Mord 3/3 - Harem Waltera (2018)


„Ała!“ ciasne pomieszczenie wypełnia przeraźliwy krzyk. „Ała! Popieprzyło cię?! Ała, kurwa, człowieku! Ała! Dlaczego?” Po chwili serię wrzasków zastępuje łkanie. Instruktor sportowy, dobrze zbudowany, silny, sprawny mężczyzna nie pamięta, w jaki sposób został ubezwłasnowolniony, skrępowany i podwieszony za ręce do dachu jego własnej altany. Nie rozumie dlaczego i po co. „Czego chcesz?” pyta resztką sił oprawcę, szpakowatego niepozornego faceta pod pięćdziesiątkę, z brzuszkiem, typowego couch potato.
„Nie wiesz? Przypomnij sobie, o czym rozmawialiśmy w kuchni” szyderczym tonem odpowiada dręczyciel. „Pomyśl pan, panie Walterze. Domyślisz się sam, czy mam ci pomóc?” pyta, celując paralizator w brzuch ofiary. Krótkie bzyczenie transformatora. Błysk. Krzyk. Jęk. Sapanie. „Międzywody, lipiec 2013, mówi ci to coś? Iwona Ostrowska, Justyna Pączek, Alicja Robak. Mam dalej wymieniać?”
„Pojebało cię. Idź się leczyć”.
„Spokojnie, panie Walterze. Ja mam czas. Zdążę na leczenie. A czy ty zdążysz, nie byłbym pewien”.
„Wypuść mnie, proszę. Błagam! Nic ci nie zrobiłem”.
„Zrobiłeś, gnido. Więc jak, śpiewasz, czy smażymy dalej?”
„Co mam ci powiedzieć? Czego chcesz? Ała! Aa... Mam ci niby uwierzyć, że jesteś gliną?”
„Nie jestem na służbie. Mam miesiąc zaległego urlopu. Nic nie stracę, jak poświęcę tydzień tobie”.
„Gówno jesteś, nie policjant. Taki z ciebie glina jak ze mnie Anis Amri albo Napoleon Bonaparte”.
„Nie pyskuj, panie Walterze,” szpakowaty nogą przysuwa sobie taboret. Siada naprzeciw obolałego instruktora. „Daję ci dwie godziny do namysłu. Jak nie zmądrzejesz, usmażymy jajecznicę”.
„Wal się!”
„Czas leci”.
Walter Buzowski, lat czterdzieści cztery, dwukrotnie rozwiedziony mieszka sam w domu pod lasem. Na stuarowej działce. Nie utrzymuje kontaktu z byłymi żonami ani z dziećmi. Najbliższy sąsiad w odległości dwustu metrów. Altana stoi w głębi ogrodu. Sztyk przeparkował swoje auto tak, by nie było widoczne z drogi. Dom i działka z zewnątrz wyglądają normalnie. Buzowski nie ma szans na ratunek.
„Co chcesz? Samochód? Pieniądze? Ile?”
„Została ci godzina i piętnaście minut”.
„Jak mnie tu przywlokłeś? Co zrobiłeś, że nic nie pamiętam?”
„Sam mnie przyprowadziłeś. Sam się związałeś”.
„Nie pierdol, kurwa!” obolały sportowiec zanosi się płaczem.
Sztyk wcale nie kłamie. Pigułka gwałtu zrobiła swoje. Działanie tabletki przeszło wszelkie oczekiwania. Wystarczyło poprosić o mleko, a kiedy osiłek wyszedł do kuchni, wrzucić pastylkę do jego kubka i czekać. Obeszło się bez grożenia bronią i bez paralizatora. Buzowski zrobił wszystko, o co został poproszony, zasnął i niczego nie pamięta. Jaka szkoda, że ten preparat nie jest dozwolonym środkiem prowadzenia śledztwa.
„Iwona Ostrowska, Justyna Pączek, Alicja Robak. Pytam jeszcze raz, mówią ci coś te nazwiska, czy mam ci odświeżyć pamięć?”
„Nic mi nie mówią. Jesteś świrem! Wariatem! Odbiło ci! Masz nierówno pod sufitem!”
„Nie pluj pan, panie Walterze! Kolonie letnie. 2009. Rok wcześniej też byłeś opiekunem w tym samym miejscu. Ile osób skrzywdziłeś? Z kim byłeś w zmowie? Gadaj, skurwysynu!” Elektryczny brzęk, wyładowanie, krzyk, trzeszczenie belki, do której przymocowano żeliwny hak, na którym wisi przesłuchiwany.
„Z nikim. Co ci tak zależy?”
Sztyk wymierza jeszcze jeden cios paralizatorem i wychodzi z altany, zostawiając półżywego Buzowskiego nad kałużą rzadkiego kału i wymiocin. „Nie twój interes. Dzisiaj ja pytam”.
Dwa tygodnie wcześniej ukazał się artykuł w „Naszym Dzienniku” relacjonujący przecieki dotyczące śledztwa. „Telewizja Trwam” nagłośniła ten materiał, emitując dwugodzinny reportaż poświęcony głośnemu morderstwu. Minister Sprawiedliwości powiedział, że kobieta, która glikolem otruła krewnego, już nigdy więcej nikogo nie skrzywdzi. Rządząca partia zapowiedziała wprowadzenie do kodeksu karnego kary śmierci.
Kamila Sztyk, przeczytawszy artykuł redaktora Piskorka, przypadkiem, przeglądając gazety udostępnione gościom jednej ze stołecznych kawiarni, następnego dnia zadzwoniła do ojca. „Wiesz, tato, ja chyba znałam tę dziewczynę, co zabiła swojego kuzyna. Wiesz którą? Na pewno ci się obiło o uszy. Byłam z nią na koloniach”. Niektórzy mówią, że świat jest mały. Mają rację.
„A czy pamiętasz też jednego z opiekunów, niejakiego Waltera?” zapytał Sztyk przy wspólnym obiedzie w weekend.
„Waltera?! To znaczy pana Buzowskiego? Jasne że pamiętam”, potwierdziła córka, wywołując drżenie rąk ojca. Osiem lat wcześniej nie odpowiedziałaby tak otwarcie. Nie bez pąsowiejących policzków. „To był najfajniejszy opiekun. Wesoły. Zawsze żartował. Uczył nas grać w siatkówkę i ping ponga. Pół kolonii się w nim kochało. Dlaczego pytasz?”
„Tak się składa, że między innymi ja prowadzę to śledztwo”.
„Walter jest w coś zamieszany?”
„Nie. Świadkowie często mówią dużo i nie na temat. Po prostu przypomniało mi się to imię.”
Sztyk wchodzi do domu Buzowskiego. Tym razem sam. Może godzinami rozglądać się, szperać w szufladach, przeszukiwać szafy. Nikt mu nie przeszkodzi. Wszędzie zostawia ślady. Wie, że unikać tego, nie ma sensu. Policyjni szperacze i tak znajdą jakiś odcisk palców czy włos nienależący do właściciela. Lepiej zostawiać więc jak najwięcej śladów. Ma się wtedy większą szansę, że w nadmiarze danych śledczy coś przeoczą. Nie będą podejrzewać nikogo ze światka kryminalnego. Nie od razu wpadną na właściwy trop. Będzie więcej czasu na obmyślenie dalszej strategii.
Nadkomisarz odsunięty od sprawy Iwony Ostrowskiej szuka na oślep. Zastanawiając się, czego właściwie szuka, na co powinien zwracać uwagę. Wieloletnie doświadczenie mówi mu jednoznacznie, że w domu sprawcy muszą być dowody przestępstwa. Że seryjny uwodziciel pokroju Buzowskiego przechowuje pamiątki. Każdy ma jakiś notatnik, klaser z puklami włosów, karton zdobycznej bielizny. Tak działa psychologia kolekcjonera. Pozostaje tylko odgadnąć, co zbiera Buzowski.
Sztyk włącza notebook uwięzionego instruktora. Przegląda katalogi. „A co, jeśli on trzyma dane w chmurze? Jak się do nich dostać?” martwi się, nie natrafiając na nic podejrzanego. Niektórzy długo utrzymują kontakt ze swymi ofiarami. Pewien ksiądz tak skutecznie uzależniał od siebie chłopców, że przez długie lata drogą mailową spowiadali mu się z szóstego przykazania, zwierzali z uczuć, opisywali zbliżenia z nowymi kolegami i koleżankami. Sztykowi udało się wtedy przekonać księdza do złożenia zeznań. Cała korespondencja trafiła do protokołu. Biegli orzekli zaburzenia psychiczne, uniewinniony winny dostał zakaz pracy z młodzieżą i trafił do klasztoru. „Buzowski nie ma tak silnych pleców. On już się nie wywinie”, zaciera ręce nadinspektor i z nową werwą wraca do poszukiwań.
Piwnica, garaż, pomieszczenie gospodarcze: niczego podejrzanego. W końcu Sztykowi świta myśl ostatniej nadziei: strych. Jak tam nic nie znajdzie, będzie musiał szukać w altance i w ogrodzie. No i dopytać więźnia.
Wdrapuje się po drabinie opuszczonej spod sufitu, przeciska się przez w podłodze strychu, włącza światło i oczom nie wierzy. Widzi przed sobą rząd fotografii przymocowanych gwoździkami do drewnianej podbitki. Długi na pół dachu. Na każdym zdjęciu jedna lub kilka dziewcząt. Młodych, w większości uśmiechniętych, nagich lub prawie nagich. „Mam cię, zboczeńcu!”
Sztyk przygląda się twarzom i figurom nastolatek. Zauważa, że niektóre osoby się powtarzają. Na przykład na dwóch zdjęciach widać trzy dziewczynki w samych majtkach od kostiumów kąpielowych. Na jednym dziewczyna w różowych majtkach wyglądająca na najstarszą stoi po lewej stronie, a na sąsiednim w środku, w towarzystwie tych samych  koleżanek. Zdjęcia wykonane były w zamkniętym pomieszczeniu, zapewne w pokoju hotelowym lub podobnego charakteru. Śledczemu przychodzi na myśl, że na podstawie mebli uwiecznionych na fotografii przy odrobinie szczęścia mogłoby się udać ustalić miejsce, gdzie została zrobiona oraz tożsamość nastolatek. „Co żeś im zrobił, draniu?” pyta Sztyk w myślach.
Sztyk zdejmuje zdjęcie z gwoździka, obraca i czyta. Miejscowość, data, imiona i nazwiska, daty urodzenia. Pod spodem innym kolorem tuszu imiona i daty inne niż ukazana u góry. Przy każdej dacie stoi kółko albo krzyżyk. „Więc tak wygląda twoja kartoteka” komentuje Sztyk zadowolony z odkrycia. Pomysły sprzed paru sekund może uznać za nieaktualne.
Na drugim skłonie dachu jest osobna kolekcja fotografii. Krótsza. Na każdym zdjęciu jest tylko jedna dziewczyna. Większość półnaga przepasana w pasie ręcznikiem lub siedząca na łóżku z nogami schowanymi pod kołdrą. Sztyk uważnie przegląda zdjęcia. Stwierdza, że dziewczyny się nie powtarzają.
Próbuje określić gust mężczyzny. Blondynki, brunetki , jedna ruda: kolor włosów zdaje się nie grać roli. Wzrost też jest raczej bez znaczenia. Biust na ogół średniej wielkości, kobiecy, chociaż zdarzają się wyjątki. Buzie okrągłe, pociągłe, kwadratowe: każda w swoim rodzaju. Właściwie jedyne, co można stwierdzić to to, że na zdjęciach nie ma osób otyłych ani dzieci. Sztyk odwraca kartki, czyta jedną po drugiej, porównuje daty. Na dziesiątym zdjęciu kończy, potwierdziwszy swoje przypuszczenia. Na zdjęciach są same piętnasto- szesnasto- i siedemnastolatki. Ani jednej podpadającej pod paragraf o pedofilii.
Sztyk porównując oba rzędy, szybko domyśla się reguł, według których Buzowski prowadzi kartotekę. Krzyżyki i kółka oznaczają czynności, jakim poddała się dana dziewczyna: krzyżyk to zapewne stosunek, o kółko Sztyk będzie musiał dopytać właściciela fotografii. Na odwrocie zdjęć z dłuższego rzędu przy imionach pojawia się po kilka dat, przy części imion nie ma żadnej daty. W wypadku zdjęć z krótszej listy data jest tylko jedna. Zawsze opatrzona krzyżykiem. Sztyk domyśliwszy się, co to znaczy, poczuł się jakby fala gorącego powietrza buchnęła mu w twarz prosto z pieca. Przykucnął, żeby uspokoić oddech.
Wstał, wziął do ręki pierwsze zdjęcie z krótszego rzędu. Przyjrzał się szczupłej wysokiej blondynce z mokrymi włosami opadającymi na lewe ramię, z odsłoniętą malutką prawą piersią, w niebieskich majtkach, stojącej prosto, z rękami założonymi za głowę, na tle ściany wyłożonej białymi kafelkami. Czyżby pozowała Buzowskiemu na basenie? Z informacji na odwrocie wynika, że zdjęcie zrobiono przed miesiącem, w tym samym dniu, którego Jessika zasłużyła na krzyżyk. Jessika za kilka dni skończy osiemnaście lat. „A to skurwysyn!” pomstuje Sztyk, widząc, że Buzowski nie próżnuje i uwodzi także między wakacjami. „Należałoby zabić zboka”. Łysawy nadinspektor zaciska pięści. Myślami jest jednak na basenie. Wyobraża sobie nastolatkę pod prysznicem z kochankiem masującym jej plecy, a po jakimś czasie oddającą mu się na stojąco. Seksowną Jessikę. „Dziewczyno, dlaczego z nim? Dlaczego nie ze mną?” mógłby zapytać Sztyk, przesłuchując ją w charakterze świadka, gdyby się zdobył na pełną szczerość. „Co ją łączy z Buzowskim? Jest jego znajomą, sąsiadką, uczennicą? Jeśli mu dała z własnej woli, to gość za nic nie beknie!” denerwuje się policjant nie na służbie. „Za nic! Sąd jeszcze oddali dowody uzyskane niezgodnie z prawem. Zatruty owoc, cholera jasna!”
Sztyk siada na podłodze. Myśli. „Przecież go nie zatłukę w szopie. Nie zakopię pod gruszą... Rozbój, tortury. Jak nic pójdę siedzieć”.
Nagle zrywa się na równe nogi. Jeszcze przecież nie idzie do więzienia. Jeszcze może działać, wyjaśniać, odkrywać prawdę. To po to przyszedł do Buzowskiego. Zanim rozetnie pęta, musi znaleźć odpowiedź na ostatnie pytanie. To, którego się najbardziej lęka. Osobiste. Prywatne.
Przegląda zdjęcia. Brunetka, blondynka, niska, średnia, z dużym biustem, przepasana różowym ręcznikiem, anorektyczna chudzinka w niebieskim bikini. Wreszcie z jednego ze zdjęć, prawie na końcu rzędu, uśmiecha się do Sztyka znajoma twarz młodziutkiej Iwony Ostrowskiej.
„Ładna dziewczyna”, przemyka przez przez myśl śledczemu. „Na co ona patrzy? Na fotografa na pewno, ale na co konkretnie? Na aparat fotograficzny czy na inny aparat? Pozuje przed stosunkiem czy bezpośrednio po nim? Co za buzia! Co za piersi! Ależ piękna figura!” Sztyk najzwyczajniej w świecie zazdrości. Chciałby zajrzeć pod koc leżący na zgiętych kolanach nastolatki. Dać nura między nogi. Zapoznać się ze skarbem znanym Buzowskiemu, który za dwa lata od zrobienia zdjęcia pozna też denat Hetmański. Męczy go poczucie niemożliwego, poczucie straconej szansy. „Chuju, dlaczego ci się to udaje?!” Nie może przeboleć, że przez całe życie spał z tylko jedną kobietą, a Buzowski miał ich co roku kilka.
Sztyk przegląda resztę fotografii. Dobrnąwszy do końca krótszego rzędu oddycha z ulgą. Nie znalazł więcej znajomych twarzy.
Zdjęcia z drugiej serii przegląda już bez strachu. Z czystej ciekawości. Dla przyjemności. Patrzy na zakazane jabłka, śliwki i inne zakazane owoce. Oblizuje wargi. Musi przyznać, że jak by nie było to niemoralne, Walter Buzowski, dyndający właśnie na sznurku we własnej altanie, potrafi czerpać z życia to, co najlepsze. Sztyk wodzi oczami po młodych ciałach, przechodząc pomału ze zdjęcia na zdjęcie. Pozwala coraz śmielej działać wyobraźni.
Wtem, obejrzawszy z dziesięć fotografii, przed kolejną staje jak wryty. „Nie, to niemożliwe!” Przygląda się półnagiej dziewczynie stojącej po kolana w morzu, trzymającej się pod łokieć z dwiema rówieśniczkami. Sztyk zna doskonale ten kosmyk włosów opadający na lewy policzek, tych kilka piegów, zadarty nos, przerwę między górnymi siekaczami. „A jednak, to jest Magda”, rozpoznaje córkę.
Poznaje też jedną z jej koleżanek. Imienia nie może sobie przypomnieć, ale wspólne wycieczki jak najbardziej. „Kiedy to mogło być?” próbuje odtworzyć przebieg zdarzeń. Jednego roku z żoną i młodszą córką odwiedził Magdę na kolonii. W sobotę i niedzielę zabrał ją razem z koleżanką na obiad, lody i popołudniowe plażowanie. „No tak, Magda skończyła wtedy pierwszą klasę gimnazjum”, Sztyk przypomina sobie wreszcie, jakby zdarzenia sprzed lat miały miejsce wczoraj. „Jula była ciekawa jak wyglądają kolonie. Dlatego pojechaliśmy. Tak przynajmniej usprawiedliwiliśmy ten przejaw nadopiekuńczości”. Sztyk imię dziewczynki zapomniał, ale tego, że zapomniała wziąć kostium i przyszło jej wykąpać się w zwykłej bieliźnie, a następnie założyć t-shirt na wilgotne ciało, bez stanika, pamięta doskonale. Pamięta, jak udawał przed żoną, że sprężysty biust młodej nastolatki w ogóle go nie interesuje. „Walterze, przecież to jeszcze dzieci!” krzyczy w myślach, żałując, że sam nie zdobył takiej fotki. „Ty głupi fiucie, jak ci się to udało?”
Zdejmuje zdjęcie z gwoździka. Czyta, co złoczyńca napisał na odwrocie. Karolina, Magdalena, Patrycja. „A no tak, Karolina!” Sztyk przypomina sobie w końcu zapomniane imię. Wszystkie trzy nastolatki w jednakowym wieku, absolutnie nielegalnym. Przy imionach ani jednego kółka i krzyżyka. Są za to numery telefonów. Cwany lis nie uwiódł dziewczynek od razu. Czekał, aż wyjdą spod ochrony kodeksu karnego. Sztyk wspomina słowa córki: „Najfajniejszy opiekun. Pół kolonii się w nim kochało”. „Dlaczego? Co one w nim widzą?” zachodzi w głowę, wiedząc, że odpowiedzi na to pytanie nigdy się nie dowie. Albo raczej nie dopuści do świadomości, nie zaakceptuje.
To jednak problem psychologii a nie kryminalistyki. Do powiązania oddzielnych faktów w jeden spójny obraz zdarzeń Sztykowi brakuje ostatniego elementu układanki. Sąsiednie zdjęcie jest podobne do poprzedniego. Tu też Magda z koleżankami świecą gołymi biustami. Tylko nie stojąc, a siedząc po pępki zanurzone w wodzie. Na jeszcze następnym jednak zamiast Magdy i Karoliny, ich koleżance dotrzymuje towarzystwa doskonale znana już Sztykowi Iwona Ostrowska. Dziewczynki pozują opierając się o stół do ping ponga, trzymając w dłoniach paletki. „I wszystko jasne”, mruczy Sztyk zadowolony z ułożenia puzzli. Na odwrocie znów nie ma śladu po kółkach i krzyżykach. Przy nazwisku Patrycji stoi za to znak zapytania.
Sztyk, zmęczony śledztwem, macha jednak ręką. Nie na wszystkie pytania można odpowiedzieć jednocześnie. Chowa ostatnie trzy zdjęcia do kieszeni. Mruczy: „No, Walterku, te zdjęcia należą do mnie. Obejdziesz się bez nich”. Gasi światło. Kuca przy otworze w podłodze. Ostrożnie stawia nogę na najwyższym szczeblu drabiny.
Zamknąwszy właz, przeciąga się, żeby rozprostować plecy. Wydaje głośny pomruk. I w tym momencie, dopada go ból nie do wytrzymania, raptowny skurcz wszystkich mięśni. Upada.
„Znalazłeś, czego szukałeś?” pyta ciemność głosem Buzowskiego. Elektryczny zygzak rozświetla korytarz. Znów przenikliwy ból, kurczowy skręt kiszek. Jęk bezradności.
„Ty? Skąd?”
„Z piekła. Znalazłeś?”
„Znalazłem”.
„Po co ci to było?”
Zygzak, ból, krzyk, wymiot.
„Musiałem poznać prawdę“.
„I co z nią zrobisz, z tą prawdą?”
„Jeszcze nie wiem”.
„Zjeżdżaj”. „Wypierdalaj!” Buzowski powtarza rozkaz krzykiem więziennego urki. „Wypierdalaj, cwelu! Zabawka zostaje u mnie”.
„Szedłem cię rozwiązać” bąka Sztyk półgłosem, odwróciwszy się w sieni do właściciela domu.
„Akurat. O mało mnie nie wykończyłeś, skurwysynu. Pomyśleć, że takich psycholi biorą do policji. Spadaj, zanim się rozmyślę”.
„Na prawdę chcesz mnie puścić wolno?”
„Nie chcę, ale muszę, kurwa!” odkrzykuje Buzowski, nie wiedząc czy się już zaśmiać, czy do końca grać wkurzonego bandytę.
„Wiesz, że pójdziesz siedzieć? Dyszkę bez zawiasów masz jak w banku. A jak któraś zezna, że ją zmusiłeś, albo nie miała piętnastu lat...”
„Nie pierdol. Nikogo nie zabiłem. Nie kradłem paralizatora. Nie napadałem nikogo w domu”.
„Gwałciłeś”.
„Nigdy w życiu! Wypierdalaj, póki jestem dobry”.
„Bramę trzeba otworzyć. Inaczej nie mam jak wyjechać”.
„Pójdziesz pieszo”.
Sztyk, obolały po potraktowaniu paralizatorem, wychodzi na dwór. Robi kilka niepewnych kroków. Odwraca się i mówi półgłosem: „Buzowski! Dziękuję”.
„Kogo szukałeś na strychu?”
„Nikogo”.
„Kogo? Kochankę? Narzeczoną syna?”
„Nie mam syna”.
„Córki?” Buzowski pyta z wyraźnym lękiem w głosie.
„Córki”.
„Znalazłeś?”
„Znalazłem”.
„Dobra. Otworzę ci bramę”.
„Nie boisz się?”
„Boję. Kurwa, tylko żebyś nie skończył na drzewie!”
„O mnie się nie martw”.
„Jak masz na imię?” pyta Buzowski, stojąc przy otwartej bramie. W świetle reflektora przedstawia sobą przeokropny widok. Zombie mógłby umrzeć na zawał ze strachu.
„Robert” odpowiada Sztyk zza kierownicy.
„Robercie, jak ochłoniesz, wpadnij po zabawkę. Pogadamy jak facet z facetem. Potem zrobisz, co zechcesz”.
„Interesuje mnie Iwona Ostrowska. Pamiętasz ją?”
„Tę idiotkę?! Spierdalaj. Nie chcę mieć z nią nic wspólnego”.
***



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz