https://pikabu.ru/story/ spyashchaya_devushka_v_poezde_5671906 |
Pod koniec dziesiątej klasy wzięłam udział w szkolnej
wycieczce do stolicy. Pojechaliśmy nocnym pociągiem w wagonie typu plackarta. Takim, gdzie w odróżnieniu od
trzypoziomowych kuszetek typu europejskiego są tylko dwa poziomy leżanek i brak
wydzielonych przedziałów.
Przypadło mi miejsce na dolnej półce. Leżankę nade mną i
naprzeciwko zajęły koleżanki z klasy. Przygotowawszy się do snu, zaczęłam
czytać książkę, którą specjalnie na ten wyjazd zgrałam na komórkę. Nomen omen
„Wiosenne gry w jesiennych sadach”!
Biorąc pod uwagę imię głównego bohatera i jednocześnie
autora powieści, Jurij, a przede wszystkim jej treść, można by się zastanowić,
czy nie mam przypadkiem ukrytych zdolności jasnowidzących. Bo właśnie na tej
wycieczce miałam trafić w szpony Jurka, tylko nie autora bestsellerów lecz
zwykłego chłopaka. Aczkolwiek ze Lwowa, jak Winniczuk. Pamiętam, że już po paru
zdaniach poczułam zmęczenie powiek. Mimo to nie przerwałam lektury, chcąc
dowiedzieć się, jak przebiegnie wycieczka książkowego Jurija do Krakowa.
Szczerze mówiąc, akurat ten fragment powieści mnie się nie spodobał.
W pewnej chwili poczułam na stopie dotyk czyjejś ręki. Przykucnęłam,
wystawiłam głowę do przejścia. Okazało się, że zaczepił mnie Jurko. Wtedy
jeszcze po prostu kolega z klasy. Dobry kolega, z którym można było i poważnie
pogadać i pożartować. Lubiłam go, ale nie łączyło nas nic więcej. Nie
dostrzegałam też żadnych znaków, że mu się podobam bardziej niż inne koleżanki.
Nie liczyłam na to. Aż tu nagle wręczył mi kartkę.
„Oksano, muszę z tobą porozmawiać. Jurko.”
Zajął miejsce obok mnie, za ścianką oddzielającą leżanki,
nie przez przypadek. I liścik przygotował przed wyjazdem.
Uśmiechnęłam się do siebie. Nie mogłam już dalej czytać. Zaczęłam
się zastanawiać, co Jurko ma mi do powiedzenia. Kiedy i gdzie mi to powie.
Sądząc po formie, w jakiej prosił o rozmowę, chciał, żeby odbyła się ona bez
świadków. A więc na pewno nie na peronie w Kijowie. Myślałam, że pogadamy
podczas jakiejś wycieczki po mieście, albo jak będzie czas wolny, usiądziemy
gdzieś we dwoje. Zadałam sobie pytanie, czy ten liścik nie był swego rodzaju
zaproszeniem na randkę. Albo raczej próbą sprawdzenia, czy warto ryzykować
takie zaproszenie. Zdecydowanie brakowało mi wyobraźni, żeby odgadnąć prawdziwe
zamiary Jurka. Przeczytałam za mało książek Winniczuka i de Laclos’a.
Minęło kilka albo kilkanaście minut, trudno powiedzieć
ile dokładnie, ale pierwszy przystanek, w Tarnopolu, był dopiero za jakąś
godzinę. Miałam zamknięte oczy, więc nie widziałam, jak podchodził, ale on po
prostu przyszedł do mnie. Zapewne starając się nie zwracać na siebie niczyjej
uwagi. Kucnąwszy przy mojej leżance, poruszył mnie za ramię i powtórzył, że
chce mi coś powiedzieć.
- Mogę?
- Aha – przytaknęłam bez głębszego zastanowienia.
- Posuń się trochę.
Myślałam, że chce usiąść, a on, korzystając, że się
trochę odsunęłam do ściany, położył się koło mnie. Co więcej, zanim zdążyłam
zebrać myśli i cokolwiek powiedzieć, przykrył się moją kołdrą. Właściwie pustą
poszewką, do której nie włożyłam koca. I tak było ciepło.
- Muszę ci coś powiedzieć, Oksano.
- No, wiem, Jurku – uśmiechnęłam się rozbawiona kolejnym
powtórzeniem tego samego zdania, sprawiającym wrażenie nieśmiałej nieporadności
młodego chłopaka. Skądinąd o nieporadność i nieśmiałość nie miałam powodu
podejrzewać Jurka. Wiedziałam, że nie stronił od dziewcząt i w przeciwieństwie
do mnie miał już jakieś doświadczenia z płcią przeciwną. Rozśmieszyła mnie też
dwuznaczna sytuacja, w jakiej się znaleźliśmy. Nie byliśmy przecież parą i nie
robiliśmy żadnej z tych rzeczy, jakie się robi w parach, ale jeśliby nas ktoś
zobaczył na jednej leżance, wiadomo, co by sobie pomyślał.
- Wygodnie ci? – spytał, samemu układając się
wygodniej. Jego kolano znalazło się nagle na moim kolanie. Ale że byliśmy
przykryci i nikt tego nie widział, nie zwróciłam Jurkowi uwagi. Domyśliłam się,
że nie miał mi do powiedzenia niczego konkretnego.
- Tak – zaśmiałam się cicho. Też trochę poprawiłam
ułożenie nóg i pleców. Podciągnęłam kołdrę pod szyję. – To co chcesz mi
powiedzieć?
- Chciałem... Nie wiem, od czego zacząć.
- Zacznij od początku.
- W sumie, chciałem się ciebie zapytać... – szeptał,
naprawdę nie wiedząc, co powiedzieć. Koła dudniły, wagon trząsł, panował
półmrok, a my pod kołdrą kołysaliśmy się wraz z wagonem i ocieraliśmy o siebie.
Jurko, szukając słów, z sekundy na sekundę coraz mniej niezbędnych, zaczął od nowa:
- Już dawno chciałem ci powiedzieć... chciałem się
ciebie zapytać...
- O co? – Odsunęłam się jeszcze o milimetr do ściany,
jednocześnie wsunąwszy rękę pod bok Jurka, obejmując go od spodu. – Nie spadnij
tylko!
- Staram się. – Przysunął się do mnie, wciskając
głębiej kolano między uda i śmiało obejmując w talii. Było już jasne, że
poleżymy razem trochę dłużej niż trwa powiedzenie jednego zdania.
Przez jakiś czas milczeliśmy oboje, szukając słów i
myśli. Leżeliśmy, stykając się brzuchami i kołysząc się wraz z wagonem. Na
styku naszych ciał zrobiło się gorąco. Jurkowi wyrosła trzecia noga, dla której
producent dresów nie przewidział oddzielnej nogawki. Jak tylko poczułam ją na
udzie, cała moja uwaga skupiła się na niej.
- Jurku, to co chciałeś mi powiedzieć?
- Nie wiem... No, że w Kijowie będziemy mieć czas
wolny... Moglibyśmy gdzieś się przejść razem.
- Już się umówiłam z Anią – z przyjaciółką, która akurat przez wpół
przymknięte oko zerkała na nas z naprzeciwka – że jak się da, to pójdziemy na Andriiwskij Uzwiz do domu Bułgakowa. A
jak się nie da, to pochodzimy po księgarniach.
- Aha. – Jurko bez żalu przyjął to wiadomości. Chyba
wcale nie myślał o spacerze po Kijowie. Celem rozmowy było tylko przedłużyć
nasze wspólne leżenie. – Mogę się dołączyć?
- Możesz.
Pociąg szarpnął kolejny raz. Nasze ciała otarły się o
siebie. Nogi splotły jeszcze mocniej. Ręka Jurka przesunęła się na moją pupę, a
ja poczułam silny ucisk wspomnianej trzeciej nogi. Tym razem na wiadome
miejsce, gdzie się schodzą uda.
Przeżywszy chwilę szoku, rozchyliłam nogi, żeby lepiej
czuć ten ucisk.
- Bardzo chętnie się dołączę. - Jurko naparł na mnie pulsująco, kołysząc biodrami nieco
silniej niż resztą ciała.
Leżąc na boku, objęłam go obiema rękami, splótłszy dłonie
za jego plecami. Podniecona poddałam się temu pulsującemu napieraniu.
Pomyślałam wtedy, chyba pierwszy raz w życiu tak konkretnie, że niech się
dzieje, co chce, ale dostanę tego twardego Jureczka do środka. Jureczek. Tak
ochrzciłam męski organ Jurka. Skąd u mnie takie pomysły?
- Jurku, a co słychać u Aliny? – Nie mogłam nie
spytać o jego byłą dziewczynę.
- Nie wiem. Skąd mam wiedzieć. Nie jestem jej
chłopakiem.
- Chyba byliście razem.
- Nie. Nigdy.
Skłamał, ale nie chciało mi się dociekać prawdy. Dawał mi
radość, jakiej przedtem nie dał mi nikt inny, nie żądając niczego w zamian.
Poza tym, że jemu też było przyjemnie.
- Jurku. Nie możemy tak. – Musiałam jednak przerwać
pieszczoty. Uciskanie dziurki zbyt silnie na mnie działało. – Poleżmy tak po
prostu.
- Dobrze.
Leżenie po prostu przerodziło się w kolejny masaż. Jakże
by mogło być inaczej? Jurko wsunął rękę pod moją bluzę i zaczął drapać po
plecach. Twardy Jureczek też nie dawał o sobie zapomnieć, raz po raz ocierając
o udo.
W pewnym momencie zerknęłam Jurkowi przez ramię. Pół mrugnięcia
okiem potem Ania zacisnęła powieki.
- Jurku, mieliśmy tylko leżeć – szepnęłam.
- Przecież tylko leżymy.
- Tak. Ale tylko leżmy spokojnie.
Wzrok mój i przyjaciółki w końcu się spotkały.
Uśmiechnęłam się. Puściłam oko. Jurko nie zwrócił na te gesty żadnej uwagi.
Zajęty był głaskaniem między łopatkami.
- Nie masz stanika? – spytał szeptem.
- Nigdy nie śpię w staniku – odpowiedziałam,
przygryzając policzek od środka. Domyśliłam się, że masaż przeniesie się na
przednią część tułowia nie tylko zanim wysiądziemy z pociągu w Kijowie, ale też
zanim się zatrzymamy na najbliższej stacji. Nie chciałam tylko, żeby Ania
dopatrzyła się zbyt wielu szczegółów.
Poprosiłam, żeby Jurko wypuścił mnie do ubikacji. Ania
chwilę po mnie ruszyła w tym samym kierunku. Może wstydziła się Jurka. Może
chciała zamienić ze mną słówko. Może rzeczywiście musiała zrobić siku. Może
wszystko na raz.
- Co myślisz o Jurku? – spytałam w przedsionku
wagonu.
- Bo ja wiem, fajny chłopak.
- Aniu, czy ja nie przesadzam?
- Bo ja wiem?
- Jak to wygląda z zewnątrz? Bardzo niekulturalnie?
- Nie no... nie wiem – Ania nie potrafiła mi nic
poradzić. Przyglądała mi się tylko maślanymi oczami, odwracając wzrok, jak
tylko ja spojrzałam na nią.
- Nie powiesz nikomu?
- Nie.
- Dziękuję. Jesteś moją najlepszą przyjaciółką –
objęłam ją, dodając też sobie odwagi.
- A ty moją. Ksiuszo, o czym wy tam szepczecie?
- Sama nie wiem. – Zaśmiałam się dość jednoznacznie.
– Aniu, przypilnujesz mnie, żebym nie zrobiła czegoś głupiego?
Ania na tę prośbę nie odpowiedziała. Od podglądania i
domyślania się, co my tam robimy pod kołdrą chudzinka była chyba nie mniej
mokra ode mnie. Na moim miejscu też bawiłaby się z Jurkiem i Jureczkiem. Być
może nawet mniej powściągliwie.
Dojeżdżaliśmy do Tarnopola. Jurko czekał na mnie oparty o
ścianę.
Położyłam się tyłem do niego. Na łyżeczkę. Tak jak
podejrzewałam, objąwszy mnie, wsunął rękę wysoko pod bluzę. Od razu wziął za obściskiwanie
piersi. Próbował je zmieścić w dłoni. Ugniatał, jakby myśląc, że w ten sposób
uda mu się zmniejszyć objętość balona. Chwytał pierś to od dołu, to z boku,
próbował ją przechytrzyć ruchem jak przy odkręcaniu wieczka słoika, a ona nadal
trwała przy swoim. Nadal złośliwie nie mieściła się pod palcami.
Jurko, macając biust, od tyłu dźgał mnie co chwila swym
jedynym rogiem jak uparty nosorożec, celując między nogi. Przestał tylko na
czas postoju na stacji. Oczywiście nie zabierając ręki spod bluzy. Pomimo
cienkiej pościeli było mi gorąco jak w bani parowej.
Nieprzerwanie patrzyłam przed siebie na twarz Ani. Przyjaciółka
raz po raz odkrywała oko, niby od niechcenia spoglądając na mnie i chłopaka. W
tych krótkich chwilach uśmiechałam się do niej, komunikując, że jeszcze panuję
nad sytuacją i jest mi dobrze. W połowie postoju Ania spotkała też wzrok Jurka.
Poznałam to po tym, że błyskawicznie ukryła twarz w poduszce. Jak pociąg ruszył
po dwudziestu minutach przerwy i nabrał prędkości, Jurko szepnął mi do ucha,
przygryzając jego płatek, że ona też by chciała, żeby ktoś ją dotykał.
Nie mogłam się nie zgodzić. Obróciłam się do chłopaka.
Przesadziłam nogę przez jego biodro i patrząc mu głęboko w oczy, przycisnęłam
łono do nosa nosorożca.
- Jest jeszcze za mała – zażartowałam, robiąc aluzję
do wielkości biustu mojej przyjaciółki. Powinnam ją przeprosić za ten niepotrzebny
komentarz.
Doznanie okazało się zbyt silne. Musiałam się natychmiast
odsunąć od twardego obiektu. Odwróciłam się z powrotem plecami do Jurka.
Ania już na nas nie patrzyła, udając że śpi zwrócona
twarzą do ściany. Koła dudniły monotonnie, wagon trząsł, powietrze na zewnątrz
świstało rozrywane pędzącym pociągiem. Jurko bawiąc się piersiami, dyskretnie
całował mnie po karku.
- Lubisz mnie? – spytałam, obróciwszy głowę.
- Bardzo. Nie czujesz? Nie widzisz?
- Czuję, Jurku. – Obróciwszy się całkiem na plecy, chwyciłam
go za szyję i przyciągnęłam do siebie, żeby podziękować za to lubienie gorącym
pocałunkiem.
Wszyscy dookoła spali, albo leżeli, udając, że śpią. Nikt
nas nie widział. Mogliśmy więc sobie pozwolić na tę odrobinę czułości.
Zaczęliśmy się dotykać językami. Delikatnie, słodko. Nie licząc czasu.
Wtem Jurko zrobił coś, czego zupełnie się nie
spodziewałam. Pogłaskawszy piersi i brzuch, wsunął rękę pod majtki. Pamiętam
jak dziś tę nagłą łaskotkę i skurcz wszystkich mięśni. Zatkawszy mi buzię
ustami, Jurko przeciągnął palcem po łechtaczce. Och, to dopiero silne wrażenie.
Jęknęłam. A jemu było mało...
Zaczęłam się bronić, odpychać natrętną rękę, wyszarpywać
biodra. Ale Jurko tarł moje czułe miejsce jak w amoku. Ugryzłam go w wargę,
chwytając się ostatniej deski ratunku. Na chwilę przerwał. Lecz zamiast wycofać
się z moich majtek, on pocałował mnie uspokajająco i wszedł we mnie palcem. Nie
chcąc robić skandalu, musiałam zrezygnować z obrony.
Kolejny przystanek w Chmielnickim, dawnym Płoskirowie.
Trzy minuty ciszy. We mnie wibrujący palec. Masaż. Trzy minuty bezdechu i
powstrzymywania odruchowych ruchów. I w końcu szarpnięcie, stukot kół, ulga...
Ściśnięcie ud, tułów wygięty w pałąk, głośne wypuszczenie powietrza.
- Jurku, mieliśmy tylko leżeć – przypomniałam,
uspokoiwszy dech się po orgazmie.
- Przecież leżymy.
Doleżeliśmy razem do Kijowa.
Przez trzy dni wycieczki trzymaliśmy się razem. W czasie
wolnym od zwiedzania muzeów z całą klasą chodziliśmy wszędzie we troje. Pamiętam
wieczorne przytulanie na Chreszczatyku, na ławce, podczas gdy na trawniku jacyś
studenci dawali koncert wokalno-gitarowy. Całowaliśmy się też pod betonową tęczą
sowieckiego Pomnika Przyjaźni Narodów, którą patrioci pomalowali w kolory tęczy.
Biedna Ania musiała patrzeć na te nasze czułostki. Proponowała parę razy, że może
zostawić nas samych, ale ja za każdym razem prosiłam, żeby została z nami. Wiedząc,
do czego zdolny jest Jurko, potrzebowałam przyzwoitki.
W drodze powrotnej też spaliśmy razem. Zgodziłam się nawet
zdjąć dolną część piżamy. Wystarczyło, że Jurko obiecał zachować ostrożność.
Nie chciałam się kochać przy ludziach. Zsunął z bioder swój dres i poprosił, żebym
się na nim położyła. Dotrzymał słowa. Nie wszedł we mnie. Za to dobrze zapoznał
mnie ze swoim Jureczkiem.
Dokończyliśmy podróż we Lwowie, na moim łóżku, w świeżej
pościeli. Zwyczajnie. Bez powieściowych dywagacji o samobójczej śmierci, bez pieprznych
rozmów z rodzicami, i bez odbijania chłopaka starszej siostrze. Po prostu jak
chłopak i dziewczyna. Jakoś tam w sobie zakochani.
Miesiąc później już nie byliśmy parą. Miłość skończyła
się rozczarowaniem. Razem z Anią utopiłyśmy smutki w butelce czerwonego wina. Ja
swoje a ona swoje. Ślubowałyśmy nigdy więcej nie ufać mężczyznom.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz