Poprzednie odcinki: Po kolędzie I, Po kolędzie II, Po kolędzie II i pół, Po kolędzie II i 3/4, Po kolędzie II i 4/5, Po kolędzie II i 5/6, Po kolędzie II i 6/7
***
Czytam wiadomość od Madzi:
— Księże
proboszczu, mówił ksiądz komuś o mnie?
O co chodzi?!
— Madziu, komu
miałbym coś mówić? — Nabieram litery w tablecie jednym palcem. Okulary ciążą na
nosie. Ach, ta starość.
— Nie wiem komu.
Ale mówił ksiądz, czy nie mówił? Niech ksiądz nikomu nie mówi!!! Błagam!!!
Drapię się w głowę. Co
się dzieje?
— Madziu, nikomu
o Tobie nic nie mówiłem i nie powiem. Co jest między nami, jest i będzie na
zawsze naszą tajemnicą.
— Naprawdę?
— Oczywiście. Nie
musisz wątpić.
— Ale niech
ksiądz skasuje moje zdjęcia. Proszę!!!
Miałbym się pozbyć
najcenniejszych pamiątek? Z powodu histerii nastolatki?
— Czy coś się
stało, Madziu?
— No!!! Chyba
tak!!! Nie widział ksiądz w telewizji?
— Co w telewizji?
— No, wszystkie
wiadomości.
— Coś
konkretnego?
— No, ksiądz!!!
Pokazują nas wszędzie, na wszystkich kanałach.
— Nas pokazują?
Madziu, o czym mówisz?
— No, pokazują
zdjęcie księdza proboszcza. Ale mówią o Boże niech ksiądz włączy i proszę
skasować błagam zdjęcia chyba że Boże jak to wyjdzie ja się zabiję. — Madzia
nigdy nie pisze tak niedbale jak teraz. Nie pomija kropek i przecinków. Chyba
faktycznie dzieje się coś szczególnego. Zaczynam się niepokoić.
Idę do kuchni. Panie
Jezu, bądź ze mną. Włączam telewizor. Leci jakiś serial.
— Madziu, na
którym kanale?
— Na wszystkich.
Skasował ksiądz? — Odnoszę wrażenie, że Madzia odpowiada nie tyle natychmiast,
co wręcz z wyprzedzeniem.
— Właśnie to
robię.
— Dziękuję.
— Madziu, ale
przyślesz mi je z powrotem? — Teraz przychodzi mi czekać na odpowiedź. Minutę.
Pięć minut. Co tak długo?! Czy to ma być okazywanie szacunku wobec starszej
osoby? Od kiedy to tak się traktuje księdza proboszcza?! I to kto, wzorowa
Madzia? Jezu!
Wreszcie jest.
Dziennik. Pierwszy temat: „Wściekły atak na kościół. Środowiska liberalne i
LGBT oczerniają księdza”. No proszę, antychryst znowu aktywny! Zobaczmy, co
wymyślił tym razem.
Spikerka czyta trochę
za szybko, ale taka teraz jest moda, że trzeba zmieścić dużo informacji w
krótkim czasie, więc wytężam uszy: „Minister Sprawiedliwości i Prokurator
Generalny na zwołanej przed nowym gmachem Prokuratury Krajowej konferencji
prasowej zajął stanowisko wobec nieuzasadnionej totalnej krytyki planowanej
przez większość sejmową nowelizacji Kodeksu Karnego ze strony opozycji
kierowanej przez byłego premiera Donalda Tuska znanego z wrogiego stosunku do
Kościoła i skompromitowanych posłów Lewicy”. Mogliby wyłączyć te wściekłe
bębny. Ta pseudomuzyka w tle tylko niepotrzebnie zagłusza spikerkę, a ta
przekrzykuje bębny, aż uszy bolą. Popsuła się nam telewizja.
Ale słuchajmy dalej.
„Nieprawdziwe są
twierdzenia opozycji, jakoby osoby duchowne, wobec których istnieje
potwierdzone podejrzenie popełnienia występku o charakterze pedofilskim,
znajdowały się pod szczególną protekcją organów ścigania. Pragnę podkreślić, że
Prokuratura z bezwzględną surowością prawa będzie ścigać każdego, kto dopuści
się tej ohydnej zbrodni na bezbronnym dziecku, niezależnie od wykonywanego
zawodu.” To mówi nasz pan minister. Bardzo prawy człowiek. „Czy to nauczyciel,
czy sędzia, czy lekarz, nieważne, każdy zbrodniarz zostanie surowo ukarany i
doprowadzony przed oblicze wymiaru sprawiedliwości. Jak mówił nasz wielki rodak
i papież Jan Paweł Drugi: Prawo i sąd powinny zawsze służyć prawdzie i
sprawiedliwości oraz stać na straży ewangelicznej cnoty. Kierowane przeze mnie
Ministerstwo nieprzerwanie kieruje się tą maksymą. Dlatego zarzuty opozycji są
absolutnie nieuzasadnione.
Brawo minister! Brawo
rząd! Tak trzymać!
Znowu ktoś mówi.
Facecik z cienkim wąsem. Nie znam go. Może dopiero niedawno wzięli go do rządu
po maturze? Ale mówi ciekawie: „Według danych statystycznych większość pedofili
odbywających wyrok ponad pięciu lat pozbawienia wolności stanowią osoby z
wykształceniem podstawowym i bez żadnego wykształcenia, nie posiadające
wyuczonego zawodu”. Takich to nie szkoda. Niech siedzą nieuki, może w więzieniu
coś zrozumieją, a to i tak za późno. Dla takich już dawno powinna być
przywrócona kara śmierci. Powiesić i już. Przynajmniej nie będzie się męczył.
„Na dalszych miejscach są przedstawiciele takich zawodów jak: murarze — około
piętnastu procent osadzonych, kierowcy — dziewięć i pół procenta, nauczyciele i
naukowcy — osiem i cztery dziesiąte procenta, sędziowie i pracownicy sądów —
pięć i pół procenta, i inni. Jest więc absolutnym kłamstwem teza posłanek
Lewicy posługujących się symboliką błysku elektrycznego tak zwanego Strajku
Kobiet oraz popularnych w kręgach LGBT i liberalnych patodziennikarzy, jakoby
gros pedofili stanowili księża”.
Brawo pan podsekretarz
stanu! Chociaż jeden, co mówi prawdę. Ale co tak wystraszyło Madziulkę, że aż
się domaga likwidacji swoich najlepszych fotografii? Rozumiesz coś z tego,
panie Jezu?
„Zabierzcie stąd te
esesmańskie błyskawice!” Pokazali przywódcę PiS-u. Dobrze powiedział tym
sodomitkom.
„Za pretekst ostatnich
bezprecedensowych ataków na Kościół posłużył donos na księdza Józefa G.,
lubianego proboszcza parafii położonej w jednym z województw, jakoby otrzymywał
za pośrednictwem poczty internetowej od jednej z parafianek nieobyczajne
zdjęcia jej córki, gromadził fotografie innej uczennicy oraz nakłaniał osobę
niepełnoletnią do czynności zdefiniowanych w punkcie dwieście paragraf jeden,
punktu dwieście paragraf trzy, a także punktu dwieście paragraf pięć Kodeksu
karnego”.
Obrzydliwe! Jak tak
można?
O, znowu będzie mówił
minister.
„Pragnę państwa
jeszcze raz zapewnić, że nie chronimy nikogo, żadnej grupy zawodowej czy
społecznej przed odpowiedzialnością za przestępstwa pedofilii, wszyscy są
traktowani przez ten system tak samo. A odnosząc się do niezwykle bulwersującej
sprawy księdza G., na obecnym etapie postępowania mogę jedynie powiedzieć, że
już nikt nigdy przez tego pana skrzywdzony nie będzie”.
Ojej, teraz pokazują moje
zdjęcie! Podpisane w pasku informacyjnym, że pochodzi z serwisu TVN-u. O Boże,
co z nami teraz będzie?
Całe szczęście, że
zdjęcie już znikło. Znów na ekranie jest nasz pan minister. Ale on dalej mówi o
mnie. Jezu!
„W każdym środowisku
może się pojawić czarna owca. Jak państwo słyszeli, według aktualnych statystyk
Ministerstwa Sprawiedliwości pedofile stanowią w Polsce osiem i cztery
dziesiąte procenta nauczycieli i pięć i pół procenta sędziów. Jeśli chodzi o
grupę społeczną księży i innych osób duchownych oraz katechetek i katechetów
ten odsetek jest nieporównanie niższy, są to w zasadzie w przeciwieństwie do
wspomnianych powyżej grup zawodowych odosobnione, sporadyczne przypadki,
których w skali całego kraju jest bardzo mało, mniej niż wynosi błąd statystyczny.
Dlatego mogę państwa oraz wszystkich Polaków uspokoić i zapewnić, że każdy może
się czuć absolutnie bezpieczny. Natomiast wobec czarnej owcy kierowana przeze
mnie prokuratura nie będzie miała absolutnie żadnej tolerancji. Nie ma taryfy
ulgowej dla żadnego pedofila, nawet w sutannie.
Jesteśmy zgubieni.
Jezu!
„Przenosimy się teraz
do Pałacu prezydenckiego”. A to co znowu?
„Dziś w godzinach
popołudniowych Prezydent Rzeczpospolitej Polskiej na specjalnym spotkaniu w
sali hetmańskiej pałacu prezydenckiego odznaczył zasłużonego księdza i
polskiego patriotę księdza biskupa Bielgusa, wieloletniego współpracownika
naszego papieża, świętego Jana Pawła Drugiego, w latach osiemdziesiątych
kapelana Solidarności i Solidarności Walczącej, represjonowanego przez
komunistyczny aparat bezpieczeństwa, członka Konferencji Episkopatu Polski,
wielokrotnego delegata na Komisję Konferencji Biskupów Unii Europejskiej. Jego
ekscelencja ksiądz biskup od lat dziewięćdziesiątych zaangażowany jest w prace
Komisji do spraw Kultu Bożego i Dyscypliny Sakramentów, pełni ważne funkcje w
Radzie do spraw Duszpasterstwa Młodzieży, walnie przyczynił się do powołania
funkcji Delegata Konferencji Episkopatu Polski do spraw Ochrony Dzieci i
Młodzieży, jest też współautorem dwóch podręczników szkolnych oraz szeregu
publikacji naukowych z zakresu teologii zwiastowania oraz praktyki eucharystii
w warunkach totalitaryzmu laicystycznego. Oddajmy głos jego ekscelencji”.
O, teraz przed
mikrofonem stoi nasz ksiądz biskup! Jezu, on nic jeszcze nie wie. Musimy go
ostrzec.
„Od samego początku
posługi kapłańskiej szczególnie mocno leżały mi na sercu sprawy młodzieży i
dzieci. Właściwa formacja młodego pokolenia jest podstawą, opoką i okową naszej
przyszłości. Bez wychowania do głębokiej wiary i w wierze nie będzie ani
Kościoła, ani Polski. Dlatego musimy wołać i nie ustawać w wołaniu o jak
największe wsparcie dla szkolnej katechezy, żeby jej nie ograniczać do tak
nielicznych przecież lekcji religii, lecz by była obecną na wszystkich
przedmiotach, a zwłaszcza humanistycznych i artystycznych. Musimy też rozwijać
inicjatywy pozaszkolne, takie jak spotkania grup młodzieżowych Ruchu
Światło-Życie, Spotkania Młodych w Lednicy, czy wreszcie ruch ministrancki i
duszpasterstwo harcerzy oraz bardzo ważne dzieło Legion Chrystusa.” Czy się
przesłyszałem, czy ksiądz biskup naprawdę nie wspomniał o dziele świętego
Cyryla? A, nieważne teraz. „Musimy nie przestawać wołać, powtarzając słowa pana
Jezusa: Pozwólcie dzieciom przychodzić do mnie!”
„Tak, pozwólcie
Państwo, że sobie pozwolę na uwagę trochę anegdotyczną”. O, teraz przemawia pan
prezydent. „Wasza ekscelencjo, wasza ekscelencja zawsze stawiała na piedestale
sprawę czystości przedmałżeńskiej. Proszę Państwa, w tym miejscu winien jestem
wyjaśnić, że poznałem księdza biskupa za pośrednictwem żony, no, wówczas nie
byliśmy małżeństwem, nawet nie byliśmy parą, ponad trzydzieści lat temu. Po
spotkaniu modlitewnym, które jego ekscelencja zaszczycił swoją obecnością,
podszedł ksiądz, prowadzony pod rękę przez Renatę, do naszej grupki licealistów
i powiedział do mnie: Chłopcze, zaufaj panu Bogu, on cię poprowadzi. Nie od
razu mnie ksiądz biskup przekonał, ale w końcu uwierzyłem. Otóż do czego
zmierzam, ksiądz biskup podkreślał zawsze wagę czystości. I proszę sobie
wyobrazić, teraz już mogę się tym faktem podzielić, że nawet zawarłszy ślub
cywilny w urzędzie, dochowaliśmy z małżonką czystości aż do nocy poślubnej po
ceremonii w kościele, która odbyła się dopiero pół roku później. No i dokładnie
dziewięć miesięcy później pan Bóg wynagrodził nasze starania, dając na córkę.”
Czyż to nie piękna
historia, panie Jezu? Och, spraw, żeby ten prezydent został na następną
kadencję. Obroń go przed liberastami.
Znów pani w studio: „O
komentarz poprosiliśmy jego ekscelencję kardynała Dziwisza”. „Ksiądz Bielgus
oddał nieocenione przysługi dla dialogu z Ameryką Łacińską. Przez pewien czas
był naszym specjalnym wysłannikiem do Meksyku, pełnił rolę swego rodzaju
ambasadora Stolicy Apostolskiej przy ruchu apostolskim Regnum Christi,
pracował przy organizacji wszystkich trzech pielgrzymek papieskich do Meksyku i
walnie pomagał w przekazywaniu wsparcia kościołów i zgromadzeń z Ameryki dla
rodzącej się w Polsce „Solidarności”, a potem także dla odradzającego się życia
religijnego na obszarze byłego Związku Sowieckiego”.
„O wybitnych zasługach
biskupa Bielgusa wypowiedział się wczoraj również ksiądz arcybiskup Darek
Międlaszewski:” „To wielki człowiek, prawy i sprawiedliwy, niestrudzony świadek
prawdy, a także wybitny nauczyciel i przewodnik młodzieży, Polak i katolik.
Zapewne z tego powodu tak bardzo nienawidzony i atakowany bez pardonu przez
stronników ideologii gender i wrogów Kościoła. Dlatego
pomagajmy księdzu biskupowi w doprowadzeniu jego dzieł do zamierzonego celu,
jakim jest odrodzenie Polski i świata w Duchu Świętym”.
Och, panie Jezu, z kardynałem
Dziwiszem i arcybiskupem Międlaszewskim po naszej stronie, stanowczo nie
wszystko jeszcze stracone! Ciekawe, co teraz powie małolata.
— Nie mogę —
pisze. Czego nie może?
— Dlaczego? Też
skasowałaś? To zrób nowe.
— Nie teraz,
proszę księdza!!! Jak się ktoś dowie, będę spalona!!! Czy ksiądz nie wie, co
będą o mnie mówić? Już pewnie plotkują. Z Karolem koniec. Ojciec mnie chyba
zlinczuje. Niech mi ksiądz pomoże!!!
— Dziecko — Co
jej napisać? Niech no już przestanie panikować i głupot nie plecie, bo jeszcze
w histerii sama nam zaszkodzi — Madziu, nie lękaj się. Wszystko będzie dobrze.
Pan Jezus jest po naszej stronie. — Zbyt powoli się pisze palcem na ekranie,
już lepiej by było wysyłać papierowe listy. — Oglądałaś świadectwo pana
prezydenta? Popatrz, jak wysoko zaszedł, bo zaufał Bogu.
— Skasował
ksiądz? — Och, niewierny Tomasz z cyckami! Dlaczego nie chce wierzyć?
— Skasowałem. —
Jak już się to wszystko skończy, będziemy ją musimy nauczyć pokory.
Ale, co znowu? Kto tam
wali w parapet?
Zakonnice. Po co tu
przyszły?
— Księże
proboszczu, szybko! Dziennikarze. Trzeba uciekać. Przyniosłyśmy — trajkocą
jedna przed drugą. Siostra Marta i jedna z tych nowych, co je przysłali do
pracy w zagrodzie.
— Powoli,
siostry, co się stało? — pytam spokojnie. Na tyle spokojnie, na ile sytuacja
pozwala. Oj, tembr głosu! Nie zapominać o natchnionym brzmieniu! Nie przy
kobietach zakonnych. — Siostro Ludwiko, o co chodzi?
— Dziennikarze
przyjechali. Wszystkich pytają o księdza proboszcza. — Oj, sprawy się
komplikują.
— Czego chcą?
— Nie wiem. Nic
dobrego. Łażą i wszystko kamerują. Siostra Marta pilnuje, żeby nie wleźli na
posesję, ale sama długo nie da rady.
— Księże
proboszczu — odzywa się ta nowa — trzeba się schować w bezpiecznym miejscu.
— Tak, siostra
Marta nas przysłała, żebyśmy wyprowadziły księdza — mówi Ludwika.
— Dokąd?
— Do nas. W domu
dla sióstr nikt księdza nie będzie szukał.
Brzmi nawet ciekawie.
Jak żyję tu już trzydzieści lat z okładem, nigdy nie zachodziłem do domu sióstr
zakonnych. Spotkania po kolędzie odbywamy w zakrystii. Właściwie można by
zmienić tę tradycję.
— Tak,
przyniosłyśmy przebranie dla księdza — mówi nowa. — Możemy wejść? — Dopiero
teraz zauważam drabinę.
— Niech nas
ksiądz wpuści — prosi Ludwika.
— Dobrze, skoro
taka jest wola Nieba.
Biegnę po tablet i
telefon.
O, SMS. Nawet dwa.
Jeden od Lucynki. Pisze, że nie ona zdradziła. Drugi od Grażki: pisze, że
wierzy w naszą niewinność.
Trzeba napisać do
księdza biskupa.
— Księże
proboszczu, musimy się spieszyć — ponagla nowa. Ma dziewucha tupet.
— Chwileczkę —
mamroczę.
Piszę: Gratuluję,
księże biskupie. Pan prezydent ładnie przemówił. A u nas bieda. Szatan próbuje
krzyżować nasze plany. Nasłał dziennikarzy. Schodzę do podziemia. Z pomocą
Opatrzności wygramy i dopniemy dzieła. Ks. J.
Nowa kładzie na stół
jakieś czarne szmaty.
— Musi ksiądz
proboszcz się przebrać — mówi Ludwika.
— Słucham?
— Za siostrę
zakonną. W welonie nikt księdza nie rozpozna.
— Tak powiedziała
siostra Marta — odzywa się nowa. — Mamy księdza przebrać i przeprowadzić do nas.
— Tak, ksiądz
pójdzie z siostrą Łucją, a ja zostanę na plebanii na w razie czego. — A więc ta
nowa ma na imię Łucja. Ciekawą patronkę sobie wybrała.
Jezu, każą mi zdjąć
sutannę. I to natychmiast. Mam naprawdę dopuścić, żeby widziały mnie gołego?
— Księże
proboszczu — nalega Łucja.
Oj, ale ona ma błysk w
oku! Głos silny. Buzia gładka jak u dziecka. Siostra Ludwika też nie jest
stara. Chłopcy z liceum nawet ją rysują po kryjomu, jak się nudzą na lekcji,
fantazjują, jak wygląda bez habitu. Panie Jezu, wybacz mnie grzesznemu.
Zakonnice należą do ciebie, oblubienice Pańskie, tobie ślubowały wierność. Ale
moje ciało nie sługa, a to tylko kobiety. Zaraz mi stanie pióro.
Dobrze, skoro tak być
musi. Zamykam oczy, żeby nie widzieć tej sceny zgorszenia. Przekładam sutannę
przez głowę.
— A! — To Łucja. Od
teraz będę wiedział, jak brzmi pisk zakonnicy. A nie mówiłem?
— Musi ksiądz
teraz założyć habit — Siostra Ludwika jest trochę starsza, to łatwiej jej
zachować spokój. A może i ma już jakieś doświadczenie z penisami. Można by
kiedyś wypytać przy spowiedzi, ale teraz to nieistotne. — Wzięłyśmy największy,
jaki był w magazynie.
Pomaga mi założyć tę
kieckę. A pióro stoi.
— Jeszcze welon.
— Podaje mi go Łucja. Jest wyższa od Ludwiki prawie o głowę.
Poprawia, układa,
sprawdza, czy dobrze leży na plecach. Ogląda mnie z każdej strony. Niechcący
ociera się o mnie. Jeśli zechce dotrzymać mi towarzystwa w nocy, to nie wiem,
panie Jezu, czym to się skończy. Miej nas, proszę, w swojej opiece.
Jeszcze pas. Wiąże mi
go Ludwika. Oj! Trąciła dłonią we wrażliwym punkcie. Na szczęście niechcący. No
i przebranie gotowe.
Wychodzimy przez okno.
Najpierw Łucja stąpa po drabinie, potem ja. Na szczęście schodzimy z parteru.
Siostra Ludwika zostaje sama na plebanii.
Co za dzień! Co za
czasy nastały, żeby proboszcz musiał się ukrywać jak jakiś przestępca, czmychać
w przebraniu baby! Ale nic to, przetrzymam. Trzeba się ćwiczyć w pokorze. Jak
Hiob wierzyć w pełni i przyjmować na barki wszelkie zrządzenia losu. Bo kto
wierzy prawdziwie, temu pan Bóg zaprawdę dopomoże.
***
Jak by ktoś jeszcze
dziś rano stwierdził, że ja, stary klecha, już dawno stojący jedną nogą po
tamtej stronie linii oddzielającej śmierć od życia, spędzę noc z kobietą,
posłałbym go do diabła. A teraz zostałem sam na sam z siostrą Łucją. Panie
Jezu, niezbadane są plany Twoje!
Chciała mnie zostawić
samego w jej pokoju, a samej iść spać gdzieś indziej do jakiegoś pomieszczenia
przy kuchni, ale ją zatrzymałem. Księdzu się nie odmawia. A siostra Marta nie
będzie zadawać żadnych pytań.
Leżę goły pod kołdrą
na wąskim łóżku siostry zakonnej. Właściwie to na pryczy, bo łóżkiem ten mebel
jest tylko z nazwy. Łucja na razie na podłodze. Gawędzimy sobie.
Wiem już, że jest
nowicjuszką. Pierwsze śluby złożyła dosłownie miesiąc temu, na rok, i zaraz
potem zgromadzenie przeniosło ją do domu zakonnego przy naszej parafii.
Nowicjuszki bez ślubów i postulantki nie mogą mieszkać poza siedzibą
zgromadzenia. Twierdzi, że podoba jej się u nas, ale odnoszę wrażenie, że
zamiast prac fizycznych wolałaby zajęcia bardziej intelektualne. Ma dziewczyna
maturę i licencjat z filozofii, a musi sprzątać kurnik i zmywać talerze. No ale
cóż, trzeba się doskonalić w pokorze. I oczywiście nikt nie zostanie
dopuszczony do zadań obejmujących reprezentowanie Kościoła na zewnątrz, chociażby
w szkole, kto nie dostarczy przekonujących dowodów wierności i posłuszeństwa.
Kościół ma zbyt wielu i zbyt silnych wrogów, by iść na ryzyko, że ktoś
niesprawdzony słabością ducha narazi na szwank naszą reputację.
— Oglądasz
telewizję? — pytam.
— Mało. Tylko
tyle, co trzeba oglądać wspólnie z siostrami. Sama nie dotykam telewizora.
— Dlaczego?
— Szczerze? Męczy
mnie telewizja. Nie ma tam nic ciekawego.
Możliwe, ale mój nos
podpowiada, że sprawa ma drugie dno i że odpowiedź wcale nie była całkiem
szczera.
— Naprawdę? Chyba
próbujesz coś ukryć.
— Co na przykład?
— Głos jej się łamie. Nagle zniknęła cała pewność siebie. Czyli jest coś na
rzeczy.
— Siostro Łucjo,
księdzu nie powiesz?
Zastanawia się. Widać,
że ma coś na końcu języka, pragnie rozmowy, ale się boi.
Ja też nie mówię jej
wszystkich myśli. A pół mózgu — większe pół — bez przerwy analizuje jej ciało.
Chucherko z cyckami jak dwie śliwki odznaczające się przez halkę. Włosy
krótkie, nie do warkocza ani kucyka. Taki chłopaczek z kobiecymi biodrami i
wąski w talii. Chłopaczek, ale z dziurą między nogami. A kot, jak to się mówi,
chce do dziury. I ogon ma twardy. Tylko, panie Jezu, ta dziura jest tobie
poślubiona. Odstąpisz mi ją na kwadrans?
— Nie wiem od
czego zacząć.
— Najlepiej od
początku. Ale jeszcze cała noc przed nami. Zdążymy porozmawiać o wszystkim.
Na początek by
wypadało wywiedzieć się czegoś więcej o naszej własnej sytuacji.
— Nie wiesz, co
to za jedni, ci dziennikarze?
— Wszyscy
możliwi. Najpierw ktoś zadzwonił. Siostra Marta powiedziała, że ksiądz
proboszcz wyjechał, a ona nikogo nie wpuści i nie da żadnych komentarzy. Potem
przyjechało dwoje ludzi, facet i facetka. Zaczepiali ludzi i filmowali wieś
telefonem. A na koniec zjawił się Polsat. To przed nimi musiałyśmy księdza
ratować.
— TVN-u nie było?
— O TVN-ie nie
słyszałam. Może jutro przyjadą.
Jutro? Czyżbym miał
spędzić na tym zesłaniu więcej niż tę jedną noc? Może siostra Ludwika się
domyśli i przyniesie mi chociaż bieliznę na zmianę. Ładowarka to telefonu też
by się przydała.
— I co o tym
myślisz, siostro Łucjo?
— Ja? Nic.
— Odpuszczą
sobie? Dadzą nam spokój?
— Nie! — Ojej,
panie Jezu. Dlaczego się śmieje? Czy ja powiedziałem coś śmiesznego? — Nie po
tym, co ksiądz zrobił.
— Co zrobiłem?
— Ha, ha. Dobrze
ksiądz wie, co ksiądz zrobił.
— No właśnie nie
wiem. Co oni chcą mi zarzucić?
— Że skrzywdził
ksiądz kilka osób.
— Jakich osób?
Jesteś skłonna im wierzyć?
To niebywałe, panie
Jezu. Zakonnica śmie wątpić w świętość kapłana! Rozumiem, że to dopiero
nowicjat, formacja nieukończona, ale żeby tak wprost powiedzieć księdzu, że
jest winny? Ksiądz, a nie szatańskie pismaki? Nie, to musi być jakaś kpina.
— Nie wiem, kogo
konkretnie.
— No widzisz.
— Oj, ale proszę
księdza, przecież wiem, że ksiądz je zgwałcił. — Boże!
— Jak to wiesz? O
czym ty mówisz?
— Że ksiądz jest
predatorem. — Boże, to nie żart i nie kpina. Ona to mówi poważnie, ze stoickim
spokojem.
— Że czym jestem
według ciebie?
— Predatorem.
Drapieżnikiem seksualnym. Poluje ksiądz na słabe kobiety, albo na dziewczynki,
albo na chłopców z obniżoną samooceną. Poluje i gwałci.
— Dziecko, jak ty
to sobie wyobrażasz?
— Sama nie wiem.
Ale takie są fakty. No, proszę księdza, no niech ksiądz powie, że jest inaczej.
— Jezu, za kogo ona się ma, że sobie na tyle pozwala? Co ta dziewucha sobie
myśli? Komu służy? Czy oby na pewno tobie?
— No to mówię:
TVN kłamie.
— To niech mi
ksiądz da swój tablet na chwilę.
Jezu Chryste, tablet!
Dobrze, że mnie natchnąłeś, żeby go nie zostawiać w plebanii, gdzie mógłby z
łatwością wpaść w wrogie ręce, dziennikarze mogliby ukraść i nikt by nie
zauważył. Źle, że jest teraz tutaj.
— Mój tablet? Co
chcesz z nim zrobić?
— Obejrzeć. To
co, mogę zobaczyć, czy ksiądz się boi?
Nie daje mi wyjścia.
To znaczy nie, wyjście mam. Mógłbym ją na przykład wygonić. Niech sobie śpi w
kuchni, jak chciała. Albo zobowiązać do tajemnicy pod groźbę ekskomuniki. Może
jeszcze to zrobię. Ale nie łapmy się brzytwy, kiedy jeszcze czuć grunt pod
nogami. Jeszcze nie toniemy.
— To droga rzecz.
Prezent. Nie popsujesz?
— Ja? Ha, ha!
Proszę księdza, tylko dwie minuty, okay? No i przecież cały czas będzie ksiądz
widział, co robię. Nie mam żadnych tajemnic.
— Dwie minuty?
— Jak ksiądz się
boi, to jedna. Sześćdziesiąt sekund.
Dobrze. Niech się
pobawi dziewczynka. Poczty i Snapa i tak nie otworzy, bo nie zna hasła. W
minutę niczego nie znajdzie.
— Aha, Android?
Widzę, że ma ksiądz wymienną kartę pamięci. To zobaczymy pliki. — Dotyka
pomarańczowej ikonki. Ale gdzie ta ikonka była? Przed chwilą ekran wyglądał
inaczej. Och, Łucja stanowczo za szybko klika. — Files. Downloads.
— Co ona mówi? — Bingo! —Jezu! To zdjęcia Madzi. Cały ekran w zdjęciach. — To
który kafelek powiększamy, księże proboszczu?
Zimny pot spływa mi z
czoła. Gapię się w te mądre oczęta chłopaczka z cyckami, gapię się na śliwki
przebijające przez materiał i na buzię dumną ze zwycięstwa. Boże!
Łucja nie czeka na
odpowiedź. Wybiera na chybił trafił. Madzia z ręką założoną za głowę świeci na
nas biustem. Mamy półnagą piętnastolatkę w tablecie księdza. Nic dodać, nic
ująć.
— To
niekoniecznie to, co myślisz — próbuję zachęcić Łucję do ponownego
przemyślenia. Mimo że wiem, że to już nic nie da.
— Nie mam co do
tego najmniejszych wątpliwości — odpowiada natychmiast tonem skończonego
cynika. — Ksiądz proboszcz w ogóle nie zna tej dziewczynki, a jej zdjęcie
podrzucił szatan — śmieje się. — A mnie jeszcze zostało czterdzieści pięć
sekund, więc mogę jeszcze coś znaleźć. Chyba ksiądz proboszcz się boi i
zabierze tablet. Wtedy niczego nie znajdę i przyznam księdzu rację. — Szydzi.
Panie Jezu, ta bezczelna panna pozwala sobie ze mnie szydzić!
— Możesz jeszcze
poszperać. Pozwalam.
Nawet całkiem niczego
sobie są te jej małe cycki. A mnie nadal stoi kropidło. Nie zasnę, jak nie
pokropię. Drapieżnik seksualny. Tak mnie nazwała? Nie nauczyli jej jeszcze w
zakonie, że ksiądz proboszcz ma od pana Boga specjalne prawa.
Otworzyła program
pocztowy.
— To co teraz?
Zmieniamy hasła?
— Słucham?
— Zmieniamy hasło
do Snapa i Messengera, żebym mogła potem sobie poczytać i poodpisywać w imieniu
księdza? O widzę, że ma ksiądz zainstalowany też Telegram. Zobaczymy, jakie ma
ksiądz kontakty? Właściwie po co księdzu ten komunikator? Ma ksiądz kontakty ze
wschodem?
Nie mogę tego dłużej
słuchać. Nie dlatego, że się boję, ale, to przykro przyznać, nie nadążam za
słowotokiem tej chłopczycy. Chcę ją już rozebrać. Possać cycki i zamoczyć
kropidło. Mogę?
— Łucjo, nie
zmieniaj niczego, proszę. Masz rację, lubię kobiety. Chętnie korzystam z
waszych...
— Cipek?
— Tak. Teraz też
o tym myślę, żeby ci włożyć.
— Och! Ale proszę
księdza?
Chyba ją zaskoczyłem
otwartym wyznaniem.
— Taka jest
prawda. Ale nie chcę cię zmuszać. Jeszcze nigdy żadnej kobiety nie brałem na
siłę.
— Mam księdzu
uwierzyć?
— Zechcesz,
uwierzysz, nie zechcesz, to trudno.
— Chcę wierzyć.
Ale księże proboszczu, ksiądz jest księdzem, ja siostrą zakonną, ślubowałam
czystość.
— Łucjo, nie
nalegam na seks. Nie obiecuję, że będzie ci przyjemnie. Wręcz przeciwnie.
Proszę cię o ofiarę. O dobry uczynek. Żebyś ulżyła w cierpieniu staremu słudze
Jezusa. Oddając się mnie, bez korzyści własnej, bez orgazmu, bez szansy, że
doznasz podniecenia, nie złamiesz ślubu i nie zgrzeszysz.
— Ale ksiądz
proboszcz ma gadane! — Znowu się śmieje, młoda szelma. To chce, czy nie chce?
Wpuści kropidło? — Też bym chciała tak umieć.
Przesuwam się do
ściany. Zwalniam pięć centymetrów pryczy. Może się spróbuje zmieścić.
— Usiądź sobie. —
Wskazuję miejsce.
— Obok księdza
proboszcza?
— Przecież cię
nie skrzywdzę.
Kładzie się. Przeciąga
na siebie kołdrę. Przyciska się do mojego brzucha, wsuwa kolano między moje
nogi.
— To łóżko jest
pomyślane dla jednej osoby — śmieje się znowu. Przesuwa dłoń na kropidło. Bada.
Dotyka leciuteńko. Jak piórkiem. Jej oddech przyspiesza. — Ale ksiądz wie, że
jestem dziewicą?
— Skoro tak
mówisz. Pod względem dziewictwa nic się nie zmieni, Łucjo. Nawet jak uronisz
kropelkę krwi, nie znaczy, że stracisz cnotę. Bo nie chodzi przecież o to, co
cielesne, tylko o stan duchowy. Ksiądz, Łucjo, nie pozbawia cnoty.
— Pierwsze słyszę
— chichocze. Znowu się śmieje. Dlaczego się nie poddaje natchnionej mowie? Nie
czuje jak inne dziewczęta Ducha Świętego? Jak to możliwe, że pierwsza
sceptyczna dziewczyna, niewrażliwa na magię kapłana, jest siostrą zakonną? — A
nie możemy tak zrobić, że tylko poleżymy razem i będziemy rozmawiać, ale bez
seksu?
— Nie będzie
seksu. Już ci mówiłem, że z księdzem to nie...
— Tak, tak —
weszła mi w słowo — możemy poleżeć spokojnie, bez penetracji? — Dalej gładzi
penisa.
— Możemy. — Ma w
sumie rację. Jest poślubiona Chrystusowi. — Tylko bądźmy oboje bez ubrań.
W połowie nocy pytam:
— Dlaczego
zdecydowałaś się wstąpić do zakonu?
— Nie wiem. Chyba
z miłości?
— Z miłości do
Chrystusa?
— Nie, do
kobiety. I miałam po dziurki w nosie pytań, kiedy wyjdę za mąż i czy już mam
narzeczonego.
— Nie rozumiem,
Łucjo.
— A czego tu nie
rozumieć? Jestem lesbijką.
— Nie próbowałaś
się leczyć?
— Niech się
ksiądz nie wygłupia!
— Mówię poważnie.
Zaburzenia popędu daje się korygować.
— Jak?
— No, są
odpowiednie terapie.
— Które się
sprowadzają do gwałcenia. Nie, nie ma głupich. Na egzorcyzmy też proszę nie
liczyć.
— Szkoda.
Miej ją, panie Jezu,
pod szczególną opieką. Dobre ma serce i jest jeszcze młoda. Może z twoja pomocą
zdąży się jeszcze nawrócić, zanim dopniemy dzieło świętego Cyryla i nastąpi w
końcu królestwo Twoje.
— Ruchałeś już tę
panienkę ze zdjęć, księże proboszczu? — "Ruchałeś"? Znowu
dziewka przegina.
— Nie.
— Nie wierzę.
— Naprawdę.
— Będziesz ruchać?
— Nie wiem. Być może.
A ty co byś zrobiła?
— Wyruchałabym.
— Śmiejesz się. Ale co
myślisz naprawdę?
— Jesteś hipokrytą,
psychopatą i predatorem, absolutnie złym zboczeńcem. Ale ja nie oceniam.
— Wierzysz w Boga?
— Nie.
— Wystąpisz z zakonu?
— Nie.
— Dlaczego?
— Bo poza nim w tym
kraju nie ma dla mnie życia.
Łucja będzie nam
wiernie służyć. Nie zawiedzie. Może kiedyś godnie przejmie obowiązki od siostry
Marty, gdy ta przejdzie na emeryturę? A może polecić ją księdzu biskupowi, żeby
ją włączył w prace dla dzieła świętego Cyryla? Bez najmniejszego wątpienia,
panie Jezu, takich ludzi jak siostra Łucja potrzeba Kościołowi jak najwięcej.
***
Kolejny odcinek: Po kolędzie II i 8/9
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz