http://mw2.google.com/mw-panoramio/ photos/medium/11018051.jpg |
Dzień 0.
W telewizji zapowiadali rozpogodzenie. Rano miał nastać pierwszy od dawna
prawdziwie słoneczny dzień. Pierwszy po tygodniach słot i wichur.
Damian i Magda, mimo różnicy wieku, stanowili zgrany tandem. Popierali się
nawzajem i uwielbiali swoje towarzystwo. Połączyło ich zapewne to, że ich
rodzice spotykali się częściej niż z pozostałą częścią rodziny. Oboje byli
jedynakami, w przeciwieństwie do reszty ciotecznego rodzeństwa. Odkąd Damian trzy
lata wcześniej zdobył prawo jazdy, częstość jego spotkań z kuzynką jeszcze
wzrosła. Chętnie udzielał jej swego rodzaju korepetycji, albo jeżdżąc do
uczennicy, albo przywożąc ją do siebie do domu na część weekendu. Bywało więc,
że widywali się nawet raz na tydzień. Ostatni rok nie był jednak pod tym
względem szczęśliwy. Magdzie udało się poprawić stopnie tak bardzo, że z
kiepskiej uczennicy na początku gimnazjum, w trzeciej klasie była
niekwestionowaną prymuską. Nie potrzebowała już pomocy w lekcjach. Damian, z
kolei, musiał zadbać o swoją przyszłość. Poważnie zabrał się za studiowanie, naukę
języków i dorywczą pracę. Zajęty życiem, zapominał o ulubionej kuzynce.
Pierwsze dni wakacji dawały okazję do oddrobienia tych zaległości. Tym
bardziej, że przez część tygodnia mieli być tylko we dwoje, nie licząc babci i
wujka Adama, bezdzietnego starego kawalera, kontynuującego gospodarskie dzieło
dziadka, świętej pamięci. Kilka dni później dołączyć mieli jeszcze jeden brat i
siostra cioteczna, a krótko potem Damian wracał do wielkiego miasta. Wzywały go
ważne obowiązki.
Czasu było niewiele. Ani chwili do stracenia. Damian bez zwłoki zabrał się więc
za remont rowerów. Wytarł je z kurzu, wymienił wentylki, napompował koła,
ustawił hamulce. Rower Magdy był nowy –
wspólny prezent od Damiana i jego rodziców z okazji ukończenia gimnazjum, z
najlepszym wynikiem w szkole.
***
Dzień 1. (Poniedziałek)
- Tylko wróćcie przed nocą! – wujek Adam, żartując, poprosił podopiecznych,
by nie zapominali spoglądać na zegarek.
- Spokojnie, Adamie!
Wrócimy. – Damian od rana zarażał radością.
- Najwyżej będziemy spać w lesie. – dodała Magda. Uwielbiała wycieczki z
kuzynem. Była szczęśliwa, że znów mogła powłóczyć się z nim po okolicy i
odwiedzić im tylko znane miejsca.
- A broń Panie Boże, dziecko! – przeżegnała się babcia, szczęśliwa
szczęściem wnucząt.
- Dobrze, dobrze... I nie będziemy rozmawiać z obcymi. – Damian, na
pożegnanie, przypomniał standardową obietnicę, którą dzieci musiały składać za
każdym razem, gdy wychodziły z domu dziadków bez opieki dorosłych.
Magda nie widziała się z ciotecznym bratem aż od Wielkanocy. Ta przerwa w
spotkaniach była najdłuższa, dokąd dziewczyna sięgała swoją szesnastoletnią
pamięcią. Stąd wielka ciekawość wszystkiego nowego. Podobno Damian poznał jakąś
studentkę. Poznał, to znaczy zaciągnął do łóżka, albo przynajmniej chodził z
nią na randki. Nie, kuzyn nie był typem podrywacza, a od liceum zupełnie
stronił od dziewczyn. Tym bardziej w rodzinie huczało od plotek, a wieść gminna
niosła o rychłym ożenku. Sam bohater tych opowieści był powściągliwy w
zdadzaniu detali. Nikomu nic nie chciał powiedzieć o swojej wybrance, co tylko
rodziło kolejne domysły.
Magda liczyła, że podczas przejażdżki, kiedy będą zupełnie sami we dwoje,
kuzyn się otworzy. Komu jak komu, ale jej musiał się pochwalić. Była też
ciekawa pytań z jego strony. Zamierzała mu opowiedzieć o swojej nieszczęśliwej
miłości do kolegi z klasy i o bardzo nieprzyzwoitych rozmowach z internetowymi
obcymi na czacie. Od Damiana oczekiwała zachęty do zwierzeń. Nie miała
wątpliwości, że Damian jej nie zawiedzie, zapyta o co trzeba i wysłucha
cierpliwie do końca, wszystko zrozumie, doradzi, a już na pewno nie wyśmieje i
nie stwierdzi, że coś jest nieważne. Jeszcze bardziej była pewna, że wszystko
co sobie powiedzą, pozostanie ich dozgonną tajemnicą.
Pierwszym
przystankiem był wiejski sklep na skrzyżowaniu dwóch ulic w zupełnym pustkowiu.
Jedyny tego rodzaju obiekt w promieniu kilku kilometrów. Punkt zaopatrzenia
mieszkańców luźno rozrzuconych domów w przysłowiowe mydło i powidło, piwo, tanie
wina i inne alkohole.
- Aleś ty
wyrosła. – wesoło zauważył Damian, spoglądając na kuzynkę, gdy opierała rower o
ścianę budynku.
Miała na sobie krótką różową sukienkę na ramiączkach. Długie włosy związała
w kucyk, wystawiając ramiona i dekolt na działanie słońca. Jej nogi, nie
opalane od jesieni, były koloru absolutnie białego, z kilkoma brązowymi
pieprzykami. Figura nastolatki robiła wrażenie. Niska, puszysta, o dość grubych udach, szeroka w
biodrach. Jej biust, szczelnie wypełniający miseczki kostiumu do opalania,
cieszył samczy wzrok dwudziestodwulatka. Na ten widok, w oczach dowolnego
mężczyzny musiały zagościć radosne ogniki. Nawet wujek Adam nie był odporny na
wdzięki siostrzenicy. Magda była nie tylko piękna, nie tylko skąpo ubrana. Była
jedyną uśmiechniętą młodą kobietą w okolicy. Na plaży byłaby jedną z wielu, nie
wzbudzając sensacji. Przed wiejskim sklepem nie było konkurencji.
- Co masz na myśli? – spytała, rzucając zalotne spojrzenie.
- Twoje włosy. Chyba od świąt ich nie strzygłaś. – Damian puścił oczko,
potwierdzając, że chodziło mu o trochę inne wyrośnięcie.
- Taaa! Hi, hi, hi! – Oboje się roześmiali, w głos.
Weseli, beztrosko przekroczyli próg sklepu. Znalazłszy się w jego mrocznym
wnętrzu, zauważyli ze zdziwieniem, że wcale nie byli jedynymi klientami. Oprócz
sprzedawcy, przy stoliku w rogu siedział na oko trzydziestoletni mężczyzna, mocno
opalony, krótko ostrzyżony, w długich roboczych spodniach i wypłowiałym
t-shircie, niegdyś zapewne koloru żywozielonego.
- O, la la! Fiu, fiu! – zaśpiewał i zagwizdał nieznajomy, wyrażając zachwyt,
zapewne długimi włosami.
- Dzień dobry! – dodał, leniwie wstając z krzesła.
Był niewysokiego wzrostu, znacznie niższy od Damiana i tylko o pół głowy
przewyższający Magdę. Żylaste dłonie, grube bicepsy i rzeźbione mięśnie
przedramienia zdradzały, że krzepy mężczyznie nie brakowało. To był typ budowlańca,
harującego w pocie czoła od świtu do nocy. W oczach Damiana, szczupłego
studenta geografii gospodarczej, wymoczka, unikającego zajęć WF-u, jawił się
siłaczem. Wzbudzał respekt podszyty lękiem. Magda również, była pod wrażeniem
muskulatury tego człowieka. Promieniowała z niego ta charyzma, pewność siebie i
siła, które nie pozwalają kobiecie przejść obok obojętnie.
- Dzień dobry. – Młoda klientka odpowiedziała grzecznie, ukradkiem lustrując
nieznajomego. Podświadomie analizowała jego zamiary.
Pojawienie się atrakcyjnego samca, dla samicy oznacza jedno z dwojga:
przyjemność lub śmiertelne zagrożenie, lub jedno i drugie razem. Być może
dlatego ten człowiek przykuł uwagę Magdy. Nastolatka natychmiast zdała sobie
sprawę z tego, że nieznajomy mógł, mimo woli, usłyszeć jej frywolną wymianę
zdań z kuzynem. Przekaz był wprawdzie zakodowany, ale złamać szyfr było
dziecinnie łatwo. Uśmiechy i spojrzenia zdradzały jednoznacznie, że chłopak i
dziewczyna flirtowali na temat wyglądu. A Magda wyglądała ponętnie, starała się
przecież wywrzeć jak najlepsze wrażenie. Jeśli murarz rzeczywiście był
świadkiem wesołej rozmowy, jego gwizdy miałyłyby całkiem logiczną przyczynę.
Były chamskie do bólu, ale zrozumiałe.
Damian, nie chcąc wdawać się w niepotrzebne dyskuskusje, starał się zignorować
faceta. Nie oglądając się na boki, stanął przy ladzie, by czym prędzej poprosić
o dwie butelki wody.
Parę minut wcześniej, podczas jazdy rowerem zaświtało mu w głowie, by kupić
puszkę piwa. Kuzynka nie piła alkoholu, ale z nim mogłaby zrobić eksperyment. Może
mały procencik by ją ośmielił do zrobienia czegoś szalonego, co w stanie
całkiem trzeźwym nie wchodziło w rachubę. Może by pokazała zawartość stanika. Może
by dała buzi. Może w ogóle straciłaby hamulce i... Takie mu śmiałe myśli czasem
chodziły po głowie, nieszczere do szpiku kości, szczególnie widząc przed oczami
seksowną dziewczynę. Piękną i poza jego zasięgiem. W obecności świadka,
zwłaszcza gwiżdżącego na widok sukienki, zakup piwa nie był możliwy. Zaszkodziłby
reputacji Magdy.
Podczas gdy chłopak niecierpliwie czekał, aż sprzedawca łaskawie go zauważy,
robotnik, powłócząc nogami, zdążył podejść do Magdy. Niemal otarł się o nią
tułowiem. Stanął tuż za jej plecami, nieco z boku. Gdyby dziewczyna nagle
zechciała skierować się do drzwi, w stronę Damiana, jego ciało stało by jej na
drodze.
- Stasiu! Wyciągnij dla mnie colę z lodówki! – mężczyzna odezwał się do sklepikarza.
Jednocześnie, Magda poczuła na pupie jego rękę. Silna dłoń ścisnęła ją
właśnie za pośladek, zgniatając go i wrzynając się palcami w linię graniczną
pomiędzy pupą i udem. Nigdy wcześniej dziewczyna nie doświadczyła równie
bezczelnego zachowania. Nikt wcześniej, nawet najbardziej nieprzyzwoici
gimnazjaliści, jej nie molestował z taką otwartością.
Dotyk ten nie trwał długo. Magda, gdy tylko minął moment pierwszego
zaskoczenia, zrobiła pół kroku w bok, by odsunąć się od niebezpiecznego
zboczeńca, a on poruszył się nieco do przodu ustawiając się dokładnie pomiędzy
ciotecznym rodzeństwem.
- Dzięki, Stasiu! – mężczyzna odebrał butelkę z ręki sprzedawcy i
natychmiast odwrócił się do Magdy.
- Proszę bardzo, szanowna pani! Na ten żar zimna cola to jest najlepsze
lekarstwo. – zboczeniec podałjej butelkę
z chłodnym płynem, przywdziewając maskę dżentelmena.
- Dziękuję. – Magda znów przez chwilę nie mogła opanować zdziwienia.
Damian, podejrzewając nieznajomego o najgorsze zamiary, chciał już jak
najszybciej opuścić budynek. Wyciągnął z kieszeni kilka monet, by jak
najsprawniej zapłacić za wodę i czekał aż sprzedawca poda mu towar i nazwie
cenę. Jak sparaliżowany przyglądał się kuzynce, której spojrzenia niepewnie
wędrowało od twarzy do twarzy i raz po raz wstydliwie kierowało się w stronę
podłogi oraz osiłkowi, nachalnie taksującemu ją wzrokiem.
Niezręczność sytuacji sprawiła, że sekundy zdawały się trwać dłużej niż minuty.
W obliczu bierności kuzyna, nie zdającego sobie sprawy, że obcy zdążył już
przekroczyć granicę nietykalności dziewczęcego ciała, Magdę bardzo szybko
ogarnęło poczucie niemocy. Błyskawicznie straciła wiarę w to, by mogło jej się
udać opuścić sklep bez jakiegoś dalszego obmacywania. Na dodatek, jak na złość,
jej pośladek wciąż pamiętał zacisk męskiej dłoni i komunikował, że wcale nie
miałby nic przeciwko powtórnemu dotknięciu.
Na szczęście, nim obawy dziewczyny i jej kuzyna zdążyły się urzeczywistnić,
z zaplecza wyłonił się jeszcze jeden mężczyzna, zwracając na siebie uwagę
wszystkich zgromadzonych.
- I gdzieś ty był tyle czasu, nicponiu! – przywitał go budowlaniec.
- Miałem robotę, Zdzichu! – odpowiedział dwudziestolatek, trochę wyższy i szczuplejszy od swojego kolegi.
Korzystając z chwilowej nieuwagi Zdzisława, Damian obszedł go łukiem,
złapał Magdę za rękę i pospiesznie wypoprowadził ją na zewnątrz. Gdy tylko
wyszli, przez niedomknięte drzwi dał się słyszeć gromki wybuch śmiechu.
- Uff, nareszcie! Dziękuję, Damian. Zaraz ci coś powiem, tylko chodźmy już
stad. – Magda odetchnęła z ulgą. Była wdzięczna kuzynowi za bezpieczne
uwolnienie z niekomfortowego położenia. Nie spodziewała się, że znajomość ze
Zdzichem jeszcze nie dobiegła końca, lecz miała się dopiero zacząć.
***
Obeszli sklep dookoła z prawa na lewo i z lewa na prawo, kilka razy, we
dwoje i każdy z osobna: nie ma.
- Jaki ja głupi byłem, że nie wziąłem zapięcia!
- Ale nikogo tu przecież nie było. Tylko ci faceci mogli to zrobić.
- Ale jak? Przecież oni byli cały czas w środku. – Damian nie mógł
zrozumieć, jak mogło dojść do kradzieży rowerów na zupełnym odludziu.
- Damian, chodź się jeszcze rozejrzymy. Może ktoś je przestawił.
- Tylko kto to mógł być, Madziu?
Jeszcze raz obeszli sklep, po czym Damian odważył się w końcu spojrzeć
prawdzie w oczy. Rowery były stracone. Poprosił Magdę, by poczekała na niego na
zewnątrz, podczas gdy on spróbuje rozmówić się w środku jeśli nie ze wspólnikami
złodzieja, to przynajmniej z osobami, którym złoczyńca nie mógł być obcy.
Zobaczywszy powtórnie Damiana, Stanisław – właściciel sklepu i Zdzich –
klient o aparycji robotnika budowlanego jednocześnie spytali:
- Czy coś się stało?
- A gdzie narzeczona, he?
Na żadne z tych pytań Damian nie miał gotowej odpowiedzi. Zaniemówił. Tym
bardziej, że najmłodszy z mężczyzn, mniej więcej rówieśnik Damiana, który
wcześniej większość czasu spędził na zapleczu, nie spuszczał go z oczu. Dopiero
po chwili milczenia i wzajemnego przypatrywania się sobie nawzajem z kamiennym
wyrazem twarzy, student zebrał siły i oświadczył cicho, ale z wyraźną,
mimowolną nutą pretensji:
- Ktoś nam ukradł rowery. Czy przypadkiem... może widzieli panowie... - Słysząc swe własne słowa, nie potrafił dokończyć zdania. Czuł, że jakkolwiek by
się nie odezwał, jego przemowa brzmiała głupio. Nie mógł przecież jednocześnie
zarzucać komuś kradzieży i prosić go o pomoc w odzyskaniu skradzionego mienia.
A jeśli oni rzeczywiście zabrali rowery, to jak miał dochodzić swego prawa
własności? Rzucić się na nich z pięściami? Nie miał najmniejszych szans, by ich
pokonać, a przegrawszy bójkę, zostawiłby jeszcze siostrę cioteczną na łaskę i
niełaskę tych podejrzanych typów. Na samą myśl o tym, co mogliby zrobić jego
pięknej Madzi ogarniał go paraliż.
Nie dane mu jednak było długo rozważać nad sensem i bezsensem swych słów, gdyż Zdzisław przerwał mu wpół słowa:
Nie dane mu jednak było długo rozważać nad sensem i bezsensem swych słów, gdyż Zdzisław przerwał mu wpół słowa:
- Ktoś wam rowery zapierdzielił! Prosto spod sklepu? – zawołał, wyraziście
gestykulując.
Zdzich wybiegł na podwórze pędem błyskawicy. Potrząsnął zdrezorientowaną
Magdę za ramiona, wlepiając jednocześnie wzrok w jej dekolt i spytał, nie
wypuszczając jej z żelaznego uścisku:
- Gdzie stały? Tam? Tu przy rogu? O kurwa! Przepraszam, Stokrotko, za to
brzydkie słowo! – puścił oczko do Magdy, uśmiechnął się ni to przyjaźnie, ni to
lubieźnie i pognał z powrotem do sklepu.
- Stasiu! Ty tu znasz wszystkich. Gdzie mieszkają te pijaczki, co tu byli
zaraz przez przyjazdem dzieciaków... młodzieży? – poprawił się, zmieniając
ostatnie słowo, po wymienieniu spojrzeń z Damianem.
- Zdzichu, myślisz że to oni? Przecież oni się ledwie na nogach trzymają, a
co dopiero myśleć o rowerze! – wyraził wątpliwość młodszy robotnik, znacząco
mierząc wzrokiem Damiana.
- Kacper, kurwa, młodzi sami sobie rowerów przecież nie zapierdzielili! To
kto, jak nie te kutafony? Stasiu, skąd oni są? – Zdzisław ponownie skierował
pytanie do właściciela sklepu.
- Jeden mieszka przy starym młynie, to znaczy tam, gdzie przed wojną był
młyn, w tej ceglanej ruderze za zakolem Żaby. To nazwa miejscowego potoku.
- To będzie ze trzy kilometry. – ocenił opalony na brązowo dwudziestolatek.
- Ten drugi jest z kolonii, jeszcze kilometr dalej, tą samą drogą, co do
starego młyna.
- To na co czekamy?! Działać trzeba! Bierz, Kacper, Stokrotkę do wana i
pojeździj z nią po okolicy. Może się gdzieś natkniecie na tych skurwysynów,
albo znajdziecie rowery, jeśli je wyrzucili gdzieś do rowu. Ja biorę młodego i
jedziemy do nich do domu.– Zarządziwszy poszukiwania, Zdzisław pierwszy wyszedł
przed sklep.
Zaraz znajdziemy zgubę! – zapewnił Magdę, szeroko się do niej uśmiechając.
Jednocześnie klepnął jej kuzyna w łopatkę, tak mocno, że student o mało się nie
przewrócił.
- Stary, jedziesz ze mną! – dodał, nie pozostawiając czasu do zastanowienia.
Poszturchując Damiana w plecy, poprowadził go do swego leciwego Passata.
***
- Ten Kacper to pies na baby jakich mało, ale nie bój się, stary! On zajętych
babek nie rusza. Twojej narzeczonej z jego strony nic więc grozi. – Zdzisław
szybko zmienił temat rozmowy z wyglądu skradzionych rowerów na to, co w życiu
najbardziej istotne.
- No, chyba że ona sama... – uśmiechął się sam do siebie na myśl o swoich zamierzeniach
odnośnie nastolatki.
Damian nie zdołał odpowiedzieć ani słowem. Przełknął tylko nerwowo porcję
śliny i słuchał dalej, obserwując jednocześnie drogę.
- Żebyś ty widział kiedy Kacpra w akcji. Nie takie przed nim rozkładały
nogi! Oj, żebyś ty widział, stary, co ja widziałem... Ajć! Jak one jęczą pod
nim... – Po każdym zdaniu mężczyzna obracał się w stronę Damiana i napawał się
widokiem coraz bardziej zmieszanej i zlękniętej miny.
- Raz go jedna nie chciała wpuścić... ale i z nią sobie dał radę Kacperek...
też taką krótką kiecuszkę miała... Na dniach miasta ją poznaliśmy... Miastowa
kicia, warszawska! – roześmiał się krótko i zwolnił, wjeżdżając w zwężenie
drogi między polami obrośniętymi zbożem.
- A ty gdzie ją poznałeś? Fajna ta twoja kocica! – spytał wreszcie
Zdzisław, z jednej strony chcąc poznać stopień zażyłości nastolatków, a z
drugiej chcąc usłyszeć nacieszyć uszy łamiącym się od lęku lękiem głosem
naiwnego studenta.
Damian wpierw udał, że nie usłyszał pytania. Zastanawiał się nad odpowiedzią:
czy od razu powiedzieć prawdę, czy spróbować jak najdłużej utrzymywać
rubasznego nieznajomego w mylnym przeświadczeniu. Opowieściom o jurnym Kacprze
wierzył coraz mniej, ale nie mógł mieć pewności, że wszystko, co mówił Zdzisław,
było owocem bujnej fantazji. Nie potrafił jeszcze rozgryźć tego człowieka,
zboczonego prostaka bez krzty wyczucia taktu, a jednocześnie sprawnego
organizatora, gotowego spontanicznie przyjść z pomocą.
- Gdzie? Pod Warszawą, tam gdzie mieszkamy na stałe. – odpowiedział zgodnie
z prawdą, próbując póki co zataić informację o bliskim pokrewieństwie.
- Jaka jest w łóżku? – padło następne pytanie, jeszcze bardziej
bezpośrednie.
- Nooo... dobra... – Damian był w pełni świadomy swojej przegranej. Nie był
odpowiednio dobrym zawodnikiem, by w tej grze stawić czoła tak wytrawnemu
zawodnikowi jak Zdzisław.
- A co lubi? Spałeś z nią w ogóle? – w starciu z Damianem kierowca Passata
nie miał litości.
- Spałem. – zapewnił, lecz bez wystarczającej siły w głosie, która kazałaby
rozmówcy dać mu wiarę.
- Dobra, stary. Nie musisz mi opowiadać, jak ją grzmocisz, jeśli nie
chcesz... Wiesz, ja już dwa lata bez baby, to głód daje się we znaki i myśli
kosmate nie dają spokoju... No, ale ja bym takiej Stokrotki sam na sam z
Kacprem nie zostawiał. - Zdzisław roześmiał się głośno, pieczętując swoje
zwycięstwo nad żółtodziobem z miasta.
Wkrótce zatrzymali się niedaleko starego domu z czerownej cegły. Ogrodzenie
z zardzewiałej siatki, trawa do pasa i szyby okien brunatne od kurzu
świadczyły, że nikt cywilizowany tam nie mieszkał. Budynek albo stał opuszczony
przez właścicieli, albo należał do kogoś, komu stan nieruchomości był zupełnie nieistotny. Gdzie wzrokiem sięgnąć
było cicho i bezludnie. Nawet żaden pies nie zaszczekał. Niemniej, łowcy
skradzinych rowerów obeszli dom dookoła i pobieżnie przejrzeli wszystkie
dostępne kąty. Na koniec Zdzisław polecił studentowi wybrać sobie dogodne
miejsce do obserwacji domu i drogi, najlepiej nie w cieniu, by nie wystawiać
się na atak komarów, chętnie żerujących w wybujałej trawie. Sam wsiadł do auta
i pojechał dalej, do pobliskiej kolonii, sprawdzić, czy miejscowi pijacy nie
zdołali przytaszczyć tam swojej zdobyczy.
- Pilnuj tego domu, Damian! Może oni zaraz się zjawią. Nic nie rób, tylko
patrz, gdzie będą chować rowery. Potem we trzech spuścimy im wpierdol. A ja się
przejadę dalej. Wrócę za pół godziny, godzinę. To na razie, chłopie!
- Na razie. – odpowiedział Damian, nie mając innego wyboru.
Dopiero gdy kurz uniesiony kołami samochodu opadł i zapanowała idylliczna
cisza, mącona tylko śpiewem ptaków i szumem liści, poruszanych delikatnymi
podmuchami wiatru, chłopak zdał sobie w pełni sprawę z gigantycznych rozmiarów
swojej naiwności. Jeśli Kacper i Zdzisław byli choć w małej części tak
zdemoralizowani, jak by wynikało z dopiero co wysłuchanych opowieści, to jego
ciotecznej siostrze groziło właśnie całkiem realne niebezpieczeństwo. Damian
pozbawił się właśnie ostatnich możliwości stanięcia w jej obronie, gdyby miało
dojść do gwałtu.
- Ale ze mnie debil! – powiedział na głos.
W myślach powtórzył to zdanie jeszcze wiele razy, stercząc przed
opuszczonym domem, w oczekiwaniu na pojawienie się starego Passata. Kiedy,
zwątpiwszy w pozytywne zakończenie sprawy, ruszył pieszo z powrotem, w jego
głowie nie było już śladu po jakimkolwiek słowie nadającym się do
wyartykułowania. Oczami bolesnej fantazji widział tylko Magdę, stawiającą
beznadziejny opór dwóm napastnikom, tudzież oddającą im się bez przymusu i
doznającą przy tym nieziemskich rozkoszy.
***
Kacper w pierwszym momencie wydał się Magdzie nieśmiały. Podszedł do niej
niepewnym krokiem. Zaprosił do samchodu ściszonym głosem, ledwie go usłyszała.
Dopiero gdy otwierał przed nią drzwi i nonszalancko zachęcił do zajęcia miejsca
maska lękliwości opadła. Pomagając jej wejść do kabiny miniciężarówki, co nie
było niezbędne, nie ograniczył się do przytrzymania drzwi, czy podania ręki.
Ustawił się za nią i nim się spostrzegła jego dłonie znalazły się na jej
pośladkach. Nawet nie była pewna, czy popychał ją do góry, trzymając ją przez
materiał sukienki, co by pozwoliło zachować pozory przyzwoitości, czy też
bezceremonialnie dotykał ją przez same majtki. Tak czy owak, przez krótką
chwilę palce chłopaka znalazły się bardzo blisko jej intymnego miejsca. Czuła
je doskonale. Udała tylko, że nic się nie stało. Zająwszy miejsce, poprawiła
szybko sukienkę, ciągnąc ją jak najbardziej w dół, by wszystko, co należy
zasłonić, ani na moment nie było nie zasłonięte.
Jeździli dobre pół godziny, uważnie obserwując pobocza i zamieniając ze
sobą jedynie sporadyczne słowa. Własciwie to Magda patrzyła przez boczne okna.
Kierowca skupiony miał byc na drodze przed sobą. Jednocześnie nie spuszczał z
oka młodej pasażerki. Wszystko mu się w niej podobało: kształt nóg, gładka
skóra ramion, łagodne rysy twarzy, mały nos, okrągła buzia i wargi lekko
wysunięte do przodu. Przeszkadzały mu tylko długie włosy, opadające na plecy i
dekolt oraz ubrania.
- Twój chłopak to szczęściarz. – Kacper przystąpił w końcu do rozmowy na
jedyny temat, interesujący go w tamtej chwili.
- Kto? – spytała Magda wesoło. Pomysł, że mogła uchodzić za dziewczynę
starszego o pięć lat chłopaka, przyjemnie drażnił jej ego. Dowodził, że nareszcie,
w wieku szesnastu lat, miała dorosły wygląd.
- Twój chłopak Damian. Dobrze usłyszałem jego imię?
- On nie jest moim chłopakiem. – Magda, w przeciwieństwie do kuzyna, nie
miała obiekcji przed powiedzeniem prawdy. Skupiła wzrok na kierowcy, ciekawa
jego reakcji.
- Zwykły kolega? – zdziwił się Kacper.
- Brat cioteczny. – wyjaśniła w końcu nastolatka, promieniejąc uśmiechem.
Ze stratą roweru zdążyła się już pogodzić, a nowy znajomy z każdą wspólnie
spędzoną chwilą wydawał jej się coraz bardziej sympatyczny. Co prawda, zbyt natarczywie
prześwietlał ją spojrzeniem, ale dawał tym samym niezbity dowód uznania dla jej
urody. Wcześniej złapał ją za pośladki, ale może dla niego wcale nie znaczyło
to wiele?
- A może to normalne na wsi? To przecież prosty człowiek. – zastanawiała
się i z coraz większym zainteresowaniem przyglądała się przystojnemu mężczyźnie.
- A pan mieszka gdzieś tutaj niedaleko? – spytała, by choć trochę się o nim
dowiedzieć.
- Jaki pan?! Przecież jesteśmy w tym samym wieku. Kacper jestem. –
zaprotestował stanowczo i podał Magdzie dłoń do uściśnięcia, na znak zawarcia
znajomości.
Kacper powiedział, że mieszkał w innej, oddalonej o pięćdziesiąt
kilometrów, części województwa i że dojeżdżał, by wykonać jakieś prace.
Następnie, zadając kilka pytań pod rząd, wypytał Magdę o jej życie oraz plany
na wakacje. Usłyszawszy o babci, wujku i rodzeństwie ciotecznym, sięgnął po
komórkę, leżącą obok drążka zmiany biegów. Zatrzymał samochód i zadzwonił do
kolegi.
Z powodu szumu nie wyłączonego silnika, nastolatka słyszała tylko jednego
rozmówcę.
- Zdzichu, to ja. Jak tam?
- Nie znaleźliście?
- No, my też nie... Stoktotka? Trzyma się nieźle i jeszcze nie omdlała z
gorąca.
- Jaka klima? Pamiętasz żeby kiedy w tym gracie klima działała?
- Zostawiłeś go na czatach? To dobrze... Ty, słuchaj! Musimy zmienić plany.
- Wiesz jakie. Kwieciste. Ha, ha! – Kacper zaśmiał się krótko.
Ten niespodziewany śmiech wzbudził w Magdzie wątpliwość co do szczerości Kacpra
i czystości jego intencji. Zamarła w bezruchu i dalej słuchała, ze zdwojoną
uwagą.
- Do Stokrotki przyjedzie siostra. – Kacper obdarzył Magdę szerokim
uśmiechem i, jakby nie zauważąjąc zmieszania i lęku dziewczyny, puścił do niej
oczko.
- Jasne, że lubią. Każda lubi. – zapewnił kompana.
Ściszonym głosem dodał, kierując słowa do Magdy:
- Pyta się, czy lubicie lody, stary zboczeniec.
- Jakie lubisz?
- Siostrzyczka kwaśne, a Stokrotka miętowe... Ta... Może się dadzą
zaprosić. Zobaczymy. Na razie mają kuzyna, ale już niedługo.
- Co? Nie! Wyjeżdża niedługo, a one zostają same... Czekaj! Nie same...
Będzie z nimi jeszcze jeden trzynastolatek.
- Dobra! To pojeździj trochę i nie zapomnij wrócić po Damiana.
- Taa. My odsapniemy w żwirowni. Świetny pomysł!
- Tak, jestem pewien.
- Chyba młodsza. Zapytam.
- Dzwoń.
- No. Nara.
Odłożywszy telefon, Kacper zwrócił się dziewczyny, spoconej od wysokiej
temperatury i od nękających ją podejrzeń:
- Tu niedaleko jest małe jeziorko. Zrobimy sobie krótką przerwę. Chcesz?
Nie patrzył na Magdę i nie zamierzał czekać na odpowiedź. Zerknął w lusterka,
wrzucił bieg i nim dokończył pytanie, ruszył w dalszą jazdę.
- A Damian? – spytała Magda niepewnym głosem.
- Pilnuje domu. Zdzichu do niego podjedzie. Tylko najpierw się pokręci
jeszcze po okolicy.
- No... nie wiem. – Magda naprawdę nie wiedziała jak się zachować. Część
niej była zachwycona Kacprem i cieszyła się z jego obecności. Druga część się
go bała i apelowała o ostrożność.
- To naprawdę niedaleko. Zresztą, już prawie jesteśmy na miejscu. –
zapewnił Kacper, skręcając w żużlową drogę, prowadzącą do niewielkiego lasku.
Wtem, z komórki rozległa się melodyjka: „Co to za dziewczyna, czy ktoś dziś
odpowie mi...”
- Halo?! Zdzichu?
- O, to super.
- My się właśnie zatrzymujemy na żwirowisku.
- Zadzwoń, jak znajdziesz. Podjadę i zabierzemy oba na pakę.
- Nara!
Parkując pod kępą drzew, Kacper podzielił się nowiną:
- Ktoś, kto robił zakupy, powiedział, że widział dwa rowery w rowie.
Zdzichu zaraz się wszystkiego dowie.
- Naprawdę?! – Magda nie mogła uwierzyć swoim uszom. Nagle obawy okazały
się nieuzasadnione. Mogła ze spokojnym sercem zaufać Kacprowi. Już nie miała
powodu podejrzewać starszego chłopaka o zamiar zrobienia jej krzywdy, do czego
lasek na udoczu nadawałby się jak najbardziej.
- Podobno. Mam nadzieję, że to wasze rowery... Jak Zdzichu oddzwoni, to pojadę sam do niego. Nie będziesz się bała, sama tu trochę pobyć? Rozłożę ci koc na trawie.
- Ale... dlaczego? – Magdę znowu ogarnął niepokój.
- Lepiej żeby cię przy tym nie było, jak się natkniemy na tego sukinkota,
który wam przestawił rowery. To nie byłby odpowiedni widok dla takiej miłej
dziewczyny.
***
Telefon zadzwonił piętnaście minut później.
- Jesteś pewien, że chcesz jej odpuścić? Jakby co, chętnie pomogę. – Kacper
usłyszał w słuchawce szept przyjaciela.
- Zdzichu, mów gdzie te rowery! Już wsiadam do samochodu! – krzyknął do
telefonu, odchodząc pospiesznie na bok, by dziewczyna nie usłyszała przypadkiem
czegoś, co nie było przeznaczone dla niej.
- Widzę, że dobrze ci idzie. Kicia gorąca. Tylko czeka na rąbanko. Ha, ha!
- Zdzichu, gdzie jesteś?
- Jak to gdzie? Tam gdzie ty. Pod dębęm. Już pół godziny tu sterczę. Tylko
tyś się gdzieś z tą kicią szlajał... To co z tą siostrzyczką?
- Aha! Rozumiem! Między GS-em a strażą! – odpowiedział Kacper krzycząc do
komórki.
- Kacper, tamten frajej jej nawet nie tknął. Ona sama się prosi żeby jej
zerwać wisienkę.
- Wiem, Zdzichu! To pilnuj rowerów! Ja już jadę!
- Kacper, jak nie teraz to kiedy?
- Niedługo! Co się odwlecze, to nie uciecze. Nara!
***
- Prawda, że to piękne miejsce? – Kacper kucnął przy kocu, na którym leżała
dziewczyna.
- Masz piękne włosy. Musimy się tu jeszcze kiedyś spotkać. – dodał i
zastygł w bezruchu, niemo domagając się twierdzącej odpowiedzi.
- Tylko kiedy?
Magda nie miałaby nic przeciwko spotkaniu, o ile tylko miałoby ono czysto
koleżeński charakter. Nie miała jednak pomysłu, jak takie spotkanie mogłoby
dojść do skutku. Musiałoby się to odbyć w tajemnicy przed babcią i wujkiem, którzy
z pewnością nie pochwaliliby znajomości z dużo starszym chłopakiem pozbawionym
ogłady. Nawet jej ulubiony kuzyn byłby przeciw, a bez niego Magda nigdy
wcześniej się nie opuszczała gospodarstwa. Było jasne, że nie mogła Kacprowi,
ani sobie, niczego obiecać. Co najwyżej mogła wymienić numery telefonów.
- W sobotę. Będziemy tu robić grilla
ze Zdzichem. – niespodziewanie padła konkretna propozycja.
- Nie wiem, czy będę mogła. Damian wyjeżdża w niedzielę, więc w sobotę może
nie być czasu. – szczerze przyznała Magda z zauważalną nutą smutku w głosie.
- O dwunastej? Może się uda, Madziu. Tak miło nam się rozmawiało. Szkoda
teraz kończyć. – Kacper wyciągnął dłoń w stronę policzka dziewczyny. Nie
napotkawszy oporu, odgarnął kosmyk włosów za ucho i pogładził ją po twarzy,
obserwując jednocześnie szybko zmieniające się zabarwienie jej skóry z
piegowato-bladego na różowe.
- Szkoda. – nieśmiało potwierdziła nastolatka.
Natychmiast zaczęła się śmiać, odsuwając się na bok i chowając twarz w
dłonie. W ten sposób chciała obrócić w żart pieszczotliwy dotyk i na wszelki
wypadek dać Kacprowi do zrozumienia, że nie widziała w nim kandydata na kogoś
więcej niż kolegę. Alternatywą byłoby się z nim pocałować, co z pewnością
dostarczyłoby jej miłych doznań, ale nie byłoby całkiem rozsądne. I tak na zbyt
wiele mu pozwoliła. Nie zaprotestowała, gdy nadmiernie komplementował jej
wygląd, ani kiedy zaczął pogładzić ją po plecach. Czuła, że powinna szybko
wziąć się w garść i nie dopuszczać do większej poufałości. Mimo że chłopak
pociągał ją fizycznie, a może zwłaszcza dlatego, musiała być ostrożna. Nic
przecież o Kacprze nie wiedziała, poza tym, że nie był to typ człowieka, z
którym mogłaby się związać. Zdecydowanie nie miała prawa się w nim zakochać.
- No to jadę, a ty pomyśl, Madziu! – Kacper pożegnał się.
Wstając z kucek, bezceremonialnie oparł się o udo dziewczyny, w miejscu,
gdzie zaczyna się pośladek. Całe wrażenie delikatności i romantyzmu, budowane
przez poprzednie kilkanaście minut, błyskawicznie prysło. Na skórze pozostał
bolący ślad, a w myślach znów zapanował mętlik: Specjalnie to zrobił, czy
niechcący? Czy taki dotyk dla niego nic nie znaczy, czy wręcz przeciwnie,
celowo przekracza granice intymności? Gdzie dotknie następnym razem?
***
- No, czyś ty ochujał?! Amorów ci się zachciewa? – żachnął się Zdzisław,
witając młodszego kompana.
- Naprawdę myślisz, że się Stokrotka zabuja i sama da ci psitkę z wielkiej
miłości? Chłopie, choćbyś padł, ona nie będzie twoja. Wróci do tego swojego
wymoczka, albo pójdzie do innego, takiego jak on. A ty tylko czas stracisz na
głupie podchody. Kacper, na jakim ty swiecie żyjesz, co ty se wyobrażasz?
- Zdzichu, zobaczysz, że się uda. Zresztą, nie możemy jej tak po prostu
zgwałcić. Za dużo świadków.
- A ktoś się w ogóle dowie? Widziałeś tę małą. Ledwie za dupkę złapiesz i
już dziura mokra. Nawet by się nie zająknęła, że nie, nie, nie mogę, jakbyśmy
ją wzięli w tany. A potem, komu by się miała żalić i na co? Że się wyruchała i
było jej dobrze? Kacper, daj spokój! Nie takie cipunie się obracało.
- Stasiek będzie ciekawy, co z rowerami. Laluś w pół słowa załapie, że siostrzyczkę mu wydymali. Jak go chcesz potem uciszyć? Zdzichu, uwierz mi. Tym razem tylko po dobroci.
- Po dobroci, po dobroci... Chcesz się z nią żenić, czy co, do jasnej cholery? Dzisiaj jest sprawa jasna. Cipkę ruchnęli i po temacie. A spróbuj się uwolnić od takiej, jak się zakocha i se narobi nadziei. Będzie ryczeć, ciąć żyły i błagać żebyś wrócił. Jeszcze cię w alimenty wrobi i do końca życia po sądach ciągać będzie. Pomyśl, Kacper!
- Pomyślałem. A teraz ty pomyśl! Lalusia zaraz nie będzie. Tylko my i
stokrotki. Dwie! A potem lato się skończy, dziewczynki grzecznie pojadą do
swoich warszawek i nikt nikogo nie będzie musiał rzucać.
- Romantyk pieprzony! To co, Kacper, mam teraz jechać po tego debila? Może
jeszcze mam być dla niego miły?
- Niestety tak. I lepiej się pospiesz. Madzia już się prawie zgodziła na
randez-vous z nami w sobotę. Twoja głowa w tym, żeby urobić braciszka.
- Ależ ja cię lubię, Kacper! Tylko nie wiem za co.
***
- Kacper! Młody pomyślał, że go wystawiliśmy do wiatru i poszedł pieszo
ratować Stokrotkę.
- Cooo? Nie ma go tam?
- Jest. Złapałem go na asfaltówce. Nie wierzy, że się rowery znalazły.
Jesteś już u Stokrotki?
- Jestem. Właśnie mi powiedziała, że jej rower to nówka sztuczka, prezent
od rodziców Damiana.
- Daj mi ją na sekundę, żeby
przemówiła do rozumu temu niedowiarkowi.
Rozmowa z Damianem trwała dłużej niż kilka sekund. Chłopak parę razy
powtarzał to samo pytanie o samopoczucie i czy kuzynka cała i zdrowa. Magda,
szczęśliwa, szczebiotała w słuchawkę, że wszystko w porządku i że była z Kacprem
nad sadzawką, czyli zalanym wodą żwirowisku – jak została natychmiast
poprawiona, której jeszcze nie znała. Właściciel komórki nie ponaglał.
Cierpliwie czekał, aż kuzynostwo się nagada. Objął tylko Magdę w talii,
wiedząc, że w takich okolicznościach, dziewczynie nie wypadało unikać przyjacielskiego
uścisku swojego dobroczyńcy. Po chwili położył drugą rękę na jej ramieniu.
Kiedy ona śpiewała do słuchawki, że nie mogła się doczekać przybycia kuzyna,
Kacper przytulał Magdę i napawał się dotykiem jej delikatnej skóry.
- Dziękuję. – szepnęła Magda, oddając telefon właścicielowi.
Jednocześnie wyswobodziła się z objęcia, przywołując siebie i Kacpra do
rozsądku. Zdecydowanie zrobiła krok do przodu, zaskakując pewnego siebie
chłopaka i przekreślając jego śmiały plan, by z nienacka ją pocałować.
- Proszę, Madziu. Niedługo tu będą.
Rozochocony przytulaniem, Kacper spróbował wziąć nastolatkę za rękę. Nie
pozwoliła.
- Może się przejdziemy? – zaproponował, ponownie zaskoczony nagłym
przejawem ostrożności.
- Możemy. – zgodziła się cicho.
Po dwóch minutach powolnego spaceru, stopa za stopą, trzymali się już za
ręce, ale z niemej inicjatywy Magdy, nie Kacpra.
Stąpając po małej polanie, przy zejściu do wody, Kacper przypomniał o zaproszeniu.
- W sobotę siądziemy sobie pod tym grubym dębem. Zdzichu upichci taką rybę,
jakiej w życiu jeszcze nie jadłaś.
- A jak nie przyjadę? – spytała Magda, realistycznie oceniając szanse
spotkania.
- To przyślij mi chociaż sms-a.
Na tę propozycję, nastolatka mogła zgodzić się bez obaw. Szybkim krokiem
wrócili do samochodu, zapisać numery telefonów.
- Skąd znasz to miejsce? – spytała Magda.
Odniosła wrażenie, że Kacper zbyt dobrze orientował się w terenie, jak na
kogoś mieszkającego w odległości pięćdziesięciu kilometrów. Wystraszyła się, że
mimochodem przyłapała go na kłamstwie Zrobiło jej się smutno, ale miała jeszcze
nadzieję na jakieś wiarygodne wyjaśnienie.
- Przypadkiem. Robiliśmy ze Zdzichem remont stodoły i z głupia frant się
zpytaliśmy, czy jest tu gdzie się wykąpać. Dwa kilometry stąd są glinianki i
tam chcieliśmy się przejechać. Na pewno wiesz które. Wszyscy się tam kąpią.
- Znam. – przytaknęła Magda, czując powracające zaufanie do chłopaka, coraz
bardziej czarującego.
- No to gospodarz nam powiedział, że w jednym z zagajników jest stawik
powstały w wyrobisku starej żwirowni. Pojeździliśmy trochę i teraz znamy.
Chodźmy tam jeszcze. Pokażę ci jemiołę.
- O nie! – Magda zaprotestowała radośnie i, wbrew swoim słowom, pobiegła w
stronę polany.
- Nie jestem taka głupia. – dodała, gdy Kacper dogonił ją na brzegu
jeziora.
- Dlaczego od razu głupia? – zawadiacko spytał chłopak.
- Nie będę się całować pod jemiołą! – roześmiała się, szczerze, szczęśliwa
na samą myśl o romantycznym pocałunku.
- A bez jemioły? – Kacper złapał Magdę za oba nadgarstki, licząc na
uległość dziewczyny. Zwiódł go jej
radosny uśmiech i otwartość w temacie całowania. Ona jednak nie zamierzała się
poddać chwilowym emocjom. Wyrwała mu się i figlarnie odskoczyła o kilka kroków.
- Też nie. – odpowiedziała, nadal wesoła.
- Szkoda... Myślałem, że w końcu dostanę całusa.
- Nie dzisiaj.
- A kiedy?
- Nie wiem.
- W sobotę?
- Może. – odpowiadała zalotnie, bawiąc się niewinnym flirtem.
- Dobrze, Madziu. A jak nie dasz w sobotę, to sam wezmę... Tylko przyjdź. –
Kacper jeszcze raz powtórzył prośbę.
Liczył, że za którymś razem uda mu się przekonać Magdę, że bardzo mu zależy
na spotkaniu i że sama Magda była dla niego dziewczyną wyjątkową, taką w której
on mógłby się zakochać nad życie. Wiedział, że gdy niedoświadczona dziewczyna
uwierzy w miłość, będzie z nią mógł zrobić absolutnie wszystko, na co mu tylko
przyjdzie ochota.
Rachuby Kacpra nie były pozbawione podstaw. Miał w tym względzie bogatą
praktykę. Przede wszystkim lubił uwodzić. Gdy ktoś uprawia jakąś sztukę z
zamiłowania, zazwyczaj odnosi powodzenie.
Spojrzał na Magdę, stojącą na środku polany, przez chwilę milczącą w zamyśleniu,
podszedł jak mógł najbliżej i szepnął:
- Jeszcze nie widziałem, żeby ktoś się tędy przechadzał, a z zewnątrz nic
nie widać. Mogłabyś się tu spokojnie opalać toples a nawet nago.
- Hmm. Po co? – spytała, wróciwszy myślami do realności. Miała już plan,
jak pojawić się w sobotę na tej polanie o wyznaczonej porze. Sugestia Kacpra sprawiła, że znów, na krótko, pomyślała o
potrzebie ostrożności.
- Żeby nie mieć jasnych paseczków. – odpowiedział z uśmiechem i przeciągnął
palcem wzdłuż ramiączka stanika. W porę jednak zabrał dłoń, dając dowód, że we
flircie potrafił zachować umiar.
- Nie mam paseczków. – stwierdziła.
Wiedziała, że Kacper, jak każdy facet, z przyjemnością popatrzyłby na jej
piersi. Nie potrzebowała, by jej o tym mówił w ramach kolejnego komplementu. Stopniowo
zaczynała się niecierpliwić i martwić z powodu przedłużającej się nieobecności
kuzyna. Dlatego, zanim Kacper zdołał się odezwać, zmieniła temat:
- Kiedy oni przyjadą?
Dla Kacpra był to czytelny sygnał, by jak najprędzej zakończyć spotkanie -
w myśl zasady, że lepiej zostawić niedosyt, niźli przedobrzyć. Natychmiast
zadzwonił do starszego kumpla, by go ponaglić. Nie musiał już kluczyć od wioski
do wioski.
Zobaczywszy wysoką postać, niezdarnie wydostającą się z samochodu, od
strony kierowcy, Magda natychmiast ruszyła biegiem w jej kierunku. Wślad za
dziewczyną, w odległości kilku kroków, podążył
także Kacper, nieco wolniejszym tempem.
- Damian! Damian! – zawołała Magda z daleka, szybko zbliżając się do
szarego Passata.
Powtórne powitanie tego dnia było bardziej niż radosne. Nastolatka z
impetem rzuciła się na szyję kuzynowi, zmęczonego bezczynnością, długim
spacerem, spiekotą bezchmurnego lipcowego dnia i jazdą z podkulonymi pod brodę
nogami na niewygodnym siedzeniu, przesuniętym z jakiegoś powodu maksymalnie do
przodu. Niemniej, na widok szczęśliwej Magdy, wstąpiły w niego nowe siły.
Uniósł dziewczynę wysoko do góry i zakręcił nią w powietrzu kilka ósemek, raz w
prawo, raz w lewo. Gdy wreszcie postawił ją na ziemię, Magda przywarła do niego
całą sobą, pociągnąwszy go za szyję przybliżyła jego buzię do swojej i kilka
razy pocałowała go w oba policzki. Nikt, nawet sama Magda, nie spodziewał się
ujrzeć tak silnego wyrazu czułości.
Doznania Damiana były dwojakiego rodzaju. Oczywiście ucieszył się,
zobaczywszy kuzynkę nietknietą przez osobnika, którego podejrzewał o najgorsze
zamiary oraz oba rowery w idealnym stanie. Kamień spadł mu z serca, że swoim
nieprzemyślanym zachowaniem jednak nie sprowadził na nią nieszczęścia.
Wycieczka mogła zakończyć się w oczekiwany przez wszystkich sposób, bez
wzbudzania zbędnych podejrzeń w domu. Szczególnie cieszyły go jednak pocałunki
lądujące na jego policzkach – zostawiające po sobie lekko wilgotny ślad oraz
uściski z kuzynką. Czując na klatce piersiowej wypukłości jej ciała, przez
moment, nie pierwszy raz w życiu, myślał o niej nie jak o młodszej krewnej,
lecz jak o atrakcyjnej kobiecie. Celowo przedłużał czas dotyku, by móc czuć ją
na sobie jak najdłużej i jak najlepiej zademonstrować jej swoją witalność i siłę.
Pozostali dwaj mężczyźni mogli sobie tylko zazdrośnie popatrzeć.
- Ale się cieszę, Damian! – głośno powiedziała Magda i na dowód tego
ostentacyjnie pocałowała go jeszcze dwa razy.
- Nawet nie wiesz, jak ja się cieszę! – odpowiedział kuzyn. Przcisnął Magdę
do siebie jeszcze mocniej i odwzajemnił pocałunek, na kilka sekund przyciskając
otwarte usta do jej policzka, tuż poniżej ucha.
Dopiero ten namiętny całus oraz wywołany nim dreszcz podniecenia,
odczuwalny także przez Damiana, uświadomił Magdzie siłę żywiołu, z jakim weszła
w kontakt okazując czułość Damianowi. Przypomniała sobie też o obecności Kacpra
i Zdzicha, którzy raczej nie powinni być świadkami takich przejawów czułości.
Błyskawicznie zelżyła zacisk rąk na szyi kuzyna i odchyliła głowę w tył,
odsuwając się od jego twarzy. Zarumieniona na policzkach, spojrzała to na
starszego Zdzicha, to na młodszego Kacpra. Starała się przywdziać obojętny
wyraz twarzy, lecz nieskutecznie. Stan jej emocji zdradzał przyspieszony oddech
i nerwowe mruganie oczu. Jej myśli nie były czyste jak łza. Ewidentnie miała
coś do ukrycia.
- A my? – pierwszy odezwał się Zdzisław, chcąc uszczknąć coś dla siebie z
chwilowego zakłopotania nastolatki. Żelazo kuć trzeba, póki gorące.
- Nie należy się nam buziaczek od pięknej Stokrotki? Kacprowi i mnie?
Czyżbyśmy nie zasłużyli? – dodał, podchodząc bliżej.
- Zdzichu zasłużył. W końcu to on znalazł rowery. – włączył się Kacper,
uśmiechając się szyderczo i serdecznie jednocześnie.
- To jak będzie, Stokrotko? – zapytał Zdzisław ponownie, przytykając palec
do policzka.
Na symboliczne cmoknięcie Magda mogła się zgodzić. Zwłaszcza po tym, jak
obcałowała kuzyna, wzbranianie się przed taką formą podziękowania za wyświadczoną
pomoc byłoby przykładowym przejawem hipokryzji.
- Okay! Najpierw pana? – zwróciła się do Zdzisława, nieostrożnie wyłączając
wspomnienie o tym, jak on kilka godzin wcześniej potraktował jej pośladek.
- Niech będzie, Stokrotko! Najpierw ja, potem Kacper.
Magda ufnie podeszła do mężczyzny i przymierzyła się, by go pocałować w
wystawiony w jej kierunku policzek, lecz podstępny budowlaniec przerwał jej w
ostatniej chwili.
- Tylko trochę inaczej staniemy, Stokrotko! Tak żeby Damian i Kacper
wszystko widzieli. - wyjaśnił swój zamiar.
Magda niczego nie zrozumiała, ale się zgodziła. Budowlaniec pociągnął ją za
rękę i ustawił za sobą. Na czas pocałunku ona miała byc zwrócona twarzą do
grupy, a Zdzisław miał stać naprzeciw niej, tyłem do nich.
- Teraz możesz całować. – powiedział, jakby to ona się o to prosiła.
Nim zbliżyła usta do wyeksponowanego policzka, mężczyzna nagle złapał ją za
oba pośladki i przycisnął do siebie.
- Aj! – Krzyk Magdy zmieszał się ze śmiechem. Sama nie bardzo rozumiała,
skąd się wzięła radość w jej reakcji.
Zamiast cmoknąć cokolwiek bezczelnego faceta w policzek wtarła się w niego
wargami, rozwartymi w okrzyku. Biustem uderzyła o jego naprężony tors i
odskoczyła na pół kroku do tyłu, jakby się odbiła od niego, jak piłka od ściany
w sali do squasha.
- Ha, ha, ha! – Zdzisław roześmiał się rubasznie, najwyraźniej zadowolony z
otrzymanego wyrazu wdzięczności.
Incydent trwał krótko, zaledwie mgnienie oka. Kuzyn Magdy, poza ogólną
nieadekwatną śmiałością trzydziestoletniego budowlańca, nie zauważył żadnych
niepokojących szczegółów. W jego przekonaniu, nastolatce przez myśl by nawet
nie przeszło, by zachowanie starszego faceta odbierać w kategoriach
erotycznych. Ot, głupi żart i wszystko. Nic bardziej fałszywego! Kilka ułamków
sekundy w zupełności wystarczyło, by z całej ścisnąć tyłek i ugnieść miękkie
pośladki, szeroko rozstawionymi palcami. Dla sprawnych rzemieślniczych dłoni
był to dostateczny czas, by bez niedomówień pokazać kobiecie, że jej ciało
znalazło się w swerze męskiego zainteresowania i że Zdzisław był gotów zaraz,
na miejscu, ją posiąść. Dla Magdy przekaz był jednoznaczny. Na dodatek, kiedy
otarła się przodem o Zdzicha, dolną częścią brzucha poczuła coś twardego. Mężczyzna
miał erekcję i nawet nie próbował tego ukryć. Zaskoczona dziewczyna nie mogła
nie zareagować. Natychmiast przeszedł ją dreszcz lękliwego podniecenia. Przez
moment miała wrażenie, że jej nogi ugięły się w kolanach i zrobiły się miękkie
jak wata, a miała przed sobą jeszcze jeden pocałunek...
Kacper nie musiał tłumaczyć, jak się ustawić do cmokania. Magda podeszła do
niego szybkim susem, chcąc jak najprędzej zwiększyć dystans dzielący ją od
niebezpiecznego Zdzisława. Stanęła tak, by mieć przed sobą wszystkich
zgromadzonych. Kacper nie bawił się w ustawianie głowy bokiem. Jego czujny
wzrok, śledzący każdy ruch nastolatki, wyraźnie wskazywał, że młodszy
budowniczy wbrew zapewnieniom zamierzał upolować usta Magdy. Ona nie mogła mu
na to pozwolić:
- Nie teraz. Nie przy Damianie. – przeszło jej przez myśl.
Przed macaniem pupy nie miała już ani siły ani ochoty się bronić. Oparła
się o ramiona chłopaka i przypomniała ściszonym głosem:
- W policzek...
- W policzek. – potwierdził Kacper, najpierw oblizawszy językiem usta i
przyłożywszy dłonie do bioder dziewczyny.
Serce Magdy zakołatało. Szybciej nawet niż wtedy, gdy w sklepie zapanowało
złowrogie milczenie i wszystko wskazywało na to, że lubieżny Zdzisław wnet
rzuci się na nią. Dziewczyna wiedziała, że tylko maksymalna czujność i spryt
mogły uratować jej wargi od ognistego pocałunku, na oczach kuzyna.
- W policzek. – powtórzyła stanowczo, proszącym wzrokiem zaglądając
Kacprowi głęboko w oczy.
- Dobrze, Madziu. – uśmiechnął się pobłażliwie.
Nie spuszczając wzroku ze skupionej twarzy nastolatki, Kacper wolnym ruchem
przesunął jedną dłoń w dół, na pośladek. Drugą rękę dyskretnie poprowadził
wzdłuż boku i wcisnął ją pomiędzy ich tułowia zatrzymując się dopiero u
podstawy piersi. Wreszcie, w oczekiwaniu na ruch Magdy, drobnymi ruchami
palców, w jednym miejscu podwinął sukienkę do góry, by na koniec mocno ścisnąć
pupę.
- Szzz. – syknęła Magda, czując narastające w niej podniecenie. Jeśli miała
ocalić cześć, mie miała już ani chwili do stracenia.
Zwinnym ruchem obiegła buzią twarz chłopaka i pocałowała go z boku, nim on
zdołał przekręcić szyję i podstępem w miejsce policzka podstawić usta. Zetknęli
się jedynie kącikami warg.
- Pocałowałam! – krzyknęła Magda, radośnie wyrywając się z objęć.
W sukurs przyszedł jej Damian, mówiąc:
- Już musimy jechać do domu. Dziękujemy bardzo. Nie wiem, co byśmy bez
panów zrobili. Bardzo dziękujemy.
Równocześnie, szybko podszedł do Magdy, uprzedzając Zdzisława, noszącego
się z tym samym zamiarem. Złapał kuzynkę za rękę i żegnając się uprzejmie z
wybawicielami, poprowadził ją jak małe dziecko do rowerów.
- Madzia, uciekamy. – szepnął najciszej jak umiał.
- Masz rację. - odpowiedziała Magda, znów w pełni rozsądna, świadoma
niebezpieczeństwa grożącego jej, gdyby zabawa w całowanie przeciągnęła się
dłużej.
- Do widzenia! – krzyknęła, odwróciwszy się ostatni raz do tyłu, machając
szeroko ręką.
- Do widzenia, Stokrotko!
***
Po drodze do domu, Damian i Magda zgodnie ustalili, by nie mówić nikomu o
problemach z rowerami ani o poznanych niechcący robotnikach. Lepiej nie prowokować
niewygodnych pytań, ani nie budować niepotrzebnych barier na przyszłość. W
wersji do opowiadania wujkowi i babci, zrobili sobie przejażdżkę po polach, na
chwilę wjechali do lasu i sprawdzili, czy ludzie kąpali się już w gliniance. Tamta
wycieczka wzbogaciła ich o jeszcze jedną wspólną tajemnicę.
Wieczorem długo nie mogli zasnąć. Długo rozpamiętywali, w osobnych
pokojach, przeżyte emocje, zobaczone miejsca i usłyszane słowa. Analizowali
wszystkie detale i starali się zrozumieć, co właściwie się wydarzyło. Damian
doszedł w końcu do wniosku, że kradzież rowerów od samego początku była
sfingowana. Domyślał się, że robotnicy zabrali im rowery, żeby podstępem
zbliżyć się do jego młodej kuzynki. Domaganie się pocałunków było
wystarczającym dowodem. Jednocześnie zadrościł prostakom sukcesu i nie mógł
oprzeć się wrażeniu, że Magdzie takie umizgi w gruncie rzeczy się podobały. W
duszy bolało go, że pewnego dnia ktoś inny, na przykład ktoś taki jak Kacper, a
nie Damian, wprowadzi ją w świat seksu. Nie mógł się też oprzeć pokusie, by w
końcu posnuć nocne fantazje na ten temat.
W myślach Magdy na przemian pojawiali się Kacper, Damian i Zdzisław.
Nieubłaganie wracały wspomnienia rąk bezczelnie macających jej pupę. Dziewczyna
przeżywała każde dotknięcie po wielokroć. Pod osłoną nocy, bezpieczna od
niechcianych konsekwencji mogła popuścić wodze fantazji. Wyobrażała sobie, jak
brutalne macanie pupy przeradza się w masaż jeszcze bardziej intymny, jak silne
męskie palce wnikają w jej wnętrze, jak któryś z panów przełamuje jej opór,
zdziera z niej ubrania, miętosi cycki i zamyka jej usta zachłannym pocałunkiem.
Potem miejsce Kacpra i Zdzicha zajmował Damian, cielecymi oczami wpatrzony w
jej biust, czule obejmujący ją, głaszczący, z przejęciem całujący ją po twarzy
i całym ciele, i... Tu dziewczęca fantazja napotykała mur nie do przebicia. Za
to jej lewa dłoń, wierna towarzyszka marzeń przedsennych, bezbłędnie
odnajdywała drogę do najbardziej czułych zakamarków. Wsuwała się pod majtki,
głaskała łono, pieściła uda. Odkrywała szlak prowadzący do jej wnętrza,
przeznaczony dla męskiego penisa. Grubego, twardego, sztywnego, jak zawartość
spodni Zdzisława.
- Iiich! – jej własny pisk, mogący obudzić nawet zmarłego, wyrwał Magdę z
przemyśleń.
Tuż przed zaśnięciem dziewczyna była cała spocona, mokra. Dzień, który
dobiegł końca, należał do udanych.
***
Dzień 2. (Wtorek)
Następnego dnia znowu pojechali nad jeziorko. Półtorej godziny pedałowania,
by dostać się w to miejsce, tylko o pół godziny więcej niż na znaną wszystkim
gliniankę, warte było wysiłku. Tym bardziej, że nadkładając jedynie kilometr,
można było odwiedzić i jedno i drugie miejsce do kąpieli. Dzięki temu mogli ze
spokojnym sumieniem twierdzić, że nazywając glinki jako cel podróży, mówili
prawdę, choć tylko częściową.
Rozłożyli ręczniki i udali się do wody. Najpierw brodzili trochę po kolana.
Potem Damian ruszył przed siebie, sprawdzić głębokość gruntu. Na samym środku
zbiornika woda sięgała mu po brodę. Nie bardzo głęboko, ale też nie na tyle
płytko, by nie móc popływać.
- Ja jeszcze dzisiaj nie mogę. – wyznała Magda po kilkakrotnych
nagabywaniach.
- Jutro, najpóźniej pojutrze mi się to skończy. – wyjaśniła, porozumiewaczo
puszczając oko.
- Ja się poopalam, a ty popływaj.
No tak. Cioteczna siostra była już kobietą.
Damian liczył na to, że jak dawniej pobaraszkują w wodzie, będą się ganiać
i siłować. Że w trakcie tych zabaw, będzie mógł często dotykać kuzynkę, także w
miejsca w normalnych warunkach zakazane. Może nawet udałoby mu się
niepostrzeżenie ciągnąc za sznureczek poluzować stanik. Od ostatniego razu,
kiedy mógł przyjrzeć się piersiom Magdy w pełnej okazałości, dzielił go już
prawie rok. Zdążył więc stęsknić się za tym widokiem. Nie poczuł jednak
wielkiego smutku w związku z niedyspozycją kuzynki. Jej szczere i szybkie
wyznanie świadczyło o tym, że Magda nadal miała do niego zaufanie i nie
wstydziła się go przesadnie mocno. To mu zupełnie wystarczało, zwłaszcza że
dzień się dopiero zaczynał i czekały ich jeszcze ciekawe rozmowy tylko we
dwoje. Do pytań, których Damian nie zdołał zadać dzień wcześniej, doszły kolejne.
Czekał tylko na dogodny moment i nastrój, by poruszyć bardziej delikatne
tematy.
Magda też miała śmiałe plany. Chciała wreszcie poznać prawdę o owianej
legendami miłości Damiana z koleżanką z roku, była ciekawa, czy kuzyn miał
jeszcze inne sympatie i zamierzała pokusić go swoim ciałem, zachowując przy tym
wszelkie pozory niewinności. Lubiła, gdy na nią zerkał głodnym lisim wzrokiem. Chciała
też, by jej obiecał, że zabierze ją i resztę rodzeństwa, które w międzyczasie
miało dojechać, na tę polanę w sobotnie południe. Za żadne skarby świata nie
umówiłaby się z Kacprem na randkę sam na sam, obojętnie gdzie i kiedy. Chłopak
intrygował ją jednak wystarczająco mocno, by mimo obaw, chcieć się z nim
jeszcze spotkać i poflirtować. Przypadkowe, z pozoru, spotkanie, przy licznych
świadkach, wydawało jej się wystarczająco bezpieczne i do niczego jej nie
zobowiązywało.
- W jednym miał Kacper rację. – pomyślała Magda. - to idealne miejsce do
opalania się toples.
Była pewna, że budowlańcy się nie zjawią w lasku przed sobotą. Poza nimi, o
istnieniu jeziorka wiedzieli tylko mieszkańcy okolicznych domów, nielicznych
zresztą, w większości podstarzali renciści i emeryci, którzy nie mieli tam
czego szukać.
Gdy Damian przyszedł się wysuszyć, zastał kuzynkę w samych majtkach, leżącą
na brzuchu.
- Kładź się koło mnie! – zaprosiła Magda, odsuwając się o parę centymetrów
na krawędź ręcznika.
Leżenie ramię w ramię, noga w nogę z prawie nagą nastolatką wymagało od
Damiana nie lada wysiłku. Musiał się mocno kontrolować, by nie zdradzić rosnącego
w nim napięcia. Co z tego, że bliskie pokrewieństwo i że ona mu ufa? Przyroda
wie swojei kusi.
- Damian, to prawda, że masz dziewczynę? – spytała Magda bez ogródek.
- Nie. Już nie mam. – Damian bąknął cicho, wstydząc się krążących o nim
plotek.
- Opowiesz? Proszę.
- Ale nie ma czego opowiadać. – Damian próbował się wykręcić od odpowiedzi.
Wiedział jednak, że próby oporu z góry były skazane na niepowodzenie. Sama
obecność kuzynki wystarczała, by godził się na wszystko. Jej nigdy nie
odmawiał.
- Proszę... Damian, proszę. Opowiedz. – Powtarzając prośbę, Magda
przekręciła się nieco na bok i przybliżyła się do kuzyna jeszcze bardziej,
ocierając piersią o jego ramię.
- Jak ma na imię?
- Alicja. Ty to ze mnie wszystkie tajemnice wyciśniesz... Opowiem, tylko
zejdź ze mnie. – odpowiedział Damian i po chwili zaczął opowieść.
- Zaczęło się jeszcze w zeszłym roku. Nawet nie pamiętam, kiedy się sobie
przedstawiliśmy. Być może nigdy, bo znaliśmy się z widzenia i z rozmów z innymi
wiedzieliśmy, jak się nazywamy. W pewnej chwili złapaliśmy wspólny język. Po
prostu, zamiast zwykłego cześć-cześć na korytarzu, zatrzymywaliśmy się na
chwilę i żartowaliśmy to o tym, to o owym. Śmiała się ze wszytkich moich
dowcipasów. Aż się za brzuch łapała i mocno zatykajła buzię dłonią, żeby się
uciszyć. Czasem mnie szturchnęła łokciem, czasem oparła się o ramię, tak po
koleżeńsku. No, ale to nie było zwykłe koleżeństwo. Podobaliśmy się sobie. Nie mieliśmy
tylko odwagi się do tego przyznać.
- Skądś to znam. – przerwała Magda. Przypomniawszy sobie o klasowym koledze,
do którego wzdychała przez połowę gimnazjum.
- Skąd znasz?
- Aaa, już ci kiedyś mówiłam o Marku... I co dalej?
- Dalej? Jakoś po Wielkanocy poszliśmy pierwszy raz na kawę...
- A kiedy zaczęliście się całować? – Magda przerwała w pół zdania.
Kierowana ciekawością i chcąc dokładnie obserwować minę ciotecznego brata,
obróciła się całkiem na bok. Widok zaparł mu dech w piersiach. Tak długo o nim
marzył, próbując sobie wyobrazić kształt biustu kuzynki, a tu nagle dwa
soczyste melony leżały tuż przed jego oczami. Cud! Głośno przełknął ślinę i,
wstydliwie unikając wzroku właścicielki owoców, odpowiedział cicho:
- Jeszcze nie wtedy. Dopiero, jak byliśmy u niej.
- Kiedy?
- Jakieś dwa tygodnie potem.
- I co robiliście u niej? – Magda chciała wiedzieć więcej i więcej.
Poza Damianem nie znała nikogo, kogo mogłaby spytać o intymne szczegóły i móc
przy tym liczyć na szczerą odpowiedź. Zdawszy sobie sprawę z własnej
nachalności, spróbowała złagodzić przejawy ciekawości:
- Damian, przeprawszam. Jak nie chcesz, to nie musisz mówić. – przeprosiła
kuzyna i na znak skruchy, pogłaskała go po ramieniu. Wystraszyła się, że mogła
go obrazić.
Do tego czasu chłopak zdołał się już całkiem przełamać. Był gotów opowiedzieć
wszystko. Nawet czuł taką potrzebę. Chciał podzielić się swoim doświadczeniem,
skromnym w porównaniu do wielu rówieśników, lecz przydatnym dla wchodzącej w
życie nastolatki.
- Chcę. Tylko nie wiem jak ci to wszystko powiedzieć. Nie potrafię, ale się
postaram.
Przez kolejne minuty i dziesiątki minut, Magda z wypiekami na twarzy
słuchała o pierwszym pocałunku i o następnych, jakie miały miejsce w mieszkaniu
studentki. Damian dokładnie relacjonował przebieg spotkań. Mówił o przeglądaniu
książek na półkach, o wspólnym przygotowywaniu prac studenckich, o korygowaniu
tekstów sobie nawzajem. Podczas każdej wizyty, w którymś momencie student
zaczynał głaskać swoją studentkę po plecach. Najpierw delikatnie, ledwie mogła
poczuć, sprawdzając, czy miała ochotę. Potem, gdy taki masaż przestawał
wystarczać, zapraszał partnerkę na kolana i gładził jej plecy wsuwając rękę pod
bluzkę. Podczas tych pieszczot, Ala pozwalała mu się od czasu do czasu pocałować
w usta. Niekiedy pocałunki były bardzo namiętnie. Kontakt warg i języków wydłużał
się nawet do kilku minut.
Wreszcie, na którymś spotkaniu, Alicja poprosiła Damiana, by pomasował ją
też z przodu. Chłopak omal nie zemdlał z wrażenia, gdy pierwszy raz poczuł pod
palcami sutki, oba jednocześnie. Były jak dwie duże rodzynki. Dziewczyna miała
mały biust. Mimo to, Damian bawił się nim bez opamiętania, pół godziny,
godzinę, może dłużej. Nie liczył czasu. Przerwał, dopiero kiedy była pora
wracać do domu. Potem kilka razy ona przyjeżdżała do niego, kiedy przed południem
nie mieli zajęć. U niego w pokoju posunęli się w pieszczotach jeszcze o krok
dalej. Rozbierali się do majtek i całowali się nawzajem po całym ciele, od pasa
do ust. Niekiedy aż do wytrysku, którego mimo starań nie udawało się
powstrzymać.
- Nie robiliście seksu? – Magda spytała z niedowierzaniem w głosie, ale też
z dobrze wyczuwalną nutką nadziei.
- Przez to się właśnie rozstaliśmy. To nas przerosło. – ze smutkiem wyznał
Damian.
- A ty już może...? – bez namysłu odwzajemnił pytanie, konfidencjonalnie
się uśmiechając. Przy okazji, pogłaskał Magdę po piersi, wierzchnią stroną
dłoni. Pierwszy raz w życiu dotknął ją intymnie nie przez udawany przypadek a
otwarcie, nie skrywając celu.
- Nie. Ja jeszcze nigdy. – zaprzeczyła Magda, wdzięczna za zadane pytanie.
- Próbowaliśmy trzy razy. Przygotowani, zabezpieczeni, na największym łóżku
w jej domu. I nic. Całujemy się, dotykamy, macamy się wszędzie, tam też,
wszystko idzie jak należy, aż w decydującym momencie klap! I po zabawie.
Czekamy parę minut, aż znowu stanie, a on taki byle jaki. O założeniu
prezewatywy nawet nie myśl. Nie ma takiego rozmiaru... No i Alicja też już nie
ma chęci po takim numerze. Ustaliliśmy w końcu, żeby spróbować bez gumki... i
wyszło jeszcze gorzej. Wytrysk na zewnątrz. Jak tylko przystawiłem go do
niej... Masakra!
Nie tak Magda wyobrażała sobie finał miłosnych podbojów starszego kuzyna. Gdy
Damian wspomniał o masowaniu pleców i piersi i mówił o tym z takim przejęciem,
jakby nie relacjonował przeszłości, a był właśnie w trakcie obmacywania
studentki Ali, pomyślała, że usłyszy zaraz o udanym seksie. Że z pierwszej ręki
dowie się, jak mężczyzna przeżywa penetrację, co dokładnie czuje wrzynając się
w kobietę. Miała nadzieję, dowiedzieć się w jakich pozycjach i jak długo Damian
kochał się z Alicją. Spodziewała się pikantnych detali i opowieści przesyconej
namiętnością. Momentalnie poczuła objawy podniecenia: pełzanie robaczków w
brzuchu oraz wilgotną substancję zwilżającą jej krocze. A tu taka niespodzianka!
Cioteczny brat był jeszcze prawiczkiem.
Nie wiedząc w pierwszej chwili, jak zareagować na te zwierzenia, Magda, z
pewnym wahaniem, objęła kuzyna. On też, czując silną potrzebę bliskości,
przesunął rękę na plecy jedynej powiernicy jego największego sekretu. Ich
prawie nagie ciała automatycznie otarły się o siebie, a buzie znalazły się tak
blisko, że musiało się zdarzyć coś gwałtownego. Zapanowało napięcie, podobne do
tego, kiedy się zbliży do siebie dwa magnesy jednoimiennymi biegunami. Albo
odskoczą w odwrotne kierunki, albo któryś obróci się nagle i magnesy zlepią się
z taką siłą, że trudno je potem będzie rozłączyć. Pocałunek był krótki ale za
to temperamentny.
- Ach! – westchnęli oboje jednocześnie, oderwawszy od siebie usta.
Stykając się tułowiami, wzajemnie czuli silne bicie serc i ruch klatek
piersiowych w rytm głębokich oddechów.
- Damian, dobrze usłyszałam, że złapałeś ją za biust, dopiero jak cię o to
poprosiła? – przerywając, szeptem spytała Magda.
Kuzyn w mig zrozumiał aluzję, nawet jeśli zadając to pytanie, kuzynka nie
zasugerowała niczego konkretnego. Wsunął prawą rękę pomiędzy obnażone ciała i
pełną dłonią chwycił Magdę za pierś. Dziewczyna, ustępując pod naporem, osunęła
się na plecy. Damian miał już cały biust do dyspozycji. Bez zastanowienia
przystąpił do intensywnego macania obiema rękami.
- Damian! – szepnęła Magda, obejmując kuzyna z całej siły za szyję. Coraz
bardziej podekscytowana, pocałowała go jeszcze bardziej namiętnie niż za
pierwszym razem.
- Aleś ty urosła! – odpowiedział Damian, pełen zachwytu, gdy na chwilę
udało mu się wyzwolić z pocałunku.
Magda weszła w trans. Kurczowo ciągnąc kuzyna do siebie, żarliwie lizała
jego wargi swoimi i nie kontrolując się zupełnie, oszalałym językiem wtargnęła
w jego ustach. Damian, zwyciężywszy w zapasach, położywszy przeciwniczkę na
łopatki, odruchowo sięgnął rękami za jej biodra. Nie przerywając całowania,
wnet znalazł się na niej, centralnie, rozpychając się między jej nogami.
- Aaach! – z nastoletnich ust wydobyło się przeciągłe westchnięcie, gdy
niespodziewanie, na dziewczęce krocze naparł twardy jak skała obiekt.
Cała uwaga Magdy błyskawicznie skierowała się w to jedno miejsce. Tam gdzie
stykały się intymne części ciała jej i Damiana, odziane w bieliznę plażową.
Spojrzała w dół. Z zapartym tchem obserwowała, jak wypukła część slipek robiła
wgłębienia w powierzchni jej majtek, dokładnie tam, gdzie było najbardziej wilgotno
i miękko. Kilka razy, może kilkanaście, wspólnie poruszyli biodrami, wychodząc
naprzeciw sobie nawzajem. Aż się opamiętali.
- Damian! – głośno szepnęła Magda, patrząc w oczy Damiana, zamroczone miłosnym
żarem.
- Ala! – odpowiedział Damian.
- Damian! – powtórzyła dziewczyna, szczęśliwa i momentalnie rozbawiona
pomyłką ciotecznego brata.
Usta kochanków spotkały się w jeszcze jednym pocałunku, który przerwała
Magda, wybuchając śmiechem.
- Damian! Pomyliłeś imiona!
- Jak to?
- Myślałeś, że jestem Ala!
- Naprawdę? Madzia, przepraszam...
- Za co, Damian?
- Za wszystko.
- Ach, przestań! Podobam ci się choć trochę?
- Madzia! Czym mam ci to jeszcze udowodnić?! – To mówiąc, Damian wymownie
spojrzał na biust kuzynki. Serdeczny śmiech ich obojga zakończył zbędne
wyjaśnienia i przeprosiny.
Następnych kilkadziesiąt minut leżeli przytuleni, w milczeniu kontemplując przebieg
niespodziewanego zbliżenia, zapisując w pamięci pocałunki, dotknięcia i myśli.
Wiedzieli, że ta nagła eksplozja uczuć nie powinna była mieć miejsca i że nic
podobnego nie miało prawa się nigdy więcej zdarzyć. Niemniej, oboje skrycie
marzyli o powtórce.
Milczenie przerwała Magda:
- Damian, naprawdę musisz wyjechać w niedzielę?
- Właściwie mógłbym jeszcze zostać, ale muszę kiedyś napisać ten licencjat.
Powinienem do września, a mam jeszcze pustkę w głowie. Muszę się w końcu wziąć
za to, posiedzieć w bibliotece, poczytać. A jak nie teraz to kiedy?
- Rozumiem...
- Wcale mi się tak bardzo nie chce jechać, a po dzisiejszym to już w ogóle!
Chociaż tak chyba będzie rozsądnie... Przyjadę jeszcze!
- Super! Wakacje z samą Ewką i Markiem, bez ciebie, to nie wakacje.
- Dacie sobie radę.
- Może... Damian, przyjedziemy tu jeszcze w sobotę?
- Nie wiem. A chcesz? Dlaczego akurat w sobotę?
- Bo to będzie ostatni dzień, kiedy będziemy mogli porobić cos razem. W
niedzielę sobie pojedziesz i się skończą fajne wakacje. Zaczną się nudne. Poza
tym będzie ciocia i wujek. Wiesz co to znaczy. Nie chce mi się siedzieć cały
dzień przy stole i słuchać nudnych gadek.
- Chcesz uciec we czwórkę? W sumie, to nawet dobry pomysł. Tylko trzeba
będzie wrócić w miarę wcześnie, zanim się wszyscy popiją.
- Super! Wiedziałam, że można na ciebie liczyć. Poza tym, potem, bez ciebie
nie wiadomo, czy nas ktoś wypuści. Wiesz jaka jest babcia.
- I Adam... Wujcio będzie was pilnował małe siostrzenice jak oczka w
głowie.
- Jakby coś złego mogło nas spotkać.
- Nawet nie przypominaj. Wczoraj mogło naprawdę źle się skończyć.
- Ale się nie skończyło.
Uśmiechnęli się, pomilczeli chwilę, aż Damian się przemógł i poprosił
kuzynkę, by ona zdradziła mu kilka swoich tajemnic:
- Teraz ty mi powiedz, kiedy nauczyłaś się tak całować.
W odpowiedzi, z pozoru niewinna nastolatka wymieniła trzy imiona. Damian
był czwarty.
- Przypomniało mi się, że wczoraj, wychodząc ze sklepu, szepnęłaś, że potem
mi coś powiesz. Pamiętasz, co to było? – Damiana dręczyło jeszcze wiele pytań.
Na wspomnienie o krzepkiej ręce Zdzisława, kolor twarzy nastolatki zmienił
się szybko jak u kameleona.
- A nic... Coś mi się tylko wydawało... – skłamała.
Zanim jej kuzyn zdołał wyrazić wątpliwość, sprytnie przekierowała rozmowę
na inne tory:
- Chciałabym, żeby ci się udało z tamtą Alicję. – skłamała jeszcze raz.
- Co?!
- Zasłużyłeś, żeby ją przelecieć... Obiecaj, że spróbujesz.
- Nie mogę, Madziu. Definitywnie się rozstaliśmy. Po tym, co zrobiłem, ona
nie chce mnie znać.
- Przecież nic jej nie zrobiłeś.
- Zrobiłem. Powiedzmy, że byłem dla niej niemiły. Niesprawiedliwie.
- No dobrze. Będziesz mieć lepszą.
- Oby. – Damian uśmiechnął się z niedowierzaniem
- Chcę, żebyś miał super dziewczynę! – skłamała po raz trzeci.
- I ja ci życzę fajnego chłopaka.
- Mam nadzieję, że nikt nas nie widzi. – Magda zachichotała i pochyliła się
nad kuzynem, by jeszcze raz pocałować go w usta.
Ktoś kiedyś powiedział, nieostrożne życzenia potrafią się spełniać
dosłownie i niekoniecznie ku zadowoleniu autora. Taki to los jest przewrotny. Damian
i Magda mieli się o tym niedługo przekonać.
***
Dzień 5. (Piątek)
Kolejne dwa dni minęły szybko jak z bicza strzelił. Młodzi goście spędzili
całą środę w domu, odpoczywając po dwóch dniach eskapad rowerowych. W czwartek
bybrali się samochodem do miasteczka, zobaczyć czy i co się zmieniło od
poprzedniego roku. O sprawach sercowych nie rozmawiali. Oboje męczyły wyrzuty
sumienia, ale o głośnym przyznaniu się do błędu nie mogło być mowy. Żadne z
nich nie żałowało ani jednego pocałunku i ani jednego słowa wypowiedzianego we
wtorek.
W czwartek wieczorem przyjachała dalsza część rodziny. Ciocia, wujek oraz
rodzeństwo Ewa i Marek. W pokojach Magdy i Damiana pojawili się nowi lokatorzy.
Wraz z gośćmi przybyły też nowe tematy rozmów. Dziewczyny mogły godzinami
plotkować o wszystkim i niczym, o ciuszkach i wycieczkach szkolnych, ale też o
książkach, romansach i kryminałach. Damian albo bawił ciocię opowiadaniami o
pobycie na wsi i o studiach, skrzętnie unikając tematu, najbardziej ją interesującego,
albo wraz z Markiem pomagał wujkom w warsztacie.
Późnym wieczorem, kiedy wszyscy dawno już udali się na spoczynek, Magda na
palcach przeszła do pokoju Damiana. Najciszej jak umiała, otworzyła drzwi i
bezszelestnie wsunęła się do środka.
- Śpisz?
Słysząc jej głos, chłopak zastygł w bezruchu.
- Damian, śpisz już? – kuzynka powtórzyła pytanie, podchodząc do łóżka.
Jednak się nie przesłyszał. Ostrożnie wysunął rękę z bokserek i
odpowiedział:
- Magda, to ty? Co tu robisz?
- Muszę się ciebie o coś spytać. To ważne. Mogę?
Nie czekając na przyzwolenie, szybko weszła pod kołdrę. Na sąsiednim łóżku
spał drugi kuzyn, trzynastoletni Marek. Gdyby się nagle obudził, mógłby się
zdziwić zastawszy Magdę w pokoju, ale raczej nie nabrałby niebezpiecznych
podejrzeń. Starsze rodzeństwo cioteczne zawsze miało przed nim jakieś
tajemnice. Gorzej gdyby podsłuchał rozmowę i wyciągnął poprawne wnioski.
Należało więc mówić szeptem i nie używać słów, mogących sprowadzić kłopoty.
- Jasne. Wchodź!
- Gniewałbyś się, gdybym cię okłamała? – spytała tajemniczo.
- Okłamała odnośnie czego?
- Jakbym ci czegoś nie powiedziała.
- Nie. Przecież nie musisz mi wszystkiego mówić. Tylko to, co chcesz mi
powiedzieć.
- Wiem. Ale chcę mieć pewność.
- W czym mnie chcesz okłamać?
- Nie chcę...
- To dlaczego pytasz? – Damian ostrożnie wsunął ramię pod plecy kuzynki.
Objęli się.
- Powiem ci, jak przyjedziesz następnym razem. Zresztą sam się dowiesz...
Ale jak byś się gniewał, to mogę jeszcze...
- Co możesz?
Dwie twarze same, bez udziału woli, pomału zbliżały się do siebie, aż
zetknęły się policzkami. Po chwili przyszła kolej na usta.
- Nic... Dobra, pójdę już. – niechętnie szepnęła Magda, a Damian zamknął
jej ciało w silnym uścisku rąk, by opóźnić jej powrót do swojego pokoju, od tej
nocy dzielonego z Ewą, przywiezioną przez rodziców, wraz z bratem, na wakacje.
- Kochana jesteś. – szepnął gospodarz łóżka.
- Ćśśś...
Wtem, wysuwając się z objęć kuzyna, Magda zupełnie przez przypadek otarła
się dłonią o długi patyk sterczący w jego bokserkach.
- O Boże! Damian! – nie mogła powstrzymać cichego okrzyku zdumienia. - Co to jest? – zachichotała i bezdźwięcznie polizała usta Damiana.
- Idź już, bo cię zjem...
- Kocham cię. – powiedziała ruchem warg, bez wydawania głosu i wyśliznęła
się spod kołdry.
Przechodząc przez próg, zawróciła nagle. Podeszła do Damiana i szepnęła,
całkiem głośno, z powodu silnych emocji emocji nie umiejąc w pełni zapanować
nad siłą głosu:
- Jak będziesz chciał loda, to powiedz.
Damian, w osłupieniu rozdziawił buzię, nie wiedząc, co odpowiedzieć. Nim przyszła
mu do głowy jakakolwiek myśl, dziewczyny nie było już w pokoju. Wybiegła,
zawstydzona własną śmiałością.
Wróciwszy do swojego pokoju, Magda podniosła z komody komórkę, odszukała
sms o treści:
NIE ZAPOMNIJ O GRILLU
Kilka minut patrzyła w ekran, bijąc się z myślami. Odłożyła telefon pod
poduszkę. Poleżała chwilę niespokojnie. Ponownie wzięła go do ręki. Kilka razy
stuknęła palcem w ekran. Napisała:
PAMIĘTAM
Zawahała się chwilę. Spojrzała na Ewę, śpiącą na sąsiednim tapczanie i
nacisnąła pole „Wyślij”.
Gdy się obudziła, przeczytała odpowiedź:
CAŁUJĘ. O 12.
***
Dzień 6. (Sobota)
Nad wodę pojechali samochodem, docierając na miejsce o jedenastej rano.
Rozłożyli koce, nadmuchali materac, wyłożyli książki i karty do gry i
rozpoczęli piknik. Chłopcy zaczęli od pływania. Dziewczyny wolały najpierw
trochę się poopalać. Rozejrzały się po zagajniki i potwierdziwszy, że nikogo
więcej nie było w okolicy, położyły się na brzuchach, bez staników. Przedtem,
machając rękami, zawołały tylko Damiana, by przyszedł nasmarować im plecy
olejkiem do opalania. Mogły same to zrobić, ale od czego jest starszy kuzyn?
Krótko przed dwunastą pluskali się we czworo. Akurat zaczęli skakać z materaca
do wody, gdy na skraju polany pojawiły się dwie męskie sylwetki. Nowi przyszli
nie wiadomo kiedy, skąd i jaką drogą. Położyli swoje rzeczy pod potężnym dębem
i raz po raz, na przemian, znikali między drzewami i wyłaniali się ponownie
niosąc w rękach przedmioty, które odkładali obok swoich toreb. Damianowi
mężczyźni wydali się znajomi z wyglądu, lecz patrząc z daleka, nie potrafił
zrazu przyporządkować ich konturów do konkretnych osób. Zaniepokoił się tylko,
że mogli to być jacyś lokalni pijacy, którzy, obaliwszy kilkaset gram wódki,
niechybnie zaczęliby zakłócać idylliczny spokój. Nie chciał narażać swoich
dziewczyn na szemrane towarzystwo. Podszedł więc bliżej brzega, sprawdzić co
się święciło. Wreszcie rozpoznał budowlańców. Widząc Kacpra i Zdzicha, stanął,
jak osłupiały.
- Patrz, Kacper, kogo moje oczy widzą! – zawołał starszy z nich.
- Chłopie, co za spotkanie! A gdzie Stokrotka?! – zwrócił się do Damiana.
Nie można już było dyskretnie się wycofać. Trzeba było zrobić dobrą minę do
nienajlepszej gry i w miarę możliwości ograniczać kontakt kuzynek z niegodnymi
zaufania typami.
- Dzień dobry!
- Dzień dobry! Graba, Damian! Widzę, że dziś jesteśmy w większym gronie. –
Zdzisław bystro podszedł na brzeg, przywitać się z gapowatym studentem. W jego
głosie wyraźnie czuć było posmak lekceważenia i cynizm.
- Tak. Przyjechaliśmy na chwilę. A panowie?
- A my to na chwilę tylko, upiec rybkę na świeżym powietrzu, przekąpać
się... I w drogę. W domu baby czekają. No, bawcie się dobrze. Nie będziemy
przeszkadzać.
Zdziwienie Damiana dosięgło zenitu. Żonaci, „nie będziemy przeszkadzać” –
niczego lepszego nie mógł usłyszeć. Tylko czy to mogła być prawda? Student
geografii gospodarczej bardzo chciał, ale był zbyt inteligentny, by uwierzyć.
- Aha... Miłego grillowania. – wysilił się na uprzejmość i odwrócił się, by
wrócić do swojej młodzieży.
- Będzie miłe. Ha, ha! – usłyszał za plecami.
- To ci dwaj, co w poniedziałek. Powiedział, że pogrillują trochę i pojadą
do domu. – Damian powtórzył słowa rzekomego żonkisia, sceptycznie brzmiącym
głosem.
Trzy pary oczu, świdrujące twarz najstarszego z rodziny, domagały się
dalszych szczegółów.
- Pomogli nam z rowerami. – Wyjaśnił Damian, spoglądając na przemian na
Magdę i Ewę, nie wierząc w żadne swoje słowo.
Miotał się w myślach. Nie wiedział, czy lepiej od razu wezwać dziewczyny do
ucieczki, czy raczej ewakuować się niepostrzeżenie, bez paniki, nie niepokojąc,
niczego nieświadomej Ewy. Druga kuzynka, młodsza od Magdy o kilka miesięcy,
bardzo szczupła, praktycznie same kości powleczone w gładką trupio-bladą skórę,
o twarzy małej, okrągłej, posypanej piegami, przy pobieżnym spojrzeniu mogła
uchodzić za bliźniaczą siostrę Marka. W związku z tym, w głowie Damiana
zrodziła się ułudna myśl, że tak młoda dziewczyna, dziecko jeszcze, nie wzbudzi
zainteresowania zbereźników. Wydało mu się nieprawdopodobne, by koneserzy
pełnych, cycatych kobiet mieli nagle domagać się czegoś od dopiero co podrosłej nieco dziewczynki.
Nim zdążył cokolwiek więcej wyjaśnić, do jego uszu dotarło wesołkowate
wołanie:
- Oho, ho ho, ho!
Kacper z impetem wbiegł do jeziorka i z pluskiem rzucił się na taflę wody.
Zbliżał się z naddźwiękową prędkością, płynąc kraulem, zamaszyście bijąc rękami
o powierzchnię i rozbryzgując krople wody na odległość kilku metrów.
Luxtorpeda. Sześć par oczu z podziwem zwróciło się w kierunku tego
przedstawienia. Jedynie adept nauki pokręcił głową z dezaprobatą.
- Uf! Cześć Madzia! Słuchajcie! Jak zechcecie coś z grilla, to się nie
krępujcie. Zapraszamy! Tak w ogóle, Kacper jestem.
- Ewa.
- Marek.
Atleta, ściskając dłoń Ewy, zaczarował uwodzicielskim spojrzeniem,
specjalnie przygotowanym na tę okazję.
- Czekam. – powiedział uprzejmie, skromnie i odpłynął do brzegu.
- Co robimy?
- Ja bym pojechał na glinki.
- Ale tam jest dużo ludzi.
- I rozłożyliśmy się już tutaj.
Po krótkiej naradzie czwórka letników postanowiła poływać trochę, a potem
jeszcze raz pomyśleć. Damian, poza niepokojem, nie miał dobrych argumentów za
przerwaniem piknika. O wymuszaniu buziaków od Magdy nie chciał mówić, by nie
narażać na szwank jej reputacji. Posmutniał tylko, w reakcji na naiwność
kuzynki, z którą od kilku dni łączyło go coś więcej niż bratersko-siostrzana
przyjaźń. Widząc jego smutek, również Magda zmarkotniała. Dalsza kąpiel
ograniczyła się już do spokojnego pływania, bez wzajemnego ochlapywania się
wodą, skoków z ramion i z materaca oraz głośnych śmiechów.
Na brzeg wyszli nie zwartą grupą, a oddzielnie w odstępie kilku minut.
Pierwsza Magda oznajmiła, że pójdzie na koc, poczytać. Potem Marek został
wydelegowany, żeby odnieść materac. Ostatni w stronę brzega skierowali się
Damian i Ewa.
- Przy tych dwóch uważaj na siebie. Jakby co, uciekaj i krzycz. – Damian
ostrzegł młodszą kuzynkę, gdy zostali sami.
- Dlaczego? Znacie się przecież. Kto to jest? – wysportowany mężczyzna,
proponujący poczęstunek, zrobił na nastolatce miłe wrażenie. Nie rozumiała
niechęci kuzyna.
- Jacyś robotnicy. Raz ich widziałem na oczy i coś mi tu nie gra.
Krocząc powoli w płytkiej wodzie przy brzegu Damian nie mógł sie
powstrzymać przed ukradkowym przyjrzeniu się sylwetce Ewy. Celowo zwolnił
kroku, by na moment znaleźć się tuż za nią. Wpatrzony w szerokie biodra, z
każdym krokiem zmysłowo przesuwające się na prawo i lewo, uznał, że nie miał
racji:
- Nie, to nie jest już mała dziewczynka.
Jak tylko stanęli na brzegu, Kacper zabiegł im drogę.
- To jak? Reflektujecie na coś? – spytał radośnie.
- Chyba nie. Dziękujemy.
- Nie wiem.
W oczach mężczyzny było coś, co nie pozwolało Ewie zdecydowanie odmówić.
- O, Marek! Co wolisz, kiełbaskę czy łososia? – Kacper zwrócił się do
chłopaka, przysłanego przez Magdę, by się zorientował o co chodziło tym razem?
- Kiełbasę! – trzynastoletni podrostek nie pomyślał nawet, by się w tej
sprawie skonsultować ze starszym bratem. Życie nie nauczyło go jeszcze, że
darmowy ser jest tylko w pułapce na myszy.
- Ale my nie mamy jak się odwdzięczyć. Nie mamy ze sobą nic do pieczenia. –
Damian podjął próbę ratowania sytuacji.
- Tylko trochę jabłek. – wtrąciła Ewa, zajmując neutralną pozycję,
częściowo wspierając kuzyna, ale też nazywając ewentualną walutę odpłaty.
- Pieczone jabłka? Genialny pomysł! Co o tym myślisz? – Kacper rozmawiał
już tylko z nastolatkiem.
- Ja? Ale jak pieczone?
- W ognisku. Pomożesz rozpalić?
- A można?!
- Małe można. Nawet nazbieraliśmy już ze Zdzichem gałęzi. To jak,
rozpalasz?
- Dobra! – chłopak był już przekabacony.
- Jeszcze się chyba nie zbieracie? Macie czas? – Spytał na koniec Kacper,
czysto pro forma, cynicznie śmiejąc się Damianaowi w twarz. Studenciak któryś raz
z rzędu dał się ograć!
To chodź, Marek! A wy też przychodźcie zaraz z jabłkami!
By dodatkowo upokorzyć Damiana i zabawić się jego lękiem, wymownie
zatrzymał wzrok na staniku piętnastolatki. Zwilżył językiem wargi i dokończył
zdanie o jabłkach:
- Na pewno będą soczyste.
***
- Silny z ciebie facet! – Zawołał starszy murarz, gdy Marek wyłonił się zza
zarośli, ciągnąc gruby konar drzewa.
- Podoba mi się Mareczek! Podobny do brata! Są jak dwie krople wody! –
donośnym głosem dodał Kacper.
Szeptem, śmiejąc się szyderczo, dodał:
- Tak samo długi, kościsty i głupi.
- Ta! Będą z ciebie ludzie, Marek! – krzyknął Zdzisław.
Od pierwszej sekundy, cwani spece od windowania cen i wmawiania, że wsyscy
inni to patałachy, nie znający się na porządnej robocie, ciągłymi komplementami
wdzierali się w łaski podrostka. Sami imponowali Markowi pewnością siebie, widoczną
tężyzną fizyczną oraz siłą woli.
- Masz krzepę w garści, Marek! Baby to lubią! Co nie, Kacper? Ha, ha, ha!
- No, ba!
- Łapiesz grabą za tyłek i lala mięknie! Od razu wie, o co chodzi.
- Marek, chodź no! Zostaw tę gałąź na chwilę. Mamy pytanie.
- To jak, Marek, masz już dziewuchę?
- Nie mam.
- Ma jeszcze czas, Zdzichu! Jak zacznie kręcić z laskami, to zobaczysz,
będzie mieć od razu dwie. Jedna mu nie da rady. Hi, hi.
- Tak jak ty? Też nigdy ci jedna nie starcza.
- A co zrobić, Zdzichu?
- Ty, może znajdziemu młodemu jaką pannę? Marek, chcesz?
- Jak to?
- Nie wiem jeszcze. Jakieś lody w miasteczku, czy coś na glinkach. Wymyśli
się coś. Ważne tylko żebyś mógł zagadać, pobajerować... a potem buzi, buzi i
samo poleci... Kacper, do której klasy idzie najstarsza Marioli i Wacka?
- Czekaj, czekaj... do szóstej chyba, albo już skończyła podstawówkę. Nie
pamiętam. Dawno już z nimi nie gadałem. A co ty chcesz od niej?
- Ech, sąsiedzi, sąsiedzi! Pamiętasz jak ją podwieźliśmy w zeszłym roku,
jak nie chodził? Pannica, że hej! Myślałem, że starsza... No, ale chłopak też
nie ma sto lat. Co nie, Marek? Zagada się starych, a młodzi w tym czasie sobie
pogruchają swobodnie... Tylko trzeba się spotkać.
- Ech, Zdzisiu! Ty to masz pomysły. A jak ona już ma chłopaka?
- Nie ma! Jak zobaczy Mareczka, to wszystkich innych zapomni. Poza tym, na
pewno ma jakieś koleżanki, psiapsiółki... Patrz, jak się Markowi pomysł
spodobał! Jak mu się oczka świecą.
- Zdzisiu, skończ temat na razie, żeby mu przypadkiem nie stanął.
- Dobra, Mareczku, to rozpalamy ognicho...
Gdy buchnęły pierwsze płomienie, Kacper wznowił rozmowę:
- Marek, a twoje siostry mają chłopaków?
- Magda - nie wiem, a do Ewki przychodził taki Bartek, ale się chyba o coś
pokłócili. Nie wiem.
- Aż dziwne, żeby takie ładne dziewczyny były same.
- Tylko ładne? Piękne, Kacper, śliczne! Palce lizać! Żeby tylko móc mieć
połowę tych lat, co się ma... Ech, chłopcy, nie dla psa kiełbasa. Ty, Mareczku,
na nic nie czekaj! Łap cyculki pókiś młody. Potem może być za późno.
- Aha, tylko jak? – Rozmowa odniosła zamierzony skutek. Marek odważył się
zadać pierwsze pytanie.
- Co tak cicho, Mareczku? Tu sami swoi. Możesz mówić śmiało... Jak się
jeszcze kiedyś spotkamy, to ci Kacper nie jedno opowie. A teraz, weź ich pogoń.
Pora zagrzać te ich jabłuszka. Co, Kacper?
- Kacper, chcesz dzisiaj tę małą? Ja się wezmę za Stokrotkę. – spytał starszy
murarz młodszego, jak tylko młodzik się oddalił kilka kroków.
- Tylko bez przesadyzmu, Zdzichu! Graba!
- Graba!
***
- Cześć, Stokrotka! A my się jeszcze nie znamy. Ździsiek.
- Ewa.
- Bardzo mi miło. No, dawaj te jabłuszka! – tym razem drugi murarz
skierował wzrok na miseczki stanika. Nie gapił się bardzo nachalnie, ale
wystarczająco wyraźnie, by Damianowi, obserwującemu bacznie zachowanie
mężczyzny, serce podskoczyło do gardła.
- Proszę.
- Daj Kacprowi... A jak nazwiemy pannę Ewę? Konwalia, róża, magnolia? Na Madzię
mówimy Stokrotka. Ewa, co powiesz, żeby być Różą?
- Bezkolcową. – wtrącił Kacper.
- No, dobrze. Lepsze to niż Ciapka. – rezolutnie zgodziła się
nowoochrzczona.
- Kto? – zainteresował się Kacper.
- Ciapka... przez piegi.
- Ale się dziś żeśmy nagadali! – Zdzisław zagaił kolejną rozmowę, gdy
wszyscy zostali już zaopatrzeni w patyki i nadziali na nie jabłka i kiełbaski. Po
ilości przygotowanego jedzenia można było łatwo poznać, że organizatorzy spodziewali
się gości.
- Mówię gościowi, że za czterdzieści kawałków mu więźby nie postawimy. A
ten, że sprawdził ceny w internetach i że mu za materiał niecałe dwadzieścia
wychodzi. I żeby mu z ceny spuścić. Trzydzieści i trzydzieści, w koło Macieju.
I co z takim zrobić, Damian? Łebski facet jesteś. Co byś mu powiedział? Bo ja
mu, że w Warszawce za sześć kafli w biurze nikomu się siedzieć nie chce, a tu
takie przyjadą i myślą, że ktoś mu za friko robić będzie. Pałac stawia. Na furę
ma, na Grecję ma, a na robociźnie tnie ile wlezie. Żyła ten... no, jak mu tam...
inwestor. Dobrze mówię, Kacper?
Temat rozmowy nie był przypadkowy. Wiadomo nie od dziś, że kasa działa na
kobiety jak afrodyzjak. Dla mężczyzn natomiast jest tym, czym woń moczu dla
kotów. Narzędziem rywalizacji. Wyznacza hierarchię. Od Ilości kasy zależy, kto
jest fajny gość, a kto frajer, kto ma prawo wyrywać wszystkie samice, a kto
musi zadowolić się resztkami. Studencik miał poczuć, że w zestawieniu ze
Zdzichem i Kacprem był tylko miałkim wypierdkiem.
Gdy starszy robotnik gadką o pięniądzach znęcał się nad ego Damiana,
młodszy skierował uwagę w kierunku Ewy:
- Mogę cię porwać na chwilkę? Marek chętnie przypilnuje nasze kiełbaski,
prawda Marek?
- Jasne! – jakże by inaczej?
Bez najmniejszego problemu zabrał ją na spacer po lasku, w celu zapoznania
się. Już nie tylko Damian gotował się w środku. W Magdzie wzbierała złość na
niewiernego podrywacza i budziło się uczucie zazdrości. Węsząc zdradę Kacpra,
jeszcze łaskawszym okiem niż dotychczas spoglądała na Damiana i żałowała
nocnego sms-a. Nie powinna była wdawać się w intrygi, nie informując kuzyna.
Chwilę potem Zdzisław zaprosił najmłodszego z ciotecznego rodzeństwa na
przechadzkę kierunku przeciwnym do tego, gdzie udali się Kacper i Ewa. Magda i
Damian zostali sami, nie rozumiejąc zupełnie, co się wokół nich działo, bez
najmniejszego wpływu na przebieg spotkania. Strach ich obleciał. Przez kilka
minut stali w milczeniu, zlęknięci, piekąc kiełbaski, na które wcale nie mieli
ochoty.
- Nie podoba mi się to. – odezwał się w końcu Damian.
- Pójdę zobaczyć, co z Ewą.
- Okamaam cię, Damian. Wtedy w sklepie nic mi się nie przywidziało. Jak
wrócimy do domu, powiem ci prawdę.
***
Zdzisław chciał wiedzieć, gdzie jest dom babci i wujka, jak długo
zamierzali zostać na wsi rodzice Ewy i Marka, jak często i kiedy w ciągu
najbliższych tygodni mieli pojawić się goście, rozmieszczenie pokoi i kto gdzie
spał. Nie potrzebował dużo czasu, by wydobyć te informacje od ufnego nastolatka.
- Na którą wam kazali wrócić do domu? – zadał ostatnie pytanie.
- Przed trzecią mamy jechać.
- A, to mamy już mało czasu... Bo wiesz, Kacper i ja chcieliśmy jeszcze z
wami popływać. Dadzą się dziewczyny zaciągnąć do wody? Jak myślisz, Marek?
- No jasne! – Co do tego Marek nie miał wątpliwości. Zdziwił się tylko, że
trzydziestoletni mężczyzna interesował się kąpielą z nastolatkami.
- Ma pan dzieci?
- Mam. – padła szybko odpowiedź.
- Mam córkę i syna w twoim wieku, ale nie mieszkają ze mną. Żona uciekła
parę lat temu. A dlaczego pytasz?
- A tak tylko. To ile pan ma lat?
- Trzydzieści cztery, ale nie mów nikomu. Niech myślą, że mam tyle, na ile
wyglądam... Jeszcze mam do ciebie prośbę, Marek! Mów mi po imieniu. Zdzisiek.
Nie jestem żaden pan tylko kolega. Dobrze?
- Dobra!
- No to jak? Wracamy, kumplu?
- Okey.
Starszy kompan klepnął młodszego w ramię, serdecznie, po ojcowsku.
- Podobasz mi się, Marek! Wporzo gość jesteś... A wracając do spódniczek.
Jakie ci się bardziej podobają, chude czy bardziej pulchne?
- Ostatnio chude. – odpowiedział Marek po namyśle.
- Ale i tak żadna mnie nie chce. – dodał, naiwnie skory do wylewania żali.
- Za mało się starasz! Nieśmiały jesteś?
- Czasami.
- Nie martw się. Kacper cię nauczy śmiałości. Ha, ha! – Powiernik
nastolatka zaśmiał się rubasznie i jeszcze raz kordialnie poklepał Marka po
ramieniu.
- Przyglądaj mu się uważnie, a się na pewno czegoś nauczysz. Uwierz mi,
Mareczku! – wyjaśnił Zdzisław, odczytując pytanie w oczach nastolatka.
- Poza tym, Mareczku, przekaż siostrom, że będziemy tu z Kacprem w czwartek
i sobotę, o tej samej porze. Jak nie będziecie mieć nic lepszego do roboty, to
wpadnijcie na kiełbaski.
***
Od strony drogi zagajnik wydawał się mały. Ot, kępa drzew wokół mniej
więcej okrągłego jeziorka, nie więcej. O
tym, jak złudne było to wrażenie, Damian przekonał się szukając Ewy i Kacpra.
Szedł główną ścieżką dziesięć minut, i nic. Ani widu ani słychu. Na dodatek,
ścieżka się rozwidlała. Jedna nitka wiodła wokół zbiorkika, ale pozostałe
musiały wieść w okoliczne pola, przez zadrzewione odnogi lasku. Damian,
niepokojąc się też o drugą z kuzynek, zawrócił. Blisko polany skręcił w jedną z
bocznych ścieżek, przeszedł kawałek, znowu skręcił, i jeszcze raz – nikogo nie
spotkał. Wrócił do punktu wyjścia, ruszył wgłąb lasku, ponownie główną alejką,
i dopiero wtedy, gdy początkowy niepokój zdążył przerodzić się w strach nie na
żarty, głaz spadł mu z serca.
Z naprzeciwka, bez pośpiechu, szli Kacper i Ewa, oboje radośni,
uśmiechnięci. Wyglądali jak grecki bóg i słowiańska wodna nimfa. On barczysty, bicepsy,
klata, zarysowane mięśnie brzucha. Ona trochę
niższa od niego, delikatna, szczupła figura. Idealna para przeciwieństw.
- Widzisz? Miałem rację! Dobrego masz brata. Ha, ha! Nie mówiłem, że będzie
szukał siostrzyczki? – Kacper wprost promieniował dobrym humorem, zaraźliwie.
- Idź do niego. – szepnął, na ułamek sekundy kładąc dłoń na jej boku.
Dziewczyna nie obruszyła się, nie drgnęła nawet, jakby ten dotyk był dla
niej zupełnie naturalny, albo w ogóle go nie poczuła. Damian wolał wierzyć w tę
drugą ewentualność. Uśmiechnęła się tylko do Kacpra i zrobiła, jak poprosił.
- Wszystko w porządku? – Damian szepnął kuzynce do ucha, gdy znalazła się
tuż obok.
- Tak. – potwierdziła krótko, ocierając się łokciem o rękę kuzyna i
wsuwając swoją dłoń w jego.
Damianowi mimowolnie przypomniało się powitanie, jakie zgotowała mu Magda
kilka dni wcześniej, po drugiej stronie polany, spędziwszy jakis czas sam na
sam z Kacprem. Ten chłopak wyraźnie miał w sobie coś, co kazało dziewczynom
łasić się do kuzyna. Tylko co? Damian zacisnął palce wokół rączki Ewy i
kurtuazyjnie zapytał na głos:
- I jak spacer?
- Świetnie! Pokazałem Ewie drugie zejście do wody i topolę oblepioną
jemiołą. Trochę się poznaliśmy. Prawda, Ewuś?
- Aha. – odpowiedziała, cicho, jakby ze wstydem. Jednocześnie wtuliła się w
ramię Damiana, jak dziecko szukające wsparcia i przebaczenia.
Jemioła? Więc to o takie poznawanie chodzi! W mózgu Damiana zawrzało od
podejrzeń. W jego kąpielówkach róznież zrobiło się gorąco, na myśl o całowaniu
ust tulącej się do niego Ewy. Czegóż by on nie oddał, żeby się znaleźć w ciele
szczęśliwego podrywacza, stojącego trzy kroki przed nim. Wszystko, na co sam
mógł się zdobyć, to objąć czule nimfę i ewentualnie pocałować ją po bratersku w
policzek. Nim jednak zdołał to zrobić, grecki bóg wymierzył kolejny cios w dumę
maluczkiego człowieka.
- Damian, masz WattsUpp? – spytał Kacper z głupia frant.
- Mam. – odpowiedział geograf, zdezorientowany.
- Co to jest, właściwie? Ewa próbówała mi wytłumaczyć, ale nie jestem
pewien, czy dobrze zrozumiałem.
- Komunikator. Messenger. App do wymiany wiadomości.
- Aha. Powiedzmy, że wiem o co chodzi. Do jakich wiadomości?
- Jak sms-y.
- Och! To nie można było tak od razu mówić?
- Do przesyłania tekstów, zdjęć, filmików tyle że taniej niż mms-y bo przez
internet. – Przez chwilę Damian mógł poczuć się panem sytuacji. Krótką chwilę.
- Dziękuję, Damian! Trochę mnie oświeciłeś.
- Proszę. A właściwie dlaczego pytasz?
- Bo chciałem mieć kontakt do ładnej dziewczyny, numer telefonu, a ona o
tym Wattsupp i że mogę ją znaleźć na Facebooku... Ty masz Facebooka?
- Mam... Możesz sobie zapisać mój numer. – Damian wrzał w środku. Czuł
rychły koniec partii. Nie wiedział tylko, jak miał wyglądać tym razem szach
mat. Ewa purpurowiała na policzkach.
- Tak chyba zrobię... A pozwolisz Ewie dzwonić do mnie z twojego telefonu?
– Kacper przez cały czas sprawiał wrażenie, że prowadził rozmowę na poważnie.
Po ostatnim pytaniu było już jasne, że kpił perfidnie od samego początku. Jeden
cel mu przyświecał, zabawić się kosztem Ewy i Damiana. Udawało mu się to
bezbłędnie.
- Pozwolę. – Damian uciął w końcu dyskusję, rytualnym przewróceniem swojego
króla, ratując się przed absolutną kompromitacją.
Kurczowo trzymając kuzynkę za rękę, poprowadził ją z powrotem do ogniska.
Kacper, w triumfalnej pozie, wesoło kroczył tuż za nimi. Podziwiał ruch bioder
nastoletniej dziewczyny.
***
Zobaczywszy Damiana i Ewę idących za rękę, Magda poczuła się podwójnie
zdradzona. Tłumiąc wybuch wściekłości oświadczyła, że miała ochotę poczytać
książkę. Odwróciwszy się na pięcie, czym prędzej pobiegła na swój koc i pogrążyła
się w lekturze. Mając nadzieję na szybsze niż planowane zakończenie pikniku,
Damian, drapnięciem w nasadę kręgosłupa dał znać Ewie, by podążyła w ślady
starszej kuzynki.
Pozostało mu tylko odciągnąć na bok Marka i dyskretnie wyjaśnić mu
położenie. Nie było to łatwe. Murarze na przemian mówili, obok którego drzewa
prowadzili Marka i Ewę i przy którym krzaku akurat się zatrzymali. Wyglądało
tak, jakby posługiwali się jakimś tajemnym kod Masonów, pozwalającym im
przekazać informację o głębokim znaczeniu, ukrytym przed nie wtajemniczonymi
profanami. Bawili się doskonale, a Marek, zafascynowany przedstawieniem, jak
zahipnotyzowany łowił każde słowo. Szyfr musiał być bardzo wyszukany, bo nawet
student wyższej uczelni rozumiał tylko jeden element tajemnego kodu, słowo
„jemioła”.
W końcu Damianowi udało się wyrwać brata z transu. Odciągnął go na kilka
kroków i zaczął coś tłumaczyć, lecz na nic się to nie zdało. Posiadacze wiedzy
tajemnej także odeszli od ognia. Zostawili chłopców samych, by nie przeszkadzać
im w braterskiej naradzie i teleportowali się tam, gdzie na kocach leżały dwie
piękności.
- Stokrotko, co czytasz? – spytał Zdzisław bezceremonialnie, przykucnąwszy
obok Magdy.
- Ale cię złapało, Ewuś! Chyba dziś jesteś pierwszy raz na słońcu w tym
roku. – Kacper zaniepokoił się zaczerwienieniem pleców drugiej nastolatki.
- „Niebezpieczne związki.” – odpowiedziała Magda, grzecznie ale od
niechcenia.
- Brzmi dobrze. A o czym to jest? – Zdzisława bardziej niż książka
interesowały kształty dziewczyny. Spoglądał to na jej pupę, to na kompana,
kucającego przy sądziednim kocu.
Dwa głodne wilki obstąpiły z dwóch stron dwie smakowite owce i oblizywały
się przed przystąpieniem do konsumpcji.
- O intrygach dworskich. Młoda dziewczyna, Cecylia, ma zostać wydana za mąż
za bogatego człowieka, którego nigdy nie widziała na oczy. Zakochuje się w
innym, młodym kawalerze. Ten kawaler też ją kocha, ale jest jednocześnie kochankiem
markizy, u której mieszka Cecylia. Mężczyzna, za którego ma wyść za mąż ta
dziewczyna, jest byłym kochankiem markizy. I tu się zaczyna intryga. Markiza
chce się zemścić za to, że ten były kochanek jej już nie chce. Namawia swojego
dawnego kochanka – w książce nie jest napisane ilu ich miała – żeby uwiódł
Cecylię. Chce żeby pozbawił dziewczynę dziewictwa przed ślubem.
- Kacper, słyszysz to? Jakby za moich czasów były takie książki, to bym nie
uciekał z polskiego. Może nawet maturę bym zdał... I co, Stokrotko? Udało mu
się to bałamucenie? – Zdzisław pogładził miłośniczkę literatury fransuskiej po
policzku.
- Chyba tak. Jeszcze nie doczytałam. Ale na końcu wszyscy zginą. – odparła
Magda, rozglądając się za braćmi.
- A ty lubisz czytać, Różyczko? – starszy mason zwrócił się do drugiej z
sióstr, jednocześnie obchodząc koc, by znaleźć się bliżej nóg Magdy.
Bracia owieczek już się zbliżali. Dla wilków był to więc ostatni moment, by
ugryźć je niezauważenie. Równocześnie, znienacka, złapali w garść obie
wystawione do góry pupy, dociskając biodra nastolatek do podłoża. Powstrzymali
się przy tym od jakichkolwiek komentarzy. Cicho, dyskretnie, tak by prawa pupa
nie wiedziała, co się działo z lewą. Dziewczyny jęknęły, zaskoczone, ale się nie
zaprotestowały. Zbyt głęboko i zbyt szybko wbiły się szpony drapieżników i zbyt
prędko odpuściły, by był sens się bronić. Tym bardziej, że wilki błyskawicznie
przybrały ludzką postać, serdecznie witając Damiana i Marka.
- No i jak narada, chłopaki?! My tu ciekawe książki czytamy, a wy się nie
możecie nagadać.
- Niedługo pora na nas. – poinformował Damian.
- Już? Przecież jeszcze druga godzina nie doszła! – zaprotestował Zdzisław,
tak jakby to on się umawiał, o której wrócić do domu.
- No, już.
- A nie miliśmy jeszcze zagrć w karty? Mareczku, co z naszą partyjką w
oczko?
Chłopak nie wiedział o jaką partyjkę chodziło fałszywemu przyjacielowi, ale
nie miał ochoty wracać.
- No, nie wiem... – mruknął pytającym tonem, spoglądając spode łba na starszego brata.
- Ale tylko jedna runda, zgoda? – Damian niechętnie, ale się zgodził. I tak
nie wypadało mu robić panikę.
- Dziewczyny, gracie? Wstawajcie! Robimy miejsce. – Kacper żywiołowo
poderwał nastolatki do pionu, smygając je po łydkach i kolanach otwartą
dłonią.
- Widzę, że karty już są. Nie musimy iść po nasze. – wskazał na talię kart, przyniesioną przez rodzeństwo.
- Reguły wszyscy znają? Kto bierze bank? Może ty, Damian? – sprytny murarz
wiedział doskonale, komu związać ręce ciągłym zajęciem.
Przed końcem rundy, niedawne wilki wspomniały o możliwych rozwinięciach tej
stosunkowo prostej gry. O hazardzie pieniężnym, o grze na fanty, nieprzyzwoite
zadania i o wariancie z pytaniami.
- Na rozbierane nie grajcie z Kacprem. To kanciaż! – zażartował Zdzisław.
Gdy wydana została ostatnia karta i zgodnie z kompromisem zawartym z
posiadaczem banku, impreza na polanie powinna dobiec końca, główny murarz zadał
niewinnie brzmiące pytanie:
- Dziewczyny, macie jeszcze jabłuszka?
W tajnym masońskim kodzie był to sygnał gotowości do ataku. Mężczyźni
wstali i naprężyli muskuły.
- Chyba jeszcze dwa zostały. – Ewa wstała z klęczek, żeby podejść do torby.
Zdzisław odczekał, aż Magda również się podniesie, po czym wydał kolejny
zakamuflowany rozkaz:
- Daj nam!
W jednej chwili, obie siotry poszybowały w niebo, przy akompaniamencie
pisku, jaki spontanicznie wyrwał się z ich gardeł w odruchu obronnym. Kacper
uniósł Ewę, ścisnąwszy ją w kolanach ramionami. Magdę w ten sam sposób podniósł
dowodzący atakiem Zdzisław. Natychmiast na nogi zerwał się pies stróż Damian.
Nerwowym ujadaniem spłoszył napastników. Niestety, złodzieje unieśli zdobycz. W
dodatku rozbiegli się w dwie różne strony. Kacper pobiegł prosto do wody.
Zdzisław, wolniej, zakreślił łuk na polanie.
- Co robisz? Hej! Człowieku, opamiętaj się! Puść ją! – wrzeszczał Damian na
pierwszego porywacza, którego zdołał dopaść.
- Damian, spokojnie... Chłopie! Przecież nic jej nie zrobię. Uspokuj się!
Dobrze już, Damian. Stawiam ją na ziemię... Stokrotko, przepraszam! Nic cię nie
boli? Dzieci kochane, to miał być tylko żart na pożegnanie. Przepraszam.
Zdzisław się pokajał, pora gonić drugiego zbira.
- Kacper, puszczaj ją natychmiast! Zostaw ją, zboku! Zostaw ją w spokoju! –
wrzeszczał Damian goniąc i dogoniwszy Kacpra w płytkiej wodzie.
- Dobra, Damian! Spokojnie... Ewuś, przepraszam! Nic cię nie boli? – druga
kuzynka została wyswobodzona.
Damian już prawie mógł się czuć bohaterem... Wtem dobiegł go krzyk Magdy.
Zdzisław uniósł ją znowu. Tym razem pędził wprost na odważnego studenta.
Chłopak odruchowo, biegiem ruszył mu naprzeciw, stanąć w obronie ponownie porwanej
kuzynki. Gdy przeciwnicy spotkali się, na plaży, stanęli, by uniknąć zderzenia.
Magda już nie krzyczała, ani się nie szarpała. Kurczowo, obiema rękami trzymała
się za prawy bark mężczyzny, zabezpieczając się przed upadkiem. Miała
niejednoznaczny wyraz twarzy. Była jednocześnie oburzona, zrezygnowana i błogo
uśmiechnięta. W oczy spojrzała kuzynowi nie od razu. W pierwszym odruchu, jej
wzrok wstydliwie skierował się na bok.
Student, mimo że zdolny i bystry, potrzebował paru chwil, by dostrzec
najbardziej niepokojące szczegóły. Mężczyzna lewym ramieniem podpierał plecy
branki. Prawą ręką trzymał ją od dołu. Przy tym jego ramię znajdowało się
pomiędzy udami dziewczyny. Dłoń i przedramię ułożone równo wzdłuż kręgosłupa,
utrzymywały główną część ciężaru. Uchwyt był głęboki. Palce dłoni sięgały aż do
łopatek. Ręka murarza na całej długości przylegała ściśle do niesionego ciała.
Ramię opasało łono i podbrzusze. Łokieć wrzynał się w krocze. Możliwe, że to
jeden z chwytów zapaśniczych. Jeśli tak jest w istocie, to jest to chwyt najmniej
przyzwoity, najbardziej naruszający sferę intymną przeciwnika. Jak widać,
murarz stosował w praktyce zasadę, że z kobietą wszystkie chwyty są dozwolone.
- Panie Zdzisławie, proszę! – student gotów był się rozpłakać, uklęknąć i
całować bandytę po nogach, żeby tylko ocalić kuzynkę od pohańbienia.
- Damian, co w ciebie wstąpiło? To zabawa, przecież. Daj spokój. – zapaśnik
ze stoickim spokojem udawał, że nie rozumiał powodu histerii.
Sama nastolatka nie zgłaszała problemu, więc protest jej brata nie był
uzasadniony. Wynikał z jakiegość przewrażliwienia i nieadekwatnej oceny
rzeczywistości.
- O nie! – Magda odezwała się wreszcie, skinieniem głowy wskazując na
jezioro.
Tam Kacper pędził za Ewą, uciekającą z piskiem. Mała antylopa nie miała
najmniejszych szans w wyścigu z doświadczonym leopardem. Dopadł ją bez
problemu. Wbił szpony w jej cienkie ciało. Przewalił na ziemię. Podrzucił.
Przestała się wierzgać. Chwilę potem, Kacper niósł Ewę w głębszą wodę,
trzymając ją w takim samym uchwycie jak Zdzisław Magdę. Na ten widok, obu
mężczyznom, robotnikowi i studentowi, powiększyła się wypukłość slipek. Domyślili
się jakich sensacji doswiadczyła właśnie druga cipka. Robotnik, podrzucił lekko
swoją antylopę, skorygował uchwyt i również poniósł ją w wodę.
- Chodź do nas, stary! Ręce mi już zgrabiały. – Leopard, osiągnąwszy swój
cel, odezwał się konsyliarnie do swego przeciwnika.
Zwracając się do Magdy, dodał:
Zwracając się do Magdy, dodał:
- Najlżejsza nie jesteś, Stokrotko!
Dwa kroki dalej drapieżnik zrezygnował z targania z trudem upolowanej
zwierzyny.
- Teraz ty ponieś Różyczkę, Damian! Ja nie mam już siły.
Postawił osłupiałą Magdę na nogi i pognał do drugiego leoparda.
Zranionej antylopie nie pozostało nic innego, niż przytulić się do samca
swojego gatunku.
- Damian, przepraszam! – szepnęła.
Dwoje ust mimowolnie otarło się o siebie, ukradkiem. Środek uspokojący.
- Już dobrze, Madziu. Trzeba iść do Ewy.
- Idziemy!
Marek też już był w wodzie.
***
Tymczasem Kacper zdążył wypuścić rybkę z niewoli.
- Ewuś, przepraszam, że tak znienacka i na siłę. Damian się chyba
zdenerwował, bo chciał wracać wsześniej. Właściwie, nie powinniśmy ze Zdzichem
tak robić. Przepraszam. Powiem Damianaowi, że to się nigdy nie powtórzy. Nie
będziesz się gniewać? – Kacper tak długo przepraszał, aż uzyskał uniewinniającą
odpowiedź.
- Przecież nic się nie stało. - Skoro porywacz nie zauważył, że jego ofiara
dygotała nie ze strachu i była wilgotna nie od wody z jeziora, to nie należało
wyprowadzać go z nieświadomości.
- Jesteś bardzo miła, Ewuś. Chciałbym, żebyśmy się jeszcze spotkali.
- Tylko jak, kiedy?
- Choćby w przyszłym tygodniu. Wakacje się jeszcze przecież nie kończą. Nie
wracasz chyba jutro do domu.
- No nie.
- Widzę, że Damian dał się jednak przekonać. Chodźmy, Ewuś, do reszty
towarzystwa. Na pewno się na mnie nie gniewasz?
- Na pewno.
Przez następny kwadrans sześć osób w zupełnej harmonii zażywało kąpieli w
jeziorze. Kacper i Zdzisław tłumaczyli Markowi, jak prawidłowo pracować rękami
w stylu kraula. Magda i Ewa doprowadzały bicie serca do normy w towarzystwie
kuzyna. Pływali, trzymając się blisko, we troje, nie spiesząc, przystając co
kilka metrów. W rozmowie zastanawiali się nad tym, co robiła reszta rodziny za
stołem i czy warto by było następnym razem wybrać się na znane im od lat
glinianki, mniej odludne niż żwirowisko. Na temat porwania, pogoni i kłótni z
mężczyznami zgodnie milczeli. Może nie wszystko było takie, jak się wydawało.
Może niektóre rzeczy rozegrały się tylko w ich wybujałej wyobraźni.
Młodzież wróciła do domu na czas, bez przeszkód, w doskonałych humorach,
tryskając energią. Przynajmniej takie sprawiali wrażenie. Nie byli wylewni w
opowieściach, ale też nikt nie oczekiwał obszernych relacji. Życie na glinkach,
gdzie spędzili południe według oficjalnej wersji, w słoneczne letnie dni
wygląda zawsze tak samo. Poza tym, młodzi mają prawo mieć swoje sekrety.
Rodzice nie muszą przecież wszystkiego wiedzieć.
***
Sobotni wieczór był długi. Wieczerza, obfitująca w bezbarwną ciecz,
spożywaną małymi porcjami jednocześnie przez wszystkich uprawnionych biesiadników,
zakończyła się grubo po północy. Najmłodsi, oczywiście, nie uczestniczyli w popijawie.
Mareczek i obie dziewczynki – w odniesieniu do nich używano wyłącznie form
zdrobniałych – jak tylko zjedli obiad, uciekli na piętro, zająć się swoimi
sprawami. Zeszli na dół po ósmej, wziąć kąpiel i przekąsić coś przed snem.
Korzystali z łazienki kolejno, według wieku, najpierw Marek, po nim Ewa i
Magda. W tej samej kolejności zajmowali miejsce przy stole. Dziewczyny, w
haleczkach, prezentowały się doskonale. Damian uwielbiał takie widoki. Zresztą
nie tylko on. Wujek Adam, stary kawaler oraz wujek Rysiek, ojciec Marka i Ewy,
także dyskretnie łypali łakomym okiem.
Po kolacji dziewczynki poprosiły kuzyna, by poszedł z nimi na górę. Na
chwilę. Miały z nim coś do omówienia. Wizyta przerodziła się, jak zawsze, w
kilkugodzinną prywatkę. Młodzi, we czworo zagrali w tysiąca i Scrabble na łóżku
jednej z kuzynek. Zdawało się, że wydarzenia z południa popadły w całkowite
zapomnienie. Były tylko karty, plansza i literki na posłaniu oraz orzeszki,
cola i soki na biurku. Uwagę starszego kuzyna przykuwały jednak przede
wszystkim dwa zestawy piersi, nieskrępowanych stanikiem. Co i rusz, gdy tylko
Magda lub Ewa się pochyliła, udawało mu się zerkając w dekolt pod odpowiednim
kątem, musnąć wzrokiem kawałek nieopalonego ciała.
Tego wieczora podglądacz szczególnie mocno cenił piersiątka Ewy.
Wielokrotnie wyglądały do niego spod luźnej haleczki w całości. Być może pod
działaniem kilku kieliszków wódki wypitej za stołem, Damian śmielej niż zazwyczaj oddawał się swojemu wzrokowemu
hobby. Nawet groźba przyłapania przez Magdę, nie powstrzymywała go przed
zapuszczaniem żurawia ani przed przypatrywaniem się Ewie od góry. Jak nigdy
wcześniej miał chęć wziąć jej miękkie pagórki do buzi, w całości, ssać je i
gnieść językiem sutki. W końcu wytłumaczył sobie, że był to objaw tęsknoty do
swojej byłej dziewczyny. Alicja też miała małe cycki.
***
Dzień 7. (Niedziela)
W niedzielę Damian był od rana markotny. Wcale nie miał ochoty wyjeżdżać.
Gdyby nie wcześniejsze postanowienie – sumienny student nie uznawał lenistwa i
pochopnego zmieniania planów – zostałby na wsi do końca sierpnia. Pilnowałby
obydwu kuzynek, nie spuszczałby ich z oczu ani na minutę. Najchętniej zamknąłby
się z nimi w pokoju na całe wakacje i nigdzie nie wypuszczał, na żadne
glinianki, jeziorka, rowery. Nie chciał
się nimi z nikim dzielić.
Dziewczynki nie zeszły rano na śniadanie. Ich lekko odziane ciała,
promieniejące świeżością, nie rozproszyły mroków kaca. Damianowi przyszło więc
patrzeć na twarze wujków, zmęczone nocną dyskusją. Samemu musiał ich bawić
rozmową. Najpierw pytali o coś, sami nie wiedzieli o co. Potem mówili o aferach
i agentach, domagając się poparcia ze strony studenta. Jakby nie pamiętali, że
jego poglądy na wiele spraw dalekie były od tego, co wujowie uznawali za
jedynie słuszne.
Pierwsze próby budzenia śpiących nastolatek miały miejsce około dziesiątej.
Ciocia Lusia dwa razy wchodziła do pokoju z pytaniem, czy ktoś zejdzie do
kuchni. Bez odzewu. Potem Adam w towarzystwie najmłodszego siostrzeńca, Marka,
spróbował szczęścia. Także bez rezultatu.
- Kołdry zsunięte. Leżą sardynki na brzuchach i ani drgną. – z egzaltacją
zrelacjonował łysiejący wujek.
Równo w południe do pokoju kuzynek zakradł się Damian. Zaczął od Magdy,
według starszeństwa i stopnia zażyłości. Odgarnął jej włosy z pleców i
pogładził po karku.
- Madzia, śpisz? – szepnął jej do ucha. Bez reakcji.
Obejrzał się na drugie łóżko, by upewnić się, że druga z dziewczyn miała
zamknięte oczy. Potrząsł lekko ramię, pytając jeszcze raz:
- Madzia, już jest dwunasta. Śpisz? – Żnów bez reakcji z jej strony.
- Skoro tak, to cię inaczej obudzę. – powiedział w myśli. – Albo, lepiej
się nie budź.
Najdelikatniej jak umiał podciągnął rąbek halki do góry. I bez jego
działania, piżama była mocno podwinięta. Odkryte były prawie całe nogi. Wystarczyło
tylko kilka centymetrów, by odsłonić majtki. Ach, co za widok! Chłopak
ostrożnie położył dłoń na pośladek. Ścisnął lekko. Spytał, czy Madzia śpi. Nie
doczekawszy się odpowiedzi, ścisnął go jeszcze raz. Następnie drugi pośladek. Pogładził
udo, wysoko, od wewnętrznej strony.
- Zakazany owoc – pomyślał, kierując palec wskazujący tam, gdzie udo się
kończy.
Skradał się jak kot do mysiej dziury. Napięte mięśnie, zmysły wyostrzone,
pełna gotowość do ataku i do odskoku, gdyby jakiś szum, szurnięcie lub inny
podejrzany dźwięk ostrzegł o czyhającym niebezpieczeństwie. Jeszcze tylko
centymetr, siedem, pięć milimetrów i dotknie majtek, dotknie tego magicznego
miejsca, gdzie jest ciepło i fajnie...
Powstrzymał się jednak.
- Stop! To można zrobić, tylko za świadomą zgodą właścicielki szpary. –
wyjaśnił życzliwie wewnętrzny głos rozsądku.
Damian pogłaskał udo niżej. Już wcześniej odniósł wzażenie, że noga, którą
macał delikatnie drgnęła. Gdy doszedł do kolana, obie nogi drgnęły całkiem
wyraźnie. Czyżby ona to wszystko czuła? Damian zamarł w absolutnym bezruchu.
- Madzia? Nie spisz już? – odezwał się półgłosem.
Dziewczyna leniwie obróciła się na plecy.
- Ćśśś. – przyłożyła palec do ust. Wskazała na Ewę i spytała wzrokiem: "Ona śpi?"
Damian wzruszył ramionami.
Obudzona królewna gestem poprosiła rycerza, by podał jej prawą rękę.
Ostrożnie nakierowała dłoń wybawiciela na obfitą wypukłość swej koszuli nocnej.
Nieme polecenie brzmiało:
- Pogłaszcz po biuście.
Grzechem byłoby nie posłuchać prośby. Damian wstąpił palcami na lekko
szeroką wydmę, miękką jak galareta. Przez materiał halki wymacał wypukłość,
wyznaczającą szczyt wzniesienia. Na koniec wsunął dłoń pod spód i bezpośrednio
ugniótł pierś spragnioną południowej pieszczoty. Wspólna przyjemność, wspólna
tajemnica – Czy coś może spoić dwoje ludzi jeszcze bardziej?
- Już nie śpię, Damianku. – Magda przywitała promienistym uśmiechem na
twarzy.
- Możesz budzić Ewkę. A ja wstaję. – dodała, opierając się na łokciu.
Puściła oczko.
- Jak mam obudzić? – spytał książę. Dwie śpiące królewny w jednej wieży? O
tym, jak się zabrać za drugą królewnę, bajki nie piszą. Trzeba się kogoś
poradzić.
- Buziakiem! – roześmiała się pierwsza z dziewic.
Wbrew dobrej radzie Damian wybrał sposób sprawdzony. Potrzasnął kuzynkę za
ramię. Pogłaskał po ramieniu. Zasłaniając sobą odpowiednią część łóżka przed
wzrokiem Magdy, mogącej zareagować zazdrością, poszczypał pupę śpiącej kuzynki.
Nie uwzględnił tylko tego, że Magda nie stała nieruchomo w jednym miejscu.
- Ach! To ty taki jesteś! Jednej dupci ci mało! – w duszy nastolatki
rozległ się okrzyk na miarę słynnego Heureka!
O dziwo, nie był to krzyk zazdrości ani rozpaczy. Wzbogacona nowymi
doświadczeniami, zdobytymi w ciągu pierwszego tygodnia wakacji na wsi, Magda
nie umiała już zareagować złością na postępek Damiana. Ostatni święty, nie
licząc taty i wujka Adama, utracił aureolę doskonałości. Niemniej, nie było to
tragiczne przeżycie. Taki już jest los świętych i aniołów, że muszą w końcu
zstąpić na ziemię i stać się człowiekiem. Tym razem padło na Damiana.
- Wszyscy tacy sami. – szepnęła Magda, obejmując anioła-człowieka za szyję,
od tyłu, powodując u niego nerwową drgawkę. To wstyd, zostać
zdemaskowanym.
- Ewka, nie udawaj! – Magda nie czekając na wyjaśnienia, zaatakowała
siostrę cioteczną serią łaskotek.
- Damian, pomóż mi! – zaprosiła Damiana do bratniej pomocy.
Jedna przeciw dwojgu, Ewa nie miała najmniejszej szansy na obronę. Została
brutalnie zmuszona do śmiechu. Oddech, dotychczas miarowy, zamienił się w
tornado, uwięzione w czeluściach płóc. Zaczynała się dusić. Nie mogąc złapać
tchu, walcząc o każdy haust powietrza, nie była w stanie sprawdzić, skąd brało
się uczucie naprężenia klatki piersiowej. Albo rozpierało ją ciśnienie fal
powietrznych od środka, albo czyjaś dłoń gniotła jej piersi od zewnątrz. Jedno
z dwojga. Jeden tylko anioł nieświęty mógłby odpowiedzieć na pewno. Inni mogli
tylko zgadywać.
Pożegnanie było czułe, z uściskami i mokrymi całusami w policzki. Przy
wujkach i babci dziewczynki sie krępowały, oczywiście, ściskać się ze starszym
kuzynem inaczej niż przez wszystkie poprzednie lata. Wystarczyło tylko
powtórzyć rytuał za ogrodzeniem, odprowadzając go do drzwi samochodu,
przeparkowanego uprzednio z garażu na drogę. Każde z nich zaczynało tęsknić,
jeszcze przed rozstaniem.
Jedynie Marek nie odczuwał żalu z wyjazdu starszego kuzyna. Od tej pory nie
musiał z nikim dzielić pokoju.
***
Dzień 8. (Poniedziałek)
Messenger. Magda do Damiana: Nie zdążyłam ci powiedzieć. Nie potrafiłam.
Wtedy w sklepie Zdzisiek klepnął mnie po tyłku. Dlatego się bałam i chciałam
uciekać. Wiem, to brzmi głupio. Potem, nie byłam pewna, czy to w ogóle mogła
byc prawda. Myslałam, że mi się to zdało. Damianku, teraz jestem pewna! Kacper
też się pchał z łapami i do Ewki na pewno też. Ale to nie ma już znaczenia. Oni
chyba nie są wcale tacy źli, tylko zbyt bezpośredni. Ty też lubisz pomacać.
Widziałam! :)))
Messenger. Magda do Damiana: Aha. Masz super ręce! Jak sie miewasz?
Messenger. Damian do Magdy: Boję się o Was obie. Uważajcie na siebie. Oni
są dziwni. Mam nadzieję, że ich już nie spotkacie.
Messenger. Damian do Magdy: PS. Jestem pewien, że to oni nam zakosili
rowery. Bałem się, że cię zgwałcą. Wiem, że to dziwnie brzmi. Byłem zły na
siebie, że się dałem namówić na szukanie. To było nieostrożne. Trzeba było
sobie odpuścić. Przepraszam Cię bardzo.
Messenger. Magda do Damiana: To przeze mnie spotkaliśmy ich w sobotę. I ja
Cię przepraszam!
Messenger. Damian do Magdy: Tęsknię za wami, Madziu.
Messenger. Magda do Damiana: Za mną?
Messenger. Damian do Magdy: Taaak! Jesteś cudowną kuzynką. Całuję!
Messenger. Magda do Damiana: I ja. Z języczkiem :)))
Messenger. Damian do Magdy: Z dwoma! :)))
***
Messenger. Damian do Ewy: Ewuś, co słychać?
Messenger. Ewa do Damiana: Wszystko okey, ale nudno bez Ciebie.
Messenger. Damian do Ewy: I ja tęsknię.
Messenger. Ewa do Damiana: Marek chce znów jechać nad wodę. Adam nie chce
nas puścić bez Ciebie. Widzisz co narobiłeś?
Messenger. Damian do Ewy: Adam wie, co robi. ;-)
Messenger. Ewa do Damiana: Oj tam! Magda też mówi, że wakacje bez Ciebie są
do du...
Messenger. Damian do Ewy: Jeszcze przyjadę.
Messenger. Ewa do Damiana: Hurra!
Messenger. Damian do Ewy: Całuję cię, Ewuś!
Messenger. Ewa do Damiana: Na pobódkę? ;-)
Messenger. Damian do Ewy: W bródkę. ;-)
Messenger. Ewa do Damiana: Kiedy przyjedziesz?
Messenger. Damian do Ewy: Za dwa albo trzy tygodnie. Jeszcze się zobaczymy!
Messenger. Ewa do Damiana: Ja już chcę! Magda Cię miała cały tydzień, a ja
nie! Buuu!
Messenger. Damian do Ewy: Coś wymyślę!
Messenger. Ewa do Damiana: :-)
Messenger. Ewa do Damiana: A będziesz mnie nosił na barana? ;-)
Messenger. Damian do Ewy: Będę. ;-)
Messenger. Ewa do Damiana: A zabierzesz mnie na basen? ;-)
Messenger. Damian do Ewy: Zabiorę. ;-) Pisz do mnie, jak coś będzie nowego.
Messenger. Ewa do Damiana: Napiszę. :-)
***
Messenger. Magda do Damiana: Wieje, pada i jest nudno! Co u Ciebie?
Messenger. Damian do Magdy: Wielkie zmiany... Mam tytuł licencjatu:
Dynamika cen usług w ujęciu regionalnym – Rolnictwo i sektor budowlany.
Messenger. Magda do Damiana: Cieszę się!!!
Messenger. Damian do Magdy: W bibliotece spotkałem przypadkiem koleżankę.
Wiesz kogo.
Messenger. Magda do Damiana: Alicję? I jak?
Messenger. Damian do Magdy: To głupie... ale lepiej.
Messenger. Magda do Damiana: ???
Messenger. Damian do Magdy: Zaprosiła mnie na herbatę. Wiesz, ona mieszka
parę kroków od szkółki.
Messenger. Magda do Damiana: Wow! Jednak Cię kocha!
Messenger. Damian do Magdy: Chyba tak.
Messenger. Magda do Damiana: Czyli udało Ci się z nią tym razem. 3:)
Messenger. Damian do Magdy: Tak ;-) Może... To skomplikowane.
Messenger. Magda do Damiana: Więc masz teraz dziewczynę. :-(
Messenger. Damian do Magdy: Na to wygląda... Zobaczymy, jak długo. Madziu,
nie smutaj. Proszę! *)
Messenger. Magda do Damiana: Muszę, bo teraz nie będziesz mieć czasu, żeby
przyjechać. 3:)
Messenger. Damian do Magdy: Wręcz przeciwnie, Madziu. Wpadnę niedługo.
Messenger. Magda do Damiana: Ewcia się ucieszy? ;-)
Messenger. Damian do Magdy: A ty nie? :-(
Messenger. Magda do Damiana: Może... ;-) Kto jeszcze wie, że masz
dziewczynę? Powiesz Ewie?
Messenger. Damian do Magdy: Tylko Ty i niech tak zostanie. :*
Messenger. Magda do Damiana: :*
***
Messenger. Ewa do Damiana: Do du.. te wakacje. Nie ma co robić, a Magda się
jeszcze popłakała i nie chce z nikim rozmawiać.
Messenger. Damian do Ewy: I nie wiesz, co się stało?
Messenger. Ewa do Damiana: Nie bardzo. Wczoraj powiedziała, że Adam nas
ogranicza. Ale to było wczoraj i na żarty. Dobre jest tylko to, że Adam się
przejął i obiecał, że nie będzie już straszył, że nas gdzieś samych nie wypuści.
Powiedział, że jesteśmy dorosłe dziewuchy i że Marek też już nie dzieciak. Z
tym się akurat nie zgadzam. ;-)
Messenger. Damian do Ewy: Co do Marka mógłbym się zgodzić. ;-)
Messenger. Ewa do Damiana: Osz ty! A ja i Magda to co?
Messenger. Damian do Ewy: Małe dziewczynki. ;-)
Messenger. Ewa do Damiana: Może Magda! Przypominam, że ja mam metr
siedemdziesiąt wzrostu. :*
Messenger. Damian do Ewy: Nie dodawaj sobie! Jak przyjadę, zmierzymy i się
okaże, ile masz naprawdę. ;-)
Messenger. Ewa do Damiana: Tylko przyjedź. :-)
***
Dzień 11. (Czwartek)
Potężna wichura poprzedniego dnia przegoniła deszczowe chmury gdzieś
daleko, zapowiadając powrót upałów. Nie tylko pogoda się rozpogadzała. Magda,
pochmurna i płaczliwa poprzedniego wieczora, rano odzyskała humor. Przy
śniadaniu była wesoła i miła dla wszystkich, jak zawsze. Przeprosiła też wujka
Adama, że swoim nieadekwatnym zachowaniem sprawiła mu przykrość. Jej słowa
brzmiały słodko jak wata cukrowa.
Przejechawszy pierwsze sto metrów, jej uszu dobiegł stłumiony dźwięk
sygnału piiik piiik, dochodzący z plecaka.
- Jedźcie dalej! Zaraz was dogonię. – powiedziała najstarsza wiekiem
uczestniczka wycieczki.
- Aha! Sms od chłopaka! Hi, hi! – Ewa skomentowała nie cierpiące zwłoki
zatrzymanie się kuzynki.
Dwa ruchy palcem i na ekranie smartfona wyświetliła się lista komunikatów
od jednego rozmówcy. Ostatni o treści:
SZKODA, ŻE NIE ODPISUJESZ
W poprzednich sms-ach ta sama osoba informowała, że spotkanie było bardzo
miłe, a rodzeństwo cioteczne fantastyczne, że jeśli pogoda będzie odpowiednia,
to w czwartek w południe znów będzie grillować ze Zdzichem nad jeziorkiem.
Kacper zapraszał, pisał, że widział Magdę we śnie, pytał, czy wszystko w
porządku i czy czymś ją obraził. Przepraszał i prosił o spotkanie.
Telefon pokazywał godzinę dwunastą trzydzieści. Wyjście z domu trochę się
przeciągnęło, ku wielkiemu
niezadowoleniu Marka.
- Jak kocha, to poczeka. – Magdzie przypomniało się ludowe przysłowie.
- Ale nie tym razem. – odpowiedziała sama sobie, z sarkazmem.
***
Kobieca mądrość nie zawiodła Magdy. Nikt nie miał zamiaru czekać, zwłaszcza
że goście nie potwierdzili przybycia.
- Kacper, stój! Patrz! Czy to przypadkiem nie nasze kwiatuszki? – Mocno
opalony mężczyzna na siedzeniu pasażera wksazał kierowcy grupkę rowerzystów w
oddali.
- A to kurwa! Nie mogła napisać, że przyjedzie później? – odpowiedział
kierowca.
- Zawracaj, zanim nas zauważą! Coś mi się zdaje, Kacper, że przeceniłeś
swoje zdolności. Wiedziałem, że to spryciula. Jednak, trzeba było się ciebie
nie słuchać i się nie ceregielić!
- Zdzichu, jeszcze zamoczysz!
- Zesrasz się, nie poruchasz. No, dawaj, Kacper, na polankę! Narwiemy
kwiatków.
***
Tam, gdzie od szerokiej polnej drogi, wiodącej wzdłóż zagajnika, między
drzewa odbija węższa ścieżka stała znajomo wyglądająca furgonetka. Była
zaparkowana dokładnie tak samo, jak wtedy kiedy Kacper po raz pierwszy
przywiózł Magdę w tamto miejsce.
- Jendak poczekał. – przebiegło nastolatce przez myśl. Serce przyspieszyło
obroty.
- Wiesz, kto tu jest? – spytała Magda kuzynkę, której rozklekotany van z
niczym się nie kojarzył.
Marek pytania nie usłyszał. Jechał przodem. W chwili, gdy siostry dotarły
na skraj zagajnika, on był już w środku, przy samym jeziorze.
- Marek? Gdzie? Nie widzę go. – odpowiedziała Ewa.
- Stój! Oni tu są... Może nie powinniśmy?
- Oni?! Skąd wiesz? – chuda piętnastolatka nie mogła ukryć zaskoczenia i
podejrzliwości.
- Tak. To jest samochód Kacpra.
- Magda! Skąd wiesz? – zdziwienie jeszcze wzrosło.
- Jechałam z nim tydzień temu.
- Cooo? Jaja sobie robisz!
- No, tak wyszło. Nie mówiliśmy nikomu...
- Magda, ja nie wiedziałam... W sobotę nie było widać, żebyś z nim
chodziła...
- Nie chodzę! Ewa, może powinnyśmy stąd jechać?
- A Marek? No, co ty! Facetów się boisz?
- A ty nie? – nieśmiało spytała pulchna szesnastolatka.
- Trochę.
- No więc?
- Oj, chodź. W sobotę nic nam nie zrobili. – wysoka kuzynka ruszyła do
przodu, prowadząc rower.
- Nie byłaś pod jemiołą? – Magda przemogła się, by postawić sprawę bardziej
jasno.
Usłyszawszy pytanie, Ewa zatrzymała się natychmiast, czerwona jak rozgrzane
żelazo na obu policzkach.
- Ty... też? – spytała.
- Nie, ale niewiele brakowało.
- Do czego?
- Nie wiem. Hi, hi. – Widoczne zmieszanie młodej dziewczyny rozbawiło jej
starszą o pół roku krewną.
- Magda! To były tylko żarty. He, he, he. – Ewa nie była gotowa, ujawnić
swe tajemnice. Przykryła je więc płaszczykiem śmiechu.
- Jesteś pewna?
- Tak.
- No dobrze. Ale wszystko na twoją odpowiedzialność.
Kilka kroków dalej przystanęła na chwilę młodsza z kuzynek.
- Magda. Nie powiesz nikomu o tej jemiole?
- Przecież wszyscy wiedzą... Ewa, ja żartowałam! Wcale nic nie wiedziałam o
żadnych jemiołach. – Magda wybuchła serdecznym śmiechem. Wiedziała już
wszystko, czego się chciała dowiedzieć. A wiedza to źródło zrozumienia i
szczęścia.
- O samochodzie też mnie wkręciłaś?
- Nie. Samochód jest Kacpra.
***
- Mareczek! Jak dobrze cię znów widzieć! – Zdzisław entuzjastycznie
przywitał nastolatka, jakby jego pojawienie się na polanie było zupełnie
nieoczekiwane.
- Sam jesteś czy z siostrami? – natychmiast zainteresował się Kacper.
- Z siostrami. Zaraz tu będą. – chłopak także nie krył radości ze
spotkania, do którego sam doprowadził swoim maniakalnym uporem.
- Mają dla nas jabłuszka? – Usta trzydziestolatka rozszerzyły się w krzywym
lubieżnym uśmiechu.
- Ewa ma w plecaku.
- Zdzisiek ma na myśli inne jabłuszka. Nie słuchaj starego zbereźnika. –
Kacper posłał starszemu kumplowi ostrzegawcze spojrzenie.
- Jakie?
Młodocianej ciekawości nic nie powstrzyma, jak tylko jej ziarnko puści
pierwszy kiełek w łaknącej wiedzy głowie. Dlatego siać trzeba ostrożnie. Amator
owoców, rzecz jasna, ostrożności nie dochował. Za karę musiał więc wyjaśnić
młodemu tę tajemnicę przyrody. Najlepiej tak, by nie zrazić go do siebie i nie
narazić na szwank swego autorytetu.
Zdzisław ciężką dłonią przycisnął kościsty bark nastolatka wysokiego jak na
swój wiek trzynastolatka. Odciągnął go dwa kroki w bok i szeptem, w sekrecie
wyjawił mu znaczenie tego symbolu w alfabecie wolnych murarzy:
- Wiesz już coś o piersiach?
- No... Ale co masz na myśli? – spytał chłopak lękliwie, przymuszając się
mówienia na ty do znacznie starszej od siebie osoby, do czego nie przywykł oraz
bojąc się, że wnet wyda się jego dyletantyzm w tej delikatnej materii.
Dyletantyzm oczywisty w wieku lat nastu, lecz wstydliwy dla mężczyzny.
- Widziałeś już gołe piersi jakiejś dziewczyny? Widziałeś na pewno... Masz
siostry.
- Nie. – Marek odpowiedział szczerze jak na spowiedzi.
- Masz rację. Domowe się nie liczą... Otóż słuchaj, jak mówię jabłuszka,
mam na myśli cycki.
Chłopak rozdziawił buzię ze zdziwienia. Nie oczekiwał, że mężczyzna zaufa
mu na tyle, by przyznać się do tego, że interesowały go biusty nieletnich. Na
dodatek, tymi dziewczynami były starsze siostry Marka.
- Jak zaczniesz badać dziewuchy, czyli niedługo, przekonasz się, jakie
owocki są najlepsze... Chodzisz na religię? Obojętnie... Ksiądz mnie kiedyś
oświecił, że Ewa w raju nie bez kozery kusiła Adama właśnie jabłkiem.
Z ust Zdzisława przemawiało bogate życiowe doświadczenie. Nastolatek
słuchał tych mądrości z rosnącym podziwem. Aż Kacper przerwał poufną
konwersację, radosną uwagą:
- Dziewczynki na horyzoncie!
- Szczególnie Stokrotka, to znaczy Madzia, ma super cycuchy. Tylko złapać i
schrupać! Tylko niech to zostanie między nami, dobrze, Mareczku?
- Aha! – Tajemnica przypieczętowała przyjaźń chłopięco-męską bardziej niż
rytuał wymiany krwi i wypalenie fajki pokoju w powieściach Karola Maya.
***
- Fajnie was znów widzieć! – zaczął Kacper.
- No. – Magda przywitała go, nie okazując wielkiego entuzjazmu. Mimo że się
cieszyła ze spotkania, bez wsparcia Damiana, musiała podwójnie uważać, by się
nie zachować nierozsądnie.
- A wy często tu przyjeżdżacie! – Ewa odezwała się o wiele radośniej niż starsza
siostra.
- Wcale nie. Wyjątkowo dziś tu jesteśmy. I pojutrze, jak pogoda dopisze. – odpowiedział
Kacper wesoło.
Podszedł bliżej Ewy, na mniej niż wyciągnięcie ręki. Jednocześnie świdrował
wzrokiem lico Magdy, próbując dociec, z jakiego powodu nastolatka przestała
odpisywać na sms-y. Jego chytry plan zakładał, że dojdzie do cichej rywalizacji
sióst ciotecznych o jego względy. Tymczasem odniósł wrażenie, że dziewczyny
wiedziały wszystko o sobie nawzajem i ściśle współpracowały. To jednak nie
pasowało do ich młodego wieku i niewinności, co do której nie wątpił ani
trochę. Gdyby były puszczalskimi lafiryndami, mogłyby przyjść we dwie do
faceta, o którym wiedziały, że ma na nie chrapkę i się do obu dobierał. Dwie
niewyżyte dziwki mogłyby próbować zabawić się w trójkąt, albo czworokąt, jeśli
doliczyć Ździśka, ale nie dziewicze dziewczynki. Czyżby Stokrotce i Róży tak
bardzo spodobała się gra w miłość, że chciały ją kontynuować, wiedząc, że nikt
nie miał najmniejszego zamiaru ich pokochać, że dla facetów liczyły się tylko
ich młode ciałka? Czyżby myślały, że obecność młodszego brata stanowiła
gwarancję zachowania cnoty? A może używały go dla zachowania pozorów, a
naprawdę chciały się już puścić? We dwie, bo razem raźniej. Nic mu się nie
trzymało kupy.
- Właściwie, już się zbieraliśmy. Jak byście przyszli wcześniej,
załapalibyście się na pieczone przekąski, ale już sprzątnęliśmy sprzęt. – Dla
poparcia swych słów, młody mężczyzna wskazał palcem na reklamówki, pełne
blaszanych elementów rozkładanego grilla.
- Kacper! Ty chciałeś już wracać, jakbyś się do kogoś spieszył! Ja mówiłem,
żeby się jeszcze przekąpać. – wtrącił się Zdzisław, poklepując porozumiewaczo
młodego Marka po ramieniu.
- Jakby Stokrotka i jej piękna siostrzyczka zgodziły się popilnować naszych
rzeczy... – starszy z panów murarzy nie dokończył zdania. Za to zalotnie
uśmiechnął się do Ewy.
- Zdzichu, mówisz tak, jakby było czego pilnować... Idź, pływaj. Kto ci
broni? Ja teraz już się nie będę nudzić. – Kacper kokieteryjnie przysunął się
jeszcze o centymetr bliżej do szczupłej nastolatki.
Serce nimfy wodnej zadudniło pod żebrami. O mało nie wyskoczyło z
osierdzia.
Magda, odwzajemniając wnikliwe spojrzenia Kacpra, na chłodno, bez zbędnych emocji,
starała się rozgryźć zamiary greckiego bożyszcza. Lubieżny Zdzisław, wbrew
wrażeniu, jakie wywarł pierwszego dnia tej dziwacznej znajomości, zdawał się
grać rolę stricte pomocniczą. Mężczyzna lubił złapać za tyłek, broń Boże nie
stronił od seksownych dziewczynek, ale wcale nie był groźny. Nie raz mógł
odrobiną przemocy ukarać lekkomyślność atrakcyjnej nastolatki – Magda nie miała
najmniejszego powodu, by nie doceniać swojej urody, nie po tym, jak bawił się z
nią Damian – a tego nie uczynił. Apokaliptyczna wizja podwójnego gwałtu, w
którą nawet w chwili bezpośredniego zagrożenia nie sposób napradę uwierzyć,
zupełnie przestała straszyć. Czego chciał Kacper? Zabawić się z naiwną
małotatką? Nie udało się z jedną, po jednej próbie złapania buziaka, musi się
udać z drugą? Przerzucił się na Ewę, bo była łatwiejsza, czy wizualnie bardziej
przypadła mu do gustu? Chciał się tylko przelizać, czy zamierzał jej wsadzić?
Brrr! Magda musiała temu zaradzić. Kacprowi nie można było ufać, nawet jeśli by
był jeszcze bardziej czarujący i seksowny. Nie mógł być. Nogi obu dziewczyn
jednakowo zginały się przed jego boską doskonałością.
- Jak chcesz, Kacper. Stokrotko, a może ty zechcesz z nami popływać?
Mareczek się ucieszy! – pomocnik Apolla próbował odciągnąć na bok przyzwoitkę
od Kalliope.
- Ja? Bez Ewci nigdzie nie idę! –
siostra muzy odpowiedziała rezolutnie. Przełożyła przez głowę bluzkę, prężąc
przez moment piersi, rozpychające górną część bikini. Ściągnęła spodenki.
Wypakowując z siatki duży ręcznik, obdarowała obydwu mężczyzn zatotnym
spojrzeniem. Kokietka.
- Chodź, Kacper! Mówiłem ci, że Stokrotka to cwana bestia.
- To nie będziecie się kąpać? – Kacper dopiero zaczynał rozgrywkę.
- Będziemy. – Ewa nie mogła już dłużej milczeć, ani stać nieruchomo w
sferze dotyku mieszkańca Parnasu. Teraz była jej kolej, by się rozebrać do
kostiumu. Z tym, że w przeciwieństwie do siostry, zrobiła to skromnie, trochę z
boku i odwrócona plecami do pozostałych. Mimo to, czuła na skórze łaskotliwe
muskanie męskich spojrzeń, onieśmielające młodą dziewczynę.
- Nago. – Magda dopowiedziała sobie w przewrotnej myśli.
W końcu, całą piątką, razem weszli do wody.
Zdzisław szepnął coś na ucho swojemu pupilowi. Markowi pięć razy nie trzeba
było powtarzać. Podpłynął do Kacpra i klepnął bóstwo w ramię, z okrzykiem:
- Berek!
Kacper rozejrzał się wokół. Posłał sliniące się spojrzenie Ewie, wymienił
porozumiewacze miny z cichym pomysłodawcą zabawy, uśmiechnął się do Magdy
uspokajająco, po czym ruszył w kierunku Zdzisława, w szalonym kraulu, jak
torpeda. Śmiertelnik nie miał szans w starciu z bogiem. Został zberkowany.
Mężczyzna, w swoją kolej, popędził do młodzieży. W ostatniej chwili wybrał
Marka jako swoją ofiarę. Pierwsze zberkowanie którejś z dziewczynyn obowiązkowo
musiało być zrobione ręką członka rodziny. Marek przekazał pałeczkę swojej
rodzonej siostrze. Ona klepnęła Magdę, wśród śmiechów i pisków, Magda złapała
Marka, a on klepnięciem powierzył Kacprowi, który przypadkiem znalazł się na
wyciągnięcie ręki, zaszczytną misję zberkowania kolejnej osoby.
Tym razem wybór padł na dziewczynę. Ewa rzuciła się do ucieczki i nawet
udało jej się odpłynąć kawełek. W końcu jednak musiała uznać porażkę. Jej łydkę
dopadła płetwa rekina. Nie tylko łydka zresztą. Rekin okazał się być
ośmiornicą. W mgnieniu oka, mackami przeciągnął po pupie, brzuchu i rękach, by
zakończyć na plecach.
- Berek!
- Aj! Ałaj! Iiich!... Uff. – Po jednym pisku na każde macnięcie wypustką
głowonoga. Na koniec oddech ulgi i uczucie satysfakcji.
Pozostali uczestnicy zabawy zbliżali się powoli. Ewa zwróciła się więc,
niezgodnie z regułami, w stronę Kacpra.
- Berek! – szturchnęła go w barek znienacka.
- Berek! – odpowiedział Kacper błyskawicznie.
- Be... – nastolatka nie dokończyła.
Stojąc naprzeciw chłopaka, z ramieniem wyciągniętym w jego stronę, nagle
poczuła silne parcie na lewą pierś. Jakiś podwodny małż się do niej przylepił.
Nie odrywając się od stanika, przemieścił się lekko w bok - w lewo, do góry, w
prawo, w dół i z powrotem w lewo, zataczając koło. Następnie ścisnął piersiątko,
zamykając je w kleszczowym objęciu obu połówkek skorupy i... odpłynął równie
nagle, jak się pojawił.
- ...rek. – dokończył za nią Kacper, wpatrzony w jej oczy spojrzeniem,
znającym niejedną tajemnicę.
Kacper zberkował Zdzisława, a on wykorzystał swoją kolejkę do okazania
sympatii Magdzie, choć w mniej spektakularny sposób. Doceniwszy inteligencję
nastolatki, mężczyzna zawiesił, na pewien czas, próby silnego obmacywania.
Wszystko w swoim czasie. Poza tym, Kacprowi zbyt dobrze szło z chudą małolatą,
by zbytnim pośpiechem zaryzykować włączenie sygnalizacji alarmowej.
Magda, nauczona doświadczeniem poprzedniego tygodnia, była tego dnia
wyjątkowo czujna. W pewnej chwili, korzystając z tego, że w bezpośrednim pobliżu
akurat nie było nikogo płci męskiej, bystro złapała Ewę za ramię. Zmusiła ją do
pochylenia głowy. Z nosem przy jej policzku szepnęła szybko:
- Ewuś, nie całuj się z nim dzisiaj, dobrze?
- Co? – nimfa stanęła jak wryta. Dopiero co Kacper dyskretnie ją dotykał, a
tu takie żądanie? Czy Magda ma wszędzie oczy? Co za wścibska kuzynka!
- Nie denerwuj się, Ewuś. Zaufaj mi. W domu ci wszystko wyjaśnię. A potem
zrobisz, jak będziesz chciała.
- Berek! – To batyskaf, otarłszy się o dwie pary nóg, wypłynął na powierzchnię
i równoczesnym ściśnięciem jednego chudego i jednego tłustego posladka,
przerwał siostrzaną naradę.
- Nawet dwa berki – zaśmiał się Kacper bezczelnie.
- No dobra! Teraz Różyczka goni! – błyskawiczną decyzją roztrzygnął
dylemat. A niech sobie siostry myślą, co chcą o dwóch berkach. Odrobina
perwersji na pewno już nie zaszkodzi.
Dalsza gra toczyła się już w kwadracie Magda – Ewa – Zdzisław – Kacper.
Najmłodszy Marek godnie przyjął rolę biernego obserwatora. Zresztą, nie miał
powodu, by czuć się zaniedbanym. W nagrodę za cierpliwość i wyrozumiałość,
starsi koledzy pokazali mu ciekawą sztuczkę, jakiej nie uświadczysz w
najlepszym cyrku.
- Pora na jabłuszka. – wodzirej Zdzisław dał sygnał do rozpoczęcia akcji.
Dwie minuty potem, sytuacja na arenie przedstawiała się następującym
obrazem: W dwóch narożnikach umownego pola stały dziewczyny, pojedynczo. Magda
miała wodę po pępek, Ewa aż po biust. Kacper ustawił się blisko za plecami
wyższej nastolatki. Bajerował ją już drugie spotkanie z rzędu. Jego obecność
obok niej nie robiła więc na nikim wrażenia. Umykała uwadze nawet samej
nastolatki. W trzecim rogu prostokąta, bliżej Ewy i Kacpra niż Magdy, stał
Marek. Na niego właśnie, zbliżając się wzdłuż linii bocznej, obrał kurs
Zdzisław, aktualny berkujący.
- Nie uciekaj! – półgłosem rozkazał pomysłowy przyjaciel nastolatka.
- Patrz na Różyczkę, uważnie... Zaraz się zacznie... – mówił po jednym
zdaniu, z krótkimi przerwami.
Wreszcie, po symbolicznej próbie uniku, padło sakramentalne słowo:
- Berek!
W tym czasie, kiedy oczy obydwu sióst skupione były na udawanej pogoni
mistrza intrygi za nieuciekającym Mareczkiem, Kacper ostrożnie odszukał dwa
końce sznureczków stanika, swobodnie pływające na powierzchni wody. Trzymał je
kurczowo palcami obu dłoni, pilnując, by właścicielka bikini nie poczuła na
skórze żadnego manewru. Czekał w skupieniu na odpowiedni moment.
- Nie spuszczaj jej z oczu! – Zdzisław poinstruował chłopaka błyskawicznym
szeptem, po czym na cały głos krzyknął:
- Różyczkę!
Marek jak chart spuszczony przez myśliwego ruszył w kierunku siostry. Ewa,
słysząc swoje przezwisko, wzdrygnęła, podskoczyła w miejscu, zrobiła pół obrotu
i salwowała się ucieczką. Nawet nie poczuła, jak sztukmistrz za jej plecami pewnym
ruchem jednocześnie pociągnął za oba sznureczki.
Wiązanie stanika zostało poluzowane. Podstępny złoczyńca natychmiast dał nura i
wypłynął zaraz dwie długości ciała dalej. Ewa zaś odbiegła dwa kroki, zaczęła
płynąć w kierunku Magdy, na płytszą wodę. Sekundę potem zatrzymała się,
sprawdzić, jak daleko był Marek. Goniący mógł przecież w każdej chwili mógł
obrać na cel kogoś innego, Kacpra. Stanęła na wyprostowane nogi i stało się to,
co się stać musiało. Cztery pary oczu zastygły w spojrzeniu, zogniskowanym w
dokładnie tym samym miejscu.
Stanik, ciągnięty do góry przez ramiączka zawiązane wokół szyi, nie
przytrzymywany od dołu przez wiązanie na plecach, zmienił pozycję. Miseczki z
luźnego materiału przybrały postać wąskiego paska, horyzontalnie ułożonego
poniżej linii obojczyków. Pod tym zwitkiem koloru granatowego wyłaniały się dwa
śnieżno-białe pagórki. Dwa niesymetryczne stożki, spłaszczone od góry, z
zadartymi dzióbkami od dołu, wyraźnie odcinały się od reszty opalonego ciała. Ewa,
nieświadoma przedstawienia, którego była główną atrakcją, podskoczyła jeszcze,
radośnie wołając:
- Ha, ha! Niedoczekanie twoje! Lepiej łap Kacpra!
Cudowny spektakl. Miał być erotyk, wyszła komedia. Tym lepiej dla jedynej
aktorki.
Magda, widząc kuzynkę w tej kompromitującej roli, wybuchła śmiechem.
- I co, Kacper? Widzisz te mizeroty?– I co ty chciałeś robić z tymi
naparstkami? – pytała w myślach.
Właścicielkę buforów, nie tylko ogarnęła szydercza wesołość. Przede
wszystkim zrobiło jej się lżej na duszy. Na widok mikronowego biustu
szczuplutkiej kuzynki, kamień spadł Magdzie z serca. Była przekonana, że
Kacper, babiarz, kolekcjoner kobiet, musiał przejrzeć na oczy. Musiał się
zniechęcić. Przecież to śmieszne i żałosne by było, gdyby taki facet, pisany
wielkimi F, A, C, E i T, łasił się na takie nędzne zera, do których bez lupy
nie podchodź. Dopiero po paru chwilach Magda wspomniała, że jej kochany kuzyn,
te same naparstki, przy niej, łapczywie obmacał.
- No, ale Damian ich nie oglądał. – Wytłumaczenie zawsze się znajdzie, gdy
postawiona teza jest oczywista.
- Papierówki... E, nie. Małe psiary. – skomentował Zdzisław złośliwie, po
cichu, nachyliwszy się do ucha Marka. Nikt poza bratem Różyczki nie miał prawa
usłyszeć tej przykrej uwagi.
Chłopak odpowiedział niepewnym uśmieszkiem. Psiary czy nie, pokaz był pouczający.
Jedną ciekawość, odnośnie biustu rodzonej siostry, mało istotną, zaspokoił. Pod
inną ciekawość, odnośnie wszystkich innych cycków świata, podłożył ogień, który
nigdy nie zagaśnie.
- Namówić Kacpra, żeby cię nauczył tej sztuczki? – spytał za młodego
kandydata do szkoły sztuczek niecyrkowych.
- Yhy!
- Dobra. Przekonam go, żeby ci dał lekcję w sobotę.
Żeby w miarę zręcznie zakończyć teatrzyk, Zdzisław podpłynął do mimowolnej
striptizerki, wołając:
- Patrz! Patrz! - i wskazując palcem na jakiś obiekt, daleko na horyzoncie,
za plecami nastolatki.
Dziewczyna odwróciła się, skuszona wyraźną namową. Nie widziała jednak we
wskazanym kierunku niczego nadzwyczajnego.
- Fajne masz jabłuszka. – szepnął znawca tematu.
- Co?
- Nie chcę cię niepokoić, Różyczko, ale twoje cycuszki są właśnie na
wierzchu... Fajny widok.
- O Boże! Hi, hi! – Ewa, wdzięczna za dyskretną podpowiedź, szybko
poprawiła kostium.
Zdawałoby się, że nastolatka powinna poczuć skrępowanie. Jej piersi
zobaczyło dwóch obcych mężczyzn. Ba, obaj gapili się na nie! Ewa nie wstydziła
się jednak ani odrobinę. Wręcz przeciwnie, napadła ją durna satysfakcja, że jej
kobiece ozdoby zostały zauważone i czuła ulgę, że odbyło sie to bez jej
świadomego udziału. W dodatku, całkowicie bezkarnie. Czyż to nie powód, żeby
się zaśmiać? Żal tylko było nastolatce, że świadkiem zdarzenia był jej młodszy
braciszek. Nie żeby miał się chłopak podniecać jej kosztem. Tak
nieprawdopodobna myśl by Ewie nigdy w życiu nie przyszła do głowy. Po prostu, jego
się krępowała. Chciała, żeby jej życie prywatne dla niego, i dla ojca, nigdy
nie przestawało być tematem tabu. Marka wstydziła się odruchowo, biologicznie.
Kacpra i Zdzisława tylko na poziomie kultury. Instynkt przedłużenia gatunku
podpowiadał, by się zdrowych samców nie wstydzić.
Zabawa w berka pomogła Kacprowi pomącić w głowie Ewie. Zew natury wyraźnie
odbierał dziewczynie rozsądek, wywołując objawy zakochania. Magda, tamtego
dnia, pozostawała czujna i ostrożna. Nie dała nikomu po łapach za
obściskiwanie, ale chyba tylko dlatego, że Kacper zajety był jej kuzynką, a
Zdzisław czując wobec niej respekt, powstrzymał się od molestowania. Czas mijał
nieubłaganie.
Jeśli podryw miał się jeszcze udać, uwodziciele jak powietrza potrzebowali
zaufania obydwu sióstr na raz. Bez uciekania się do gwałtu, mogli mieć albo
obydwie nastolatki albo żadnej. Wyrwanie jednej bez zgody drugiej, dopóki
spędzały wakacje razem, było całkowicie niewykonalne. Trzeba więc było
popracować nad sceptyczną Magdą. Jak popracować? Przede wszystkim nie mnożyć
wątpliwości. Pewni siebie murarze, proste chłopy, nakłamali już tyle, że jakby
tylko dziewczyny zaczęły drążyć i sprawdzać fakty, wnet by odkryły niejedną
tajemnicę. W dobie internetu niczego się nie ukryje. A to porządne panienki,
ambitne, z aspiracjami. Z kryminalistą, alimenciarzem, typkiem spod ciemnej
gwiazdy się taka nie ruchnie, nawet z dziesięcioma zabezpieczniami. Jedyna
szansa na zgodę, to żeby nic nie wiedziała i nie łamała sobie głowy zbyt dużą
ilością pytań. Nie wiedzieć i nie dopytywać znaczy wierzyć. A co zrobić, żeby
dziewczyny wierzyły, gdy nie da się nie kłamać? Być konsekwentnym w tym, co się
powiedziało.
Skoro na początku spotkania rzekło się słowo, że Kacper się spieszył – z
pewnością miał jakąś ważną sprawę do załatwienia, być może negocjował cenę
postawienia dachu – to należało kończyć zabawy. W przeciwnym razie, Kacper
wyglądałby jak ktoś nieodpowiedzialny, kto lekceważy swoje obowiązki i
postanowienia, albo oszust, a co najmniej ktoś, kto rzuca słowa na wiatr. I tak
i siak, ktoś komu lepiej nie wierzyć.
- Kacper. Na miłość boską! Pora się zbierać. – dotychczasowy inicjator
zabaw zawołał, ku zaskoczeniu absolotnie każdego.
Najbardziej zdziwiony był sam Kacper, trzymający w palcach sznureczki
stanika, tym razem, dla odmiany, Magdy. Przecież obaj pragnęli nacieszyć oczy
jej skarbami i naostrzyć zmysły przed nieodwołalną konsumpcją. Co go też
napadło, przeszkadzać akurat w takiej chwili!
- Mieliśmy sprawę do załatwienia. Nie pamiętasz? Ja też zupełnie starciłem
rachubę czasu. Tak tu miło z młodzieżą.
- A, no tak! – niedoszły wyzwoliciel uciśnionych w staniku nagle sobie
przypomniał, że miał jeszcze ważniejsze plany.
- No, Kacper, umawiaj się ze Stokrotką na sobotę i spadamy!
Razem z mężczyznami na brzeg wybiegła Ewa, zwinnie przebierając długimi
nogami. Chwyciła za plecak i rezolutnie spytała:
- Nie chcecie paru jabłek?
- Dziecko! – wyjąkał stary wyjadacz rajskich owoców.
Obaj automatycznie wlepili wzrok w granatowy materiał zakrywający małe
wypukłe pagórki.
- Twoje jabłuszka, Różyczko, zawsze chcemy. – Zdzisław, tylko w słowach był
zawadiacki, w swoim stylu. Z zachwytu i przerażenia, że owoce mogą na zawsze
pozostać na nastoletniej jabłoni, nie zerwane przez niego, gdyby dziewczyna
nabrała podejrzeń, głos mu się zawieszał, co słowo. Nogi się trzęsły. Starego
wygę dopadła trema.
- Dasz nam parę na drogę? – Kacper trzeźwym pytaniem w ostatniej chwili
wybrnął z patowej pozycji.
- Aha. Ile chcecie?
- Dla mnie dwa. – mruknął Zdzisław.
Nastolatka się zaczerwieniła, rozumiejąc czytelną aluzję, a na jej ustach
zagościł dumny uśmiech. Skoro silny, opanowany mężczyzna traci rozum, musiała
być naprawdę ładna. Trema doświadczonego mężczyzny stanowiła niezbity dowód, chyba
najmocniejszy z otrzymanych kiedykolwiek w życiu.
- Proszę! – wręczyła mężczyźnie dwa nagie jabłka. Jabłek w plecaku miała
jeszcze pod dostatkiem.
- Proszę, Kacper! I dla ciebie dwa... Nie zgnieć! – Ewa zażartowała na
pożegnanie, wspominając silną dłoń pod powierzchnią wody zataczającą koła na
jej lewym cycuszku.
Natychmiast spuściła wzrok na ziemię, z nieśmiałości. Była jednak
zadowolona z flirtu. Tym bardziej, że spodziewała się dalszych postępów w
sobotę.
***
Wieczorem, kiedy obie komórki spoczęły, podłączone do gniazdek, a w pokoju
zapanowała idealna ciemność, pierwsza odezwała się Ewa:
- Chciałaś mi cos powiedzieć o Kacprze?
- Tak. Musimy poważnie pogadać, ale nie wiem od czego zacząć. – odpowiedziała
ciut starsza siostra cioteczna.
Trudno jej było dobrać odpowiednie slowa, bo nigdy wcześniej nie prowadziła
tak poważnej rozmowy. Nawet z Damianem najczęściej rozmawiała w konwencji
zabawy. On jej się zwierzał, wkładając w to dużo wysiłku. Ona przybierała
wesołą pozę. W najpoważniejszych sprawach i tak rozumieli się bez słów.
- Jesteś zazdrosna o niego? – Ewie również szczera rozmowa nie przychodziła
łatwo. Zadanie kuzynce pytania o uczucia do chłopaka, w którym się - co tu
ukrywać? – zakochała, wymagało wysiłku.
- Tak. Też. Ale nie o to chodzi.
- Boże, Magda! Nie wiedziałam! – Ton głosu Ewy zmienił się na
przepraszający.
Innej odpowiedzi nie mogła się spodziewać. Powinna być przygotowana, na
konkurowanie z własną kuzynką o chłopaka, o tego właśnie przystojnego, silnego,
wesołego, odważnego, zdecydowanego młodego mężczyznę. Co innego coś
podejrzewać, nawet wiedzieć, a co innego usłyszeć bezpośrednio.
- Magda, ja nie wiedziałam, że on ci się podoba. Przepraszam!
- Ewuś, ćśśś! Chodź do mnie! Lepiej nie krzyczeć przez cały pokój. Jeszcze
nas ktoś usłyszy...
Łóżko Magdy bez trudu pomieściło obie nastolatki.
- Nie chodzi o to, czy on mi się podoba, czy nie, tylko że nic o nim nie
wiemy. Chciałam ci powiedzieć, żebyś była ostrożna.
- Nie jestem?
- Obie nie jesteśmy.
- No, nie wiem. Ty chciałaś uciekać.
- Jakbym chciała to bym uciekła. – Magda przyznała się bardziej samej sobie
niż Ewie, że jakaś mocna siła ciągnęła ją do męskiego towarzystwa Kacpra i
Zdzisława.
- To już nic nie rozumiem. Magda, jak ci na nim tak bardzo zależy, to... –
zakochana dziewczyna nie potrafiła dokończyć zdania.
- Zrozum, nie może mi na nim zależeć, bo jemu nie zależy na mnie! I na
tobie też nie...
- Skąd możesz być pewna?
Magda przełknęła slinę raz i drugi raz. Chrząknęła. Podrapała się za uchem.
Odetchnęła głęboko i powiedziała na jednym wydechu:
- Mnie też prowadził pod jemiołę i obmacał po tyłku.
- Kiedy?
- Zanim przyjechałaś.
- I co? Teraz zazdrościsz, że on mnie... – Ewa ugryzła się w język, słysząc
swoje słowa. W zdenerwowaniu potwierdziła wszystko, co jeszcze miało szansę
pozostać niedopowiedziane.
- Przelizał?
- No... pocałował. Ciebie też?
- To mu się ze mną nie udało, ale próbował.
- Magda! Jakbym wiedziała... Możesz go mieć dla siebie... Ja się nie obrażę
– to mówiąc, Ewa przytuliła się do siostry ciotecznej.
- Ale ty jesteś chuda! Kościotrup! – Magda z humorem przyjęła gościa.
- A ty mała! Fajna z ciebie poduszka.
- Wcale go nie chcę. Boję się go, szczudłaku!
- Dlaczego, grubasie? – poważna rozmowa na temat miłości nie mogła się
jednak obyć bez zabawy, na przykład w słowne przepychanki.
- Bo wiem, jak szybko zawraca w głowie, patyczku!
- Jak szybko, baryłko?
- Dzień i jesteś jego. Jakby nie ty i Damian, już dawno by mnie przeleciał
i zostawił.
- No, co ty?
- Tak, Ewa. I z tobą robi to samo... Ewa, teraz to widzę lepiej. Oni,
Kacper i Zdzichu chyba często kogoś wyrywają. Inaczej nie mogę sobie tego
wytłumaczyć... Naprawdę myślisz, że Kacper się w tobie zakochał? Po jednym
dniu?
- Po dwóch...
- Ta... choćby po trzech. Ile ty masz lat, a ile on?
- Co to ma do rzeczy?
- Nic... Różnicę doświadczenia?
- No i?
- Nie wiem... Wierzysz, że on cię kocha?
- Nie! Magda... ja też go nie kocham. – jeden prosty fakt, a okazał się tak
trudny do uzmysłowienia. Dopiero, gdy Ewa powiedziała, prawie wykrzyczała, go
na głos, nabrał oczywistości.
Ponieważ poduszka nie odpowiedziała, Kościotrup postanowił powiedzieć coś
jeszcze o sobie:
- Zanim tu przyjechałam, byłam zakochana w kimś zupełnie innym.
- Ja też.
- A teraz w kim?
- Nie ważne?
- W Kacprze?
- Nie. W najlepszym koledze.
- Aha. – szczudlak przytaknął ze zrozumieniem. Nie ma chyba na świecie
dziewczyny, która choć raz nie kochałaby się w swoim przyjacielu, w tajemnicy
przed nim i przed resztą świata.
- A ty? Chodzisz z nim?
- Nie! Ale bym chciała. Chociaż, teraz to sama nie wiem. Piszę z nim na
fejsiu, ale tylko takie tam, jak leci, co dziś robisz, fajną masz focię. A ten
twój?
- Jeden to kolega z klasy. Dwa lata mi się podobał i nic. A obecny... Już
się w nim kiedyś bujałam, no i teraz znowu... Ale to świnia. Obmacał moją
najlepszą kumpelę i wrócił do swojej byłej. Jeszcze mi o tym napisał.
- Dlatego płakałaś?
- Tak. Głupia, życzyłam mu, żeby mu tamta laska dała... No i dała mu.
- Magda! Serio to mówisz, czy mnie wkręcasz? – historie z seksem z trudem
mieściły się w małym umyśle patyczaka.
- Nie wkręcam.
- A ty z nim... no wiesz... spałaś?
- Jeszcze z nikim.
- To dobrze. Ja też nie... Magda, właściwie, jak ty poznałaś Kacpra?
- Naprawdę chcesz wiedzieć? Jesteś pewna?
- Tak!
- Dobrze, powiem ci... Albo nie. Najpierw Damian musi się zgodzić. Możemy
poczekać aż on przyjedzie?
- No, nie wiem. Wy się zawsze lepiej rozumieliście, a ja to tak trochę z
boku...
- Damian cię lubi. Nawet bardzo.
- Ciebie bardziej.
- Kacper mnie lubił, a wybrał ciebie... mimo że nie masz cycków. Więc nie
wiadomo, czy Damian teraz też ciebie nie woli ode mnie – grubas, jak to grubas,
nie mógł odpuścić sobie zemsty za przypominanie o tuszy.
- No tak... Wiesz jak bym chciała mieć takie balony jak ty?
- Naprawdę byś chciała? Są nieprakryczne.
- Szczerze? Chyba nie. Nawet jak dają powodzenie u chłopaków.
- Nie dają.
- Magda, mogę cię jeszcze o coś spytać?
- Możesz.
- Ale się nie pogniewasz?
- Nie. Najwyżej też się o coś spytam.
- Dobra! Co byś zrobiła jakby, czysto teoretycznie, chłopak którego lubisz,
złapał cię za cycka?
- Zależy kto, gdzie i kiedy.
Posiadaczkę dwóch pełnych balonów rozbawiła własna odpowiedź, dyplomatyczna
i nie pozbawiona filozoficznej głębi. Jej piersi wcale nie były rozchwytywane,
o czym chudzielec powinien wiedzieć. Dobrze jest jednak czasem wspólnie
pomarzyć. Tamtej nocy, dwie siostry cioteczne, wysoka koścista i niska pulchna,
nie zmrużyły oczu do świtu. Pytały się nawzajem i odpowiadały, porównywały
swoje odpowiedzi i, ku obopólnemu miłemu zdziwieniu, we wszytkim się zgadzałay.
Także w tym, o co i o kogo nie odważyły się spytać. Nad ranem zasnęły, już nie
jako kuzynki, lecz najbliższe przyjaciółki.
***
Dzień 13. (Sobota)
W sobotnie przedpoudnie trójka letników bez wahania wybrała się jeszcze raz
nad jeziorko w lasku. Marek nie miał najmniejszego pojęcia o rozterkach sióstr.
Reagował rozdrażnieniem, gdy któraś z nich rozważała zmianę planów, raz żartem,
raz na poważnie, jeszcze innym razem po prostu, by podrażnić małolata. Samolub,
typowy facet, myślał wyłącznie o rozrywce dla siebie. Nawet historia ze
sznurkami nie skłoniła go do refleksji. Jak mały dzieciuch chciał poznać sekret
sztuczki, nie zastanawiając się nawet nad rolą własnej rodzonej siostry w
planowanej lekcji. Ewa i Magda, wyjaśniwszy sobie prawie wszystko, wyleczone z
marzeń o miłości, z siłą spychacza odsuwającej rozum na bok jak czarny śnieg
zalegający drogę, zawarły pakt, ślub panieński. A niech podrywają zbereźnicy,
niech się starają uwieść dziewczęta, niech bawią je umizgami, komplementami,
próbami dotknięcia. Od Stokrotki i Różyczki, niczego w zamian nie dostaną
oprócz uśmieszków, flircików i uników. Żadnego dowodu uczuć, żadnych całusów w
usta. Panowie mieli wreszcie opowiedzieć o sobie.
Było małe ognisko, leżenie na ręcznikach oraz pływanie. Na początku
spotkania, dziewczyny rezolutnie stwierdziły, że stojąc przy ogniu tylko by
przeszkadzały kucharzom. Roześmiane, kokieteryjnie obiecały, że dadzą się zaprosić
na ucztę. Najpierw musiały się we dwie, bez niczyjej pomocy, poopalać.
- Pamiętasz, Magda, przy Damianie opalałyśmy się bez biustonoszy. –
zachichotała striptizeka poprzedniego razu.
- To był błąd. – Magda odpowiedziała żartobliwie się śmiejąc. Na myśl o
męskich spojrzeniach poczuła przyjemne mrowienie w plecach.
- Przecież nikt nic nie zobaczył.
- No właśnie! – obydwie przyjaciółki wybuchły śmiechem. Trzy pary oczu,
oddalone o kilkadziesiąt metrów, natychmiast obróciły się w stronę ręczników,
zwabione szczebiotliwym hałasem.
- Ciszej, bo jeszcze jakiś przyjdzie marudzić.
- Och, ale mnie ciśnie w płucach, duszę się, muszę natychmiast poluzować
gorset. Pomożesz mi, moja droga? – Magda, leżąc na brzuchu odegrała fragment
słuchowiska, dramatu romantycznego nieznanego autora.
- A jak mnie ciśnie! – odpowiedziała druga aktorka.
Słoneczne południe naznaczone było wyśmienitym humorem.
Po żartach przyszła kolej na odrobinę powagi.
- Wiesz co u Damiana?
- Pisał, że wszystko okey. Że tworzy swój licencjat.
- Szkoda, że go tu nie ma.
- Bardzo. Tęsknisz za nim?
- Yhy. A ty nie? Co jeszcze ci napisał?
- Nic szczególnego. Że chce jeszcze przyjechać.
- Fajnie. A wiesz, co mi napisał? Teraz dopiero sobie przypomniałam...
Żebyśmy były ostrożne i na siebie uważały. Chyba się domyśla, że nie jesteśmy
tutaj same.
- Wiesz co, Ewa? Niepotrzebnie się bałam. Oni nie mogą nam nic zrobić!
Jakby nam się stała jakaś krzywda, oni pierwsi będa podejrzani. Jakby co,
Damian na nich wskaże policji. I Zdzisiek wie o tym!
***
Pierwsza część lekcji odbyła się na sucho. Kacper wręczył młodemu koledze
dwa sznurki i kazał mu poćwiczyć zawiązywanie i rozwiązywanie kokardek. Potem
zabrał Marka między drzewa i tam dał mu autentyczne bikini do trenowania. Po
skończonym ćwiczeniu, nauczyciel podarował pomoc naukową uczniowi,
zafascynowanemu lekcją:
- Weź sobie na pamiątkę. Przyda ci się jeszcze.
***
Podczas posiłku, Kacper i Zdzisław nie zdołali rozdzielić kuzynek.
Niespodziewanie dla siebie, dostali się w krzyżowy ogień pytań. Dziewczyny
znalazły gdzieś śmiałość i pewność siebie. Rezolutnie odbijały każdą próbę
skierowania rozmowy na szkołę i wakacje, pewnie dążąc do celu. Chciały się
wreszcie dowiedzieć, kim są zalotni mężczyźni, gdzie i jak pracują, z kim
mieszkają, czym się wcześniej zajmowali w życiu. Swobodni budowlańcy zmuszeni
byli pilnować każdego słowa, by niechcący nie naruszyć spólności budowanego
obrazu.
Zdzisław miał być rozwodnikiem, porzuconym przez żonę przed wielu laty.
Widywał dzieci tylko raz w miesiącu, przez co rwała się wątła nić zrozumienia.
Tęsknił do nich i wiedział, z bólem serca, że je bezpowrotnie tracił. Murarzem
był od zawsze. Przez pięć lat pracował w Hollandii i w Niemczech, zawsze
regularnie co miesiąc wracając na weekend do Polski. Języków zagranicznych się
nie nauczył. Tylko hallo, alles gut, Euro i Scheiße. Miał za to w zanadrzu wiele anegdot o
autostradach, zachodnich Europejczykach mających dziwną obsesję na punkcie
przestrzegania prawa, nawet kiedy przepisy są nieżyciowe. Osobną kategorię w
jego repertuarze stanowiły uwagi o kobietach. Niemki były brzydkie, Holenderki
leniwe, a Słowianki piękne. Wszystkie były don Kichotami, błędnymi
poszukiwaczkami prawdziwej miłości. Mężczyzna w sile wieku grał postać
eksperta-teoretyka. I był w tej roli wiarygodny. Łapanie za pupę, ukradkiem,
przygodnych kobiet, w wyobrażeniu Magdy, mieściło się w ramach zarysowanych dla
tej postaci.
Kacper miał mieć za sobą kilka romansów, długich i krótkich, zawsze nie
udanych. Trafiały mu się zame złe kobiety. Życiowy pechowiec! Łapał się różnych
zajęć, kopał studnie, układał kostkę, jeżdził za granicę zbierać owoce:
truskawki, agrest, czereśnie, kopał szparagi. Podczas tych wojaży, kiedy
nocował w namiocie, kwaterze robotniczej – pięciu chłopa w jednym pokoju, w
bungalowie, nie raz wpadał w oko jakiejś panience. Mimo namów starszego kolegi,
piękny Kacper nie zdradził jednak szczegółów. Magdzie i Ewie wystarczyć miało,
że inne kobiety, przeważnie studentki, robiły wiele, by znaleźć się w jego
ramionach, a on był niedostępny. Siostry, doświadczywszy już jego ciekawskiej
ręki, oczywiście nie mogły uwierzyć w dżentelmeńską postawę. Wiedziały, że bóg
najpierw najpierw korzysta z niewiasty, a dopiero potem odsyła ją do domu, nigdy
w odwrotnej kolejności. Dokładnie tyle miały zrozumieć. Taki właśnie był cel
przedstwienia. Słuchaczki miały wyobrazić sobie siebie w roli wykorzystywanej –
zaspokajanej studentki. Miały poczuć swędzenie między nogami, albo przynajmniej
paraliżujący niepokój. Dziewczęca publika reagowała jak należy. Dwa serca
rzeczywiście zabiły mocniej. Zrobiło się ciasno pod niewidzialnym gorsetem.
- Teraz wy nam opowiedzcie o swoich chłopakach! – teoretykowi, nieskromnym
żądaniem, w końcu udało się przerwać przesłuchanie.
- Nie, kiedy Marek słucha. – Ewa za żadne skarby nie potrafiłaby mówić o
uczuciach przy bracie.
- Możesz nam szepnąć na uszko. – Zdzisłał zaproponował swoje.
- Dobrze... Nie mam chłopaka. – szepnęła, kokieteryjnie, zbliżywszy buzię
do męskiego policzka.
Chciała się zaśmiać, przekornie, szyderczo. Zamiast tego, ze zdziwienia
rozdziawiła usta. Pod pępkiem, na chwilę, przysiadł jakiś pająk. Spryciaż, nie
zauważony przez nikogo. Teoretyk okazał się mieć zwinne palce pianisty.
- Wiem, skarbie! – padła odpowiedź, na głos. Ekspert zawsze musi wszystko
wiedzieć. Po to jest ekspertem.
- I nigdy nie będę miała. – Ewa, odstawszy pięć sekund obok Magdy, wróciła,
szepnąć pianiście coś jeszcze.
- Będziesz. – również szeptem, na ucho, odpowiedział jej Zdzisław,
wirtuozersko obróciwszy wysokie chucherko o sto osiemdziesiąt stopni. Tym
razem, przez jedno okamgnienie, klawiaturą były jej plecy dziewczyny. Jedno
uderzenie, delikatne klepnięcie, otrzymał też bębenek, jeden z dwóch w zestawie
perkusji.
- Hi, hi! – zaśmiała się, trzpiotka, uskrzydlona mini-koncertem.
***
Praktyczna część lekcji, miała formę pokazu mistrzowskiego. Podczas kąpieli
staniki, jak rakiety z kosmodromu Bajkonur, dobrych kilka razy, odrywały się od
podłoża i szybowały, nie zrywając się całkowicie z więzów grawitacji, dzięki
dodatkowemu wiązaniu za szyję. Męska część zgromadzenia z wdzięcznością musiała
docenić gust nastolatek i to, że obie wybrały model kostiumu, nadający się do
wielokrotnego eksperymentowania. Po drugim czy trzecim starcie miseczek –
latające spodki – siostry odgadły przyczynę niestabilności kokard. Przejrzały
podstęną grę Kacpra. Odkryły zdradę Marka. Wymieniwszy w mig porozumiewawcze
spojrzenia, zgodnie postanowiły zataić posiadaną wiedzę. Nie zrobiły awantury.
Do samego końca udawały głupie i naiwne, bawiąc się podchodami mężczyzn.
Adrenalina i testosteron, w odpowiedniej proporcji, dają przyjemność kobiecie.
Po cóż by z niej rezygnować? Tylko solidarność rodzeństwa okazała się fikcją.
Od tego momentu Ewa wiedziała na pewno, że miała rację nie ufając bratu. Jeszcze
się to na nim kiedyś zemści. Los dotkliwie karze nielojalność, kiedy człowiek
się najmniej spodziewa. Często nie od razu, po latach.
***
- Nie obrazicie się, jak poproszę Ewę o krótki spacer? Ewa, mam ci coś do
powiedzenia. Zgodzisz się, przejść ze mną dziesięc minut? – Kacper potrafił
prosić uprzejmie.
- No, idź. – Siostra wyraziła zachęcające pozwolenie, po bezsłownej
konsultacji, złożonej z grymasów, wzruszeń ramionami i przymykania powiek.
- Tylko nie gruchajcie za długo, gołąbeczki! – oczywiście, nie mogło obejść
się od rubasznego komentarza.
- Kacper, chyba nie prowadzisz mnie znów pod jemiołę... – spytała Ewa,
przekornie, gdy weszli alejką między drzewa.
- A nie chcesz?
- Nie. Drugi raz mnie nie nabierzesz. – dziewczyna mówiła poważnie ale
tonem frywolnym.
- To się okaże.
Przeszli parę kroków, po czym Kacper, dotknąwszy ręki Różyczki i upewniwszy
się, że nadal nie było na niej kłujących kolców, spowolnił kroku. Apollo i
nimfa ponownie stanęli naprzeciwko siebie, w lesie, samotni.
- Co mi chciałeś powiedzieć? – spytała nimfa, jednocześnie palcami dłoni
rozczesując włosy z tyłu głowy.
Zamiast odpowiedzieć, bóg chwycił ją za ręce, przyściskając jej łokcie do
reszty ciała. Nim się zdążyła w czymkolwiek zorientować, jej usta znalazły się
w jego mocy. Pocałunek nie był długi. Zostawił jednak po sobie trwały mokry
ślad na obydwu wargach.
- Ach, Kacper! – napadnięta rusałka najpierw spojrzała na przesladowcę
szerokimi źrenicami. Następnie ukryła szybko maślane spojrzenie, kierując wzrok
na dół. Nawiasem mówiąc, na dole, w połowie drogi do ziemi czaiło się coś, co nie
mogło ujść jej uwadze - emanacja mocy, przykryta listkiem figowym spodenek.
- Kacper, nie rób tak więcej! – wróciwszy myślami na ziemię, rozumna
nastolatka, przywołała do głosu poczucie dumy. Po części wbrew sobie wystąpiła
w obronie swej kobiecej cnoty.
- Dlaczego? Nie chcesz? Myślałem, że ci się podobam. – Protesty ziemianek rzadko
bywają ostateczne. Słaba płeć. Nie tylko mieszkańcy Olimpu to wiedzą.
- Podobasz... ale nie chcę. Nie mogę. Nie jestem gotowa.
- Nie chcesz się całować?
- Nie.
- Hmm. Dobrze, Ewuś. Mogę poczekać. Do niczego cię nie zmuszę... – Kacper,
lekko kierując wątłe ramiona niegotowej na miłość, przytulił ją do siebie.
- ...ale nie obiecuję, że nie będę próbować. – szepnął, pół żartem,
szczerze wyznając swoje zamiary.
Póki zakazem nie objęto policzków, wyrozumiały kawaler zostawił kilka
wilgotnych śladów między okiem a uchem swojej dziewczyny. Swojej, bo kto
przytula, do tego należy.
Wolnym krokiem ruszyli dalej. Szli w milczeniu, za rękę, pogrążeni w
myślach:
- Da czy nie da? Na co mogę się dziś jeszcze pozwolić?
- Pocałuje mnie jeszcze raz, czy nie pocałuje? Pocałuje, czy nie pocałuje?
Oby nie! To by oznaczało koniec znajomości. - W apollińskim całowaniu brakowało jej uczuć. Było w nim tylko męskie porządanie.
Tydzień wcześniej, ciepły język, rozsuwający jej wargi był zapowiedzią
czegoś pięknego. Tymczasem czar prysł. Wymuszony pocałunek Kacpra już nie
zniewalał. Nie dawał przyjemności. Ewa mogłaby się przelizać z Kacprem, choćby
na próbę, żeby zobaczyć jak to jerst. Byłoby to jednak sztuczne. Skromna, w
gruncie rzeczy i niewinna nastolatka nie miała ochoty i nie potrafiłaby udawać
miłości.
***
- Gdzie twoja siostra, Stokrotko? Piętnaście minut już chyba minęło. Nie chcesz
jej poszukać? – Fałszywa troska w głosie mistrza manipulacji graniczyła z
szyderstwem.
Tak jak Damian, tydzień wcześniej, Magda weszła wgłąb zagajnika dróżką
prowadzącą wzdłuż wyrobiska. Nie było chwili do stracenia.
Poszła i zobaczyła. Daleko nie trzeba było szukać. Ewa i Damian siedzieli
sobie na pieńku, przy wąskim piaszczystym zejściu do wody, niewidocznym ze
środka jeziora. Od ścieżki dzieliło ich raptem pięć metrów, nie więcej. Mimo
to, zwróceni bokiem do prześwitu, prowadzącego w ich miejsce, patrząc na pejzaż
otwartej przestrzeni, nie zauważyli intruza. Magda cofnęła się o ćwierć kroku,
odruchowo. Następnie, ustawiła się tak, by, sama będąc zasłoniętą gałęziami,
widzieć jak najwięcej szczegółów. Mogłaby się tłumaczyć, że ceniła dyskrecję i
nie chciała niepotrzebnie przerywać rozmowy, ale naprawdę była po prostu ciekawa.
Myślała, że gnała ją troska o los kuzynki, a okazało się, że była to raczej
ciekawość podglądacza.
Coś jej jednak nie pasowało w zachowaniu parki. Coś intrygującego. Będąc
tak blisko nich, podglądacz powinien słyszeć słowa ich rozmowy. Chyba że mówili
do siebie szeptem, nie odróżnialnym od szumu liści. Nie było jednak powodu, by
rozmawiać aż tak bardzo cicho. Magda popatrzyła uważniej i wnet położenie, w
jikim znalazła się jej kuzynka, stało się jasne.
Chuderlak siedział dokładnie tyłem do Kacpra, lekko przygarbiony. Nogi złączone.
Dłonie oparte o kolana. Nie była to pozycja bardzo swobodna. Sprawiała
wrażenie, że dziewczyna czuła się niepewnie, że była spięta. Plecy Kacpra
również przybrały kształt łuku. To zrozumiałe. Dziewczyna przysiadła na skraju
jego kolan, nie korzystając z jego szerokiego torsu jako oparcia. Być może
minutę wcześniej tak właśnie było, ale Magdzie nie dane było prześledzić całego
przebiegu spaceru. Chcąc zmniejszyć dystans, chłopak siłą rzeczy musiał się
nachylić. Nosem i brodą opierał się o kark Ewy. Jego lewej ręki Magda nie
widziała. Pewnie trzymał dziewczynę za biodro albo podpierał się na pieńku. Ale
prawa ręka... zgięta w łokckiu, przedramię ustawione poziomo, jak w klasycznym
trzymaniu do tańca. Z tą różnicą, że w tańcu dłoń spoczywa na plecach
partnerki, Kacper swoją prawicę umieścił na jej piersi. Wpatrzywszy się
dokładniej, Magda dostrzegła jeszcze, że ręka chłopaka nie była całkiem
nieruchoma. Co pół minuty przesuwała się odrobinę w prawo lub w lewo, jak dysza
łącząca koła parowozu. Pogromca staników odnosił kolejny sukces. Biust Ewci nie
miał już przed nim tajemnić.
Nagle mocne szarpnięcię za rękę wyrwało Magdę z zamyślenia. Zapatrzona na
łokieć ręki eksplorującej młodziutkie piersi jej prawie rówieśniczki,
zahipnotyzowana niecodziennym widokiem, podglądaczka nie usłyszała zbliżającego
się człowieka. Siup, półobrót, krzyk przerażenia i była już zakleszczona w
silnych ramionach mężczyzny. Nie tylko uścisk. Jej krzyk zdławiły wargi
napastnika. Zdzisław przyssał się jak łakoma pijawka. Zgniatał pulchne ciało,
spłaszczał torsem wszelkie wypukłości, ciągnął do siebie za ramiona, zachłannie
całował usta. Nie całował, brutalnie wysysał. Zblokowana dziewczyna nie miała
szans się obronić.
- Aaach, Stokrotko! Teraz możesz mnie zabić. – W oczach napastnika błyskały
płomienie satysfakcji.
Magda, oszołomiona, z trudem łapała oddech. Jej scenariusze już dawno
przestały uwzględniać element przemocy. Zdawało jej się, że była bezpieczna.
- Co robić? Damian, Ratuj! – zawołała jej dusza.
- Już dawno chciałem to zrobić, Stokrotko. Od pierwszego spojrzenia.
Kobiecy krzyk i szelest gałęzi zakłóciły gwałtownie ciszę ustronnego
miejsca oznajmiając dobitnie, że Kacper i Ewa nie byli już sami. Nastolatka
przyłapana na nieskromności jak sprężyna zeskoczyła z goszczących ją kolan i
odbiegła na trzy kroki. Podniecenie i wstyd, które jednocześnie czuła przez
poprzednie minuty, zgasły jak płomień palnika po przekręceniu kurka gazu, bez
śladu. Paraliż ciała i myśli momentalnie minął. Była pora działać, nie
kontemplować. dziewczyna dziarsko poprawiła kostium, stając tak, by nikt
niepodejrzał ani skrawka biustu. Chowała go przede wszystkim przed Kacprem –
winnym tego, że znalazła się w kompromitującej sytuacji. Zlikwidowawszy dowód
własnego przestępstwa, rozejrzała się dookoła w poszukiwaniu kuzynki.
- Ach, żeby tu był Damian! – przemknęło jej przez myśl.
- Magda! To ty?! – zawołała.
- Ewa! Co z tobą?
- Wszystko okey. Idziemy do Marka?
Jak tylko kuzynki spotkały się na ścieżce, złapały się za ręce i milcząc, szybkim
krokiem, poszły w kierunku polany. W tyle zostawiły adoratorów. Nie bawiły ich żarty.
Nie chciały słuchać drętwych wyjaśnień. Obie w równym stopniu miały dość
amorów. Musiały przede wszystkim ochłonąć.
- Boję się. – szepnęła Ewa, gdy dystans między nastolatkami a dwojgiem
mężczyzn zwiększył się do kilkunastu kroków.
- Wiejemy!
Zdyszane dobiegły do kocy. Marek, jak gdyby nigdy nic, dosmażał kiełbaskę.
- Marek, wracamy do domu! – siotra wydała rozkaz.
- Co? Mieliśmy się kąpać!
- Nie! Wracamy!
- Dlaczego? Kto tak powiedział?
- Ja. – spokojniejszym głosem wtrąciła się ich kuzynka.
- Nie no!
- Nie, nie no, tylko tak. Ubieraj się, gówniarzu! – Wzburzona
piętnastolatka powiedziała o jedno słowo za dużo.
- Sama się ubieraj, pokrako!
Zaczęli się szarpać, nie reagując na próby pojednawcze Magdy.
- Boże, uspokujcie się! Oni was widzą! – Magda o mało się nie rozpłakała,
gdy zobaczyła obydwu znajomych na skraju polany.
- Debil! – zobaczywszy człowieka, który parę chwil przedtem perfidnie
nadużył jej zaufania, poczuła jeszcze większą złość. Bez zastanowienia, z całej
siły uderzyła brata po głowie, wyładowując na nim część swojej frustracji. Nie
miała skrupułów. W jej oczach, Marek w pełni zasłużył na rolę worka
trenigowego.
- Głupia psita! Psiary! Psiary! – Braciszek odpowiedział pięknym za
nadobne, gestem dopowiadając znaczenie słowa psiara.
***
Między murarzami także nie było zgody. Spór zaczął młodszy z nich:
- Ty to stary kutas jesteś! Jak można było tak wszystko spieprzyć?
- Kacper! Nie drzyj japy! Jeszcze cię kwiatuszki usłyszą!
- Wal się, frędzlu, z tymi kwiatuszkami! Tu dziuńka zaczyna wreszcie soczki
puszczać, a tam cwel jebany musi sobie klepnąć! Nie mogłeś poczekać?
- Na co czekać? Kacper, wszystko robiłem jak ustalone! Czego brykasz?
- Jak, czego? W sraniu i ruchaniu się najlepszemu kumplowi nie przerywa!
- W czym?! Ty naprawdę masz chuja w miejsce głowy. Nawet nie wiesz czy
pizdę ogoliła, a ty o dupczeniu.
- Wiedziałbym, jakbyś nie wypłoszył... Co ty żeś jej zrobił, kole, że
musiała wrzeszczeć? Nie umiesz na spokojnie?
- Nie zdążyłem jej nawet tknąć, Kacper! Umawialiśmy się, że zrobisz pokazik,
co nie? Nie wracałeś, to wiedziałem, że dawała pyska. No, tak czy nie? To
wysłałem Stokrotkę i zaraz sam poszedłem za nią. No, co ja źle zrobiłem?
Wszystko według twojego planu.
- Miało nie być krzyków... Wszystko spierdoliłeś, Zdzichu! Taka jest prawda!
I miałeś iść nie zaaa Stokrotką, a zzz Stokrotką. Za i z – nie widzisz różnicy?
***
- Patrz, Kacper! Stokrotka się już ubiera... Różyczka też... Co robimy? –
Zdzisław odezwał się w swojej manierze, formalnie do kolegi. Rzeczywistym
adresatem były obie uciekające z polany nastolatki.
- Panie Zdzisławie! – zaczęła Magda oficjalnie.
- Panie Zdzisławie! Nie jestem dla pana żadną Stokrotką! Mam imię. Magda.
Proszę się tak do mnie zwracać, dobrze? – dziewczynie głos się łamał ze
zdenerwowania i strachu.
Była wściekła, że mężczyzna, którego polubiła takim, jakim był – lubieżnym
prostakiem, swoją głupotą zmusił ją do ostrej reakcji. Przecież mógłby ją nadal
podszczypywać, dostał pokaz biustu – nie ostatni i na całusa by się też
załapał, jakby chciał, tylko żeby to było dyskretnie, z umiarem i w konwencji
żartu. Nie na poważnie, nie pod przymusem i nie na wskroś jawnie. Magda
zniosłaby nawet napad na usta, ale nie z użyciem siły. Nie dokładnie wtedy, gdy
jego kumpel zalicza Ewę, nieczystymi sztuczkami przełamując jej opór. Agresja
Zdzisława i gotowość Kacpra złączone w jedną całość, sprawiały, że dziewczyna
bała się nie na żarty.
W niemniejszym strachu była Ewa.
- Co będzie, jak oni nas nie zechcą puścić? Co, jeśli wyśmieją Magdę? Jej
protest dla nich, starych byków, jest dziecinnie śmieszny. – myślała, cała
dygocząc.
- Damian, ratuj! – wołała niemo do nieobecnego kuzyna.
- Boże, Kacper chce do mnie podejść! Co on jeszcze chce? – usłaszała swoje
neurony.
Czym prędzej chwyciła rower za kierownicę. Wzrokiem ponaglając siostrę, bez
słowa, zaczęła iść w stronę wyjścia z lasku. Brat-zdrajca drogę powrotną znał. Nie
potrzebował opieki.
***
By wyciszyć emocje i ewentualnie zmylić natrętów, mogących w każdej chwili
wyjechać za nimi furgonetką, siostry skręciły na glinianki. Tam przekąpały się,
by zmyć z siebie resztki zapachów ogniska i ogólnie odświeżyć spocone ciała. Po
krótkim pływaniu, położyły się na ręcznikach. W niegęstym tłumie plażowiczów,
złożonym z młodzieży niedalekiego miasteczka oraz kilku rodzin z dziećmi, czuły
się wolne. Nikt ich nie zagabywał, nie skanowały ich bez przerwy niczyje
ciekawskie oczy. Mogły wreszcie swobodnie porozmawiać, bez obaw, że ktoś
podsłucha i wyciągnie niewłaściwe wnioski.
- Dlaczego mu siedziałaś na kolanach? Podobało ci się? – Magda spytała,
dyplomatycznie, nie nazywając po imieniu tego co zobaczyła na żwirowisku.
Lepiej żeby kuzynka sama poruszyła wstydliwe detale, w odpowiednim dla siebie
czasie.
- I tak i nie... Najpierw nie pomyślałam, a potem było za późno. Dobrze, że
to przerwałaś, Madzia! Będę ci wdzięczna do końca życia!
- Było aż tak źle?
- I źle i dobrze. W tym jest problem! Co widziałaś?
- Wystarczająco dużo. Nie zmuszał cię do niczego?
- Nie, Madziu! Był bardzo miły. Obiecał, że poczeka, aż będę gotowa na
całowanie się z nim... Słyszysz, jakie to głupie? Ja miałam na myśli, że nigdy!
On chyba zrozumiał, że za parę minut... i próbował mnie do tego zachęcić. Teraz
mi się tak wydaje.
- Dlaczego nie wróciłaś od razu?
- Bo mi zakręcił w głowie. Objął mnie, przytulił. No i ta słodka gadka.
Aha, najpierw mnie pocałował znienacka, mocno... Od tego się zaczęło. Wiesz,
Madzia? Tobie to powiem... To się udziela, jak chłopak na ciebie leci. Ogarnia
cię taka jakaś siła - nie umiem tego nazwać. Potem, jak powiedziałam, że nie
chcę się całować, zaproponował krótki spacer. Krótki! Potem siedliśmy na tym
pieńku. Zupełnie normalnie. Nawet przyjemnie oprzeć się na nim. Jest taki
silny. Czujesz się bezpiecznie. Jeszcze jak cię pogłaszcze po boczku, myślisz,
że masz przyjaciela, zakochanego w tobie. Idylla! A zaraz potem, jak się tylko
rozluźnisz i zapomnisz o wszystkim, on cię cap za cycka. Lekko, ledwie czujesz,
ale wiesz, że to jego ręka. Zdrętwiałam natychmiast. Coś bąknęłam, że nie chcę
i że musimy wracać. A on prosi, błaga, tłumaczy, że chce dotknąć ostatni raz,
na małą chwilkę, że bardzo mu się mój biust podoba i co w nim jest takie
piękne. Daj, Ewuś, pozwól, zaraz przestanę. No to się zgodziłam. Myślałam, że
naprawdę krótko i ostatni raz, że przez stanik. A on, oczywiście, musiał go
poluzować. No i mnie złapał! Pierwszy moment – szok! Na goło mnie nikt
wcześniej nie dotykał... Nie mówię za dużo, Madziu? Powinnam przestać?
- Nie, Ewuś. Chcę wszystko zrozumieć. Sama pewnie zachowałabym się
dokładnie tak samo. Podobał ci się ten szok?
- Nawet nie wiem, czy się mi podobało. Szok to szok. Ale po chwili już tak.
Zdałam sobie sprawę, że jego to mogło podniecać. Co czujesz, jak facet jest
podniecony z twojego powodu? Miałaś tak?
- Miałam... Czy to coś w rodzaju bogactwa? Masz coś, na czym jemu zależy i
czego potrzebuje.
- No, no, coś w tym rodzaju. Ale poza tym, to tylko zwykłe głaskanie, takie
samo jak w każdym innym miejscu. Może łaskocze trochę bardziej z
nieprzyzwyczajenia. No i potem to już nie było przyjemne. Miałam przesyt. A on macał
i macał, prawy cycek, lewy... i tylko sutki go interesowały, jakbym nie miała
juz nic innego. Wiesz, jak mi było przykro? Myślałam, żeby to przerwać, ale
bałam się odezwać. Wstydziłam się, że pozwalałam się wykorzystywać i że miałam
z tego satysfakcję. Cieszyłam się, że Kacper się do mnie dobierał. Do mnie!
Taki facet! Byłam dumna z siebie, czułam się wielka. Chciałam mu się podobać,
do ostatniej chwili... Wiesz, Madziu, czego najbardziej było mi wstyd? Tego, że
macanie nie odniosło skutku. Tylko zabiło resztki romantyzmu. Tego, że moje
cycki nie reagowały tak, jak powinny. Do tego jeszcze, mój rozmiar...
- Jemu się podobało.
- Nie wiem. Może też się męczył... Szukał tam nie wiadomo czego i nie mógł
znaleźć. – Wyrzuciwszy z siebie żale i czerpiąc siłę z bliskości siostry -
najlepszej przyjaciółki, nastolatka znów była skora do żartów. Na nowo mogła
śmiać się nawet z samej siebie.
- Nie gadaj, Ewka! Fajne masz cycuszki! – Magda tym razem była najzupełniej
szczera. Nawet jeśli jej słowa brzmiały jak próba pocieszenia przez życzliwe
szyderstwo. Zachowanie Kacpra oraz wcześniejsze postępki Damiana były
namacalnym dowodem, że w naparstkach kuzynki było to coś, co ich podnieca, broń
kobieca.
- Psiary... Słyszałaś to? Psiary! Smarkacz sam tego nie wymyślił.
- Myślisz, że...
- Tak. Obgadują nas przy Mareczku. Jak ja tego szczyla nienawidzę!
- No tak, Ewcia. Braciszek ci się nie udał. A taki był milutki w
dzieciństwie. Pamiętasz jak się chwalił ogonkiem? – Obie nastolatki buchnęły
śmiechem, aż się całe glinki obejrzały, zainteresowane dowcipem.
- Jeszcze mu to przypomnę, albo jego dziewczynie, o ile jakaś w ogóle
zechce takiego bęcwała.
- Strach pomyśleć, co oni mu jeszcze o nas powiedzieli... Ewuś, nie chcę
ich już więcej widzieć.
- Ani ja. Kiedy przyjedzie Damian?
- Napisz do niego. Spytaj.
- Wstydzę się po tym, co zrobiłam.
- Ewuś, to wszystko moja wina! Powiemy mu?
- Damianowi? Błagam, nie!
- I tak się czegoś dowie. Mareczek nas wyda.
- Dobra, ale jeszcze nie teraz, i nie wszytsko. Chyba się spalę ze wstydu,
jak go zobaczę.
- Razem będziemy się palić.
***
Po powrocie do domu, pytaniom nie było końca. Dlaczego Marek wrócił sam,
godzinę przed dziewczynkami? O co kłótnia? Dlaczego rodzeństwo się do siebie
nie odzywa? Gdzie dokładnie rozłożyli koc na glinakach, przy wejściu, pod
topolami czy na słońcu, bliżej czy dalej wody, na piasku czy na trawie,
bardziej z prawa czy bardziej z lewa? Czy było dużo ludzi? Czy kogoś tam
spotkali? Czy nawiązali jakąś znajomość? Czy się zatrzymywali gdzieś jeszcze po
drodze? Którą drogą jechali? Istne śledztwo.
Potem, gdy młodzi pozamykali się w pokojach na piętrze, Adam wykonał
telefon:
- Damian, może ty będziesz coś wiedzieć? Oni mi tu kręcą. Po drodze do
sklepu zajechałem na glinki, spytać się, czy czegoś im nie kupić, a tam ich nie
ma. Nigdzie. A mieliby być od godziny. Ani dzieciaków, ani koca, ani rowerów.
Dobra, pomyślałem. Jadą na okrędkę, albo gdzieś indziej. Może też do sklepu
podjechali, albo na CPN, kupić doładowanie, czy co tam jeszcze. Ale nie! Mówią,
że byli na glinkach, cały czas. Niby jeżdżą pomału.
Jakby tego było mało, Maruś wrócił godzinę przed dziewczynkami, wielce
zdziwiony, że ich jeszcze nie ma. Do tego, śmierdział dymem. Ale jak pytam, czy
podpalał trawę, to nie, nie, już się paliło. Dziewczynki mówią, że się
smarakacz gdzieś szlajał po drodze. Już nie pytałem, gdzie same były ponad godzinę,
skoro odjechały pierwsze. Mam jej jeszcze o to spytać, czy zostawić je na razie
w spokoju? Damian, co byś radził?
I jeszcze coś. W plecaku Ewuni babula znalazła sosnowe igły, a przy
gliniankach żadne chojary nie rosną. Skąd one się wzięły? I kiedy?
Że Mareczek kłamie, mnie nie dziwi. Zawsze był urwipołeć. Ale dziewczynki? Damian,
co ja źle robię? Powiedz szczerze! Pogadasz z nimi przez te wasze internety?
Tobie bardziej ufają.
***
Dzień 14. (Niedziela)
Stan wojny między rodzeństwem szybko przeszedł w stan zawieszenia broni. Sen
ostudził emocje, a nocne rozmowy z Damianem przez komunikator internetowy
przywołały dziewczyny do racjonalnego działania. Kłótnia była najgorszą opcją.
Należało więc udobruchać brata.
Magda i Ewa pisały z kuzynem jednocześnie, ale oddzielnie, nie zaglądając
sobie nawzajem przez ramię. Utarło się między nimi, że dopóki właścicielka
telefonu nie zaprosiła siostry do przeczytania fragmentu korespondencji z
jakimś znajomym, dla drugiej z nich był to temat tabu. Przyjaźń kuzynek
opierała się między innymi na wzajemnym szacunki i nieprzekraczaniu granic
intymności. W zapisie ich wcześniejszych rozmów z kuzynem rzucały się w oczy
kolorowe emotikony, a wśród nich różne
serduszka i całusiki. Z pozoru niewinne dowody zażyłości i wzajemnej
sympatii. Były też słowa tęsknoty i zawoalowane czułości. Gdyby flirt dotyczył
obcego chłopaka, zarówno Ewa jak i Magda niezwłocznie pokazałaby telefon
siostrze. Żeby tylko miała się czym i kim pochwalić! W przypadku Damiana obie
wolały zachować dyskrecję. Snuły tylko nieśmiałe podejrzenia, że druga z nich
również miała coś do ukrycia. A Damian pytał od czasu do czasu: Co robi Ewa?
Czy Magda jest teraz obok ciebie? Za każdym razem dostawał uspokajającą
odpowiedź. Korespondencja w dalszym ciągu była stuprocentowo prywatna.
Rano przed śniadaniem dziewczyny udały się z wizytą do sąsiedniego pokoju.
- Słuchaj, brat! Przyszłyśmy się pogodzić, na czas wakacji. Głupi jesteś,
ale babcia i Adam nie muszą cierpieć z tego powodu.
- Sama jesteś głupia. – odpowiedział Marek siostrze. Poprzestał jednak na
tym stwierdzeniu, nie wdając się w szczegóły. Także jemu kłótnia nie była do
niczego potrzebna.
Magda, zajmująca bardziej neutralną pozycję, przysiadła na łóżku młodszego
kuzyna i w kilku zdaniach, rzeczowym tonem, wyjaśniła chłopcu pozycję swoją i
Ewy.
- Marek, zrobiłeś nam wczoraj świństwo, tylko chyba nie zdajesz sobie z
tego sprawy. Myśmy wcale nie chciały psuć zabawy. Widziałeś, że się kąpaliśmy
we czworo, chociaż wcale nie powinnyśmy wchodzić do wody z obcymi facetami. I
to który raz z rzędu! Masz nowego przyjaciela, Zdzicha, prawda? Ja wcale nie
mówię, że to źle. On i Kacper są bardzo fajni. My też ich lubimy.
Chodzi jednak o to, że jak idziemy gdzieś razem, ty, ja i Ewa, to wracamy
też razem. I jak jest spór jednego z nas z kimś obcym, to też się trzymamy
razem, a nie bierzemy stronę obcego. Nie wiedziałeś wczoraj, o co się
pokłóciłam ze Zdzisławem. Nie mogłeś tego wiedzieć. Może on ci potem
powiedział, nie wiem.
- No, trochę.
- Co ci powiedzili?! – wtrąciła się Ewa, nie potrafiąc ukryć nerwów.
- Nie ważne, Ewa! Mogli powiedzieć, co chcieli. Jakie to ma teraz
znaczenie? – Magda nie pozwoliła, by rozmowa zboczyła na niebezpieczne tory.
Był układ do zawarcia.
- Słuchaj, Marek! Następnym razem, jak któraś z nas powie, że chce wracać
do domu, to nie rób fochów, tylko się zgódź natychmiast. Jak chcesz z nami
jeździć, to musisz nam wierzyć. Inaczej będziemy zmuszone chodzić na rower bez
ciebie... Co chcesz w zamian? – Magda postawiła kuzynowi ultimatum. Końcowe pytanie
było czysto retoryczne.
- Nic... Ja też mogę sam jeździć. – chłopak, nazbyt pewny siebie, ratował
urażoną dumę.
- Możesz, ale z nami jest chyba fajniej. Jak chcesz, Marek. Ja się z Ewą
bardzo dobrze bawię. Nawet bez rowerów. Możemy więcej z babcią posiedzieć.
Wcale nie musimy ciągle biegać... Ja jeszcze się nabiegam w Hiszpanii, a ty i
Ewa na obozie, więc możemy spokojnie przesiedzieć dwa tygodnie na pupie.
- No dobra. To co mam robić? – Marek przyznał porażkę.
- Słuchaj się siostry, smarkaczu! – Ewa wbiła mu w serce ostatni szpikulec,
tym razem ze śmiechem.
- Niedoczekanie twoje, pokrako! – Zamrożony konflikt wciąż w każdej chwili
groził otwartym starciem.
- Dzieci, uspokójcie się! – Tylko czujny arbiter-rozjemca mógł przywołać
zwaśnione rodzeństwo do porządku.
- Marek, chodź, się przytulimy! – Dopiero ten argument Magdy skutecznie
zgasił wolę walki.
Dziewczyna wiedziała, czym ująć chłopaka. Kuzyn nie kuzyn, nawet trzynastolatek wymięknie, czując na klacie ucisk solidnych jabłek.
Dziewczyna wiedziała, czym ująć chłopaka. Kuzyn nie kuzyn, nawet trzynastolatek wymięknie, czując na klacie ucisk solidnych jabłek.
- Podajcie sobie ręce na zgodę... Kocham was, dzieciaki! – Mądra nastolatka
mogła być z siebie dumna.
***
Wujek Adam o nic więcej nie pytał. Nie było powodu. Nastoletni goście
zapomnieli o sporze, a Damian, przez telegon, przekonywał, by nie drążyć
tematu. Dziewczynki, mówił, były dorosłe i miały prawo do swoich sekretów.
Widocznie musiały zniknąć bratu z oczu na parę minut. Byłoby nieładnie je o to
wypytywać. Nie po to przecież miały wakacje, żeby były śledzone. Są kobiece
sprawy, o których ani brat, ani kuzyn, ani wujek, nawet najbardziej kochany na
świecie, nie powinien wiedzieć.
Po powrocie z kościoła, był wspólny obiad, telewizor, podwieczorek,
czytanie książek, Facebook, kolacja – typowa leniwa niedziela.
Damian przez cały dzień był off line, także późnem wieczorem. Magda
domyślała się, co to mogło znaczyć. Jej kuzyn zapewne spędzał czas z Alicją. Przedsenna
wyobraźnia wyprawiała cuda, długo nie pozwalając zasnąć stęsknionej nastolatce.
Dopiero gdy z sąsiedniego łóżka przestały dochodzić oznaki życia, udało jej się
dyskretnie dać upust piętrzącym się emocjom.
***
Dzień 17. (Środa)
Sobota była ostatnim z serii słonecznych dni. Na przełomie tygodnia pogoda
znowu się popsuła. Z zachodu nadciągnęły gęste chmury i ulewne deszcze. Powiało
nudą.
Magda, Ewa i Marek trzeci dzień z rzędu nie wychodzili z domu dalej niż do
ogródka. Chłopak czasem pomagał wujkowi oheblować deskę, czy na szlifierce
naostrzyć narzędzia. Dziewczyny lubiły pracować w szklarni, pielić i okopywać pomidory,
obrywać odrosty, przerzedzać zawiązki i zapylać kwiaty. We dwie, nawet całkiem
skutecznie wyręczały babcię.
***
Obfite deszcze powodowały przerwę w części prac budowlanych. Na przykład
stawianie dachów nie jest wygodne, gdy co chwilę strumień wody leje się po
rękach i wiatr, w porywach, przesuwa narzędzia. Podczas burzy bywa
niebezpiecznie. Kacper i Damian mieli w te dni wolne. Nudzili się nie mniej niż
nastolatki. Co robić? Jechać do domu do gderliwej żony, czy zakręcić się za
młodym mięskiem? Wybór był jasny. Zwłaszcza że znali adres, od Marka, gdzie
biegały dwie smakowite gąski.
W sobotę ponieśli porażkę. Nadmiernie się spiesząc, wystraszyli zwierzynę.
Dziewczyny uciekły. Wcześniej jednak, do niefortunnego ataku Zdzisława na
słodkie usta Magdy, podryw był skuteczny. Małolatom nie przeszkadzało, być w
centrum uwagi dwóch dorosłych mężczyzn. Podobały im się śmiałe zaloty. Mając w
świeżej pamięci roześmiane twarze obu nastolatek, Kacper i Zdzisław byli pewni,
że złość musiała rychło minąć. Trzy dni, to aż za dużo, by ochłonąć z
przerażenia, uspokoić nerwy i stęsknić się za pieszczotami.
- Myślisz, Kacper, że one tego nie potrzebują? Nie dajmy się nabrać! Obie
były mokre. Teraz już ich pizdeczki się im nie odpuszczą. Nie uspokoją się,
dopóki się ich nie przerucha.
Po tych słowach wiernego przyjaciela, Kacper wydobył komórkę z kabiny
furgonetki i napisał:
MADZIA, SPOTKAMY SIĘ? ZDZICHU CHCE CIĘ PRZEPROSIĆ. BARDZO NAM OBU ZALEŻY.
Pół godziny później dopisał:
CZY EWA TEŻ SIĘ GNIEWA?
Właśnie się przepogadzało. Po drobnych deszczach rano, po południu wyszło
słońce, a temperatura rosła z godziny na godzinę. Lato wracało wielkimi
krokami.
- W bezczelności siła! Jedziemy! – zawołał Kacper.
***
Godzinę potem dwa lisy skradały się przez sad w stronę zabudowań. Odziane w
długie brudno-zielone spodnie i koszulki podobnego koloru, w czapkach z
daszkiem, zapaćkanych wapnem chowały się za pnie drzew. W końcu kucnęły za
rozłożystym krzewem porzeczki. Najkrótsza dogodnie osłonięta droga za dom, w
miejsce z którego dobrze widać okna sypialni na górnym piętrze, wiodła obok
szklarni.
W środku krzątała się właśnie niska dziewczyna. Bez trudu przed otwarte na
przelot szerokie drzwi można było rozpoznać pulchną sylwetkę Magdy.
- Ale z nas kutafony. Trzeba było od tego zacząć. – szepnął Zdzisław.
- A myśmy się zastanawiali, co one robią całymi dniami. – przytaknął drugi
lisek.
- Ty żeś cudaczył, że sobie leżą do góry dupkami, czytają erotyki, siedzą
gołe przed telewizorem i marzą o fiucie.
Po chwili, pojawiła się też Ewa. Zmierzała do szklarni od strony domu.
- Jest i drugi kwiatek! Żebyś wiedział, że marzą.
- Wiem... A co ja cały czas mówię? Tylko docisnąć trzeba taką raz a
porządnie, a nie się ceregielić!
- Że też my wcześniej tutaj nie przyszliśmy! Tyle zachodu z tą żwirownią i
co? Ciągle ta przyzwoitka – Mareczek. A tu taki fajny ogród!
Przekombinowaliśmy, Zdzichu! Jak się dobrze zakręcić, można je tu pykać na
okrągło i nikt się nie dowie.
- Jak?
- Normalnie. Najpierw jedna wychodzi. My ją bara-bara, za krzakami, bliżej
ogrodzenia. Myślisz, że ktos zauważy? Potem następna. Po cichu, bez świadków.
Za Chiny by się nie kapnęły, że dymamy je obie.
- Trzeba tak było od razu... Trzeba wywyślić bajerę, Kacper! Niech tylko
Stokrotka odpowie na sms-y. Bo jak nie...
- ... to będziesz mieć jak w sobotę! Cnotka lubi ciszę, Zdzichu! Nie można chociaż
raz bez krzyku?
Zwiadowcy przyłożyli lornetki do oczu.
- Kacper, Widzisz to co ja? Oj, Dziecko, wziąłbym ja cię na tej grządce!
Patrz, jak to się schyla! Jakie pracowite! Jak cycuchy wiszą!
- Miałeś rację. Jest goła pod sukienką. Że też się nie wstydzi!
- Chuja chce! Ten ich wujaszek to jakiś lewus... Jakbym ja miał w chałupie
takie dziewuchy!
- To rodzina, Zdzichu!
- Eee tam, gadanie! A jak chce dzidzia, to co? Co ona, nie wie, że jak
macha cycami, to wujciowi staje?
- Poślini się trochę stary i mu przejdzie. Pomyśl lepiej o tym studenciku!
- Gruszkę wali filozof i tyle! No i się Stokrotka odwróciła do nas
plecami... Za długą masz dzisiaj kieckę, dzidzia! Nie widać majteczek! Zmień na
tamtą różową, ha, ha!
- Zdzichu, zamknij japę, bo nas usłyszą!
***
W połowie pielenia, podglądacze przenieśli się w inne miejsce. Usadowili
się w koronie orzecha, rosnącego jakieś trzydzieści metrów od ściany domu. Z
tamtąd był idealny widok na wnętrze pokoju nastolatek. Mieli tego dnia
szczęście. Okno było otwarte na oścież.
Z niecierpliwością czekali na pojawienie się dziewczyn. Byli ciekawi
reakcji na sms-y. Czy Magda odpisze od razu? Czy też skonsultuje odpowiedź z
siostrą? Czy wiadomość od stęsknionych amantów ucieszy je, oburzy czy
przestraszy? Czy ich stosunek do mężczyzn jest jednakowy, czy zaczną się
spierać?
Magda, rzeczywiście, zaraz po wejściu chwyciła za telefon. Przeczytała coś,
co najwyraźniej sprawiło jej radość. Powiedziała coś do siostry, trzymającą
swoją komórkę w ręce. Obydwie wyglądały na bardzo przyjemnie zaskoczone. Magda odpisała
na wiadomość, ale telefon Kacpra nie zabrzęczał. To nie jago sms ucieszył
nastolatki.
- Olała nas, kurwa!
- I co robimy?
- W nocy piszemy jeszcze raz.
- Albo przyjdziemy z drabiną.
- No, w ostateczności...
- Dosyć tej dziecinady! Wracamy!
Gdyby panowie zaczekali parę chwil dłużej, byliby świadkami przebierania
się dziewcząt w domowe sukienki. Obydwie, skromnie, zdejmując bluzki, odwracały
się plecami do przyjaciółki, stając przodem do okna, blisko parapetu. Widok
nagich ciał z pewnością ucieszyłby ich męskie oczy. Nie tym razem, jednak!
Przez brak cierpliwiości.
Gdyby podeszli pod okno kilka minut potem, mogliby podsłuchać rozmowę o
sms-ach Kacpra. Dowiedzieliby się, że siostry nie planowały dawać podrywaczom
kolejnej szansy. Nie wierzyły im ani trochę. Teoretycznie mogłyby się zgodzić
na jeszcze jedno spotkanie, gdyby Marek mocno nalegał. O zabawach w wodzie i o
spacerach parami po żadnym pozorem nie mogło już być mowy. Podsłuchanie
dyskuzji i tak by jednak niczego zmieniło. Kacper by nie uwierzył w szczerość
nastolatek wobec siebie nawzajem, a Zdzisław twierdziłby, że każdą decyzję
można zmienić. Wystarczy odpowiednio przycisnąć małolatę.
***
TAK – po powtórnym zastanowieniu, siostry zdecydowały się odpisać Kacprowi.
Na sobotę zapowiedział się Damian. Miał pomysł, by na kilka zabrać Marka i
obie kuzynki pod namiot. Nie miał to być wyjazd czysto rodzinny. Na tym samym
kempingu odpoczywać miała koleżanka Damiana ze studiów i jej młodsza siostra
cioteczna. Ewa, otrzymawszy od kuzyna taką informację, bez trudu się domyśliła,
że chodziło o tę samą tajemniczą studentkę, o której huczały plotki. Magda wiedziała
dużo więcej, lecz poza imieniem znajomej Damiana, nie zdradziła Ewie żadnych
faktów. Sekret to sekret. Niech sam opowiada. Organizator wycieczki nie
tłumaczył wiele, wykręcając się, że o szczegółach porozmawiają, kiedy
przyjedzie. Chciał się tylko dowiedzieć, jak kuzynki zareagują na towarzystwo
dwóch obcych im osób.
Ewa i Magda odpisały niemal jednakowo, jakby się umówiły, że wolałyby
jechać z nim same. Skoro jednak wyjazd we dwoje nie był możliwy, to obecność
drugiej kuzynki była do zaakceptowania. Na Alicję z siostrą też wyrażały zgodę,
od biedy. Byle tylko wyjechać jak najszybciej i na jak najdłużej! O Marku
obydwie zgodnie zapomniały wspomnieć.
Zapowiedź wycieczki zepchnęła problem uciążliwych sms-ów na plan dalszy,
tak jak nowa myśl każe zapomnieć o starej. Dziewczyny położyły się razem i
zaczęły omawiać wszelkie ewentualności. Wakacje z dziewczyną kuzyna to przecież
nie bułka z masłem. Tym bardziej, że Damian nie był zwykłym kuzynem. Zarówno Magda,
dzieląca z nim słodkie wspomnienia, jak i Ewa, nie potrafiąca zapomnieć dotyku
jego rąk, widziały w nim mężczyznę. Obie śniły, by mieć go tylko dla siebie.
Sny snami, a zmierzyś się trzeba było z rzeczywistością. Jeśli dzielenie się z
siostrą cioteczną nie było łatwe, to co dopiero konkurowanie ze studentką? Nawet
gdyby pominąć spodziewane
współzawodnictwo o uczucia, nigdy wcześniej między rodzeństwem
ciotecznym nie było nikogo z zewnątrz. Nikt nie przyprowadzał swoich sympatii. Damian
nie miał dziewczyny. Sytuacja była więc zupełnie nowa. Siostry przerażała niepewność.
Obie potrzebowały rozmowy jak powietrza.
Położyły się razem do jednego łóżka i zaczęły rozważać możliwe scenariusze.
Trzeba będzie o czymś rozmawiać. Na jakie tematy? Czym może się interesować
dziewczyna starsza od nich dobrych kilka lat? Czym one, gimbuski, mogą jej
zaimponować? Czy będzie się liczyć ze zdaniem Magdy i Ewy, czy przwem starszego
zechce forsować swoje propozycje? Czy porwie im Damiana, nie zostawiając mu
czasu na rozmowy z kuzynkami? Wreszcie, jak się zachować, gdy dojdzie do
okazywania czułości?
Na poważne tematy czasami najlepiej rozmawia się żartem.
- Nareszcie zobaczymy, jak się nasz Damian całuje. Hi, hi!
- O, fuj! Myślisz, że będą przy nas?
- No! Będą mlaskać, i sapać i się obściskiwać. Młłła! Czmoook! Cscscsy!
- Magda, jesteś zboczona! Ha, ha! A jak wcale nie są parą, tylko kolegami?
- Aleś ty naiwna! Od razu widać, że cnotka. Hi, hi!
- Ty za to jaka doświadczona! Ha, ha, ha!
- Wiem, dlaczego nie chcesz, żeby Damian się z nią cmokał!
- Dlaczego?
- Z zazdrości! Bo chcesz go mieć dla siebie... Nie martw się, Ewcia! I tak
to ty mu się najbardziej podobasz!
- Ha, ha! Jesteś zboczona!
- Dlatego wiem, co mówię.
Równo o północy telefon Magdy zabrzęczał, przerywając radosne
przekomarzania. Przyszedł sms o treści:
O CO?
O CO?
- Bezczelny! – skomentwała Magda.
- Czego on od nas chce?
- Dobrze wiesz czego. Tego!
- Wie przecież, że nie dostanie.
- Nie wie. Do tej pory z każdą mu się udawało.
- Ale nie ze mną.
- Jesteś pewna, że mu nie dasz?
- Magda! Już dawno przejrzałam na oczy, i to dzięki tobie.
***
Dzień 18. (Czwartek)
Wyspany umysł dostrzega znacznie więcej niż umysł zmęczony. Szczególnie
wyraźnie ta zasada daje o sobie znać nad ranem, kiedy sprawy, które umknęły
uwadze wieczorem, stają się nagle oczywiste. Ewa dostąpiła takiego doznania w
czwartkowy ranek.
- Magda, nie śpij już, słuchaj! Przy śniadaniu Marek powie, że chce iść z
nami na glinki.
- No to pójdziemy. Niech ma nagrodę, że był tyle dni grzeczny. Nie gniewasz
się już chyba na niego. – odpowiedziała, ziewając, właścicielka łóżka i kołdry.
- Widać, że się nie obudziłaś jeszcze. Magda! Najpierw powie, że na glinki,
a potem mu się odmieni i będzie chciał na żwirowisko.
- Możliwe... Przyzwyczaił się, że tak robimy.
- A jaki dziś mamy dzień?
- Nie wiem. Środa, czwartek?
- Czwartek, Watsonie! A kto bywa w czwartki na żwirowisku?
- Ewa, nie strasz! Ha, ha, ha! – Tym razem, Magda, obudziwszy się na dobre,
znienacka zaatakowała sublokatorkę łaskotkami.
- Ha, ha, ha, przestań! Bo jak ja cię gilgnę! Ha, ha, ha! - Wybuchła krótka
bitwa, którą bezapelacyjnie wygrała tęższa Magda.
Powaliwszy chudzinkę na łopatki, przygniotła ją, kładąc się na niej na
wznak. Błyskawicznie wcisnęła się między jej kolana i szepnęła, ledwie dyszącej
pokonanej kuzynki:
- Jestem Kacper. Zaraz cię zgwałcę. Aaa! – Jednocześnie wbiła jej palce pod
żebra swojej ofiary.
- Magda, co robisz? Przestań! – Ewa od śmiechu i ciężaru gnotącego jej
płóca, zupełnie już nie mogła oddychać.
- Gwałcę małolatkę! – zwyciężczyni zapasów, zanosząc się śmiechem, na
koniec wytarmosiła pierś przeciwniczki.
- Aaa! – wrzasnęła Ewa i szybkim kontratakiem, obroniła się przed łaskotaniem
i zgniataniem piersi, a nawet przechyliła szalę zwycięstwa na swoją stronę.
Wreszcie, wyczerpane bojem, obie nastolatki padły na kołdrę i na siebie
nawzajem, dysząc z wysiłku.
- Wariatka jesteś. – odezwała się Ewa po krótkiej chwili sapania i milczenia.
- Wiem. Fajny cycuszek. Teraz rozumiem, czym oni się tak jarają.
- Magda! Ty lesbo! Ha, ha, ha!
- Nie mów tak, bo cię przeliżę, Rózyczko. Hi, hi, hi!
- Uwielbiam cię, Stokrotko...
- Będziemy się całować dopiero, gdy będziesz gotowa... – Magda, zniżając
głos do basu, przedrzeźniła słowa wypowiedziane przez Kacpra.
- Zawsze chciałam to zrobić... – Ewa odwdzięczyła się podobnym gagiem,
capnęła kuzynkę za pierś jak melon i pocałowała w górną wargę.
- Ach, jaka słodka! Wielkie jabłuszka a nie psiary jak u tej chudej
małolaty. – Kościotrup z dużą dozą autoironii opisał samą siebie.
Przedstawienie psychoteatru improwizacji dobiegło końca. Trauma
molestowania pokonana została śmiechem. Lęk i poczucie winy ustąpiły jak ręką
odjął. Zwyciężyła siostrzana i dziewczęca przyjaźń. Przyjaźń, która nigdy nie
przeminie i jeszcze nie raz pomoże przeżyć Magdzie i Ewie trudne chwile.
- Nie idziemy na żadne żwirowisko! Same możemy się zabawić. – z humorem zdecydowała Magda, zgadzając się z obawami ciotecznej siostry.
- Jak się nie zgodzimy, to znów będziemy te złe wiedźmy, co psują zabawę.
- Dlaczego? Pójdziemy przecież na glinki.
- Zapomniałaś, kto dziś będzie na żwirowisku?
- Jesteś pewna, że będą? Mnie się zdaje, że oni tam przyjeżdżali tylko po
to, żeby się do nas podobierać. Te wszystkie grille to jedna wielka lipa, tak
jak szukanie roweru.
- Jakiego roweru?
- Damian ci opowie. Ja sama nie mogę, bo to jest też jego tajemnica...
Więc, bez nas na polance, nie mają po co przyjeżdżać. Myśmy im nic nie
odpisały, nie umówiłyśmy się z nimi. To skąd mają wiedzieć, że przyjedziemy
akurat dzisiaj i o której godzinie. Nie
myślisz chyba, że będą tam czekać na nas bez przerwy. Aż tak im na nas nie
zależy.
- Madzia, Stokrotko, rusz cyckiem! Nie umówili się z nami, to się umówią z
kimś innym.
- A co nam do tego?
- Z Markiem!
***
Ledwie rodzina zasiadła do stołu, Holmes, pod byle pretekstem, wstała od
stołu i udała się po schodach na piętro. Wróciła niecałe dziesięć minut później
z zeszytem i długopisem w dłoni.
- Babciu, zrobimi drzewo genealogiczne naszej rodziny. Dobrze? Chcemy z
Magdą się w końcu dowiedzieć kto jest kim dla kogo. Pomożesz?
- Dobrze, dzieci, ale najpierw zjedzcie! - kto by poważnie traktował ulotne
życzenia młodzieży.
Pod pozorem reakcji na niedostateczny entuzjazm babci, Ewa puściła oczko do
kuzynki:
- Miałam rację, Watsonie.
- Co, Ewuś? – zainteresował się
Adam, wpatrzony w siostrzenice jak w święte obrazki.
- A nic, Adam. To takie nasze babskie sekrety. Hi, hi! – Ewa zaszczebiotała
przymilnym sopranem małej dziewczynki.
- Ewa się zakochała. – szepnęła Magda, zdradziecko, prowokując krótką
udawaną kłótnię za stołem.
***
- I co? Znalazłaś coś? – Magda nie mogła się doczekać, aż siostra powie, co
udało jej się przeczytać w komórce brata.
- Nie uwierzysz... Szczyl pisze sms-y ze Zdziśkiem i się go we wszystkim
słucha. Wielka przyjaźń! Tamten pisze: nie dawaj sobą pomiatać – i się gówniarz
rzuca; więcej zyskasz, jak będzie myślała, że wygrała (to o mnie) – i Mareczek
sie robi potulny jak baranek. Kumasz to? Twój Zdzisiek steruje szczylem jak
dronem! Najlepsza była ostatnia wiadomość: że Kacper ma dla niego prezent.
Ciekawe, co mu za nas dzadzą.
- To co, idziemy na te rowery, czy boli nas głowa?
- A o tym nie pomyślałam!
- Co dwie głowy, to nie jedna, Holmesie!
- To za piętnaście minut schodzę do Adama i proszę, żeby mnie zawiózł do
apteki po panadol, a ty jesteś obłożnie chora... Oj, Madzia! Tez zdrajca nam
jeszcze za wszystko zapłaci. Żebyśmy nie mogły przez niego popływać?! Ten
szczyl jest gorszy niż miesiączka.
***
Magda przeleżała kilka godzin w pokoju, w absolutnej ciszy. Przerwała
leczenie dopiero w porze obiadu. Posiliwszy się, znów poszła na górę, lecz na
krócej. Punkualnie o trzeciej nastąpiło cudowne ozdrowienie. Zapewne sen,
proszki i jedzenie zadziałały.
- Magda, jak się czujesz! – przywitało ją radosne pytanie kuzynki.
Wszyscy byli akurat w ogrodzie. Marek z babcią odpoczywali na ławce, a Adam
z Ewą obrywali czereśnie. On trzymał drabinę, ona wspinała się na najwyższe
szczeble.
- Lepiej, chłopaczku! – Magda znów mogła zarażać doskonałym humorem.
- Dlaczego chłopaczek? Ewcia to śliczna dziewczyna. – Adam stanął w obronie
siostrzenicy.
- Jest moim chłopakiem. Hi, hi... Ciekawe, czy ktoś mnie dziś jeszcze zaprosi
na rower.
Tym razem, braciszek nie był zainteresowany. Fortel się udał. Dziewczynom z
pewnością nie groziło przypadkowe spotkanie upierdliwych znajomych.
- To dokąd jedziemy, na glinki czy na żwirownię? – zaśmiała się Ewa zaraz
za bramą.
- Dzisiał glinki.
***
W dzień roboczy nad wodą tłumów nie było. Oprócz Magdy i Ewy na plaży z
nawiezionego piasku, była grupka młodzieży zajęta sama sobą, dwie pary –
prawdopodobnie małżeństwa, mężczyzna z dwojgiem przedszkolaków. Trzy koce
leżały bez właściciela. Kuzynki szybko wybrały miejsce dla siebie, zapięły koła
rowerów, wyłożyły ręczniki i poszły popływać.
Wtem, przy drodze zatrzymał się samochód,
niepozorny, stary kombiak, jakich na wsi wiele. Magdzie wydał się jednak
podejrzanie znajomy.
- Coś się stało? – spytała Ewa i spojrzała w tym samym co siostra kierunku,
nie dostrzegając niczego szczególnego.
- A nic, coś mi się zdało.
Dwie minuty później, wszystko stało się jasne. Z szarego Passata wysunęły
się dwie męskie postaci. Jedna dość niska, trochę korpulenta, druga średniego
wzrostu, o harmonijnej sylwetce. Zdzisław i Kacper pewnym krokiem szli w stronę
sztucznego jeziora.
- Ewa, oni tu są. Chowamy się!
Dziewczyny , dla kamuflażu, popłynęły w kierunku jakiś ludzi, kąpiących się
niedaleko brzegu. Daleko, na głęboką wodę, gdzie nie czuć gruntu pod nogami,
Ewa bała się wypływać.
Tymczasem mężczyźni obeszli plażę, rozglądając się na boki jakby
wypatrywali znajomego. Zrzuciwszy z siebie ubranie, rodzielili się i pojedynczo
weszli do wody. Z dwóch różnych stron zbliżali się do nastolatek. One, zdawszy
sobie sprawę z nieuchronności spotkania, jeszcze bliżej podpłynęły do kąpiących
się w pobliżu osób. Szukały ratunku w grupie. Poczucie wstydu dyktowało
odwrotny kierunek, jak najdalej od obcych, by nikt nie usłyszał kompromitującej
rozmowy z niewłaściwymi znajomkami. Na szczęście wygrał rozsądek.
- Nie znam ich, nie znam ich... Tylko nie tracić głowy, nie być nieśmiałą, nie
popaść w paraliż, nie zapomnieć języka w gębie... – dziewczyny powtarzały w
myślach, przygotowując się do starcia.
- Cześć, dziewczyny! Możemy pogadać? – pierwszy odezwał się Kacper,
szeptem, starając się nie zwracać na siebie uwagi postronnych.
Z drugiej flanki zbliżał się Zdzisław, odcinając nastoletnim siostrom drogę
dyskretnej ucieczki. Na domiar złego, nie wiedzieć kiedy wokoło zrobiło się
pusto. Wszyscy kąpiący się nagle zniknęli. Ostrożnie odsunęli się na boki, albo
w ogóle wyszli z wody. Dziewczyny zostały same z prześladującymi je
mężczyznami.
Magda czuła już oddech Zdzisława ze swojej prawej strony. Kacper podszedł
do Ewy z lewa, bliżej niż na wyciągnięcie ręki.
- O Boże, zaraz nas złapią za tyłki pod wodą i nikt nawet nie zauważy! –
Magda przeczuwała kolejne posunięcie napastników. Jak zahipnotyzowana stała po
piersi w wodzie, w oczekiwaniu na ruch Zdzisława. Wiedziała, że trzeba było
rzucić się do ucieczki, lecz nie mogła się ruszyć. Nie pierwsza! nie bez Ewy! Tkwiła
w miejscu, ostatkiem nadziei na pozytywne zakończenie.
Ewa przyjrzała się swojemu Apollowi. Oczy zmrużone, tak że w kącikach
pojawiły się zmarszczki, głupawy, bezczelny uśmieszek, rozstęp między zębami, z
ust przykry zapach, czoło jak u Orangutana...
- I o ja w nim widziałam! – w myśli błysnęło pytanie bez odpowiedzi.
Oszołomienie urodą ani paraliżujący zachwyt siłą ducha tym razem już
rusałce nie groził.
- Czego chcesz! – niewinna nimfa wrzasnęła na cały głos.
- Odwal się! – krzyknęła jeszcze głośniej.
- Aaa! – Wspomogła ją Magda przenikliwym piskiem, wyrawna z hipnozy
zdecydowaną reakcją siostry.
- Cicho! Nic przecież nie robimy! – syknął Zdzisław, chwytając Magdę za
ręce, lecz było już za późno.
Nie dało się powstrzymać dziewczyn od panicznych krzyków.
- Ała! Nie dotykaj!
- Puść ją! Niech pan zostawi nas w spokoju! Ratunku!
- Przestań pan! Łapy przy sobie!
Siostry świadomie reagowały z przesadą. Odpierały atak, fizyczny, który nie
zdążył jeszcze mieć miejsca. W ten sposób wygrały. W końcu, widząc dramatyczną
walkę nastolatek, próby obrony przed gwałtem, ktoś krzyknął z brzega:
- Zostawcie je w spokoju! Co wy wyprawiacie?
- Chcieliśmy się tylko zabawić! – z rozbrajającą szczerością odpowiedział
Zdzisław, jak dziecko.
- Ona nie jest zabawką! – pisnęła Ewa i chwyciwszy Magdę za rękę, jak
chłopak dziewczynę, wyprowadziła je obie na brzeg.
Pewna kobieta, jedna z osób, które widząc zbliżających się z dwóch stron
mężczyzn, nagle rozmyły się w powietrzu, weszła z powrotem po pas w wodę i
wrzasnęła:
- Jak wam nie wstyd, panowie! Jak wam nie wstyd!
Nie dała im też spokoju, gdy przyszli na plażę po swoje rzeczy. Po cichu
mówiła coś do Zdzisława, wymachując pięścią i pukając się palcem w czoło.
- Czep się, zła kobieto! – odparsknął jej murarz i pospiesznie opuścił
plażę, lękliwie, rozbieganymi oczami rzucając nerwowe spojrzenia na boki.
- Nie zrobili wam nic? – zła kobieta, zatroskana, podeszła do Magdy i Ewy.
Spodziewała się zastać roztrzęsione z nerwów i strachu dziewczyny w stanie
szoku. Spotkała poddenerwoane ale zadowolone z siebie nastolatki.
- Dziękujemy. Nie. Nic nam nam nie zrobili, na szczęście. – odpowiedziała
Magda, starsza wiekiem i wyglądem.
- Jak tylko ich zobaczyłam, miałam złe przeczucia. Przepraszam, że z wami
nie zostałam, ale musiałam wyprowadzić dziewczynki. No a potem nie zdążyłam
wrócić na czas. Przepraszam. – wspomniawszy o dziewczynkach, nieznajoma
wskazała ręką na swoje córki, siedzące na kocu, kilka metrów dalej.
- Zaraz do was przyjdę! – Pomachała do nich.
- A wy skąd jesteście? Miałam wrażenie, że jesteście znajome ze Zdziśkiem i
tym drugim.
- Na wakacje tu przyjeżdżamy. Pani go zna?
- Chodziłam z nim do tej samej klasy. Dawne czasy. On się prawie nie
zmienił, ale mnie zupełnie nie poznał. Cóż, starość...
- Nie jest pani stara! Ile pani ma lat? – odezwała się chudsza z sióstr.
- Dużo więcej niż wy. Lepiej nie wiedzieć. Moje córki są niewiele od was
młodsze i zaczynam się o nie bać... No, za rok nam postawią unijny basen, z
kamerami, ratownikiem. Może tam już łachudry nie będą przyłazić. Ach, co się z
ludźmi dzieje.
- A jaki on był w szkole?
- Łobuzowaty, mały cwaniak. Nawet sympatyczny, ale strasznie bezczelny. Miał
wysokiego kolegę, z którym w starszych klasach podglądali nas w przebieralni
przed WF-em. Zdzisiek stawał mu na ramiona i zaglądał przez okno... Stare
dzieje. To jak ich poznałyście? Nie jesteście za młode na takie towarzystwo?
- Przypadkiem. Pomogli nam z rowerami i się przyczepili. – odpowiedziała
Magda. Jej siostrze w niczym nie pomagali. Do tego, jak go poznała, wolała się
nie przyznawać.
- Naprawdę do nieczego nie doszło?
- Naprawdę. Tylko już miałyśmy dosyć, że za nami chodzili. Dlatego
zaczęłyśmy krzyczeć.
- I bardzo dobrze zrobiiłyście. Z takimi jak Zdzisiek trzeba ostro. Inaczej
nie rozumieją... Chcecie poznać moje dziewczynki? Paula, Klaudusia, podejdźcie
tutaj!
***
Równolegle do tej rozmowy, odbyła się inna, krótka wymiana zdań. Kacper,
trzasnąwszy drzwiami, oświadczył chłodno:
- Ta zniewaga krwi wymaga.
- Czyżbyś zmienił zdanie?
- Miałeś rację. Trzeba było wydupczyć od razu. Kuć żelazo póki gorące.
***
Pierwszą rzeczą, jaką zrobiła Ewa po powrocie, było sprawdzenie telefonu
brata.
- Wiesz co, Madzia! Smarkacz niczego się nawet nie domyśla! Wydał nas
zupełnie nieświadomie.
- Tak to jest dać dziecku komórkę!
- Wiesz co jest śmieszniejsze? Oni już zdążyli dać mu ten prezent. Byli tu!
Przez płot wrzucili paczkę do ogrodu.
- Co było w środku?
- Nie wiem. Coś do jakiejś lekcji. Nie mam pojęcia.
- Czyli, Ewuś, jakby coś, oni nie byli na glinkach, tylko tutaj. Sprytnie.
Czy my się nigdy od nich nie uwolnimy?
- Następnym razem skasuję młodemu numer i sms-y od Ździśka.
***
Dzień 19. (Piątek)
Pani Krystyna, poznana przez Magdę i Ewę dzień wcześniej, miała dwie córki,
trzynastoletnią Paulinę i o dwa lata młodszą Klaudię, Paulińcię i Klaudusię.
Dwie przylepy poza domem nigdy nie odchodziły od mamy nawet na krok. Mamine
córeczki. W to piątkowe południe wszystko było inaczej.
Dochodziła pierwsza. Dziewczynki od godziny spacerowały z nowym kolegą
wzdłuż brzegu, w te i we wte, tam i z powrotem. Jedna przez drugą opowiadały mu
o nauczycielach, o wycieczkach szkolnych, o budującym się w mieście basenie, o
pleceniu bransoletek i o metodach na pryszcze, jednym słowem o wszystkim. W
przerwach słuchały, co chłopak miał do powiedzenia o sobie. Grał w piłkę jak
każdy, ale też w badmingtona. Rakietki miał nawet ze sobą, to znaczy w domu
babci. Zapraszał koleżanki do odwiedzin. Zadziwiał opowieściami o przygodach na
obozach i podczas wyjazdu do Chorwacji. Jednym razem zgubił się z kolegą w
lesie, inym razem kąpał się w górskim strumieniu z lodowatą wodą, jeszcze kiedy
indziej wyciągał koleżankę z rzeki, po tym jak ta nieostrożnie stąpnęła podczas
topienia marzanny. We Francji jadł surowe małże, a w Chorwacji makaron z
kałamarnicą. Fuuuj!
***
- Macie cudownego brata. Dlaczego nie zabrałyście go wczoraj ze sobą? – nie
tylko dziewczynki były pod wrażeniem. Również ich mamie Marek spodobał się od
pierwszego spojrzenia.
- Nie chciał. I dzisiaj trudno go było wyciągnąć.
- Jakby mu zły duch dzisiaj nie powiedział, że musi z nami jechać, to by
dziś też został w domu. – dodała Ewa.
- Zły duch? Kto to?
- A siedzi mu taki jeden na karku. Na Mareczka lepiej dobrze uważać, bo nie
wiadomo co i kiedy mu strzeli do głowy.
- Ach, rodzeństwo! Dzisiaj się kłócicie a za parę lat będziecie tęsnić za
sobą, jak każde pójdzie w świat.
- Niech sobie idzie jak najdalej, co nie, Magda?
- No nie, nie jest taki zły. Patrz, im się na przykład podoba. Pani Krysiu,
on naprawdę potrafi nabroić. Nie to co my!
- A mi się coś zdaje, że macie niejedno na sumieniu. – kobieta, jak rentgen
zdążyła przejrzeć dwie młode dusze.
- My? Ewuś, zrobiłaś kiedyś coś złego? Ja też nie! Widzi pani, pani Krysiu?
Jesteśmy niewinne jak owieczki.
- Chciałabym wierzyć... Mam nadzieję, że się spotkamy w przyszłym tygodniu.
- Mamo, mamo! Możemy się jeszcze pokąpać? – młodsza z córek pani Krystyny
przybiegła z prośbą o zgodę.
- Dobrze, ale tylko po kolana.
- Oj, mamo...
- Też bym popływała. Szkoda, że dziś nie mogę. – szepnęła Ewa.
- Na Mazurach popływasz... A ty powiedz Paulińci, żeby uważała na siebie...
Przyjdę do was niedługo.
Rozmowy na kocu trwają niekiedy dłużej, a niespodziewane zdarzenia następują
szybciej, niż by się wydawało prawdopodobnym. Nim Magda zdążyła wejść do wody,
jedenastoletnia Klaudia z niej wybiegła. Jej starsza siostra też chciała wyjść
na piasek. Coś ją jednak przed tym powstrzymywało. Z jakiegos powodu kucała w miejscu, gdzie
poziom wody był nie wyżej niż po kolana. Obok niej stanął Marek i czekał, nie
spuszczając jej z oka. Pilnował rówieśniczki, ochraniał – prawdziwy bohater.
- Mamo, daj bluzkę Pauliny! – poprosiła jej młodsza siostra.
- Po co? Nie może sama przyjść, tylko ciebie wysyła?
- Nie może. – szepnęła jedenastolatka. Działo się coś tajemniczego, o czym
Ewa i Magda miały się nie dowiedzieć.
- Co się stało?
- Nic. Mamo, daj bluzkę. Paulina czeka.
Wktrótce się okazało w czym był nagły problem. Dziewczyna cofnęła się kilka
kroków. Wzięła od siostry bluzkę, a Markowi kazała się odwrócić. Korzystając z jego
pleców jak z parawanu, wstała na proste nogi. Skulona, dbając, by nikt
postronny nie zobaczył jej od przodu, założyła bluzkę. Materiał natchmiast
przylgnął do mokrego ciała. Dziewczyna w mig zrozumiała, że z powodzeniem
mogłaby startować w konkursie na miss mokrego podkoszulka. Lepiej by poprosiła
o ręcznik. Nie miała już jednak odwrotu. Niepewnym krokiem wyszła na piasek, z
przyklejonym na siłę uśmiechem na twarzy, ze wzrokiem wstydliwie wbitym w
ziemię. Zostało tylko powiedzieć mamie, że roztrzepana córka nie potrafiła
zawiązać kokardki i przez nieuwagę straciła górną część kostiumu.
Mareczek, z miną niewiniątka, udawał, że nie widział niczego
nadzwyczajnego. Jakoby w ogóle nie interesowały go półkule, wypychające cienki
materiał bluzki. W głębi duszy, jednak, chłopak zacierał ręce. Udowodnił, że
jak Polak chce, to potrafi. Nauka nie poszła w las.
- Nie martw się. Ja też tak miałam. – szepnęła Ewa do młodszej koleżanki,
odciągając ją na bok.
- Nie masz się czego wstydzić. Mnie też się kiedyś rozwiązał przy
chłopakach i żyję. – dodała.
Paulińci nie przychodziła do głowy żadna mądra odpowiedź, więc słowa otuchy
przyjęła milcząco.
- Zaraz wyschnie i będzie po problemie... A ja dziś komuś poobrywam palce.
Wiesz komu?
- Nie.
- Następnym razem ci powiem. Teraz najlepiej pokaż wszystkim, że niczym się
nie przejmujesz, Paula. Jak ktoś ma się wstydzić, to nie musisz być to ty.
Niech się Mareczek wstydzi.
- Jak to? On nie ma czego.
- Właśnie że ma. Niech się swoich myśli wstydzi, jeśli jakieś ma w tej
swojej łepetynie.
***
Palce Marka ocalały. Chłopak nie dostał też od sióstr żadnej reprymendy za
podstępne rozebranie Bogu ducha winnej dziewczynki. Jego telefon przeszedł
jednak zabieg cenzury. Zgodnie z zapowiedzią, Ewa usunęła kontakt do mężczyzny,
wywierającego zły wpływ na jej młodszego brata.
- Zobaczymy jak długo będzie rozpaczał, szczylek mały! – triumfalnym tonem
odezwała się Ewa zamknąwszy drzwi pokoju.
- Do następnego sms-a od swojego najlepszego przyjaciela... Simkę byś mu
musiała pociąć. Włączamy myślenie, Holmesie!
***
Wieczorem przydomowy ogród przeżył jeszcze jedną wizytę nieproszonych
gości. Tym razem intruzi zamierzali do nocy obserwować dom, a w szczególności
pokoje na górnym piętrze. Układali plan cichego wniknięcia do zamku i pokonania
królewien, bez szumu i bez świadków. Chcieli zobaczyć przebieg normalnego
wieczora. Na przykład, kto kiedy wychodzi z pokoju i na jak dugo. Trafili na
wieczór inny niż wszystkie i zobaczyli, przypadkiem, więcej niż oczekiwali.
Usadowiwszy się, jak poprzednio, w koronie orzecha, skutecznie osłonięci od
wzroku obiektów podglądania, mogli do woli napatrzeć się na dziewczęta. Jedna
leżała na łóżku, druga siedziała przy biurku. Obydwie zajęte były pisaniem,
długopisem w zeszycie, zupełnie staromodnie. Coś je niepokoiło, każąc, co
chwilę wstawać z krzesła lub łóżka i przechadzać się po pokoju. W pewnym
momencie zaczęły się przebierać, ni z tego i owego. Otworzyły szafy i przymierzały
sukienki, raz jedną, raz drugą. Wzajemnie poprawiały je sobie i oceniały wygląd.
Panowie na drzewie nie mogli pojąc, czemu miał służyć ten nagły przegląd mody.
Niemniej, przyglądali się z przyjemnością. Dzięki lornetkom mogli się poczuć,
jakby byli tuż obok podglądanych piękności.
- Mówiłem ci, weź aparat! – Zdzisław nie wierzył własnym oczom.
- Aparat? To powinni nadawać w telewizji!
- Ach, dziewuszki! I po co one te kiecki noszą? Już by się mogły nie
wygłupiać i całkiem gołe zostać.
- A widziałem kiedyś taką jedną, co chodziła goła po chałupie.
- I co się z nią stało?
- A, nic się nie mogło stać. To była laska proboszcza.
- A te dwie czyje będą? Ha?
- I to całkiem niedługo!
W końcu przebieranki dobiegły końca i siostry wróciły do poprzednich
czynności. Obie zostały w krótkich sukienkach, na długich ramiączkach. Niedługo
potem pokój przerodził się w salon fryzjerski. Magda związała swoje długie
włosy w kucyk, Ewa rozczesała swoje, pozwalając im luźno opaść na ramiona.
- Stroją się na noc?
- Może jutro gdzieś idą, a dziś robią próbe generalną.
- A gdzie mogą jutro iść? Może i my pójdziemy.
- Nie wiem... Spytaj młodego.
Marek też nic nie wiedział. Najchętniej poszedłby popływać.
Niedługo potem sytuacja się wyjaśniła. Podglądacze w końcu poznali powód
dziwnej aktywności dziewcząt. Zjawił się w pokoju we własnej osobie. Niemniej,
im lepiej spiskowcy za okne rozumieli, co działo się w środku, tym trudniej
było im uwierzyć, że to możliwe.
Najpierw dziewczyny wybiegły z pokoju. Dla napastników byłby to doskonały
moment, by niepostrzeżenie wniknąć do pomieszczenia. Chwilę przedtem, z
przeciwnej strony budynku doszły dźwięki, wskazujące, że ktoś przyjechał
samochodem. Zaraz po siostrach, ze swojego pokoju wyszedł Marek, nie zdradzając
objawów podekscytowania. Chłopak wrócił szybko, ale na dziewczyny trzeba było
poczekać pewną chwilę.
Potem na piętrze pojawił się ktoś jeszcze. Najpierw w pokoju Marka –
otworzył drzwi, powiedział coś i wyszedł. Następnie u dziewczyn. Ledwie stanął
w progu, obie siostry poderwały się na równe nogi. Zrobił jeszcze dwa kroki i
zatrzymał się na środku pokoju. Na przeciw siebie miał obie nastolatki – Magdę
po swojej lewej ręce, Ewę po prawej.
- Student! A ten co tu robi? – starszy spiskowiec syknął ze złości.
- A one co się tak cieszą? – młodszy był nie mniej oburzony.
- Patrz, ona go jeszcze całuje! Stokrotko nie rób tego!
Pierwsza przytuliła się Magda.
- Damian! Możemy się jeszcze raz przywitać! – Magda się uśmiechnęła
najpierw do Ewy, potem do kuzyna i objęła go mocno za szyję. Pocałowali się
kilka razy po policzkach, znacznie czulej niż na dole przy wujku, Marku i
babci.
- Tak się cieszę, że was widzę. Mogę jeszcze uściskać Ewę?
Druga kuzynka witała się bardziej wstrzemięźliwie. Zamiast obejmować szyję,
oparła się rękami o ramiona przybysza. Jednak po pierwszym zetknięciu się
policzka z jego wargami, cała nieśmiałość raptownie prysła. Ewa odpowiedziała
serią kilku pocałunków, z których ostatnie dwa musnęły wargi Damiana.
- Obydwie go całują! Całkiem miłe to przywitanie.
- Kacper, jemu chyba już stoi. Ciężkie jest życie filozofa z takimi
kwiatuszkami.
- Zazdrościsz!
- Nie. Bo ja bym je już bzykał, a ten szczaw się ceregieli. Dupek.
Nie wiedząc o komentarzach za oknem, długo czekany gość spoczął na łóżku
Magdy. Kuzynki usiadły obok niego, znów Magda z lewa, a Ewa z prawa.
- Jak wy tu żyjecie? Opowiadajcie!
- Potem. Najpierw ty. To kiedy jedziemy do Olsztyna? – Magda nie kryła
radości.
Przemawiała przez nią zaspokojona tęsknota. Chciała być jak najbliżej
Damiana. Najchętniej wskoczyłaby mu na kolana,
ale przy siostrze musiała się hamować. Wiedziała, że Ewa też coś do
niego czuje i że uczucie zazdrości, jak każdemu, nie było jej obce.
- Możemy w czwartek, jak się wszystko uda. Musimy jeszcze pogadać z Adamem
i waszymi rodzicami. Nikt jeszcze nic nie wie.
- Ja bym chciała już dzisiaj. – cicho odezwała się Ewa.
Widząc, jak bardzo Magda kleiła się do Damiana, postanowiła pozwolić im
nacieszyć się sobą. Tylko dla najlepszej przyjaciółki mogła się zdobyć na takie
poświęcenie. Powiedziała, że przejdzie się na dół, pomóc w nakrywaniu stołu.
Zadbała tylko o to, by kuzyn, na kilka sekund mógł zanurzyć spojrzenie w jej
dekolt. Mówiąc do obojga, stanęła w silnym skłonie, zginając biodra o dziewięćdziesiąt
stopni. W takim ustawieniu, góra sukienki musiała się mocno odkształcić,
tworząc szeroką szczelinę, przez którą cały biust był widoczny jak na dłoni. W
pozycji wiszącej, jej drobne piersi wydawały się też większe, niż na leżąco.
Ewa wiedziała, że jeśli kusić wypustkami, to właśnie w ten sposób.
- Dziękuję, Ewuś! – odprowadziły ją słowa wdzięcznej kuzynki.
Damian starał się zachować spokój. Na taki pokaz nie liczył. Wydawało mu
się, zresztą, że Ewa pokazała mu się przypadkowo, jak niezliczoną ilość razy,
kiedy pod odpowiednim kątem zaglądał jej pod bluzkę. Prostszym tłumaczeniem
było, że chudzina nie doceniała swej własnej urody. Najlepiej było więc udać,
że się niczego nie widzi.
Jak tylko drzwi się zamknęły, Magda jeszcze raz rzuciła się Damianowi na
szyję. Usiadła mu na kolanach i wtuliła się bokiem w jego ramię. Była
szczęśliwa.
- Ruchaj dzieweczkę! A on nie rucha... – Podglądacz ratował humor
szyderstwem.
- Wkręcili nas, Zdzichu! Student to nie brat cioteczny, to jej fagas.
- To dlaczego nie rucha?
- Czekają do nocy, zboczeńcy!
Tymczasem student studiował kształty dzieweczki, dłonią i okiem. Opuszkami
palców badał skórę nogi, wzrokiem liczył piegi na jej twarzy.
- Ewa wie o nas? Powiedziałaś jej? – spytał Damian, odczesując ręką włosy
Magdy na plecy.
- Nie mówiłam, ale może się domyślać... Ładna jest. Podoba ci się?
Przez jedenaście dni student zdążył odwyknąć od bezpośrednich pytań
kochanej kuzynki, dociekającej prawdy.
- No... Hmm. – szukał w gardle właściwej odpowiedzi.
- Damian, mnie możesz powiedzieć! Lubisz jej biuścik.
- No, lubię... Nie powinienem.
- E tam! Ewa też chce trochę pobyć z tobą. Jesteś jej potrzebny.
- Co ty mówisz, Magda? – student-niedowiarek nie mógł uwierzyć, że
marzenia, które przygnały go na wieś, mogły się urzeczywistnić.
- Damian, weź ją na kolana. Ja się nie obrażę.
- Ale... Co na to Ewa?
- Ucieszy się... i ja też.
Na dowód, że mówiła poważnie, Magda rozchyliła usta i przysunęła je do ust
Damiana.
- Chłopie, bierz ją! Co za frajer! – szepnął orzech.
- Trzeba im pomóc. – odpowiedział sobie drugim głosem.
- Nawem wiem jak.
Dosłownie pół minuty później, Marek odczytał sms:
IDŹ DO POKOJU OBOK. NIE POŻAŁUJESZ.
Chłopak zdziwił się treścią, pomyślał chwilę, nie doszedł do żadnego
wniosku i posłuchał polecenia.
- Chodź do Ewci, Madziu. Na pewno przydamy się w kuchni. – odezwał się
Damian, oblizawszy usta po słodkim pocałunku.
W chwili, gdy młodszy brat cioteczny zastanawiał się, wstać, czy nie wstać
z łóżka, Damian kończył ściskanie pulchnej piersi ich wspólnej kuzynki.
- Kochasz nas? – spytała Magda, patrząc Damianowi w oczy. Mówiąc w liczbie
mnogiej, wcale się nie przejęzyczyła.
- Was? Tak, Madziu.
Pocałowali się jeszcze raz i wstali z łóżka.
Marek zastał ich przy drzwiach.
- Cześć, Marek! Też schodzisz na kolację? – spytała Magda, śmiejąc się na
myśl o widoku, jaki Smarkacz mógłby zobaczyć, gdyby wszedł bez pukania minutę
wcześniej.
- Eee, nie wiem... Myślałem, że za pół godziny. A Ewka już zeszła?
- Tak. Później Damian ci powie, jak się zachowywać na plaży.
- Co!
- Słucham? – obydwaj chłopcy-mężczyźni byli zaskoczeni słowami kuzynki.
- Będziesz musiał z nim przeprowadzić męską rozmowę. Ktoś musi powiedzieć
naszemu Markowi, żeby nie rozbierał dziewczynek w miejscach publicznych... bo
to się może źle skończyć. Damian, idziemy?
Miało być coś fajnego, dostał się ochrzan i szyderstwo. Nauczka, że nikt,
nawet największy autorytet nie jest nieomylny.
***
Minął kwadrans, gdy aktorzy znów pojawili się na scenie. Tym razem było ich
dwoje: Ewa i Damian. Dziewczyna podniosła z biurka mały przedmiot i trzymając
go w obu rękach pokazywała kuzynowi.
- Co ona mu pokazuje? – zainteresowało się drzewo.
- Zdjęcia w komórce.
- Czy oby na pewno? On patrzy gdzie indziej.
- A ty gdzie byś się gapił, jakby lasce odsłaniał się dekolt?
- Jeszcze nie wie głupi kutas, czyja ręka skubała te cyculki.
- Może się dowiedzieć. Co myślisz, Kacperku?
- Że niunia musi coś nam dać za milczenie.
Chwilę później, chłopak wziął telefon z rąk nastolatki i zaczął robić jej
zdjęcia. W pozie wyprostowanej, pochylonej, z lewego i prawego boku, w oknie i
przy biurku. Następnie fotograf i modelka razem ocenili każdy owoc wspólnej
pracy. Gdyby obserwujący ich mężczyźni mieli mikrofon zainstalowany w pokoju,
nasłuchaliby się jeszcze pochwał studenta pod adresem urody piętnastolatki.
Wreszcie aktorzy zeszli ze sceny, do kuchni na kolację.
- Widziałeś, Kacper, jak się kotka o niego ociera? Oj, dzidzia, dzidzia,
kocura ci trzeba, a nie tamtego wymoczka! – Gadającym drzewom tylko jedno w
głowie.
***
Na kolejną odsłonę dwuosobowa widownia musiała poczekać ponad godzinę, a na
ciekawy obrót akcji jeszcze dłużej. Najpierw po scenie kręciły się dziewczyny w
tych samych co wcześniej kostiumach, bez tańców ani innych ekstrawagancji.
Wiało nudą. Potem jedna z nich wyszła z pokoju, zostawiając drugą na łóżku. Co
to mogło znaczyć? Przebierankę? Striptease? Nic z tych rzeczy. Zwykły pokaz
lenistwa.
Tego dnia podgladacze byli nadzwyczaj cierpliwi. Czekali do końca. W
nagrodę mogli zobaczyć coś jeszcze.
Zanim Ewa wróciła spod prysznica, w pokoju znowu zawitał wysoki student.
Dziewczyna, zobaczywszy go, zerwała się z łóżka. We dwoje stanęli w oknie i
odegrali kolejną romantyczną pantomimę. Słów podglądacze oczywiście nie
słyszeli. Chłopak ramieniem obejmował wtuloną w niego partnerkę i gładził po
plecach.
- Brałbym ją od tyłu, Zdzichu! – zaszumiał wiatr w liściach orzecha.
Tymczasem młodzi toczyli poważną rozmowę.
- Damian, musimy opowiedzieć Ewie o tym, jak żeśmy poznali Ździśka i
Kacpra. Już jest dobrze, ale miałyśmy z nimi kłopoty. Postanowiłyśmy, że ci o
wszystkim powiemy. Nie będziesz się na nic gniewał, prawda?
- Madziu, czy ja się umiem na ciebie gniewać?
- Nie, ale my się wstydzimy, bo byłyśmy głupie. Ja najbardziej.
- Madziu! Popatrz na mnie, jak chcesz zobaczyć prawdziwego idiotę.
Pocałowali się czule, ku uciesze publiczności.
Ewa weszła, ledwie oderwali od siebie usta.
- Ewuś, wchodź szybko! – Magda ponagliła młodszą i chudszą kuzynkę.
- Rozmawiamy o tobie. – dodała i gestem otwartych ramion, zachęciła do
podejścia do okna.
Wszyscy troje mocno się przytulili.
- Rany boskie! Widzisz to co ja? – Zdzisław omal nie stracił równowagi, z
przejęcia.
Na oczach dwóch podglądaczy, Damian pocałował w usta swą drugą kuzynkę, a
ona nawet w ogóle nie spróbowała się wykręcić. Nawet nie miała skwaszonej miny.
Zamknęła oczy i rozchyliła szeroko wargi. Przechylając głowę na bok wręcz
ułatwiała dostęp do swojej buzi.
- A taką cnotkę zgrywała! Nie gotowa jeszcze nawet do całowania... A tu,
proszę! Jak się liże, dziwka!
- Ewcia, nareszcie! Tak się cieszę!
- A ty nie pocałujesz Damiana?
- Pocałuję! – Drzewo za oknem znów zaszumiało.
- Teraz wy, jeszcze raz. – poprosiła Magda.
Widząc przez lornetki studencki język muskający usta Ewy, stary orzech
oniemiał. Limit komentarzy został wyczerpany.
- Ewuś, teraz już na pewno możemy się przyznać do wszystkiego... A ty,
Damian, opowiesz nam o swojej dziewczynie?
- Ty już wiesz wszystko.
- Na pewno czegoś nie wiem.
- O! A mnie napisałeś, że to tylko koleżanka ze studiów.
- Trochę więcej niż koleżanka... ale słuchajcie, w pięć minut nie da się wszystkiego
opowiedzieć.
- To przyjdź do nas w nocy, jak Marek zaśnie...
- Jesteście pewne?
- Przecież nas nie zgwałcisz. He, he, he.
- Nie byłbym taki pewien.
- Słuchajcie! Jak Szczylek zajmie się jutro swoją Paulińcią, to będziemy go
mieć z głowy na parę godzin. – Ewa znalazła brakujące godziny. Nie na darmo
lubiła wcielać się w Sherlocka Holmesa.
- Tylko żeby nie przyniósł nam wstydu. Damian, pogadasz z nim, żeby się zachowywał
przyzwoicie?
Potrójny uścisk w oknie, dwa pocałunki przy drzwiach. Kurtyna! Zgaszenie
światła. Koniec przedstawienia.
***
Zegarki pokazywały pięć minut do północy, gdy do sypialni dziewczynek
zakradł się nocny gość, stąpając ostrożnie na palcach.
- Magda, Ewa, śpicie? – szepnął przez uchylone drzwi
- Nie. – odpowiedziały zgodnie dwa głosy jednocześnie.
- Przyszedłem wam powiedzieć dobranoc.
- Zacznij od Ewci.
Po chwili dał się słyszeć szelest kołdry i ciche mlaśnięcie. Następnie takie
same dźwięki nadeszły z drugiego łóżka.
- Ewa, zrób dla nas miejsce! – szepnęła dziewczyna pocałowana w drugiej
kolejności.
- Ewa, Kościotrupie, jesteś z nas najcieńsza. Idziesz w środek.
Sprawiedliwiej byłoby, gdyby środkowe miejsce zajął Damian, jedyny
przedstawiciel swojej płci w ich gronie. Dziewczęce ciała mogłyby się wtedy
ocierać o chłopaka po równo. Magda tym razem wybrała jednak inny wariant.
Chciała przekazać swój przydział dotyków Ewie, rewanżująć się
siostrze-przyjaciółce za gotowość do poświęceń.
- Nigdy bym nie przypuszczał, że mam takie szalone kuzynki.
- Nigdy bym nie przypuszczała, że nasz kuzyn to taki Casanova...
Słuchajcie, muszę się wam wreszcie do czegoś przyznać: Wiedziałam, że Kacper i
Ździsiek będą grillować w tamtą sobotę. Dlatego namówiłam Damiana na wycieczkę nad
jeziorko akurat wtedy. Pamiętasz, jak cię przekonywałam?
- Nie musiałaś. I tak bym się na wszystko zgodził. Niebezpieczna jesteś.
- Jak przekonałaś? Ja nic nie wiem!
- Mam pokazać?
- No. – Ewa przytaknęła niepewnie.
- Dobra! O tak! – dziewczyna bez ostrzeżenia, przysiadła na kolanach i na
kilka sekund podciągnęła piżamę do góry.
- Nie masz wstydu! – zachichotała Ewa. Obie dziewczyny się roześmiały.
- Skąd wiedziałaś, że oni tam będą?
- Kacper mi powiedział i pisał potem sms-y... Jutro wam opowiem... Damian,
rozmawiałeś z Mareczkiem? Będzie mógł iść z nami na glinki?
- Rozmawiałem. Ciężko było, ale w końcu się przyznał. Spryciaż z niego!
Ciekawe, skąd mu przyszedł do głowy taki pomysł! Nie ważne. Grunt, że mu się
udało, a panna się nie poznała, że to jego wina. A jak się poznała i udaje, że
nic nie wie, to jeszcze lepiej dla niego. Nawiasem mówiąc, musi z niej być
całkiem niezła sztuka – żeby tak rozkochać w sobie Mareczka od pierwszego
spojrzenia. No ale spytałem się go, co mu się w niej najbardziej podoba – nie
umiał odpowiedzieć. Potem spytałem, co bardziej, piersi czy buzia –
odpowiedział, że buzia, ale mu nie wierzę. Dalej spytałem, która z nich ma
ładniejszą buzię, Paulina czy Klaudia. Powiedział, że ta druga! A więc leci na cycki.
To nie jest zakochanie.
- Szkoda. – szepnęła Ewa.
- Szkoda a może i lepiej. Po co się zakochiwać w tak młodym wieku?
- Trzeba ostrzec Paulińcię.
- Tylko jej nie przestrasz ostrzeżeniami. A ty co mu powiedziałeś,
Damianku?
- Życzyłem mu szczęścia i poprosiłem, żeby nie kłamał. Ma dziewczynie mówić
prawdę. I jeszcze parę rzeczy. Z prelekcją o prezerwatywach można jeszcze
zaczekać... No, dziewczynki, pora spać! Dostanę jeszcze raz buzi?
- Ewcia cię pocałuje za nas obie.
Po wyjściu kuzyna, Ewę ogarnęły wątpliwości.
- Magda, czy dobrze robimy? Może nie powinnyśmy się tak zachowywać?
- Sama nie wiem. Zawsze możemy przerwać. Poza tym nie robimy nic, hmm,
nieodwracalnego. Nie chodzimy z nim do łóżka...
- Hi, hi! Magda, a przed chwilą to gdzie my z nim byłyśmy?
- Ha, ha! Dobrze wiesz, o co mi chodzi. Z Damianem można wszystkiego
spróbować i nie stracić cnoty.
- Jesteś pewna że nikt się dowie?
- Raczej tak. On nas nie wyda.
- A jak będziesz mieć chłopaka?
- Kiedy? Kogo? Masz dla mnie jakiegoś?
- Nie, hi, hi! Pytam, czy Damian nie będzie zazdrosny.
- O mnie zazdrosny? Niemożliwe! Już prędzej o ciebie... Zresztą, on też ma
dziewczynę. A poza tym, i tak zanim zacznę z jakimś chodzić, to pójdę do
Damiana po radę. Tylko jemu można wierzyć. I jeszcze tobie. Nie wiem komu
jeszcze.
- Adamowi?
- Tak. I nikomu więcej.
***
Dzień 20 (Sobota)
Od razu po śniadaniu czwórka rodzeństwa ciotecznego wybrała się na glinki.
Dziewczyny położyły się na ręcznikach, w zacienionym miejscu, a panowie
plażowanie zaczęli od pływania.
- No, Marek, ciekaw jestem tej twojej panny! – starszy kuzyn już trzeci raz
tego samego dnia wyraził zainteresowanie sympatią młodszego.
- Nie nabijaj sie ze mnie. Wystarczy, że Ewka z Magdą się nade mną znęcają.
Myślałem, że nie wygadają.
- Martwią się.
- O co? Żebyś nie wpadł w złe towarzystwo.
- E tam! Coś im odbiło. To znaczy Ewce. A z tym stanikiem to mi Kacper
pokazał. Ha, ha! Rozwiązywał sznurki Ewce, a ona się ani razu nie kapnęła. I
Magdzie też. Nie mówły ci?
- Nie. Nie w szczegółach. Ale wiesz
co? One właśnie za to się na nich pogniewały. Więc ty lepiej uważaj.
- To co mam robić?
- Pokazuj, że ją lubisz, ale nie bądź nachalny.
Na przyjście pani Krysi z córkami długo nie musieli czekać. Kobieta wybrała
miejsce blisko młodzieży, ale na słońcu, przy samym brzegu. Jej dziewczynki
zamierzały cały czas się kąpać. Ledwie weszły do wody, ich plany uległy
zmianie.
- Rozumiem. – Starszy kuzyn klepną młodszego po ramieniu. Paulińcia rzeczywiście
nie była brzydka.
- Przywitaj się z jej mamą. – dodał, nie zważając na to, że dziewczynki
wszystko słyszały. O dobrych manierach po prostu nie wolno zapominać.
Dalsze dwie godziny albo i dłużej Damian przeleżał z kuzynkami, jak
zaplanowali dzień wcześniej. Marek wyciągnął koleżankę na spacer, tym razem
dalej niż tylko po plaży. Młodsza siostra Paulńci przylepiła się do mamy i
wszyscy byli zadowoleni.
Większość tego czasu zajęła opowieść Damiana o swoim związku z Alą. W
zasadzie była to powtórka historii opowiedzianej Magdzie, dwa i pół tygodnia
wcześniej. Padały jednak nowe pytania, wymagające dodatkowych odpowiedzi. Poza
tym obydwie kuzynki były tak bardzo zainteresowane, że nie przejmowały się
zupełnie upływem czasu. Wsłuchiwały się w opisy gier miłosnych, a z każdym detalem
robiło im się coraz cieplej w środku. Szczególnie mocno reagowała Ewa, dla
której wszystko, o czym mówił Damian było całkiem nowe. Nigdy wcześniej nie
słyszała słowa petting.
- Ale w końcu jej wsadziłeś? – spytała Magda, gdy opowieść doszła do przykrego
rozstania się studenckiej pary. Mimo ostrożnego tonu, pytanie porażało
bezpośredniością.
- Tak. – odpowiedź Damiana zabrzmiała jak przyznanie się do winy
skruszonego grzesznika.
Na skromność i okazywanie wstydu było jednak stanowczo za późno.
- W prezerwatywie? – tym razem pytanie zadała Ewa.
- Dopiero trzecim razem. Najpierw bez.
- Będziecie mieć dzidziusia! – w głosie Magdy słychać było zazdrość.
- Nie. Tak łatwo dzieci się nie robią. – odpowiedział Damian z pobłażliwym
uśmiechem.
- Ona nie była już dziewicą? – spytała, a raczej stwierdziła, Ewa.
- Mówiła. że była. Krwi nie zauważyłem, ale to o niczym nie musi świadczyć.
Raczej była.
- To my też mamy jeszcze czas. – podsumowała Magda.
- Macie dużo czasu. Z tym nie trzeba się spieszyć.
Po zwycięstwie nad cnotą studentki, przyszła kolej na zwierzenia dziewczyn.
Nim Marek wrócił ze spaceru, Damian znał już przebieg lekcji rozbrajania
bikini. Dowiedział się tez o sms-owej korespondencji młodszego kuzyna i o
próbie skasowania szkodliwego kontaktu w jego komórce.
- To nie żarty. Trzeba mu będzie przepalić simkę. Ewuś, pomożesz?
- Przepalić? Wścieknie się na nas i będzie awantura. Jak my to potem
wytłumaczymy?
- Nawet nie będzie podejrzewał, że to nasza sprawka. Karta przestanie nagle
działać, i tyle. Trzeba będzie tylko mu ją zabrać na dziesięć minut i iść z nią
do samochodu. Akumlator i dwa druciki załatwią sprawę.
- Facebook też przestanie działać? Biedny Mareczek! Nie poflirtuje sobie w
nocy z Paulińcią. – w szkolnym programie niemieckiego nie ma wyrazu Schadenfreude.
Nie szkodzi. Absolwentka gimnazjum potrafiła zaśmiać się z cudzego pecha, także
nie znając fachowego nazwania takiej reakcji.
***
Dzień 21 (Niedziela)
Radość Magdy była przedwczesna. Marek pisał w nocy z koleżanką. Częściowo
nawet pod dyktando starszego kuzyna, który okazał się być chętnym do pomocy
mimo późnej pory. Pisząc na Facebooku, chwalili zdjęcia zamieszczone w
Instagramie. Ostatnie zdanie Marka-Damiana, zawierające jakąś informację,
dotyczyło fotki wykonanej podczas apelu kończącego rok szkolny:
- Bosko wyglądasz w białym... ale bez koszuli też by było nieźle.
Po kropce dziesięć różnych buziek.
- Chciałbyś. – odpowiedziała Paulina, dołączając dwadzieścia emotikonów.
Potem były pożegnania, życzenia ładnych snów i cichej nocy, a na sam koniec
obietnica dziewczyny:
- Jutro ci przyślę. Pa!
***
Marek zasypiał przepełniony nadzieją, będąc najszczęśliwszym nastolatkiem
na planecie. Śniło mu się bardzo dobrze, prawie do dziesiątej. Tego, co
nastąpiło po obudzeniu, nie da się opisać słowami.
Kościół parafialny nigdy wcześniej nie widział tak smutnego żałobnika, a
przez pięćset lat swojego istnienia napatrzył się na wiele nieszczęść. Że też
komórka musiała zdechnąć akurat wtedy, kiedy była najbardziej potrzebna! Niedzielną
mszę Marek ofiarował za duszę poległej. Chłopak chodził ja struty. Nie odzywał
się do nikogo. Odburkiwał jedynie:
- Nic się nie stało... Wszystko jest w porządku... Nie jestem smutny...
Nie, nic nie boli... Jestem zdrowy!
Pozostała trójca miała ubaw po pachy. Kliniczne Schadenfreude.
W końcu, wczesnym popołudniem, na pytanie Damiana, czy dostał obiecaną
fotkę i, w domyśle, dlaczego się nią nie pochwalił, trzynastolatek odkrył
karty. Rzecz jasna, w tajemnicy przed siostrami.
- Komórka przestała działać. Błąd sim karty. Damian, może w twoim telefonie
zadziała? Pomożesz? Proszę.
Jakże by kuzyn mógł uchylić się od udzielenia pomocy, zwłaszcza w takiej
sprawie? Pomógł, tylko karta, małpa, nadal nie chciała działać.
Na tym prośby o pomoc się nie zakończyły.
- I co ja mam teraz zrobić? Chciałem się z nią umówić! Nawet nie wiem,
gdzie ona mieszka, ani jak się nazywa. Damian, co robić? Teraz to ona sobie
pomyśli, że ją olewam. Ale głupio wyszło! Co robić?
Jak można nie zapamiętać nazwiska Piczak, doprawdy trudno zrozumieć. Chyba
tylko stres usprawiedliwia młodego zakochanego. Damian, człowiek w dużej mierze
postronny, po dłuższym drapaniu się w głowę, zdołał wygrzebać tę informację z
jakiegoś zakamarka pamięci.
- Jezu! Damian, jesteś wielki! No jasne, że Piczak. Teraz i ja pamiętam.
Damian, słuchaj, nie obrazisz się, może sie zgodzisz? Zgódź się, proszę! Możesz
do niej napisać coś ode mnie ze swojego Facebooka? Albo daj mi, żebym ja
napisał.
- Jasne, brachu! Już piszemy! Co piszemy? Kiedy chcesz się z nią spotkać?
Ale...
Byłoby niezręcznie, gdyby dziewczyna się domyśliła, że jej nocną rozmowę z
Markiem widział ktoś jeszcze. Nawet najmniejsze podejrzenie z jej strony
groziło nieprzewidywalnymi skutkami. Dziewczyna
zaczęłaby się krępować, pilnować, uważać na każde słowo, a nadmierna ostrożność
miłości nie służy. Nie, Damian nie mógł być pośrednikiem. Tym bardziej nie mógł
użyczyć markowi swojego Facebooka. Ten krok podważyłby kompletnie osobisty
charakter tego rodzaju komunikacji.
- Lepiej poprosić Magdę albo Ewę.
- O Boże! Jak ja mam je poprosić? Ewka mie wyśmieje. Wiesz, jaka jest. A
jak się dowiedzą o tej fotce? Zabiją mnie. Damian, co robić? Da się jakoś
znaleźć jej adres? Zawieziesz mnie do miasteczka? Pochodzę między blokami, może
akurat będzie gdzieś szła i ją spotkam...
Pomysł szukania dziewczyny na oślep nie wyglądał dobrze. Marek musiał się
zdobyć na cywilną odwagę, schować głęboko swą chłopięca dumę i ukorzyć się
przed siostrą, błagając ją o pomoc. Ewa zgodziła się, ale nie bez targów.
- Dobra, młody! Załatwię ci randkę! Ale dopóki tu jesteśmy, masz się mnie
we wszystkim słuchać. Zrozumiałeś? We wszystkim! Pełna lojalność! Damian jest
świadkiem. A po drugie, musisz obiecać, że nie skrzywdzisz tej biednej
dziewczyny. Skoro ci pomagam, nie chcę jej mieć na swoim sumieniu. Obiecaj, że
nie będziesz jej rozbierał!
- Obiecuję.
- A całowanie w usta zostawiasz na za miesiąc! Daj słowo!
- Ewka, ale jesteś! No, niech ci będzie. Obiecuję.
- Dobra, Marek. Idź do siebie. Znajdę ją na fejsiu i z nią popiszę.
Godzinę później, Ewa wpadła jak granat do pokoju chłopaków.
- Marek! Zapraszasz ją na lody. Damian, ty nas wszystkich zawozisz.
Jesteśmy umówieni na dzisiaj.
W rzeczywistości, żadne próby szukania Paulińci w facebooku nie były
konieczne. Dziewczyna jeszcze wieczorem rozesłała zaproszenia do Ewy, Magdy i
Damiana. Z dziewczynami zaczęła pisać nawet wcześniej niż z kandydatem na
swojego chłopaka. Damian potwierdził znajomość najpóźniej, bo dopiero nad
ranem. Tym niemniej, konwersacja się odbyła i to całkiem owocna. O ile siostry
relacjonowały koleżance stan psychiki Mareczka, Damian robił wrażenie, że był w
stanie smutek kuzyna kompetentnie zanalizować. Magda i Ewa zgodnie pisały, że
ich młodszy brat od rana był markotny, jakby się czymś zawiódł. Że nie chciał
wstawać z łóżka, że przyszedł na śniadanie, jak wszyscy już zjedli, że w
kościele przestępował z nogi na nogę. Że nawiązanie kontaktu z nim było mniej
prawdopodobne niż z dzieckiem autystycznym. Na pytanie zwrotne, jakie wrażenie
Marek sprawił na niej wieczorem, dziewczyna mogła odpowiedzieć tylko jedno:
- Był wesoły i nawet mnie podrywał. Tak mi się zdawało... Ten jego smutek
to pewnie moja wina!
- Napisałaś, że masz już chłopaka, a Merek ci się nie podoba? Jak nie, to
nie żartuj sobie. Powinien skakać z radości, że w ogóle z nim pisałaś. Rano mu
się coś stało, więc to nie przez ciebie. – wyjaśniła Magda. Tę samą treść,
nieco innymi słowami wyraziła również Ewa.
Damian nie był aż tak pochopny w wyciąganiu wniosków. Udając, że wciąż nie
rozumiał, drążył dalej. W końcu student, człowiek nauki nie może sie zatrzymać
w pół drogi. Musi szperać tak długo, aż znajdzie.
- A rano on ci nic nie napisał? Może mu nie odpowidziałać na jakąś
wiadomość i stąd całe zamieszanie. Sprawdź, może napisał jakiś komentarz w
Instagramie. A na maila nic od niego nie doszło? Nie chcę wchodzić w waszą
korespondencję z butami, ale... co ci napisał w ostatnim zdaniu?
- Niech ci się przyśni rumak z rycerzem. Potem był emotikon symbolizujący puszczenie oczka ";-)".
- Ładnie napisał. Romantyk! Odpisałaś mu coś?
- Tak. Też minkę... A potem cos jeszcze.
- Aha, To może to coś go zasmuciło. Powiesz mi, co to było?
Słowo do słowa i wysłanie rozbieranej fotki przestało być tajemnicą.
- Nie sądzę, żeby się obraził za Twoją fotografię. Raczej powinien się
ucieszyć. Kiedy zrobiłaś to zdjęcie?
- Rano.
- Dzisiaj rano?
- Tak. W łazience.
- Super, ale
teraz zupełnie namieszałaś mi w głowie. To co tam jest na tej fotce? Masz rogi?
- Nie. Emotikon z oczkiem ";-)"
- Pokażesz mi?
- Nie mogę.
- Inaczej nic nie
zrozumiemy, ale nie naciskam. Chociaż napisz coś więcej, jak to zdjęcie
wygląda.
- Normalne, w
lustrze.
- Twoje odbicie w
lustrze?
- Tak. Emotikon uśmiechniętej buźki ":-)". Obiecujesz, że nikomu nie pokażesz? Skasujesz od razu?
- skoro trzeba,
to oczywiście, że skazuję. Poza tym, ja
nie pokazuję nikomu cudzych zdjęć ani rozmów. Tego możesz być pewna.
Chyba nawet gdyby
odpowiedział, że wystawi tę focię na swój profil, Paulińcia, na tym etapie, by
mu je przysłała. W każdym razie, zaraz po obietnicy zachowania dyskrecji,
Damian odebrał plik graficzny. Obejrzawszy zdjęcie normalnie i w maksymalnym
powiększeniu, nie mógł się powstrzymać od komentarza:
- Jesteś
piękna... a Twoje piersi to marzenie.
- Mógł się o to
obrazić? Może pomyślał, że ja wysyłam takie zdjęcia innym chłopakom? A to był
naprawdę pierwszy raz. Graficzny wyraz zmutku ":-("
- Ja bym skakał z
radości na jego miejscu. To wszystko, czy potem coś jeszcze do niego napisałaś?
- Tylko spytałam,
czy mu się nie podoba i dlaczego się przestał odzywać.
- Dobra. Zrobię
śledztwo. Jak uda mi się wyciągnąć z niego, co mu nie pasi, będziesz mi wisieć
buziaka. – Damian zamieścił w tym miejscu podwójny emotikon, całus i języczek: ":* :P"
Potem, na lodach, wspaniałomyślnie zrezygnował z nagrody, tłumacząc, że
musiałby się nią podzielić z Ewą na pół. Siostra zareagowała oczywistym
zdziwieniem, potwierdzając przy okazji, że słowa o tajemnicy korespondencji nie
były rzucane na wiatr. Damian szepnął wtedy uśmiechniętej od ucha do ucha
trzynastolatce, że może się jeszcze rozmyślić, potem. Poprosił, by dziewczyna
sama zdecydowała, czy należną mu połową nagrody będzie dolna czy górna warga.
- Dolna. – odpowiedziała Paulińcia, również szeptem, myśląc, że to tylko
żarty. Gdyby odpowiadała na serio, zaproponowałaby obie wargi do spróbowania.
Nie wiedziała jeszcze, całowanie której z nich, bardziej jej się podoba.
***
Spacer z lodami nie był długi, ale bardzo pomógł umocnić znajomość dwojga
rodzeństw. Okazało się, że Ewa i Paulina przypadły sobie do gustu. Tak zresztą
często bywa, że narzeczona jest podobna do siostry i z miejsca zyskuje jej
sympatię, z wzajemnością. Magda skutecznie zagadała jej młodszą siostrę.
Dosłownie zaczarowała jedenastolatkę, jeszcze bardziej niż Zdzisław Marka. A bracia
cioteczni przez większość czasu zamykali pochód trzech par. Oglądali
dziewczyny, poszturchiwali się ramionami i komentowali wygląd jednej z nich.
Wbrew stareotypowym wyobrażeniom o samcach nabitych hormonami, była to kulturalna
wymiana opinii.
- Masz ode mnie dyspensę na całowanie. – to było główne przesłanie Damiana
wynikające z tej rozmowy.
- Co? – dla młodego chłopaka z wykształceniem zaledwie podstawowym,
niektóre wyrazy były obce.
- Całuj ją ile wlezie! Nie musisz się słuchac siostry.
- Nawet w usta?
- Od ust zacznij. Potem mogą być policzki, a z czasem też inne miejsca. Tylko
wyczuj odpowiedni moment, kiedy ona będzie chciała. Pamiętaj: nic na siłę. – Damian
hojnie dzielił się z bratem swoim życiowym doświadczeniem, nie wierząc ani w
skuteczność nauczania, ani w miłosne powodzenie Marka. Żeby Szczyl miał dostać
buzi od razu przy pierwszym zakochaniu? Nie, takie cuda się nie zdażają.
Inny wielki przyjaciel nastolatka, radził coś zgoła przeciwnego: brać na
chama. Marek znalazł się na rozdrożu. Musiał wybrać, komu bardziej wierzyć. Ten drugi przyjaciel tęż mógł poczuć się
nieszczęśliwy. Ostatnia wiadomość od Młodego mówiła, że Marek miał dziewczynę.
Na pytanie, jaką i od kiedy, nastolatek już nie odpowiedział. Spec od murarki
mógł się jedynie domyślać dlaczego, nadaremnie.
***
Dzień 24 (Środa)
Damian wyjechał w poniedziałek rano, po bardzo wczesnym śniadaniu. Z
kuzynkami pożegnał się w ich sypialni. Godzina siódma była zbyt wczesna, by
zrzucać je z łóżek. Przynajmniej taka była oficjalna wersja dla wujka Adama i
babci, przebywających na parterze. Pobódka oczywiście musiała się odbyć. Przeciągnęła
sie do piętnastu minut. Równo po sześć i trzy czwarte na całowanie każdej z
dziewczyn plus półtorej minuty na przechodzenie od łóżka do łóżka. Rano kochane
usta smakują wcale nie gorzej niż o innych porach dnia.
Przez trzy dni Damian bawił w swoim mieście. Kończył pisanie pracy
licencjackiej, w krótkich przerwach między flirtowaniem przez Internet. Jego
dziewczyna była już u rodziny w Olsztynie i czekała na spotkanie na polu
namiotowym pod koniec tygodnia. Magda, Ewa i Marek codziennie spotykali się z
Pauliną, Klaudią oraz ich mamą. Raz byli na glinkach i raz na pizzy, fundowanej
przez mamę dziewczynek. Poza tym, jednego dnia dziewczyny wybrały się po
sklepach, bez Marka, w czysto żeńskim gronie. W środę pani Krystyna z
dziewczynkami złożyła wizytę w domu babci. Przywiózł je i odwiózł uczynny Adam.
Ktoś złośliwy mógłby nazwać tamto spotkanie, w środę, podwójną randką.
Marek był święcie przekonany, po pięciu dniach znajomości, nie wypadało nie
poprosić dziewczyny o chodzenie. Niektórzy koledzy przechwalali się seksem już
na pierwszej randce, a on przez pięć dni nie dostąpił nawet zaszczytu
pocałunku. Fotka, której nie dostał z powodu awarii komórki, się dla niego nie
liczyła. Postanowił solennie szóstego dnia definitywnie przypieczętować bycie
parą z Patrycją. Metoda nie grała już roli. Jeśli po kuzynowemu się nie
udawało, trzeba było posłuchać rady Zdzisława.
Pani Krystyna zobaczyła coś w oczach Adama. Tak ja to coś zainteresowało,
że godzinę milczała za stołem, wpatrzona w źrenice starego kawalera. Zupełnie
wyleciało jej z pamięci, że miała męża, gdzieś za granicą, na jakimś polu
naftowym. Skupiona na gospodarzu, przestała też zajmować się córkami. Przylepy
były wolne. Nawet rozsmakowały się w swobodzie.
Przez jakiś czas, czwórka dzieci – z punktu widzenia dorosłych, lub
nastoletniej młodzieży – we własnym pojmowaniu świata, grała w badmingtona.
Później się rozdzielili. Magda z Ewą zabrały młodszą Klaudusię do szklarni, a
potem do sadu, razem nazrywać pożeczek i agrestu. Marek, korzystając z okazji,
zaprosił Paulinę na piętro. Jako przynęty użył swoją popsutą sim kartę oraz
telefon – awaria sprzętu szczęśliwie nie wymazała zdjęć z pamięci. Wszyscy
słyszeli o roli pięterka podczas domówek. Paulina powinna więc wiedzieć, co dla
chłopaka oznaczała jej zgoda na wejście po schodach.
Zeszli trzymając się za ręce, ale parą nie zostali. Dziewczyna czym prędzej
pobiegła do przyjaciółki. Odciągnęła ją na bok i spytała:
- Ewa, ile dziewczyn miał juz twój brat?
- Nie wiem. Ani jednej chyba. Kto by go tam chciał! – odpowiedziała Ewa,
szczerze rozbawiona.
- Nie umiem się całować. – wyznała rówieśniczka Marka wprost i z
rozbrajającą szczerością.
- A to szczyl! Co on ci zrobił? – Ewie nie udało się zrobić groźnej miny.
Roześmiała się aż jej chudy brzuch w szwach zatrzeszczał.
Okazało się, że Marek nie dość, że nie posłuchał siostry i podjął próbę
całowania, to jeszcze nie posłuchał też starszego kuzyna i wybrał najmniej
odpowiedni moment. Dziewczyna w tamtej chwili o całowaniu się z Markiem ani
ciut ciut nie myślała. Akurat zainteresowała ją książka, zostawiona przez kogoś
na biurku. Tytuł był w obcym języku, w środku kilka czarnobiałych grafik
przedstawiających egipskie hieroglify, na pewno nie lektura trzynastolatka.
Paulina, kartkując książkę, spytała, czy kuzyn Marka czytał częściej leżąc na
łóżku, czy siedząc przy biurku. I w tym momencie, chłopak zamiast zaspokoić
ciekawość koleżanki, powtórzył propozycję oglądania fotek. Zademonstrował
wybitny brak cierpliwości i absolutne samolubstwo.
- Tak, oczywiście. – odparła napadnięta dziewczyna. Chłopak ładny i, jak
mawia młodzież, nie wiedząc, co powiedzieć, i w ogóle. Czemu nie popatrzeć?
Ledwie rozświetlił się ekran komórki, Marek złapał Paulinę za dłoń. Odłożył
telefon na stół i pocałował zdezorientowaną dziewczynę w zaciśnięte usta.
Patałach zrobił to z zaskoczenia, ignorując słowa i chęci partnerki, nie dając
jej najmniejszej szansy pozytywnie zareagować. Dla dopełnienia katastrofy, był
to czyn dyletancki. Bardziej zderzenie rozpędzonych warg niż pocałunek. Jakby
tego było mało, pospieszny amant wygłosił oświadczyny, mechanicznie, jak marny
uczniak wiersz zadany do wyuczenia na pamięć:
- Kocham cię. Będziesz moją dziewczyną?
- Dobrze. – odpowiedziała Paulina zdziwiona pytaniem.
Od paru dni było dla niej jasne, że między nią a Markiem coś zaiskrzyło.
Byli prawie parą. Wszyscy dookoła szanowali ich rodzące się uczucie. A tu takie
drętwe pytanie i w takiej marnej formie! Wbrew wyobrażeniom napastnika, Paulina
była zniesmaczona nieudanym pocałunkiem. A mówią, że pierwsze całowanie jest
takie piękne! Że się go nie zapomni do końca życia! Ten nie był wart
pamiętania.
- A mówiłam mu, żeby się nie brał za całowanie. Kiedy ten smarkacz się
nauczy słuchać starszej siory!
- Dlaczego nie chciałaś, żebym się z nim całowała? Nie podobam ci się?
- Właśnie dlatego, że jesteś fajna. Zasługujesz na lepszego niż mój głupi
braciszek. To po pierwsze. A po drugie, wiem jak to jest, kiedy się chłopak
przystawia za wcześnie. Jakby szczyl poczekał, to byś się może jeszcze w nim
zakochała, a teraz już widzisz, jaki on jest.
- To moja wina.
- Bzdura! Jakbyście naprawdę byli w sobie zakochani, byś nie narzekała, że
czegoś tam nie umiesz.
- A ty masz chłopaka?
- Nie, ale wiem coś o tym. Możesz zapytać Magdę. Ona ma większe
doświadczenie.
- Ona wszystko ma większe.
- Oprócz wzrostu. Ha, ha! Paula, mam nadzieję, że będziemy przyjaciółkami,
nawet jak rzucisz tego przygłupa.
- Best friends forever?
- Be ef ef!
Uścisk przyjaźni przypięczętował umowę.
Dzień 25 (Czwartek)
Co z Kacprem i Ździchem? Może się wydać dziwne, biorąc pod uwagę ilość
wysiłku włożonego w przygotowanie gwałtu, ale dali za wygraną. Nie dlatego że tliła
się w nich iskierka nadziei na seks po dobroci i nie z powodu żalu, jaki by
mogli poczuć skrzywdziwszy dziewczęta. Powód był prozaiczny – nieuchronność
kary. Na drodze przestępstwa, póki co tylko planowanego, spotkali sklepikarza,
Damiana, Marka i krzyczącą kobietę. Ich wybryk na glinkach widziały dziesiątki
osób. Gdyby doszło do śledztwa, wszystkich nie udałoby się uciszyć.
Do tego wniosku mogli dojść o wiele wcześniej, na przykład wtedy kiedy
Magda przeprowadziła podobną analizę. Widocznie byli zbyt uparci, albo
zaślepieni przyświecającym im mrocznym celem. Do porzucenia planów przekonali
się dopiero, gdzy Młody przestał odpisywać na sms-y. Nieprawdopodobna
wiadomość, że nagle znalazł sobie dziewczynę, w połączeniu z jednoczesnym
zamilknięciem mogła oznaczać tylko jedno: że Mareczek zmienił front. Późniejsza
obserwacja domu, ogrodu i drogi tylko potwierdziła to przypuszczenie.
Rodzeństwo było w zbyt dobrej komitywie.
W czwartek rano, kiedy Damian podjeżdżał pod dom babci, wysłużony Passat
stał na poboczu, bez pasażerów w odległości zaledwie stu metrów od bramy
wjazdowej. Damiana, ogarnęło bardzo złe przeczucie. Popędził przed siebie.
Dotarłszy do celu upewnił się jednak, że wszyscy byli cali, zdrowi i w idealnym
nastroju. Znajomych facetów ani śladu. Przypomniał sobie farsę szukania
złodzieji rowerów, kiedy Zdzisław zostawił go samego pod jakąś opuszczoną
ruderą.
- Czyżby znaleźli nowego frajera?Czy ktoś kuca w polu i obserwuje obejście
Adama? No, panowie! Teraz moja kolej. Ja sobie z was porobie jaja. –
telepatycznie przekazał wiadomość wrogom.
Chwycił za kanister z benzyną do kosiarki, z warsztatu wziął parę gałganków
i tak wypozażony cichaczem wrócił do bezpańskiego samochodu. Benzyną chlusnął
na boczną szybę, żeby przez szczelinę do środka wpadło parę kropel, żeby
śmierdziało. Szmaty wcisnął w rurę wydechową, wpychając je głęboko patykiem.
- Mechanik się o was pytał, Mości Panowie! – Damian uśmiechnął się pod
świeżo ogolonym wąsem.
Zemście stało się zadość.
***
Tak oto wiejska kanikuła dobiegła końca. Damian, Magda, Ewa i Marek
pojechali na Mazury. Co tam przeżyli będą musieli zdać relację sami. Nie mogę
ich wiecznie we wszystkim wyręczać. Uchylę jedynie rąbka tajemnicy, że im się
podobało. Teraz pozostało jedynie zdradzić, kim ja jestem i skąd wiem o tych
wszystkich rzeczach, o których wam opowiedziałem. Odpowiedź jest prosta.
Pomyślcie, czy można coś ukryć przed rodzonym dziadkiem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz