Szachistka 1/2 (2018)


W wielkim świecie dzieją się rzeczy wielkie. Z nieba spadają bomby i samoloty. Niewinnych ludzi porywają zideologizowani bandyci i bandyckie ideały. Rzadziej geniusz i dobro zwycięża nad złem i głupotą. Powstają leki na nieuleczalne dotąd choroby i technologie ułatwiające życie. Świat biegnie do przodu.
Jednocześnie w życiu maluczkich dzieją się rzeczy mniej znaczące, codzienne, przyziemne, o których nie napisze żadna gazeta i nie opowie telewizja. Nawet internet pominie milczeniem, bo los pojedynczego człowieka nikogo nie obchodzi. Na przykład niedawno w pewnym mazowieckim mieście rozegrała się poniższa historia. I nigdzie poza tym opowiadaniem się tego nie dowiecie.
https://i.pinimg.com/originals/39/3f/25/
393f2590afaf65de97937d436db8b25b.jpg
„Ale się marszczy, ale mruży oczęta”, triumfującym wzrokiem zmierzyła nauczyciela. „Ale się poci”, skomentowała w duszy minę wuefisty i rozpięła jeszcze jeden guzik. Nie musiała tego robić. Przeciwnik zrobił błąd piętnaście posunięć wcześniej. Dokładnie pięć sekund po tym, jak Danka niby beztrosko i spontanicznie poluzowała koszulę pod szyją, formując szerokie i odrobinę zbyt głębokie wcięcie. Jeszcze w fazie otwarcia partii. Gdyby wtedy belfer zamiast zerkać w dekolt pomyślał, nie wyjechał bezmyślnie gońcem na H6, pozorując atak, tylko rozsądnie pionem zabezpieczył newralgiczne pole B4, miałby szansę wygrać. A tak, stracił inicjatywę. Reszta partii, mówiąc językiem futbolu, była już grą do jednej bramki. Wstyd dla dumnego nauczyciela, przywykłego traktować wszystkich z góry, zwłaszcza uczniów i kobiety. Powód do dumy dla skromnej Danusi, sposób, by na chwilę skupić na siebie uwagę kolegów.
- Gorąco dzisiaj – odezwała się głośno po kwadransie skupionego milczenia, komentując strużkę potu spływającą z czoła pana Milskiego oraz czynność własnych palców majstrujących przy dekolcie koszuli.
- Bardzo – potwierdził nauczyciel niewyraźnym mruknięciem. Otarł skroń dłonią i przyjrzał się dziewczynie siedzącej naprzeciwko. Pierwszy raz studiując jej twarz, lekko zadarty nos, kilka piegów i błękitne oczy, a nie sylwetkę i przeróżne krągłości.
Tylko on patrzył na buzię. Chłopcy stojący obok dziewczyny pod pozorem śledzenia partii szachów nie zmarnowali okazji, by zręcznym zerknięciem z góry zapoznać się z krojem stanika.
- Pana ruch – przypomniała Danka grzecznym głosem, jednocześnie zerkając na kolegów obserwujących rozgrywkę i przy okazji zaglądających tu i ówdzie, gdzie nie wypada.
Niespiesznie zakryła dłonią dekolt, dając znać, że nie wie, gdzie się chłopcy patrzą, ale nie będzie z tego robić afery. W duszy natomiast śmiała się z satysfakcją z koloru policzków jednego z rówieśników: „Ale burak!”
- Tak, mój ruch – mruknął wuefista trochę głośniej niż poprzednio. Odzyskiwał rezon. Przeniósł spojrzenie z szachownicy jeszcze raz na twarz przeciwniczki i patrząc dziewczynie w oczy, podniósł czarnego króla i delikatnie położył go obok zbitych figur. Nad stołem podał Dance rękę. – Wygrałaś. Gratuluję.
- Dziękuję – odpowiedziała szachistka, ani na sekundę nie odwróciwszy wzroku, nie zamknąwszy powiek dla ochrony przed przenikliwymi strumieniami promieniowania z oczu nauczyciela.
Uścisk dłoni, serdeczny i zdecydowanie bardziej delikatny jak na półgodzinną partię bynajmniej nie przyjacielską, przypominającą bardziej zaciętą bitwę fal mózgowych niż towarzyską grę z okazji Szkolnego Dnia Sportu, przeciągnął się o kilka sekund więcej niż by wynikało z czystej kurtuazji. Ani Milski ani Danusia nie chciała przerywać go jako pierwsza. Nauczyciel, powszechnie znany pod przezwiskiem Sztacheta wyrażającym zarówno skłonność wuefisty do męczenia uczniów bieganiem: „Sztafeta, mości panowie, sztafeta! Dziś sobie pobiegamy”, „Sztafeta, drogie panie!” – tymi słowami zwykł Milski zaczynać lekcje, jak też kanciasty kształt tułowia przywodzący na myśl grubą szeroką deskę; i szczupła blondynka o ramionach cienkich jak witki brzozy zastygli w bezruchu złączeni dłońmi, jakby ktoś ich zamienił w kamienny pomnik licealnej zgody między stanem uczniów i kadrą pedagogiczną.
- Dobrze, że nie graliśmy na pieniądze – w końcu przerwał milczenie pokonany Sztacheta, uśmiechnął się szeroko i wstał od stołu.
Jeszcze nie zdążył zniknąć za progiem, a w klasie rozległ się triumfalny aplauz na cześć Danusi, bohaterki dnia, niepozornej dziewczynki, która utarła nosa nieznośnie wyniosłemu, zawsze pewnemu siebie, złośliwemu Sztachecie, postrachowi szkoły.
- Wow! Super! Ale mu pokazałaś! Danusiu, jesteś wielka! – przekrzykiwali się świadkowie partii tysiąclecia. Najgłośniej oczywiście wołali koledzy, tylko nie ci dwaj, którzy wcześniej bite dwa kwadranse stali za plecami szachistki, a raczej nad jej barkami, lustrując ramiączka i miseczki pushupowego stanika. Fałszywy doradca wstyd im nie pozwalał. Ktoś inny spróbował wziąć dziewczynę na ręce, żeby z głośnym „hip, hip, hura!” podrzucić ją pod sufit jak wodza wojsk po zwycięskiej bitwie, ale wywinęła mu się z rąk, wykazawszy się refleksem bynajmniej nie szachisty.
- Nie wiedziałam, że tak dobrze grasz w szachy – pogratulowała Justyna, weganka, poetka i miłośniczka japońskiej literatury zakochana w haiku i Murakamim; Ryu, nie Haruki Murakami; traktująca Danusię jak bratnią duszę, trochę z wdzięczności za powściągliwość w rozgłaszaniu plotek a trochę ze zwykłej sympatii niepoddającej się racjonalnemu wyjaśnieniu. – Jak ty to robisz?
- To nic wielkiego. Tylko czekam na błąd i go wykorzystuję – odpowiedziała szachistka skromnie lecz z kokieteryjnym uśmiechem na ustach.
Przez kilka lat grała w klubie sportowym. Tam poznała żelazne zasady osłabiania przeciwnika nieopisane w żadnym podręczniku szachowym: dekoncentracja, odwracanie uwagi, przekierowanie myśli jak najdalej od szachownicy, nauczyła się stosować je w praktyce. Pod tym względem miała doskonałego trenera.
- Mogłabyś mnie trochę poduczyć? – spytała Justyna, nie wprost ale niedwuznacznie proponując zacieśnienie przyjaźni.
- Jasne! Możemy kiedyś pograć – zgodziła się mistrzyni z radością, że została doceniona i że ktoś ją prawdziwie lubi, ale też trochę zdziwiona, że dziewczyna, wcale nie ślepa i nie głupia, jeszcze się poznała na tanich, kobiecych sztuczkach osłabiających intelekt mężczyzny. Każdego mężczyzny, stanowczo nie tylko nauczyciela wuefu.
- Nieźle – pogratulował też Damian, mózg, postrach niekompetentnych nauczycieli, chłopak powszechnie lubiany, ale bez fanatyzmu. Wiedzący wszystko ale stroniący od ludzi, sprawiający wrażenie niezdolnego do głębszych uczuć. Stuprocentowy intelekt zapakowany w przystojne ciało.
- Dziękuję. Ty też podobno jesteś niezły w szachy – odpowiedziała Danusia, rzucając koledze zawoalowane wyzwanie.
- Zagramy?
- Jasne, ale trochę później, dobrze? Muszę trochę przewietrzyć głowę.
Dopiero zamknąwszy usta i usłyszawszy w uszach własne słowa, zrozumiała sens słów, które powiedziała. Że na dobrą sprawę zaprosiła chłopaka na randkę, a przynajmniej dała do zrozumienia, że nie odmówi, jeśli Damian wystąpi z propozycją spotkania pod pretekstem gry w szachy. Od razu zadała sobie pytanie: „A co, jak on się we mnie zakocha?” i błyskawicznie znalazła odpowiedź: „Ten chłopak nie ma uczuć. Nie będzie mnie nękać miłością”. Odpowiedź uspokajającą. Nie żeby jej się Damian nie podobał. Wręcz przeciwnie. Czuła, że coś ją w nim pociąga. Żyła tylko w przeświadczeniu, że póki nie poszła na studia, nie wyjechała za granicę w ramach Erasmusa, nie poznała świata i nie wybrała miejsca, gdzie osiądzie na stałe, nie powinna pakować się w stałe związki. Nie chciała ograniczać się miłością do bądź co bądź przypadkowego człowieka. W dodatku jak ona niedojrzałego i niestałego ani w uczuciach ani co dotyczy dorosłego życia.
- Dobrze. Trzymam za słowo! – ucieszył się Damian.
Wymienił też uśmiech i coś znaczące spojrzenie z Justyną przysłuchującą się rozmowie. Wrodzona kobieca spostrzegawczość nie pozwoliła Danusi nie zauważyć tych gestów, ale też nie wzbudziły one większego zainteresowania. Chłopak to zdradliwa bestia z natury. Flirtuje z każdą i wszędzie, bez zastanowienia. Do ładnej dziewczyny uśmiecha się czysto instynktownie. A Justyna brzydka stanowczo nie była.
- Co o nim sądzisz? – niedługo potem dyskretnie spytała się Justyna.
- O kim?
- O Damianie.
- Fajny chłopak. Miły. Ale co więcej o nim sądzić, nie wiem. Żyje w swoim świecie, do którego nie mam dostępu – odpowiedziała Danka najuczciwiej, jak mogła.
- Też go lubię – wyznała jej koleżanka.
Danka wybuchła śmiechem. Życzliwym, pełnym zrozumienia, zaraźliwym. Takim, który przypieczętowuje przyjaźń.
Z genialnym Damianem zagrała jeszcze tego samego dnia, dotrzymując słowa i nie czekając, aż chłopak będzie nalegał. Zajęli wolną szachownicę w kącie sali. Przez pewien czas zmaganiom umysłów przyglądała się Justyna. Zauważyła, że graczom robi się gorąco. Już po kilku posunięciach mózgowiec zaczął drapać się po głowie nad uszami, Danusia musiała powachlować się kołnierzykiem koszuli.
- Nie będę wam przeszkadzać – powiedziała Justyna i odeszła od stolika.
Jej miejsce wkrótce zajął wuefista zaintrygowany młodym talentem. Zanim się pojawił, gracze mieli wystarczająco dużo czasu, by zamienić kilka słów na osobności. Pierwszy raz, odkąd się znali.
- Niezła jesteś.
- Wiem. Zaraz ci to udowodnię.
- Nie wygrasz.
- To się okaże.
- Grasz w jakimś klubie?
- Grałam do końca gimnazjum.
- W którym? Dlaczego cię nie nigdy nie spotkałem?
- Bo mieszkałam w innym zakątku Polski.
- Aha. Zapisz się do nas.
- Nie mogę. Nie chcę marnować czasu na szachy. Wolę się uczyć.
- E tam. To tylko raz w tygodniu.
- Wiem, ale nie każdy jest tak zdolny jak ty, żeby wszystko wiedzieć bez uczenia się.
- Wystarczy trochę czytać. Gramy o zakład?
- O co?
- Wygrany wybiera film, przegrany kupuje bilety.
- Mam iść z tobą do kina?
- Jak wygram.
- Zgoda. Ale płacę za siebie.
- Jak to?
- Przegrasz. Ale nie chcę, żebyś płacił za mój bilet.
- O, pan profesor! – najlepszy uczeń przywitał najmniej lubianego nauczyciela.
- Mogę popatrzeć? Jaka sytuacja na szachownicy?
- Jeszcze remisowa, ale już niedługo.
Partia skończyła się remisem przez trzykrotne powtórzenie pozycji. Sztacheta pogratulował młodszemu koledze. Justyna, która do tego czasu też się zjawiła w klasie wyraziła zachwyt nad talentem obojga graczy. Nie próbowała zataić, że darzy ich sympatią bardziej niż kogokolwiek innego w szkole.
Jak przystało najlepszym koleżankom, Danusia i Justyna zaczęły się spotykać po zajęciach w szkole. Poznawały się nawzajem, wymieniały spostrzeżeniami, ćwiczyły debiuty szachowe. Nie obeszło się bez frywolnych żartów i poważnych rozmów o życiu i mężczyznach.
- Jeszcze nie wiesz, jaki jest najlepszy sposób na faceta? – Danka postanowiła w końcu wyjawić swój sposób na sukces. Pod płaszczykiem dowcipnej uwagi.
- No, nie wiem. Jaki?
- Pokazać cycki. Wtedy każdy głupieje – zaśmiała się głośnym i długim hi, hi, ha, ha.
- A bez pokazywania się nie da? – Justyna odpowiedziała pobłażliwym uśmiechem.
- Da, ale jak pokażesz, to masz pewność, że wygrasz. No, na dziewięćdziesiąt pięć procent – śmiejąc się, Danusia powtórzyła dokładnie co do litery, co niegdyś usłyszała od trenera. Jej szachowe doświadczenie potwierdzało skuteczność tej taktyki, nawet jeśli dziewczyna nie poddała jej jeszcze, w dosłownym brzmieniu, próbie eksperymentu. Nie odważyła się zagrać toples.
- A pozostałe pięć procent?
- Homosie i zawodowi szachiści. Powinnaś spróbować. Masz czym odwracać uwagę – Danusia skomplementowała wypukłości koleżanki.
- Ach, żeby to było takie proste – Justyna zamiast docenić pochwałę okazaniem radości uderzyła w melancholijną nutę.
- A nie jest? Ej, czy ty się przypadkiem nie zakochałaś?
- Może.
- W kim? Powiedz!
- E, nie, to nie miłość.
- Nie? To co to takiego?
- Może zauroczenie.
- Więc nie powiesz?
- Może kiedy indziej... No jest taki jeden, z którym kiedyś chodziłam, dawno temu. Potem długo nic, a teraz przychodzi do mnie czasem jako kolega.
- Jako zwykły kolega? A to? – wesoła szachistka wzrokiem wskazała na łóżko.
- Tego używam tylko do spania – odpowiedziała Justyna z odnowionym uśmiechem na twarzy.
- Do czasu, Justyś. Niedługo to się zmieni.
- Nie wierzę.
- O co się założysz?
Kino musiało trochę poczekać na parę szachistów, ale co się odwlecze, to nie uciecze. Danusia i Damian umówili się na randkę.
- Dlaczego się tak upierasz, żebym nie kupował dla ciebie biletu? – zapytał Damian, gdy wyszli z tramwaju.
- Jeszcze żaden chłopak nigdy za mnie nie płacił i tak ma pozostać. – Żaden nie płacił, bo żaden nie zaprosił do kina, Danusia dopowiedziała w myśli, figlarnie się uśmiechając.
- Słabych miałaś chłopaków.
- Paru silnych by się znalazło.
- Znam któregoś?
- Nie mogę potwierdzić ani zaprzeczyć. A ty masz kogoś? – Danusia jak w partii szachów błyskawicznie przeszła od obrony do ataku.
Damian się zmieszał. Pomyślał chwilę. Rozważył wszystkie za i przeciw, i uznał, że powie prawdę. Przynajmniej tę jej część, której dziewczyna mogła się dowiedzieć od kogoś innego. Kłamanie w żywe oczy mogłoby się źle skończyć. I nazbyt szybko.
- Właściwie to jest ktoś, kto jest kimś więcej niż zwykłą koleżanką. Odwiedzam ją od czasu do czasu.
„Tylko nie dać poznać zaskoczenia! Zachować minę pokerzysty!” – wydała sobie rozkaz Danusia. Złapała chłopaka za nadgarstek i zadała kolejne pytanie.
- Jak nie zwykłą koleżanką to kim ona jest dla ciebie?
- Nie wiem, jak to powiedzieć.
- Śpisz z nią? – Danusia zwolniła kroku. W szelmowskim uśmiechu aż przygryzła dolną wargę na myśl o figlach przystojnego kolegi z nieznajomą pięknością.
Przez kilka dni poprzedzających wspólne wyjście do kina wyobrażała sobie siebie w roli partnerki Damiana. We snach tuliła się do niego naga, zmysłowo całując. Chłopak obracał ją na plecy i przygniatał całym sobą. W takich momentach budziła się zlęknięta, nie wiedząc, jak go przekonać do swej filozofii, by nie wiązać się z nikim przed magisterką, a już na pewno nie do matury. Gdyby Damian miał dziewczynę, problem niebezpiecznych uczuć sam by się rozwiązał. Można by sobie pozwolić na więcej luzu i na nieostrożność.
- Nie.
- Znam ją? – Danusia dalej ciągnęła za język.
- No, tak. To Justyna – wyznał chłopak lękliwie to, co właściwie miało być tajemnicą. Był przekonany, że Justyna albo celowo zwierzyła się przyjaciółce, albo przypadkiem zdradziła, że do niej przychodził.
- Wiedziałam! – rezolutnie zawołała Danusia, entuzjazmem przykrywając zaskoczenie. Błyskawicznie, radośnie pocałowała kolegę w policzek. – Wiedziałam!
- Co teraz? – spytał Damian niepewnym głosem, wątpiąc, by po tym jak przyznał się do próby gry na dwa fronty, mieli dojść do kina.
- Chcę, żebyś ją przeleciał – odpowiedziała półszeptem dziewczyna.
- Co?
- Pasujecie do siebie – objęła za szyję zdezorientowanego prymusa, pocałowała jeszcze raz w policzek i powtórzyła na ucho: - Chyba nie zamierzasz czekać, aż się zadurzy w kimś innym. Idź z nią do łóżka. Obiecaj.
- Mam ci to obiecać?
- Tak. Inaczej nie pójdę z tobą do kina.
- No, dobrze. Obiecuję.
- No! Teraz w drodze wyjątku możesz nawet za mnie zapłacić. – Danusia pociągnęła chłopaka za rękę i szybkim krokiem, wesoła, zaprowadziła go pod samą kasę z biletami.
- Jesteś niesamowita – Damian, ochłonąwszy, skwitował tę niecodzienną rozmowę.
Podczas seansu przyszła kolej na niego, by zaskoczyć koleżankę. Ledwie skończyły się reklamy, posadowił dłoń na jej nodze. Odczekał chwilę i nie zauważywszy oznak protestu, zaczął delikatnie masować.
- Dobrze, że nie poszliśmy na jakiś horror – powiedział, nachyliwszy się do ucha. Z głaskania się nie tłumaczył, jakby rozumiało się to samo przez się.
- Albo na komedię romantyczną – potwierdziła Danusia, udając, że nie zauważa cudzej dłoni na swojej nodze. – Powinieneś zaprosić Justynę. Ucieszy się, jak ją zabierzesz na coś ambitnego. – dodała kilka chwil potem, szepcząc głośno do ucha Damiana.
- Myślisz? – Chłopak ani na chwilę nie zabierał dłoni z uda. Cały czas powoli wodził opuszkami palców.
- Jestem pewna – potwierdziła Danusia i wargami musnęła Damiana w ucho. – Nie wiedziałam, że taki z ciebie podrywacz.
- Kto? Ja?
- Ty. Nie wierzę, że z Justysią tylko rozmawiacie jak koledzy. – Otarła się ustami o policzek Damiana, po czym nakryła dłonią ciepłą dłoń głaszczącą ją nad kolanem. Kobiety dają czasem sprzeczne sygnały. Ustami zachęta, ręką „przestań”.
W połowie filmu dłoń Damiana przywędrowała pod spódnicę, wysoko, tam gdzie kończy się udo. „A więc na tym polega chodzenie do kina”, wywnioskowała Danusia. Sąsiednie miejsca w ich rzędzie były wolne. W ogóle w sali nie było wielu widzów. Panował mrok, momentami prawie absolutna ciemność. Nie musiała się więc obawiać, że ktoś postronny się zorientuje, że chłopak ją maca pod spódnicą, ani nie odczyta myśli i emocji z wyrazu twarzy.
Rozchyliła nogi, przysuwając się jeszcze odrobinę do chłopaka. Zdrętwiała, gdy palec dotknął jej majtek. Nie powiedziała jednak nic. Powstrzymała się od odruchowego złączenia kolan.
- Damianku, co robisz? – spytała po chwili, zorientowawszy się, że palce nie zamierzały wycofać się z zajętej pozycji.
Chłopak nie odpowiedział. Sam nie wiedział, dokąd zaprowadzi go ręka. Domyślał się tylko, że do źródła ciepła.
- Damian! Co ty ze mną robisz? – Danusia ponowiła pytanie i znów nie otrzymała odpowiedzi. Słyszeć dał się jedynie głęboki oddech kolegi. Palce naciskały coraz mocniej jak łyżki koparek wydobywających piach z dna Kanału Sueskiego.
- Boziu, Damian! – jęknęła, gdy środkowy palec przecisnął się pod figi i niczym kotwica zahaczył się o krawędź głębokiej czeluści. Takiego scenariusza dziewczyna zupełnie nie brała pod uwagę. Nieczuły mózgowiec i palcówka?! Nigdy w życiu by nie uwierzyła, że on jest do tego zdolny. Każdy, tylko nie Damian.
- Ćśśś.
- Jak komuś powiesz, to cię zabiję.
- Nie powiem.
- Nie zapomnę tego filmu do końca życia – powiedziała szachistka stawiając pierwsze chwiejne kroki po zakończeniu seansu. – Ale więcej z tobą nigdzie nie idę.
- To się okaże.
- Masz Justynę.
Następnego dnia rano, trzy i pół minuty po ósmej, magister Milski rozpoczął lekcję sakramentalnym:
- Drogie panie, na początek dnia sztafeta! Pani w żółtej koszulce – zwrócił się do jednej z uczennic – pani Marzenko, proszę poprowadzić rozgrzewkę.
Przekazał jej gwizdek, a sam wolnym krokiem podszedł do ławki dla niećwiczących. Usiadł obok szczupłej blondynki w letniej spódnicy i cienkiej bluzie na suwak.
- Powiesz mi, co się dzieje? – odezwał się łagodnym tonem, nieznanym większości licealistów.
- Słucham? – Danusia nie zrozumiała pytania.
- Nie ćwiczysz już trzeci raz w tym miesiącu. To mi nie wygląda na zwykłą niedyspozycję. Powinnaś dostarczyć zwolnienie lekarskie.
- Nie mam.
- Więc dlaczego się nie przebrałaś?
- Chciałam poczytać. Mogę?
W wypadku dowolnej innej osoby podobna bezczelność przyniosłaby oczywisty skutek: krzyk, nazwanie zachowania ucznia lub uczennicy niesłychanym i niedopuszczalnym oraz natychmiastowe wysłanie delikwenta na dywanik do dyrektorki szkoły. Ze wszystkimi konsekwencjami, poczynając od obniżonej oceny z zachowania po zawieszenie w prawach ucznia. Dla szachistki obowiązywała taryfa ulgowa. Przynajmniej Danusia wychodziła z takiego założenia, że za wygraną należało jej się ludzkie traktowanie.
- Czytasz po angielsku? – spytał Sztacheta zerkając na otwartą książkę, którą dziewczyna trzymała na kolanach.
- Próbuję. Po japońsku niestety nie umiem.
- Dlaczego po japońsku? Oryginał jest po japońsku?
- Tak. Koleżanka mi pożyczyła.
- I o czym jest ta książka, jeśli mogę spytać?
- Może pan. – Danusia pomyślała chwilę i z błyskiem w oczach zerknęła na nauczyciela. – Sex, drugs and rock’n’roll... o japońskiej młodzieży w dwudziestym wieku.
- Ciekawe – uśmiechnął się wuefista. Zanim wrócił do zajęć, zapytał jeszcze: - Kiedy zagramy rewanż?
- Rewanż? – Danusia niemal podskoczyła zaskoczona propozycją. Mile zaskoczona.
- Po każdej przegranej przysługuje szansa na rewanż. Czy się może boisz, że się odegram?
- Nie boję się – odpowiedziała Danusia, odruchowo przygryzając wargę. Jednym ruchem bez zastanowienia rozpięła suwak, ukazując obcisły t-shirt pod bluzą. – Nie wiem. A kiedy panu pasuje?
- Choćby zaraz. Ale nie, chciałaś przecież poczytać.
- Lepiej nie, bo znowu będzie sensacja, że pana ograłam – Sądząc po ruchach gałek ocznych bezlitośnie zdradzających, gdzie odruchowo kieruje się spojrzenie Sztachety, Danusia była pewna zwycięstwa. Założyła ramiona za głowę, przeciągnęła się, wypychając do przodu piersi, przymknęła na chwilę oczy, zbierając odwagę. Zacisnęła pięści i złożyła propozycję nie do odmówienia: Może kiedyś po lekcjach? Jak nikt nie będzie widział.
- Dobrze. Pod koniec lekcji podejdę znowu. To mi powiesz kiedy. Okey?
- Okey.
Chwilę potem zerwała się z ławki i złapała Milskiego za ramię, gdy ten zdążył zrobić trzy kroki w kierunku grupy dziewcząt ćwiczących właśnie przysiady pod kierunkiem Marzeny w żółtej koszulce.
- Mogę też przyjść do pana do domu. Po lekcjach. Pan chyba mieszka niedaleko.
Jeszcze zanim skończyła mówić, ugryzła się w język, rozumiejąc, w jak kłopotliwej sytuacji postawiła właśnie nauczyciela. I siebie. Mężczyzna przecież nie musi mieszkać sam. Może mieć żonę, kochankę, partnera, kogoś, komu trzeba będzie wyjaśnić wizytę licealistki i komu takie gierki w szachy wcale nie muszą się podobać. Wystraszyła się też, że wuefista mógłby pomyśleć, że ma do czynienia z napaloną nastolatką, która mu się narzuca. Jako sumienny pedagog powinien ją w takiej sytuacji odepchnąć, a nawet, jeśli trzeba, upokorzyć. A nikt nie lubi być odrzucanym.
- Pomyślę o tym – odpowiedział Sztacheta w równym stopniu zaskoczony. Zrobiwszy dwa kroki, odwrócił się do Danusi i dodał: - Zastanów się nad terminem.
Tego samego dnia, na jednej z przerw, jeszcze jeden miłośnik królewskiej gry wyzwał Danusię na pojedynek.
- Nie, nie mogę przyjść do ciebie. I nie możesz przyjść do mnie. Odwiedź lepiej Justynę – szachistka odrzuciła tę propozycję. Zrobiła to jednak na tyle nieprzekonująco, że mogła być pewna, że Damian ponowi próbę. I w końcu zagrają w szachy w jego pokoju. I na grze się zapewne nie skończy.
Nauczyciel, kolega z klasy i przyjaciółka, która o niczym nie wie, mimo że powinna. Sytuacja stawała się coraz bardziej skomplikowana. W grach jeden na jeden szachistka była niepokonana. Gra na trzy fronty zaczęła ją przerastać. Danusia uznała, że musi zrobić pauzę. Zatrzymać się, przemyśleć, zasięgnąć rady kogoś mądrego. Szczęśliwym trafem okazję ku temu dawało majowe święto i przedłużony weekend.
- Kuba! Fajnie, że jesteś! – nastolatka przywitała kuzyna. Zaskoczona jego obecnością w domu cioci i wujka. Nie wiedziała, że w kraju, gdzie odbywał staż semestralny były akurat ferie i że student skorzysta z okazji, by na kilka dni przyjechać do rodziców.
- Też się cieszę. I mam coś dla ciebie. Ale dam ci później, jak pójdziemy na górę pogadać. Dawno się nie widzieliśmy! – Kuba uściskał młodszą krewną.
- Bardzo dawno. Musisz mi wszystko opowiedzieć. – Zapowiadała się długa wieczorna rozmowa jak zawsze, kiedy spotykali się na rodzinnych weekendowych imprezach.
Kiedy znaleźli się sami w pokoju Kuby, nie mogło się obejść bez pytań o rzeczy zasadnicze:
- Nadal chodzisz z Klaudią? Kiedy się ostatnio widzieliście?
- Oficjalnie nie zerwaliśmy. A ty masz już nowego chłopaka?
- Nowego? Pytasz, jakbyś nie wiedział – odpowiedziała Danusia, mrużąc oczy i z tajemniczym uśmiechem na ustach.
- Bo nie wiem.
- Akurat! Mówiłam ci nie raz, że mi się nie spieszy.
- I jeszcze nie zmieniłaś zdania?
- Nie! I nie zmienię! – Danusia roześmiała się w końcu na głos i wymierzyła Kubie kilka kuksańców w barki.
W odpowiedzi kuzyn złapał ją za nadgarstki, próbując unieruchomić ręce. Zaczęli się siłować. Na żarty.
- Puść mnie.
- A po co mnie bijesz?
- Nie wykrzywisz mi ręki. To ci się nie uda. Ała!
- Zobaczymy. Przypomnij, gdzie masz łaskotki.
- O, nie! Nawet tego nie próbuj.
Nie połaskotał. Samym przypomnieniem tego zabiegu wywołał wybuch śmiechu, który skutecznie zdekoncentrował kuzynkę. Przez moment zapomniała o obronie i jej przedramię błyskawicznie znalazło się za plecami. Kuba zwyciężył w zapasach. Jak zawsze.
W odróżnieniu od innych razy, kiedy się siłowali, uwolniwszy zablokowane ramię, czule objął Danusię, oplatając ją obiema rękami. Pokonana dziewczyna oparła się o niego plecami. Postali tak chwilę, dysząc ciężko po intensywnym wysiłku. Otarli się policzkami.
- Dlaczego musisz zawsze wygrywać? – odezwała się cicho Danusia, przekręcając głowę tak, by widzieć twarz Kuby.
- Bo jestem silniejszy – szepnął kuzyn, grzejąc jej skroń oddechem.
Danusia w okamgnieniu spoważniała, przycisnęła dłonie Kuby swoimi i niespodziewanie dla nich obojga przylgnęła wargami do jego policzka. Kuzyn nie pozostał dłużny. Pocałował ją w usta. Delikatnie. Prawie nie dotykając jej skóry. Jakby całował nie wargami lecz tylko wilgocią na ich powierzchni. W odpowiedzi dziewczyna błogo rozchyliła usta, poddając się tej nieoczekiwanej pieszczocie. Zamiast się zlęknąć, odepchnąć kuzyna, który naruszył nieprzekraczalną granicę intymności, bronić się przed zakazaną bliskością, pomyślała tylko, że jest jej dobrze. Przypomniała sobie, jak się niegdyś całowała z jednym z kolegów z klubu szachowego, akrobatycznie, szalenie, i porównała tamte próby z delikatnym pocałunkiem Kuby: „Dziwne, wtedy języki śmigały jak wiatraki i nie czułam zupełnie żadnego podniecenia, a teraz praktycznie nic nie robimy, nawet nie poruszamy wargami, a mnie swędzi cała skóra i robię się mokra”. Gdy wreszcie po krótkiej chwili Kuba się opamiętał, odchylił głowę, przerywając pocałunek, Danusia z całej siły objęła go za szyję, przywarła do niego tułowiem i wyszeptała:
- Dziękuję.
- Nie gniewasz się?
- Nie... Nikt nie potrafi tak dobrze całować jak ty, Kubuś.
Usłyszawszy te słowa, student do reszty zapomniał z kim ma do czynienia. Kuzynka, nie kuzynka, grunt że dziewczyna. Złapał za pierś. Drugą ręką chwycił Danusię za biodro i przyciągnął do siebie. Z całej siły. Żeby mu nie uciekła. Zaczął macać jednocześnie biust i pupę.
- Poczekaj... – jęknęła Danusia wyraźnie przejęta zachowaniem kuzyna.
Wystraszył się, że przesadził. Cofnął się o krok natychmiast. Tymczasem ona wsunęła ręce pod bluzkę. Rozpięła stanik, przesunęła miseczki do góry. Złapała Kubę za nadgarstek i skierowała jego dłoń w to samo miejsce, z którego ją chwilę przedtem w popłochu zabrał.
- Przez uprzęż nic nie czuć – wyjaśniła figlarnie.
- Chyba nie powinniśmy tego robić – ustami Kuby odezwał się półgłos rozsądku, podczas gdy palce czym prędzej zabrały się za badanie miękkiej wypukłości. Rzeczywiście sama bluzka z cienkiego jedwabiu nie stanowiła bariery dla zmysłu czucia.
- E tam, nikt się nie dowie.
Po krótkim czasie i tego doznania stało się mało. Kuba, w oczach kuzynki czytając przyzwolenie, wsunął rękę pod bluzkę i zaczął głaskać nagie ciało. Bez słów. Stali tak naprzeciw siebie, głęboko oddychając, przejęci, ufnie patrzyli sobie w oczy i cieszyli się wzajemną bliskością. Ich usta to zbliżały się to oddalały od siebie, nie mogąc się zdecydować na pocałunek. Tylko dłoń Kuby niestrudzenie głaskała i ugniatała obydwie piersi. Palce muskały sutki.
- Jednak marzenia się spełniają – szepnął w końcu Kuba i zaczął powoli wysuwać rękę spod bluzki.
- Aha. Wiesz co? Zamawiam taki masaż na dobranoc.
- Dzisiaj? Na pewno?
- No jasne. Zrobisz? – Danusia potwierdziła prośbę, zalotnie się uśmiechając i poprawiając stanik.
- A sprawiałaś wrażenie takiego niewiniątka – odpowiedział Kuba, kiwając głową. Myślami będąc parę godzin później, znów sam na sam z Danusią, tylko że ubraną w nocną halkę.
- Bo jestem niewinna. – Danusia odpowiedziała piskliwym dziecięcym głosem. Przymrużyła oko i dodała poważnym tonem: - To trzymam cię za słowo. A teraz chodź na dół pozabawiać staruszków. Żeby nam potem dali spokój.
Po północy, kiedy sobotnia część rodzinnego spotkania dobiegła końca i w domu zaległa martwa cisza, Danusia na palcach, prawie bezszelestnie weszła do pokoju kuzyna.
- Nie śpisz? – szepnęła siadając na łóżku.
- Już myślałem, że się rozmyśliłaś – odpowiedział, podparłszy się na łokciu.
- Chcesz obejrzeć? – spytała z wyraźnie wyczuwalnym lękiem w głosie.
- Co obejrzeć?
- Mnie. Jak wyglądam. – wyjaśniła nieśmiało.
- No pewnie, że chcę. – wydukał Kuba, mimo wszystko zaskoczony bezpośredniością propozycji.
Danusia nie miała już na co czekać. Przełknęła głośno ślinę i przełożyła piżamę przez głowę. W promieniach ulicznej lampy przenikających przez zasłonkę w oknie Kuba ujrzał kobiecą postać doskonalszą niż jakakolwiek bohaterka jego marzeń nocnych. Widział zarys piersi, które namiętnie pieścił kilka godzin wcześniej i buzię, którą pragnął całować. I szerokie biodra pod zwężeniem talii, które chciał ściskać w garści, i nogi, między którymi pragnął się znaleźć całym swym jestestwem. Wyciągnął rękę do kuzynki, zachęcając, by się obok niego położyła.
Po chwili, wodząc rękami po jej ramionach i tułowiu, zorientował się, że była całkiem naga.
- Od kiedy śpisz bez majteczek? – spytał, gładząc biodro.
- Od dzisiaj. Ale masaż dotyczy tylko górnej połowy – odpowiedziała, zawczasu wyznaczając czerwoną linię, której przekroczyć nie wolno. Od tej chwili odpowiedzialność za za pilnowanie tej granicy spoczęła na mężczyźnie.
- Oczywiście – potwierdził Kuba, pochylając się nad buzią kuzynki. Pocałunkami odnalazł usta. Napotkał język, który Danusia wystawiła na spotkanie z językiem Kuby. Objął wargami koniuszek. Zassał. Ręką zaczął ugniatać piersi.
Pomyślał o swojej dziewczynie. Od paru miesięcy nie układało im się najlepiej. Wyjazdy, stypendia, zagranica stanowiły ciężką próbę dla niedojrzałego związku. Od samego początku wątpił, czy Klaudia go kocha. Żaden dowód nie starczał, by go przekonać. Dziewczyna nie wierzyła w jego wierność, mimo że Kuba nie dawał powodów do zazdrości. Długie rozstania nieuchronnie wzmacniały wszelkie rozterki, aż nić wzajemnego zrozumienia i zaufania niemal całkiem prysła. Mimo to wciąż stanowili parę. Miętoszenie biustu innego niż Klaudii oznaczało zdradę. Zdradę, której Kuba ani trochę nie żałował i nie czuł się winnym.
Również Danusia przypomniała sobie o problemach. Pomyślała o Damianie i wuefiście Milskim. O możliwych skutkach odbytej randki z klasowym kolegą oraz o flircie z nauczycielem, którego według wszelkiego prawdopodobieństwa szachistka miała się wkrótce dopuścić. O czym coraz częściej fantazjowała. Postanowiła zasięgnąć języka u starszego kuzyna, nawet jeśli nie mówiąc mu wszystkiego.
- Wiesz komu pierwszemu je pokazałam? – spytała niespodziewanie, przyciskając głowę Kuby do swojej piersi, kiedy Kuba przeszedł od lizania języczka do oblizywania sutków.
- Komu? – odpowiedział kuzyn, naiwnie łudząc się myślą, że to on był pierwszym adresatem streep teasu.
- Trenerowi.
- Co? Temu gościowi od szachów, o którym kiedyś opowiadałaś przy każdym spotkaniu?
- Tak.
- Wiedziałem, że to coś dziwnego. Mówiłaś o nim, jakby był bogiem. Jak pokazałaś? Po co? – Kuba wcale nie pałał chęcią poznania prawdy. Dopytał bardziej z poczucia obowiązku niż z ciekawości. Właściwie obchodził go tylko aktualny stan brodawek sutkowych. Twarde jak kamień zdradzały podniecenie.
- Poprosił, to pokazałam. - W kilku zdaniach Danusia opowiedziała, jak podczas klubowej wycieczki w góry znalazła się sam na sam z trenerem. Reszta grupy daleko za nimi. Wtedy to opiekun miał ją poprosić o obnażenie piersi. Tylko na chwilę, żeby mógł na nie spojrzeć.
- To jakiś zboczeniec! Powinnaś to zgłosić, żeby nie skrzywdził nikogo więcej – skomentował Kuba zwierzenie kuzynki.
- Nie czuję się skrzywdzona.
- Nie? Przecież cię molestował. Jak to inaczej nazwać?
- Niby masz rację, ale to było inaczej. Myśmy chciały mu się podobać.
- Wy chciałyście? Oprócz ciebie kto jeszcze?
- No, dziewczyny. Byłyśmy jak harem a Aleks naszym sułtanem – wyjaśniła cierpliwie Danusia, do tego momentu całkiem pozbywszy się wstydu odnośnie wcześniejszych doświadczeń seksualnych. – Powiem ci, że parę godzin po mnie trener obmacał moją koleżankę. Przypadkiem zobaczyłam z daleka, jak miętosił jej piersi. Wściekłam się na nią. Pół nocy przepłakałam, bo się okazało, że wcale nie byłam jakaś wyjątkowa. Ale to dobrze, że tak szybko się rozczarowałam. To była dobra nauczka.
- I czego się nauczyłaś?
- Że faceci to świnie. A dziewuchy jeszcze gorsze – odpowiedziała, uśmiechając się, jakby chciała powiedzieć, że teraz kolej Kuby na zwierzenia. Zmieniła pozycję, kładąc się na boku.
- Poszłaś z nim do łóżka? – kuzyn zadał ostatnie pytanie, wyraźnie zatroskany.
- Nie. Jeszcze z nikim, nie licząc dzisiaj.
- To dobrze. – Kubie spodobała się ta odpowiedź. Nie czekając na pytanie „dlaczego”, wyjaśnił: - Klaudia miała kogoś przede mną. Ciągle się porównywałem z tym kimś, z kim straciła dziewictwo. Martwiłem się, że nie jestem od niego lepszy, że ona go wspomina. To nam na pewno nie pomogło.
- Aha. – zwierzenie Kuby wprawiło Danusię w stan zamyślenia. – Dziękuję.
- Za co?
- Za prawdę.
- Nie przeszkadza ci różnica wieku między nami? – Kuba zmienił temat. – Sześć lat to nie byle co.
- Nie. Ale tobie może przeszkadzać.
- Wcale nie.
- E tam. Nie chodziłbyś ze smarkulą w moim wieku, bo za nudna i za głupia. No, chyba że do łóżka. – Odpowiedziała Danusia rezolutnie, uśmiechając się frywolnie i zmuszając Kubę do śmiechu.
- Masz rację.
- Kiedy ostatnio robiłeś to z Klaudią? – spytała Danusia z głupia frant. Gdy zbity z tropu kuzyn piątą sekundę nie odpowiadał, objęła go za szyję i przytuliła mocno, napierając na niego całym swoim ciałem. Westchnęła. – Och, Kuba!
- Hm! – odpowiedział jej błogim mruknięciem. Leżąc na plecach, na klatce piersiowej czuł włosy, nos i usta kuzynki, jej ciepły oddech, nieco niżej jej piersi. Jeszcze niżej jego męska duma dźgnęła brzuch Danusi i legła jak skamieniały wąż obok dziewczęcego pępka. – Ostatni raz jakieś pół roku temu – odpowiedział w końcu na niewygodne pytanie.
- Dawno – przyznała Danusia ani trochę nie zaskoczona odpowiedzią. Znacznie większe wrażenie niż słowa kuzyna zrobiła na niej wielkość i twardość penisa. Poczuła mrowienie i miłe skurcze mięśni jednocześnie w różnych częściach ciała. – Więc mówisz, że jeszcze nie powinnam tracić dziewictwa? – nawiązała do tego, co Kuba powiedział jej o zazdrości i lękach związanych z wcześniejszym partnerem jego dziewczyny.
- Tak, nie trać. Jeszcze ci się przyda.
Danusia w nagrodę za udzielenie tej cennej rady poruszyła biodrami kilka razy w prawo i lewo, przesuwając się brzuchem po skamieniałym wężu jak po wałku.
- Stoi ci antenka – skomentowała po paru chwilach stan Kuby.
- Nie gniewasz się?
- To mi schlebia – odpowiedziała beztrosko i spoczęła nieruchomo na Kubie, jakby miała zamiar na nim usnąć. Kuzyn obdarzył ją za to delikatnym drapaniem po plecach.
Milczeli. Dotykali się. Cieszyli się bliskością.
Wszystko co dobre nie może trwać wiecznie.
- Danusiu, zdrętwiały mi plecy – po jakimś czasie Kuba poprosił o zmianę pozycji. – Nie możemy zasnąć razem. Jak nas jutro zastaną w jednym łóżku...
Nie dokończył. Danusia zakryła mu usta ręką. Spełniła prośbę, zsuwając się z kuzyna na bok.
Zaczęli się całować. Tym bardziej namiętnie, im mniej czasu zostawało im do rozstania. Całując usta, ściskali się nawzajem, masowali plecy, ramiona, Kuba jeszcze raz skierował rękę na piersi. Wreszcie Danusia, kierowana instynktem i ciekawością złapała sztywną antenkę, która co i raz bodła ją w podbrzusze i ocierała się o uda. Najpierw chwyciła panis przez materiał. Zaraz potem wsunęła rękę pod bokserki.
- W ilu dziewczynach byłeś? – spytała Danusia, podniecona jak nigdy.
- W trzech – padła cicha odpowiedź.
- Jak miały na imię?
- Marta, Klaudia i Jennifer.
- Niegrzeczny ogonek, oj, niegrzeczny – Danusia zacisnęła palce wokół członka, udając zmartwioną.
Nie pytając Kuby o zgodę, zaczęła wymierzać karę. Chwyciła niżej i wolnym ruchem przemieściła pięść wzdłuż penisa. Obmacała żołądź i wypuściła go na chwilę z garści.
- Robiłaś to już? – zapytał Kuba nie dowierzając zmysłom. Z drugiej strony w ciągu tamtego wieczora dowiedział się o kuzynce tak wiele, że nie powinien się już niczemu dziwić.
- Nie, jeszcze jestem dziewicą – odpowiedziała, jeszcze raz pewnym chwytem łapiąc za członek. Ponownie przeciągnęła zaciśniętą dłoń do góry.
- I tak jak teraz też się nie bawiłaś?
- Też nie.
- Puść. Przestań – niespodziewanie zaprotestował Kuba. Zreflektował, że zaraz straci panowanie nad penisem. Że jak pozwoli Danusi na jeszcze dwa manewry zwinną dłonią, dostanie erotycznego szacha mata: szach, mat i wytrysk. Nie chciał ulec w tej grze młodszej kuzynce. Wytrysk był dla niego tożsamy z seksem.
- Dlaczego? To boli?
- Nie, Danusiu. Mieliśmy ograniczyć pieszczoty do górnej połowy ciała. Nie pamiętasz?
- Ale chodziło tylko o moje ciało – odpowiedziała Danusia z szelmowskim uśmiechem na twarzy. Tak to już jest z kobietami, że grają według tych reguł, które akurat im najbardziej pasują. I zmieniają je według uznania, nie oglądając się na umowy.
Chwyciła za członek i zaczęła go energicznie masować, góra-dół, góra-dół... I tak do skutku.
- Przepraszam – powiedział Kuba, zawstydzony, zamoczywszy majtki i rękę Danusi mazistym płynem.
- Ciekawe, czy kiedyś to powtórzymy – odpowiedziała mu Danusia głośnym szeptem, mokra od potu i innych wydzielin, własnych i kuzyna, przejęta, spełniona, szczęśliwa.
- Raczej nigdy.
- Nie podobało ci się?
- Podoba jak diabli. – To powiedziawszy, Kuba przewrócił kuzynkę na plecy i obsypał gradem pocałunków, od ramion do pępka. - Ty mi się podobasz.
- Więc powtórzymy na pewno.
- Oby nie, Danusiu – zaprzysiągł Kuba ale bez przekonania.
Przyssał się do jednego z sutków. Prawie natychmiast bez zastanowienia umieścił rękę między udami kuzynki. Wsunął palec w gościnnie ciepłą jamkę, bezbłędnie trafiając na unerwiony dzyndzelek u wejścia do krainy kobiecej rozkoszy. Dziewczyna ścisnęła nogi, wygięła plecy w łuk i podkuliła kolana. Jakby z obawy, że palec się z niej wyśliźnie albo ucieknie. Zakleszczyła go w sobie, zezwalając mu tylko na wibracje jeszcze mocniej oddziałujące na łechtaczkę. Słowami jednak zaprzeczyła językowi ciała.
- Kuba, nie, proszę, obiecałeś. Umówiliśmy się, że dam ci tylko piersi.
- Tak, przepraszam. Tylko wypuść mnie, Danuś. – odpowiedział Kuba wyraźnie zadowolony z tego, jak ciało dziewczyny reaguje na jego zabiegi.
Nie zdążył zabrać ręki. Danusia zatrzęsła się, kurczowo złapała go za nadgarstek, obiema dłońmi. Bezwiednie docisnęła jego rękę do siebie, skuliła się w kłębek i głośno syknęła. Kubie nie pozostało nic innego, tylko szybką wibracją koniuszka palca dokończyć intymny masaż.
- To ci nie ujdzie na sucho – pogroziła palcem, kiedy po dłuższej pauzie uspokoiła oddech i odzyskała zdolność mówienia.
- Potraktuj to jako rewanż. Gracz, który przegrał partię, zawsze ma prawo spróbować się odegrać – odpowiedział Kuba w konwencji sportowej, mimowolnie przypominając Danusi jej niedawną rozmowę z nauczycielem wuefu. Nie miała już jednak siły kontynuować tej myśli. Nie puściła wodzy fantazji. Nie wyobraziła sobie rewanżu Sztachety Milskiego.
- Nienawidzę cię – pożegnała Kubę buziakiem w usta i życzeniem bezsennej nocy. Od tej pory wiedziała, że z rozterkami miłosnymi musi sobie radzić sama. Kuzyn w tej materii niewiele jej poradzi. Jedyne co może, to doprowadzić do orgazmu. Ale to każdy głupi umie.
Następnego dnia rano Kuba i Danusia zgodnie ustalili, że nie będą nigdy wracać do tego, co się wydarzyło w nocy. Nie będą powtarzać żadnych pieszczot ani o nich rozmawiać. Że z powrotem będą tylko rodziną.
Spotkania z Damianem i Milskim Danusia umówiła się na ten sam dzień. Z ostrożności. W ten sposób łatwiej jej było utrzymać randki w tajemnicy przed przyjaciółką, u której zatrzymywała się po szkole już niemal codziennie. Wolała też ograniczyć czas spędzony z mężczyznami, żeby ich za bardzo nie sprowokować i nie pozwolić sobie na zbyt wiele. Nie zamierzała przecież odmówić sobie przyjemności kuszenia. Wiedziała że założy odpowiednią bluzkę i stanik, jak mawiała do lustra „zestaw turniejowy”, i że bez trudu osiągnie zamierzony skutek. Liczyła też na to, że Damian nie będzie długo trzymał rąk przy sobie. Chciała jednak zachować umiar. 
Z jeszcze większym napięciem czekała na reakcję nauczyciela. Śniła o nim. I zastanawiała się, dlaczego o mężczyźnie dwa razy starszym od niej marzy intensywniej niż o swym rówieśniku. Zachodziła w głowę, czy to ciekawość, czy też intrygowało ją kontrolowanie myśli drugiego człowieka i władza, którą osiągała umiejętnie pokazując cycki. Dla tego poczucia własnej mocy była gotowa na więcej niż częściowy streep tease. Tylko jednej czerwonej linii nie zamierzała przekroczyć – nie chciała stracić cnoty. Dlatego potrzebny był jej ogranicznik czasowy.
Najpierw odwiedziła Damiana. Rozegrali partię szachów. Po pierwszym macie Damian poprosił o rewanż. Przegrał ponownie. W połowie trzeciej rozgrywki pośrednio przyznał się, że odsłonięty dekolt przeszkadza mu myśleć.
- Mówił ci już ktoś, że masz fajne cycki? – poruszył temat nieuczciwych praktyk szachowych.
- Nie wiem, nie zwróciłam uwagi – odpowiedziała Danusia, udając zaskoczoną. Niezdarnie poprawiła dekolt, przysłaniając białe kajzerki wyzierające z jeszcze bielszych miseczek. Po czym dodała z przekąsem: – Twoja Justyna ma większe.
Po weekendzie dziewczyna była nie tylko wypoczęta. Uwadze Danusi nie uszło, że jej przyjaciółka była szczęśliwa, a na dźwięk imienia Damian uśmiechnęła się jeszcze bardziej, aż jej się porobiły dołeczki w policzkach. Oznaczać to mogło tylko jedno, że chłopak zrobił w końcu krok we właściwym kierunku. A może nawet nawet dwa kroki.
- Trochę. Ale Justyna nie jest moja.
- Jak to? Nie przeleciałeś jej jeszcze? – To pytanie zadała Danusia siadając koledze na kolanach. Przodem. Bez zapytania o zgodę.
- Ty to jesteś wariatka – odpowiedział Damian, podpierając plecy Danusi rękami.
Szachowa dziewczyna od razu go objęła, kładąc łokcie na jego barki.
- Przecież byłeś u niej w weekend. Co żeście robili? – spytała, ustami muskając go koło ucha.
- Musisz wszystko wiedzieć?
- Wygrałam dwa razy. Należy mi się coś od ciebie.
- A teraz ja wygram i dasz mi buzi.
- O ile wygrasz – Danusia przyjęła zakład. – To co? Rozdziewiczyłeś ją wreszcie?
- Nie. Nawet nie dała sobie zdjąć stanika.
- Próbuj dalej.
- Ona ci coś mówiła?
- Nie. Nie musi nic mówić. Wszystko po niej widać.
- Okey. Gramy dalej, czy oddajesz partię walkowerem? – spytał Damian, przełożywszy ręce z pleców dziewczyny na jej ramiona, z przodu. Nim się spostrzegła, rozsunął kołnierzyki jej bluzki i zabrał się za rozpinanie guzika.
- Ręce przy sobie! – skarciła go Danusia, ale nieskutecznie. Zanim zdążyła zeskoczyć z kolan Damiana, chłopakowi zostały do rozpięcia ostatnie dwa guziki, na wysokości pępka. – Gramy?
- Gramy.
Po kwadransie na szachownicy oprócz króli zostały tylko dwie wieże i czarny pionek Danusi na A7. Od tej pory mniej więcej raz na dziesięć ruchów udawało jej się przesunąć go na A5 i potem co jedno pole w kierunku ostatniej linii, gdzie z pionka staje się cenna figura dająca definitywną przewagę. Wtem mistrzyni szachów zrobiła błąd. Damian zbił jej wierzę. Zdołała wprawdzie dojść pionem do A1, lecz tylko pro forma. Nowego hetmana zbiła wieża przeciwnika.
- Tylko nie mów, że zrobiłaś to specjalnie, żeby się ze mną pocałować – zadrwił Damian.
- Jeszcze nie wygrałeś. Remis? – Danusia wyciągnęła rękę, uśmiechając się jak nieuczciwy sprzedawca na targu próbujący wcisnąć klientowi robaczywe owoce.
- Nie ma mowy. Chyba że się ze mną poruchasz – odpowiedział Damian dosadnie, ze szczwanym uśmieszkiem i wesoło puszczając oko, by kontrastem zmiękczyć wulgarne słowo.
- Nigdy. Od tego masz Justynę – zaśmiała się Danusia, wskakując Damianowi na kolana. Wpiła się w jego usta, wsuwając język aż do podniebienia.
Zaraz potem, całując się nieprzerwanie, nawzajem obnażyli się do pasa. Damian zaczął miętosić piersi. Zamiast ust całował szyję, kark i obojczyki koleżanki pełnej sprzeczności, tajemniczej koleżanki z klasy, którą coraz mniej rozumiał i coraz bardziej pragnął.
- Za dwadzieścia minut muszę iść – oświadczyła Danusia, chwytając za pasek spodni Damiana.
- Co? Już? – zdziwił się, ale jeszcze nie zmartwił, nie wierząc, że to prawda. Pomógł Danusi rozpiąć pasek i zamek spodni.
- Muszę. – westchnęła i wsunęła rękę pod slipki. Mruknęła, wyrażając zachwyt.
- Wstań – polecił Damian. Gdy posłuchała, paroma ruchami zdjął z niej resztę ubrań. Klęknął i pocałował w łono. – Musisz naprawdę?
- Tak. – Potwierdziła, wplatając palce w jego włosy i przyciskając go na chwilę do siebie.
- Szkoda. Czy to dlatego, że chodzę do Justyny? Jak chcesz, to z nią zerwę. Ona nic dla mnie nie znaczy.
- Nie, nie dlatego. Podobasz mi się, ale nie mogę być twoją dziewczyną. Przepraszam, Damianku. – Lekko go odepchnęła. Zebrała ubrania i odwróciwszy się plecami do kolegi, zwinnie się ubrała.
- Nie dasz mi szansy? Dlaczego?! – Damian podniósł głos, nie mogąc pohamować złości, jaka go nagle opanowała.
- To nasz ostatni raz. Więcej do ciebie nie przyjdę. Wybacz. – odpowiedziała oschle Danka i czym prędzej wybiegła z mieszkania. Nie posłuchała przekleństw, jakimi chwilę potem przez zatrzaśnięte drzwi żegnał ją obrażony młodzieniec.
Milski od razu poznał, że dziewczynę męczy sumienie. Poznał to po tym, jak powiedziała „dzień dobry” i po lekko skulonych ramionach.
- Coś się stało?
- Nie, nic – skłamała.
Docierało do niej, że popełniła błąd, nie doceniając roli uczuć i emocji. Przede wszystkim własnych. Zamiast odważnie patrzeć rozmówcy w oczy i przynajmniej robić wrażenie pewnej siebie, chaotycznie biegała wzrokiem po ścianach, potwierdzając wrażenie Milskiego. Trochę też niepokojąc i jego, bo nie miał gwarancji, że przyczyną roztrzęsienia jest wizyta w domu nauczyciela, z jeszcze nie wyrażonym słowami ale widocznym jak na dłoni niemoralnym podtekstem.
- Przecież widzę. Co cię martwi? – Milski objął gościa ramieniem po ojcowsku.
- Pokłóciłam się z kolegą – odpowiedziała, spoglądając w twarz gospodarzowi.
Korciło ją, by zdradzić więcej szczegółów i w ten sposób przenieść brzemię winy na przyjaznego słuchacza. Wuefista zaś poczuł ulgę, że nie chodziło o niego. Mógł bezpiecznie wejść w rolę wszystko wiedzącego, dobrodusznego znawcy życia, którego nikt i nic nie zaskoczy.
- Myślał, że coś mu dasz, a ty nie dałaś? Obraził się?
- Tak – odpowiedziała Danusia, błyskawicznie odzyskując dobry humor i dystans do niemiłej ale i nie tragicznej sytuacji, w jakiej się znalazła.
- Albo z zazdrości nie chciał cię puścić do mnie? – Milski przedstawił alternatywne wyjaśnienie, żeby przy okazji zebrać więcej informacji.
- Nie wiedział, że do pana idę – odpowiedziała mu uczennica, figlarnym uśmiechem zapewniając, że umie zachować dyskrecję.
- Dlaczego mu nie powiedziałaś? – spytał Milski, puszczając dziewczynę przodem przez próg pokoju.
- Nie musi wszystkiego wiedzieć. Pańska żona jest w domu?
- Zawiozła córkę na dodatkowe zajęcia. Mamy jeszcze dobrą godzinę.
- Wie o mnie? – spytała Danusia ostrożnie, usiadłszy w fotelu.
- Nie zdążyłem jej powiedzieć – przyznał wuefista, równie ostrożnie, bacznie obserwując uczennicę. – Wystarczy nam godzina?
- Jasne. I tak pan dostanie mata w trzech posunięciach – odpowiedziała prowokacyjnie nastolatka, która dopiero co odrzuciła amory innego adepta szachów.
- To się dopiero okaże. – Milski podniósł rękawicę.
- Szach – odezwała się cicho Danusia niecałe pięć minut później, rozpiąwszy koszulę tak, jak zwykła rozpinać, przystępując do ataku.
- Niegroźny – skomentował nauczyciel wuefu, nie do końca zgodnie z prawdą. Miałby pełną rację, gdyby nie liczyła się sytuacja poza szachownicą, w szczególności na fotelu po przeciwnej stronie stolika.
- Szach – powtórzyła Danusia wesoło po upływie kolejnych kilku minut. Według wszelkiego prawdopodobieństwa wygraną miała już w kieszeni. Wygraną nie tylko w szachy. Także w odwiecznej grze między płciami o to, kto komu wyłączy rozum.
Tym razem wszystko wiedzący belfer nie odniósł się do szacha lekceważąco. Mimo że miał pomysł, jak sprytnym manewrem obrócić atak Danusi na swoją korzyść. Po prostu, kiedy nastolatka przyszła do niego, nie mówiąc nic nikomu, wynik gry planszowej zupełnie stracił znaczenie. Milski grał o dziewczynę. Czasu z minuty na minutę robiło się coraz mniej. Musiał zacząć działać bardziej zdecydowanie.
- Pozwól, że spojrzę na to z twojej strony – uśmiechnął się tajemniczo, wstając od stolika.
Nie spuszczając wzroku z dziewczyny, obszedł jej fotel, stając tuż za nią. Nachylił się i udając, że studiuje ustawienie figur, położył dłonie na jej ramionach.
- Myślę, że wiem, co chcesz zrobić – szepnął.
- Co? – spytała cicho Danusia, obracając głowę do nauczyciela. Czuła, że zaraz stanie się coś bardzo ważnego. Oddychała głęboko. Szeroki klin dekoltu zapewniał Milskiemu doskonały widok na piersi unoszące się z każdym wdechem.
- Twoja taktyka polega na tym, żeby skierować uwagę przeciwnika na jakieś nieistotne pole. – Milski zrobił retoryczną pauzę. Zgarnął włosy dziewczyny opadające na szyję w gruby kucyk. Tak, jak nie zachowuje się żaden przyzwoity nauczyciel wobec uczennicy. Dotknął jej, jak żadna uczennica nie pozwoli się dotykać zwykłemu nauczycielowi. Nie napotkawszy nawet śladu sprzeciwu, wrócił do tłumaczenia. – Tym nieważnym polem jest na przykład szachownica. Robisz szacha i myślisz, że tak się nim przejmę, że nie zobaczę prawdziwego ataku.
- Jakiego? – Danusia nie zrozumiała od razu toku myśli wuefisty, którego rola jako pedagoga właśnie się definitywnie kończyła, a zaczynała rola zupełnie innego rodzaju.
- Wieżami.
- Którymi?
- Tymi – odpowiedział Milski głośnym szeptem, błyskawicznie wsunąwszy rękę pod stanik i zacisnąwszy dłoń na piersi.
Zaskoczona dziewczyna zdołała tylko jęknąć niewyraźnie. W sobotę Kuba, we wtorek Damian: przy tak częstym macaniu powinna się przyzwyczaić i wiedzieć, jak reagować. W wypadku Sztachety, nie wiedziała, co robić. W dodatku w jej głowie zaległo pytanie o związek piersi z wieżami, co miałyby mieć wspólnego, co by wyjaśniło to skojarzenie.
Milski zdążył pomiętosić jeszcze drugą pierś, zanim Danusia odzyskała mowę.
- Co pan robi?
- Szukam zapięcia.
- Po co?
- Żeby ci zdjąć stanik.
- Jest z tyłu – podpowiedziała Danusia, zanosząc się śmiechem nad niedorzecznością tej konwersacji. Wszystko jawiło się nierzeczywistym i głupim, nie tylko słowa. Pozwoliła się macać żonatemu trzydziestolatkowi. To nie mogło być prawdą.
Zamiast haftek Milski poluzował resztę guzików jasnej koszuli. Odchylił jej poły na boki, obnażając brzuch Danusi.
- Ty go zdejmij, a ja popatrzę – polecił trochę władczo a trochę jak rodzic.
- Na pewno? – szachistka poprosiła o powtórzenie zadania.
- To twoje piersi, więc ty mi je musisz pokazać – wyjaśnił wuefista stosując prawa logiki, dla których zabrakło miejsca w licealnych podręcznikach.
Jakby podobne zdanie padło z ust Damiana, dziewczyna poczekałaby na bardziej przekonujący argument. Wuefiście wolała się nie sprzeciwiać. W końcu po to do niego przyszła, żeby potwierdzić swój sex appeal.
- Mamy mało czasu na przerywniki – ponaglił Milski. – Zanim pójdziesz do domu, musimy jeszcze dokończyć partyjkę.
Za kolejną namową Danusia zdjęła też resztę ubrań. Zgodziła się usiąść wuefiście na kolanach i pozwoliła się gładzić po całym tułowiu. Nie zadając przy tym żadnego pytania. Zamknęła oczy i oddała się intymnemu masażowi, z jakiegoś powodu bezgranicznie ufając akurat temu mężczyźnie.
- Mogę cię pocałować? – odezwał się za to Milski, rozchylając palcami podłużne fałdy najbardziej kobiecej części ciała.
- Yhy – przytaknęła jego młoda kochanka.
- Dobrze. Więc muszę i ja się rozebrać – odpowiedział nie tak, jak się mogła spodziewać niedoświadczona nastolatka.
O nic więcej Milski się już nie pytał. Doszedł w dziewczynie, nie troszcząc się ani o jej dobro ani o antykoncepcję. A na koniec pocałował ją w usta, korzystając z pozwolenia.
- Fajna jesteś. Za tydzień widzimy się znowu – przedstawił dziewczynie swoje plany w sposób nie przewidujący dyskusji.
Danusia przytaknęła. Przed wyjściem usiadła też do szachów, żeby nie zostawiać niedokończonej partii. Milski zrobił jej takiego szacha mata, jakiego nawet z największym wysiłkiem nie umiałaby wydobyć z pamięci. Przejął inicjatywę, stopniowo wymusił poświęcenie wszystkich figur, po czym zapędził króla w narożnik i zamatował go zwykłym pionkiem.
Końcówka partii całkiem popsuła humor Danusi. Wychodząc z domu wuefisty, mistrzyni szachowa czuła się milion razy gorzej, niż godzinę wcześniej, kiedy do niego weszła. Żegnała się ze spuszczoną głową, z bolesnym poczuciem upokorzona i bycia wykorzystaną. Wściekła na siebie, że w pogoni za przygodą na szalę położyła godność, że zaufała, mimo że nie powinna. Czuła się źle. Ubrania lepiły się do skóry, intymne miejsce swędziało, sumienie piekło. Chciała wyjść, zejść z oczu nauczycielowi, stać się niewidzialną. Zanurzyć się w głębokiej wannie, wymyć, a potem zasnąć w swoim łóżku, samotnie. I spędzić w pościeli rok bez światła, lustra i pytań od troskliwych rodziców.
Milski odprowadził posmutniałą dziewczynę do furtki, w milczeniu. Odezwał się dopiero, gdy znaleźli się na chodniku:
- Dziękuję za rewanż – powiedział, starannie artykułując każdą głoskę. Jednocześnie lekko ścisnął dziewczynę za pupę.
- Cała przyjemność po mojej stronie – odpowiedziała szachistka ze łzami w oczach łamiącym się głosem, kurtuazyjnie kłamiąc.
Dopiero po paru dniach doszła do ładu z myślami. Pocieszyła się, że życie jest długie i że każdy popełnia błędy. Ale nie każdy się uczy na błędach. Danusia na szczęście nie jest głupia. Z przygody szachowej wyciągnęła dwa wnioski: że nigdy nie wolno lekceważyć przeciwnika i zawsze trzeba dobierać środki adekwatne do gry i postawionego zadania. Pamiętać, że kto mieczem wojuje, ryzykuje, że może od tego miecza zginąć.

***

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz