Miejsce: Donieck
Czas: wrzesień 2014
Sytuacja
ogólna: Wojna. Dziwna
wojna, niewypowiedzian, „hybrydowa”, jak każda wojna — obronna. Bronią się
„separy”: rosyjscy wojskowi, których oficjalnie nie ma w Ukrainie, tzw. „ich-tam-niety”
i nejemnicy różnorakiego autoramentu, „traktorzyści i górnicy”. Na czele
separów stoi Igor Girkin, alies Striełkow, alias Strzała, były komandos GRU, a
byłych GRU-szników przecież nie bywa, jak twierdzi bohater jednego z filmów Michałkowa.
Bronią się „ukrofaszyści” i „żydobanderowcy”, jak ich nazywa rosyjska telewizja: szczątkowa armia i
ochotnicy tzw. Gwardii narodowej, „prawoseki”, od Prawego Sektora — Kto ciekaw,
co to było, niech poczyta w Wikipedii — oraz „ukropy”. Dla pozoru proklamowano na
Doniecku dwa quasi-państwa, republiki ludowe, ługańską i doniecką, jakoby
broniące swej suwerenności. Separy walczą więc o wolność od ukropskiego Kijowa,
Ukraińcy o wolność od Moskwy. Taka wojna-niewojna.
***
Przed głównym wejściem stanęło dwóch mężczyzn w wojskowym
moro. Jeden z nich z automatem w ręku. Kiwnęli głowami, ten bez broni splunął w
kałużę na środku asfaltowego chodnika.
— No, Anton, idzie pierwsza.
Mieli proste zadanie: zaprosić kilka dziewczyn na
konsultacje w bezpiecznym miejscu, konkretnie w sali gimnastycznej. Dyskretnie,
bez zbędnych świadków. Celem były uczennice starszych roczników, najlepiej żeby
reprezentowały różne typy urody. Te, które jako pierwsze zjawią się przy bramie
szkoły.
Za piętnaście ósma mogli zameldować, że wykonali zadanie.
W przebieralni na rozmowę konsultacyjną z dowódcą obrony obiektu
edukacyjno-sportowego czekały potulnie dwie dziesiątoklasistki oraz po jednej
uczennicy ósmej i siódmej klasy. Towarzyszył im, próbując bawić rozmową,
młodszy z opołczeńców, chwilę wcześniej nienabywających przy bramie, Anton. Szczupły,
dość wysoki, nawet przystojny, znany jednej z zaproszonych dziewcząt, z
widzenia. Wiedziała, że chłopak jest zamieszany w lokalnej bandzie. Próbowała,
zmuszając się do uśmiechu, wyjaśnić położenie, dowiedzieć się, czego dotyczyć
ma przesłuchanie, ale bez skutku. Anton sam mało co wiedział. Jego przełożony
był nieobecny. Przyprowadziwszy dziewczyny na miejsce, natychmiast wrócił pod
bramę, sprawiać wrażenie, że z bronią w ręku stoi na warcie.
Z personelu szkolnego o akcji prowadzonej na terenie
placówki poinformowany był jedynie dyrektor. O fakcie, nie o szczegółach. Dzień
wcześniej wieczorem złożył mu wizytę, osobiście, dowódca oddziału i powiedział
o zagrożeniu atakiem terrorystycznym.
— Mamy sygnały. Ukropy, dywersanci, rozumiecie. I
żeby uniknąć nieporozumień, Wszystko, co mówię, objęte jest tajemnicą. Rozumiemy
się, panie dyrektorze?
Dyrektor rozumiał doskonale. Odwołał zajęcia WF-u i dając
do zrozumienia, że bezpieczniej jest wiedzieć mniej niż za dużo, odmawiał
informacji. Trudno mu było przyznać się przed samym sobą, ale czuł taki powiew
szczęścia, jakiego nie doświadczał od kiedy poznał swoją przyszłą żonę. Niemal
dosłownie kamień spadł mu z serca, że to nie on był celem wizyty oprycha w
moro, tylko jakaś nieokreślona operacja terrorystyczna. A różne chodziły słuchy
o losie pracowników kultury i nauki, i o nowym przeznaczeniu centrum sztuki
„Izolacja”. Poza przekazaniem kluczy do obiektów sportowych nie podejmował
żadnych innych kroków. Nie zamknął szkoły. Nie tłumaczył nikomu dlaczego.
Tymczasem opołczeńcy rozstawili kamery, oświetlenie,
mikrofony. Ćwierć sali gimnastycznej zamienili w studio filmowe. Zaaranżowali
wnętrze, rozłożywszy kilka materacy, wystawiwszy kozła do skoków i kilka piłek
lekarskich.
Kamerzystę zwali Giuseppe. Był raczej niewysokiego
wzrostu, miał nadwagę i wyraźne oznaki łysienia nad czołem. Za to z włosów
opadających na ramiona mógłby pleść warkocze. Kilka dni wcześniej obchodził
trzydzieste pierwsze urodziny, ale wyglądał na co najmniej dziesięć lat więcej.
Zadeklarowany rusofil, komunista. Włoch. Ale przede wszystkim rządny przygód
awanturysta przekonany o moralnej zgniliźnie Zachodu i o konieczności
naprawienia świata. Kawaler. Mieszkał z mamą. Przed przybyciem do Ukrainy utrzymywał
się z nieregularnych usług dla telewizji: montował nagranie teleturniejów z
udziałem modelek w bikini.
Drugi członek ekipy, Wania, pochodził z Krasnodaru.
Uważał się za Kozaka. Dwadzieścia kilka lat, tęgawy, średniego wzrostu,
kruczoczarne włosy i długa blizna na policzku. Pamiątka z wojny 2008 roku.
Dowódca grupy, Grigorij, zajął pokoik trenerski. Karierę
zaczynał jako desantnik. Później zasilił kadry wodza Czeczenów Kadyrowa, kawalera
orderu Bohatera Federacji Rosyjskiej i wiernego przyjaciela prezydenta Putina.
Kadyrow szybko dostrzegł i docenił największy talent wojskowy nowego gwardzisty.
W 2003 roku, jeszcze przed wielkim triumfem w referendum konstytucyjnym, powierzył
mu nieoficjalne stanowisko głównego defloratora. Od tamtej pory Grigorij wielce
się zasłużył w zwalczaniu wrogów Rosji i Czeczenii i w przywoływaniu do
porządku nieudacznych urzędników, nielojalnych szefów firm, policjantów i
przedstawicieli drobnego biznesu; ojców, braci, mężów. Był niezastąpiony, jeśli
chodzi o skuteczność w przekonywaniu niedostatecznie przekonanych do
finansowego wspierania młodej republiki.
Z całej grupy tylko Grigorij znał prawdziwy cel
aktualnego przedsięwzięcia: sporządzenie dokumentacji ze sprawiedliwej zemsty
na bandytach Prawego Sektora, bandero-faszystach. Zemsty mającej ostatecznie
złamać morale wroga, wybić im z głowy pomysły działań przeciw młodym donbaskim
republikom i przeciw matce słowiańskich narodów — Rosji. Nagranie miało trafić
do rąk ministra Szojgu, a potem kto wie, może nawet do samego Putina.
Akcja filmowa była oczkiem w głowie Girkina. Wiele sobie po
niej obiecywał. Marzyło mu się nowe biuro w Moskwie i mini-studio filmowe, z
którego by mógł przemawiać i nadawać audycje oświatowo-patriotyczne w Youtubie.
Tylko skąd wziąć tych wrogów narodu, a dokładniej mówiąc,
ich córki? Przedrzeć się do Kijowa i stamtąd uprowadzić? Gdyby się coś takiego
powiodło, Szojgu ozłociłby bohaterów. Tylko że to ryzykowne, kosztowne i
czasochłonne przedsięwzięcie, a termin przeznaczony na upokorzenie ukropów
krótki. Bohaterek filmu trzeba było szukać na miejscu. Tam, gdzie się faszyści
ukryli najgłębiej, w daremnym oczekiwaniu na powrót starego reżimu.
— Faszyści są wszędzie — stwierdził Girkin. —
Najwięcej w szkołach. Poza tym jest wojna. Rację ma ten, kto działa szybko, a
nie się ceregieli.
Punktualnie o ósmej, wraz z pierwszym dzwonkiem, Anton
wysłał pierwszą dziewczynę na rozmowę z „pułkownikiem”. Wybór padł na Olję, szczupłą
blondynkę z ósmej klasy. Ubraną w dżinsy i różową koszulę, w okularach, z
włosami zaczesanymi na boki, z przedziałkiem na środku głowy. Okularnica bez
biustu i pupy, z cienkimi jak patyk rękami, typowa kujonka, ulubienica
nauczycielek. Piskliwym głosikiem zadawała za dużo pytań. Nie podobała mu się
ani z wyglądu, ani charakteru. Dlatego wysłał ją na pierwszy odstrzał. Dla
kolegów. Dla siebie wolał zostawić ładniejszą kandydatkę. Starszą, bardziej
kobiecą.
Olja z pozoru grzecznie, cała dygocąc ze strachu,
przekroczyła próg sali gimnastycznej. Ukłoniła się lekko, nie zdoławszy
powiedzieć dzień dobry. Słowa stały jej w gardle jak ość, której ani wypluć,
ani przełknąć.
Straszny kozak natychmiast wskazał jej ręką miejsce na
ławce. Jak tylko usiadła, przykucnął i strasząc paskudną szramą, rozpoczął
przesłuchanie:
— Jak masz na imię? Klasa? Jest rodzeństwo? Co robi tata?
Pracuje gdzie? Stanowisko?
Olja półżywa ad hoc wymyślała półprawdy. Nie mogła
przecież przyznać, że wojna rozdzieliła rodzinę i że tata przebywał niedaleko
ale po przeciwnej stronie linii frontu, w charakterze oficera zgoła
nierosyjskiej armii. Ojciec został więc na chwilę kierowcą ciężarówki. Na zawód
mamy Olja nie miała jeszcze pomysłu.
— Kierowca? Gdzie jest teraz?
— Pojechał do Charkowa — odpowiedziała wystraszona
dziewczyna, zdając sobie sprawę, że każda wersja będzie bezpieczna.
— Do ukropów? Grisza, szybko! — zawołał Anton w
kierunku kantorka nauczycieli — Banderówka nam się trafiła!
Olja najpierw pobladła. Zaraz potem jej twarz przybrała
kolor podobny do koszuli, którą miała na sobie. Spiesznym krokiem podszedł
drugi mężczyzna. Domyśliła się, że to on, a nie brunet z blizną, jest
pułkownikiem, o którym wspomniał wcześniej dresiarz Anton.
— Wyśpiewasz, skarbie, wszystko, co wiesz o zamachu
— powiedział Grigorij. — Olji nie starczyło odwagi, by podnieść wzrok. Tępo
patrzyła w podłogę. — Powiesz?
— Nic nie wiem — wymamrotała dziewczyna.
— Powiesz. — Tęgi czterdziestolatek złapał ją za
włosy. Brutalnie podniósł, kierując jej twarz do kamery. — Wania, na drabinki z
nią!
Zaraz potem stała tyłem do ściany, z obydwoma
nadgarstkami przywiązanymi rzemieniem do szczebla na wysokości ramion.
— Mów! Nazwiska! — warknął Wania. — Słyszeć chcę
wszystkie ukropskie nazwiska. Ty ich znasz, suko. Kto się ukrywa w Doniecku? Mów!
Głośno! — Wyjął nóż sprężynowy. Bawiąc się nim, nalegał dalej, już spokojnym
tonem: — Tylko nie krzycz, maleńka. Grzecznie opowiadaj. A tak przy okazji, jak
ma na imię twój chłopak? Co? Nie masz? Jak to nie masz chłopaka? Nie zalewaj.
Taka ślicznotka nie może być wolna.
Przełożył nóż do lewej ręki. Prawą złapał Olję za krocze.
— Ała!
Wania błyskawicznie ścisnął jej policzki.
— Cicho! Cicho, suczko. Jak znowu krzykniesz, to
zrobię ci krzywdę.
Rozpiął jej dżinsy, zsunął razem z majtkami.
— Nie. Proszę!
— Nie wierć się! O, jaka słodka piczka. —
Przeciągnął palcem. — Czy teraz grzecznie nam wszystko opowiesz? — zapytał
szeptem.
— Nic nie wiem. — Olja pokręciła głową i zaniosła
się bezsilnym płaczem.
— Suka milczy. — Wania złożył meldunek przełożonemu.
— Dobra, wpuszczaj następną. A ja małej przemówię do
rozsądku. Giuseppe, kamera! — zakomenderował Grigorij.
Zdjął spodnie i z gołym przyrodzeniem podszedł do
rozdygotanej dziewczyny. Pogłaskał po kroczu. Błyskawicznie, dwoma uderzeniami
w stopy, szeroko rozstawił jej nogi, jak najbardziej profesjonalny policjant.
Przyparł dziewczynę do drabinki, chuchając jej w ucho i ucierając wzwiedzionym
członkiem o jej intymne miejsce. Przed akcją łyknął na wszelki wypadek dwie
niebieskie pastylki.
— Zaczyna działać — szepnął do ucha półżywej
dziewczyny. — Wiesz co działa?
Pokręciła głową.
— To może i lepiej. — Odsuną się o pół kroku i
pomału rozpiął różową koszulę. Przez stanik ścisnął maleńką pierś. — A na co ci
biustonosz, dziecino? — Zaśmiał się szyderczo, po czym przywarł buzią do ust nastolatki.
Brutalnie wcisnął język.
Tymczasem jako następną Anton wprowadził Alinę. Po tym
jak pozbył się Olji, to ona przedtem milcząca, zaczęła go pytać o wszystko. Nieznośnie
dała mu poczuć, że przerasta go intelektualnie. Napędziła lęku.
Zobaczywszy, jak Grigorij gwałci jej młodszą koleżankę, z
przerażenia zatkała usta ręką, jakby podświadomie czując, że lepiej
niekontrolowanym krzykiem nie zwracać na siebie uwagi. Grigorij metodycznie
pracował biodrami. Olja kurczowo trzymała się drabinki. Jej nogi, zgięte w
kolanach nie dotykały podłogi. Ciężar ciała opierał się na napastniku. Jęczała
głośno. A wszystko to rozgrywało się przed obiektywem kamery.
Alina zerwała się do ucieczki.
— Stój! — Czujny Wania chwycił ją wpół, ledwie
zdążyła odbiec trzy metry. Szarpiącą się wniósł z powrotem na salę.
Nie znał litości. Rzucił na matę, spoliczkował dwa razy. Krzyknął,
że ma być grzeczna.
— Jeszcze raz, a skończysz jak tamta suka — syknął, wskazując
głową w kierunku Olji. — Jazda na ławkę! I cicho!
Dał jej minutę na przemyślenie sytuacji. Potem z nożem w
ręce podszedł do dziewczyny. Śmiejąc się w oczy, rozpiął rozporek.
— Chyba nie muszę tłumaczyć. — Opuścił spodnie. —
Pułkownik jest chwilowo zajęty. Później cię przedmucha. A teraz zrób dobry
uczynek. Wiesz, jak dawno nie miałem kobiety? — Złapał Alinę za włosy.
Pociągnął to w górę, to w prawo, to w lewo. — No, bierz w ręce! Zasuwaj. Nie
chcesz chyba odmówić bohaterowi?
Nigdy wcześniej nie widziała penisa. Dotknęła
rozedrganymi palcami. Niepewnie, ostatkiem nadziei pytając wzrokiem, czy to na
pewno konieczne, objęła dłonią.
Patrzył na sterroryzowaną nastolatkę jak wygłodzona
langusta na kobrę. Szczupła, o okrągłej twarzy i wyraźnie zarysowanym biuście.
Brunetka. Sprawiała wrażenie niewinnej, prawie dziecinnej, ale już w pełni
dojrzałej młodej kobiety.
— Masz talent, skarbie. A teraz pocałuj. — Z
wahaniem, z obrzydzeniem, nieznacznie rozchyliła wargi. Zamknęła oczy. I
spełniła życzenie kozaka. — Jak masz na imię?
— Alina.
— Possij. Głębiej. Mocniej, skarbie.
W końcu podszedł Grigorij.
— Dobrze wam idzie, dzieciaki! — Zaśmiał się
ochrypłym głosem. — Giuseppe, masz to na taśmie?!
Gruby Włoch potwierdził uniesionym kciukiem.
— Nic nie wyśpiewała ukropska kurewka — powiedział o
Olji. — Odwiąż ją, Wania, od drabinki. Niech wyprostuje łokcie.
— Musimy się spotkać — szepnął kozak do Aliny i
pobiegł do wymęczonej ósmoklasistki.
Odprowadził ją do kantorku.
Gdy zamknął drzwi, Grigorij przystąpił do drugiego
przesłuchania. Tym razem bez świadków, nie licząc włączonej kamery i lubieżnego
kamerzysty.
— Pokaż cycki! — rozkazał.
— Ale on mówił, że nic więcej... — Zamilkła pod ciśnieniem
złego grymasu na twarzy mężczyzny z blizną.
Przypomniała sobie groźbę, że jak jeszcze raz się
sprzeciwi, stanie się z nią to samo co z Olją. Zdecydowanym ruchem zdjęła bluzę
przez głowę. Szybko rozpięła stanik. Pierwszy raz w życiu obnażyła się przed
mężczyzną. Nie licząc lekarzy.
Nie czuła już nic, ani strachu, ani poniżenia, ani
wstydu. Chciała tylko mieć to już za sobą.
Wzięła do buzi grubego członka. Ssała długo, z oczami
szklącymi się od łez napierających strumieniami, przemagając ból policzków,
zmęczenie mięśni, aż stary kacap łaskawie mruknął z zadowolenia. I przestał maltretować
piersi.
Nie zauważyła, jak w międzyczasie Anton przyprowadził pozostałe
dwie uprowadzone dziewczyny.
Masza z siódmej klasy i Anja, dziesiątoklasistka, obie długowłose
blondynki, z obrzydzeniem i strachem odwracały wzrok od rozgrywającego się
przed nimi i przed kamerą gwałtu. Odruchowo kurczowo złapały się za ręce, drżały ledwie
stojąc na nogach jak z waty.
Grigorij machnięciem ręki przywołał dziewczyny do siebie.
Anton w mgnieniu oka wziął je pod ramię. Przyprowadził przed oblicze szefa.
— Masz. Teraz twoja kolej. — Grigorij przekazał
Alinę młodszemu koledze.
Sam przyjrzał się nowym ukrofaszystkom.
— Ładna buzia. — Pogładził Anję po wilgotnym policzku.
— I cycek jest. — Pomacał po piersi. — To lubię. A ty co taka pryszczata? —
zwrócił się do Maszy. — Chodź na materac. Będziesz pierwsza.
Do Anji zawołał Wanię:
— Zamykaj drzwi i chodź no tutaj. Robota jest dla
ciebie.
Chwilę później Giuseppe kręcił scenę zbiorowego odwetu na
faszystkach.
— Panowie, na trzy. Jeden, dwa, trzy! — Grigorij
wydawał rozkazy.
Na trzy, trzy pary męskich bioder jednocześnie ruszyły w
ruch posuwisto-zwrotny między udami obezwładnionych nastolatek. Na trzy salę
wypełnił jęk, pisk i lament. Giuseppe i jego pięć kamer byli w siódmym niebie.
Skończywszy pracę, mściciele zamknęli dziewczyny w
kantorku nauczycielskim. Żeby ochłonęły.
Mieli tam mikrofon. Grigorij nauczony bogatym
doświadczeniem wiedział, że mając śmierć przed oczami, zwłaszcza bezpośrednio
po torturach, więźniowie często szeptem przekazują towarzyszom niedoli najbardziej
skrywane tajemnice: imiona, adresy, kontakty. Wystarczy tylko dobrze nastawić
elektryczne ucho i się wie, gdzie szukać wroga i kto ewentualnie mógłby szukać
zemsty, kogo należy zlikwidować.
Tym razem oczekiwania się nie spełniły. Dziewczyny w
całkowitym milczeniu przeżywały doznane krzywdy. Gołe, obolałe, zgwałcone.
Sponiewierane. Nie było im do rozmowy.
Pół godziny później podwładni Grigorija przegonili je pod
prysznic. Oczywiście pod czujnym okiem kamery Włocha.
Bandycka logika podpowiadała, żeby unicestwić ofiary. W
myśl klasycznej zasady: nie ma człowieka, nie ma problemu. Grigorij jednak
lubił okazywać wielkoduszność. Uważał się za prawego człowieka.
W wypadku tej konkretnej misji, z wypuszczeniem na
wolność „ukaranych” faszystek mającej wnet dobiec końca, nie musiał się też
martwić odwetem rodzin. I tak bardzo mało prawdopodobnym. Wkrótce miał zmienić
miejsce służby, wraz całym z oddziałem wyjeżdżał z Doniecka. A los głupiego Antona,
dokooptowanego na chwilę, nie spędzał mu snu z powiek. interesował go ani o jotę
więcej niż los innych miejscowych żulików. Zatłucze ktoś potem żulika, to i
lepiej. Jednego mniej będzie.
— Panowie, pogratulujmy sobie sukcesu. Zadanie
wypełnione na sto trzydzieści trzy procent — powiedział do podwładnych. — W
planie były trzy dziewice. Dzięki niezwykłej gorliwości Antona — Pułkownik z
uznaniem, po ojcowsku, poklepał chłopaka po ramieniu — i Riuryka — To pseudonim
opołczeńca, który został przy bramie, pozorując wartę — mieliśmy cztery. Jedną
gratis. — Giuseppe, teraz twoja kolej. Idź, wybierz sobie jedną. Ty też zasłużyłeś
na ruchanie.
***
EPILOG:
Grigorij wrócił do Czeczenii i jeśli nie umarł jeszcze,
to żyje i ma się nieźle. Wania i Riuryk trafili do Moskwy. Zostali oficerami OMON-u.
Giuseppe podjął pracę u Michałkowa, znanego reżysera. Nawrócił się. Przyjął
święcenia. Pracuje przy realizacji programu „Biesogon TV” na kanale Rossija 24 i
jako videoblog w internecie. Anton zginął w zamachu bombowym.
Olję, Anję i Alinę rodziny wywiozły z Doniecka. Masza została
żoną jednego z komendantów opołczenia. Urodziła mu dziecko, po czym została
wymieniona na młodszą. Za to jej rodzice są dumni z córki, zięcia i wnuka. Prawdziwi
patrioci Donbasu, Rosji i Putina.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz