Nazywam się
Gimpel. Gimpel Głupek. Różnie mnie przezywali, cymbał, imbecyl, kij od
szczotki, ale na stałe przylgnęło słowo głupek. Pewnie dlatego że poprzedni
Głupek umarł tego samego dnia, którego straciłem swoich rodziców. Ktoś musiał
przejąć jego rolę. Los zechciał, że padło akurat na mnie.
W każdej wsi
musi być ktoś łatwowierny, kogo
można nabrać na dowolne kłamstwo i z kogo można się do woli naśmiewać. Kto wybaczy dowolną złośliwość i
plotkę. Ktoś taki, że jak się przydaży nieszczęście, każdy będzie wiedział, że spotkało ono właśnie jego. Głupka. Bez głupka jak bez rabina. Ludzie nie mieliby punktu odniesienia. Zapomnieliby, jak żyć. Nie wiedzieliby, jak pod żadnym
pozorem nie należy postępować. Bez głupka cała wieś by zgłupiała. Wspólnota by się rozleciała, targana kłótniami, zawiścią i podłością.
Jestem więc ważną osobą, choć nigdy tak o sobie nie myślę. Od lat, od dwunastego roku życia pokornie znoszę śmiech i drwiny. Ale jestem szczęśliwy.
Niedawno zawołali do mnie:
Niedawno zawołali do mnie:
- Gimpel! Żona rabina leży w połogu. Urodziła dziesiątego syna!
Cóż, nie
zauważyłem, by żona rabina chodziła z dużym brzuchem, ale też nie przyglądałem
jej się uważnie. Może naprawdę była w ciąży, co w jej wypadku byłoby stanem
całkiem normalnym. Nie mogłem więc z całą pewnością wykluczyć, że faktycznie
urodziła. Poza tym jak miałbym odpowiedzieć ludziom? Zarzucić im, że kłamią? To
z pewnością nie byłoby ani uprzejme, ani sprawiedliwe. Nie godzi się przecież
rzucać fałszywego oskarżenia, kiedy się nie ma niezbitych dowodów winy
bliźniego. Tak uczy Pismo i rabi. Tej złotej zasady staram się zawsze trzymać.
Poszedłem zobaczyć nowo narodzonego. Na miejscu zamiast cymesu, jakim tradycja każe
częstować gości z okazji tak radosnego zdarzenia, jakim jest pojawienie się na
świecie nowego dziecka, przywitała mnie salwa śmiechu ogłuszającego jak huk
wodospadu.
- Ha, ha! Gimpel myślał, że od żony rabina dostanie słodycz! Ha, ha!
Gimpel Głupek!
Pośmiałem
się wraz z nimi. Na zdrowie. Nikomu to przecież nie zaszkodzi.
Przez
dobrych kilka dni uśmiech nie znikał z moich starych warg. Było mi wesoło
jeszcze długo po tym, jak wszyscy we wsi, i ci co mnie nabrali, i rabi, i jego
żona i goje, którym na bazarze opowiedziano historię o tym, jak mnie oszukano,
o wszystkim zapomnieli. Przypomniałem sobie bowiem cymes, jaki przed laty
jadłem w domu innego rabina, we wsi, w której zaczęła się moja kariera
głupiego. Grzeszny smakołyk. Najsłodsza ze słodyczy.
Miałem wtedy
piętnaście lat. Może trochę więcej. Mieszkałem ze starszym bratem u dalszych
krewnych, którzy przygarnęli nas po śmierci naszych rodziców. Tragiczna
historia. Pożar. Dom i warsztat spaliły się do szczętu, błyskawicznie. Mnie z
płomieni uratował brat Mojsze. Dla bliskich Mosiek. Ten sam, który niczym
prorok od najwcześniejszych lat nazywał mnie głupkiem. Rodzice zginęli. Zastąpili
ich ciocia i wujek. Bardzo dobrzy ludzie. Niech Jahwe będzie im zawsze
przychylny.
Chodziłem
jeszcze do chedery. Dla większości chłopców naukę kończyła bar micwa. Dla mnie
jako dla głupka rabin zrobił wyjątek. Zatrzymał mnie w szkole na dodatkowe trzy
lata, twierdząc, że potrzebuję więcej czasu niż inni. Później wyjaśnił, że szkoda
by było, gdybym zbyt wcześnie stracił kontakt ze słowem pisanym, a do jesziwy
nie mógł mnie zabrać, nie wzbudzając powszechnego zgorszenia. Przedłużony pobyt w chederze wystawił mnie na jeszcze więcej drwin ze strony uczniów.
- Gimpel, rabi kazał, żebyś przyszedł rano godzinę wcześniej i pomógł przestawić stoły w izbie.
- Gimpel, rabi kazał, żebyś przyszedł rano godzinę wcześniej i pomógł przestawić stoły w izbie.
- Gimpel, Mesjasz przyjechał pod bożnicę i nie może się dostać do
środka, bo ktoś zamknął drzwi na klucz. Rabi myśli, że ty jesteś winien.
- Gimpel, przyjechali cyganie. Jutro zamiast na lekcje idziemy do
sztetla obejrzeć cyrkowe sztuczki.
Docinki
zrobiły się nie do zniesienia. Szczególnie bolało, że dokuczali mi już nie
rówieśnicy, a chłopcy młodsi o trzy czy cztery lata. Mali, chudzi, dziecinni. Interesowały
mnie już dziewczęta, ich wesoły śmiech przyspieszający bicie serca i kobiece
kształty niepozwalające oderwać od nich wzroku. A tu zgraja chłoptasi ciągle woła
za plecami:
- Gimpel! Głupi Gimpel! Ale dał się nabrać! Ha, ha! Chodźcie powiedzieć
rabinowi.
Zewsząd
szyderstwo. Znikąd pomocy. Nawet brat, który kilka lat wcześniej wypchnął mnie
przez okno z płonącego pokoju, naśmiewał się z mojej łatwowierności. Kiedy
usłyszałem, jak Esterka, jedyna córka moich opiekunów, która była mi jak
rodzona siostra, dyskretnie spytała Mośka, czy jestem głupi za karę za
grzechy i odniosłem wrażenie, że zaczęła mnie unikać, przelała się czara
goryczy. Zaświtała myśl, by zakończyć niezasłużone
cierpienia w nienaturalny sposób. Zacząłem się zastanawiać, co mniej zaboli:
stryczek czy skok do studni, i co się bardziej spodoba ludziom ze wsi.
W końcu od
wiecznego potępienia uratował mnie rabi. Zaprosił na rozmowę w cztery
oczy. Wyjawił, dlaczego zatrzymał mnie w szkole dłużej niż innych i
wytłumaczył, że rola głupka to przeznaczenie, wola Boga. Że nie wolno się
jej przeciwstawić. Bardzo mi pomógł.
Gdy
wychodziłem, w sieni podeszła do mnie Rachela, córka rabina, moja
rówieśniczka. Spojrzała na mnie swoimi wielkimi oczami czarnymi jak sadza i
zapytała, czy pocałowałem już ścianę. Zaskoczony miłym uśmiechem na twarzy
dziewczyny, zapatrzony na krągłe policzki i warkocze równie ciemne co źrenice,
szczęśliwy, że nie tylko rabi potraktował mnie godnie, jak należy traktować
drugiego człowieka, nie zdołałem wydobyć z gardła ani jednego słowa. Córka
rabina wiedziała jednak, że chcę zapytać, o jakie całowanie ściany chodzi.
- Taki jest zwyczaj. Po rozmowie z rabim każdy całuje ścianę w jego
domu – pospieszyła z wyjaśnieniem.
- Ach, tak?
Nigdy
wcześniej nie słyszałem o takim zwyczaju. Nie chodziłem jednak do rabina po
porady. Nie potrzebowałem więc tej wiedzy. Poza tym, gdyby rodzice byli wśród
żywych, z pewnością by mi powiedzieli, jak się prawidłowo zachować. A że już
nie żyli, nie miał mnie kto poinstruować. Poczułem wdzięczność wobec Racheli,
że mi pomogła uzupełnić wiedzę o dobrych zwyczajach. Odwróciłem się i
pocałowałem ścianę, wyobrażając sobie przez chwilę, że wargami dotknąłem nie drewno
pokryte rosą skroplonej pary wodnej, lecz buzię mojej nowej nauczycielki.
Pomyślałem też, że nawet jeśli nie ma takiego zwyczaju, Rachela zmyśliła go,
żeby porozmawiać ze mną. W pocałowaniu ściany nie było też niczego złego. Nikt
od tego nie mógł ucierpieć. Dlaczegoż więc nie miałbym się posłuchać?
- Ha, ha, ha! Gimpel! Ale cię łatwo nabrać! – dziewczyna parsknęła
śmiechem. – Ha, ha, ha! To nie jest synagoga w Międzybożu. Gimpel, tu nie
trzeba niczego całować!
Śmiała się
ze mnie, a ja patrzyłem tylko to na czarne oczy, to na rząd białych zębów, to
na gołe stopy Racheli. Wstydziłem się potwornie, ale nie umiałem się pogniewać.
- Przepraszam – bąknąłem i ze spuszczoną głową wyszedłem na dwór.
Wróciwszy do
domu, nie odezwałem się ani słowem do nikogo. Zakryłem głowę poduszką i udałem,
że natychmiast zasnąłem zmęczony dniem pełnym wrażeń. Ciocia i wujek zrozumieli
tyle, że musiałem przemyśleć mądre rady rabina. Bratu było wszystko jedno. Tak
mi się przynajmniej zdawało. Ester, czując, że stało się coś, co przeżywam
wyjątkowo mocno, położyła się obok i przez chwilę próbowała nawiązać
rozmowę. Szczerze zatroskana pytała, co się stało. Chciała pomóc, lecz
zignorowana przeze mnie musiała i ona dać za wygraną. Dopiero na drugi dzień
zwierzyłem się jej, że się zakochałem i że nie miałem co liczyć na wzajemność.
- Nie dla psa kiełbasa, Esterko – jęknąłem smutno.
Dziewczyna była
jednak jeszcze za młoda, by w pełni zrozumieć ból beznadziejnej miłości.
- Dlaczego? U dziedzica podobno psy jedzą nie tylko kiełbasę, ale też słoninę i baleron.
Na tę uwagę
mogłem tylko pokręcić głową.
Brat,
któremu też się przyznałem, skwitował sprawę krótko:
- Głupiś, Gimpel! – Jak zwykle znikąd pocieszenia.
Niezupełnie
znikąd. Na początku następnego tygodnia rabin zaprosił mnie ponownie. Jego żona miała
podobno coś ważnego do powiedzenia. Polecił przyjść w piątek wieczorem.
Bałem się,
że znów spotka mnie jakaś przykrość. Nie czułem się też na siłach spojrzeć w
oczy córce rabina. Przemogłem się jednak i poszedłem. W towarzystwie brata. Postraszył,
że jak stchórzę, on sam uda się do pani Ruty i opowie, jaki ze mnie beznadziejny
głupek. Narobi mi jeszcze gorszego wstydu.
Warto było
iść na to spotkanie. Zawsze warto, kiedy zaprasza kobieta. Nie od razu jednak
dotarłem do izby, w której miała przyjąć mnie żona rabina. Najpierw zatrzymałem
się na chwilę naprzeciw kuchni. Firana zakrywała okno od sufitu do mniej
więcej wysokości łokcia, jedynie po bokach zostawiając wąskie podłużne
prześwity. Na parapecie stały jakieś przedmioty, zapewne misy i talerze
tymczasowo odłożone na bok, przesłaniając widok od dołu. Za to lewy róg okna
pozostawał całkiem wolny. Przez ten wyłom mimowolnie zerknąłem do środka.
Jeszcze z daleka. Za pierwszym spojrzeniem spostrzegłem ludzką sylwetkę w samym środku intensywnie oświetlonego pomieszczenia. Na krótką chwilę powstała z kucek, lecz zaraz znowu przysiadła.
- Boże Izaaka, błogosławione niech będzie twoje imię! – zawołałem w
duszy, domyśliwszy się, że tą osobą była kobieta. Żona lub jedna z trzech córek
rabina.
kadr z filmu "The wedding song". Reż. Karin Albou |
Podszedłem
bliżej okna. Miejsce lęku przed tym, co powie pani Ruta i przed onieśmielającym
spojrzeniem i złośliwymi żartami jej córki i, niestety, niedościgłego
przedmiotu moich marzeń, zajęła ciekawość i pewnego rodzaju nerwowość, dziwnie
przyjemna.
- Boże Salomona i Jakuba – westchnąłem, zaglądając do wnętrza izby –
zaprawdę jesteś największym Bogiem!
W samym
środku kuchni na podłodze stała duża owalna wanna z blachy. W niej siedziała dorosła
dziewczyna. Przygarbiona. Z długimi warkoczami zakręconymi wokół głowy. Tuż
obok kucała inna dziewczyna. Rachela. Polewała gałganek wodą z blaszanego kubka
i tak zwilżoną tkaniną gładziła ramiona i plecy starszej siostry.
Nigdy
wcześniej nie widziałem toalety w innym domu niż u wujostwa, ale domyśliłem się
bez trudu kolejności mycia. Najpierw rabin. Zaraz po nim żona,
ewentualnie z niemowlętami, jeśli takowe byłyby w domu. Ponieważ najmłodsza
latorośl, jedyny syn, Daniel, już dawno nie była nieporadnym oseskiem, pani Ruta myła
się sama. Na koniec dzieci według starszeństwa. Parami: Rywka i Rachela
oraz ostatni Daniel i Sara.
Na widok
nagich ciał dziewcząt jeszcze mniej chciałem wchodzić do środka. Wolałem
podziwiać doskonałość boskiego stworzenia i w duszy chwalić Pana za to, że
swego czasu z żebra Adama wyrzeźbił Ewę. Zadałem też sobie pytanie, dlaczego
ograniczył się do jednej kobiety. Będąc wszechmogącym mógł ich przecież
stworzyć wiele, nie czekać, aż ród adamowy się rozmnoży. Do dziś się nad tym
zastanawiam. Pytałem też niejednego uczonego rabina, nawet cadyka, i nikt
jeszcze nie umiał dać odpowiedzi. Nurtuje mnie jeszcze, dla kogo właściwie Bóg
stworzył Ewę. Dla Adama, czy dla siebie? I na czym polegał grzech pierworodny? Czy przypadkiem nie na tym, że Ewa zamiast Jehowie oddała
się człowieczemu mężczyźnie? Za ugryzienie jabłka nie wyrzuca się przecież
nikogo z ogrodu. Chyba że się jest patriarchą kijowskim, łacińskim biskupem, czy też innym jezuitą. Ale nie Bogiem! Bóg nie jest aż tak małostkowy. No, ale ja jestem
głupkiem, nie Bogiem. Nie mnie rozumieć tak skomplikowane rzeczy. Wiem tylko,
że na miejscu Jahwe wyrzeźbiłbym sobie co najmniej dwie kobiety: Rachelę i
Rywkę, a z raju wypędziłbym wybrakowanego Adama. Jeszcze bym sobie wyjął z
niego kilka żeber, na zapas.
Z rozmyślań
wyrwało mnie szturchnięcie w plecy.
- Gimpel, głupku, nie mów tylko, że zapaskudziłeś spodnie ze strachu! –
Widząc z daleka, spod płotu, że się zatrzymałem, pomyślał, że, jak się zwykło
mawiać, obleciał mnie cykor. Niewiele się zastanawiając, brat podszedł, by
dodać mi animuszu.
- Ćśś. – poprosiłem, by się nie odzywał.
Zerknął i on
do środka. I stał się cud. Pierwszy raz odkąd pamiętam, odezwał się do mnie z
wyrazem uznania w głosie, nie dodając do mego imienia żadnego obraźliwego
przydomku:
- Gimpel, na Boga, jesteś wielki!
Jednocześnie
zacisnął garście na moich ramionach, odciągając mnie od okna o dwa kroki.
- Nie zobaczą nas przecież – szepnąłem. – U nich jest widno jak w
południe. Pali się pięć lamp naftowych i nie wiem ile świeczek. Bóg sprzyja
rabinowi. Bogato żyje jego rodzina. A my stoimy w cieniu. Tylko nie możemy się
ruszać, bo ruchome rzeczy lepiej widać, a trochę promieni nas jednak oświetla.
Faktycznie,
staliśmy pod niskim dachem. Z boku cień rzucała wysoka drewutnia przyparta do
ściany. Przed oknem rósł jeszcze stary orzech, grubym pniem i rozłożystą koroną
zasłaniając część domu. Mimo że słońce dopiero chyliło się ku zachodowi, przed
oknem kuchni było całkiem ciemno. Poza tym dziewczyny nie spodziewały się, że
ktoś mógłby je podglądać. W oknie wisiała przecież firana, a i ona nie była
konieczna. Przez krzewy rosnące przy płocie oraz konary potężnego drzewa z
drogi i tak niczego nie było widać.
- Gimpel, ty wcale nie jesteś takim głupkiem, za jakiego cię wszyscy
mają. – z niekłamanym podziwem popatrzył na mnie Mojsze. Poklepał po
ramieniu i od tego momentu skupił się na widoku w oknie.
Staliśmy
oparci o siebie nawzajem. Głowa przy głowie, ramię przy ramieniu.
- Mośku – spytałem szeptem – czy tobie też się robi twardo w portkach
od tego patrzenia? Też ci pędzel rośnie do kolan?
- Żebyś wiedział, że tak. Cudowne są te dziewczyny. Taką żonkę mieć!
Ech, możemy tylko pomarzyć.
- Aha – przytaknąłem i zerkałem dalej. Wciąż widać było tylko ręce i
plecy Rywki i Racheli.
- Rabin wyswata je z bogaczami. Niech zgadnę. Starszą dostanie Jakub
Ajchengold.
- Ten, co mu żona zmarła w zeszłym roku?
- Tak. Ma pola dwadzieścia morgów. A młodszą dadzą Symsze Sznajderowi, temu co się uczy w jesziwie. Zobaczysz, ten grubas zostanie
zięciem rabina.
- Szkoda – mruknąłem, przyznając się bratu, do której z sióstr biło
moje serce.
- Szkoda, ale i tak cycki maja małe. Jak nasza Esterka. A ile mają lat?
Szesnaście i osiemnaście, jeśli się nie mylę.
Nie wiem,
jak on mógł ocenić wielkość piersi córek rabina, skoro cały czas były odwrócone
tak, że nie widzieliśmy ich od przodu. Co najwyżej mignęło coś niewyraźnie pod
pachą, gdy któraś z nich uniosła ramię. Być może starszy brat miał większą
wprawę w podglądaniu. Lepiej niż ja oceniał wielkości. Wydaje mi się jednak, że
znacznie przesadził w tym porównaniu. Nasza przybrana siostra dojrzewała bowiem
wolniej niż większość znanych mi dziewczyn. Gdyby istniała taka potrzeba,
mógłbym opisać bratu dokładnie kształt fałdek skóry w miejscu, gdzie inne
trzynastolatki mają kuliste lub szpiczaste piersi. Mógłbym mu opowiedzieć, jak
wyglądały okrągłe sutki Estery, kolorem nieróżniące się zbytnio od otaczającej
je mleczno-szarej skóry. Mógłbym go oświecić w zakresie budowy ciała naszej
młodszej krewnej, ale przecież on wiedział wszystko. Być może porównał córki
rabina do płaskiej Esterki, żeby się pocieszyć i niejako zmniejszyć poczucie
niesprawiedliwości. Skoro nie mogę mieć tego, co najlepsze, powiem, że to wcale
nie jest takie dobre, jak się wydaje. Dokuczę złemu losowi. A może tak właśnie
trzeba porównywać. Nie odzwierciedlać rzeczywistości, lecz operować przesadą.
Z tą myślą przyznałem bratu rację. W rzeczy samej córki rabina nie miały
wielkich piersi. Żeby to stwierdzić, wcale nie trzeba było czaić się pod oknem
i skrycie podglądać.
Nim ruszyłem
dalej, brat wyjawił mi, że w czasie wojny dochodziło do wielu gwałtów:
- Stare, młode, za mężem i panny. Żołnierz o nic nie pyta. Po prostu
bierze, co mu się podoba.
- Chciałbyś być żołnierzem? – spytałem naiwnie.
- Nie, bo na wojnie łatwo zginąć, ale taką Rywkę chciałoby się nadziać
na kołek. Albo Rachelkę. A najlepiej po kolei obie.
Nie mogłem
nie przyznać bratu racji. Tym bardziej, że w pewnej chwili Rachela wstała z
kucek, by przynieść z garnka kolejną porcję gorącej wody. Przez kilka sekund
widzieliśmy ją od przodu. Dość małe piersi jak dwa pampuchy okraszone
poziomkami idealnie pasowały do szczupłego tułowia. Podbrzusze czerniło się
gęstą kępką włosów.
- Cudowna – stęknęliśmy jednocześnie obaj.
Obejrzałem
jeszcze początek mycia głowy. Starsza z sióstr uklękła przed wanną, opierając
się rękami o podłogę. Młodsza ostrożnie rozwiązała jej warkocze i przystąpiła
do mydlenia włosów. Patrząc na nie z boku, myślałem, że pęknę z zachwytu. Że w
nogawce wybuchnie moja trzecia noga.
- Ale ma dzwonki ta Rywka! Ale balerony! – Mosiek nie mógł nie
skomentować piękna, które miał przed oczami. Piersi podwieszonej pod tułów jak papierowy
pająk pod sufitem, drgającej przy każdym ruchu dziewczyny, szczupłych, długich
nóg i szerokich bioder. Rachela niczym nie ustępowała urodą swojej starszej
siostrze. Nie zdążyłem jednak powiedzieć tego bratu.
– No, idź
już, Gimpel. Na ciebie pora. Nie każ pani Rucie czekać – ponaglił mnie, samemu wlepiając wzrok w lewy
róg okna.
Dom rabina
posiadał dwa wejścia jak dworek dziedzica. Do sieni położonej w środku parteru
można było wejść od drogi i od podwórza. Na lewą połowę, patrząc od frontu,
składała się kuchnia i dwie izby, w których spały dzieci rabina. Po prawej
stronie była sypialnia gospodarzy i salka lekcyjna. Mogłem więc złożyć wizytę,
nie zakłócając rytuału piątkowej kąpieli. Ledwie zapukałem, skromnie, cicho, w
drzwiach pokoju ukazała się żona rabina. Gestem rozkazała mi wejść do pokoju.
Moje serce
biło jak młotem w kuźni. Bałem się tajemnicy, którą miała mi wyjawić żona
rabina. Przez kilka dni o niczym innym nie myślałem, z całych sił starałem się
odgadnąć, o co mogło chodzić, lecz wyobraźnia okazała się wyjątkowo
nieskuteczna. Brat, starszy i mądrzejszy, też nie potrafił pomóc. Spodziewałem
się więc najgorszego. Niewyobrażalnie strasznego. Dodatkowo dręczył mnie wyrzut
sumienia. Chwilę wcześniej bezwstydnie podglądałem córki pani Ruty, napawałem
się ich nagością. Od grzesznych myśli mój pędzelek nabrał końskich rozmiarów. O
mały włos nie rozsadził spodni. Bałem się, że świeży grzech nie ujdzie uwadze
żonie rabina. Wreszcie ledwie jako tako udało mi się uspokoić rozbudzone
przyrodzenie, stanąłem oko w oko z kobietą. Ubraną w nocną halkę. Z
rozpuszczonymi włosami. Tajemniczo uśmiechniętą. Piękną.
- Dobrze, że przyszedłeś, Gimpel. Czekałam na ciebie – przywitała mnie
półszeptem, ostrożnie zamykając drzwi pokoju.
- Dzień dobry – wydukałem, prawie chuchając jej w policzek. Tak blisko
siebie się znaleźliśmy.
Trzecia noga
wyprostowała się błyskawicznie, a mnie ogarnął niewysłowiony wstyd.
Wystraszyłem się, że samowolne, rozpustne zachowanie mego ciała zostanie
zauważone. Że kobieta przegoni mnie z hukiem, wyzywając od najgorszych
grzeszników i przeklinając na wieki. Że Rachela się dowie. Zapragnąłem jak
nigdy wcześniej, by pode mną rozstąpiła się ziemia, rydwany ogniste wciągnęły
mnie w czeluść. By mą cześć uratował koniec świata.
Żadna
katastrofa jednak nie nastąpiła. Zamiast tego usłyszałem, że pani Ruta mnie
lubi.
- Piękny z ciebie chłopiec, Gimpelku – powiedziała, głaszcząc mnie po
policzku.
Wzięła mnie
za ręce i poprowadziła za sobą na środek izby. Powtórzyła komplement. Odgarnęła
mi włosy z czoła. Zerknęła w dół. Na wybrzuszenie moich spodni. Jedno przelotne
spojrzenie i wiedziała wszystko. Prawie wszystko. Podglądanie jeszcze przez
parę chwil miało pozostać sekretem.
- Przyznaj się – odezwała się ponownie, a mnie na dźwięk tego polecenia
zadygotały nogi, z zimna, jakbym stał w przeręblu. – Lubisz Rachelę. Prawda,
Gimpelku?
Skłamałbym,
gdybym zaprzeczył. Żeby potwierdzić, zabrakło mi odwagi. Dopiero po
kilkukrotnym powtórzeniu pytania połączonym z głaskaniem po twarzy nieśmiało
przytaknąłem skinieniem głowy.
- Ona też cię lubi. Nie gniewaj się na nią za tamten żart w sieni.
- Nie gniewam się. Myślałem, że mnie nie lubi.
- Lubi, lubi. Ciebie nie da się nie lubić. Zamknij oczy, Gimpelku – wyszeptała
pani Ruta, przybliżając twarz do mojego ucha.
W tej to
chwili doznałem olśnienia. Zrozumiałem, czego ode mnie chciała ta kobieta. I
wystraszyłem się jeszcze bardziej.
- Czy rabi też będzie chciał ze mną porozmawiać? – spytałem przerażony.
- Dziś na pewno nie, Gimpelku. Pojechał do batiuszki uzgodnić, o czym
będzie jutro kazanie w bożnicy i w niedzielę w cerkwi.
Gdy to
usłyszałem, niewidzialny kamień spadł mi z serca na stopę. Podskoczyłem, nie
wiem czy z lęku, czy z radości. Wiedziałem już, że mąż pani Ruty nas nie nakryje
na grzesznej rozmowie. Że dzieci rabina, zajęte cotygodniową kąpielą, nie
zjawią się niespodziewanie w drugiej połowie domu. Że nawet jeśli spostrzegą
moją obecność, nie będą się dziwić ani podejrzewać niczego złego. Zaprosił mnie
przecież nie kto inny jak ich rodzony tata. Co więcej, spotkanie z popem nie
mogło się obejść bez flaszki samogonu. Rabin nie powinien więc wrócić wcześnie
i nie w stanie pozwalającym nakryć żonę na niewierności. Byliśmy bezpieczni.
Od tamtej
pory spotkałem wiele kobiet. Poznałem ich bezwzględność i przebiegłość. Wiem doskonale, do czego są zdolne. Tamtego
dnia żona rabina zaskoczyła mnie zupełnie tym, jak sobie zaplanowała schadzkę
ze mną. Z głupkiem, któremu, w wypadku gdyby coś się nie udało, nikt nie da
wiary. Jak zadbała o bezpieczeństwo.
- Pani Ruto – szepnąłem i nie wiedząc jak zakończyć zdanie, położyłem
rękę na jej piersi. Pulchnej, jędrnej, która swym mlekiem wykarmiła
najpiękniejsze dziewczyny we wsi.
- Pomyśl, że jesteś z Rachelą – szepnęła, po czym poprowadziła mą dłoń
pod materiał halki.
Pocałowała
mnie. Oblizała mi usta, jak ja kilka dni wcześniej obśliniłem ścianę w sieni.
Pomyślałem wiele myśli naraz. Że ściskam pierś równolatki, że trzymam w garści
pierś jej starszej siostry, że ocieram się pędzlem na przemian o obydwie córki
rabina, że smakuję ich wargi, że całuję ich policzki i szyje. Że wodzę palcem
wokół sutka jego żony, twardego jak kamień, dużego jak guzik w mundurze czynownika.
- Szkoda, że rabi wyswata ją za kogoś innego – szeptała pani Ruta,
rozwiązując rzemień moich spodni.
- Za Sznajdera Symchę?
- Skąd wiesz? Och, widzę, że ktoś nie umie trzymać języka za zębami.
Niedobrze, Gimpelku. Mam nadzieję, że ty nie jesteś taki niedyskretny jak stary
Sznajder. Nie powiesz nikomu o naszej
rozmowie?
- Nie, pani Ruto. Nie powiem.
- To dobrze. Wierzę ci na słowo.
To
powiedziawszy, żona rabina uniosła halkę. Moje spodnie bezwładnie opadły na
podłogę. Otarliśmy się o siebie. Poczułem ostre włosy. Następnie ciepłe fałdy
miękkie fałdy kobiecego ciała. Objąłem panią Rutę za szyję. Ona złapała mnie
kurczowo za pośladki, tak że miałem wrażenie, że paznokciami rozerwie mi pupę
na połowy. Docisnęła mnie do siebie.
- Ach! – Po raz pierwszy w życiu jęknąłem tak mocno z zadowolenia.
- Szkoda, że się nie ożenisz z Rachelą. Chciałabym mieć cię za zięcia.
- A Sara? Nadawałbym się dla niej? – spytałem naiwnie o najmłodszą
córkę rabina, rówieśniczkę mojej przyszywanej siostry.
- Obawiam się, że jej też nie dostaniesz za żonę – pani Ruta
odpowiedziała szczerze, nie zwodząc mnie nierealnymi marzeniami.
Przycisnęła
mnie jeszcze mocniej do siebie. Zaczęła poruszać biodrami, rytmicznie, raz za
razem napierając na mnie brzuchem.
- Pani Ruto? – jęknąłem, chcąc zapytać, co się dzieje i co robić dalej.
Czułem, że długo nie wytrzymam.
Zamiast
odpowiedzieć, naparła na mnie piersiami i chuchnęła gorącym powietrzem w szyję.
Poczułem skurcze w dolnej części tułowia i wzdłuż przyrodzenia. Chciałem się
wysunąć z kobiecego wnętrza, lecz kurczowe objęcia mi nie pozwoliły. Jęknąłem
jeszcze raz i zastygłem w bezruchu. Żona rabina otrzymała porcję mojego
nasienia.
- To która z moich dziewczynek podoba ci się najbardziej? Przyznaj się,
Gimpelku. – spytała zadowolona, nie wypuszczając mnie z siebie - Rywka, Rachela czy Sara?
- Nie wiem. Sary jeszcze nie widziałem – odpowiedziałem jak głupek.
- A Rywkę i Rachelę widziałeś? Gdzie? Jak?
Spróbowałem uchylić się od odpowiedzi, przemilczeć najbardziej niewygodne detale, lecz nadaremnie. Wnet jednym nieostrożnym słowem zdradziłem wszystkie tajemnice.
- Mojsze - odpowiedziałem najpierw na pytanie o imię brata.
- Gdzie teraz jest?
- Pod oknem.
- Pod jakim oknem?
Chwilę potem
prowadziłem wściekłego brata do sypialni mojej pierwszej kochanki. Jak
poprzednio z duszą na ramieniu. Tym razem dlatego, że zostałem nakryty na
podglądaniu. Wystarczyła chwila nieuwagi, jeden nierozważny ruch głową zbyt
blisko szyby i wzrok Sary powędrował w naszym kierunku. Nie wiem, czy zobaczyła
tylko mnie, czy nas obu. Pewne jest, że w mgnieniu oka jej twarz przybrała
kolor płomieni, jakie rozświetlają świątynię podczas Chanuki. Znieruchomiała,
na wprost mnie, dość blisko, wyprostowana, wiedząc, że na nią patrzę i wiedząc,
że ja wiem, że ona wie, że ją widzę nagą. Szczupła i wysoka podobnie jak jej
starsze siostry. Piersi jak dorodne pączki pokryte białym lukrem. Tylko trójkąt
czarnych włosów poniżej brzucha mniejszy niż u Racheli i biodra węższe. Po
krótkiej chwili namysłu zrobiła gest, jakby chciała zakryć rękami swe kobiece
wdzięki. Zorientowawszy się, że jej młodszy brat, jeszcze dziecko nieskażone
męską myślą o kobiecie, nie zauważył intruza, zabrała dłonie z łona i piersi. Uśmiechnąłem
się i odszedłem od okna, dołączając do brata, który, jak się okazało, zdążył
się schować w cieniu. Domyśliłem się, że Sara nie miała mi za złe podglądania,
ale nie mogłem być pewnym, że nie zmieni zdania. Dlatego, kiedy prowadziłem brata
do pani Ruty, dręczył mnie niepokój.
W chwili,
gdy żona rabina otworzyła drzwi zapraszając nas do pokoju, przestałem myśleć.
Na jakiś czas zaufałem intuicji. Pchnąłem Mośka przez próg i czym prędzej się
pożegnałem:
- Do widzenia. – I tyle mnie widzieli.
Po wyjściu
na dwór wróciłem jednak drugimi drzwiami i ostrożnie stąpając na palcach udałem
się do tej części domu, gdzie w kuchni Sara i Daniel kończyli kąpiel.
Usłyszałem typowe przekomarzania rodzeństwa o to, kto powinien wynieść brudną
wodę i bez pukania wszedłem do jednej z sypialni.
- Przepraszam – bąknąłem,
zamykając za sobą drzwi najciszej jak się dało.
- Gimpel? – z łóżka po prawej stronie przywitała mnie starsza z sióstr.
Niespodziewanie wesoło.
W oczach
Racheli natomiast dostrzegłem przerażenie. Jej wyraz twarzy zdradzał bez
najmniejszej wątpliwości, że się mnie wstydziła. Głupek przyszedł do niej do
pokoju. Jak się ktoś dowie, jej reputacja niewinnej, pobożnej dziewczyny legnie
w ruinach. Nagłe uczucie smutku niemal odebrało mi mowę, ale zdołałem z siebie
wydusić:
- Rachelo, chciałbym cię przeprosić.
- Za co?
- Że wtedy w sieni wyszedłem bez pożegnania – wymyśliłem powód
przeprosin na poczekaniu. Jak to głupkowi, nie przyszło mi do głowy nic
lepszego.
Wtem z
korytarza dobiegł odgłos kroków. Zimny pot skroplił mi się na plecach.
Wiedziałem, że lada moment do sypialni córek wejdzie pani Ruta albo, nie daj
Boże, rabi i dzień, który zdążył zmienić bieg mego życia w dobrą stronę,
zakończy się tragedią.
- Rachela, gaś świeczki! Gimpel, wskakuj pod kołdrę. – na szczęście
Rywka zachowała zimną krew i refleks.
Gdy
otworzyły się drzwi, powoli, ostrożnie, w pokoju panowała ciemność, a ja
leżałem skulony w łóżku najstarszej córki rabina, przyszłej żony wdowca
Ajchengolda.
- Dziewczynki, śpicie już?
- Tak, mamo. Czy coś się stało? – odpowiedziała Rywka sennym głosem.
- Nie. Nic. Śpijcie spokojnie. Pójdę uciszyć Sarę i Adama.
Udało się.
Moja wizyta pozostała tajemnicą. Udało się, tym bardziej że pod kołdrą było
całkiem przyjemnie. Nogami dotykałem kolan dziewczyny, głowę przypadkiem
wtuliłem w jej piersi. Słyszałem bicie jej serca i czułem ciepło kobiecego
łona.
Od brata
wiem, że pani Ruta tamtego wieczoru poczuła w sobie jeszcze jeden członek
młodego mężczyzny. Mosiek ruszał się w niej o wiele dłużej niż ja. Zostawił w
niej aż dwie porcje nasienia. Najpierw, kiedy przytulali się na stojąco i jakąś
godzinę potem, kiedy legł na niej objęty jej silnymi nogami.
Ze swej
strony mogłem się pochwalić, że odbyłem ciekawą rozmowę z Rywką i Rachelą. I że
palcami zwiedziłem ich groty.
Zaczęło się,
jak tylko mama dziewczyn wyszła z pokoju. Rywka szepnęła, że jak chcę zostać w
łóżku, muszę zdjąć ubranie. Posłuchałem bez słowa protestu. Wnet znów leżeliśmy
we dwoje. Na bokach. W ten sposób, że tułów dziewczyny stanowił oparcie dla
moich pleców. Twarze skierowaliśmy do środka pokoju, by móc szeptem rozmawiać z
Rachelą.
Bliskość,
dotyk, ciepło wydychanego powietrza spowodowały, co nieuniknione, że
stwardniałem jeszcze bardziej niż podczas podglądania przez okno i na dłużej niż
wtedy, gdy żona rabina kazała mi sobie wyobrazić, że przytulam się z jej córką.
Nie uszło to uwadze mej wybawicielki.
- Ale duży pędzel! – głośnym szeptem wyraziła podziw, sięgnąwszy ręką
między moje uda.
Bez pytania
o zgodę zaczęła mnie masować. Najpierw ostrożnie, jakby się obawiała, że ją
zganię albo się wystraszę. Z czasem coraz bardziej śmiało. Jednocześnie głośno
chuchała mi do ucha, zdradzając, że dotykanie nabrzmiałej męskości sprawiało
jej radość.
- Gimpel, jak ty się tu właściwie znalazłeś? Miałeś podobno rozmawiać z
naszą mamą. – spytała Rywka, nie przestając mnie masować.
- Już rozmawiałem.
- I co ci powiedziała?
- Właściwie nic nowego. Powtórzyła to, co powiedział rabi, wasz tata – skłamałem,
być może pierwszy raz w życiu.
- I przyszedłeś przeprosić Rachelę?
- No, tak.
- Za co?
- Źle się zachowałem.
- Lubisz ją?
- Lubię. – Tym razem odpowiedziałem na to pytanie bez zająknienia.
- A mnie też lubisz?
- Lubię.
- Rachela, chodź do nas. Gimpel chce cię przeprosić. – Śmiejąc się
Rywka zaprosiła siostrę.
Dziewczyna
nie posłuchała za pierwszym razem. Trzeba ją było trochę ponamawiać. W końcu
jednak znaleźliśmy się we troje pod jedną pierzyną. Z trudem się zmieściliśmy,
leżąc ściśle obok siebie jak solone śledzie w beczce.
Jak tylko
Rachela ułożyła się naprzeciw mnie, bokiem, chwyciłem ją za pierś. Wolnymi
ruchami zacząłem ugniatać jej miękkie ciało jak ciasto na kluski. Jednocześnie
końcem pędzla, będącego stale w posiadaniu jej starszej siostry, pocierałem o
podbrzusze.
- Macie już mleko w piersiach? – spytałem jak głupiutkie dziecko, które nie zdążyło jeszcze rozpocząć nauk w chederze.
- Coś ty, Gimpel! – odpowiedziała Rachela, z trudem kontrolując oddech.
– Nie wiesz, że żeby kobieta miała mleko, musi ją zaszczepić mężczyzna swoją
śmietaną?
- Coś o tym słyszałem. A jak się robi to zaszczepianie? – ciągnąłem
dalej grę w głupka.
- Musisz włożyć kobiecie pędzel w rurkę. – Rywka pospieszyła wyjaśnieniem, zaciskając dłoń na moim przyrodzeniu. A ja złapałem Rachelę za
drugą pierś. Zacząłem masować obiema rękami.
- Urosną ci jeszcze?
- Możliwe. Jak zajdę w ciążę. – Rachela odpowiedziała bez grama wstydu,
ośmielając mnie do poproszenia o zdjęcie halek.
Siostry
spełniły to życzenie niemalże na wyścigi. Szybsza okazała się Rywka. Dlatego
obróciłem się w jej stronę. Znowu złapała mnie za pędzel. Odwzajemniłem się
głaskaniem sutków. Objęła mnie i pocałowała w usta, wywołując zazdrość u
siostry.
- A ty masz śmietanę? – spytała Rachela, próbując zwrócić na siebie
uwagę.
- Mam – odparłem z dumą i obróciłem się na drugi bok.
Zacząłem
całować się z drugą z sióstr. Jednocześnie napierając na nią tułowiem i wpychając kolano pomiędzy jej uda. Nigdy wcześniej nie wspinałem się na
kobietę, brakowało mi praktyki. Na szczęście mądry Bóg wyposażył nas w samczy
instynkt, więc spontanicznie wiedziałem, co robić.
- Gimpel, nie! Zejdź z niej, proszę! – Dopiero reakcja Rywki przerwała
nasze zapasy. W ostatniej chwili. W następnej sekundzie zanurzyłbym się głęboko
w wilgotną rurkę, jak wcześniej w grotę pani Ruty, i ruszałbym się w niej tak
długo, aż by została zaszczepiona śmietaną.
Rachela nie
była jednak szczęśliwa z takiego rozsądnego obrotu sprawy. Odniosłem wrażenie,
że miała żal do starszej siostry. Tym bardziej że zszedłszy z Racheli, obróciłem się do Rywki i przywarłem buzią do jej ust.
Spodziewając
się protestu, gdybym spróbował położyć się na niej, sięgnąłem ręką do jej
krocza, między uda. Przeniosłem pocałunki niżej, zacząłem ssać piersi. Wsunąłem
palec w jej gorącą grotę i zacząłem masować, nie przerywając ssania sutków.
Trudno powiedzieć, jak długo to trwało. W otworze zmieścił się drugi palec i
kolejny. Natknąłem się też na twardy guziczek, którego dotyk wprawiał
dziewczynę w energiczne drgania. W pewnej chwili usłyszałem, że podłoga pod
łóżkiem skrzypi. Poczułem na plecach silny dotyk. To Rachela przywoływała mnie
do rzeczywistości, wystraszona, że ktoś mógłby nas usłyszeć.
- Co wy robicie? Rywka, Gimpel! – szeptem wyraziła oburzenie.
Rywka, cała
mokra od potu, powoli dochodziła do siebie, a ja wiedziałem, że taką samą
pieszczotę muszę dać jej siostrze.
Bez słów
nakłoniłem Rachelę, żeby się położyła na plecach. Zacząłem głaskać piersi.
Najpierw co chwilę kazała mi przestać, ale po dwudziestu próbach dała za
wygraną. Kiedy zacząłem lizać stwardniałe sutki, przycisnęła do siebie moją
głowę i poprosiła, żebym uważał.
- Oczywiście, Rachelko – obiecałem. I zwiedziłem palcami jej rurkę na
pędzel.
Tak samo jak
z jej siostrą, najpierw zanurzyłem jeden palec. Stopniowo dokładałem kolejne. Znacznie
szybciej jednak odnalazłem najczulsze miejsce i dłużej je drażniłem. Kiedy
tułowiem dziewczyny wstrząsnęły dreszcze, zamknąłem jej usta długim
pocałunkiem. W końcu od tyłu objęła mnie Rywka i całując po policzkach,
przypomniała, żartując, że najpóźniej przed świtem powinienem wrócić do domu.
Kołdra już
dawno zsunęła się na podłogę. Byliśmy nadzy, mokrzy i przyjemnie zmęczeni. Krew
buzowała w żyłach jak woda w strumieniu po wiosennych roztopach. Mój pędzel stale
dyndał między nogami jak pyta konia.
- Pokaż nam go jeszcze – powiedziała Rywka i nie czekając na odpowiedź,
delikatnie popchnęła mnie, żebym położył się na plecy.
Wzięła
zabawkę do ręki, zacisnęła pierścień z kciuka i dwóch palców i zaczęła powoli
poruszać do góry i do dołu.
- Ja też chcę. – Dołączyła Rachela.
Przez jakiś
czas dziewczyny bawiły się na przemian.
- Ale gruby. Chciałeś nim wejść we mnie. Hi, hi. – cicho zachichotała
Rachela.
- Skąd wiesz, że masz w nim śmietanę? – prowokacyjnie spytała jej
starsza siostra.
- Dowiesz się, jak mnie wpuścisz do środka.
- Nie mogę. Ojciec obiecał mnie już komuś innemu. Muszę zachować wianek
dla męża.
Na złość
Rywce pocałowałem Rachelę. Łapczywie złapałem za obie piersi i zacząłem je
uciskać.
- Gimpel, urwiesz mi je! Hi, hi! – Rywka udała sprzeciw.
- Gimpel, zostaw jej cycki w spokoju.
- Ćśś, Rywka. – złapałem dziewczynę za nadgarstek, dając znać, by nie
wypuszczała pędzla z garści. – Ściśnij i poruszaj teraz szybciej – wycedziłem
przez zęby.
Rywka
zabrała się za masowanie. Z przejęciem, półprzytomnie, jak w hitlahawut. Panie, wybacz grzesznemu, jeśli
zbluźniłem tym porównaniem. Rachela mimowolnie wsunęła dłoń między nogi.
Wbiwszy wzrok w miejsce, gdzie ręką tańczyła jej siostra, zaczęła uciskać łono.
Ostatni obraz, jaki pamiętam z tamtej chwili to jej olbrzymie czarne źrenice.
Zamknąłem oczy. Moimi członkami wstrząsnęły drgawki.
- Teraz! – syknąłem.
Mięśnie
stwardniały jak nigdy wcześniej. Czas się zatrzymał. Mleczny pocisk trafił w
pierś Racheli. W sutek. W szczyt tarczy, jak mawiali starożytni łucznicy.
Brat nie
oszczędził mi kąśliwej uwagi:
- Aleś głupi, Gimpel! Jak Onan! Nie wiedziałeś, że do zabaw ręką nie
potrzeba baby? To, co ci ciążyło od gapienia się na gołe pupy, nie służy do
głaskania. To się wsadza w dziurkę! O, jak tam miło jest w środku, w prawdziwej
kobiecie! Zresztą, dowiesz się w chederze w odpowiednim czasie. Dziwne, że
rabin was tam jeszcze nie uświadomił.
Tym razem
jednak Mosiek śmiał się życzliwie. Zadowolony z wizyty u pani Ruty. Wdzięczny,
że go tam zabrałem. Czasami dobrze jest mieć brata głupka.
Wtedy
wyjawił mi też sekret naszego pochodzenia i kilka detali rodzinnej historii.
Powiedział, że oboje nasi rodzice byli owocem żołnierskiej samowolki. Że byli
dziećmi wojny, a my jej wnukami.
- Dlatego mamy zadarte nosy i jasne włosy. Wyglądamy jak goje.
Tym samym
pokrewieństwo z wujem sprawującym nad nami opiekę stawało się jeszcze bardziej
odległe.
- Wiesz, że wujek obiecał naszemu tacie ożenić cię z Esterką?
- Mnie?! – Można by pomyśleć, że po nocy pełnej niespodzianek nic mnie
już nie zaskoczy. A jednak. Wiadomość, że miałbym założyć rodzinę z własną
siostrą, zwaliła mnie z nóg. Dosłownie. Nogi same zgięły się w kolanach, aż
musiałem przykucnąć. Bo przecież dorastaliśmy razem. Byliśmy rodzeństwem. Nieważne, że przybranym.
- Ciebie, Gimpel. Bo bardziej do niej pasujesz wiekiem. Dla mnie też
mieli upatrzoną narzeczoną. Jedną z córek szewca, kuzyna naszej mamy. Niestety,
niedługo po pożarze szewc opuścił sztetl. Wyjechał daleko. Podobno za granicę, aż
pod Kraków.
Szkoda, że
nasi rodzice odeszli tak wcześnie. Z nimi wszystko byłoby inne. Prostsze,
bardziej pewne, poukładane. Niech Bóg raczy zbawić ich dusze.
Od tamtej
pory chodziliśmy do domu rabina co tydzień, w każdy piątek wieczorem. Mosiek do
pani Ruty, ja do Racheli i Rywki. Oczywiście tak, by matka nie miała pojęcia,
co robią jej córki, a córki nie utraciły wiary w małżeńską wierność bogobojnej
matki.
Jedyną osobą
we wsi, która cokolwiek wiedziała o tych eskapadach była Esterka. Siłą rzeczy przed
rodzeństwem nie dałoby się ukryć naszej nieobecności w domu. Zapewniliśmy sobie
jednak jej milczenie, każdy na swój sposób. Mosiek przyparł ją do ściany,
wgniatając ręką żebra, tak że chudzina o mało nie przestała oddychać, i głośnym
szeptem postraszył, że jak się ktoś dowie, że wychodzimy z domu, to spotka ją
coś strasznego. Co, to się okaże, kiedy będzie trzeba. I przykazał, żeby w
razie potrzeby otworzyła nam okno, jak wrócimy po zmroku. Ja natomiast
powiedziałem Esterce w sekrecie, że miała rację, twierdząc, że niektóre psy
zjadają najlepsze kąski. Nie dla psa kiełbasa, to jednak głupie przysłowie.
Idylla
trwała prawie trzy miesiące. W tym czasie dom rabina okazał się rajem na
ziemi. Postanowienie jego córek, prawdziwych aniołów, by zachować nietknięte
wianki dla przyszłych małżonków, okazało się niezbyt silnym. Już po tygodniu wszedłem
w ich kobiece jamki, aczkolwiek tylko odrobinę, z wierzchu.
- No jasne, że nic się nie stanie. Zresztą niech ci Rywka powie. –
Namawiałem Rachelę, topiąc wzrok w jej przepastnych źrenicach. - Tylko się dotkniemy. Przymierzymy, jak mój pędzel pasuje
do rurki i się odsuniesz.
Teraz wiem,
że to typowa gadka nieopierzonego prawiczka. Że wielu chłopców w ten sposób
zwodzi ciekawskie dziewice. Wtedy jednak wydawało mi się, że odkryłem co
najmniej Amerykę, jeśli nie prawdziwą drogę do Indii. Cóż, jestem przecież
głupkiem.
- No, zgódź się, Rachelo. Gimpel ci nie przebije wianka. Prawda, Gimpel?
- Prawda.
W końcu
dziewczęcy opór stopniał. Pragnienie szczęścia jeszcze raz pokonało
przyzwoitość. Rachela kucnęła nade mną w rozkroku i własnoręcznie wprowadziła
sterczący członek w ciepłą szczelinę, pilnując, bym nie zanurzył się zbyt
głęboko.
- Nie popychaj! – skarciła mnie szeptem, gdy pociągnąłem ją za
pośladki.
Ostrożnie poruszała
biodrami. Po kilku razach nadziała się na mnie trochę bardziej. Cała żołądź znalazła
się rurce. Dyszeliśmy jak maszyny parowe. Nie ze zmęczenia i nie z lubieżności.
Raczej z ciekawości, porażeni nowym doznaniem. Przez myśl mi przebiegło, że
mógłbym się zemścić za to, że mnie wyśmiała, jak z jej powodu pocałowałem
ścianę w sieni. Wystarczyło pchnąć i wypuścić śmietanę piętrzącą się członku
jak woda w grobli. Powstrzymała mnie jednak Rywka. W samą porę:
- Spokojnie, Rachelo. Gimpel obiecał, że będzie uważał. Widziałaś
poprzednio, jak długo potrafi się powstrzymywać. Nie będzie w nas tryskał.
- W nas? – podchwyciłem kluczowe słowo. Skoro nie mogłem ukoić chuci w
młodszej z sióstr; w ogóle nie chciałem kończyć przyjemnej zabawy;
potrzebowałem krótkiej przerwy. Okamgnienia w sam raz na dokonanie zmiany.
Rywka zamiast
siąść na mnie ostrożnie w przyklęku jak Rachela, położyła się na mnie. Na
klatce piersiowej poczułem ucisk jej obydwu pąków. Śmiało pokręciła biodrami. Jęknęła
głośno, po czym poprosiła, żebym był ostrożny. Sama nadziewała się na mój
sztywny członek, jakby był martwym, nieczułym kołkiem. napierała raz z prawa,
raz z lewa. Płytko, ledwie ocierając się o mnie mięsistą fałdą sromu, ale też głębiej,
pozwalając, by cały czubek znalazł się w środku. W każdej chwili mogłem
docisnąć i ostatecznie odebrać jej cnotę. Ona mi jednak zaufała, nie wiedzieć
czemu. Może kierowała się niezawodnym kobiecym przeczuciem? Bo nawet przez myśl
mi nie przeszło, by zrobić cokolwiek wbrew jej woli. Może skrycie chciała
poczuć wreszcie mężczyznę głęboko w sobie.
- Rywka, uważaj! – Rachela co i rusz napominała starszą siostrę, że
trzeba zachować ostrożność.
Aż zepchnęła
Rywkę ze mnie i sama zajęła jej miejsce. Też się położyła, uciskając mnie
brzuchem i piersiami. Dopasowała się do mnie, ocierając się mokrym miejscem o
sztywny kołek i, wierząc, że się nie poruszę, zaczęła kręcić biodrami.
Zataczała koła, nadziewając się ciut mocniej i mocniej, po czym unosiła pupę,
rozdzielając na moment nasze czułe miejsca.
Po niej znów
legła na mnie Rywka. Te same ruchy. Te same przyspieszone oddechy. I jeszcze
raz Rachela.
W końcu nie
wytrzymałem. Przestałem myśleć. Złapałem za biodra i docisnąłem dziewczynę do
siebie. Pisnęła cicho i zastygła w bezruchu, schowawszy głowę między mój bark i
policzek. Dyszała głośno.
- To boli. – szepnęła, po czym zaczęła od nowa powoli ruszać biodrami.
- Bardzo? – spytałem troskliwie. Wciąż siłą woli hamowałem wytrysk. Nie
wiem, skąd we mnie było tyle samozaparcia. Chyba nie obeszło się bez boskiej pomocy.
- Tylko trochę, Gimpel, ale obiecałeś, że tego nie zrobisz.
- Gniewasz się?
- Nie.
Nie wiem,
jak długo pozostałem wtedy w Racheli. Pamiętam tylko, że poruszałem się w niej
bardzo powoli. Rozpychałem sobą jej ciasne wnętrze. I było mi dobrze. Ona dyszała
mocno, głęboko, przejęta powagą chwili.
- Jeszcze nigdy się tak nie czułem – szepnąłem do Racheli. Przez moment
znów byłem w niej zakochany jak wtedy, gdy odezwała się do mnie w sieni.
- Ja też nie, Gimpel. – Myślę, że ona też na moment zapomniała o obecności
swej starszej siostry.
- Musimy to przerwać, jeśli nie chcesz mojej śmietany w sobie –
ostrzegłem ją w końcu przed niechcianym skutkiem.
- Dziękuję, Gimpel. Jesteś wspaniały. – O mało nie trysnąłem, tak mnie
ucieszył ten szept pełen miłości.
Zakończyliśmy
zabawę jak w poprzedni piątek. Rywka kucnęła obok mnie. Złapała w garść mój
sztywny pędzel. Z podziwem powiedziała, że przypomina jej dorodną marchew.
I energicznie ruszając ręką, wyzwoliła
salwę białej cieczy.
W następny
piątek nie dałem się już wydoić. Przewróciłem Rywkę na plecy, wbiłem się w nią
najgłębiej jak się dało i wytrysnąłem w jej brzuchu. Tak jak Pan Bóg
zaplanował, stwarzając Adama i lepiąc Ewę. Od tamtej pory co tydzień kładłem
się na Racheli lub Rywce, czasami na obu. Nie zmarnowaliśmy już ani kropli
nasienia.
Z ich
młodszą siostrą rozmówiłem się przy innej okazji. W tajemnicy nawet przed
bratem. Można powiedzieć, że znaliśmy się już z widzenia. Kiedy więc pewnego
razu mijaliśmy się na drodze, szepnąłem, że chcę się z nią spotkać w ogrodzie.
Za ulem. Tam mogliśmy się na chwilę schować i porozmawiać niezauważeni. Sara
zgodziła się bez najmniejszych wątpliwości, zadowolona, że zainteresował się
nią starszy chłopak. Mój status głupka jej nie przeszkadzał. Przynajmniej
dopóki nikt o nas nie wiedział.
Za ulem,
przykucnięci, umówiliśmy się na następne spotkanie. W stodole rabina, w
narożniku, na kopie siana, następnego dnia po obiedzie. Akurat o tej porze dnia
nikt z domowników tam nie zaglądał. Nikt nie powinien nam więc przeszkodzić w
rozmowie. Zsunąłem z ramion Sary kokardy podtrzymujące sukienkę. Przyjrzałem
się obnażonym piersiom. Spytałem, czy będę mógł je dotykać.
- A nie powiesz nikomu? Mój tata się nie dowie? – Kilka pytań i
oczywistych zapewnień, że to, co robimy i o czym rozmawiamy, pozostanie
tajemnicą, wystarczyło, by kiwnęła
głową, że się zgodzi.
Może wydać
się dziwnym, że jeszcze nie tak dawno zakochany po uszy w Racheli, poznawszy
ciało jej matki i starszej siostry, zamierzałem obmacać następną dziewczynę. W dodatku
tak młodą, niedojrzałą, jeszcze dziecinną. Rówieśniczkę i koleżankę Esterki. Rodzoną
siostrę Racheli. Po zakochaniu w moim sercu nie było już jednak najmniejszego
śladu. Słomiany płomień miłości zabłysł raz, w sieni. I się wypalił prawie
natychmiast, zapewne w chwili kiedy pocałowałem ścianę. Zrozumiałem też, że na
ożenek nie mam co liczyć. Nikt przecież nie odda głupkowi córki za żonę.
Przynajmniej nie pięknej i młodej. Szpetną dali mi kilka lat później, w innej
wiosce. Szpetną i brzemienną, miesiąc przed rozwiązaniem. Jeszcze dołożyli dwie
morgi ziemi, żebym się zgodził uznać bękarci pomiot. Ale to temat na inną
opowieść. Wiedziałem, że szczęście w małżeństwie nie było mi pisane. Nie
musiałem więc kochać żadnej kobiety. Nie na stałe. Nastawiłem się, by poznać ich
jak najwięcej, posmakować, uszczknąć ich magii. Wykorzystać, ale też podarować
trochę radości. Bawić, śmieszyć, zagłuszać smutek i samotność, taka jest rola
głupka.
W stodole
rozebrałem Sarę do naga. Położyłem ją na sukience i mojej koszuli jak na prześcieradle
i zacząłem głaskać. Piersi, brzuch, buzię. W ślad za dłonią podążyły usta.
- Tak będziesz kiedyś karmić niemowlę – żartowałem, udając, że ssę jej
sutki.
Nie robiły
się twarde od tej pieszczoty. Nie za pierwszym razem. Pocałunki nie rozpalały
dorastającej dziewczyny. Nie działały tak jak na jej starsze siostry. Niemniej
na twarzy Sary malował się uśmiech niekłamanego zadowolenia. Momentami
głaskanie piersi wywoływało łaskotki. Podobnie jak mizianie po bokach.
- Ale jesteś piękna. Podobasz mi się, odkąd cię zobaczyłem pierwszy raz
w kąpieli. Uwielbiam twoje cycuszki – co jakiś czas chwaliłem urodę nowej
przyjaciółki.
Przyjmowała
te komplementy, niezbyt wyszukane, bez słowa protestu. Jak to kobieta, chciała
się podobać mężczyźnie, więc miło jej było usłyszeć potwierdzenie, że istotnie
komuś się podoba. Poza tym rozmawialiśmy na wszystkie możliwe tematy. Co tylko
ślina przyniosła na język. Właściwie to Sara opowiadała, ja słuchałem uważnie.
Zwierzyła mi
się na przykład, że do pamiętnego dnia, kiedy nasze spojrzenia się spotkały
przez szybę kuchni, była zakochana w innym chłopcu. W swoim rówieśniku. Ale on
najwyraźniej nie odwzajemniał jej uczucia. Podczas zabawy w ganianego biegał za
innymi dziewczynami. Nie proponował wspólnych kryjówek podczas chowanego. A ona
tak bardzo chciała, by ją ukradkiem pocałował.
- I piersi byś mu pokazała? – z satysfakcją uśmiechnąłem się na myśl,
że to ja rozebrałem i pieściłem Sarę, a nie jakiś małolat, jeden z tych co
biegali za mną i nazywali głupkiem.
- Chyba tak. Jakby zechciał. Na pewno.
Poskarżyła
się też na swoje siostry. Że są wyniosłe i traktują młodsze rodzeństwo bez
należytego szacunku. Zwłaszcza Rachela miała przepędzać Sarę i Daniela gdzie
pieprz rośnie, jak tylko któreś z nich ośmieliło się wyrazić jakąś prośbę.
- Ona mnie nienawidzi! A Rywka zawsze bierze jej stronę – wyznała z
bezsilną złością w głosie.
- Jak dalej będzie dla ciebie zła, to zostanie starą panną.
- Oby! Ha, ha! Ale nie, już ją tata wyswatał.
- Jak jej mąż przejrzy na oczy, to ją wygoni z powrotem do rodziców. Po
co komu taka niedobra żona?
- A niech ją tam wyswatają jak najprędzej. Pójdzie na swoje i mnie nie
będzie męczyć.
Nie mogłem
wyjawić prawdziwej przyczyny niezadowolenia przyszłego męża Racheli.
Przynajmniej dopóty, dopóki nie padło pytanie, na które nie dałoby się
odpowiedzieć, nie zdradzając, że jej starsza siostra zdążyła stracić wianek na
długo przed ślubem. Pozostało mi więc tylko tajemniczo się uśmiechnąć i
pocałować Sarę w usta.
- Widać, że nigdy tego nie robiłaś – skomentowałem jej nieporadne ruchy
wargami.
- A ty?
- Ja już co nieco umiem. I ciebie nauczę. Jak się spotkamy następnym
razem.
Okazji do
całowania mieliśmy jeszcze co najmniej kilka. Wydawało się, że będziemy się
mogli spotykać w stodole rabina do końca świata i parę dni dłużej. Że Rachela i
Rywka na zawsze będą moje. Że przed każdym szabatem będę oczyszczać się w nich
z nadmiaru chuci i nasienia. Niestety, wszystko dobre musi się kiedyś skończyć.
Najpierw
Sara, szlochając, powiedziała, że mnie zdradziła. I to nie z byle kim, tylko z
Mojszem. Mój brat, nikczemnik, zbliżył się do niej na swój sposób. Zaczaił się
w sieni. A gdy zjawiła się dziewczyna z wiadrem pomyj w ręce, zaproponował, że
jej pomoże wynieść ciężar na podwórze. Jako nagrodę zażądał pocałunku. I natychmiast
odebrał nagrodę, jednocześnie łapiąc za piersi i krocze. Napadnięta ledwie
zdołała złapać powietrza w płuca, jej usta na nowo zamykał knebel silnych warg
mężczyzny. Jej ciało zareagowało nie tak, jak powinno. Być może przypomniało
sobie kontakt ze mną. Sara poczuła mrowienie między nogami, skurcze pod klatką
piersiową, głód w podniebieniu. Zgodziła
się zaprowadzić napastnika na strych i tam mu się oddała. Pomyśleć, że stało
się to, kiedy ja leżałem na jej starszej siostrze. Zdaje się, że tego dnia na
Racheli. A rabin w tym czasie spokojnie grał w karty z batiuszką, popijając
bimber. Potem się jeszcze dziwił, że córki nie dochowały czystości. Głupek.
Znając
brata, mogłem przewidzieć, że wcześniej czy później nasyci się panią Rutą. Że
zwróci uwagę na jej córki. Na przykład na Sarę, skoro jej starsze siostry
zajęte były baraszkowaniem ze mną. Nie zdziwiłem się więc ani napaścią w sieni,
ani zdradą. Zrobiło mi się tylko na chwilę przykro. Pocałowałem zawstydzoną
dziewczynę, przytuliłem. Powiedziałem, że się nie gniewam. Że jeśli woli Mośka,
może się z nim spotykać. Że o niczym nikomu nie powiem. Oczywiście postąpiłem
jak głupek. Ale w takiej sytuacji można oczekiwać czegoś innego?
Niedługo
potem nastąpiła prawdziwa katastrofa. Obudził mnie dźwięk walenia w drzwi
jakimś ciężkim przedmiotem i krzyki:
- Zabiję go! Uduszę go własnymi rękami! Dajcie mi tego kretyna! Gdzie
się ukrywasz, głupku?! A żebyś był przeklęty na wieki!
Rozpoznałem
głos rabina. Nad przyczynami niecodziennego zachowania świętego męża można by
się długo zastanawiać. Dlaczego nagle zapomniał o talmudycznym spokoju?
Postradał rozum ze złości? Jedno było pewne. Ktoś mocno przewinił. Ktoś musiał
uciekać.
- Gimpel, skacz przez okno! – O tym, kto weźmie na siebie winę,
zdecydował Mojsze. Zgodnie z zasadą starszeństwa.
Wybiegłem w
samej koszuli. Bez pożegnania. Nie zdążyłem nawet uściskać ukochanej Esterki.
Porzuciłem dom wuja. Nigdy już nie wróciłem do miejsca, gdzie mnie urodziła
matka. Od tamtej pory chodzę od sztetla do sztetla, od wioski do wioski. Na
dłużej zatrzymuję się tam, gdzie zwalnia się miejsce lokalnego głupka.
Odchodzę, kiedy rabin obrzuca mnie przekleństwem. I tułam się tak po bożym
świecie już lat trzydzieści. Bawię śmieszę, rozpraszam troski... niekiedy sieję
zgorszenie i bałamucę. Taki już jest los głupka. I będę tak wędrować aż do śmierci.
Jak też Żyd Wieczny Tułacz.
PS.
Na wiosnę szczodry
Bóg obdarzył rabina jeszcze jedną córką i aż trzema wnuczkami. Oczy każdej z nich
w kolorze pogodnego nieba. Cadyk przebywający we wsi podczas Paschy; rabin
sowicie opłacił przybycie dostojnego gościa; ogłosił cud. Potrójne niepokalane
poczęcie. Wytłumaczył go jako znak Opatrzności zwiastujący trudne czasy i
wzywający społeczność żydowską do wzmożonej modlitwy i gromadzenia żywności.
Dzięki takiemu poparciu ze strony żywego świętego swaty przebiegły bardziej niż
pomyślnie. Rywkę wydał Rabin za wdowca Ajchengolda, Rachelę za Symchę Sznajdera,
tak jak było pierwotnie zaplanowane. Na męża Sary wybrał chłopca, który ledwie
kilka miesięcy wcześniej podczas bar micwy otrzymał Torę. Rabin widział przed
zięciem świetlaną przyszłość, pod warunkiem że sam go wychowa.
Mój wuj zrezygnował
ze swatania córki. Mając pod dachem mężczyznę na schwał, silnego w rękach i
rezolutnego w mowie, nie musiał daleko szukać zięcia. Tym bardziej, że po moim
odejściu Esterka coraz chętniej przebywała z Mośkiem. W niepamięć odeszły
niesnaski i przygniatanie do ściany z byle powodu. Przybrany brat wydoroślał,
spoważniał i okazał się pomocny. Młoda dziewczyna szybko nabrała pewności, że może
mu ufać.
Mosiek natomiast
nie przestał interesować się kobietami. Panią Rutę zastąpiła mu inna mężatka. Kiedy
Esterka oczekiwała dziecka, odnowił znajomość z Sarą. Gdy mu się i ona znudziła,
przyparł do drzewa córkę kowala. Zerwał sukienkę, bezwstydnie obmacał. Następnym
razem zgwałcił. Ponieważ dziewczyna nie zaszła w ciążę, nikt się o zajściu nie dowiedział.
A pewny siebie Mosiek przyzwyczajony do bezkarności zniewolił następną kobietę.
Przejął rolę łobuza, trutnia, pasożyta. I takie powołanie ludzie odnajdują.
Łobuzi z
reguły nie żyją długo. Zawsze się znajdzie ktoś odważny albo szalony, kto
weźmie na siebie grzech i uwolni wieś od takiego nieszczęścia. W wypadku Mośka rolę
miecza sprawiedliwości wypełnił mój następca. Daniel Głupek. Syn rabina.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz