Cześć, kochane! Witam was na moim streamie, jak zawsze z
papieskiego Traunstein! Dzisiaj opowiem wam, jak to się stało, że zaczęłam chodzić z Hansem.
Aha, przypominam: ten stream jest przeznaczony, jak
zawsze, tylko i wyłącznie dla dziewczyn! Jeśli jest wśród was jakiś chłopak, mam
nadzieję, że nie ma, bo żadnemu nie dawałam zaproszenia, ale jeśli jest, to proszę, żądam i
błagam, nie oglądaj dalej! Wyjdź z tego konta! Przynajmniej tym razem.
I jeszcze, Mareike, od razu mówię, że cię zawiodę. Hans
nie zrobił nic konkretnego, co by mnie rozgrzało i zapędziło do jego łóżka.
Przekonał mnie swoją przyjaźnią, tym, jaki był przez cały okres naszej
znajomości, od początku gimnazjum, czyli u nas w Bawarii od piątej klasy, do
teraz, przez te wszystkie lata. Sześć lat — ale ten czas leci! Mareike, tak na
prawdę, to ja go namówiłam i uwiodłam, jeśli można to tak określić, nie on
mnie. Więc, wybacz, nie zdradzę ci magicznej formuły na poderwanie Anny-Marii,
bo takiej formuły nie ma. Nie dałabym się zwieść jakimś słówkom. No więc — za
bardzo się rozgadałam — żeby już nie przedłużać, zaczynamy. Słuchajcie!
No, ale od czego zacząć? Może od tego, co oczywiste. Więc
mamy rok 2020. Sierpień. Mamy środek lata. I koniec albo środek, albo dopiero początek
epidemii Covidu — co dalej z tym wirusem, tego nikt nie wie, nawet pani Merkel.
A musimy się cofnąć do karnawału i ferii czyli do lutego. Wtedy ten cały Covid
grasował tylko w Azji. U nas właściwie też, ale nikt o tym nie wiedział.
Żyliśmy sobie w błogiej nieświadomości. No to pojechaliśmy do tych Włoch na
ferie. Claudio pisał, że mu smutno bez nas — nie widzieliśmy się już ponad pół
roku — raz napisało mu się nawet, że mu smutno beze mnie, nasza wspólna kuzynka
Francesca też pisała, że tęskni i że babcia nie może się nas doczekać, no to
chyba jasne, że nie mogłyśmy nie jechać. My, to znaczy ja i siostra. W tym roku
tak się złożyło, że tata nas tam zawiózł i zaraz ruszył z powrotem. Miał jakieś
ważne sprawy w pracy, u nas w Bawarii i po drodze w Szwajcarii. Wrócił po nas w
ostatni weekend lutego. Gnaliśmy potem w niedzielę przez Alpy, żeby w
poniedziałek, konkretnie drugiego marca zdążyć do szkoły.
Pamiętam dokładnie, bo oczywiście musieliśmy odstać swoje
w korku przed granicą. Popsioczyliśmy wtedy jak zwykle na politykę naszego
rządu i policyjne kontrole mające nas chronić przed nielegalnymi migrantami.
Które przed niczym nie chronią, bo poza głównymi trasami nikt przecież granicy
nie pilnuje, doskonale utrudniają za to życie wszystkim podróżnym. Taki to rząd
mamy w Bawarii, że na wszystko ma jedno i to samo lekarstwo — zamykać granicę,
blokować, izolować — pozorne zresztą. No, ale to temat na inny stream. Nie na
teraz.
Przed Salzburgiem, z kwadrans do przedgranicznego korka — Oj, dziewczyny, a niby należymy do strefy Schengen! Przepraszam, nie unoszę się na polityków, już jestem spokojna — radio zaczęło łapać nasze stacje. I jaka pierwsza wiadomość? Tak, tak, zgadłyście! Piazolo, nasz minister szkolnictwa, zatroskanym głosem prosi wracających z Włoch, żeby w poniedziałek — a przypomnę, była niedziela — zostali w domu. Szkołom polecił zwolnić tych uczniów z lekcji. Mieliśmy się odizolować od otoczenia i zameldować u burmistrza. Hello guys, wellcome back home, miłej kwarantanny! Wyszło na to, że gnaliśmy zupełnie niepotrzebnie. Przecież, jakby rząd zdecydował w piątek albo nawet w sobotę, moglibyśmy zostać na jeszcze tydzień lub dwa u babci. Nic by się nie stało. Nie stałoby się też wiele miłych rzeczy, na przykład cała historia, którą wam dziś chcę powiedzieć, no, ale przyszłości niestety nikt nie zna. Byłam więc wściekła na premiera Södera — nasze bawarskie ucieleśnienie prawicowego szataństwa — i na ministra Piazolo. Zamiast być wściekłą na wirusa. No i nie, jakbyśmy sobie samowolnie przedłużyły ferie, to by się nazywało niedopełnieniem obowiązku szkolnego. Czyli mandat. Widzicie, jakie nędzne jest życie bawarskiej licealistki? I żaden emerytowany papież nie pomoże. Tak sobie żartuję, bo Ratzingerowie to podobno jakaś nasza daleka rodzina ze strony mojej mamy. Piąte wody po kisielu. Osobiście mało w to wierzę, ale być może. To taka klątwa małych miejscowości, że wszyscy są w ten czy inny sposób ze wszystkimi skoligaceni i spowinowaceni.
Jak to się u nas mówi: Krucyfiks! W poniedziałek zostałam
w domu. We wtorek, środę, czwartek i piątek też. Przez cały tydzień nikt w
szkole nie potrafił powiedzieć, co dalej. Aż minister wydał nową decyzję: od
następnego poniedziałku już nie zaleca, by wracających z Włoch zwalniać z
lekcji, tylko zakazuje nam wstępu na teren szkoły. Pod groźbą kary.
— No to, siostrzyczko, jesteśmy trędowate —
powiedziałam do Kariny.
— Jak tych dziesięciu nieszczęśników na obrazie w
kościele, których Jezus wysłał do kapłanów, żeby wszystkich pozarażać —
odpowiedziała.
Chodzi się dwa razy w tygodniu na lekcje religii, to się
zna kościelne legendy! Nie to co wy, bezbożniczki z Berlina. Co nie, Saro? Co
nie, Justino? No, nie gniewajcie się, dziewczyny. Ja tak mówię z zazdrości.
Wracamy do naszej opowieści.
Odpowiedziałam Karinie, że nas niestety żaden Jezus nie
uzdrowi i że musimy sobie radzić same. Na co ona, że fajnie było na feriach i
puściła oczko.
Znacie Claudia... Nie znacie? Hm, to człowiek tego typu, co
żadnemu cyckowi nie przepuści. Dawniej nie zwracał na Karinkę większej uwagi.
Za młoda była. Rok temu zdało mi się, że łypnął na nią okiem, ale nic więcej.
Zresztą miał dziewczynę, to się pilnował. Niedługo po naszym wyjeździe rozstali
się z hukiem. Po niej miał jeszcze jedną, ale i ona szybko go rzuciła jakoś
przed nowym rokiem. Mnie się nie przyznał, ale wiem wszystko od Franzi, to
znaczy od naszej wspólnej kuzynki, Francesci. Mieszkają niedaleko siebie i
nawet jak się przez jakiś czas nie widzą, to i tak nie mijają ich żadne rodzinne
plotki. Tak więc tym razem Claudio był bez dziewczyny i nie musiał się
pilnować. Miał też więcej wolnego czasu. Krótko mówiąc, poobracał trochę nas
troje, solidarnie — modne słowo; pamiętacie, co powiedziała pani Merkel, kiedy
ludzie rzucili się na papier toaletowy tak, że go zabrakło w sklepach? „To jest
nie tylko niepotrzebne ale wręcz niesolidarne” — nie oszczędzając mojej
młodszej siostry.
Może jeszcze dodam słówko odnośnie mojej włoskiej rodziny,
żeby nie było, że wam jakieś incesty sugeruję. Francesca i ja, a jak ja to też oczywiście
moja siostra Karina, jesteśmy klasycznymi kuzynkami. W drzewie genealogicznym mamy
wspólnych babcię i dziadka. Z Claudiem sytuacja jest bardziej skomplikowana. Przez
rozwody i rodziny patchworkowe właściwie nie jesteśmy sensu stricto
spokrewnieni. Ale utarło się, że jesteśmy kuzynami i tak niech zostanie. Może w
jakimś innym języku jest odpowiednie określenie na to, co nas łączy. Nasz niemiecki
jest pod tym względem troszkę zbyt ubogi. W ogóle odkąd prowadzę ten kanał i
streamuję dla was, widzę, jak wielu rzeczy nie potrafię nazwać. Czasami to
takie frustrujące! Ale, co tam? Opowiadam dalej:
— Ja też miło wspominam Bolzano. — Mniej więcej tak odpowiedziałam
Karinie. Nic bardziej oryginalnego po prostu nie przyszło mi do głowy. No i
dalej: — Fajnie było na feriach, siostrzyczko. Chętnie bym wszystko powtórzyła.
Ciekawe, co Franzi teraz robi.
— I z kim — z przekąsem zauważyła Karina. I już ani
sekundy dłużej nie mogła powstrzymać śmiechu. Ja zresztą też nie.
Kochane, też tak macie, że poważne rozmowy, jak siostra z
siostrą, nie mogą się obyć bez śmiechu? No, myśmy sobie przy okazji tych
trędowatych poważnie pogadały o sensie życia, facetach i wartości uczuć. Ale
imienia Claudio żadna z nas nie wypowiedziała ani razu, mimo że rozmawiałyśmy
właściwie głównie o nim. Możecie sobie o mnie pomyśleć najgorsze i nakrzyczeć,
że obiecałam wam Hansa a ciągle zawracam głowę kuzynem, ale taka była kolej
rzeczy. Tamtego dnia nie myślałam o Hansie. Zapomniałam. I Karina przestała
myśleć o gościu, w którym się zabujała przed feriami. Takie są tragiczne skutki
wyjazdów do Południowego Tyrolu. Powinno się ich zakazać raz na zawsze! Albo
skasować ferie. Psst. Premier Söder nie słucha? Nie podsuwajcie mu tego pomysłu!
Ale to jest dziwne i skomplikowane: Jak jechałyśmy do Bolzano,
całą drogę myślałam o Hansie. Na miejscu, jak tylko na przywitanie uściskał
mnie Claudio — chyba trzeciego dnia do nas podjechał, to znaczy do babci —
odżyło wspomnienie naszych potajemnych całusków i cały ładunek emocji z tym
związanych: podejrzliwości, zazdrości, chęci zaimponowania, łomotanie serca.
Potem, jak ręka Claudia wylądowała na mojej piersi, nie przez przypadek
zresztą, nagle pomyślałam o Hansie. Że też by mógł nabrać trochę śmiałości do
kobiet. Że jak by spróbował pomacać moje piersi, na pewno nie miała bym nic
przeciwko temu. I chyba żadna rozsądna dziewczyna by mu nie odmówiła, jak by go
przynajmniej trochę znała, niekoniecznie tak długo jak ja. I tak zostało. Przy
Claudiu często myślałam o Hansie i w ogóle w Bolzano często wracałam myślami do
Traustein. A po powrocie wszystko na odwrót. W oczach i uszach tylko Claudio,
Franzi, babcia, Włochy. Karina ma podobnie. A wy? Ciekawe, jak to jest u was.
Napiszcie, dziewczyny! Chętnie przeczytam, czy też wam się zdarza taki miszmasz
w umyśle. Że całujecie się z jednym, z Hansem, a myślicie o innym, o Claudiu, i
na odwrót. Chyba nie jestem jedyną taką wariatką na świecie. Co, dziewczyny?
No tak, to na czym ja skończyłam? Aha, że po paru dniach
niepewności okazało się, że i w drugim tygodniu po feriach nie mogłam iść do
szkoły. Głupia sprawa, ale zakaz to zakaz.
— To nie potrwa długo — pozapewniałyśmy się z Kariną
nawzajem.
Rodzice myśleli dokładnie tak samo. Nikomu nawet przez
myśl nie przeszło, że lada chwila będziemy mieć lock down z prawdziwego
zdarzenia. Same wiecie, jak się wtedy w marcu wszystko zmieniało. Z dnia na
dzień. Najpierw cisza, potem trzask-prask, stan klęski, puste półki w sklepach,
puste ulice, jakby wojna wybuchła. No, ale to miało być dopiero za parę dni.
— Chodź, siostro, rozpijemy winko jak w Bolzano! —
Na koniec babskiej szczerej rozmowy wypada coś wypić, co nie? Przyniosłam z
piwnicy flaszeczkę Dornfeldera: czerwone, wytrawne, sto mililitrów, w sam raz
na dwie dziewczęce głowy, i tak uczciłyśmy status trędowatych. Tak nam uderzyło
do głowy, że nie wiedzieć kiedy wlazłyśmy na fotele i odstawiłyśmy
najprawdziwszy dziki taniec toples z wymachiwaniem bluzkami, pod nutkę Die
Sauna z Youtuba, chyba ze sto decybeli, ile fabryka dała mocy głośnikom
notebooka Kariny:
Realität und Illusionen, Deine Gefühle
sind verboten.
Wenn nichts funktioniert, Nichts
funktioniert.
Realität und Illusionen, Gefühle sind
verboten.
Es
macht dich verrückt, wenn du denkst, dass nichts funktioniert.
Wiem, co powiecie. Że straszne z nas wariatki-małolatki.
No, ale czy nie można czasami poszaleć we własnym domu, jak nie ma świadków? To
przecież nic złego.
To był piątek albo sobota, już nie pamiętam dokładnie. No
i wtedy właśnie, jak wrócili rodzice i musiałyśmy błyskawicznie przerwać pląsy
i doprowadzić się do porządku, odezwał się mój smartfon. Zajrzałam i oczom nie
mogłam uwierzyć.
— Wyznanie miłosne? Kto to, Claudio czy Franzi? — Karina
ma nosa, trzeba przyznać. Albo zna mnie tak dobrze, że umie wszystko wyczytać z
wyrazu twarzy.
Zgadła, to było wyznanie miłości, nawet jeśli totalnie
zawoalowane. Tylko nie od Claudia. To była wiadomość od Hansa. Pytał, czy już
wróciłam z Włoch, jak leci i czy może mnie odwiedzić. Stanęłam jak zamieniona w
słup soli. Aż mnie siostra musiała pociągnąć za łokieć, żebym się w końcu
odezwała i raczyła zbiec z nią na piętro rodziców.
Wieczorem, przed zaśnięciem, znowu musiałyśmy sobie
wszystko powyjaśniać. No, może nie musiałyśmy, ale Karina nie zamierzała
odpuścić i tak mocno ciągnęła za język, aż jej wszystko wyznałam, co mi
siedziało na duszy. Nawet rzeczy, o których wcześniej nie miałam pojęcia. Po
jakiejś pierwszej w nocy i dwóch Dornfelderach — dziewczyny, mówię wam, jak
będziecie mieć dzieci, lepiej zamykajcie na klucz drzwi od piwnicy — wiedziałam
już na pewno, że kocham Hansa. Nawet powiedziałam Karince, że z nim stracę
cnotę. Myślałam, że się zaśmieje i zapomni, ale tego akurat nie zapomniała.
Taką mam siostrę, Żmiję na szyi. I wiecie co, dziewczyny, jesteśmy dla siebie
najlepszymi przyjaciółkami. Best best friends for ever ever!
Odpisałam Hansowi — razem z Kariną we dwie odpisałyśmy,
właśnie gdzieś tak koło pierwszej w nocy, jak sobie leżałyśmy pod jej kołdrą —
że może wpaść do nas w poniedziałek po szkole. Ale żeby się jeszcze zastanowił,
bo stanowię dla niego mega zagrożenie. Żeby sobie wziął do serca, że jak
przyjdzie do mnie w czasie kwarantanny, to jego życie nie będzie już takie samo
jak do tej pory. I że nie chcę go skrzywdzić, bo w imię wieloletniej przyjaźni
bardzo go lubię. Ale włoski Covid odbiera mi rozum i że przychodząc do mnie,
Hans naprawdę dużo ryzykuje.
— Ty naprawdę chcesz się z nim pobzykać na pierwszej
randce! — Karina, upita jak nigdy, była bezpośrednia. Możecie mi wierzyć.
— Też byś chciała, ty mała żmijko! — odparsknęłam,
wcisnęłam „Wyślij” i... i nie zgadniecie, moje słodkie, co jeszcze jej
wygarnęłam... Powiedziałam Karinie, że w poniedziałek, jak przyjdzie Hans, ma
siedzieć cicho w swoim pokoju jak mysz i ani nosa nie wyściubić, dopóki nie
pozwolę.
— A jak bedę musiała iść siku?
— To założysz pampersa.
No, wiecie, kochane, to takie nasze żarty. Cmoknęłyśmy
się na dobranoc i poszłam do siebie. I wiecie co? Ledwie się położyłam, przytruchtała
Karina i położyła mi coś na biurku. Noc była, ciemno, nie patrzyłam co to. A
ona tylko:
— Jutro bym mogła zapomnieć. — I pobiegła do siebie.
Wiecie, co mi dała? Nie wiecie. I ja nie wiem, czy mogę wam
powiedzieć. Bo to w sumie nieistotne. Tylko że bym musiała oczami świecić,
jakby któreś z rodziców zobaczyło to coś w moim pokoju. Właściwie nie powinno
to ich dziwić, bo w końcu jestem dorosła. Czternaście lat już skończyłam,
Karina zresztą też... No dobrze, powiem wam. To była prezerwatywa.
O tym, co się w tym samym czasie działo w Bolzano, nie
będę was zanudzać. Może powiem tylko, że Francesca dała się zaprosić Claudiowi
na randkę. Na prawdziwą randkę! Oczywiście w tajemnicy przed rodziną. Tylko ja
i Karina o tym wiemy. Zrobili sobie spacer wzdłuż rzeki i poszli do muzeum
pooglądać mumię alpejskiego Ötziego. Muzeu jeszcze działało. Skorzystali dosłownie
w ostatniej chwili. Cmoknęli się na dzień dobry i do widzenia, potrzymali się
za ręce, jakby byli normalną parą. Franzi zwierzyła nam się — mówię „nam”, bo
mimo że pisała formalnie ze mną, zgodziła się, żebym dała przeczytać naszą
rozmowę także Karinie — a więc Francesca zwierzyła się nam, że w muzeum czuła
się dziwnie w towarzystwie starszego chłopaka. Franzi jest w moim wieku, a
Claudio ma już swoje lata, dwadzieścia cztery skończył niedawno. Zdawało jej
się, że wszyscy się na nich gapią i oceniają. Poza tym było jej cudownie. Nie
dziwne. Wszyscy, z którymi wcześniej się umówiła — nie było ich wielu —
okazywali się dupkami. Po pół godzinie miała ich dosyć. Tylko ziewała i
patrzyła na zegarek, myśląc, jak by się sprytnie pożegnać i nigdy więcej nie
spotkać. Dziwiła się więc tym wszystkim byłym dziewczynom Claudiego, co z nim
zerwały po miesiącu.
— A ja im się nie dziwię. — Tak to skomentowała
Karina, jak to tylko ona potrafi. Wiecie: dłonie splecione na karku, spojrzenie
z góry, poza wszystko wiedzącej.
Dlaczego im się nie dziwi, spytacie. Chyba się
domyślacie. Karina może jest młoda, ale swój rozum ma:
— Znasz przecież Claudia. Ja bym nie mogła chodzić z
chłopakiem, który się ciągle ogląda na inne. I nie tylko ogląda.
Też bym nie zniosła, jakby mój facet podrywał inne dziewczyny.
I większość z was na pewno też nie. W końcu chłopak jest po to, żeby
dowartościować dziewczynę, dać jej poczucie, że jest wyjątkową, najlepszą,
jedyną, na kim mu zależy. A nie żeby walczyć o jego uwagę. Dlatego wolę Hansa,
mimo że jest trochę zamknięty w sobie i dużo mniej śmiały niż Claudio. Jak to
ładnie powiedziała Karina:
— Claudio jest dobry do zabawy, z Hansem można
myśleć o bardziej poważnym związku.
Jest w tym trochę prawdy. Mądra dziewczyna!
No dobrze, koniec już tych dygresji. Hans się wystraszył,
nie przemyślał, przyszedł do mnie po lekcjach.
— Dzień dobry. Tu Hans — Nazwiska wam oczywiście nie zdradzę. I tak za dużo mówię. Nie podaje się cudzych danych osobowych, nawet jeśli chodzi o byłego chłopaka. No, niestety, długo nasz związek nie
wytrzymał. Nie pytajcie, dlaczego.
— Cześć Hansie, wejdź i zaczekaj na dole. Zaraz do
ciebie zejdę. — Nacisnęłam na przycisk domofonu. Hans przeszedł przez podjazd i
wszedł do domu. Banalna sprawa, nie ma o czym mówić.
Ważne tylko, że chciałam go przywitać przy drzwiach, a
nie jak zazwyczaj od razu u siebie w pokoju. Dlaczego tak? Ano dlatego, że
miałam przygotowane pewne przedstawienie. Chciałam go zaskoczyć.
Więc zeszłam po schodach ubrana w dość nietypowy sposób.
No, dziś może by się nikt specjalnie nie zdziwił, ale to był dopiero początek
marca, czyli jeszcze era na dobrą sprawę przedcovidowa. Powiem wam dokładnie,
co założyłam, okey? No to z bielizny majteczki jak majteczki, nie ważne jakie,
sukienkę na ramiączkach, krótką, w zasadzie na lato, ale i w zimę chodzę w niej
po domu; o, już wiem, założę ją dla was do streamu następnym razem, że też o
tym wcześniej nie pomyślałam!; skarpetki jakieś tam, też nie ważne, no i na to
wszystko jeszcze biały laboratoryjny fartuch, okulary ochronne i maseczkę, na
włosy czepek z gazy. Przyznacie teraz, że się postarałam, co?
Dla Hansa przygotowałam podobny zestaw, tylko dla niego
dodatkowo miałam jeszcze szpitalne ochraniacze na nogi, takie jednorazówki z
folii plastikowej. Na pewno wiecie, jakie.
— Hansie, mam prośbę. Zanim wejdziesz na górę,
proszę cię, żebyś się trochę przebrał. Załóż to na siebie. A dżinsy i sweter
lepiej zdejmij i zostaw tutaj przy wejściu razem z kurtką. — Wyglądał przesłodko.
Totalnie zaskoczony. No i; ale nie myślcie sobie, że to tak wyszło
spontanicznie, akurat tę kwestię miałam dokładnie przemyślaną; no, to postawcie
się w jego sytuacji: przychodzisz do koleżanki, a ona ci na dzień dobry mówi,
żebyś zdjął spodnie. Można sobie co nieco wyobrazić, co nie? No, to odczekałam
dokładnie dziesięć sekund i powiedziałam, że się odwrócę.
— Nie o to chodzi — odpowiedział, ale bez
przekonania w głosie.
Widziałam oczywiście, że zauważył, że mam gołe kolana i
dekolt. Specjalnie pod fartuch wybrałam taką sukienkę, żeby nic nie wystawało.
Żeby sobie chłopak wyobraził, że nie mam nic pod fartuchem. Z kimś innym bym
sobie na takie kuszenie nie pozwoliła, ale Hans to jednak przyjaciel. Nawet jak
by się okazało, że wcale mu się nie podobam, albo że w międzyczasie zaczął chodzić
z inną, to by mnie nie wyśmiał. Jemu można zaufać. No, co mam powiedzieć?
Zupełnie nie czułam strachu ani tremy. A może dwa tygodnie w towarzystwie
Claudia zrobiły swoje? Nie wiem. Być może.
— Przebierz się. Jeśli mam wirusa, nie chcę, żebyś
go ode mnie złapał. Bez środków ochronnych nie wpuszczę cię na górę. — Tak
powiedziałam. Szkoda tylko, że przez maseczkę nie widać, jak się człowiek
uśmiecha, bo na sto procent mój uśmiech by go błyskawicznie uspokoił. No, ale
trudno. Odwróciłam się i poczekałam, aż Hans skończy się przebierać.
Nie musiałam długo czekać.
— Już — powiedział. I tylko z barwy głosu mogłam
odczytać, że się uśmiecha. Powtórzę: szkoda, że maseczka maskuje wyraz twarzy.
Jeszcze działałam zgodnie z planem:
— Super! No, to teraz możemy się wreszcie bezpiecznie
objąć na powitanie. — Jak w teatrze wyrecytowałam wyuczoną kwestię i rozłożyłam
ramiona.
Krucyfiks, dziewczyny! Objął mnie mocno w pasie i
plecach. Oplótł mnie rękami jak pająk. Ścisnął jak w kleszczach. Jak dmuchaną piłkę,
żeby wycisnąć powietrze. Biust mi się całkiem rozpłaszczył na jego torsie. No i
diabli wzięli przygotowanie, plany i wyuczone kwestie. Kwiknęłam tylko:
— Hansie, ja cię kocham.
Tylko za cicho albo całkiem bezdźwięcznie, bo chyba nie
usłyszał. W każdym razie ja nie usłyszałam jego odpowiedzi.
Za to zaraz poczułam jego dłoń na kręgosłupie. Jak bym
się lepiej znała na anatomii, mogłabym wam powiedzieć dokładnie między którym a
którym kręgiem, ale się nie znam tak dobrze. Ale mniej więcej w środku odcinka
piersiowego to było. Podziałało na mnie, mówię wam, jak piorun, jak uderzenie
prądem z defibrylatora. Czas się zatrzymał. Film urwał. Nie wiem, co się działo
przez następnych parę sekund, a może i dłużej.
Ocknęłam się, wisząc mu na szyi i całując w policzek przy
lewym uchu. Przez maseczkę oczywiście. Tak, że Hans oczywiście nie mógł nic
poczuć. Bez sensu. Za to Hans macał mnie po plecach zdziwiony, że nie czuć stanika. A na dole... No, małolaty, zatykajcie uszy! Kto z was
nie ma czternastu lat, nie ma prawa słuchać. Wyłączcie głos w notebookach i
komórkach, wyciągnijcie słuchawki z uszu! Dam wam znać ręką, kiedy będziecie
mogły znowu słuchać... Gotowe? Wszystkie małolaty głuche? No, to już mówię tę
straszną nieprzyzwoitość: Członek Hansa... Wiecie, obejmując się tak mocno, zetknięci
brzuchami, biodrami, i czym tam jeszcze... Nie mogłam go nie czuć. No więc ten
członek zwyczajnie stanął. Taka już jest męska fizjologia. Tylko że on nie
tylko stanął, ale też trafił mnie w najczulsze miejsce. I napierał.
W końcu Hans też zdał sobie sprawę z zaistniałej
sytuacji. Momentalnie zdrętwiał ze strachu. Poluzował uścisk. Przeprosił.
— Nic się nie stało. Bardzo się cieszę, że
przyszedłeś. — Jak bym zareagowała inaczej, nie wiem, jak by się sprawy
potoczyły. Na szczęście udało mi się nie powiedzieć nic głupiego.
Za to Hans trzepnął językiem coś, czego raczej nie musiał
mówić na głos. Zapytał dosłownie:
— Nie masz na sobie stanika?
Chociaż w sumie dobrze powiedział. Rozładował tym zdaniem
całe napięcie.
To pytanie pozwoliło mi się zaśmiać. Może nieco
teatralnie, ale zawsze co śmiech, to śmiech. Kto się śmieje, nie może się gniewać.
Powiedziałam, że nie noszę w domu i żebyśmy wreszcie weszli na górę.
Na schodach nie omieszkałam jeszcze skomplementować urody
Hansa:
— Do twarzy ci z gołymi kolanami — powiedziałam,
człapiąc za nim.
— Tobie też — odpowiedział bez namysłu.
Ja sama bym zapomniała tę część konwersacji, ale na piętrze
była przecież jeszcze Karina. Tak się u nas w domu głos niesie, że w jej pokoju
słychać dosłownie każdy szelest z klatki schodowej. Powiedziała mi potem, że aż
się zaturlała ze śmiechu i zapisała sobie te dwa zdania w zeszycie z
powiedzonkami wartymi zapamiętania. Ludzie piszą pamiętniki, a Karina prowadzi
taki zeszyt. W sumie każdy powinien mieć jakieś hobby. Ja na przykład
streamuję. No, ale wróćmy do tematu.
Zamknęłam drzwi. Byliśmy wreszcie z Hansem we dwoje w
moim pokoju. Mój plan na to spotkanie z wiadomych powodów przestał być aktualnym.
Musiałam wymyślić coś spontanicznie. Tylko co zrobić konkretnie, żeby nic nie
popsuć? Oto jest pytanie.
Nie powiedziałam wam jeszcze, bo to właściwie nieistotne,
że za pretekst do odwiedzin Hansowi posłużyła moja nieobecność w szkole. Przyszedł
powiedzieć, co przerobiliśmy z poszczególnych przedmiotów, z tych, na które
chodzimy razem. Pretekst taki sobie, bo i tak wszystko wiedziałam od
nauczycieli, ale żaden lepszy nie był nam potrzebny. Dla rodziców wystarczył. No,
a jak tata zobaczył nas w fartuchach, to pokiwał tylko głową z tak poważną
miną, że o mało nie pękłam ze śmiechu jak supernowa. Nie da się niestety oszukać
staruszka. Całe szczęście, że nasz jest megawyrozumiały.
No to co, dziewczyny? Co miałam zrobić? Spytałam z głupia frant, czy się jeszcze raz przytulimy.
Tym razem Hans objął mnie ostrożniej. Uważał, żeby nie
kłuć kolcem, że się tak wyrażę. Wreszcie usiedliśmy na łóżku i zaczęliśmy
rozmawiać. O feriach oczywiście. Hans pokazał mi trochę zdjęć z pochodu karnawałowego.
W końcu u nas w miasteczku też się coś dzieje.
Ja też miałam trochę zdjęć w smartfonie. Specjalnie wybrałam
takie, co mogą podziałać na męską wyobraźnię. Trochę z nart oczywiście, ale też
z parku wodnego. Na przykład trzy zdjęcia na których ja, Franzi i Karina
siedzimy po kolei na kolanach Claudia. Oczywiście w samych kostiumach. Trochę
się bałam mówić o Claudiu, ale całkiem przemilczeć jego istnienia nie mogłam. Tym
bardziej, że miałam wobec Hansa dość długofalowe zamiary. Z dużym
prawdopodobieństwem chłopaki kiedyś się spotkają. I jak by to wyglądało,
gdyby się okazało, że mój chłopak pierwsze słyszy o moim ukochanym kuzynie? Nie,
nie, moje drogie, nie pokazać Claudia byłoby strategicznie niemądre.
— To twoja siostra? — Hans zatrzymał się na zdjęciu
Kariny. Przytaknęłam. A on na to: — Jesteście do siebie bardzo podobne. Ta
druga dziewczyna jest zupełnie inna. Nie domyśliłbym się, że to twoja krewna.
Ameryki nie odkrył. Franzi jest chuda jak szczapa,
wysoka, ma pociągłą twarz i trochę kręcone włosy czarne jak heban. Typowa
Włoszka. No i, na co każdy facet zwraca uwagę, a nie zawsze chce się przyznać, jest
raczej mało wypukła w biuście. No, a my z Kariną mamy proste włosy, nie tak
ciemne i trochę więcej ciała. Nie jesteśmy grube, ale trochę tłuszczu mamy, gdzie
potrzeba. Co zresztą widać u was na ekranach.
Może to nieładnie się chwalić, ale nic na to nie poradzę,
że taka jest prawda. Pokazanie zdjęć w skąpym ubraniu i z Claudiem to nie był
głupi pomysł.
— Zazdroszczę temu twojemu kuzynowi — powiedział Hans
w pewnej chwili.
A ja na to:
— I o to chodziło. — A po chwili namysłu, skoro Hans
milczał chyba zaskoczony taką odpowiedzią, szczerą zresztą, pokazałam mu
jeszcze jedno zdjęcie. Takie, na którym Claudio jednocześnie obejmuje w talii Francescę
i moją siostrę. I zapytałam przewrotnie: — Która z nich ci się bardziej podoba?
Z którą byś wolał się spotykać?
Pokręcił nosem, bąknął coś, że to trudne pytanie i
właściwie nie odpowiedział. Ale to nic. I tak mu się rozsiadłam na kolanach.
Dalszych szczegółów wam już oszczędzę. Nie są ciekawe. Powiem
tylko, że fartuch chemiczny tylko pozornie nie nadaje się na randkę. Na
przykład łatwo się rozpina. Tylko czasami trzeba wyraźnie dać znać chłopakowi,
że można. Hm. Znowu muszę powiedzieć do najmłodszych: wyście teraz niczego nie
słyszały! Od tego spotkania, od tej covidowej randki w poniedziałek dziewiątego
marca byliśmy parą. Tylko trochę dziwną, bo co to za para, co ani razu się nie pocałowała
głęboko w usta? No, ale w maseczkach w ogóle nie da się całować. Ani głęboko,
ani płytko. A z reżimu kwarantanny nikt nas nie zwalniał. Raz zaczętą grę grałam do końca. Czyli do kolejnego poniedziałku, do covidowych oficjalnie nie-ferii.
Kochane słuchaczki, na dzisiaj to wszystko. Piszcie, przysyłajcie
pytania i wasze uwagi! Zapraszajcie na swoje streamy! Kocham was, misiaczki! Servus,
tschau, tschüs und baba! Do następnego razu!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz