Najtrudniej jest zacząć. Zacznę więc od początku.
Wracałam z Warszawy pociągiem Kolei Mazowieckich, tym po dwudziestej. Usiadłam
koło okna tyłem do kierunku jazdy, ze względu na Darię, która źle znosi jazdę
do tyłu, żeby mogła usiąść naprzeciwko mnie. No tak, wyjaśnić muszę, że do
biblioteki w Warszawie zawsze jeździmy we dwie. Takie są zasady w naszym
internacie. Poza szkołą i klasztorem mamy się nawzajem pilnować. Samodzielne
wyjazdy dozwolone są tylko na weekend do domu. Ot, przyklasztorne liceum dla
dziewcząt. Rodzicom się podoba, że poziom wysoki, dobra kontrola obyczajów i że
pozaszkolnych pokus mało. Kochają najstarszą córkę, więc płacą. Ale to już inna
opowieść.
Więc wracałam do klasztoru. Najpierw obie z Darią po
prostu zamknęłyśmy oczy, żeby przekimać w podróży i nieco odpocząć po całym
dniu. Pamiętam, że głowa mnie bolała jak diabli. Ale długo tak siedzieć, nic
nie robiąc, nie mogłam. Wyjęłam z torby książkę. Zaczęłam czytać. Z trudem, bo
myślami odpływałam co chwila gdzie indziej, ale przynajmniej próbowałam czymś
zająć oczy. I wtedy to, mniej więcej w połowie drogi, usłyszałam męski głos:
— Dan Brown?
Sąsiad, na którego do tej pory w ogóle nie zwracałam
uwagi, otworzył plecak i wyciągnął tomisko w znajomej mi okładce. Spojrzałam
najpierw na Darię — drzemała — następnie na nieznajomego. Prosto w oczy. Błękitne,
z rozszerzonymi w półmroku źrenicami. Na uśmiechnięte nieśmiało wargi.
— Czytamy to samo? — odpowiedziałam pytaniem, płoniąc się
na policzkach.
— Wygląda na to, że tak. Świetny kryminał. Ciężko się
oderwać, prawda?
— Aha — przytaknęłam. — Kontrowersyjny.
Zamknęłam książkę. Przycisnąwszy ją do kolan, lekko
obróciłam się w stronę sąsiada, sygnalizując gotowość do rozmowy. I z nadzieją,
że nie będzie pytał o tę powieść. Daria nie wiedziała, że czytam coś
antykościelnego i wolałabym, żeby się nie dowiedziała. Nawet teraz bym jej nie
mówiła. Ale nie odbiegajmy od tematu.
Porozmawialiśmy o szkole. Nie pamiętam dokładnie, jak to
się zaczęło. Pewnie Jurek zapytał, czy jadę daleko. A jak usłyszał, na której
stacji wyjdę i dlaczego, zainteresował się. Żeńskie liceum z internatem w
klasztorze to, było, nie było, egzotyka. Miałam o czym mówić przez tamtych
piętnaście minut. Kątem oka przyglądając się nieznajomemu, który z kolei co
chwilę zerkał to na moją spódnicę do kostek, to na bluzkę bez najmniejszego
wcięcia pod szyją, to na włosy i buzię.Przyglądał mi się ukradkiem a ja jemu. W
końcu podziękował za miłą pogawędkę, pożegnał się i wyszedł o jedną stację
przede mną. Zostawił mnie z Darią udającą, że śpi, z Danem Brownem na kolanach i
swoim imieniem w pamięci. Nic więcej nie powiedział mi o sobie, a ja jemu prawie
wszystko. Smutno mi się zrobiło. Natychmiast zamknęłam oczy, żeby nie patrzeć na
nikogo przez ostatnie minuty jazdy i jak najlepiej zapamiętać twarz Jurka. W
nadziei, że się jeszcze spotkamy. Aż się w duszy pomodliłam, żeby Bóg raczył
jeszcze raz skrzyżować nasze drogi, mimo że takie prośby to czyste kpiny z
Wiekuistego. Chociaż Daria byłaby innego zdania. Nie ważne.
Modlitwa, jakkolwiek by nie była bluźniercza, została
wysłuchana, jeszcze zanim ją pomyślałam. Daria zwróciła mi uwagę, że z kieszeni
wypadł mi telefon. Rzeczywiście obok mnie leżał czarny smartfon ale nie mój.
— Co robić? Może przekazać konduktorowi? — zadałam naiwne
pytanie.
Na szczęście zaraz miał być nasz przystanek. Nie było
czasu na dywagacje, co zrobić ze znaleziskiem. Wcisnęłam telefon do kieszeni.
— Co z nim zrobisz? — spytała Daria z lękiem w głosie,
jak by groziło nam oskarżenie o kradzież.
— Nie wiem. Później pomyślę — odpowiedziałam, rozglądając
się po przedziale. Nikt nie zwrócił na nas ani na zgubiony telefon najmniejszej
uwagi.
— Jak mu go oddasz? Jakbyś znała numer Jurka, mogłabyś do
niego zadzwonić i powiedzieć, że masz jego komórkę — poradziła mi koleżanka, po
wyjściu na peron. Koleżanka. Wtedy nie uważałam jej jeszcze za przyjaciółkę.
— Podsłuchiwałaś! — odpowiedziałam złośliwie. Daria całą
drogę udawała, że śpi, ale imię studenta zapamiętała.
— Trochę. Nie gniewaj się — jęknęła, przystając na
chwilę. — Rozmawialiście jak starzy znajomi. Ja nie mam takiej śmiałości do
chłopaków.
Zdziwiłam się tym wyznaniem. W głosie Darii wyczułam
zazdrość, zresztą zupełnie nieuzasadnioną, ale nie miałam ochoty na zbyt
zwierzenia. Bolała mnie głowa, chciało mi się spać i nie ufałam dziewczynie na
tyle, by dzielić się z nią sekretami. Wolałabym flirtować bez świadków.
Flirtować — w odniesieniu do Jurka to odpowiednie słowo. Od razu wydał mi się
sympatyczny. Nie wiem dlaczego, ale ledwie się odezwał, chciałam mu się
podobać. Żeby myślał o mnie i widział we mnie atrakcyjną dziewczynę. I żeby
patrzył na mnie a nie na Darię siedzącą naprzeciw, mimo że obiektywnie rzecz
biorąc, przyroda wyposażyła ją w kobiece krągłości hojniej niż mnie i to ona
powinna bardziej przyciągać uwagę mężczyzn.
— Zwyczajnie rozmawialiśmy. To tylko small talk.
— Tak, tak — przyznała mi rację i obrzuciła nieufnym
spojrzeniem.
Musiała zdać sobie sprawę, że przyznając się do
nieśmiałości, powiedziała o dwa słowa za dużo. Gdybym była podła, mogłabym
powtórzyć to zdanie kumo nie trzeba w klasztorze i jej zaszkodzić. Na szczęście
nie jestem wredna.
— Darko, nie powiesz nikomu o tej komórce, prawda? —
poprosiłam.
— Nie. Jasne, że nie powiem — obiecała Daria z niemalże
nabożnym pietyzmem. Lęk i nieufność chwilę wcześniej obecne w jej głosie jak
ręką odjął. Uśmiechnęła się do mnie.
— I o Jurku też nie?
— To będzie nasza tajemnica.
Obydwie odetchnęłyśmy z ulgą. Milcząc, poszłyśmy dalej.
Milcząc i myśląc o Jurku.
Pierwszą noc i prawie cały dzień telefon przeleżał w
szufladzie. Wepchnięty głęboko i dla pewności przykryty starymi notatkami. Z
Darią nie zamieniłyśmy o nim ani słowa.
Wyjęłam go dopiero następnego dnia późnym wieczorem, nie
mogąc zasnąć. Włączyłam i zaczęłam przeglądać listę kontaktów i zainstalowane
aplikacje. Próbowałam sobie wyobrazić, kim są dla Jurka poszczególne osoby.
Zwłaszcza kobiety. Każde kolejne żeńskie imię przyprawiało mnie o dreszczyk
emocji. Zastanawiałam się, kto to jest: siostra, koleżanka ze studiów, a może
dziewczyna? Obecna czy była? I modliłam się, żeby konkurencja o serce Jurka nie
okazała się zbyt mocną.
Znałam już numer telefonu Jurka i zastanawiałam się, czy kiedyś
będę mogła pod ten numer zadzwonić. W pewnej chwili zmorzył mnie sen. Usłyszałam
głos Jurka, a w tle stukot kół pociągu. Zapytał, czy w książce, którą
czytaliśmy oboje, doszłam do opisu rytualnej orgii. Skłamałam, że jeszcze nie.
Na co on odpowiedział, że jak zechcę, udzieli mi wtajemniczenia. Że ma klucz do
sali ze świecznikami i specjalnym łożem. Obudziłam się skulona w kłębek, z
dłonią wciśniętą między uda. Na szczęście Daria spała w najlepsze na swoim
łóżku, albo życzliwie udawała, że śpi, chcąc oszczędzić mi niezręcznej
sytuacji. Dla mnie natomiast dzięki tej nocnej fantazji stało się jasnym, czego
domaga się moje ciało i umysł. Opętał mnie demon seksu, z czego powinnam się
czym prędzej wyspowiadać i wyegzorcyzmować, lub też zostałam trafiona strzałą
Amora, na co nie ma lekarstwa, z czym się trzeba pogodzić i mieć nadzieję, że
bożek ustrzelił też Jurka. I nie mówiąc nic nikomu, poddać się woli
przeznaczenia.
Położyłam się na wznak, przykryłam kołdrą pod samą szyję
i ostrożnie dokończyłam masaż, z którego nie będę się nikomu spowiadać. Potem
resztę nocy spędziłam na przeglądaniu portali społecznościowych. Zalogowana
jako Jurek, wchodząc przez jego komórkę bez podawania hasła. Wiem, że tak się
nie postępuje, ale nie potrafiłam się powstrzymać. Jak złodziej, z drżącymi
rękami wtargnęłam w jego życie. Zaczęłam poznawać lepiej niż ktokolwiek inny.
Zobaczyłam, co pisze w prywatnych wiadomościach.
Przejrzałam profile osób, z którymi korespondował. W pierwszej kolejności
kobiet. Na szczęście nie było ich wiele. Jurek utrzymywał kontakt z, jak się
domyśliłam, dwiema siostrami ciotecznymi mieszkającymi w różnych zakątkach
Polski, z przyjaciółką siostry ciotecznej, z jakąś studentką — najwyraźniej
koleżanką z roku, jeszcze z kimś, kogo znał tylko wirtualnie. Z każdą z nich
mniej lub bardziej flirtował, chwalił urodę, komentował ubiór, przyjaciółkę
kuzynki poprosił o zdjęcie toples, od wirtualnej znajomej nawet chyba otrzymał
taką fotkę. Serce co i rusz skakało mi do gardła, oczy otwierały szeroko ze
zdziwienia. W pociągu Jurek nie wyglądał na podrywacza. Sprawiał wrażenie
zamyślonego intelektualisty. A tu takie teksty! Na szczęście niezobowiązujące.
Gdyby mnie zechciał jako swoją dziewczynę, z pewnością bym mu wybaczyła te
tajne flirciki. Co najwyżej, wiedząc o nich, spróbowałabym go jeszcze bardziej
zainteresować sobą. Tym łatwiej bym się dała namówić na zdjęcia bez bielizny.
No i na striptizik na żywo.
Tylko jedna znajomość odbiegała od schematu. Do Gosi
Jurek pisał, ostrożnie ważąc słowa. Z przesadnym wręcz szacunkiem. Używał słowa
„kocham”, pisał, że chce przyjść, że następnego dnia przyjdzie, że zaraz
wyjdzie z uczelni i dziękował za miłe spotkania. Wobec niej był zupełnie innym
człowiekiem, takim, jakie wrażenie sprawił w pociągu. Gosia mieszkała w tej
samej miejscowości co Jurek, skończyła to samo liceum. Była jego dziewczyną.
Zrozumiawszy, że chłopak jest zajęty, powinnam przestać
go śledzić. Cisnąć komórkę z powrotem do szuflady i czym prędzej oddać
właścicielowi. Potem zapomnieć. Powinnam, ale nie zrobiłam. Uznałam, że skoro
Jurek flirtuje na boku, skoro zawrócił mi w głowie swoim spojrzeniem, to
związek z Gosią nie może być tak idealny. Ubzdurałam sobie, że oni mogą być,
jak to się mówi, tylko przyjaciółmi. A więc, być może, gdyby Amor zechciał
wycelować ze swego boskiego łuku w Jurka, mogłabym liczyć na jakieś uczucie
choć trochę przypominające miłość.
Nad ranem Daria oświeciła mnie genialną radą: że mogę
zadzwonić pod dowolny numer zapisany w telefonie i poprosić rozmówcę o
przekazanie Jurkowi, że zguba się znalazła.
— Jasne, tak zrobię — odpowiedziałam, siląc się na
uśmiech i wyraz wdzięczności.
Daria miała absolutną rację. Powinnam zadzwonić bez
zwłoki. Ale nie chciałam.
Krótko mówiąc, przetrzymałam komórkę przez weekend. Za to
Jurka poinformowałam osobiście. Dodałam siebie do jego znajomych w programie
społecznościowym i napisałam prywatną wiadomość. Że szczęśliwym trafem
znalazłam telefon, że przepraszam za wtargnięcie na profil — cóż, siła wyższa —
że możemy się spotkać, jak będę znowu w Warszawie.
Odpowiedź nadeszła po piętnastu minutach.
— Cześć! Jak dobrze, że napisałaś. Telefon to głupstwo.
Kupiłem już nowy. Grunt, że się odezwałaś. Wtedy na peronie plułem sobie w
brodę, że wziąłem żadnego namiaru na ciebie, bo przecież nie dokończyliśmy
rozmowy. A tak ciekawie nam się rozmawiało. Zresztą nie miałbym śmiałości
poprosić cię o telefon tak od razu. Za to teraz przez to moje gapiostwo i zgubienie
telefonu jesteśmy już przyjaciółmi, prawda? Internetowymi przyjaciółmi. Kiedy
będziesz w Warszawie? Musimy się spotkać. Koniecznie. — Mogę teraz przeinaczać,
bo minęło już trochę czasu, ale mniej więcej tak mi odpisał.
Zaraz potem dodał, że na zdjęciu profilowym wyglądam
prawie tak ładnie jak w rzeczywistości i zapytał, czy oprócz „Kodu” mam jeszcze
inne powieści naszego ulubionego autora. Jak by co, mógłby mi coś pożyczyć.
Przeczytawszy ten wpis aż pisnęłam z radości. Najwyraźniej spodobałam się Jurkowi
i próbował mnie poderwać. Nawet jeśli flirtował na żarty, dla mnie, trzeci rok
żyjącej w żeńskim klasztorze, była to i tak wyjątkowa sytuacja i powód do
zadowolenia.
Podziękowałam natychmiast i za komplement, i za ofertę. Zapytałam,
kiedy będzie miał czas na randkę, informując od razu, że ja pod tym względem nie
jestem swobodna. Ale że się na pewno postaram jakimś sposobem wyrwać z
internatu.
Parę godzin później byliśmy już umówieni na najbliższy
czwartek. Wybrałam ten dzień nie przez przypadek. Po pierwsze w czwartki miałam
mniej lekcji, więc mogłam wcześniej niż w inne dni jechać do Warszawy pod
pretekstem wizyty w bibliotece. Wyjazd dało by się też zorganizować w środę — właśnie
w środę spotkałam Jurka. Bez problemu dostałabym zwolnienie z ostatnich dwóch
lekcji: wuefu i religii, dla siebie i Darii, bez której nie mogłabym się
nigdzie ruszyć. Ale byłaby to raczej jednorazowa akcja, a potrzebny mi był
dzień dla regularnych spotkań. Poza tym wiedziałam, że właśnie w czwartki Jurek
odwiedza swoją Gosię. Uznałam, że sprawdzę, jak bardzo mu na tych randkach
zależy. Okazało się, że nie były dla niego absolutnym priorytetem.
Oczywiście nie omieszkałam sprawdzić korespondencji Jurka
z innymi dziewczynami. Na szczęście nie zmienił hasła dostępu. Wyszło na to, że
tego dnia, kiedy się umawiał ze mną, nie napisał ani słowa ani do Gosi, ani do
innych koleżanek. Nie wiem, może rozmawiał ze swoją dziewczyną przez telefon,
albo widział się z nią wieczorem po powrocie z uczelni, ale na portalach
społecznościowych nie było śladu aktywności. Przez internet tego dnia Jurek
komunikował się tylko ze mną. Tylko o mnie myślał. Więc i ja coraz intensywniej
myślałam o nim. Nie dałam mu zasnąć aż do drugiej w nocy. W ogóle ukradłam mu
cały weekend. Tak jak chciał, zostaliśmy prawdziwymi internetowymi
przyjaciółmi.
Do pełni szczęścia pozostało mi tylko namówić Darię na
czwartkową wycieczkę i przekonać ją, by do biblioteki pojechała sama. Musiałam
jej powiedzieć prawdę o właścicielu zgubionej komórki. Nie całą prawdę, rzecz
jasna, ale przynajmniej tyle, by się zgodziła współuczestniczyć w mojej
intrydze. Bez jej pomocy przygoda z Jurkiem skończyłaby się zanim się na dobre
zaczęła.
Daria stanęła na wysokości zadania.
— Jasne, że pojadę z tobą. Coś ci wypożyczę, żeby potem
nie było niepotrzebnych pytań. A co będziecie robić? — odpowiedziała
spontanicznie na moją prośbę, wyrażając jednocześnie kobiecą ciekawość.
— Poprosiłam, żeby pokazał mi laboratorium — odparłam
zgodnie z prawdą.
Jak tylko Jurek napisał, że studiuje chemię, zapytałam,
czy będzie mógł mnie zaprowadzić na jakąś ciekawą pracownię. Obiecał, że
spróbuje. Tak więc w czwartek po południu mieliśmy jechać na wydział chemii i sprawdzić,
które drzwi będą otwarte.
— Zapowiada się ciekawie — skomentowała Daria, zacierając
ręce. — Opowiesz mi, jak było? Wiesz, Alu, trochę ci zazdroszczę.
— Jeszcze nie ma czego.
— Jest. I na pewno będzie.
— Obyś się okazała prorokiem — zaśmiałam się, nie będąc
jeszcze całkiem pewną, co sądzić o pomocy Darii. Nie do końca rozumiałam jej
motywację.
— Popatrz na to tak, że ktoś kieruje naszym losem. Więc
to, że Jurek zgubił komórkę, a ty ją znalazłaś to nie przypadek. Zaufaj
przeznaczeniu — wyjaśniła z błyskiem w oku. Bluźniąc, ale odpuściłam sobie
uwagi teologiczne. Grunt, że koleżanka z pokoju była po mojej stronie.
Dopiero po paru chwilach przypomniałam sobie, że Jurek
też mnie próbował oczarować, pisząc o przeznaczeniu i cudzie. Tylko że, wiedząc
o jego flircikach z innymi dziewczynami, puściłam te słowa mimo oczu. W jego
wypadku mowa o znakach z nieba była dyktowana tylko chęcią przypodobania się,
jak mógł sądzić po tym, w jakim liceum się uczyłam, bardzo religijnej
dziewczynie. Nie chciałam się od razu całkiem demaskować. Religijne dziewczyny
uchodzą za bardziej cnotliwe i trudne do zdobycia. Więc jeśli Jurek mnie zechce
— wykombinowałam sobie — lepiej, żeby się trochę postarał zamiast dostać
wszystko na tacy.
W czwartek pojechałyśmy z Darią do Warszawy. Razem
podeszłyśmy pod gmach uniwersytetu. Poprawiła mi kołnierzyk, zapinając guzik
pod szyją. Pożegnałyśmy się podekscytowane, przeczuwając, że przygoda, którą w
pewnym sensie wspólnie rozpoczynałyśmy, może wywrócić nasze życie do góry
nogami.
— Tylko bądź grzeczna — powiedziała Daria, mocno
ścisnąwszy mi dłonie.
— Co masz na myśli?
— Całuski — odpowiedziała szeptem, nachylając się do
mojego ucha. — Po prostu uważaj. I pisz!
Umówiłyśmy się, że co pół godziny będę zdawać raport sms-em, żeby koleżanka była o mnie
spokojna.
— Jasne, będę.
Jurek czekał na mnie w hallu tuż przy wejściu. Możliwe, że
widział nasze dziewicze pożegnanie. Nie pytałam go o to. Przywitaliśmy się
radośnie, niemalże skacząc na piętach. Spontanicznie chwyciliśmy się za ręce i
zostałam poprowadzona w głąb budynku.
— Jakby ktoś się pytał, mówimy, że jesteś moją siostrą,
dobrze? — zażartował, zatrzymując się na moment przy skręcie w korytarz. Nadal
trzymał mnie za rękę.
Od razu pomyślałam o jego studentce, z którą śmiało
korespondował przez internet.
— Boisz się plotek? Nie chcesz, żeby ktoś poskarżył
twojej dziewczynie? — zadałam prowokacyjne pytanie, zaglądając Jurkowi w oczy.
Zmieszał się. Wiedziałam, co ukrywał. Ale nie dałam
poznać. Uśmiechnęłam się tylko naiwnie, płonąc z ciekawości, jak wybrnie z
zasadzki.
— Tak. Po co ma ktoś zazdrościć? — odpowiedział,
bezczelnie hipnotyzując mnie swymi błękitnymi tęczówkami.
— Zazdrościć czego? — spytałam cicho.
— Pięknej dziewczyny — odpowiedział.
Przez moment nie wiedziałam jak zareagować na ten
komplement. Najchętniej rzuciłabym mu się na szyję i przytuliła z całej siły.
Ale tak nie wypada na wstępnym etapie koleżeństwa, zwłaszcza w miejscu
publicznym. Pociągnęłam go więc za rękę, żebyśmy dłużej nie stali. Dopiero po
paru krokach odzyskałam zdolność myślenia.
— Będą mówić, że masz piękną siostrę — zaśmiałam się na
cały głos i przyspieszyłam kroku. Ale ze mnie kokietka!
Przeszliśmy gmach chemii wzdłuż i wszerz, wszystkie
pietra. Po czym Jurek pewnym krokiem zaprowadził mnie pod pracownię pierwszego
roku. Uchylił szerokie drzwi, zajrzał do środka.
— Nikogo nie ma — zapewnił.
Weszliśmy do obszernej sali umeblowanej jak szkoła magii
w Hogwarts. Zatrzymaliśmy się przy jednym z drewnianych stołów, na którym
suszyły się przeróżne szklane sprzęty.
— Umiesz się tym wszystkim posługiwać? — spytałam, robiąc
minę słodkiej idiotki.
W rzeczywistości wcale nie byłam taka zielona, jaką
udałam. Miałam szczęście chodzić do dobrze wyposażonej szkoły podstawowej i do
liceum. Doskonale wiedziałam jak się posłużyć biuretą czy kolbą miarową.
Zdążyłam stłuc niejedną probówkę.
Tym nie mniej zamieniłam się w słuch. Jurek tak pięknie
opowiadał.
— Spójrz, na półce stoją roztwory różnych soli do analizy
jakościowej. Wpuszcza się kroplę takiego roztworu do nieznanej próbki i
obserwuje reakcję. Najczęściej zmianę barwy albo wytrącenie osadu. I na tej
podstawie określa się, co pływa w badanej próbce. Jak przyjdziesz na chemię, to
będziesz to wałkować cały pierwszy semestr. Większość studentów nie lubi tej pracowni,
bo trzeba się dużo uczyć na pamięć i po paru zajęciach fartuch do wymiany, ale
jak podejść do tego z sercem to jest super zabawa.
Nie wiem, jak długo staliśmy przy tym stole. Może pół
godziny, może dłużej. Wystarczająco, żeby stracić rachubę czasu. Przerwało nam
skrzypienie drzwi. Jakiś student podszedł do jednego ze stołów i nie zwróciwszy
na nas najmniejszej uwagi, szybko wyszedł.
— Pewnie szuka komórki — zażartowałam, jak tylko znów
zostaliśmy sami.
Kilka sekund wcześniej jednak, złapałam Jurka obiema
rękami za ramię i wtuliłam się, jakbym szukała kryjówki.
— Znalazłaś jeszcze jedną? — spytał Jurek i pogłaskał
mnie po policzku. W jego spojrzeniu żarzyło się pragnienie pocałunku.
Odskoczyliśmy od siebie jak oparzeni.
— Jednej wystarczy — odpowiedziałam drżącym głosem. W
głowie kołowało mi się od nadmiaru myśli. — Poczekaj, muszę napisać coś
przyjaciółce.
Wysłałam Darii obiecanego sms-a:
— Jeszcze jestem grzeczna. Dzięki za pomoc!!! — Dodałam
kilka uśmiechniętych buziek.
Odpowiedź nadeszła niemal natychmiast:
— Zazdroszczę. Baw się dobrze. — Chwilę potem Daria
przysłała jeszcze jedną wiadomość: — Alu, pamiętaj, całowanie z języczkiem
dozwolone dopiero od drugiej randki!
Nie spodziewałam się po niej takiego tekstu. Najwyraźniej
czytała we mnie jak w otwartej książce i też przeżywała moje emocje. Taka z
niej empatyczna dziewczyna.
— Coś mi się zdaje, że to nie przyjaciółka, tylko twój
chłopak się stęsknił za tobą — skomentował Jurek tę moją nagłą aktywność sms-ową.
— Niech tęskni. Już go nie chcę — odpowiedziałam z
przekąsem.
Właściwie zażartowałam sama z siebie, bo dokładnie tego
oczekiwałam od Jurka. Żeby porzucił Gosię i pozostałe sympatie i związał się ze
mną. Nagle na tę myśl zrobiło mi się smutno. Poczułam się jak złodziejka
kradnąca cudze szczęście.
— Coś się stało? — zmartwił się Jurek.
— Nie, nic. Nie chce mi się jeszcze wracać.
— Mnie też. Ale spotkamy się jeszcze, prawda?
— Mam nadzieję.
Wolnym krokiem skierowaliśmy się do wydziałowej
kafeterii. Napić się herbaty przed spacerem do pociągu. Oddałam Jurkowi
komórkę. Z żalem, że już nie będę mogła go śledzić. Ale też z nadzieją, że
wkrótce rozstanie się z Gosią, albo stanie się cud i okaże, że oni nigdy nie
byli parą. Jak by nie patrzeć, odniosłam nad nią pierwsze zwycięstwo — to ze
mną Jurek pił herbatę i to mnie starał się poprawić humor.
Powiedział, że chłopcy lubią pracownię chemiczną z
pewnego szczególnego powodu. Dlatego, że studentki muszą zakładać fartuch na
gołe ciało. Jakoby chroniąc w ten sposób bluzki i sukienki.
— A studenci nie muszą? — wyraziłam wątpliwość.
— Nie. Tylko jeśli noszą jakieś wyjątkowo markowe ciuchy.
Ale rozejrzyj się, zobacz: chemicy to ostatni oberwańcy.
Pomyślałam chwilę, przetworzyłam nowe informacje i
wpadłam na genialny pomysł.
— A mnie by wpuścili na taką pracownię? Fartuch na pewno
można gdzieś kupić.
— Ciebie? Wpuszczą, jak się dostaniesz na studia, chyba
że byś startowała w olimpiadzie. Wtedy by się dało załatwić wejściówkę nawet
dla licealistki. Chcesz?
— Nie wiem. Pomyślałam tylko, że może byś mi pokazał parę
reakcji — wyjaśniłam, uśmiechając się zalotnie. Tak na prawdę pomyślałam, że
mogłabym spełnić fantazję Jurka i udając naiwną, przed założeniem fartucha rozebrać
się do bielizny.
— To ja mam lepszy pomysł! — W głowie Jurka zaświtał plan
lepszy niż jakiekolwiek inne plany z pożyczaniem książek włącznie. — Tylko
będziesz musiała przyjechać do mnie do domu. Na strychu mam coś w rodzaju
małego laboratorium. Możemy porobić eksperymenty bez pytania nikogo o zgodę.
— Poważnie? Tylko kiedy? — oczywiście zgodziłam się bez
wahania. Pozostało tylko rozwiązać problemy, że tak powiem, logistyczne.
— Kiedy byś mogła? — zapytał z silnym wyrazem nadziei w
głosie.
— Pomyślę i ci napiszę — odpowiedziałam, przygryzając
policzek. Miałam już pomysł, jak to zorganizować.
Napisałam do Jurka zaraz po wejściu do pociągu, siedząc
obok niego i mając Darię naprzeciwko siebie. Odpowiedź dostałam jeszcze zanim
dotarłyśmy do klasztoru:
— Możemy tak zrobić. Do jutra, Alu!
— Pocałunki z języczkiem dozwolone są od drugiej randki?
— zaśmiałam się wieczorem, przypominając Darii treść jej sms-a. — Jakie jeszcze obowiązują zasady?
— Żartowałam. Mam nadzieję, że się nie gniewasz.
— Ani trochę. To w gruncie rzeczy świetna reguła. Spróbuję
się do niej zastosować.
— W następny czwartek? — spytała Daria, płonąc z
ciekawości.
— Być może... — odpowiedziałam tajemniczo, nie chcąc
wtajemniczać przyjaciółki w szczegóły, które jej nie dotyczą.
Plan był banalnie prosty. W piątek po lekcjach miałam
jechać do domu. Zadzwoniłam więc, prosząc, by tata odebrał mnie ze stacji
później niż zwykle. Powiedziałam, że muszę coś przygotować razem z koleżanką i
że najprościej będzie, jak zostanę na parę godzin w internacie. Rodzice nie
nabrali żadnych podejrzeń.
Po lekcjach pojechałam więc najpierw do Jurka. Umówiliśmy
się, że potem odwiezie mnie samochodem na moją stację, skąd odbierze mnie tata.
Zgodnie z obietnicą Jurek pokazał mi kilka
spektakularnych reakcji. Połączyliśmy wiórek magnezu z jodem, przemieniliśmy w
krew wodę przy użyciu rodanku sodu i chlorku żelaza, pozmienialiśmy barwę
fenoloftaleiny.
Przed przystąpieniem do eksperymentów przypomniałam sobie
o żarcie Jurka o tym, jak się ubierają studentki na pracownię chemiczną.
Poprosiłam o fartuch, odwróciłam plecami do gospodarza i ściągnęłam spódnicę i
bluzkę. Tak jak dzień wcześniej powiedział Jurek, założyłam fartuch na gołe
ciało, żeby na ubraniu nie powstała żadna plamka.
Jurek przy tym zachował się nadspodziewanie taktownie.
Zamiast namawiać do zdjęcia bielizny, co pół żartem zasugerował po eksperymentach,
powiedział, jak bardzo się cieszy, że przyszłam. I że jestem pierwszą osobą,
która zainteresowała się jego małym królestwem na strychu. Żadnej dziewczynie,
nawet swojej Gosi, o której rzecz jasna ani słowem nie wspomniał, nie
demonstrował żadnych kolorowych reakcji. Nie interesowała ich chemia.
— Wychodzi na to, że jestem wyjątkowa? — odpowiedziałam
nieskromnie, odwróciwszy się przodem do Jurka, w niedopiętym fartuchu.
— Jesteś — potwierdził, niedyskretnie zerkając na mój
dekolt.
Wymieniliśmy uśmiechy i przystąpiliśmy do zabawy w
chemię.
Na zakończenie Jurek zaplanował szczególną sztuczkę. Założę
się, że w odróżnieniu od eksperymentów chemicznych ten numer pokazał niejednej
dziewczynie. Zapytał, czy słyszałam coś o alchemii.
— O przemienianiu kamieni w złoto? — odpowiedziałam
pytaniem, żeby pokazać, że wiem przynajmniej cokolwiek i nie wyjść na
nieoczytanego nieuka.
— Transmutacja to tylko mała część alchemii. Z niej
wyrosła chemia jako nauka. Jak się nie boisz, mogę ci pokazać coś bardziej
ezoterycznego — zaproponował, mówiąc tajemniczo, jakby dobywał głos z głębi
płuc z pominięciem gardła. — Tylko muszę cię ostrzec, że kościół katolicki
zabrania takich sztuczek. I będziesz nie tylko obserwatorem ale i elementem
eksperymentu. Chcesz spróbować?
— Chcę — odpowiedziałam po dłuższej chwili udawanego
zastanowienia.
— Na pewno? Będziesz musiała wykonać moje polecenia.
Niedużo ale jednak.
— Na pewno. Co mam zrobić?
Zgasił światło. Kazał mi usiąść w fotelu. Wygodnie oprzeć
się plecami, ręce ułożyć swobodnie na bocznych oparciach. Zamknąć oczy. Po czym
palcami delikatnie uniósł mój podbródek.
— Muszę się upewnić, że nie otworzysz oczu — powiedział
alchemiczne. — Trzeba wytrzymać sześćdziesiąt sekund, pięć razy po dwanaście,
żeby magia zaczęła działać. Jesteś gotowa?
— Yhy — potwierdziłam mruknięciem, nie otwierając oczu.
— Konieczna jest absolutna cisza. Powiem ci, kiedy
będziemy gotowi — wyjaśnił Jurek, nie odrywając palca od mojego podbródka.
Pogładził mnie po policzku. Drugą dłoń oparł na moim
kolanie. Wcale nie nachalnie. Dotykając nie bezpośrednio lecz przez materiał
fartucha. Przestał mówić. Właściwie chyba też nie oddychał, bo zupełnie
straciłam go z zasięgu słuchu. Czułam tylko jego ręce na nodze i twarzy.
Minęło może dziesięć sekund, może pół minuty — nie miałam
dobrej rachuby czasu — aż nagle poczułam jego wilgotne wargi na moich ustach.
Pocałował mnie, ledwie muskając aksamitnymi wargami i głaszcząc wydychanym
ciepłym powietrzem. Jakby tylko pytał o pozwolenie. Odczekałam trochę,
delektując się tym alchemicznym dotykiem, aż wreszcie rozchyliłam usta.
— Jeszcze nie minęło sześćdziesiąt sekund, prawda? —
odezwałam się pierwsza.
— Nie, Alu. — Jurek odpowiedział szeptem i ponowił
pocałunek.
Zarzuciłam mu ramiona na szyję.
— Wspaniały z ciebie alchemik — szepnęłam z zachwytem,
łowiąc ustami usta Jurka. — A wiesz, co mi powiedziała Daria wczoraj po
południu? Że na drugiej randce trzeba się pocałować z języczkiem.
Prośbie wnet stało się zadość. Jurek najpierw liznął moją
górną wargę, niejako na próbę. Następnie kilka razy przesunął koniuszkiem
języka na przemian wzdłuż dolnej i górnej wargi. By wreszcie ugościć w ustach
mój język. Równocześnie rozpiął kilka guzików fartucha.
— Jesteś piękna — powiedział półgłosem, kiedy w końcu
przerwaliśmy te namiętne pocałunki.
W głowie zakręciło mi się od nadmiaru wrażeń. Skronie
pulsowały jak małe serca. A Jurek rozchylił poły fartucha, odsłaniając
kompletnie mój stanik. Zwykły szary stanik z małymi miseczkami z cienkiej
bawełny. Ostrożnie położył dłoń na piersi. Lekko ucisnął.
— Jureczku, która godzina? Chyba się zasiedziałam.
Odwieziesz mnie, tak jak się umówiliśmy? — Ktoś z nas musiał w końcu to
powiedzieć.
— Odwiozę, oczywiście. Nie żałujesz tego eksperymentu?
— Nie, ani trochę... Zobaczymy się jeszcze?
— Mam nadzieję. O ile się zgodzisz.
— Zgodzę — zaśmiałam się cicho. — Ale teraz muszę się
ubrać.
— Są jeszcze inne eksperymenty alchemiczne, gdybyś
chciała kiedyś spróbować — odezwał się Jurek, jąkając, po dłuższej chwili
absolutnej ciszy, przyglądając mi się ciekawie, jak kończę się ubierać.
— Jakie?
— Dobre.
— A co będę musiała zrobić?
— Niedużo. Tylko... być nago.
— Może... — odpowiedziałam wymijająco. Ale nie dzisiaj i
nie następnym razem.
— Nie musimy się spieszyć. Poczekam.
Na stację przyjechaliśmy piętnaście minut przed
pociągiem. Po drodze zdążyłam jeszcze pokazać Jurkowi, gdzie mieszkam. Tak na
wszelki wypadek. Mojego taty jeszcze nie było. Poszliśmy na peron. Zaczekaliśmy
pod ostatnią wiatą, tuląc się i raz po raz całując w usta i policzki. Gdy
wjechał pociąg, zeszłam z peronu razem z innymi podróżnymi. Tata jak zwykle
czekał przy schodach. Kwadrans potem byłam już w domu. Szczęśliwa i smutna
jednocześnie. Bo nie ja, lecz ktoś inny — Gosia, wciąż miał prawo pierwszeństwa
do Jurka. Ja go tylko podstępnie kradłam.
Wiedziałam, że pcham się w niezła kabałę, która może się
tylko źle skończyć. Że jeśli nawet Jurek zerwie z Gosią, nie powie mi o niej —
musiałby się wtedy przyznać, że obie nas oszukiwał, co nie byłoby ani łatwe ani
przyjemne — i nasz związek będzie oparty na kłamstwie. On będzie udawał, że
jestem pierwszą i jedyną, ja będę udawać, że o niczym nie wiem. Aż kiedyś
wybuchnę z zazdrości i go znienawidzę. A jeśli nie zerwie, posłużę mu jakiś
czas za zabawkę i też będę żałować. Wiedziałam, że powinnam natychmiast
przestać o nim myśleć. Tylko że nie mogłam.
Przy kolacji rodzice zapytali, czy zechcę jechać rano z
nimi i siostrą do galerii na dłuższe zakupy. Odmówiłam. Po czym, leżąc już w
łóżku przed snem, napisałam do Jurka:
— Jeśli masz czas jutro przed południem, będę jakieś dwie
godziny sama. Mógłbyś mnie odwiedzić. Cmok. — Po prostu chciałam go znów
zobaczyć. Tęskniłam.
Jurek odpowiedział natychmiast. Obiecał, że jak tylko dam
sygnał, wsiądzie w samochód i przybędzie z prędkością światła. I napisał, jak
będzie mnie całował. Najpierw w usta, stojąc. Potem po szyi, z każdej strony. A
potem rozepnie mój fartuch — przypomniał naszą alchemiczną przygodę sprzed paru
godzin — i będzie całował mostek dokładnie między piersiami. Zapytał, czy będę
miała na sobie ten sam staniczek, który już widział.
— Zobaczysz w swoim czasie, a teraz przestań. Idziemy
spać, Jurku! — zakończyłam internetową rozmowę, nie wdając się w bieliźniane
szczegóły.
— Śpij smacznie, Alu! — odpowiedział, dodając kilka
emotek przedstawiających przytulańce i buziaki.
Odesłałam mu pulsujące serce i wyłączyłam komórkę, żeby
nie kusiła. Zasnęłam praktycznie natychmiast.
Obudziła mnie siostra, mówiąc, że jest już prawie
dziesiąta i że śniadanie dla mnie stoi na stole w kuchni. Tata wyprowadzał
właśnie samochód z garażu. Poprosiłam, żeby podała mi komórkę i jeszcze przy
niej napisałam do Jurka:
— Już wychodzą. Kiedy będziesz?
Ledwie zdążyłam wyjść spod prysznica, rozległ się
dzwonek. Zbiegłam po schodach nie wytarłszy dokładnie pleców. W koszuli nocnej.
Jak tylko zobaczyłam Jurka, rzuciłam mu się na szyję z piskiem radości. O mało
nie stracił równowagi.
Pocałował mnie w usta. Jednocześnie zaciskając dłoń na
prawie nagiej piersi.
— Chodź! — Tylko tyle zdołałam powiedzieć na przywitanie.
Szarpnęłam go za rękę i biegiem zaciągnęłam po schodach i
przez korytarz do swojego pokoju. Spontanicznie. Zupełnie nie myśleć.
Jurek zatrzasnął drzwi. Stanąwszy naprzeciw mnie, obiema
dłońmi złapał za piersi. Zaczął je badać przez cienki materiał. Wieczorem pytał
o stanik, raczej tylko teoretycznie, w miłosnych planach wybiegając daleko na
przód, a rano dostał w ręce prawie nagą dziewczynę. Nie musiałam pytać, co o
tym sądzi. Jego palce obściskujące mój biust i pełen skupienia wyraz twarzy
mówiły wystarczająco jasno, że rzeczywistość przerosła oczekiwania.
— Chodź! — Jurek posadził mnie na krawędzi łóżka. —
Zdejmę koszulę, dobrze?
— Dobrze — kiwnęłam głową.
Miał ładny tors. Niezbyt silnie umięśniony. Gładką,
lśniącą skórę. Uśmiechnęłam się na myśl, że za moment będę go całować po klatce
piersiowej i że on odwzajemni te pocałunki. Nie wiedziałam tylko, czy już
zacząć, czy poczekać, aż Jurek zdejmie ze mnie koszulę nocną. Czy też powinnam
rozebrać się sama. Jednocześnie gdzieś w głębi duszy bałam się zrobić jakieś
głupstwo, którym zniechęcę Jurka, i męczyło mnie poczucie winy. Summa summarum, jak mawiał co drugie
zdanie jeden z księży nauczycieli, zdałam się na decyzję Jurka.
A Jurek w tamtej chwili miał w głowie tylko jedno.
Patrząc mi w oczy, rozpiął klamrę paska. Zdjął spodnie. Kucnął, pocałował
głęboko, okrążając językiem mój język. Po czym wstał znowu i ściągnął bokserki.
Uciekłam wzrokiem od jego przyrodzenia, spoglądając do
góry, na trochę niepewną twarz Jurka. Na chwilę stałam się jednym wielkim
znakiem zapytania. Zdałam sobie sprawę, że posunęliśmy się za daleko, ale też,
że nie ma już odwrotu. Nie chciałam zawieść ani jego, ani samej siebie. Nie
wiedziałam tylko, co konkretnie mam zrobić.
— Dotkniesz? — poprosił Jurek prawie błagalnym głosem.
Jeszcze raz kiwnęłam głową. I dotknęłam członek. Najpierw
dłonią. Przytrzymałam go chwilę, po czym objęłam wargami. Zacisnęłam usta.
Pociągnęłam. Patrząc Jurkowi w oczy, powtórzyłam tę czynność kilka razy.
Stwardniał i spuchł w kilka sekund. Polizałam żołądź.
— Tak dobrze? — spytałam dumna z siebie.
— Cudownie.
Ogarnęła mnie jakaś dziwna euforia. Chwyciłam Jurka za
biodra i rzuciłam się na sztywny członek. Twardy, długi. Zaczęłam ssać, jakby
kierował mną jakiś demon. Mój umysł wypełniła myśl, że stanęłam na wysokości
zadania. Pierwszy raz i taki sukces! W buzi trzymałam namacalny dowód swojej
atrakcyjności jako kobieta.
Tymczasem mój kochanek nie chciał spocząć na laurach.
Przechylił mnie plecami na łóżko. Zsunął majtki. Otworzył mnie palcem i wziął,
nie tracąc ani chwili na rozpakowywanie mnie z piżamy. Było mu dobrze. Mnie? No
cóż, tym razem wystarczyć musiało mi szczęście partnera.
Gdy skończyliśmy, Jurek zapytał, czy świadomie
piszczałam.
— Kiedy? — spytałam.
— Na samym początku. Byłaś spięta. Bolało? —
odpowiedział.
— Trochę — przyznałam szeptem, szukając oparcia w jego
ramionach.
— Byłaś cudowna. Dziękuję.
Znów w głowie zakłębiło mi się od myśli. Powiedzieć, że
wiem o Gosi, czy nie powiedzieć? Przyznać się do stalkingu? Wyrazić pretensję,
że nie użył prezerwatywy? Zmusić do obietnicy, że będzie się ze mną kochać aż
do śmierci i nigdy mnie nie opuści?
— To wszystko to twoja zasługa, alchemiku —
odpowiedziałam i złożyłam głowę na torsie Jurka.
Zaczął mnie głaskać, a ja spróbowałam usnąć. Poleżeliśmy
tak przytuleni do siebie, po cichu, pół godziny, aż przyszła pora odesłać Jurka
do domu, zanim wrócą moi rodzice.
— Kochasz mnie? — spytałam, pocałowawszy go na
pożegnanie, najbardziej namiętnie i najgłębiej, jak tylko umiałam.
— Kocham — odpowiedział, uciekając spojrzeniem na bok.
Nie wiem, czy skłamał w stu procentach, czy też było w
tym słowie trochę prawdy. W każdym razie powtórzył je jeszcze kilka razy, kiedy
pisaliśmy do siebie na portalu
społecznościowym.
W czwartek spotkaliśmy się znowu. W Warszawie. Tak jak
poprzednio Daria pobiegła do biblioteki, zostawiając nas dwoje samych.
Zrobiliśmy sobie spacer po mieście. Konkretnie po Polu Mokotowskim. Chodziliśmy
za rękę, całowaliśmy się, przysiedliśmy na stojącej nieco na uboczu ławce. Na
niej Jurek przez dobre pół godziny pieścił mnie, wsunąwszy rękę pod bluzkę. Na
pamiątkę oddałam mu stanik. Ten sam, który miałam na sobie tydzień wcześniej w
jego domowym laboratorium. Obiecałam, że jak znów będę mogła się kochać, to
przyjadę do niego na kilka godzin i będzie mnie miał bez ograniczeń.
Mimo to w zachowaniu Jurka dostrzegłam niepokój. Kilka
razy nie wiedział, co do niego dopiero co powiedziałam. Nie słyszał. Nie
zwrócił uwagi. Często ukradkiem spoglądał na zegarek, jakby się dokądś
spieszył. Obściskiwał pod bluzką moje piersi, ale myślami błądził zupełnie
gdzie indziej.
W końcu nie wytrzymałam. Nie mając odwagi powiedzieć
wprost, że jestem zazdrosna, zaproponowałam grę. Z pozoru niewinną. Poprosiłam,
żeby spontanicznie powiedział, z czym kojarzą mu się imiona, które wymienię.
Jurek miał odpowiadać bez namysłu. I zaczęłam wymieniać imiona jego znajomych:
— Karolina?
— To moja siostra cioteczna. Z czym mi się kojarzy? Z wiśnią.
Od małego w każde lato razem zrywamy wiśnie u dziadka.
— Jessika?
— Papużka falista. Tak ma na imię koleżanka Karoliny. Przez
pewien czas nazywałem je papużki nierozłączki — wyjaśnił Jurek wesoło, prawie
się śmiejąc.
— Ładna? — zapytałam, mrugnąwszy okiem. Wiedziałam
przecież, jakimi słowami chwalił jej zdjęcia w stroju kąpielowym.
— Bardzo — przyznał bez oporów. — Jest trochę podobna do ciebie.
Ale mniej zgrabna.
— Gosia? — Imię, reakcję na które chciałam sprawdzić, wymieniłam
jako trzecie. Uznałam, że dwa neutralne wystarczą dla uśpienia uwagi.
Usłyszawszy imię swojej dziewczyny, Jurek zdrętwiał. Mimowolnie
napiął mięśnie nóg. Dłoń gładzącą mnie po piersi zacisnął w pięść, aż zabolało...
Zabolało serce.
— No, nie wiem. Z... Będziesz się śmiać — Na gwałt próbował
wymyślić odpowiednią historyjkę.
— Nie będę. Powiedz.
— No, dobrze. Ze spódniczką mini — uśmiechnął się nieszczerze
jak wilk do Czerwonego Kapturka. — Dawno temu w gimnazjum...
Opowiedział mi jakąś szkolną anegdotę, którą zupełnie puściłam
mimo uszu. Nie wierzyłam mu już ani trochę. Domyśliłam się, że po randce ze mną
szedł odwiedzić tę swoją Gosię.
Nie dałam mu poznać po sobie, jak bardzo byłam poirytowana.
Zacisnęłam zęby i dla niepoznaki pociągnęłam grę w imiona jeszcze przez kilka
minut. I tak musieliśmy już pomału się zbierać.
Spotkaliśmy się z Darią w umówionym miejscu i razem poszliśmy
na pociąg. Jurek wysiadł na swojej stacji, my na swojej.
Dopiero w internacie oznajmiłam przyjaciółce, że zrywam z
Jurkiem.
— Dlaczego? Pasujecie do siebie jak mało kto. Co się stało?
— Daria oczywiście nie mogła zrozumieć mojej decyzji.
— Nic się nie stało. Nie mogę się z nim więcej spotykać. Nie
chcę. Doszłam do wniosku, że go nie kocham.
— Ale dlaczego?
— Nie wiem. Nie potrafię o tym mówić.
— Spróbuj? Powiedział coś złego? Obraził cię?
— No, coś w tym rodzaju. Ale nie chcę teraz o tym mówić. Najpierw
muszę sobie wszystko na spokojnie poukładać w głowie.
Daria szczerze chciała pomóc. Męczyła mnie pytaniami jeszcze
przez pół nocy. Aż musiała przyznać, że oprócz babskiej ciekawości kieruje nią
też własny interes. Że byłoby jej na rękę, gdybym dalej spotykała się z Jurkiem.
Zwłaszcza w czwartki.
W końcu podeszła do mojego łóżka. Kucnąwszy, pokazała mi
w swoim telefonie zdjęcie młodego mężczyzny.
— Ma na imię Bartek. Jest na czwartym roku archeologii — wyznała
głosem pytającym i proszącym o aprobatę.
Poznała go w czytelni naukowej, do której weszła ot tak dla
zabicia czasu. Wymienili się kontaktami i umówili na za tydzień w tym samym miejscu
o tej samej porze. Beze mnie nie mogła jechać.
— Dobrze, Dareczko. Czas na rewanż — odpowiedziałam, uścisnąwszy
rękę koleżanki. Nie mogłam odmówić pomocy. — Jak to się mówi, prawdziwych
przyjaciół poznaje się w potrzebie.
Przygoda Dareczki to material na oddzielną opowieść. Może ją kiedyś opiszę, przerabiając zapiski z pamiętnika, który wtedy zaczęłam prowadzić i później nie cały zniszczyłam. Najpierw jednak będę musiała poprosić Darię o pozwolenie i zapytać ją o kilka spraw, których do końca nie rozumiem.
Wracając jednak do mnie i Jurka, mogę powiedzieć w ostatnim zdaniu, że decyzja, by nie spotykać się z nim więcej, okazała się słuszną. Musiało minąć trochę czasu, żeby przejrzał na oczy. Ale w końcu wyciągnął właściwe wnioski. Zszedł z drogi kłamstwa na drogę prawdy. Zerwał z Gosią. Nie mogłam go więc nie przyjąć z powrotem do siebie.
Przygoda Dareczki to material na oddzielną opowieść. Może ją kiedyś opiszę, przerabiając zapiski z pamiętnika, który wtedy zaczęłam prowadzić i później nie cały zniszczyłam. Najpierw jednak będę musiała poprosić Darię o pozwolenie i zapytać ją o kilka spraw, których do końca nie rozumiem.
Wracając jednak do mnie i Jurka, mogę powiedzieć w ostatnim zdaniu, że decyzja, by nie spotykać się z nim więcej, okazała się słuszną. Musiało minąć trochę czasu, żeby przejrzał na oczy. Ale w końcu wyciągnął właściwe wnioski. Zszedł z drogi kłamstwa na drogę prawdy. Zerwał z Gosią. Nie mogłam go więc nie przyjąć z powrotem do siebie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz