„Ała!“ ciasne pomieszczenie wypełnia przeraźliwy krzyk.
„Ała! Popieprzyło cię?! Ała, kurwa, człowieku! Ała! Dlaczego?” Po chwili serię
wrzasków zastępuje łkanie. Instruktor sportowy, dobrze zbudowany, silny,
sprawny mężczyzna nie pamięta, w jaki sposób został ubezwłasnowolniony,
skrępowany i podwieszony za ręce do dachu jego własnej altany. Nie rozumie
dlaczego i po co. „Czego chcesz?” pyta resztką sił oprawcę, szpakowatego niepozornego
faceta pod pięćdziesiątkę, z brzuszkiem, typowego couch potato.
„Nie wiesz? Przypomnij sobie, o czym rozmawialiśmy w
kuchni” szyderczym tonem odpowiada dręczyciel. „Pomyśl pan, panie Walterze.
Domyślisz się sam, czy mam ci pomóc?” pyta, celując paralizator w brzuch
ofiary. Krótkie bzyczenie transformatora. Błysk. Krzyk. Jęk. Sapanie. „Międzywody,
lipiec 2013, mówi ci to coś? Iwona Ostrowska, Justyna Pączek, Alicja Robak. Mam
dalej wymieniać?”
„Pojebało cię. Idź się leczyć”.
„Spokojnie, panie Walterze. Ja mam czas. Zdążę na
leczenie. A czy ty zdążysz, nie byłbym pewien”.
„Wypuść mnie, proszę. Błagam! Nic ci nie zrobiłem”.
„Zrobiłeś, gnido. Więc jak, śpiewasz, czy smażymy dalej?”
„Co mam ci powiedzieć? Czego chcesz? Ała! Aa... Mam ci
niby uwierzyć, że jesteś gliną?”
„Nie jestem na służbie. Mam miesiąc zaległego urlopu. Nic
nie stracę, jak poświęcę tydzień tobie”.
„Gówno jesteś, nie policjant. Taki z ciebie glina jak ze
mnie Anis Amri albo Napoleon Bonaparte”.
„Nie pyskuj, panie Walterze,” szpakowaty nogą przysuwa
sobie taboret. Siada naprzeciw obolałego instruktora. „Daję ci dwie godziny do
namysłu. Jak nie zmądrzejesz, usmażymy jajecznicę”.
„Wal się!”
„Czas leci”.
Walter Buzowski, lat czterdzieści cztery, dwukrotnie
rozwiedziony mieszka sam w domu pod lasem. Na stuarowej działce. Nie utrzymuje
kontaktu z byłymi żonami ani z dziećmi. Najbliższy sąsiad w odległości dwustu
metrów. Altana stoi w głębi ogrodu. Sztyk przeparkował swoje auto tak, by nie
było widoczne z drogi. Dom i działka z zewnątrz wyglądają normalnie. Buzowski
nie ma szans na ratunek.
„Co chcesz? Samochód? Pieniądze? Ile?”
„Została ci godzina i piętnaście minut”.
„Jak mnie tu przywlokłeś? Co zrobiłeś, że nic nie
pamiętam?”
„Sam mnie przyprowadziłeś. Sam się związałeś”.
„Nie pierdol, kurwa!” obolały sportowiec zanosi się
płaczem.
Sztyk wcale nie kłamie. Pigułka gwałtu zrobiła swoje.
Działanie tabletki przeszło wszelkie oczekiwania. Wystarczyło poprosić o mleko,
a kiedy osiłek wyszedł do kuchni, wrzucić pastylkę do jego kubka i czekać.
Obeszło się bez grożenia bronią i bez paralizatora. Buzowski zrobił wszystko, o
co został poproszony, zasnął i niczego nie pamięta. Jaka szkoda, że ten preparat
nie jest dozwolonym środkiem prowadzenia śledztwa.
„Iwona Ostrowska, Justyna Pączek, Alicja Robak. Pytam
jeszcze raz, mówią ci coś te nazwiska, czy mam ci odświeżyć pamięć?”
„Nic mi nie mówią. Jesteś świrem! Wariatem! Odbiło ci!
Masz nierówno pod sufitem!”
„Nie pluj pan, panie Walterze! Kolonie letnie. 2009. Rok
wcześniej też byłeś opiekunem w tym samym miejscu. Ile osób skrzywdziłeś? Z kim
byłeś w zmowie? Gadaj, skurwysynu!” Elektryczny brzęk, wyładowanie, krzyk,
trzeszczenie belki, do której przymocowano żeliwny hak, na którym wisi
przesłuchiwany.
„Z nikim. Co ci tak zależy?”
Sztyk wymierza jeszcze jeden cios paralizatorem i
wychodzi z altany, zostawiając półżywego Buzowskiego nad kałużą rzadkiego kału i
wymiocin. „Nie twój interes. Dzisiaj ja pytam”.
Dwa tygodnie wcześniej ukazał się artykuł w „Naszym
Dzienniku” relacjonujący przecieki dotyczące śledztwa. „Telewizja Trwam”
nagłośniła ten materiał, emitując dwugodzinny reportaż poświęcony głośnemu
morderstwu. Minister Sprawiedliwości powiedział, że kobieta, która glikolem
otruła krewnego, już nigdy więcej nikogo nie skrzywdzi. Rządząca partia
zapowiedziała wprowadzenie do kodeksu karnego kary śmierci.
Kamila Sztyk, przeczytawszy artykuł redaktora Piskorka,
przypadkiem, przeglądając gazety udostępnione gościom jednej ze stołecznych
kawiarni, następnego dnia zadzwoniła do ojca. „Wiesz, tato, ja chyba znałam tę
dziewczynę, co zabiła swojego kuzyna. Wiesz którą? Na pewno ci się obiło o uszy.
Byłam z nią na koloniach”. Niektórzy mówią, że świat jest mały. Mają rację.
„A czy pamiętasz też jednego z opiekunów, niejakiego
Waltera?” zapytał Sztyk przy wspólnym obiedzie w weekend.
„Waltera?! To znaczy pana Buzowskiego? Jasne że
pamiętam”, potwierdziła córka, wywołując drżenie rąk ojca. Osiem lat wcześniej
nie odpowiedziałaby tak otwarcie. Nie bez pąsowiejących policzków. „To był
najfajniejszy opiekun. Wesoły. Zawsze żartował. Uczył nas grać w siatkówkę i
ping ponga. Pół kolonii się w nim kochało. Dlaczego pytasz?”
„Tak się składa, że między innymi ja prowadzę to
śledztwo”.
„Walter jest w coś zamieszany?”
„Nie. Świadkowie często mówią dużo i nie na temat. Po
prostu przypomniało mi się to imię.”
Sztyk wchodzi do domu Buzowskiego. Tym razem sam. Może
godzinami rozglądać się, szperać w szufladach, przeszukiwać szafy. Nikt mu nie
przeszkodzi. Wszędzie zostawia ślady. Wie, że unikać tego, nie ma sensu.
Policyjni szperacze i tak znajdą jakiś odcisk palców czy włos nienależący do
właściciela. Lepiej zostawiać więc jak najwięcej śladów. Ma się wtedy większą
szansę, że w nadmiarze danych śledczy coś przeoczą. Nie będą podejrzewać nikogo
ze światka kryminalnego. Nie od razu wpadną na właściwy trop. Będzie więcej
czasu na obmyślenie dalszej strategii.
Nadkomisarz odsunięty od sprawy Iwony Ostrowskiej szuka na
oślep. Zastanawiając się, czego właściwie szuka, na co powinien zwracać uwagę.
Wieloletnie doświadczenie mówi mu jednoznacznie, że w domu sprawcy muszą być
dowody przestępstwa. Że seryjny uwodziciel pokroju Buzowskiego przechowuje
pamiątki. Każdy ma jakiś notatnik, klaser z puklami włosów, karton zdobycznej
bielizny. Tak działa psychologia kolekcjonera. Pozostaje tylko odgadnąć, co
zbiera Buzowski.
Sztyk włącza notebook uwięzionego instruktora. Przegląda
katalogi. „A co, jeśli on trzyma dane w chmurze? Jak się do nich dostać?”
martwi się, nie natrafiając na nic podejrzanego. Niektórzy długo utrzymują
kontakt ze swymi ofiarami. Pewien ksiądz tak skutecznie uzależniał od siebie
chłopców, że przez długie lata drogą mailową spowiadali mu się z szóstego
przykazania, zwierzali z uczuć, opisywali zbliżenia z nowymi kolegami i
koleżankami. Sztykowi udało się wtedy przekonać księdza do złożenia zeznań.
Cała korespondencja trafiła do protokołu. Biegli orzekli zaburzenia psychiczne,
uniewinniony winny dostał zakaz pracy z młodzieżą i trafił do klasztoru.
„Buzowski nie ma tak silnych pleców. On już się nie wywinie”, zaciera ręce
nadinspektor i z nową werwą wraca do poszukiwań.
Piwnica, garaż, pomieszczenie gospodarcze: niczego
podejrzanego. W końcu Sztykowi świta myśl ostatniej nadziei: strych. Jak tam
nic nie znajdzie, będzie musiał szukać w altance i w ogrodzie. No i dopytać
więźnia.
Wdrapuje się po drabinie opuszczonej spod sufitu,
przeciska się przez w podłodze strychu, włącza światło i oczom nie wierzy.
Widzi przed sobą rząd fotografii przymocowanych gwoździkami do drewnianej
podbitki. Długi na pół dachu. Na każdym zdjęciu jedna lub kilka dziewcząt.
Młodych, w większości uśmiechniętych, nagich lub prawie nagich. „Mam cię,
zboczeńcu!”
Sztyk przygląda się twarzom i figurom nastolatek.
Zauważa, że niektóre osoby się powtarzają. Na przykład na dwóch zdjęciach widać
trzy dziewczynki w samych majtkach od kostiumów kąpielowych. Na jednym
dziewczyna w różowych majtkach wyglądająca na najstarszą stoi po lewej stronie,
a na sąsiednim w środku, w towarzystwie tych samych koleżanek. Zdjęcia wykonane były w zamkniętym
pomieszczeniu, zapewne w pokoju hotelowym lub podobnego charakteru. Śledczemu
przychodzi na myśl, że na podstawie mebli uwiecznionych na fotografii przy
odrobinie szczęścia mogłoby się udać ustalić miejsce, gdzie została zrobiona
oraz tożsamość nastolatek. „Co żeś im zrobił, draniu?” pyta Sztyk w myślach.
Sztyk zdejmuje zdjęcie z gwoździka, obraca i czyta.
Miejscowość, data, imiona i nazwiska, daty urodzenia. Pod spodem innym kolorem
tuszu imiona i daty inne niż ukazana u góry. Przy każdej dacie stoi kółko albo
krzyżyk. „Więc tak wygląda twoja kartoteka” komentuje Sztyk zadowolony z
odkrycia. Pomysły sprzed paru sekund może uznać za nieaktualne.
Na drugim skłonie dachu jest osobna kolekcja fotografii.
Krótsza. Na każdym zdjęciu jest tylko jedna dziewczyna. Większość półnaga
przepasana w pasie ręcznikiem lub siedząca na łóżku z nogami schowanymi pod
kołdrą. Sztyk uważnie przegląda zdjęcia. Stwierdza, że dziewczyny się nie
powtarzają.
Próbuje określić gust mężczyzny. Blondynki, brunetki ,
jedna ruda: kolor włosów zdaje się nie grać roli. Wzrost też jest raczej bez
znaczenia. Biust na ogół średniej wielkości, kobiecy, chociaż zdarzają się
wyjątki. Buzie okrągłe, pociągłe, kwadratowe: każda w swoim rodzaju. Właściwie
jedyne, co można stwierdzić to to, że na zdjęciach nie ma osób otyłych ani
dzieci. Sztyk odwraca kartki, czyta jedną po drugiej, porównuje daty. Na
dziesiątym zdjęciu kończy, potwierdziwszy swoje przypuszczenia. Na zdjęciach są
same piętnasto- szesnasto- i siedemnastolatki. Ani jednej podpadającej pod
paragraf o pedofilii.
Sztyk porównując oba rzędy, szybko domyśla się reguł,
według których Buzowski prowadzi kartotekę. Krzyżyki i kółka oznaczają czynności,
jakim poddała się dana dziewczyna: krzyżyk to zapewne stosunek, o kółko Sztyk
będzie musiał dopytać właściciela fotografii. Na odwrocie zdjęć z dłuższego
rzędu przy imionach pojawia się po kilka dat, przy części imion nie ma żadnej
daty. W wypadku zdjęć z krótszej listy data jest tylko jedna. Zawsze opatrzona
krzyżykiem. Sztyk domyśliwszy się, co to znaczy, poczuł się jakby fala gorącego
powietrza buchnęła mu w twarz prosto z pieca. Przykucnął, żeby uspokoić oddech.
Wstał, wziął do ręki pierwsze zdjęcie z krótszego rzędu. Przyjrzał
się szczupłej wysokiej blondynce z mokrymi włosami opadającymi na lewe ramię, z
odsłoniętą malutką prawą piersią, w niebieskich majtkach, stojącej prosto, z
rękami założonymi za głowę, na tle ściany wyłożonej białymi kafelkami. Czyżby
pozowała Buzowskiemu na basenie? Z informacji na odwrocie wynika, że zdjęcie
zrobiono przed miesiącem, w tym samym dniu, którego Jessika zasłużyła na
krzyżyk. Jessika za kilka dni skończy osiemnaście lat. „A to skurwysyn!”
pomstuje Sztyk, widząc, że Buzowski nie próżnuje i uwodzi także między
wakacjami. „Należałoby zabić zboka”. Łysawy nadinspektor zaciska pięści.
Myślami jest jednak na basenie. Wyobraża sobie nastolatkę pod prysznicem z
kochankiem masującym jej plecy, a po jakimś czasie oddającą mu się na stojąco.
Seksowną Jessikę. „Dziewczyno, dlaczego z nim? Dlaczego nie ze mną?” mógłby
zapytać Sztyk, przesłuchując ją w charakterze świadka, gdyby się zdobył na pełną
szczerość. „Co ją łączy z Buzowskim? Jest jego znajomą, sąsiadką, uczennicą?
Jeśli mu dała z własnej woli, to gość za nic nie beknie!” denerwuje się
policjant nie na służbie. „Za nic! Sąd jeszcze oddali dowody uzyskane
niezgodnie z prawem. Zatruty owoc, cholera jasna!”
Sztyk siada na podłodze. Myśli. „Przecież go nie zatłukę
w szopie. Nie zakopię pod gruszą... Rozbój, tortury. Jak nic pójdę siedzieć”.
Nagle zrywa się na równe nogi. Jeszcze przecież nie idzie
do więzienia. Jeszcze może działać, wyjaśniać, odkrywać prawdę. To po to
przyszedł do Buzowskiego. Zanim rozetnie pęta, musi znaleźć odpowiedź na
ostatnie pytanie. To, którego się najbardziej lęka. Osobiste. Prywatne.
Przegląda zdjęcia. Brunetka, blondynka, niska, średnia, z
dużym biustem, przepasana różowym ręcznikiem, anorektyczna chudzinka w
niebieskim bikini. Wreszcie z jednego ze zdjęć, prawie na końcu rzędu, uśmiecha
się do Sztyka znajoma twarz młodziutkiej Iwony Ostrowskiej.
„Ładna dziewczyna”, przemyka przez przez myśl śledczemu.
„Na co ona patrzy? Na fotografa na pewno, ale na co konkretnie? Na aparat
fotograficzny czy na inny aparat? Pozuje przed stosunkiem czy bezpośrednio po
nim? Co za buzia! Co za piersi! Ależ piękna figura!” Sztyk najzwyczajniej w
świecie zazdrości. Chciałby zajrzeć pod koc leżący na zgiętych kolanach
nastolatki. Dać nura między nogi. Zapoznać się ze skarbem znanym Buzowskiemu,
który za dwa lata od zrobienia zdjęcia pozna też denat Hetmański. Męczy go
poczucie niemożliwego, poczucie straconej szansy. „Chuju, dlaczego ci się to
udaje?!” Nie może przeboleć, że przez całe życie spał z tylko jedną kobietą, a
Buzowski miał ich co roku kilka.
Sztyk przegląda resztę fotografii. Dobrnąwszy do końca
krótszego rzędu oddycha z ulgą. Nie znalazł więcej znajomych twarzy.
Zdjęcia z drugiej serii przegląda już bez strachu. Z
czystej ciekawości. Dla przyjemności. Patrzy na zakazane jabłka, śliwki i inne zakazane
owoce. Oblizuje wargi. Musi przyznać, że jak by nie było to niemoralne, Walter
Buzowski, dyndający właśnie na sznurku we własnej altanie, potrafi czerpać z
życia to, co najlepsze. Sztyk wodzi oczami po młodych ciałach, przechodząc pomału
ze zdjęcia na zdjęcie. Pozwala coraz śmielej działać wyobraźni.
Wtem, obejrzawszy z dziesięć fotografii, przed kolejną
staje jak wryty. „Nie, to niemożliwe!” Przygląda się półnagiej dziewczynie
stojącej po kolana w morzu, trzymającej się pod łokieć z dwiema rówieśniczkami.
Sztyk zna doskonale ten kosmyk włosów opadający na lewy policzek, tych kilka
piegów, zadarty nos, przerwę między górnymi siekaczami. „A jednak, to jest
Magda”, rozpoznaje córkę.
Poznaje też jedną z jej koleżanek. Imienia nie może sobie
przypomnieć, ale wspólne wycieczki jak najbardziej. „Kiedy to mogło być?”
próbuje odtworzyć przebieg zdarzeń. Jednego roku z żoną i młodszą córką
odwiedził Magdę na kolonii. W sobotę i niedzielę zabrał ją razem z koleżanką na
obiad, lody i popołudniowe plażowanie. „No tak, Magda skończyła wtedy pierwszą
klasę gimnazjum”, Sztyk przypomina sobie wreszcie, jakby zdarzenia sprzed lat
miały miejsce wczoraj. „Jula była ciekawa jak wyglądają kolonie. Dlatego
pojechaliśmy. Tak przynajmniej usprawiedliwiliśmy ten przejaw
nadopiekuńczości”. Sztyk imię dziewczynki zapomniał, ale tego, że zapomniała
wziąć kostium i przyszło jej wykąpać się w zwykłej bieliźnie, a następnie
założyć t-shirt na wilgotne ciało, bez stanika, pamięta doskonale. Pamięta, jak
udawał przed żoną, że sprężysty biust młodej nastolatki w ogóle go nie
interesuje. „Walterze, przecież to jeszcze dzieci!” krzyczy w myślach, żałując,
że sam nie zdobył takiej fotki. „Ty głupi fiucie, jak ci się to udało?”
Zdejmuje zdjęcie z gwoździka. Czyta, co złoczyńca napisał
na odwrocie. Karolina, Magdalena, Patrycja. „A no tak, Karolina!” Sztyk
przypomina sobie w końcu zapomniane imię. Wszystkie trzy nastolatki w jednakowym
wieku, absolutnie nielegalnym. Przy imionach ani jednego kółka i krzyżyka. Są
za to numery telefonów. Cwany lis nie uwiódł dziewczynek od razu. Czekał, aż wyjdą
spod ochrony kodeksu karnego. Sztyk wspomina słowa córki: „Najfajniejszy
opiekun. Pół kolonii się w nim kochało”. „Dlaczego? Co one w nim widzą?”
zachodzi w głowę, wiedząc, że odpowiedzi na to pytanie nigdy się nie dowie.
Albo raczej nie dopuści do świadomości, nie zaakceptuje.
To jednak problem psychologii a nie kryminalistyki. Do
powiązania oddzielnych faktów w jeden spójny obraz zdarzeń Sztykowi brakuje
ostatniego elementu układanki. Sąsiednie zdjęcie jest podobne do poprzedniego.
Tu też Magda z koleżankami świecą gołymi biustami. Tylko nie stojąc, a siedząc
po pępki zanurzone w wodzie. Na jeszcze następnym jednak zamiast Magdy i
Karoliny, ich koleżance dotrzymuje towarzystwa doskonale znana już Sztykowi
Iwona Ostrowska. Dziewczynki pozują opierając się o stół do ping ponga,
trzymając w dłoniach paletki. „I wszystko jasne”, mruczy Sztyk zadowolony z
ułożenia puzzli. Na odwrocie znów nie ma śladu po kółkach i krzyżykach. Przy
nazwisku Patrycji stoi za to znak zapytania.
Sztyk, zmęczony śledztwem, macha jednak ręką. Nie na
wszystkie pytania można odpowiedzieć jednocześnie. Chowa ostatnie trzy zdjęcia
do kieszeni. Mruczy: „No, Walterku, te zdjęcia należą do mnie. Obejdziesz się
bez nich”. Gasi światło. Kuca przy otworze w podłodze. Ostrożnie stawia nogę na
najwyższym szczeblu drabiny.
Zamknąwszy właz, przeciąga się, żeby rozprostować plecy.
Wydaje głośny pomruk. I w tym momencie, dopada go ból nie do wytrzymania,
raptowny skurcz wszystkich mięśni. Upada.
„Znalazłeś, czego szukałeś?” pyta ciemność głosem Buzowskiego.
Elektryczny zygzak rozświetla korytarz. Znów przenikliwy ból, kurczowy skręt
kiszek. Jęk bezradności.
„Ty? Skąd?”
„Z piekła. Znalazłeś?”
„Znalazłem”.
„Po co ci to było?”
Zygzak, ból, krzyk, wymiot.
„Musiałem poznać prawdę“.
„I co z nią zrobisz, z tą prawdą?”
„Jeszcze nie wiem”.
„Zjeżdżaj”. „Wypierdalaj!” Buzowski powtarza rozkaz
krzykiem więziennego urki. „Wypierdalaj, cwelu! Zabawka zostaje u mnie”.
„Szedłem cię rozwiązać” bąka Sztyk półgłosem, odwróciwszy
się w sieni do właściciela domu.
„Akurat. O mało mnie nie wykończyłeś, skurwysynu.
Pomyśleć, że takich psycholi biorą do policji. Spadaj, zanim się rozmyślę”.
„Na prawdę chcesz mnie puścić wolno?”
„Nie chcę, ale muszę, kurwa!” odkrzykuje Buzowski, nie
wiedząc czy się już zaśmiać, czy do końca grać wkurzonego bandytę.
„Wiesz, że pójdziesz siedzieć? Dyszkę bez zawiasów masz jak
w banku. A jak któraś zezna, że ją zmusiłeś, albo nie miała piętnastu lat...”
„Nie pierdol. Nikogo nie zabiłem. Nie kradłem paralizatora.
Nie napadałem nikogo w domu”.
„Gwałciłeś”.
„Nigdy w życiu! Wypierdalaj, póki jestem dobry”.
„Bramę trzeba otworzyć. Inaczej nie mam jak wyjechać”.
„Pójdziesz pieszo”.
Sztyk, obolały po potraktowaniu paralizatorem, wychodzi
na dwór. Robi kilka niepewnych kroków. Odwraca się i mówi półgłosem: „Buzowski!
Dziękuję”.
„Kogo szukałeś na strychu?”
„Nikogo”.
„Kogo? Kochankę? Narzeczoną syna?”
„Nie mam syna”.
„Córki?” Buzowski pyta z wyraźnym lękiem w głosie.
„Córki”.
„Znalazłeś?”
„Znalazłem”.
„Dobra. Otworzę ci bramę”.
„Nie boisz się?”
„Boję. Kurwa, tylko żebyś nie skończył na drzewie!”
„O mnie się nie martw”.
„Jak masz na imię?” pyta Buzowski, stojąc przy otwartej
bramie. W świetle reflektora przedstawia sobą przeokropny widok. Zombie mógłby umrzeć
na zawał ze strachu.
„Robert” odpowiada Sztyk zza kierownicy.
„Robercie, jak ochłoniesz, wpadnij po zabawkę. Pogadamy
jak facet z facetem. Potem zrobisz, co zechcesz”.
„Interesuje mnie Iwona Ostrowska. Pamiętasz ją?”
„Tę idiotkę?! Spierdalaj. Nie chcę mieć z nią nic wspólnego”.
***
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz