolegi w terminie, kiedy jej mama na pewno będzie w domu. Drzwi będą otwarte na oścież, tak by w sąsiednim pokoju było słychać każde słowo rozmowy. Może w ten sposób uda się przekonać kobietę, że jej córka nie gzi się z kim popadnie. – W środę. Mogę wpaść? Albo w czwartek, jak w zeszłym tygodniu.

- W środę, czwartek i piątek. – Marcin śmiało oblizuje lewy sutek. Rysuje językiem koło wokół brodawki, naciskając sprawdza, jak bardzo stwardniała. Obejmuje pierś wargami. Zasysa. Jednocześnie ściska rękami uda, wysoko, na styku z pośladkami, pod spódnicą.

- Dlaczego całujesz tylko jedną? – Ania słyszy własne słowa, jakby je niosło echo skądś z daleka.
Pieszczota włącza seans wspomnień.

Dwa lata temu w mieszkaniu byłej już best friend forever, przyjaciółki na całe życie. Ania siedzi przy biurku, czeka na Izę. Zamiast niej do pokoju wchodzi jej starszy brat. Staje za krzesłem i ni z tego ni z owego wsuwa rękę pod stanik. Akurat miał ułatwione zadanie, bo bluzka z szerokim dekoltem niewiele zasłaniała, a sztywne miseczki podtrzymywały biust tylko od dołu. Od góry można je było bez trudu odchylić.

 - Zobaczone, zaliczone!

- I na drugą nóżkę! Ha, ha.

- Przecież to lubisz!

- Wiem, że ci się podobało.

- No, weź! Po prostu masz fajne cycki. Przecież na koloniach każdemu dawałaś. Wiem od Izki.

Wakacje między podstawówką a gimnazjum. Namiot polowy na dwadzieścia pryczy. Bitwa na poduszki. Śmichy, chichy, okładanie chłopaka po głowie, a on nagle łapą cap, i już wie, że pod piżamą nie ma stanika. Innego dnia w cieniu za namiotem jeden odciąga ręce do tyłu, drugi, nie zważając na protest koleżanki, pod bluzką chwyta za pierś i składa rzeczowy raport, bez nadmiernych emocji:

- B. Tak jak mówiłem.

Gimbusek pomylił się w ocenie rozmiaru o jedną literkę, ale to nic. Śmiałością zasłużył na pocałunek. Z Izką też się lizał, mimo że nic jej jeszcze nie chciało rosnąć.

Co nastolatka powiedziała bratu? Czy z własnej inicjatywy, czy dlatego, że się zapytał? Kiedy? Na bieżąco czy po trzech latach? Jaki miała motyw? Zdradziła tajemnicę przez zadrość czy z głupoty? Iza próbowała tłumaczyć, ale jej odpowiedzi nie zadowoliły Ani. Zabrakło słowa przepraszam i obietnicy, że brat nigdy więcej nie wyciągnie ręki po cudze.

To już nie ważne. Ania od tamtej pory omija dom koleżanki szerokim łukiem. Nie pozwoli, by byle głupek ją molestował, a siostra głupka tłumaczyła, że on chciał dobrze i nic się nie stało.

„Trzeba będzie się przyznać do wszystkiego Marcinowi” – wnioskuje Ania, nie pierwszy raz, wracając myślą do zdarzeń z przeszłości – „ale jeszcze nie dzisiaj.”

Pierś, mostek, druga pierś, środek brzucha, pępek... – Język Marcina pomału zmierza w dół, w kierunku podbrzusza. Jego palce zaciskają się na pupie, kciuki wodzą wzdłuż gumki majtek.
Plan! Plan! Jaki miałaś plan, dziewczyno? Mów, co zamierzałaś powiedzieć!

- Marcinku. Dałbyś radę wytrzymać bez seksu? – Co za pytanie?! Oczywiście, że nie, zwłaszcza przy tobie, lasko!

- Całkiem bez seksu?

- Nie! Na przykład tydzień.

- Mógłbym. Jasne.

- A miesiąc?

- Też. – W myśli dopowiada: "z trudem".

- A trzy miesiące albo pół roku? – Do czego zmierza to przesłuchanie? Czyżby „pupilka” próbowała ustalić, czy po rozwodzie były jeszcze inne kobiety? Rozmowa niepotrzebnie wkracza na grząski teren. Trzeba ją jak najszybciej przerwać.

- Czysto teoretycznie, skarbie, to niemożliwe. – sprytny polonista odpowiada, robiąc długie pauzy tam, gdzie w zapisie występują przecinki. Jednocześnie wsuwa dłonie pod majtki, zostawiając tylko kciuki na zewnątrz. Niezbyt mocno ściska pupę, dając Ani znać, że zamierza ją rozebrać. – A dlaczego pytasz?

- Jeśli by się okazało, że nie jestem jeszcze gotowa, zaczekasz?

- Zaczekam. Nie będziemy robić nic, na co byś nie miała ochoty, ani nie była gotowa. A o czym konkretnie mówisz, Aniu? – Ręce Marcina przesuwają się w dół, krążąc wokół ud i kolan.

- Wiesz o czym.

- A ty, Aniu, możesz sobie wyobrazić, że kiedyś, nie koniecznie dzisiaj, kiedyś tam, mogłabyś chcieć się ze mną kochać? – Marcin odkłada czarne figi na drugi fotel. Nie czekając na odpowiedź, całuje dziewczynę w łono, przez cienki materiał spódnicy.

- Wiesz, że tak.

W obu mózgach rodzi się jednocześnie ta sama myśl. Że za niecałą godzinę, skromna maturzystka będzie się zwracać do polonisty per panie profesorze. Że nauczyciel tym razem od niej zacznie sprawdzanie pracy domowej, a ona z udawanym wstydem przyzna, że pierwszy raz od bardzo dawna jest nieprzygotowana.

Marcin wstaje z fotela. Prowadzi nastolatkę kilka kroków w tył. Zatrzymują się obok łóżka.

- Teraz nie będzie potrzebna. – szepcze nauczyciel, pozbawiając dziewczynę ostatniej zasłony.

Ania szybko chowa się pod kołdrę. Kładzie się na boku, rezerwując połowę łóżka dla jego właściciela. Przygląda się, jak jej osobisty nauczyciel pozbywa się ubrań. Koszula, spodnie, skarpetki, slipy – Zapowiada się pasjonująca lekcja.

Leżą już obok siebie, nieco stremowani bliskością. Przynajmniej Ania nie wie, jak się zachować. Zaciskając kolana, czeka na polecenia doświadczonego partnera. Ten się nie okazuje pośpiechu. Obejmuje ją pod plecami lewą ręką, prawą kładzie na udo i zaczyna całować szyję. Powoli przenosi pocałunki na mostek, zmierza w kierunku sutka.

- Marcinku, kochasz mnie?

- Uwielbiam.

Pieszczocie górnej części ciała towarzyszy głaskanie nogi. Marcin wsuwa dłoń w szczelinę między udami, prosi o więcej miejsca. Kieruje się ku górze. Konsekwentnie przybliża się do miejsca, które do niedawna zakrywały majtki. Ania posłusznie rozluźnia nogi. Cieszy się z tego dotyku.

- Marcinku, chcę się całować.

- Zakaz nie obowiązuje? – Marcin czuje palcami ciepły rowek. Lekko naciska, fałdki nie stawiają najmiejszego oporu.

„I ktoś tu mówił o braku gotowości” – następnym razem tak właśnie jej powie. Tymczasem zamyka usta dziewczyny gorącym długim pocałunkiem. Ania nie pozostaje dłużna. Natychmiast obejmuje go za szyję, zamykając ją w kleszczowym uścisku splecionych ramion. Łapczywie całuje go, oblizuje zgłodniałymi wargami, językiem łowi język kochanka.

- Ach! – wzdycha w usta Marcina. Chce krzyknąć, żeby nie przestawał, żeby jeszcze mocniej uciskał jej łono. Że zamiast palcy może w nią wsunąć inną część ciała. Że jest gotowa. Że chce się kochać, pójść na całość. Szuka tylko odpowiedniego słowa.

Mijają sekundy, minuty... Czas przestał istnieć.

- Och! Maar-cin! – dziewczyna przerywa pocałunek. Ciężko oddychając, szczęśliwa opada na plecy.

Prawa dłoń Marcina pozostaje jednak wciąż tam, gdzie spędziła ostatnich kilka minut. Palce nadal masują dziewczęce ciało od środka. Wolniej, spokojniej, ale z jednakową siłą. Wreszcie ruchy ręki ustają.

- Marcinku, dziękuję. Musimy już iść? – Ania mówi pomału, jak dziecko budzone rano do szkoły, które nie chce przerywać snu w najciekawszym momencie.

- Mamy czas, Aniu. Rozluźnij się.

- Ile czasu?

- Dużo. – Marcin zwiększa siłę dotyku. Uciska łono od zewnątrz spodem dłoni i od środka palcami.

„Alicja jest naprawdę głupia. Mogła nadal mieć tę rękę tylko dla siebie.” – Z tą myślą, resztki zazdrości o byłą żonę Marcina ustępują. Rodzi się poczucie wyższości.

Uspokojona zapewnieniem kochanka, Ania na nowo pozwala uwadze skupić się całkowicie na fragmencie ciała, z którego płyną najsilniejsze doznania. Jej biodra zaczynają się poruszać. Kobieca część ociera się o złączone palce tkwiące w niej nieruchomo. Góra, dół, prawo, lewo, teraz organizm dziewczyny sam decyduje, którą ściankę podrażnić najmocniej w danej chwili. Pupilka masturbuje się o rękę nauczyciela. Zapomina się całkowicie w tej rozkosznej czynności. Sapie miarowo:

- Ach... ach... ach...

Biodra unoszą się i opadają. Pracują mięśnie nóg, brzucha, pleców, posladki. Napina się całe ciało. Mózg pogania każdą komórkę: „Nie leń się! Dawaj z siebie wszystko! Cel jest już blisko.”

W pewnym momencie Marcin porusza środkowym palcem, wprawia go w drganie. Pochwa odbiera i przekazuje tę wibrację dalej, od neuronu do neuronu, przez sploty, węzły, rdzeń do mózgu. Dokładnie tego było trzeba. Jednocześnie napinają się wszystkie mięśnie. Ciało wygina się w łuk. Drga, wibruje. Trzepot skrzydełek jednego motylka w brzuchu wywołał trzęsienie ziemi.

- Ach. – Ania opada zmęczona na plecy. Wyczerpana i szczęśliwa.

Jeszcze jeden namiętny pocałunek, ostatnie motylki, miłosne objęcie.

- Dziękuję. Marcinku, kocham cię. Kocham, kocham, kocham!

- Też cię kocham, skarbie. – Pocałunki. Po policzkach i biuście. Dziesiątki krótkich cmoków. – Jesteś mokra, Aniu... Cała mokra i słona. Starczy ci dziesięć minut na prysznic?

- A umyjesz mi plecki?

- Nie dzisiaj, skarbie. Jak zacznę, to nie wyjdziemy z łazienki przez dwie godziny.

***

Środa, rano.

Domofon, schody, przedpokój.

- Marcinku, nie chcę śniadania. – nastolatka zamiast powitania zdejmuje bluzkę i stanik, jeszcze przed ściągnięciem butów. – Masz. – półnaga podaje ubrania mile zaskoczonemu mężczyźnie. Kto by nie chciał być tak potraktowanym przez najlepszą laskę w szkole?

Pocałunki obok łóżka, na stojący. Wzajemne rozbieranie. Pocałunki nago, na stojący. Objęcia, ocieranie się o siebie ciałami, głaskanie po plecach. Pocałunki, objęcia i uścicki na leżący. Masaż. Pieszczenie łona jak dwa dni wcześniej.

- Aniu, ta twarda gulka to chyba łechtaczka.

- Och! Już nie mogę! Ach, Marcinku!

Skurcze, drgawki, wibracje, krople potu jak grochy na całym ciele.

- Jak jakaś dziewczyna jeszcze raz powie, że radzi sobie sama, opowiem jej o tobie.

- Ani się waż, skarbie.

- Dlaczego? Co mi zrobisz?

- Umyję ci plecki.

- Dzisiaj?

- Nie. Dzisiaj idziemy do szkoły.

- A kiedy? Mówiłam ci już, że cię kocham?

- Jak będziesz gotowa.

- Myślisz, że nie jestem? Masz mnie za dziecko?!

- Będziesz, skarbie. Na razie gotowa jest tylko twoja cipka.

- Marcin, jesteś okropny! Jak mnie następnym razem nie przelecisz...

- No? Słucham. Co mi wtedy zrobisz? – Ręka Marcina wraca między nogi dziewczyny. Palcami zanurza się w miejscu, które jest już ponoć gotowe.

- Zrobię ci loda. – Ania swoją dłonią dociska do siebie prawą rękę mężczyzny. Uśmiecha się lubieżnie.

- Mam ci kupić dżinsy? – Oboje wybuchają śmiechem na ten cytat z niezbyt udanego ale znanego filmu. Całują się. Wspólnie dopieszczają jej czułe miejsce.

Wibracje. Nie tak żywiołowe jak poprzednio, przeżywane bardziej świadomie. Wcale nie mniej przyjemne.

- Mam być twoją galerianką? Nie stać cię, panie psorze.

- Wolisz dawać za darmo?

- Wolę! Jak na razie dajesz tylko ty, a ja biorę. Muszę ci się odwdzięczyć.

- Jeszcze mamy czas na dzieci.

- Dzieci? Są prezerwatywy.

- Nie mówię o zabezpieczeniu.

- A o czym? Marcinku, nie chcesz tego? Przecież ci się podobam.

- Ostrzegam, że będziesz rodzić moje dzieci. Oczywiście najpierw studia.

- Nieźle. Mam tyle czekać?

- A nie dasz rady? Nie poczekasz, hm, pięciu latek?

- Chyba nie. Ale jak będziesz mnie tak pieścił, jak dotąd, to może nawet się udać. O ile cię wcześniej nie zgwałcę.

- Pół roku?

- Też nie.

- Miesiąc? Nie wytrzymasz miesiąca bez seksu?

- Przy tobie to czysto teoretycznie niemożliwe, a praktycznie jeszcze mniej.

- Tydzień?

- Za tydzień nie będę mogła. – Ania przytula głowę do klatki piersiowej Marcina. Od teraz nauczyciel będzie mógł sobie obliczać, w której części kobiecego cyklu jest danego dnia jego uczennica.

***

Czwartek rano.

- Panie kolego! – przed pokojem nauczycielskim nauczyciel wf-u łapie za ramię nauczyciela języka polskiego. – Gratuluję pupilki, Marcinie! – śmieje się, półszeptem, dbając o zachowanie jako takiej dyskrecji.

- Ziutku, o co biega? – polonista czuje, że dzieje się coś niedobrego.

- Wyjątkowa sztuka. Szkoda tylko że nie dla nas. – chichocze. Czujnym spojrzeniem bada reakcję kolegi.

- Co się stało, Ziutku? Mów koledze. – Marcin zagradza drogę niższemu o głowę rówieśnikowi. Szepcze.

- A jednak. Zależy ci na niej. Fiu, fiu! Tylko się nie zakochaj! – chichocze przez moment. Po tym wstępie poważnieje. Dzieli się zasłyszaną dzień wcześniej informacją. – Wiesz, co baby gadają?

- Znowu?

- Tym razem obciągnęła chłoptasiowi. Ale komu?! Taki szczylek, totalny łamaga, co piłki nie umie dwa razy odbić od podłogi. Japka pryszczata, kozia broda nieogolona. Z czasem się poprawił, wymężniał, ale tylko z wyglądu. Szczyl, mamisynek. Nie pomyślałbyś, że mu staje. A jednak! Ta twoja panna nawet z takiego smrodka zrobi ogiera. Och, żeby tak z nami się pobawiła.

- Jak? Ziutek, co ty? Chyba nie wierzysz tym starym raszplom.

- Mam lepsze źródła, sprawdzone. Ty wiesz, jaka z tej gówniary rasowa obciągara? Przy rodzonej mamusi mu dobrze zrobiła i to tak, żeby się staruszka niczym nie niepokoiła. Wiesz jak? Przy otwartych drzwiach kazała mu czytać wypracowanie na głos, dla niepoznaki, a sama klękła przed nim, wyjęła mu z rozporka co trzeba i sssup, sssup, sssup! Popytaj ją. Tobie powie. Może ci jeszcze zademonstruje! – Ziutek rubasznie szturcha kolegę w bok i chichocze. – Żartuję! Wiem, że lubisz tę małą. Zresztą nie taką małą. – Wesoły nastrój go nie opuszcza.

- To co to za źródła?

- Dość dobre. Ile masz zboczeń?

- Ile? Nie wiem. Coś tam się znajdzie.

- Więc zrozumiesz. Szczegółów znać nie musisz. Wystarczy powiedzieć, że trochę wiem, o czym się gada w szatni. Uwierz mi. Smarkule miewają długi język i potrafią go użyć.

- Która?

- Aż tak ci zależy? Hmm. Zajrzyj kiedyś do kantorka, to pogadamy.

***

Czwartek, po południu.

- Kusisz, a musimy poważnie porozmawiać.

- Mam się ubrać?

- Nie Aniu. Nawet w czadorze wyglądałabyś smakowicie. – Marcin ciągnie dziewczynę za rękę do łóżka.

Leżą nadzy pod kocem. Ania przytula głowę głowę do barku mężczyzny.

- Spotykałaś się z Darkiem ostatnio?

- Tak, przedwczoraj. Dlatego nie mogłam przyjść do ciebie we wtorek. Byłam z nim umówiona, żeby skończyć projekt na biologię. W poniedziałek, nie chciało mi się tego tłumaczyć. Pamiętasz, co wtedy robiliśmy? Ty mi robiłeś, kochany!

Marcin nie odpowiada. Delikatnie drapie swoją pupilkę po plecach. Słucha.

- Wiem, dlaczego pytasz.

- Dlatego dzisiaj jesteś taka zdenerwowana. Nie ukryjesz tego przede mną pod wymuszonym uśmiechem. Nawet kiedy jesteś naga. Kiedy podałaś mi stanik, trzęsła ci się ręka. Aniu, nie gniewaj się za pytanie, czy doszło do czegoś między wami?

- Co?! Że ja z Darkiem? Marcinku!

- Tylko pytam, skarbie. W szkole gadają dziwne rzeczy.

- Co tym razem? Wiesz, co zrobiła ta jędza Butowska? Wczoraj znowu dzwoniła do mojej mamy. Jak tylko usłyszałam, że to ona, zabrałam mamie słuchwkę i jej nawciskałam. Zwymyślałam ją od rezusów i bonobo i powiedziałam, żeby się nie podszywała chamiara pod panią profesor. Że jak by wychowawczyni miała jakieś uwagi, to by się zwróciła bezpośrednio do mnie, w szkole. I się rozłączyłam.

- Zuch dziewczynka! Czyli masz ropuchę z głowy. I mamie otworzyłaś oczy. Daj buziaka!

- Ech, mama. Obraziła się, że się tak niemiło zwracam do nauczycielki. Że wstyd przynoszę. Mama chce tę jędzę jeszcze jakoś przepraszać. Marcinku, ja się załamię. Skąd się te ploty biorą?

- Z zazdrości.

- A czego mi niby można zazdrościć?

- Wszystkiego, Aniu. Buzi – Marcin czule obcałowuje policzki. – Biustu – wsuwa prawą dłoń pod pierś dziewczyny, opartą do tej pory o jego lewy bok. Ściska ją delikatnie. I głowy! Tego, że o tobie mówią „najlepsza laska”, a na niektóre twoje koleżanki nie spojrzy nawet pies z kulawą nogą.
- A jaki to ma związek z Darkiem?

- Gadają, że jemu robiłaś loda. Poprzednim razem podobno sprawdzał twoje dziewictwo.

- Co?! Kto to wymyślił?

- Jeszcze nie wiem, ale wcześniej czy później to się wyda. Zobaczysz... Nie dziw się. Wyglądacie na parę, która dla przyzwoitości nie obnosi się publicznie z czułościami. To rodzi domysły, co robicie, jak jesteście sami.

- Ale ja z nim nie chodzę i nigdy nie chodziłam.

- A ze mną chodzisz? – Marcin coraz intensywniej masuje pierś i plecy

- Nie publicznie. – Ania parska śmiechem na myśl o tym, co zaraz dopowie. – Ale tak, chodzę z tobą. Do łóżka!

- Taak. Dość tych smutnych rozmów na razie. Chodź, się pobawimy... Daj rękę. Połóż tutaj. – Marcin kieruje dłoń dziewczyny na swoją szyję, na grdykę. – Teraz przesuń trochę niżej. I jeszcze niżej. I jeszcze trochę. Nie skręcaj. Jeszcze dwa centymetry do dołu. Jeszcze odrobinkę... – krok po kroku naprowadza ją na swoje krocze. – I co czujesz?

- Coś twardego. Mogę? – filigranowa dłoń nastolatki ostrożnie obejmuje tajemniczy obiekt. – Co to jest? Skąd to masz? – Ania zalotnie oblizuje wargi.

- Filutek. Rośnie, kiedy się o mnie ocierasz piersiami. A teraz go nie wypuszczaj z ręki. Daj nóżkę. Przełożymy kolanko z drugiej strony. I teraz położysz się na mnie. Ale trzymaj filutka, nie puszczaj! Jeszcze znajdziemy dla niego odpowiednie miejsce. Przesuń się troszkę w dół. O, tak! Poruszaj jeszcze bioderkami. – Manewrowanie wcale nie trwa długo. A raz zjechawszy w rowek, filutek nie ma zamiaru opuścić ciepłego zagłębienia.

- Co ty ze mną robisz? Co teraz? – Ania nie może uwierzyć, że jej najskrytsze marzenie może się spełnić już lada chwilę. Jednocześnie odczuwa naturalny lęk przed nowym doznaniem, przed wtargnięciem w nią obcego ciała.

- Teraz powiedz mi, co czujesz. Co się dzieje w tamtym miejscu.

- Marcinku! – głos zawiesza się na krótką chwilę. – Jesteś trochę we mnie.

- Czuję, Aniu. Całkiem gościnna jesteś. Miękka. Sprawdź palcami, czy da się jeszcze rozchylić fałdki.

- Jesteś zboczony. Hi, hi! Uwiodłeś mnie. Teraz wiadomo, co z ciebie nauczyciel... Och, Marcinku, nie mogę już mówić.

- Ćśśś. Teraz złap go jeszcze raz w rączkę, mocno. I pokaż mu, gdzie jest twój guziczek. Naprowadź go na łechtaczkę.

- Co? – Ania skrupulatnie wykonuje polecenie. – Och! Jesteś pewien?

- Pobaw się nim. Poocieraj się o niego. Robisz to sama, leżąc na brzuchu?

- Czegoś takiego sobie nie wyobrażałam. Och, ale to działa! Och! Oooch! Co jeszcze mam zrobić?

- Oprzyj się na łokciach i zrób mi masaż sutkami. Podotykaj mnie nimi najlżej, jak potrafisz... Uuu, Aniu, jesteś niesamowita!

- A ty mnie kłujesz tam na dole. Marcinku! Ooch!

- Mmm. Obejmij mnie za szyję. Mocniej.

- Oooch. – Gruby filutek toruje sobie drogę między śliskimi fałdami.

Marcin zaciska talię dziewczyny w kleszczowym objęciu. Przesuwa dłonie na posladki. Szczypaniem wymusza drganie bioder.

- Och, och, Marcinku! Ty teraz wchodzisz we mnie? – Ania coraz ciężej oddycha z przejęcia. Myśli tylko o jednym. O chwili, kiedy Marcin ostatecznie dopasuje swój klucz do zamka, wepchnie i zakręci.

- Teraz zamiana! – mężczyzna domyka uścisk i zamaszystym ruchem obraca złączone ciała o sto osiemdziesiąt stopni. Przewraca Anię na plecy. Sam będzie na wierzchu.

- Oą! – Fala piekącego bólu rozlała się po plecach i brzuchu, na ułamek sekundy paraliżując mięśnie.

- Już? Czuję tak, jakbyś był cały we mnie.

- Bo jestem.

I ruszyła maszyna po szynach, najpierw powoli: buch, buch, buch! Stopniowo przyspiesza: Buch-buch, pach-pach, buch-buch, pach-pach. Koła terkoczą, podkłady stękoczą: Buch-bach-pach, ą-ę-ach!
- Ooo! – To maszynista woła w ekstazie; dorzuca węgiel do kotła.

- Oą. – Lokomotywa mu gwizdkiem odpowiada.

- Ooo!

- Oą!

- Ooo!

- Oooą!

- Och!

- Ą!

- Oooch. – Dojechała maszyna do celu.

- Ą... ą... o... – Odpocząć musi lokomotywa. – Dziwnym zbiegiem okoliczności, równo w tej chwili w umyśle nicka Jan_Bezbolesny zrodziła się myśl, wykorzystania wiersza Tuwima w swej bałamutnej korespondencji. Niesamowite przypadki mają miejsce w internecie!

Po dłuższej chwili spędzonej w milczniu odzywa się Ania:

- Przeleciałeś uczennicę, Marcinku... Podobało ci się choć trochę? Nie jestem najgorsza?

- Dobrze wiesz, że jesteś najlepsza. Najlepsza uczennica, najlepsza laska, we wszystkim najlepsza.

- Mam świetnego nauczyciela.

- Zechcesz go pocałować?

- Zawsze!

Dopiero pod prysznicem, namydlając brzuch młodej kochanki, Marcin wraca do tematu plotek.

- Najgorszy z nich wszystkich jest ten twój Darek. Gdyby choć raz się przyznał, komukolwiek, że nie uprawiasz z nim seksu, nie byłoby tych głupich domysłów.

- Mógł nie wiedzieć.

- Mógł. Ale teraz raczej wie i nic nie robi. Nie kiwnął palcem w obronie twojej reputacji. To pierwszy przyjaciel, na którym się zawiodłaś?

- Marcinku, jeszcze nie wiesz na pewno, czy Darek jest winny. – Nauczyciel zamyka jej usta pocałunkiem. – Twój filutek...

- Co z nim?

- Znów się zrobił duży.

- Ale ty masz rankę. Gdyby nie to, że musisz się zagoić, inaczej byśmy rozmawiali. Nie jestes gotowa na seks, Aniu. Musimy poczekać.

- Ile?

- Pół roku. – Tym razem Ania blokuje język Marcina, żeby nie gadał głupot.

- Na przyjaciółce się raz zawiodłam. Kojarzysz Izę, co siedzi za mną z Kamilem? W gimnazjum byłyśmy best friends forever. Po tym co mi zrobiła, przez rok się do siebie nie odzywałyśmy.

- Ale przyjaźń z chłopakami została. Twój Darek i ten Kamil to zdaje się bliscy kumple.

- Nawet bardzo, ale nietypowi. Jak się poznaliśmy, Kamil wystartował jednocześnie do mnie i do Izy, nawet próbował się z nami całować, a Darek o niczym nie wie.

- Tylko probował?

- Hi, hi! Ze mną raz mu się udało. Jak z Izką, nie wiem. Pewnie też. Marcinku, nie gniewasz się, że ci to opowiadam akurat teraz? Dziwnie to musi wyglądać.

- Mów, mów, Aniu. Pokaż, jak cię ten Kamil pocałował.

- Teraz? A tak. Daj tutaj rękę, - dziewczyna kładzie sobie dłoń tuż pod piersią – wyobraź sobie, że mam na sobie sweter i przesuń rękę do góry. Drugą ręką złap mnie za tyłek i przyciągnij do siebie... on nie był taki twardy... i teraz spróbuj mi wepchnąć język do buzi. – Marcin podejmuje próbę.

- Mmm, prawie mi się udało! A teraz się rozluźnij. Rozchyl usta.

- Oą! Oooą! Oooą-oooą! – Marcin przebił się przez rozluźnione wargi jednocześnie obydwoma językami.

- Ooo!

- Oooą!

- Oooch! – Pociąg dojechał na drugi przystanek. – Aniu, czas kończyć mycie, żebym cię tu nie zamęczył na śmierć.

- Umrzeć od przyjemnego? A jeśli zechcę?

- Zostawmy coś na potem. Najpierw matura i studia. A potem sie zabawimy, jak zostaniesz u mnie na noc.

- Jesteś okropny! Marcinku, dlaczego ja cię tak bardzo kocham?

***

„Dżizusie, to Ruda!” – koleżanka z klasy, nazywana tak z powodu wyjątkowo wyraźnego koloru włosów, wyłoniła się zza krzaków i wyraźnie naprzeciw pupilki profesora Cukrowskiego.

– „Żeby mnie tylko nie zauważyła.” – Najlepsza uczennica skręca w chodnik wiodący na plac zabaw, czyli donikąd. Liczy na to, że Ruda nie pozna jej z daleka.

Niestety. Tup, tup, tup, tup! Sprinterski stukot sandał o chodnik świadczy niezbicie, że nastolatkę czeka rychłe spotkanie. „Czego ona chce? Przecież my się praktycznie wcale nie znamy.”

- Ania! Ania, to ty? Zaczekaj!

- O, cześć Marto! Co tu robisz?

- Ja? Mieszkam. Hi, hi! A co ty tu robisz? – Na to pytanie kolana pupilki dostają drgawek.

„Koniec! Wydało się! Jutro cały świat będzie wiedział, że nie tylko Darkowi daję. Oj, będą mieli używanie.” – Ania krzyżuje ręce na piersi. Staje z opuszczoną głową. Nie jest w stanie spojrzeć w twarz znajomej.

- Aha! Jasne! – Gdyby iść odważnie na przypadkowe spotkanie, nie próbować się ukryć i radośnie się przywitać, Ruda nie nabrałaby żadnych podejrzeń. Tymczasem nieadekwatne zachowanie Ani całkiem odkryło tajemnicę. – Byłaś u Cukrowskiego?! Ha, ha, ha! Nie pytam, co u niego robiłaś!

- Marto, to nie tak...

- Ania! Nie bój się! Nikomu nie powiem. Ja też wracam od chłopaka. Ha, ha. Od przyszłego chłopaka. – Na twarzy wybranki polonisty rysuje się pytające zdziwienie. Czerwonowłosa wyjaśnia. 

 Wiesz co, cieszę się, że cię teraz spotkałam. Bo widzisz, zaraz się skończy szkoła i każdy pójdzie w swoją stronę. Wszystkie kontakty się pourywają. Większości mi żal, ale jesteś jedną z niewielu normalnych naprawdę fajnych osób. Przez trzy lata jakoś nie było okazji, żeby po ludzku porozmawiać, ale może da się naprawić ten błąd? Co? Nie chcę ci się narzucać, ale mogę kiedyś wpaść do ciebie? Pogadać? Może będziesz mogła mi coś doradzić?

„Ruda! Idiotko! Jesteś sąsiadką Marcina i dopiero teraz proponujesz mi przyjaźń?! Nie mogłaś wcześniej? Ty cicha myszo, tchórzu, zahukana trusio, dopiero na wolności, poza szkołą, jesteś taka odważna?!”

- Serio chcesz mnie odwiedzić?! Marta! Choćby dzisiaj. A to się mama zdziwi, że mam jakiś znajomych.

- Masz tylu!

- Kogo?

- No, choćby Darka i Kamila. Z Izą się przyjaźniłaś... Właściwie nie rozumiem, dlaczego ona cię tak nienawidzi. To wygląda tak, jakby ci chciała odbić Darka, a tylko ślepy może nie widzieć, że ty masz kogo innego... Przepraszam, nie powinnam tego mówić, bo nie wiem, co dokładnie cię łączy z Cukrowskim... Od dawna się w nim kochasz?

- Nie... Dobra, nie umiem kłamać. Ale nie mogę ci powiedzieć.

- Ha, ha! To o więcej nie pytam. Jakby co, jakby się ktoś pytał, to mów, że wracasz ode mnie.

- Ruda, jesteś pewna? – Ania świadomie prowokuje używając przezwiska, do którego dziewczyna dawno się przyzwyczaiła, ale wcale nie musiała lubić.

- Dla ciebie mogę być Marcia, dobrze? Marciszon, Martka albo Marta, jak wolisz, ale lepiej nie Ruda. Moge cie o to prosić?

- Kobra! Przez te twoje wielgachne okulary. Wpadasz dzisiaj czy jutro? A nie, jutro zaliczam basen. Masz czas w sobotę?

- A, no to zaliczamy razem. A zaraz po szkole nie masz czasu?

- Jestem już umówiona. – Ania porozumiewaczo mruży prawe oko.

- Rozumiem. Zaliczasz inny przedmiot. Ha, ha!

- Kobra! Nie bądź taka wścibska! Zaliczam, ale jak piśniesz komus choć słowo, zadepczę jak węża.

***

Piątek, po osiemnastej.

Basen. Przedostatnia okazja do zaliczenia pływania. Większość klasy uporała się z tym obowiązkiem już na początku semestru. Tylko Ani Omiele i Marcie Wirgińskiej inne, zapewne ważniejsze zajęcia przeszkadzały przyjść na basen.

- Popływajcie trochę dla rozgrzewki. Jak już będziecie gotowe, zrobimy zaliczenie. Przypominam: osiem długości żabą i cztery kraulem. Oceniamy czas i przede wszystkim styl pływania. – Magister Józef Grzyb, wydając instrukcje, stara się nie patrzeć na licealistki.

O jednej z nich, nieco wyższej, szczupłej blondynce w różowym bikini, cieszącej oko nienaganną kobieco zaokrągloną sylwetką, śni cała męska część szkoły. Niższa, rudowłosa o pucułowatych policzkach, też niczego sobie, jest stałą bohaterką uszczypliwych żartów i zawoalowanych docinek ze strony koleżanek. Z jakiegoś powodu akurat jej celulit jest przedmiotem troskliwych komentarzy w szatni, mimo że skóra dziewczyny we wszystkich miejscach dostępnych obserwacji podczas lekcji wf-u jest idealnie gładka. Obydwu uczennicom trener najchętniej od razu wystawiłby oceny niedostateczne, za wygląd, i zaproponował możliwość poprawy w trybie indywidualnym. Niestety, blondynkę łączą niejasne więzy sympatii z nauczycielem polskiego, kumplem wuefisty, a rudzielec swoim charakterem wzbudza zbyt duży szacunek. Ziutek przez trzy lata zdążył polubić obie. Żadnej z nich nie umiałby wykorzystać, nawet jeśli by to było możliwe. Woli więc przezornie nie pobudzać wyobraźni kuszącym widokiem. Wie z doświadczenia, że popędy, których nie można zaspokoić, powodują cierpienie.

Poza tym Ziutek postawił sobie ważniejsze zadanie niż przyglądanie się nastolatkom. Chce pomóc kumplowi pomścić krzywdę Ani. Główna podejrzana o autorstwo plotki akurat jest obecna na basenie. Wuefista poznał ją po głosie. Potrzebny mu jest jeszcze niezbity dowód winy, najlepiej materialny. Wodzi więc wzrokiem za nastolatką, w nadziei że dowie się o niej czegoś, co będzie można potem wykorzystać dla zmuszenia jej do sprostowania oszczerstw.

Iza i towarzyszący jej dwaj chłopcy nie mają pojęcia, że są obiektem obserwacji. Przepływają pomału krótki kawałek i zatrzymują się na dłuższą chwilę. Obijają się zajęci rozmową. Najwyraźniej plotkują na temat pozostałych osób obecnych na basenie. Przez pewien czas nie dzieje się nic godnego uwagi.

Nagle szczęście zaczyna sprzyjać detektywowi. Troje nastolatków zatrzymuje się w narożniku, który wuefista nazywa rogiem zakochanych.

Właśnie to miejsce najchętniej wybierają amatorzy basenowego flirtu. Często zatrzymuje się tam jakaś zakochana parka, by powiedzieć sobie kilka czułych słówek, a nawet pocałować. Naiwnie myślą, że krawędzie basenu i rząd boi oddzielających tory pływackie zapewnią im ochronę przed wzrokiem kolegów i nauczyciela. Nikt nie wie, że między innymi w rogu zakochanych magister Grzyb przy pomocy odpowiednio przylepionego bezprzewodowego mikrofonu realizuje swoje tajne hobby.

„No to zobaczymy, o czym pogruchacie.” – nauczyciel biegiem wraca do swojego stolika. Wsuwa słuchawkę do ucha, w komórce uruchamia nagrywanie. A nuż coś powiedzą, co się potem przyda.

- Nie wierzysz? – mówi męski głos.

- Darkowi mogę uwierzyć, ale tobie nie.

- Przecież Darek ci już powiedział i może powtórzyć, prawda, Darek?

- No, tak.

- Obciągnęła i połknęła wszystko, tak jak mówiłeś, co nie?

- No.

- Darek, stań trochę bliżej. Zasłoń nas.

- Co robisz, Kamil? – odzywa się dziewczyna głosem dobrze znajomym z przebieralni przy Sali gimnastycznej.

- Ty byś nie umiała tak jak ona.

- Kamil, zabierz rękę! Hi, hi!

- Dlaczego? Bo masz mniejsze cycki?

- Kamil!

- Dobra. Niech Darek sprawdzi, czy masz tak miękkie jak Anka.

„Brawo, dzieciaczki! Oby tak dalej.” – Nauczyciel zaciera ręce. Jak dobrze pójdzie, przegoni towarzystwo z narożnika w najciekawszym momencie. Może nawet panienka nie zdąży poprawić stanika.

Wtem do stolika podchodzi ucieleśnienie rudego piękna. Zgłasza gotowość do zaliczenia.

- Dobra, zaczynajcie. – wuefista stara się zachować pozory. Widać jednak jak na dłoni, że nie w smak udawane sprawdzanie stylu pływania żaby udającej, że umie pływać. Choćby się od razu zaczęła topić, dostanie piątkę.

Grzyb wraca do nasłuchu.

- A skąd wiesz, że nie potrafię?

- A obciągnęłaś już komuś? Przecież ty jeszcze jesteś dzieckiem. No, powiedz, jakie ty możesz mieć doświadczenie.

- Na pewno większe niż ty. Kamil, a tobie niby robiła jakaś laska loda?

- Parę razy. Ale nie Anka.

- Ta, akurat! I czego mnie macasz, jeśli mam takie małe?

- Bo pozwalasz. Darek, jaką jej dasz ocenę?

- Izie? Czwórkę. Nawet z plusem.

- Nie za dużo? A ocenisz, jak robi loda? Czekajcie, nikt nie patrzy?

„Dosyć!” – decyduje detektyw. – „Pora działać.”

Podchodzi do krawędzi basenu i każe krztuszącej się dziewczynie przerwać próbę. Ania akurat odpłynęła daleko. Nie dosłyszy nauczyciela.

- Od września wiedziałaś o teście z pływania. Czy dziewięć miesięcy to za mało, żeby się przygotować? Rozumiem, że nie każdy ma talent, ale nauczenie się paru prostych ruchów, to nie są wygórowane wymagania. Myślisz, że inni to jakieś orły? Co drugi rusza się jak mucha w smole, ale jakoś się mogli postarać i nikt mnie postawił w takiej sytuacji, jak ty dzisiaj! Myślisz, że to przyjemność stawiać jedynkę z wf-u?

- Nie. Ale ja zaliczę. Przecież płynęłam. Mogę jeszcze raz spróbować?

- Płynęłaś? Przynajmniej nie bądź bezczelna! Machasz łapami jakbyś próbowała komara złapać za ucho. Takim stylem nigdzie nie dopłyniesz. Szkoda czasu.

- Panie profesorze... ale co ja mam zrobić?

- Nie wiem. Możesz spróbować mnie przekonać w inny sposób. – Wuefista, nieoczekiwanie dla samego siebie, nadzwyczaj dobrze wczuł się w rolę belfra-lubieżnika.

Srogiego egzaminator patrzy w oczy niesumiennej uczennicy pierwszy raz tego wieczora. Przypala węglikami pożądania. Dziewczyna truchleje ze strachu. brała pod uwagę, że jakiś nauczyciel, a już na pewno nie wuefista, urażony zlekceważeniem jego przedmiotu, mógłby zablokować jej podejście do matury. Ani razu nie doświadczyła też w szkole wieloznacznych propozycji „przekonywania w inny sposób”. Nie wie, co odpowiedzieć. Czuje, że przez własną lekkomyślność, znalazła się w potrzasku.

- Dobra, mała! Nie ma czasu do stracenia. Zaczniemy od drobnej przysługi. Podaj rękę. – Grzyb wyciąga zszokowaną dziewczynę z basenu. Trzymając ją kurczowo za nadgarstek, prowadzi do swojego biurka. Podaje pęczek kluczy. – Teraz tak: Pójdziesz do szatni. Ale nie prosto tylko obejdziesz basen dookoła. Przy rogu, tam gdzie teraz siedzi ta święta trójca – nie oglądaj się! – zwolnisz przy nich i będziesz brzęczeć kluczami, tak żeby na pewno zauważyli Dobrze? Posiedź w przebieralni parę minut i wróć tutaj. Przynieś komórkę albo jakiś zeszyt. Rozumiemy się?

- Ale, panie profesorze, na pewno? Niech mi pan da szansę.

- Rudzia, proszę! Zrób to! – trener mówi z tak przekonującą siłą, że dziewczyna ma wrażenie, że zgniecie jej nadgarstek na miazgę. Ból nie pozwala jej w czasie rzeczywistym zdziwić się nad nowym przezwiskiem, jak by nie patrzeć, pieszczotliwym. – Nie zgwałcę cię przecież! – dodaje sycząc.

Odprawiwszy zdezorientowane dziewczę w drogę, detektyw wraca do przerwanej czynności. Z podsłuchanego urywka rozmowy wynika, że pod osłoną wody rozgrywają się całkiem śmiałe sceny.

„A to zboczeńcy! Marcin się ucieszy z nagrania.” – Samozwańczy szpieg już teraz może się cieszyć z odniesionego sukcesu, a do końca dyżuru zostało jeszcze ponad pół godziny.

Ledwie przynęta minęła narożnik basenu, właściciel męskiego głosu, który słychać najczęściej prosi koleżankę i kolegę o pozostanie na miejscu. Sam dyskretnie wychodzi z wody i rusza w kierunku damskiej przebieralni w ślad za Rudą.

Niedługo potem oboje wracają, niemal jednocześnie, Marta wyraźnie czymś zaniepokojona, Kamil podekscytowany.

- Zrobiłaś, o co cię poprosił? – pada pytanie z ust nauczyciela.

- Kto?

– Nie kombinuj, Rudzia! I tak się zaraz dowiem, ale lepiej się sama przyznaj.

- Tak. – Dziewczyna spuszcza głowę, zawstydzona kolejnym objawem głupoty. Po to są drzwi do przebieralni, żeby je zamykać, a nie zostawiać otwarte na życzenie byle kolegi z klasy. Jak komuś coś zginie, to ona będzie winna kradzieży. – Przepraszam. Pójdę zamknąć.

- Stój! – Trener łapie ją za ramię i wyrywa klucze z ręki. Kątem oka widzi, że podstęp się udał. Troje nastolatków z narożnika podeszło już do drabinki. Po kolei wychodzą z wody. – Widzę, że przyniosłaś swoją komórkę.

- I zeszyt, jak pan kazał.

- Zeszyt na stół! Telefon ustaw na nagrywanie filmów... Pięknie. Teraz podejdź do koleżanki, która właśnie dopływa ostatnią długość kraulem. Widzisz? Jednak można było się przygotować! Powiedz jej, że zasłużyła na szóstkę. Niech posiedzi jeszcze pięć minut w wodzie, a potem niech tu przyjdzie, weźmie twój telefon i idzie do przebieralni z włączonym nagrywaniem. Jakby się wahała, powiedz hasło „Cukierek”. Powinna zrozumieć. I przychodź do kantorku! Porozmawiamy sobie na temat twojej oceny.

- Proszę pana? – Marta staje w progu małego pomieszczenia, w którym mieści się tylko biurko, dwa krzesła i naścienny kalendarz. Jej nogi drżą jak galareta.

- Zamykaj drzwi! Wszystko powiedziałaś?

- Tak, ale nie wiem po co. Co pan chce zrobić Ani?

- Pomóc. Ładnie z twojej strony, że się troszczysz o koleżankę. – Trener robi dwa kroki do przodu, stając tak blisko dziewczyny, że ona czuje się zmuszona się nieco cofnąć. – Ale teraz porozmawiamy o tobie. Mamy pięć minut. – Kładzie dłoń na jej piersi.

Dziewczyna odruchowo odchyla się do tyłu. Miejsca za plecami starczyłoby na zrobienie kroku w tył. Ona jednak nie odrywa nóg od podłogi. Strach najwidoczniej nie jest aż tak wielki, by wywołać paniczną reakcję.

Względnie młody nauczyciel zawsze wydawał jej się sympatyczny. Pewnie dlatego liczyła na to, że życzliwie przymknie oko na nieprzygotowanie do egzaminu. Dopiero dziś, bezkompromisowym traktowaniem, wzbudził w niej strach i poczucie winy. Pozwolił sobie na niestosowną propozycję, znieważył i zawstydził. Powinna go za to natychmiast znienawidzić, ale nie potrafi. Nie może do końca uwierzyć w złe zamiary tego człowieka, czuje, że nie grozi jej żadne niebezpieczeństwo, a zachowanie mężczyzny wobec niej to tylko poza, gra, tylko na razie niezrozumiała. Wszystko się przecież musi wyjaśnić i dobrze zakończyć.

Wuefista nie cofa ręki. Przeciwnie, naciska na pierś trochę mocniej. Nieprzyzwoitym gestem mówi „sprawdzam” jak w grze hazardowej. Wymusza podjęcie jasnej decyzji: bronić się, czy pozwolić na dotykanie.

- Jaką ocenę ci postawimy? – Przez elastyczny materiał jednoczęściowego kostiumu stara się szczegółowo wyczuć kształt sutka.

- Ale panie profesorze! – Marta szepcze niepewnym głosem. Już się poddała. Nie umie tylko określić swojego stosunku do mężczyzny: nienawidzi go, czy lubi, jego bezczelne awanse złoszczą ją, czy dają satysfakcję.

- No co, Rudzia? – nauczyciel jeszcze bardziej zmniejsza dystans. Drugą ręką przyciąga do siebie dziewczynę, łapiąc ją za pupę.

- Ja tak nie mogę. Jeszcze z nikim tego nie robiłam. – Marta opiera się rękami o tors napastnika. W razie konieczności będzie mogła spróbować go odepchnąć, choćby dla zachowania pozorów przyzwoitości.

- A co robiłaś z chłopakiem? Do czego doszłaś? – Nauczyciel z trudem rozpoznaje samego siebie. Pierwszy raz w życiu molestuje uczennicę; Czuje, że poziom podniecenia staje się coraz bardziej niebezpieczny. Przenosi dłoń z piersi na pośladek uczennicy. Raptownie przyciska do siebie ofiarę, dbając, by poczuła go od przodu.

- Ach! Tylko się całowałam.

- Więc i mnie tylko pocałujesz. Nie będę cię zmuszał do czegoś, czego nie umiesz robić.

- Ale... – Nieoczekiwany ucisk na intymne miejsce wywołuje błyskawiczne skutki. Kolana Marty znowu są jak z galarety. Pojawia się wysięk kobiecego kisielu. – naprawdę mam pana pocałować?

- Tak, Rudzia. – Usta prawie równych wzrostem nierównych wiekiem łączą się w pocałunku. Mężczyzna jeszcze mocniej przyciska dziewczynę do siebie. Stara się jej łonem zakryć piramidę piętrząca się pod jego dresem.

- I tylko tyle?

- Tak, ale musisz jeszcze popracować nad stylem... Pocałuj mnie jeszcze raz.

- Ale, panie... – wuefista nie pozwala Marcie dokończyć zdania.

- Dopóki mnie nie obejmiesz, nie licz na zaliczenie. – Życzeniu staje się zadość. Trzeci pocałunek płynnie przechodzi w czwarty, a czwarty zdaje się nie mieć końca. W jego trakcie para bioder zaczyna wykonywać zgrane ruchy w przód i w tył. Szeroko otwarte usta zastygają w bezruchu, naciskając jedne na drugie.

- Teraz już zapracowałaś na coś więcej niż jedynkę.

- Panie profesorze, tak nie można. – Dziewczynę martwi w pierwszej linii mokra plama w kroczu. Skoro właścicielka kostiumu ją czuje, inni mogą zobaczyć.

- Dlaczego? Wolisz zaliczenie bez pocałunków? – Nauczyciel raz jeszcze napiera twardą piramidą na miękkie podbrzusze.

- Ach! Ja już nie mogę. Nie wytrzymam dłużej. Ach!

- Ja też nie mogę. Nie chcę, żeby to był nasz ostatni pocałunek.

- Ach! Przestań!

Mężczyzna przestaje napierać. Jeszcze raz całuje usta nastolatki.

- Tylko że ja mam chłopaka. – Marta rzuca się na szyję nauczycielowi, obejmuje go z całej siły, wtula się, opierając brodę o jego ramię. Przy okazji naciska biustem na jego tors. Ledwie uwolniła łono od naporu szpiczastej piramidy, już tęskni za tą pieszczotą. – Tak mi się przynajmniej wydawało.

-Do niczego cię nie zmuszam. – Rozsądek szybko wraca do męskiego umysłu. – Żal tylko, że już kończysz szkołę. Powinienem cię przeprosić.

- Nie. – Tylko tyle jest w stanie szepnąć podekscytowana dziewczyna. Wyraz skruchy to ostatnia rzecz, jakiej potrzebuje teraz od mężczyzny, który dopiero co gwałtownym szturmem wdarł się do jej serca.

Nagle, bez pukania, do kantorka wpada Ania. W dziewczynie przytulającej się z nauczycielem natychmiast rozpoznaje swą nową przyjaciółkę. Zatrzaskuje za sobą drzwi i zamiast, jak zamierzała, poprosić wuefistę o przechowanie komórki, mówi do niej:

- Nie wszystko mi powiedziałaś. Dziękuję.

- Ania, to nie tak, jak myślisz! – Marta jak oparzona odskakuje jak najdalej od tulących ja ramion.
Wzrok Ani mimowolnie zatrzymuje się na uwypukleniu męskiego dresu. Dziewczyna parska śmiechem:

- Już mnie nic nie zdziwi! To jest ten piętnastolatek, o którym mi mówiłaś?

- Szesnasto... – precyzuje Marta ściszonym głosem.

- To moja wina. Aniu, wszystko ci wytłumaczę. – zaprzeczając temu co oczywiste, nauczyciel próbuje obronić dobre imię uwiedzionej nastolatki.

- Przecież nikt się nie dowie... Marcin pana o to poprosił? – Ania dopiero teraz kładzie telefon na biurko.

- Nie, on jeszcze nie wie. Udało ci się na czymś ją przyłapać?

- Na czymś?! Dżizuś, nawet nie potrafię tego nazwać!

- Dobrze. Dzisiaj odwiozę was obie do domów. Możecie tu zostać. Ja muszę jeszcze popracować.

- Lepiej jak my wyjdziemy, a pan na chwilę zostanie – odpowiada Ania. – musi pan trochę ochłonąć. 

– spogląda wymownie na krocze nauczyciela i jeszcze raz parska śmiechem. – Chodź, Kobra!

- Ania, co najlepszego ja narobiłam? – Kiepska pływaczka retorycznym pytaniem wyraża chęć się zwierzenia się przyjaciółce ze świeżego porywu serca. Na miejsce rozmowy wybiera ten sam narożnik, w którym wcześniej chowała się Iza i koledzy z klasy. Tam czuje się najbardziej bezpiecznie.

- E tam! Grzybek jest fajny. Od dawna z nim kręcisz?

- Od dzisiaj.

Rozmowę przerywa niewysoka nastolatka o figurze gimnazjalistki. Krocząc wzdłuż basenu, nerwowo poprawia jasnoniebieskie bikini. Zatrzymuje się przy narożniku, kuca, prosi Anię o chwilę uwagi.

- Ania, co chcesz z tym zrobić?

- Nic. Zresztą tylko udawałam, że nagrywam.

- Serio? Pokażesz mi komórkę?

- Nic ci nie będę pokazywać! Wiem, że ty byś już zdążyła wyłożyć to w internecie, ale nie każdy jest taki jak ty, Iza! – bohaterka rozlicznych pogłosek syczy przez zęby. Z każdym słowem narasta w niej uczucie nienawiści. – Idź sobie do tych gnojków. Czekają na ciebie. I przekaż im, żeby łaskawie nie odzywali się do mnie więcej, bo nie ręczę za siebie.

- Darek też?

- On przede wszystkim.

- Ania, on tego nie chciał. Kamil go namówił.

- Spadaj, dziwko! – Ania zanurza głowę. Pod wodą próbuje ostudzić nerwy.

- Idź już lepiej, Iza. Odczep się od Ani. Daj jej wreszcie spokój!

Dziewczynka w niebieskim kostiumie jak niepyszna wraca do swoich kompanów, przyglądających się rozmowie z daleka. Zaraz potem jeden z nich biegnie do kantorka poprosić wuefistę o klucz od szatni. Rwącym głosem tłumaczy, że musi dziś wyjść przed końcem zajęć, razem z kolegą. Z ważnych powodów natury osobistej.

- Panie profesorze, chodzi o dziewczynę.

- Kamilu, to trzeba od razu mówić! Całkiem ładna ta kruszynka. To twoja panna czy kolegi?

- Darka.

- Tylko zabierz ich gdzieś stąd jak najdalej. Żeby potem staruszki nie marudziły, że się dzieci nie mają gdzie lizać i sieją zgorszenie pod basenem.

****

Sobota rano.

- I zobacz, stary, co mi napisała: „Mogę zaliczyć dziś w domu? Rodzice wrócą dopiero po 16. Tylko bez całowania.” Czujesz to? W chałupie narzeczona, ślub za dwa tygodnie, a tu takie sms-y! Jak by to moja zobaczyła, to koniec. Ki diabeł mnie podkusił, wdepnąć w tę kabałę! I co mam teraz zrobić?!

- Przemyśleć. – Marcin dolewa gościowi herbaty.

- Łatwo ci powiedzieć. Jakby chodziło o zwyczajną siksę, nie zawracałbym ci głowy. Ale ona jest inna. Wrażliwa, inteligentna i uczuciowa. Z tego samego gatunku co ta twoja Ania. Swoją drogą, jestem pewien, że ty coś jeszcze ukrywasz. Nieważne. W tym cały ambaras, że ja wcale nie chcę kończyć z Martą. Rozumiesz?

- Rozumiem. Chcesz puknąć małolatę.

- Marcin, nie! No, niech ci będzie, to też. Ale dlaczego akurat ją a nie jakiegoś pustego dziurawca jakich pełno?

- Oj, Ziutek! Mnie pouczałeś, że zakochać się w swojej uczennicy to to samo co seppuku, a sam co robisz? Ile wytrzymasz na dwa fronty? Tydzień, miesiąc? Lepiej przemyśl sobie wszystko jeszcze raz na spokojnie, zanim zrobisz coś, czego będziesz potem żałować.

- Mam iść do niej i powiedzieć, że się pomyliłem?

- Jesteś gotów aż tak się poświęcić?

- A co mi pozostało?

- Przeprosisz ją od razu czy za pięć szesnasta? Do czwartej zdążysz puknąć jeszcze parę razy.

- Marcin! Ja do ciebie z problemem, a ty sobie jaja robisz!

- Pomagam ci przemyśleć, dogłębnie.

Dzwonek domofonu. Cisza. Dzwoni jeszcze raz – to nie pomyłka.

- Ziutku, tylko się niczemu nie dziw. – Polonista nie pochwalił się koledze swoim sms-em. „Marta, przyjdę do ciebie.” – napisała pupilka na numer Marcina. Pomyślał, że przez pomyłkę. Nie spieszył się z odpisywaniem. Liczył na to, że Ania zrobi mu niespodziankę i wpadnie po odwiedzeniu koleżanki. Teraz zrozumiał, że jest pierwszy w kolejce. Żadnych innych gości się dziś nie spodziewa. Naciska przycisk otwierający drzwi do klatki, nie pytając kto idzie i w jakiej sprawie.

Dzwonek do drzwi. Dziwne. Ania weszłaby bez pukania jak do siebie. Wczoraj przynajmniej w ten sposób zaoszczędziła cennych pięć sekund. Jeszcze więcej czasu wygospodarowała, rozbierając się do naga w czasie powitalnego pocałunku. Do dobrego przywyka się bardzo szybko, więc Marcin oczekuje podobnego pośpiechu także dzisiaj. Znów dzwonek. Marcin otwiera.

- Dzień dobry. Mam nadzieję, że nie przeszkadzam? Przepraszam, że tak bez zapowiedzenia, ale koniecznie muszę z panem porozmawiać. Tylko pan może mi pomóc.

- Wejdź, Marto. O co chodzi? – zdezorientowany zamyka drzwi za młodą mieszkanką jego bloku, sumienną i zdolną licealistką, która nawet doskonale przygotowana do lekcji nigdy nie zabiera głosu z własnej chęci. Zawsze trzeba ją zmuszać do podzielenia się swoim zdaniem.

- O pana Grzyba. Pan z nim często rozmawia.

- Tak, rozmawiam. A co się stało? – Nauczyciel polskiego, rozbawiony tym, że dwoje zakochanych schodzi się u niego w domu i jednocześnie zaniepokojony tym, że Ania nie zastanie przyjaciółki, zwleka z zaproszeniem dziewczyny do pokoju.

- Jeszcze nic się nie stało, poza tym że się zabujałam.

- Co? Możesz to powtórzyć trochę głośniej?

- No, zakochałam się w nim! – Obiekt zakochania teraz już na pewno usłyszał to wyznanie.

- Uczennica trzeciej klasy liceum zakochała się w nauczycielu wf-u. Niebywałe! Och, jakie to romantyczne.

- Śmieje się pan ze mnie. – Przykro jest poczuć sarkazm słowach rozmówcy. Dziewczyna smutnieje, ale się nie poddaje. Ma w zanadrzu argumenty, od których poloniście odejdzie ochota na złośliwe docinki, które go zmuszą udzielić pomocy strapionej uczennicy. – Jakby to było takie dziwne. Myśli pan, że nie wiem o Ani?

- Co wiesz?! Ja też się już nasłuchałem i powiem ci, że to nieładnie rozsiewać plotki. – Marcin podnosi głos, ale jego wargi bronią się przed zrobieniem groźnej miny. – Ale przecież nie po to przyszłaś. Przepraszam, Marto. Uczucia to nie temat dla żartów. Nie wiem tylko, jak ci mogę pomóc. Zakochałaś się, to się odkochasz. Ziutek niczego się nie domyśli.

- Ziutek?

- Józek, Józio, Ziutek; Józef.

- Aha, pan Grzyb? Nie musi się domyślać. On wie.

- Skąd wie? Wysłałaś mu list miłosny?

- Panie profesorze, niech się pan ze mnie nie nabija.

- To powiedz konkretnie, co zrobiłaś. Bo może to ty sobie żarty stroisz. – Marcin traci cierpliwość. Nie chce jeszcze zdradzać obecności Ziutka, a zatrzymywać dziewczynę jeszcze dłużej w przedpokoju jest mu niezręcznie. Poza tym lubi sąsiadkę i uczennicę, która zakręciła w głowie jego dobremu koledze. Zamiast grać rolę złego, wolałby uściskać ją jak przyjaciel. Na razie może tylko pogładzić ją po przedramieniu.

- No, dobrze. – Marta zdezorientowana cofa rękę. – Całowałam się z nim.

- Jak to?

- Zmusił mnie. – Drugi nauczyciel blednieje.

- To zgłoś się na policję, nie do mnie. – Jest bliski załamania.

- Nie! To nie tak. – Mężczyzna może odetchnąć z ulgą. Teraz nastolatka drętwieje, wystraszona wydźwiękiem swoich słów.

- A jak? Groził ci? – Wuefista znów czuje, jak krew odpływa z twarzy do mózgu.

- W pewnym sensie. Niezupełnie. – Marta ostrożnie dobiera słowa. – To przeze mnie. Byłam nieprzygotowana do zaliczenia i pan Grzyb musiałby mi postawić jedynkę.

- No i?

- Poszłam z nim do kantorku i dałam się pocałować?

- Dałaś – polonista uśmiecha się cynicznie – buzi! Buziaczek za ocenę... Marteczko, o czym my mówimy? To jest liceum czy przedszkole?

- Proszę pana! Wiem, że to brzmi głupio.

- U mnie masz czwórkę na koniec roku, jeśli dobrze pamiętam. Chcesz piąteczkę? – nauczyciel przykłada palec wskazujący do policzka, pokazując cenę wyższej oceny.

- Przepraszam. To ja już pójdę. – dziewczyna gotowa jest się obrazić.

- Zaczekaj! – Marcin chwyta ją za ramię. – Czy na pewno zasłużyłaś na tę czwórkę? – wskazuje palcem na swoje usta.

- Co?!

- Jeden cmoczek.

- Nie. Pan żartuje? – Marta protestuje niepewna siebie. Zbyt dobrze może sobie wyobrazić, że ulega szantażowi i cmoka nauczyciela w usta. Dociera do niej świadomość, że bardzo łatwo uległaby groźbie.

- No pewnie, Marteczko, żartuję. – Zły mężczyzna chwyta ją za obie dłonie. Uśmiecha się serdecznie. Uspokaja. – Tylko sprawdzam reakcję. Nie bój się. Lubię cię i już wiem wszystko, co było wczoraj. No, prawie wszystko. Teraz słuchaj uważnie. Masz w tej chwili dwa wyjścia: wrócić do domu i czekać nie wiadomo na co albo wejść do pokoju i przywitać się z moim gościem.

- O rany! Nie powiedział pan, że ktoś tam jest. – Marta szepcze wystraszona. – Słyszał nas? – Na pewno słyszał całą rozmowę. Można mieć tylko nadzieję, że tym gościem jest Ania i tak wtajemniczona w sercowe sekrety.

- Jak zacznie przepraszać, kopnij go między nogi. – odpowiada Marcin na ucho, opiekuńczo obejmując dziewczynę ramieniem.

Dzwonek domofonu. Marta i Marcin spoglądają pytająco na siebie nawzajem i na ścianę, na której wisi brzęczące urządzenie.

- Najlepiej nie dawaj mu dojść do słowa. Pocałuj, wskocz na kolana. – szybko szepcze Marcin. Jednocześnie kieruję ją do pokoju.

Znowu domofon. Marcin lekkim klepnięciem w pośladek dodaje dziewczynie otuchy.

- Powodzenia, Marteczko. – puszcza oczko i naciska klawisz.

Martę, która zaskoczona obecnością wuefisty zatrzymała się w progu, wpycha do pokoju i zatrzaskuje drzwi.

- Macie trzy minuty! – krzyczy i milknie. W skupieniu odlicza sekundy pozostałe do pojawienia się Ani.

Ania wchodzi do mieszkania zupełnie bez dźwięku. Tylko kobieca ręka może tak delikatnie nacisnąć klamkę i tak lekko pchnąć , by nic nie zaskrzypiało ani nie szurnęło. Dziewczyna przestawia przez próg jedną nogę, potem pomału rękę i tułów, jak tygrysica podchodząca jak najbliżej swojej ofiary. Marcin, zauważywszy te podchody, daje susa do kuchni. Jeszcze się okaże, kto kogo upoluje.

Tygrysica zamyka za sobą drzwi równie dyskretnie, jak je otworzyła. Widząc pusty przedpokój i czując bliską obecność Marcina, przygotowuje się do ataku. Rozpina koszulę, stanik odwiesza na haczyk przeznaczony na kurtkę. Przed rzuceniem się na szyję swojego mężczyzny, zamierza porazić go hipnotyzerami.

- Ba bam! – rozkłada poły koszuli na boki, demonstrując osiągnięcia kobiecej ewolucji.

Cel trafiony. Marcin z zachwytu otwiera szeroko oczy i buzię. Dziewczyna obejmuje go, powoli sunąc dłońmi od obojczyków przez szyję do karku. On posłusznie ściska jej piersi. Całują się czule, namiętnie.

- Stęskniłam się.

- Mam na ciebie ochotę.

- Dostałeś sms-a?

- Że idziesz do Marty? Dostałem.

- Ona wie o nas. Obiecała, że będzie moim alibi. Jakby się ktoś pytał, gdzie byłam, ona potwierdzi że u niej.

- Już wszystko wie? – Marcin stara się nasycić słodyczą ust i miękkością biustu.

- Tego się może tylko domyśleć. – Ania językiem zaczyna pieścić górną wargę Marcina. – Przyszłam ci opowiedzieć, co było wczoraj na basenie. Ale najpierw chcę masaż. – ponawia lizanie ze zdwojoną siłą.

- Już trochę wiem. Marta jest w naszym pokoju. – Szepcze Marcin, possawszy najpierw aktywny dziś język lubej dziewczyny.

- Co ona u ciebie robi?

- Nie wiem. Albo się kocha z Ziutkiem, albo się z nim rozstaje. Sprawdzimy?

- Marcinku, o co chodzi?

- Mamy nieproszonych gości, kochanie. – Nauczyciel zapina koszulę swojej pupilki. – Zanim do nich wejdziemy, powiedz mi tylko, czy dobrze oceniasz ich romans. Czy Marta według ciebie dla swojego własnego dobra powinna przestać w to brnąć, czy może iść z Ziutkiem do łóżka?

- Nie wiem, Marcinku. Wczoraj życzyłam im szczęścia. Mnie jest dobrze z nauczycielem, ale on to nie ty. Nie mam pojęcia, co będzie dla niej dobre.

- On za dwa tygodnie ma się żenić.

- Dżizusie! Naprawdę? Marta o niczym nie wie.

- On jej zaraz powie, o ile już tego nie zrobił.

- A my? Jak się mamy zachować?

- Normalnie. Jedyne co możemy dla nich zrobić, to troszkę pomóc w przemyśleniu sytuacji. Decyzja należy do nich.

- Marta jest gotowa. Wiesz, co mam na myśli.

- Nie jest, Aniu. Tylko jej się zdaje. Tak samo jak Ziutek nie jest gotowy do ożenku.

- Ja byłam.

- Nie byłaś, Aniu. Robisz błąd, którego będziesz kiedyś żałować. A ja tak cię kocham, że nie mogę powstrzymać się od wykorzystywania ciebie.

- Nic nie rozumiem. – Ania ostatni raz przed wyjściem z kuchni całuje Marcina. – Całą noc mi się śniłeś.

Tymczasem w pokoju Marta hardo wysłuchuje przyznania się do winy i prośbę o przebaczenie. Zaczyna szlochać.

- Rozumiem. Pan się mną zabawił, a ja sobie narobiłam nadziei. Ale jestem głupia.

- Rudzia! Nie mogłem ci się oprzeć. – Wuefista próbuje przytulić skrzywdzoną licealistkę.

- Nie. Nie musi mnie pan pocieszać. Pójdę już.

- Rudzia, Martuś, zaczekaj. – Łapie ją za rękę, nie pozwalając otworzyć drzwi.

- Na co? To ja przepraszam. Zachowałam się jak dziwka. Pan Cukrowski ma rację.

- Zachowałaś się jak kobieta, pełna uczuć, wrażliwa, wspaniała! To ja jestem debilem. A najgorsze, że wcale nie chcę zostawiać cię w spokoju. Marcin ma rację. Chcę cię wykorzystać.

- Słucham?

- Chcę cię zaciągnąć do łóżka i nigdy nie wypuścić.

- A pańska narzeczona?

- Och, Rudzia! Świnia ze mnie. Nie mam prawa cie o nic prosić.

- A o co by pan poprosił?

- Żebyś jeszcze nie szukała sobie chłopaka.

- Nie szukam. Spodobał mi się jeden. Myślałam, że to wielka miłość, ale dzięki panu wiem, że to bzdura.

- Do mnie też dzięki tobie coś zaczyna docierać. Poprosiłbym cię jeszcze, żebyś spróbowała się nauczyć pływać. Mam dyżury do końca czerwca, z młodszymi klasami.

- Nienawidzę wody. – Marta uśmiecha się do skruszonego uwodziciela. – A pan chce mnie zmusić do zaliczenia tego cholernego pływania.

- Nie chcę tylko tracić cię z oczu. – Dziewczyna nieśmiało robi ćwierć kroku w przód.

- Mogę przyjść, ale jak się Ania zgodzi. Sama się zanudzę w wodzie.

- Jeszcze bym cie poprosił, żebyś oszczędniej używała słowa „cholerny”. Zarezerwuj je dla mnie.

- Dzieci, co słychać?! – Gospodarz mieszkania z impetem wkracza do pokoju. Za nim, opierając się o jego ramiona, wchodzi Ania. – ustaliliście już ocenę z wf-u?

- Jaką ocenę, Marcin? – Wuefista załamuje ręce. Ledwie mu się udało opóźnić ucieczkę Marty, przyjaciel znów musiał popsuć nastrój!

- Prawda, że wystawi pan czwórkę? – Ania włącza się do rozmowy. – A Marta pana pocałuje.

- Co?!

- Jak to? Ha, ha!

- Już nie mogę obniżyć oceny. Swoje propozycje przekazałem waszej wychowawczyni prawie tydzień temu.

- Więc to zaliczenie było dla picu? Wcale nie musiałyśmy przychodzić wczoraj? – Ania opiera się wyzywająco o plecy swojego nauczyciela. Głowę wciska mu pod pachę, zmuszając go, by ją objął.
- Byłoby niepedagogicznie, gdybym wam powiedział.

- Marta, nie masz wyjścia. Musisz pocałować pana profesora.

- Ale się odwróćcie! Panie profesorze – zwraca się z dodatkową prośbą do sąsiada-polonisty.

- Z języczkiem! – dopowiada Ania, zakrywszy oczy ręką.

Słychać krótkie głośne cmoknięcie.

- Potem. – Dłużniczka szepcze Grzybowi do ucha.

- Kobra, zabrałaś komórkę? – Ania zmienia temat. – jak masz, to wyjmuj!

- Marcinku, włączysz projektor? Proszę. – Blondyneczka wzmacnia prośbę czułym pocałunkiem w policzek. Kto się do tej pory nie domyślił, teraz nie może mieć już żadnych mieć wątpliwości co do stopnia zażyłości z profesorem Cukrowskim.

Marcin rozwija biały ekran, umocowany pod sufitem przy oknie, uruchamia rzutnik, konfiguruje połączenie bluetooth z telefonem komórkowym. Wszyscy czworo zajmują miejsca na zaścielonym łóżku, prawie jak w kinie. Panie na kolanach panów.

- Dźwięk się słabo nagrał. – Marta opiera głowę na męskim ramieniu. Zamyka oczy. Zna już ten film na pamięć. Kadr po kadrze.

Ania rozpina kilka guzików koszuli. Dyskretnie wsuwa dłoń Marcina pod cienki materiał. Też zna treść tego dzieła. Była przecież operatorką kamery.

Na ekranie rozgrywa się krótka scena rodem z filmów porno. Szczupła kobieta o twarzy niemalże dziecięcej, z mokrymi włosami zaczesanymi w kok, klęczy przed wysokim młodym krótko ostrzyżonym mężczyzną, także szczupłym. Za plecami kobiety kuca jeszcze jeden kawaler, z dłuższymi włosami. Obejmuje ją obiema rękami na wysokości biustu. Przy dokładniejszym spojrzeniu widać, że górna część jasnoniebieskiego bikini zwisa swobodnie, nie zakrywając piersi. Miejsce miseczek zajmują dłonie długowłosego. Inny detal: dwie pary slipek leżą na podłodze. Mężczyźni są całkiem nadzy. I najważniejsze: klęcząca kobieta ustami pieści przyrodzenie krótko ostrzyżonego. Powoli, nieznacznie porusza głową w przód i w tył. Z poważną miną, z przejęciem stara się doprowadzić klienta do ekstazy. Sądząc po wiotkości tej części ciała, która w danej sytuacji powinna być naprężona do granic możliwości, raczej z mizernym skutkiem.

Powyższa scena, w dużej mierze statyczna, gwałtownie przechodzi w krótką scenę dynamiczną. Długowłosy nagle wstaje z klęczek, niechcący mocno popychając aktorkę na drugiego mężczyznę. Coś krzyczy, wymachuje rękami i zaczyna biec w stronę kamery. Najzupełniej goły, ze sztywną fujarką dyndającą między nogami. Dalej chaos: kafelki ściany, podłoga, woda, znów kafelki, klamka, nogi kobiece, nogi męskie, zielone klapki, buzia Marty, podłoga. Film się urywa.

- Idiotka! – pierwsza komentuje Ania przez zaciśnięte zęby.

- Podwójna idiotka. – dodaje Marta. – Po tym co ci zrobiła, uwierzyła, że nie nagrałaś i będziesz milczeć.

- Dziwka. – Marcin wystawia ocenę moralności, ściskając pierś byłej przyjaciółki tejże panienki lekkich obyczajów.

- I to byle jaka. – ostatnie słowo należy do Ziutka. – A taka mocna w gębie.

Za tę żartobliwą uwagę nauczyciel wf-u otrzymuje nagrodę. Marta zdjąwszy okulary podstawia mu pod nos swoje usta inicjując serię delikatnych pocałunków.

Polonista na ten widok z dezaprobatą kręci głową. Zapina koszulę swojej pupilki, dając sygnał, że pora kończyć spotkanie. Ania zabiera głos.

- Mam prośbę do was wszystkich. Chciałabym, żeby to, co Izka zrobiła z chłopakami, pozostało tajemnicą.

- Rezygnujesz z zemsty? – Ziutek uwalnia buzię od pocałunków. Zastępuje je głaskaniem kolana.

- Ale ja zachowam ten filmik i przegram ci go, na wszelki wypadek.

- I tak już ich nie więcej nie musimy widywać. Nie mam zamiaru utrzymywać z nimi kontaktu.

- Ale niech się Izka boi. Nie chcę, żeby nas obgadywała. – Marta przytula się do mężczyzny, gestem wyjaśniając, że słowo „nas” odnosi się do niego i do niej. Nie zapomniała o konkurencji. Daje znać, że Ziutek nie jest skazany na samotność, kiedy się wyprowadzi od narzeczonej.

- Kobra, idziemy do mnie czy do ciebie? – Ania doprowadza poranną randkę do końca. – Panowie muszą porozmawiać. Nie powinnyśmy im już przeszkadzać.

***

Na dworze Marta chwyta przyjaciółkę pod ramię.

- Aniu, co twój biustonosz robił w przedpokoju Cukierka?

- Jaki biustonosz?

- Biały. Ten co wisiał na wieszaku.

- Wisiał? Coś ci się przywidziało.

***

Epilog

Niedługo po wyjściu licealistek telefon Marcina zieloną diodą sygnalizuje nadejście sms-a.

- Twoja Ania się już stęskniła. Zobacz, co pisze.

„Kolonie 2-16.07. i 17-30.07. Potwierdź oba terminy. Jessika”

- To nie Ania. To przeszłość ściga. Ziutku, masz już plany na lipiec? Chcesz popracować z młodzieżą na niskobudżetowych koloniach?

- Jeszcze mi młodzieży brakowało! - żartuje. - Czemu nie? Mógłbym jechać. I tak nic po mnie w mieście. Dlaczego pytasz? Jest jakaś pułapka?

- A, tak tylko. Sam mogę nie dać rady.

***

Jan_Bezbolesny poznał takie same terminy już wczoraj wieczorem. Dżastinka-gim-00 nie była zadowolona z odpowiedzi.

***

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz