Ostrzeżenie: Treść może wzbudzić niesmak. Opowiadanie nie dla dzieci!
Szofer – kobieta. Osiłek z
prawej, osiłek z lewej. Kajdanek nie zakładali. Nie mają takiego obowiązku. Bez
nakazu aresztowania, bez aktu oskarżenia, formalnie jestem wolny. Jadę na
komisariat bezpłatną taksówką. Milczymy, ale ja wciąż słyszę naszą krótką
rozmowę sprzed chwili.
- Mówi coś panu nazwisko Orzech? Nie mówi? Natalia.
- A, tak, Natalka. Oczywiście. Co się stało?
- Tego właśnie się chcemy dowiedzieć od pana. Proszę
z nami na komisariat!
Będą pytać o Natalkę? Pewnie wszystko
już wiedzą. Brakuje im tylko zeznań sprawcy. Ktoś doniósł! Mam się przyznać,
czy iść w zaparte? To było cztery lata temu! Podczas pierwszych studiów. Co ja
w ogóle pamiętam?
***
Już od trzech lat nie byłem
prawiczkiem. Od roku miałem stałą dziewczynę, o którą zacząłem się starać, jak
tylko zaczęła naukę w moim liceum. Od dwóch miesięcy sypiałem z koleżanką ze
studiów. Mimo to czułem niedosyt spódniczek.
Moja pierwsza partnerka,
doświadczona studentka, zrobiła ze mnie mężczyznę miesiąc przed siedemnastymi
urodzinami. Druga kobieta, nauczycielka angielskiego, przeleciała mnie na
obozie językowym. Trzecia – moja oficjalna dziewczyna – licealistka z niższej klasy,
przede mną, przeszła przez dwa związki ze starszymi chłopakami. Czwarta –
koleżanka z roku – od gimnazjum nieprzerwanie skakała z kwiatka na kwiatek. Dla
żadnej z nich nie byłem pierwszy.
Kończąc dwadzieścia lat, miałem
za sobą ze sto stosunków, zaliczyłem cztery kobiety, ale nie było wśród nich
ani jednej dziewicy. Kochałem się regularnie, dogadzałem, doprowadzałem do
ekstazy, a marzyła mi się nietknięta cipka. Z każdym odbytym stosunkiem, coraz
bardziej.
Myślami cofałem się o kilka
lat. Wracałem wspomnieniami do czasów szkolnych, kiedy wszystkie lub prawie
wszystkie rówieśniczki były dziewicami. Wyobrażałem sobie, że zamiast z uporem
osła bez powodzenia starać się o Basię, wybrałem kogoś innego. Że z innej koleżanki
zrobiłem kobietę. Fantazjowałem o nastolatkach z sąsiedztwa. O młodszych
kuzynkach. W snach na jawie codziennie deflorowałem coraz to inną. Cienki fałd
błony śluzowej stał się moją obsesją.
W tym stanie ducha poznałem
Natalię – Natalkę – Nacię. Od pierwszego zamienionego z nią słowa nasz los był
przesądzony. Ona miała to, czego pragnęła moja samcza natura. Choćbym się nie
wiem jak bronił, musiałem jej to odebrać.
Studiowałem zaocznie ekonomię i
prawo. Zajęcia w piątki, soboty i niedziele, co dwa tygodnie. Środki tygodnia
wolne. Czas na pracę. Na drugim semestrze zatrudniłem się jako pomocnik
murarski. Trzy dni w tygodniu harowałem na budowie.
W skład ekipy wchodziło pięć
osób: ja, szef Darek – cherlawy trzydziestopięciolatek, Józef po pięćdziesiątce
oraz dwóch chłopaków po zawodówce, mniej więcej w moim wieku, Kacper i Janek.
Rubaszne towarzystwo. Darek
codziennie miał jakąś historię do opowiedzenia. O tirówkach i gimnazjalistkach.
Dwa powtarzalne schematy: Zatrzymanie auta w lesie, ustalenie ceny, numerek na
polanie, poprawka na masce samochodu lub podwiezienie małolaty do wsi „na
stopa”, gadka, złapanie za kolano, zjazd w pole, prośba albo groźba, ruchanie,
kasa na kosmetyki. Nie wiem skąd brał te opowieści. Pewnie z głowy, choć jeśli
mu wierzyć, były to autentyczne przygody jego licznych znajomych, sprzedawców
materiałów budowlanych i klientów. Józef puentował te opowieści złotymi myślami
w tylu „duże cyce, dużo mleka”, czy „młoda nie wie co dobre, ale jak się dowie
to ho, ho!” Kacper z Jankiem najczęściej słuchali w milczeniu, jedynie
uśmiechając się i przytakując po każdym zdaniu. Czasami jednak, umiejętnie
pociągnięci za język przez Józefa, rewanżowali się historyjkami o dyskotekach. Tylko
ja nie miałem co opowiadać. Opowiadać o sobie było mi niezręcznie, a powtarzać
cudzych bajek przeczytanych w Internecie nie umiem. W wiejsko-robotniczych
oczach musiałem wyglądać na nieśmiałego prawiczka. I dobrze na tym wyszedłem.
Dopiero pod nieobecność szefa chłopcy
mogli mi powiedzieć, co naprawdę myśleli o jego gawędziarstwie.
- Darek tak gada o ruchaniu małolat, a widziałeś jego
córusie? Dwanaście i piętnaście lat. Młodsza to jeszcze dzieciak, ale ta druga!
Natalka! Takiej to tylko kieckę podwinąć i na pal nabić! He, he!
- Dokładnie. Jak Darek gada o straszeniu młódki, że
jak nie da dupy, to zostanie sama nie wiadomo gdzie w lesie, to se zawsze myślę
o tej jego Natalce. Jak rozkłada giry, albo jak klęka i ssie pałę jakiemuś staremu
trepowi.
- Stary! – Kacper klepnął mnie w plecy. – Jak ją
zobaczysz, to zrozumiesz o czym mowa. Najgorsze, że my tu sobie gadamy, a ją tam
pewnie teraz jakiś gimbus zapina.
- No. Teraz dzieciaki wcześnie zaczynają. Nie
wierzysz? Zobacz na Polsacie, co się wyrabia w tych gimnazjach, kurna! Wymiękanie,
słoneczka...
- Gra w butelkę na ruchanie. Za naszych czasów tak
dobrze nie było, co nie, Jasiek?
W obgadywaniu córki szefa
uczestniczyłem kilka razy. Sam Darek, nieświadomy jakie wrażenie Natalka
wywarła na jego pracownikach, doprecyzował, że różnica wieku między jego
trojgiem dziećmi – miał jeszcze syna – wynosiła równo po dwa lata. Najstarsza
chodziła do drugiej klasy gimnazjum, średnia do szóstej podstawówki i
najmłodszy do czwartej.
Pewnego razu rozmowa zeszła na
niski poziom nauczania, szczególnie na wsi, i wygórowane wymagania nauczycieli.
Ofiarami tego złego stanu rzeczy miały być oczywiście dzieci Darka i wnuki
Józefa. Kacper i Janek też mieli na ten temat co nieco do powiedzenia.
- Podstawówkę skończyła z czeronym paskiem. – Darek
powiedział o najstarszej córce. – Myśleliśmy, że pójdzie do liceum. A teraz nie
wiadomo, czy ją przepuszczą do następnej klasy.
Problemem nie do pokonania
okazała się matematyka.
- Nie możesz, Darku, załatwić jej jakiś korepetycji?
– spytałem. – Parę prywatnych lekcji i może by wyrównała poziom.
- Przychodziły już do niej dwie pizdy. Tylko łapę po
kasę potrafią wyciągać. Pińdziesiąt. Pińdziesiąt. A jedynki jak leciały tak
lecą!
- Może ja bym pomógł? – zaproponowałem. – Z matmy to
ja jestem dobry.
Stanęło na tym, że w pierwszy
dzień ferii wielkanocnych szef miał przywieźć córkę na kilka godzin. – Podobno
w młodszych klasach często zabierał ją po lekcjach do składów i na place budowy.
Lubiła takie wycieczki. – W tym czasie, zamiast nakładać gips na ściany, miałem
wytłumaczyć jej zadania z matematyki. Na próbę, a nuż dziewczyna coś zapamięta.
Kacper i Janek z zazdrości zwiesili nosy na kwintę. Potem poufale poszturchali
mnie w bok, prosząc, bym zapamiętał kolor stanika. Odebrałem to jako wygłupy.
Dopiero kiedy zobaczyłem
Natalkę na własne oczy zrozumialem, że chłopcy mówili poważnie. Darek miał
niezwykle urodziwą córę. Zwłaszcza w zestawieniu ze szpetnym ojcem wyglądała
jak starosłowiańskie bóstwo. Niezbyt wysoka, szczupła, ale nie przesadnie
chuda, wąska w talii, miała na sobie szare legginsy i cienką kurtkę, rozpiętą do
połowy. Spod kurtki wyzierały obojczyki i górna część klatki piersiowej – znak,
że bluzka miała niski dekolt. Osobny rozdział możnaby napisać o włosach
dziewczyny. Bujne, puszyste, długie. Związane w kucyk sięgały do dolnej połowy
pleców. Blondynka, niebieskooka, z małym noskiem. Uśmiechnięta od ucha do ucha,
tryskała energią. Urodą i pewnością siebie graniczącą z bezczelnością wprawiała
w zakłopotanie każdego, komu spojrzała w oczy.
- Cześć! – wesoło, prawie śmiejąc się, przywitała się
z Kacprem i Jankiem. – Dzień dobry! – ukłoniła się Józefowi. Mnie podała rękę.
Właściwie przyjęła wyciągniętą do siebie dłoń, nieco zaskoczona moim gestem. –
Dzień dobry. Natalia. Nacia. – przedstawiła się, przyglądając mi się z uwagą.
Miała chłodne palce.
- Szymon. Szymek. – Odpowiedziałem, przez chwilę
przekazując jej ciepło swojej dłoni. – Miło mi cię wreszcie poznać, po tym
wszystkim, co o tobie słyszałem. – Spojrzawszy w bok, zobaczyłem przerażone
spojrzenia chłopaków. Darek, dumny z córki jak paw, był zupełnie ślepy na takie
sygnały. – Czego będziemy się dziś uczyć?
- Ojej, pierwiastków? – odpowiedziała pytającym
tonem. Pytanie o matematykę wyraźnie wprawiło ją w zakłopotanie. Na tym
obszarze nie była gwiazdą. – Mieliśmy ostatnio potęgi i pierwiastki.
- To jest łatwe. – Uśmiechnąłem się. – Wzięłaś
podręcznik? Przejrzymy, zrobimy parę zadań i wszystko zrozumiesz. –
powiedziałem kilka wyświechtanych frazesów, jakie zawsze mówię tłumacząc
cokolwiek.
Jednocześnie przypatrywałem się
buzi dziewczyny. Dopatrzyłem się mgiełki drobnych piegów po obu stronach nosa,
pieprzyka obok lewego kącika ust nad górną wargą oraz trzech różowych krost na
policzkach. Na rzęsach ropoznałem cienką powłokę z czarnego tuszu. Zwróciłem
uwagę na aparat na zębach, potencjalny temat rozmowy inny niż matematyka.
Zarejestrowałem odruch przygryzania dolnej wargi, zdradzający tremę. Pomyślałem,
że zamiast siebie mogłaby ugryźć mnie, a samcze przeczucie podpowiedziało, że
ta fantazja może się niedługo spełnić.
- No, nie wiem. – mruknęła pod nosem.
Nie tracąc czasu na zbędne
pogaduchy, czym prędzej poszliśmy na piętro. Wszystkie prace tamtego dnia
odbywały się na dole, a pomieszczenie, pełniące rolę sali lekcyjnej wyposażone
zostały nawet w prowizoryczne drzwi. Mieliśmy więc zapewniony względny spokój.
Usiedliśmy na przeciw siebie na grubych plastrach styropianu przykrytych kocami
świeżo wytrzepanymi z kurzu.
Przed przystąpieniem do lekcji
pomogłem jeszcze uczennicy zdjąć kurtkę. Oczywiście sama sprawiłaby się z tym nawet
lepiej, ale chciałem się z nią jak najszybciej spoufalić. Zmniejszyć dzielący
nas dystans wieku i statusu społecznego. W tym celu musiałem zaskakiwać, na
początek szarmanckim gestem.
Nagle odsłonił się przede mną
ciekawy widok. Bluzka w kolorze lawendy – Poznałem dzięki rozmowom z jedną z
kuzynek, która miała istanego hopla na punkcie odcieni fioletu – z frywolnym
nadrukiem po angielsku, miała niski dekolt, jak podejrzewałem. Biust wypchnięty
prawie pod obojczyki. Skóra piersi, w jednej trzeciej odsłoniętych, napięta do
granic możliwości.
- Fajna bluzka! – od razu wyraziłem ciekawość. –
Darek zna angielski? To znaczy, twój tata.
- Nie, a dlaczego pytasz? – dziewczyna odpowiedziała
zadziornym uśmieszkiem.
- Wie, co to znaczy?
- Nie. – zaśmiała się. – A ty dobrze znasz angielski?
- Na tyle żeby wiedzieć, co znaczy „boys love boobs
especially mine”. Dostałaś ją od kogoś, czy sama kupiłaś?
- Z wyprzedaży. Kupiłam w jednym butiku niedaleko
szkoły, gdzie czasami biegam z przyjaciółką. Wtedy jeszcze nie wiedziałam co to
znaczy. – uśmiechnęła się frywolnie.
- Którego słowa nie znałaś?
- „Especially mine.”
- Uczymy się, czy opowiesz mi trochę o swojej
przyjaciółce? – przypomniałem o celu spotkania, nie kryjąc, że liczyłem też na
miłą rozmowę.
- Jest wysoka, ładna i często zmienia chłopaka. –
odpowiedziała z prędkością karabinu maszynowego. – A co ci o mnie mówili
chłopacy? – spytała ciekawsko, nawiązując do zdania, którym ją przywitałem
kilka minut wcześniej.
- Nic, czego bym sam nie zauważył. – Kucnąłem blisko
niej i dopowiedziałem szeptem, fiksując wzrokiem jej spojrzenie – Że masz fajne
cycki i super figurę.
Natalka takiej odpowiedzi się
nie spodziewała. Zaśmiała się sztucznie, nabrała rumieńców na twarzy i
ostentacyjnie zasłoniła piersi krzyżując ramiona. Spojrzała na mnie spode łba i
jeszcze raz się uśmiechnęła. Tym razem zalotnie, acz trochę nieśmiało.
Otworzyliśmy podręcznik na
potęgowaniu. Okazało się, że poza hasłem „potęgi i pierwiastki”, pannisia nie
pamiętała ze szkoły absolutnie nic. Rejon mózgu odpowiadający za matematykę
przypominał pustą kartkę papieru, „niezapisaną tablicę”. Stanąłem przed wyzwaniem:
Wlać do tej główki tyle wiedzy, żeby dziewczę zaczęło rozumieć, ale nie przelać
naczynia. Nie przyprawić jej o ból głowy i nie zniechęcić do korepetytora.
Celem nie było przecież jednorazowe poprawienie stopni. Mój prawdziwy cel
znajdował się między nogami nastolatki i żeby go osiągnąć, musiałem planować
długofalowo.
Najtrudniejsze zadanie
edukatora to wzbudzić w uczniu zainteresowanie, przekonać, że materiał jest
ważny i potrzebny. To podstawa bez której blokada myślenia i bunt przeciw
nauczycielowi są pewne jak amen w pacieżu. Z potęgowaniem nie ma problemu. Każdemu
bliskie są pieniądze a od liczenia zer w dużych liczbach dostaje się oczopląsu.
Potęgi dziesiątki ułatwiają więc życie.
- Zamiast „dziesięć tysięcy” używasz liczby cztery i
bez zastanawiania wiesz, że to sto setek. Bo sto ma dwa zera i dwa razy dwa to
cztery. Proste, Natalko? Proste jak sznurek w kieszeni! – przy okazji, w
trakcie pierwszego wywodu, złapałem dziewczynę za kolano i spytałem, jak mam
się do niej zwracać. Czy ma ulubione przezwisko.
- Natka, albo Nacia, jak wolisz. – odpowiedziała.
- Super-Nacia! – lekko ścisnąłem za kolano. – Jak ty
wolisz? Jak cię nazywa najlepsza przyjaciółka?
- Różnie. Niaciaks, albo Pietruszka, albo Gilgus, bo
mam łaskotki.
- Łaskotki? Gdzie największe? – Wiedziałem już, że
kiedyś sprawdzę to własnoręcznie. Zabrałem rękę z kolana.
- Nie powiem... No dobrze, pod pachami i na plecach.
Wróciłem do potęg. Gramy,
kilogramy, tony; milimetry, centymetry, kilometry.
- Za chwilę pobawimy się w konkretne zadania. Na
przykład, załóżmy że sutek Pietruszki ma dwa centymetry szerokości. Ile sutków
zmieści się na brzegu biurka, które ma metr długości?
- Co?! Takich zadań w szkole nie będzie.
- Będą podobne.
Z przekonaniem do pierwiastków
było gorzej. Jedyny argument, jaki mi przyszedł do głowy, to to, że można nimi
denerwować ludzi.
- Zapamiętaj sobie: 1 4 1 4 2 1. Pierwiastek
kwadratowy z dwóch. I zamiast „cześć” na powitanie, zacznij mówić szybko 1 4 1
4 2 1. Głupie trochę, ale spróbuj. Zobaczysz, najpierw będą na ciebie patrzeć
jak na wariatkę, potem będą się wkurzać, a na koniec zaczną naśladować. Jak
twój chłopak nie zechce się słuchać, to na niego nakrzycz: 1 7 3 2 0 5.
Pierwiastek z trzech. Krzycz do skutku, aż ci ustąpi. Uwierz mi, Naciu, że to
naprawdę działa.
Dziewczyna przyjęła te wygłupy
z uśmiechem na ustach. Ciekawa, co jeszcze wymyślę. Do pierwiastków i potęg nie
pałała przecież najmniejszą miłością, więc każdy przerywnik przynosił ulgę.
Zaczęliśmy się bawić w powtarzanie ciągów cyfr, coraz szybciej, na zmianę:
- Pierwiastek z dwóch. – mówiła Natalka.
- 1 4 1 4 2 1 – recytowałem z impetem lawiny. –
Pierwiastek z trzech – wybierałem zadanie dla niej.
- 1 7 3 2 0 5 – wołała dziewczyna na jednym wydechu,
a ja zerkałem ciekawsko na jej piersi ściśnięte od dołu sztywnym stanikiem.
- Masz chłopaka? – spytałem pod koniec zabawy.
- No jasne! – odpowiedziała prawie bez zastanowienia,
jakby to była najoczywistsza rzecz na świecie. Tylko przez okamgnienie dało się
zauważyć pewne wahanie.
- Jak ma na imię?
- Rafał.
Blefowała. Rafał był jej
przyjacielem, klasowym kumplem od podstawówki, ale żadnym boyfriendem. Na
moment jednak zbiła mnie z pantałyku. Dopiero po namyśle doszedłem do wniosku,
że może to nawet lepiej, że ma kogoś. Puści się z mniejszymi oporami. Jak nic
zdradzi chłopaka z nowym znajomym, ze mną. Nie pierwsza taka historia i nie
ostatnia.
- Powiedz mu, że ma seksowną dziewczynę. – Mrugnąłem
porozumiewawczo.
Potem bite dwie godziny
pracowaliśmy z podręcznikiem. Czytaliśmy każde zdanie po kilka razy. Dokładnie
analizowaliśmy słowa. Wyjaśniałem, tłumaczyłem. Natalka powtarzała swoimi
słowami. Robiła zadania.
Z krótkich przerw rzecz jasna
nie zrezygnowałem. Co kwadrans podawałem wodę do popicia, wyglądaliśmy przez
okno, nasłuchiwaliśmy dźwięków dochodzących z dołu. Opowiadaliśmy anegdoty i
żartowaliśmy, pilnując się tylko, by nie śmiać się za głośno. Nie musieliśmy
się nijak umawiać. Nastolatka doskonale wiedziała, tak samo jak ja, że żadne
słowo nie związane z matematyką nie miało prawa wydostać się z pokoju. Oficjalnie
ciężko się uczyliśmy i nic poza tym. Od pierwszej sekundy spoiła nas więc
tajemnica.
Siadaliśmy już nie tylko na
przeciwko siebie. W ciągu tych dwóch godzin kilka razy niby spontanicznie i bez
podejrzanych zamiarów objąłem ją ramieniem, potrzymałem za kolano, stojąc przy
oknie pogładziłem po plecach. Ktoś niewtajemniczony niechybnie zobaczyłby w nas
zżytych ze sobą przyjaciół, a nie parę, która dopiero co się poznała. Natalka
po prostu czuła się w moim towarzystwie dobrze. Z jakiego powodu, dlaczego,
było mi wszystko jedno.
- Wiesz co, wolałbym spotkać się z tobą w kinie, a
nie w miejscu takim jak to. Albo na dyskotece. – powiedziałem podczas którejś
przerwy między zadaniami.
- Dyskoteka będzie u nas w gimnazjum, ale tylko dla
uczniów. Osoby towarzyszące można przyprowadzić tylko na komers.
- Wystarczy, że twój ojciec by mnie zabił. Już nikt
by nie musiał mnie nie wpuszczać.
- Ha, ha! – zaśmiała się. – No, szkoda.
Innym razem zdradziłem, że Kacper
i Janek byli ciekawi stanika.
- Co?! – oburzyła się, ale tylko na niby. Może nie
uwierzyła, że taka rozmowa miała miejsce. – Chyba im nie powiesz?
Wtedy bez pytania o zgodę
odsunąłem kawałek bluzki i ostentacyjnie zerknąłem w dekolt. Niepotrzebnie, bo
i tak było widać cienkie ramiączka i górny rąbek fioletowego stanika.
- Nie powiem. Sami się domyślą, że pod kolor bluzki.
- Pouczysz mnie jeszcze kiedyś? – Zapytała Natalka,
gdy czas zaplanowany na korepetycje dobiegał końca.
Nie było sensu prosić o
dodatkowe wyjaśnienia. Po dwóch godzinach potęgowania i pierwiastkowania dziewczyna
nie była ani trochę zmęczona. Nie miała mnie dosyć.
- Chętnie, ale to zależy bardziej od ciebie niż ode
mnie. Jak będą dobre wyniki, to twoi rodzice na pewno się zgodzą. Jak nie, to
cię Darek więcej do mnie nie przywiezie.
Na wszelki wypadek zapisałem
sobie numer jej telefonu i dane do kontaktu przez Internet. Jeszcze tego samego
dnia kupiłem komórkę, by z nowego numeru wieczorem wysłać Natalce sms-a.
Zaczynałem potrójne życie.
***
Nie zważając na to, że znaczną
część spotkania poświęciliśmy na flirtowanie zamiast na naukę, rezultat
korepetycji był odczuwalny. Darek wyszedł z propozycją, którą ja sam podsunąłem
jego córce, bym odwiedził ich wieczorem w wielkanocny poniedziałek. Akurat
miałem wolne od dziewczyny, która na całe święta wyjechała z rodzicami. Szef
przyjechał po mnie o siedemnastej i zobowiązał się odwieźć mnie do domu po
kolacji.
W ten sposób poznałem resztę
rodziny pracodawcy. Żonę Aldonę, stosunkowo niską, szczupłą
trzydziestopięciolatkę, po której Natalka odziedziczyła urodę, młodszą córkę Julcię,
trochę przy kości, z twarzy zupełnie niepodobną do siostry, oraz
dziesięcioletniego Bartusia, kawał urwisa.
Po rytualnej herbacie z
ciastkami na powitanie, Natalka zaprowadziła mnie do swojego pokoju. Miała na
sobie tę samą bluzkę co przy poprzednim spotkaniu. I tym razem przesadziła z
wypchnięciem biustu do góry. Podobnie zresztą jak jej mama i młodsza siostra.
Wytłumaczyłem więc sobie, że zamiłowanie do push-upów i wkładek do biustonosza
to jakaś rodzinna moda lub tradycja. Do lawendowej bluzki moja uczennica
założyła czarną spódniczkę, luźną, krótką, sięgającą zaledwie do połowy uda.
Stąpając za nią po schodach, czułem wypieki na policzkach. Na widok
roztańczonych bioder i gołych nóg moje myśli natychmiast wdarły się w krocze
nastolatki. Bałem się, że Aldona lub Darek to zauważy.
Dopiero gdy zatrzasnęły się za
nami drzwi niedużego pokoju na poddaszu, poczułem się znowu bezpiecznie.
- Zanim wyciągniesz książkę i zeszyt, chcę cię
uścisnąć. – szepnąłem.
Dziewczyna stanęła nieruchomo,
jak sparaliżowana. Następnie obróciła się, uśmiechnęła szeroko i wyraziła zgodę
krótkim:
- Okej.
Objęliśmy się mocno.
Przyciągnąłem ją do siebie i pocałowałem w piegi po lewej stronie nosa.
- Teraz możemy zacząć. – powiedziałem, siadając na
krawędzi łóżka.
- Tata przyniósł drugie krzesło, żebyśmy usiedli przy
biurku. – wyjaśniła Natalka, zajmując miejsce obok mnie.
- Możemy przy biurku. Jak wolisz. Jak ci wygodnie.
- Tutaj. – uśmiechnęła się.
- Też tak uważam.
Powtórzyliśmy poprzednią
lekcję. Okazało się, ku wspólnemu miłemu zaskoczeniu, że nauka nie poszła w
las. Robiąc zadania przykładowe z podręcznika Natalka pomyliła się tylko dwa
razy.
- Jestem z ciebie dumny. – pochwaliłem ją. Objąłem
ramieniem i pocałowałem kilka razy w ten sam policzek co poprzednio. – Masz
buziaka w nagrodę. – szepnąłem.
Dziewczyna przyjęła niezapowiedziany
pocałunek bez protestu. Ponieważ nie dało się zauważyć nawet najmniejszego
odruchu obronnego, pomyślałem, że była przyzwyczajona do całowania. Jak
twierdziła, miała przecież chłopaka. Dopiero jak ją uwolniłem z objęcia,
zeskoczyła z łóżka i podeszła do drzwi sprawdzić, czy na pewno nikogo nie było
na korytarzu. Dostałem w ten sposób dalszy dowód na to, że nastolatka miała
doświadczenie w ukradkowych pieszczotach pod bokiem rodziców.
- Czasami któreś z młodych podsłuchuje, albo podgląda
przez dziurkę od klucza. – wyjaśniła Natalka, jakby miała dar czytania myśli.
Gdy siadała z powrotem,
pociągnąłem do siebie na kolana.
- I jak się całujesz ze swoim chłopakiem, też
podglądają? – spytałem, trzymając ją kurczowo za łokcie, żeby się nie wyrwała.
- No. – oparła się o mnie plecami.
Przez chwilę milczeliśmy.
- Najgorszy jest Bartek. Dla niego to czysta zabawa.
Jak tylko coś zobaczy, wrzeszczy na cały głos i wszytskim rozpowiada. Julka
przynamniej trzyma język za zębami. Też ma swoje tajemnice i rozumie, że nie
można wszystkiego mówić mamie i tacie. Poza tym boi się zemsty. – Natalka opowiedziała
mi trochę o stosunkach panujących w rodzinie. Ujęła mnie zaufaniem, jakim mnie,
nie wiedzieć czemu, darzyła. – Wiesz, że smarkula miała już czterech chłopaka? I
naprawdę się z nimi całowała.
- A ty, Naciu, ilu miałaś? – spróbowałem pociągnąć ją
za język, skoro ją naszła ją szczerość.
- Nie mogę powiedzieć. – zaśmiała się krótko i
umościła się jeszcze wygodniej. – Kiedyś pozwalałam chłopakom przychodzić do
mnie, ale teraz już nie chcę. Zaraz przybiega mama i częstuje ciastem, a potem
opowiada jaki to ładny kawaler, z dobrej rodziny, bogaty i ministrant... Pół roku
przeżywa i nie daje mi spokoju. Glaczego wobec Julki taka nie jest?
- Pewnie dlatego, że jesteś starsza. Pierwsza do
wyjścia za mąż. A Rafał? Często przychodzi? – Paradoks. Zadawszy pytanie o boy
frienda, podwinąłem nieco jej bluzkę i zacząłem głaskać palcami po brzuchu na
wysokości talii. Miała bardzo gładką skórę.
- Ja za mąż? Ha, ha! Do niego wszyscy się
przyzwyczaili. Nie wzbudza sensacji. Ale też dawno już u mnie nie był. Od
ferii. Moja przyjaciółka go teraz podrywa.
- Jak to? – zdziwiłem się. – Ta z którą chodzisz po
sklepach?
- Tak. Powiedziała, że skoro ja nie chcę Rafała, to
ona go weźmie.
- Już nic nie rozumiem, Naciu. Oddajesz komuś swojego
chłopaka? – doszedłem palcami do pępka.
- Łaskoczesz. – roześmiała się. – Oszukałam cię
trochę. On jest tylko moim przyjacielem. Ale wszyscy w szkole myślą, że
jesteśmy razem. Dzięki temu idioci się mnie mniej czepiają. Wiesz jacy.
- Jacy?
Natalka obróciła się bokiem do
mnie. Spojrzała mi w oczy i odpowiedziała, ciszej, z pewną dozą wstydu w
głosie:
- Tacy, co chcą tylko seksu.
Głośno przełknąłem ślinę.
Siedziała na kolanach jednemu z tych kanalii i twierdziła, że ci, co chcą tylko
seksu to jacyś oni, jacyś idioci. Dlaczego mnie do nich nie zaliczyła?
- Wszyscy tacy jesteśmy, Naciu. Ja na przykład chcę
cię teraz pocałować w usta. – powiedziałem absolutnie zgodnie z prawdą. – Chcę
cię polizać po języczku.
- Hi, hi! – zaśmiała się i wcisnęła buzię pomiędzy
mój obojczyk i podbródek.
Pogładziłem ją po nodze,
dziwiąc się, że tak młoda dziewczyna pozwalała mi tak szybko na tak wiele. Bez
wątpienia mogłem ją przelizać i dobrać się do majtek. Powtrzymało mnie własne
poczucie, że sytuacja jeszcze do tego nie dojrzała. Gdy Natalka wystawiła głowę
z ukrycia, pocałowałem ją w czoło, obracając słowa o chęci całowania w
dobrotliwy żarcik.
Przenieśliśmy się na krzesła i
zajęliśmy się od nowa poważną matematyką. Działania na pierwiastkach nie mogly
dłużej czekać.
Pół godziny pełnego skupienia.
Pierwiastek kwadratowy z 0,36. Pierwiastek trzeciego stopnia z 0,027, jeden
podzielone przez pierwiastek z jednej szesnastej, itd. Potem znów przerwa.
- Pamiętasz, Naciu, jakie dzisiaj święto? Oblali cię
jacyś chłopcy wodą?
- Ta! Próbowali przed kościołem. Musiałyśmy się
schować w samochodzie.
- To ja cię zaraz obleję. – wyciągnąłem z kieszeni
mały pojemnik po wodzie utlenionej. Odkręciłem zakrętkę i poprosiłem Natalkę,
żeby siedziała nieruchomo. Odgarnąłem jej włosy z ramienia i rozsmarowałem
pierwszą kroplę na szyi.
- Co tak pachnie? – zdziwiła się dziewczyna.
- Lawenda. Dodałem kapkę perfum. Mam nadzieję, że ci
się choć trochę podoba.
- Mnie?! No, jasne.
Następne krople wody zostawiłem
za uszami i na ramionach. Zabawa w Dyngus z początku wyglądała zupełnie niewinnie.
Do czasu. Następne w kolejce do polania były obojczyki. Zwilżyłem je równie
symbolicznie co szyję, rozprowadzając warstewkę wody palcem. Wreszcie spuściłem
tłustą kroplę w dół mostka. Spłynęła niespiesznie, zostawiając mokry ślad od
szyi po przesmyk wolnej przestrzeni między piersiami. Następną kroplę osadziłem
bardziej w lewo. Zatrzymała się na krawędzi stanika.
- Aj! – cicho pisnęła dziewczyna. – Szymek, co
robisz? Będę cała mokra.
- Nie będziesz. Jeszcze tylko na drugi cycuszek. –
szepnąłem i nie czekając na pozwolenie polałem z prawej strony.
Natalka się uśmiechnęła i
poczekała cierpliwie. Dzięki temu woda nie pochlapała bluzki, wsiąkając w rąbek
stanika.
Na koniec, wykorzystując jej
zaufanie, zrobiłem coś, czego nie mogła się spodziewać. Stojąc za nią z rękami
opartymi o jej ramiona nagle zdecydowanym ruchem przesunąłem lewą dłoń w dół. Wiodąc
po piersi wsunąłem ją do połowy pod miseczkę stanika i odgiąłem sztywny
materiał odsłaniając sutek. Zbliżyłem prawą rękę, w której trzymałem pojemnik i
szybko wpuśliłem cienką strużkę wody celując w środek jasno-różowego koła.
- No! Teraz można powiedzieć, że Dyngus się udał. – powiedziałem
triumfalnie, wysuwając lewą dłoń spod stanika.
Dziewczyna trzymała mnie
kurczowo za nadgarstek, nie wiedząc w jakim kierunku odciągnąć mi rękę.
Nieposłuszna pierś nie chciała się sama schować do ciasnego biustonosza. To już
jednak nie był mój problem.
- Nie gniewaj się, Naciu. Następny Dyngus dopiero za
rok. – powiedziałem jej na ucho, ciesząc oczy ostatnimi chwilami swobody
obnażonego przeze mnie sutka.
- Nie gniewam się. – nastolatka łaskawie wybaczyła
grzech molestowania. – Ale się nie patrz teraz! – zażądała chwili spokoju.
Podeszła do okna i odwrócona do mnie plecami poprawiła garderobę.
- Po co je tak maltretujesz? – spytałem, obejmując ją
od tyłu. – Masz tak ładne piersi. Nie chcesz im dać swobodnie pooddychać?
- Nie mogę. Musi być elegancko. – Natalka obróciła
się przodem do mnie. Była szczerze uśmiechnięta. Wesoła. Naprawdę się nie
gniewała.
Zanim wróciliśmy do zajęć
wręczyłem jej jeszcze miniaturowy flakonik perfum.
- Dla mnie? Naprawdę?
- Dla ciebie. Najpierw chciałem cię oblać perfumami,
ale to by wzbudziło zbyt wiele podejrzeń. Dodaj je do swojej kolekcji.
- Lepiej schowam głęboko do szuflady. Tylko tu będą
bezpieczne przed mamą. – wsunęła flakon za kilka zeszytów zalegających w
szufladzie biurka, po czym wesoło zarzuciła mi ręce za szyję. – Dziękuję. –
szepnęła i pocałowała mnie w policzek, który jej zawczasu podstawilem pod
buzię.
***
Na trzecią lekcję Darek przywiózł
ją znowu na plac budowy, dwa dni później, kiedy szkoła była zamknięta z powodu
egzaminów klas trzecich. Tym razem nie usiedliśmy w budynku. Zabrałem swoją uczennicę
na plac zabaw oddalony od posesji klienta o dwadzieścia minut wolnym krokiem. Akurat
dobrze znałem tamtą część miasta. Swego czasu często się tam włóczyłem. Pamiętałem,
że jeszcze trzy lata wcześniej przy tym placu zabaw, ukrytym w niedużym
zagajniku, stały trzy małe ławki, idealne dla nagabywania nastolatek. Miejsce
magiczne, którego atmosfera niejedną gimnazjalistkę nastroiła do poddania się
pierwszym pocałunkom. Niejeden chłopak zapoznał się z miękkim biustem.
Liczyłem, że na Natalkę też podziała.
Kwietniowy dzień był iście
wiosenny. Świeciło słońce, śpiewały ptaki, w ogródkach kwitły narcyzy i
sasanki. Na posesji wprost na przeciw działki klienta Darka rosła duża
magnolia. Między liściami widniały duże różowe pąki. Powiedziałem Natalce, że
jest do nich podobna.
- Dlaczego? – spytała zainteresowana porównaniem.
- Bo dojrzewasz jak one. W lato, jak się rozbierzesz
z kurtki i spodni, w stroju do opalania będziesz pięknym kwiatem. A może
pokażesz się też nago?
- Chciałbyś? Hi, hi! – zaśmiała się cicho,
spoglądając za siebie, by mieć pewność, że nikt nas nie słyszał.
Miała na sobie te same legginsy
i letnią kurtkę co za pierwszym razem.
- Jaki masz dzisiaj napis na bluzce? – spytałem.
- Żadnego. Założyłam zwykłą koszulę.
- Ciekawe. Zaraz sprawdzimy, czy ci w niej do twarzy.
– złapałem ją za rękę i poprowadziłem w poprzeczną uliczkę.
- Na pewno. – Była zadowolona, że jej wygląd i ubiór
budziły zainteresowanie. Po to przecież kobiety się stroją, żeby przyciągnąć
uwagę.
Zaraz po tym jak zniknęliśmy za
rogiem z pola widzenia ciekawskich budowlańców, ścisnąłem dziewczynę za pośladek.
Pisnęła i podskoczyła jak na trampolinie.
- Masz tak zgrabną pupcię, że trudno się powstrzymać.
– wyjaśniłem, śmiejąc się z reakcji.
Natalka też miała dobry humor.
Tupnęła nogą w chodnik, udając złość, i chwyciła mnie z całej siły za rękę,
żeby zabezpieczyć się przed kolejnym uszczypnięciem.
- Tak nie wolno! – zaśmiała się. – Jakbyś był moim
kolegą ze szkoły, już bym z tobą nie rozmawiała.
- Jakbym był w wieku twoich kolegów ze szkoły, to bym
się nie odważył łapać cię za tyłek. Myślałbym, że tego nie lubisz.
- Nieprawda! – Natalka znów tupnęła z udawaną
złością. W bok wymierzyła mi kuksańca.
Oddałem cios, szczypiąc ją w
drugi pośladek. Jeszcze raz mnie uderzyła, śmiejąc się głośno. Pozwoliłem się
zboksować po łokciu i klatce piersiowej. Przyznałem swą porażkę i obiecałem
więcej nie zaczepiać.
Całą dalszą drogę rozmawialiśmy
poważnie. Poprosiłem Natalkę, żeby mi zdradziła jakie książki czyta. Z pasją
streściła powieść jakiejś modnej pisarki o perypetiach miłosnych współczesnych
nastolatków. O niezrozumieniu przez starsze pokolenie i o narkotykach. O
jednorazowym seksie na imprezkach i zakochiwaniu się w złych osobnikach też coś
było. Odniosłem wrażenie, że sceny łóżkowe, krótkie i dobrze zakamuflowane w
długim tekście książki, najbardziej zapadły w pamięć czytelniczki. Obiecała, że
jak się spotkamy następnym razem, pokaże mi tę książkę. Oczywiście najbardziej
ucieszyłem się na sceny erotyczne.
Usiedliśmy na ławeczce i bez
zwłoki zabraliśmy się za zadania. To miało być nasze ostatnie spotkanie przed
klasówką, więc czas naglił. Pod żadnym pozorem nie mogliśmy sobie pozwolić na
jedynkę. Pierwiastki, potęgi, przekształcenia wyrażeń arytmetycznych,
rachunkowa żonglerka.
- Na trójkę na pewno już umiesz, ale zróbmy jeszcze
takie zadanie. – mówiłem, dodając dodatkowe człony do przykładów z lekcji i z
podręcznika. Szykowałem dziewczynę na szóstkę, wychodząc z założenia, że w
stresie nie będzie tak mądra jak ze mną i narobi błędów.
Po jakimś czasie kobieta z
małymi dziećmi, którą zastaliśmy na placu zabaw, udała się do domu. Zostaliśmy
sami.
- To jak, Naciu, rozepniesz kurtkę? Pokażesz się w
koszuli? – spytałem, zarządzając przerwę w nauce.
- Aha! – przytaknęła i pociągnęła za suwak. Chciała
zdjąć kurtkę, ale ją powstrzymałem. Miałem inne plany.
Usiedliśmy okrakiem przodem do
siebie. Powiedziałem, że ja bym chciał rozkryć poły jej kurtki. Natalka nie
miała nic przeciwko temu. Przy okazji mogłem dotknąć jej ramion, co nie było
nieprzyjemne.
- Widzę, że lubisz fiolet. – na widok koszuli
przypomniała mi się siostra cioteczna, która w Niedzielę Wielkanocną ubrała się
bardzo podobnie.
- Może. Nie podoba ci się? – spytała, spoglądając z
uwagą na moje nadgarstki. Palce obu dłoni, wsunięte w rękawy kurtki, były poza
zasięgiem wzroku.
- Bardzo mi się podoba. Ty mi się podobasz. –
Przeniosłem ręce niżej, na boki dziewczyny. Przysunąłem się do niej, tak że
zetknęliśmy się kolanami.
- I chciałbyś chodzić z kims takim jak ja, jakbyś był
w moim wieku? – spytała, udając, że żartuje. Wyraźnie maiał jednak nadzieję na
poważną odpowiedź.
- Myślę, że tak, Naciu. Ale bałbym się ci o tym
powiedzieć. Wiesz, jak byłem w twoim wieku, cierpiałem na nieśmiałość. Nadal
mam z tym problem, choć tego pewnie nie widzisz. Nauczyłem się ukrywać ten lęk
przed odrzuceniem.
- Aha. Fajnie się z tobą rozmawia. – Czy tak wygląda
wyznanie uczuć? Moje serce z radości wykonało piruet.
- Ja też cię lubię. – odpowiedziałem zgodnie z
prawdą.
Poczułem się jak myśliwy,
któremu udało się podejść do sarny na bliską odległość, bez wprawienia jej w
popłoch. Przykładając strzelbę do barku, sprawdzając warunki do strzału, patrzy
on zwierzęciu w oczy z zachwytem a może nawet z miłością. Myśliwy kocha
przyrodę, las, kocha sarenkę. Uśmierci ją, nie z chęci wyrządzenia krzywdy,
lecz dlatego że ona jest sarną a on myśliwym. Strzałem ją posiądzie.
Albo jak rolnik, karmiący i
oporządzający świnkę, po to na koniec przerobić ją na kotlety. Przez kilka
miesięcy zwierzę jest jak członek rodziny. Można się z nim bawić w berka na podwórzu
i zwierzać mu się z trosk i problemów podczas czyszczenia chlewu. Taki rolnik
kocha swoje zwierzę, a potem je zabije i zje, bo jest człowiekiem. Bo mu
smakuje świeży boczek i szynka. I nie przeszkodzą mu jakieś wyrzuty sumienia.
- Szymek, dlaczego jesteś dla mnie taki dobry? –
spytała, przeszywając mnie wzrokiem. – Przecież nie musisz mi pomagać.
Rozmowa zaczęła zmierzać w
niezaplanowanym przeze mnie kierunku. Zawisła groźba, że za wcześnie zjedzie na
sentymentalne tory. Pasowałoby powiedzieć, że się zakochałem. Ale, miłość do
małolaty? W taką bajkę nawet ona sama by chyba nie uwierzyła. A nawet jeśli by
dała wiarę, nie wolno w żywe oczy kłamać. Zwłaszcza, gdy się kogoś lubi. Nie
wolno udawać wielkich uczuć, gdy w grę wchodzi tylko porządanie. Cel był
wyznaczony jasno: przelecieć dziewicę, za jej zgodą. Nic poza tym.
- Znasz bajkę o Czerwonym Kapturku? – odpowiedziałem
pytaniem. Wiedziałem już jak wybrnąć ze ślepej uliczki.
- Znam. A co?
- Tam jest wilk, prawda? – Gdy Natalka przytaknęła,
przerwałem odpowiedź. Bez dodatkowych wyjaśnień, przełożyłem jej nogi na swoje
kolana. Dzięki temu siedzieliśmy jeszcze bliżej siebie. – Wilk też był miły.
Zaprosił Czerwonego Kapturka na spacer, pokazał miejsce, gdzie rosły największe
maliny, pomógł nazbierać jagód. Potem jeszcze wysprzątał dom chorej babci, żeby
dziewczynka nie musiała się męczyć. I wiesz, po co. Żeby ją zjeść, a tak
naprawdę zgwałcić. – Dla lepszego oddania okrutnej treści, potrząsłem biodra
Natalki. – Rozumiesz, Naciu? Jestem złym wilkiem i cię zjem. – przerwałem
monolog, zastukawszy zębami, kilka razy zderzając przednie zęby dolne i górne.
Rozejrzałem się dookoła. Po
mnie okolicę zlustrowała Natalka. Nadal bez wątpienia byliśmy sami.
- Naciu, pokaż mi piersi. – poprosiłem, zmieniając
ton z żartobliwego na obojętny, rzeczowy.
Nastolatka przez kilka sekund
nie wiedziała co odpowiedzieć. Spojrzała na mnie, nie dowierzając swoim uszom.
- Co? – szepnęła głośno. Oparłszy się rękami na
kolanach pochyliła się do przodu, przybliżając się buzią do mnie.
- Pokaż mi piersi. Chcę cię zobaczyć.
- Chyba nie tutaj.
- Tutaj, Naciu. Póki nikogo nie ma. – Sięgnąłem
rękami do górnego guzika fioletowej koszuli.
Natalka najpierw wlepiła we
mnie zdumione spojrzenie. Gdy pierwszy guzik puścił, zamknęła oczy. Nabrała
powietrza w płuca i zamarła w bezruchu. Ani drgnęła. Dopiero gdy obie połowy
koszuli były rozchylone na boki, a moje dłonie zdążyły pomasować obnażony
tułów, na moją prośbę wyprostowała plecy.
- Naciu, gotowe. Połóż mi ręce na ramiona. –
poprosiłem.
Chwyciłem za boki kurtki. Zasłoniłem
nią ciało nastolatki z prawa i lewa jak parawanem. Przed oczami miałem biały
biustonosz z wypełnionymi po brzegi obszernymi miseczkami. Aż się przelewało.
Uśmiechnąłem się na ten widok. Wiedziałem doskonale, że ciało stanowiło tylko
część zawartości stanika. Na pewno nie więcej niż połowę.
Natalka patrzyła na mnie w
napięciu, wzrokiem proszącym o wydanie opinii.
- Teraz staniczek. – powiedziałem. – Rozepniesz sama,
czy wolisz, żebym ja to zrobił? – Korciło mnie, żeby porządzić się samemu, nie
czekając na zgodę, ale się powstrzymałem.
Z większym zainteresowaniem niż
na wypchany gąbką stanik spojrzałem na dziewczęce krocze. Cycki są dobre do
zabawy, prawdziwy skarb jest między nogami. W obcisłych legginsach strategiczne
miejsce wyglądało imponująco. W odróżnieniu od biustu, na dole bielizna niczego
nie zniekształcała. Szary materiał ściśle przylegał do nastoletniego ciała.
Charakterystyczne podłużne fałdki świadczyły dobitnie, że dziewczęca szpara
była tam gdzie należy.
- Oj, nie, Szymek, proszę.
- O co prosisz, Naciu?
- Nie rozpinaj.
- Wolisz sama? Dobrze.
- Nie, nie mogę. Nie teraz.
- Naciu, pokaż się. Co ci szkodzi? Chyba się nie
wstydzisz? – Nalegałem, wiedząc doskonale, że pokazu tak szybko nie będzie.
- No, nie mogę. Nie dzisiaj.
- Oj, pokaż cycuszki. Nie każ się prosić wilkowi. –
Drażniłem się, traktując miłą dziewczynę jak głupią małolatkę i zerkałem
łakomie na jej łono. Czekałem, aż się zorientuje.
- Szymek, nie mogę. – Na przemian uciekała wstydliwie
wzrokiem i kierowała na mnie harde spojrzenia. – Nie teraz.
- No, dobrze, Naciu. Nie nalegam. Może kiedy indziej
będę miał więcej szczęścia. – Powtórzywszy prośbę kilka razy, zaprzestałem
molestowania.
Dziewczyna usłyszała, co miała
usłyszeć. Jak wróci do domu, będzie się miała nad czym zastanawiać. Dalsze
naleganie byłoby bezcelowe. Mogłoby tylko zaszkodzić. Oczywiście gdybym trochę
bardziej przycisnął, dziewczyna by ustąpiła i pokazała biuścik. Jej „nie” wcale
nie było stanowcze. Ale na co mi taki wymuszony striptiz? Co ja, cycków nie
widzialem?
Pozapinałem guziki fioletowej
koszuli i złożyłem krótki pocałunek na lewy policzek, tuż obok pieprzyka nad
górną wargą.
- Nie gniewasz się? – spytała Natalka. – Jak naprawdę
chcesz, mogę ci pokazać. – dodała szeptem nieśmiało.
- Chcę, Naciu, ale nie teraz. Będziemy się przecież
dalej spotykać. – Wiadomo, nie od razu Rzym zbudowano.
- Szymek, gdzie ty mi się patrzysz?! – zawołała,
zobaczywszy w końcu która część ciała przyciąga moje spojrzenia.
- Oj, Naciu! Chyba na cipkę. – Złapałem ją pod
ramiona. Przycisnąłem do siebie i zacząłem się śmiać. Rechotałbym do skutku, aż
Natalka zaraziłaby się śmiechem. Nie było to jednak konieczne.
- Jesteś szczery! – zawołała i również zaśmiała mi
się w ucho.
Po pełnym wrażeń przerywniku,
mogliśmy z nową energią zająć się matematyką. Długopis poszedł w ruch. Bitą
godzinę pierwiastki iskrzyły się na potęgę.
- Obiecaj mi, że jak dostaniesz piątkę z klasówki, to
mi pokażesz piersi przez całe pięć minut! – zakończyłem lekcję konkretną
prośbą, połączoną ze ściśnięciem uczennicy za oba kolana.
- Dobrze, ale nikomu o tym nie mów.
Darkowi powiedziałem, że
umiejętności córki oceniam na dobre trzy z plusem. Wieczorem zadzwonił do mnie
z prośbą o jeszcze jedną lekcję, jeśli bym dał radę wygospodarować godzinkę.
Plany miałem napięte. Od piątku studia, a w czwartek randka z dziewczyną.
Powiedziałem, że zobaczę, co się da zrobić i oddzwonię, gdy będę wiedział, o
której będę mógł się uwolnić od narzeczonej.
***
Od Basi wyszedłem przed czwartą
po południu. Po sześciu godzinach spierania się o nic i szukania zgody w łóżku.
Miłość tego dnia szła nam średnio. Pewnie dlatego, że myślami byłem gdzie
indziej. Pamiętam, jak skierowałem nogę Basi do góry. Położyłem się na jej
drugiej nodze, tak że nasze ciała stanowiły krzyż, którego belki przecinały się
w miejscu styku naszych podbrzuszy. Z początku poruszałem się w niej czysto
mechanicznie. Jak tylko jednak pomyślałem o Natalce, wstąpił we mnie jakiś
demon seksu. Jedną ręką złapałem Basię za biodro, drugą za pierś. Ścisnąłem z
całej siły, wyobrażając sobie, że miętoszę biust piętnastolatki. Na członku
zaciskała się już nie wyćwiczona pochwa – profesjonalistka z trzyletnią
praktyką, lecz wiotki futeralik z dopiero co zdeflorowanym wejściem, zlękniony
bólu i ciekawy nowego doświadczenia. Zwykły seks przerodził się w naostrzejsze
rżnięcie. Nigdy wcześniej i nigdy potem Basia nie kończyła, świszcząc jak
gwizdek kierownika pociągu.
O szóstej byłem już u Natalki.
Znany schemat: herbatka, ciasteczka, kurtuazyjna rozmowa z żoną Darka przy
milczącym udziale trójki dzieci. Wejście po schodach za Natalką i jej
roztańczonymi biodrami. Lekcja.
- Nie boisz się złego wilka, Czerwony Kapturku? –
zapytałem, gdy usiedliśmy przy biurku.
- Nie. – odpowiedziała nastolatka, drżąc z
ciekawości, co tym razem wymyślił starszy kolega.
- To wstań i przejdź się po pokoju. – poprosiłem,
teatralnie oblizując górną wargę językiem wysuniętym tak mocno, że aż dotknął
czubka nosa.
Gdy Natalka znalazła się obok
łóżka, rzuciłem się na nią, przewracając na pościel.
- Rrrr! – warknąłem i ugryzłem ją w nogę.
- A! – krzyknęła i sama się uciszyła zatykając ręką
buzię.
Cicho się zaśmialiśmy.
- Złapałem cię Kapturku! – szepnąłem i ugryzłem
jeszcze raz, nad kolanem, wsunąwszy głowę między uda dziewczyny.
Spojrzałem w górę rozkraczonych
nóg, pod spódniczkę. Liznąłem, zostawiając długi mokry ślad od kolana do połowy
uda i powiedziałem cicho, że podoba mi się czarny kolor bielizny. Natalka przez
chwilę leżala nieruchomo, jeszcze bardziej rozkraczywszy nogi i trzymając w
garści rąbek spódnicy. Następnie zerwała się gwałtownie, podbiegła do drzwi i
dopiero upewniwszy się, że naprawdę byliśmy sami, stanęła przede mną i
powiedziała, że się boi świadków.
- Szymek, A co, jak ktoś nas podłucha?
Objąłem ją za pupę, ścisnąłem
pośladki, buzię przyłożyłem do jej brzucha na wysokości pępka. Pocałowałem
przez bluzkę i odpowiedziałem cicho:
- Przecież się uczymy.
Faktycznie, przez następną
godzinę sumiennie robiliśmy zadania. Tylko od czasu do czasu masowałem kark
pracowitej uczennicy.
- No, Naciu, jakby to ode mnie zależało, dostałabyś
szóstkę z pierwiastków... i byś dla mnie zatańczyła dwa razy bez stanika. –
przypomniałem o złożonej dzień wcześniej obietnicy.
- Chętnie, tylko nie wiem gdzie, bo na pewno nie
tutaj. – odpowiedziała, przypatrując mi się zatroskanym wzrokiem. – Ci, których
rodzice chodzą do pracy, mają lepiej. Nie tak jak z moją mamą, co nawet jak
wyjdzie z domu, to nie wiadomo, czy zaraz nie wróci.
- No, nie wiem, Naciu. Trochę kontroli nie zaszkodzi.
Jeszcze byś jakichś gimbusów nasprowadzała i robiła z nimi jakieś straszne
rzeczy. – Zażartowałem. – Dla mnie teraz jest ważne tylko, żebyś dosłała w
miarę dobrą ocenę. Chcę cię jeszcze trochę pouczyć!
- Ja też.
- Obiecałaś, że mi pokażesz książkę. Pamiętasz? –
zmieniłem temat.
Natalka wyjęła z półki tomisko.
Pozwoliła przekartkować. Oprócz kolorowej okładki nie było obrazków. Pożyczyła
mi ją do domu, żebym wieczorami mógł poczytać kawałki i jej później powiedzieć,
co myślę o tym dziele literackim. Na pierwszy rzut oka, kicz dla nastolatków.
Przejściowa moda niesiona falą reklamy. Ale nie oceniaj książki po okładce!
Oczywiście nie podzieliłem się z dziewczyną swoimi uprzedzeniami. Nie po to
pytałem o gusta literackie, żeby sprawiać przykrość młodej czytelniczce, tylko
po to, żeby posiąść jej ciało.
***
Sprawdzian nie okazał się
totalną klapą. Trzy z plusem. Darek przekonany sukcesem poprosił, poprosił bym
się zajął edukacją córki do końca roku szkolnego. Zgodziłem się z udawanym
ociąganiem, by rytuałowi negocjacji biznesowych stało się zadość. Pierwsze
korepetycje nowej serii dałem na placu zabaw. Na następne miałem w miarę możliwości
dojeżdżać do klientki, lub ona do mnie. Zaczęła się geometria przestrzenna.
Znowu usiedliśmy na ławeczce
między drzewami. Pogoda ewidentnie nam sprzyjała. Ponad dwadzieścia stopni.
Grzechem by było nie założyć sukienki nad kolana. Oczywiście z dekoltem
eksponującym wypchnięte do góry piersi.
- Chyba specjalnie zrobiłaś błędy, żeby nie zdejmować
stanika. – zażartowałem, odbierając jej zeszyt. Po półgodzinnej nauce należała
nam się przerwa. Tym bardziej, że w zasięgu wzroku nikogo poza nami nie było.
- Nieprawda. Teraz jak do mnie przyjdziesz, to ci
pokażę. Tylko obiecaj, że się nie przerazisz.
- Przerażę się tylko, jak nas nakryją twoi rodzice. –
uśmiechnąłem się.
- Nie powinni. Przyjaciółka mi powiedziała niedawno,
jak pokazała biust Rafałowi. A jej rodzice byli w domu. Hi, hi! Obraził się na
nią. Ale nie ważne. Już wiem, jak to zrobić, żeby się nikt nie domyślił. Głupia
jestem, że sama na to nie wpadłam, hi, hi! – Tą zapowiedzią Natalka dobrowolnie
wlazła się w paszczę smoka. Nie wiem, czy jest już taka bajka. Jeśli tak, to
pewnie nosi tytuł „O królewnie Natalii i cierpliwym smoku.”
- Dlaczego się obraził? – Spytałem, niezbyt
zainteresowany odpowiedzią.
Poprosiłem Natalkę żeby
wyciągnęła nogi do przodu tak jak tydzień wcześniej, kiedy jej rozpiąłem
koszulę. Położyłem dłonie na jej kolanach i zamieniłem się w słuch.
- Nie wiem. Może ona mu się nie podoba. Albo pomyślał,
że Marta sobie robi żarty, że się z niego nabija. A ty jak myślisz?
- Myślę, że... – Zawiesiłem głos na moment. – że jak
mnie obejmiesz za szyję, to ci powiem. – Natalka skrzyżowała ręce na moim
karku. Wyraźnie poczułem zapach lawendy. Aksamitna szyja nastolatki znalazła
się na wyciągnięcie nosa, prosząc o dotknięcie. Złapałem ją pod kolana i
zacząłem mówić. – Pewnie znalazł się w takiej sytuacji pierwszy raz w życiu i
zwyczajnie nie wiedział, co zrobić. – O, już ja bym wiedział, jak się zająć
taką gorącą sztuką. A jeszcze chętniej porozmawiałbym z tym Rafałem, żeby się
dowiedzieć, jak było naprawdę. – Być może nigdy wcześniej nie widział piersi,
skoro ty mu nie pokazałaś.
- Nie, ja na pewno nie. – Natalka potwierdziła moje
przypuszczenie.
Fizyczna bliskość atrakcyjnej
dziewczyny, przyzwolenie na dotykanie jej rozkraczonych nóg, jej łokcie
zakleszczone wokół mojej szyi i temat rozmowy, oraz to, że o striptizie innej
małolaty, dziewiczej na sto procent, opowiedziała właśnie ona, wszystko to
razem sprawiło, że mój kolega w spodniach stanął na baczność. Urósł do
niebotycznych rozmiarów. Nieadekwatnych do miejsca, w jakim flirtowaliśmy, i
nie przejmując się brakiem możliwości wyładowania podniecenia w kobiecym ciele.
Stał i już. I wydawał rozkazy mózgowi.
- Właściwie skąd wiesz, Naciu, że on się obraził?
Marta tak powiedziała?
- Bo powiedział, że musi iść do domu i przestał się
do niej odzywać.
Przełożyłem prawą rękę spod
lewego kolana Natalki na prawe. Objąwszy je obiema dłońmi, lewą z zewnętrznego
boku, palcami prawej dotykając uda od środka, przygotowałem się do następnego
ruchu. Nadeszła pora, by dostać się do majtek. Dotychczasowa gra ciał,
nakłonienie dziewczyny do przyjęcia pozycji w rozkroku, przyzwyczajenie skóry
jej nóg do dotyku, temu właśnie służyły.
- Mnie się wydaje, że Rafał wcale się nie obraził.
Wręcz przeciwnie. Może właśnie wtedy się zakochał, w piersiach twojej
koleżanki. Tylko zupełnie nie wiedział, jak się zachować. Zdębiał, zdętwiał,
szczęka mu opadła. Dlatego pewnie nic nie powiedział. Nie pochwalił kształtu i
nie podziękował za okazane mu zaufanie. Wystraszył się, że nie stanął na
wysokości zadania. Było mu wstyd. Dlatego uciekł. Teraz ma wyrzuty sumienia i
wstydzi się jeszcze bardziej. Ma nowy powód: że uciekł, że nie zadzwonił, że
nie przeprosił. Nie sądzisz, że to bardziej prawdopodobne, niż że się obraził?
W trakcie tego wywodu powoli
przesuwałem palce po udzie obok kolana. Głaskaniem zaznaczałem swoją obecność.
- Może i tak. Powiem to Marcie, dobrze?
- Oczywiście, Naciu. A ty byś wiedziała, jak się
zachować? – spytałem, wydychając powietrze na szyję Natalki. – Na przykład
jakby jakiś chłopak, załóżmy że kolega z klasy, który ci się bardzo podoba,
położył ci rękę na kolano, albo na udo. O, tak. – ścisnąłem nogę pełną dłonią
wysoko nad kolanem. – Też byś pewnie siedziała nieruchomo i zbierała myśli... A
jakby cię dotknął tutaj? – zdecydowanym ruchem sięgnąłem jeszcze dalej. Do
majtek. – Co byś zrobiła? – Dotknąłem mocniej. – Objęłabyś go mocno za szyję,
czy byś uciekła? – Chwilę pogłaskałem wrażliwe miejsce, wyczuwając przez
materiał podłużne fałdy skóry.
- Szymek, nie wiem. Nie mam takiego kolegi w klasie.
– odezwała się cichym, rwanym głosem.
- A jakbyś miała? Na przykład Rafał. Przyjaciel. Na
pewno ci się podoba, chociaż trochę. – dyszałem jak maratończyk na
czterdziestym kilometrze. – Jakby on cię złapał za nogę. – Pokręciłem się
trochę przy pachwinie i wsunąłem palce pod majtki. Pod naporem dłoni cienki
materiał zsunął się na bok, wystawiając niezasłoniętą kobiecą szczelinę do
mojej dyspozycji.
Natalka nie zdążyła
odpowiedzieć. Kiedy złączone palce zagłębiły się między mięsiste fałdy
strzegące wejścia do niej, dotychczasowy dialog stracił znaczenie. W milczeniu,
jedynie głośno oddychając – we dwoje – zacząłem masować jej kobiecość.
- Szymek, dlaczego mi to robisz? – szepnęła po jakimś
czasie.
- Bo jestem złym wilkiem i chcę cię zjeść.
- Akurat, wcale nie. – szepnęła, a ja zanurzyłem w
niej środkowy palec. Nie bardzo głęboko, w sam raz tyle, żeby dziewczyna
poczuła go z przodu pochwy.
- Właśnie że tak. – zacząłem poruszać palcem. Zginać
i prostować na przemian.
- Szymek, ktoś idzie! – Natalka wzdrygnęła w pewnej
chwili.
- Kto?
- Jakiś facet. Szymek, on tu idzie, zobaczy nas.
Musisz przestać.
- Stary czy młody?
- Średni. Szymek!
- Ćśśś, Naciu! Pomyśli, że się młodzież całuje i się
odwróci. Daleko jest?
- Już nie. Zaraz przejdzie obok.
- Więc już za późno. – szepnąłem, ocierając ustami o
jej ucho, i zaśpiewałem po cichu przedszkolną piosenkę – Uciekaj myszko do
dziury, bo ciebie złapie kto bury. – Powtórzyłem – do dziury, do dziury – za
każdym razem wsuwając w dziewczynę dwa palce i majstrując chwilkę w ciepłym
zagłębieniu. I znowu – Do dziury. – Facet faktycznie przeszedł ulicą. Jak nas
minął, zobaczyłem jego plecy. – Do dziury, Naciu.
- Szymek, może już starczy? Boję się, że ktoś
przyjdzie.
- Pewnie że starczy, Naciu. – Moje palce były pokryte
śluzem. Osiągnąłem więc w pełni, co zamierzyłem. – Wytrzymaj jeszcze minutę.
Zamknij oczy, proszę.
- Po co mam zamknąć?
- Nie zwracaj na nic uwagi. Po prostu skup się na
sobie.
Zamknięcie oczu poskutkowało.
Wkrótce dały się poczuć bezwiedne ruchy biuder. Nastolatka przez kilka chwil
ocierała się o mnie.
- Stoi mi, Naciu. Nie pamiętam, kiedy jeszcze stał
tak mocno jak w tej chwili. – powiedziałem szeptem, żeby dodać dziewczynie odwagi.
Masaż potrwał dłużej niż
wspomniana minutę, ale nie przesadnie długo. Na koniec dotknąłem opuszek palca
końcem języka.
- Smaczna jesteś, myszko. – powiedziałem,
promieniując uśmiechem.
Roześmialiśmy się i objęliśmy
się serdecznie.
- Czego ty mnie uczysz, Szymek? – Natalka spytała
retorycznie. Obmacana przez wilka, była szczęśliwa.
Wróciliśmy do brył i kątów.
***
Przy następnym spotkaniu śmiała
nastolatka spełniła obietnicę. Bez namawiania, pokazała mi się bez biustonosza.
Już w kuchni zwróciłem uwagę,
że była ubrana inaczej niż zwykle. W długie spodnie i bluzę dresową. Jakoby
było zimno. Owszem, nastąpiło załamanie pogody, temperatura na zewnątrz spadła
do zaledwie kilku stopni powyżej zera, ale mimo to widok Natalki odzianej od
stóp po szyję stanowiło pewne zaskoczenie.
W swoim pokoju sprawiała
wrażenie spiętej. Coś zaprzątało jej myśli. Pytałem, czy stało się coś
przykrego w szkole, czy ma problem z przyjaciółką, z Rafałem, czy się z kimś
pokłóciła, czy się nieszczęśliwie zakochała. Za każdym razem jednakowa
odpowiedź: nic się nie stało i wymuszony uśmiech.
- Napięcie przedmiesiączkowe? – Spytałem najzupełniej
serio.
- Też nie! – wybuchła śmiechem. – To będzie dopiero
za półtora tygodnia.
- Dobrze wiedzieć. – Odpowiedziałem. Dla kogoś, kto
dybie na cnotę, to naprawdę cenna informacja.
W końcu się wyjaśniło, skąd ten
niepokój. Najpierw, rozwiązując jakieś zadanie, Natalka rozpięła suwak do
połowy. Gdy w odpowiedniej chwili zerknąłem w tak utworzony dekolt, nie
dostrzegłem śladów podkoszulka. Krew momentalnie uderzyła mi do skroni. Trochę
później zeszła z krzesła, stanęła przede mną i łamiącym się głosem, ale
uśmiechnięta hardo, mrużąc oczy, powiedziała:
- Chciałeś coś zobaczyć.
- Tak? Co mi pokażesz? – spytałem, nie rozumiejąc
jeszcze jej zamierzenia.
Trzęsącymi rękami sięgnęła do
suwaka i całkiem rozpięła bluzę. Pod spodem była zupełnie goła.
- Więc to jest ta sztuczka, którą Marta pokazała
Rafałowi, kiedy jej rodzice byli w domu. – uśmiechnąłem się, rozsuwając poły
bluzy na boki.
Przed oczy wyskoczyły mi dwie
szpiczaste piramidy z jasno-różowymi okrągłymi szczytami. Nie tak wysokie i
szerokie, jakimi się wydawały w dopchanym gąbką push-upie, ale naturalne,
foremne, z sutkami patrzącymi śmiało w górę. Zwykłe piersi nastolatki.
- Yhy. – kiwnęła głową, nerwowo czekając na reakcję
jedynego widza.
- Piękna jesteś, Naciu. Naprawdę, cudowna. – Lewą
rękę sięgnąłem pod biodro Natalki. Przyciągnąłem dziewczynę bliżej do siebie.
Prawą dłonią pogładziłem po brzuchu. Kierując się ku górze, zatrzymałem się tuż
pod biustem. Dłuższą chwilę patrzyłem na dwa cuda natury. Delektowałem się
ofiarowanym mi widokiem, głaszcząc skórę bezpośrednio pod piersiami. Kciukiem
pogładziłem po mostku, ale samych wypukłości nie ruszałem. Uznałem, że macanie
cycków nie pasuje do tak uroczystego wydarzenia. Tę przyjemność zostawiłem
sobie, i Natalce, na potem.
- Nie musisz iść do domu? – zażartowała,
przypominając zdanie wygłoszone ponoć przez jej przyjaciela.
- Nie, Naciu. Najpierw muszę je pocałować.
Objąłem wargami lewy sutek,
podrażniłem językiem prawą brodawkę, po czym przyciągnąłem dziewczynę do
siebie, zmuszając, by usiadła mi na kolana, okrakiem.
- Warto być twoim korepetytorem. – powiedziałem,
zaczynając głaskać plecy. – Jeżeli za trójkę spotyka mnie taka nagroda, to co
mi dasz, jak dostaniesz piątkę? – Pocałowałem różowe narośla jeszcze dwa razy i
poprosiłem, żeby to nie był ostatni pokaz.
- Jeden raz nie wystarczy?
- Nie. Pierwszy raz tylko pobudza apetyt.
- Dobrze. A teraz muszę się ubrać.
Sekretna striptizerka otworzyła
szafę, uzbroiła biust w dwie pancerne tarcze spięte ćwierćcalowym drutem,
przykryła stanik zwiewnym podkoszulkiem, a na wierch założyła bluzę. Zapięła
suwak i wyglądała tak, jak ją zastałem w kuchni. Dla domowników nic się nie
zmieniło. Mama nie nabierze żadnych podejrzeń. Skąd w tej niewinnej dziewczynce
tyle kobiecej przebiegłości? Czy takie są wszystkie gimnazjalistki?
- Jak byłem w twoim wieku, Naciu, wydawało mi się, że
rówieśniczki są jak twierdze nie do zdobycia. Otoczone niewidzalnym murem,
strzeżone przez okrutnych wartowników przyczajonych na wieżach. Strach podejść
pod bramę, bo zaraz poleją rozgrzaną smołą. – powiedziałem Natalce, obejmując
ją w pasie. – Teraz widzę, żę nie miałem racji. Ty otwierasz przede mną bramy
na oścież, witasz, jakbym był królem. Kusisz biustem. Jesteś wspaniała, Naciu.
– pocałowałem ją w policzek i w szyję.
Spróbowała odwzajemnić
pocałunek, ale udałem, że nie zauważyłem. Wprawdzie uwielbiam czuć na szyi kobiece
usta, to mnie podnieca, ale nie można mieć wszystkiego od razu. Rozkosz trzeba
rozsądnie dawkować. Zwłaszcza kiedy są lekcje do odrobienia.
Przed wyjściem oddałem książkę.
Zostawiłem w niej dwie zakładki, zaznaczając pikantne fragmenty. Na jednej
stronie wspomniany był, w zawoalowany sposób, seks oralny. Druge miejsce
zawierało opis zbliżenia na materacu w schowku przy sali gimnastycznej. Tematy
w sam raz do omówienia z piętnastolatką coraz bardziej gotową na szaleństwo.
***
Wieść o skutecznym
korepetytorze rozniosła się z prędkością błyskawicy. Na pocztę pantoflową zawsze
można liczyć. Zaczęli się zgłaszać nowi uczniowie, w liczbie, jakiej bym się
nigdy nie spodziewał. Zapotrzebowanie na wiedzę okazało się tak duże, że przez cztery
tygodnie maja i czerwca zarobiłem na dzieciakach więcej niż harując u Darka
przez trzy miesiące.
Dzieci, pierwsza i druga klasa
gimnazjum, sporadycznie ktoś z technikum. Chłopcy i dziewczęta. Cycate, średnio
wyposażone i całkiem płaskie. Ładne i takie sobie. W większości rozmowne.
Uświadomiłem sobie, że z moją obsesją na punkcie struktur błonowych nie mógłbym
pracować w szkole. (Pod tym względem szczególny podziw należy się katechetom.)
Wśród klientów miałem też Martę
i Rafała. Dziewczyna wesoła i ładna, ale inteligencją nie mogła się równać z
Natalką. Z wyglądu liceum, umysłowo podstawówka – tak ją określił Rafał,
zdecydowanie nie bez racji. On sam okazał się młodzianem myślącym i nadmiernie
uczuciowym. W dużej mierze rozpoznawałem w nim samego siebie, młodszego o pół
dekady. Wyznał mi, bez podawania nazwisk, że trudność nie do pokonania
stanowiło dla niego zdecydowanie się, którą dziewczynę kocha. O cyckach Marty
nie wspominał, ale nawet jeśli koleżanka naprawdę mu się pokazała, jej mały
biust nie zrobił pewnie na nim większego wrażenia. Miał w domu znacznie lepsze,
dwie pary starszych sióstr: obie paradowały non stop w luźnych ciuchach bez
stanika. Wystarczyło umiejętnie nadstawić oko. Ale z drugiej strony, kto by się
gapił na rodzone siostry? Najpewniej skromny chłopak zwyczajnie nie powiedział
mi wszystkiego.
Kupiłem samochód. Odebrałem go
z komisu tego samego dnia, kiedy zadzwonił pierwszy rodzic z pytaniem, czy nie
znalazłbym kilku godzin dla „synka”. Leciwy kombiak długi jak karawan. Sprzedawca
śmiał się, wręczając mi kluczyk:
- Najlepszy wybór! Autko w sam raz dla energicznego
młodzika. Daleko nie zajedzie, ale do brykania nie znajdziesz lepszej bryki! Te
resory nigdy nie pękną. Choćbyś nie wiem jak się starał. – Stary handlarz w mig
poznał moje zamierzenia.
O kombiaku, moim rówieśniku,
nie dowiedziała się nigdy ani Basia ani nikt z rodziny. Do dziś żyją w
przeświadczeniu, że moim pierwszym autkiem było Seicento, kupione za pieniądze ciężko
zarobione u Darka.
***
Wyciągnąć w plener dziewczynę w
tajemnicy przed rodziną i najbliższą koleżanką, to niełatwe zadanie. Gdy mamą
jest Aldona, znająca rozkład zajęć swoich pociech i codziennie czekająca na nie
z gorącym obiadem, jest to niemożliwe. Wymaga cudu, a te, jak wiadomo, zdażają
się tylko w niebie, tudzież z udziałem Niebios.
Cały maj i początek czerwca spotykaliśmy
się wyłącznie w domu Natalki. I trzeba przyznać, pracowaliśmy sumienne i
efektywnie. Z naciąganej dopuszczającej w pierwszym półroczu, wspólnym
wysiłkiem dociągnęliśmy do oceny dobrej na koniec roku. Pełen sukces!
Rozumie się oczywiście, że
zadowoleni rodzice nie wyobrażali sobie, bym od września nie wziął pod skrzydła
także siostry Natalki, rozpoczynającej naukę w gimnazjum. Naiwni. Jak oni mogli
zaprasić lisa do kurnika? Jakim cudem Darek, zbieracz opowieści o bzykaniu
naiwnych nastolatek, w niczym się nie zorientował? Myślał, że jego córeczek to
nie dotyczy? Głupi mieli szczęście, że lis okazał się lisem honoru. Drugą kurkę
zostawił nietkniętą.
Wracając do maja, lekcje
wyglądały podobnie. Zatrzaśnięcie drzwi, przyjacielski uścisk, buziak w
policzek, pół godziny matematyki przy biurku. Potem przerwa, luźna rozmowa. Na
łózku. Na koniec znów poważna matematyka. Zadania, przeplatane komplementami i
krótkim głaskaniem. Z umiarem, żeby zostawić po sobie niedosyt. Potem jeszcze
przed snem jakiś miły sms albo wiadomość przez komunikator internetowy.
Kiedy po raz pierwszy razem
przeglądaliśmy jej ulubioną powieść, otwierając książkę na stronach
zaznaczonych wcześniej przeze mnie, Natalka powiedziała wprost, że jestem jej
tajnym narzeczonym.
- Nie przesadzasz? Ja tylko cię douczam o kątach i
prostych. Boyfrienda lepiej wybierz sobie z rówieśników.
Tyle rzekły struny głosowe.
Mowa ciała była nieco inna. Usta musnęły szyję dziewczyny, siedzącej mi na
kolanach, dłonie zacisnęły się na udach.
- Dobrze. Jak tylko mnie jakiś zechce. – Cicho się
zaśmiała. – Naprawdę ci się nie podobam? – zadała po chwili prowokacyjne
pytanie.
- Podobasz aż za bardzo, Czerwony Kapturku. Ale
zmieńmy temat. Powtórzymy kąty. – powiedziałem, przesuwając ręce na jej kolana.
– Najpierw kąt ostry. Trzydzieści stopni – ustawiliśmy nogi blisko siebie. –
Teraz sześćdziesiąt stopni. Jak w jakim trójkącie? – spytałem, ściskając
koniuszek ucha wargami.
- Równobocznym. – objęła mnie za głowę.
- Kąt prosty. – kontynuowałem. Wolnym ruchem
przesunąłem dłonie z powrotem do połowy ud, stopniowo rozsuwając nogi. – I kąt
rozwarty. Sto dwadzieścia stopni. – Skończyłem zabawę, dosuwając dłonie do
pachwin.
Dziewczyna zadrgała. Wiedziała,
co ją czeka.
Po minucie głaskania fałdów
skórnych pokrytych śluzem, poprosiłem, by zdjęła majtki.
- Będzie wygodniej, Naciu.
- Poczekaj, sprawdzę, czy nikt nie podsłuchuje. –
Ostrożnie otworzyła drzwi. Udając, że idzie do łazienki, na palcach obeszła
całe piętro. Wróciła. Spojrzała na mnie ognistymi źrenicami. – Nie ma nikogo. –
szepnęła. – Serio mam zdjąć? – poprosiła o potwierdzenie, jakby przez kilaka
sekund jej nieobecności, coś się mogło zmienić.
- Tak. I chodź już do mnie.
Bielizny pozbyła się jednym
ruchem. Usiadła na mnie z wyczuwalnym wahaniem. Kiedy ją złapałem pod kolana i przewróciłem
na plecy, kurczowo objęła mnie za szyję. Położywszy się, z początku nie
spuszczała ze mnie wzroku, była cała spięta. Drgała.
Po paru ruchach dłoni,
uciskającej intymne miejsce, zakończeniem zwartych palców wpychającej się do
środka, nastolatka odruchowo domknęła kleszcze swoich ramion wokół mojej szyi.
Złączeni silnym objęciem upadliśmy na poduszkę. Od tego momentu długo nie wypuszczałem
z garści jej śliskiego krocza.
Natalka oddychała nierówno. Raz
łapała powietrze szybko, małymi porcjami, raz nabierała go pełne płuca. Jej
ręce prędko się zmęczyły. Uwolniła mój kark z uścisku. Padła na poduszkę.
Zamknąwszy powieki całkiem oddała się pieszczocie. Nie na długo. Strach przed
nakryciem przez kogoś z domowników nie mógł całkiem zniknąć. Po chwili błogiej
nieostrożności musiał nastąpić czas zdwojonej czujności. Lecz wystarczająco
długo, abym zobaczył kilka chaotycznych skurczów mięśni twarzy oraz by w
dziewczęcej pamięci pozostał miły ślad po pokonaniu wstydu. Przez kilka minut
leżeliśmy obok siebie, patrząc sobie w oczy. Nieprzerwanie wsuwałem i wysuwałem
w nią palec i gładziłem łono. Już nie po to, żeby szybko wzmóc podniecenie,
lecz by utrwalić pamięć o krótkotrwałej rozkoszy sprzed chwili.
- Szymek, co to było? – Natalka szeptem przerwała milczenie.
– Muszę się ubrać.
- Zaraz, Naciu... To było, hmm, podziękowanie za to,
że poprzednio pokazałaś mi piersi. Ufasz mi?
- Aha. A wtedy na ławce to co było?
- Wtedy, hmm, prośba o to, żebyś mi się pokazała. –
Uśmiechnąłem się i czule pocałowałem ją w policzek. – Wiesz o czym marzę?
- Nie. No, o czymś takim jak w książce? Żebym uklękła
przed tobą?
- Nie. O tym, co teraz zbobiliśmy, ale bez strachu,
że ktoś wejdzie do pokoju i żebyśmy byli nago.
- Aha.
- A ty o czymś marzysz, Naciu?
- Może. – zaśmiała się. – Ale ci nie powiem. – Wyjęła
z szuflady czyste majtki i uciekła do łazienki. Mnie przypadło zadanie
przewietrzenia pokoju.
Tak mniej więcej wyglądały
nasze korepetycje. Za każdym razem robiliśmy coś, czego nie pochwaliliby jej
rodzice. Całowanie piersi, masowanie cipki, drapanie po plecach. Albo jedynie
rozmawialiśmy, obejmując się lub siedząc blisko siebie na łóżku. Na tematy, od
których Aldonie mogłyby stanąć dęba włosy na głowie, a Darkowi członek.
Na ogół przed zdjęciem majtek
Natalka broniła się, mówiąc, że ktoś może wejść, albo podsłuchać. Dziewczyny
już takie są, że na początku muszą trochę pomarudzić. Zawsze się znajdzie jakiś
argument na nie. Potrzebują namawiania, nawet kiedy chodzi wyłącznie o
pieszczenie ich ciała. Kilka próśb jednak i już ciuszki lądują na podłodze. Raz
jednak Natalka stawiła zdecydowany opór.
- Masz okres? – spytałem.
- No. Niestety. – odpowiedziała po sekundzie wahania.
- Ostatnio nie miałaś.
Zaśmiała się.
- Bo się dopiero wczoraj zaczęło. Co cię tak
interesują moje okresy? – W jej głosie słychać było nutkę poirytowania.
- A więc za trzy tygodnie. – uśmiechnałęm się
bardziej do siebie niż do niej. – To cenna informacja, Naciu. – To naprawdę
bezcenna informacja dla kogoś, kto planuje zamach na cnotę.
- Nie rozumiem.
- Nie musisz. Wystarczy, że jesteś piękna. Wiesz,
kogo jeszcze uczę? Nie zgadniesz. – szybko zmieniłem temat na mniej krępujący. –
Arek – podałem nazwisko, którego dziś już nie pamiętam. – Jak zapytałem dla
rozluźnienia atmosfery o ładne dziewczyny z jego klasy, wyświetlił stronkę,
gdzie są wasze zdjęcia grupowe i palcem wskazał na ciebie. Potem na Martę i
jeszcze parę osób, ale ty byłaś pierwsza.
- O Boże. – westchnęła.
- Pochwalił się, że się z tobą całował na dyskotece i
że go zapraszałaś do siebie.
- Tak po prostu ci powiedział? Głupek! Jak ja go
nienawidzę!
To dodatkowy urok udzielania
korepetycji, zwłaszcza w małym mieście, gdzie wszyscy się znają. Od małolatów,
a jeszcze częściej od ich rodziców, można się niejednego dowiedzieć. Nazbierać
niezliczonych plotek. Jeśli to kogoś interesje. Narzekania na lokalną elitę,
pedagogów, lekarzy i księży, dominujące wśród dorosłych, niewiele mnie
interesowały, ale na wieści o Natalce, oraz o jej matce, nadstawiałem uszu. Z
próżności bardziej niż z potrzeby poznania prawdy, bo w większości wypadków
fakty za bardzo były rozrzedzone domysłami i fałszem.
***
Wreszcie nastąpił cud. Udało
się wywieźć Natalkę w pole. Nie tak daleko jak w bajkach mego byłego szefa.
Wystarczyło przejechać dwa kilometry, by znaleźć się na zupełnym odludziu, na
ślepym końcu polnej drogi między kukurydzą i żytem.
Cud naciągany. Dziewczyna
urwała się z wszystko widzących oczu matki dzięki zwykłemu kłamstwu. Ale ręka
Niebios odegrała pewną rolę. Skoro szkoły organizują przedstawienia teatralne
na koniec roku szkolnego, miejscowy proboszcz nie mógł być gorszy. Ogłosił
konkurs recytatorski, konkurs pieśni i konkurs rysunku katechetycznego. Do tego
polecił opiekunowi ministrantów i kierownikowi scholi przygotować spektakle promujące
wartości, patriotyczne i chrześcijańskie. Z rozmachem, wspierany finansowo
przez gminę, organizował parafialne święto rozpoczęcia wakacji. Namówiłem
Natalkę żeby się zgłosiła do deklamacji wiersza i do scholi. W teatrze szkolnym
też brała udział.
Próba przedstawienia po
lekcjach, zebranie scholi wieczorem, recytacje w sobotę, spotkanie modlitewne:
stały rozkład dnia diabli wzięli. Wystarczyło tylko powiedzieć mamie, że się
idzie na plebanię, wsiąść do zaparkowanego po drodze samochodu i pozwolić się
zawieść na popołudniowy piknik. I oczywiście wrócić o odpowiedniej porze.
- Szymek, a co jak ksiądz sprawdzi listę i będzie
rządał usprawiedliwienia? – Natalkę trapiły pewne wątpliwości. – Na pewno się
nie wyda, że nie byłam obecna?
- Nie będzie niczego sprawdzał. Przecież te próby to
pic na wodę, jeszcze bardziej niż nasze korepetycje. Ćwiczycie scenki
piętnaście minut a potem pingpong i gry komputerowe. Jak myślisz, po księdzu ta
cała szopka? – O pingpongu, strzelankach na trzech komputerach i obfitym
serwowaniu soków zdążyłem usłyszeć nie tylko od Natalki, ale i od dwojga innych
uczniów. Miałem więc dość wierny obraz tych spotkań w plebanii. Chłopaki do
komputerów, dziewczyny z księdzem za stół pingpongowy. Spodnie ze spodniami,
sukienki z sukienkami.
- Żeby przygotować spektakl. No, ale nie wiem.
Rzeczywiście te gry są dziwne.
- Facet lubi sobie popatrzeć, jak skaczecie. Tu
pupka, tam biuścik. Myślisz, że na cycki nie patrzy? – odchyliłem palcem
krawędź push-upa wyglądającego spod bluzki Natalki.
- No, co ty, Szymek?
- Założę się, że którąś dziewuszkę klepnie jutro w
tyłek, może nawet przy wszystkich. – zażartowałem.
Wydawało mi się, że insynuując
klepanie nastolatek po pupie, zbyt mocno puściłem wodze fantazji, ale Natalka
szybko wyprowadziła mnie z błędu.
- Skąd wiesz? Naprawdę tak było. Ksiądz sprzedał
Marcie klapsa, jak źle odbiła piłeczkę. Ktoś dostał piłeczką w głowę, a ksiądz
krzyknął: uważaj, jak grasz, łamago! i strzelił Martę w tyłek. Dla śmiechu.
Wcale jej nie zabolało.
- Odwróć się. Też ci dam klapsa. – Uderzyłem lekko,
błyskawicznie zgniotłem pośladek w garści. Mocno, tak żeby poczuła palce
wrzynające się w linię oddzielającą pupę od uda. – Uważaj, jak grasz, łamago! –
powtórzyłem szeptem za księdzem i szybko oderwałem dłoń od pulchnego miejsca. –
Bolało?
- O, Marta! – zawołała. – Muszę ją jeszcze raz o to
zapytać. Szymek, to podpada pod molestowanie.
- Przecież nikt niczego nie widział. I Marta się nie
skarży... Molestowanie będzie pojutrze, jak się ze mną przejedziesz. – Byliśmy
umówieni.
Rozłożyłem tylne siedzenie, wstawiłem
materac. Dwudziestoletni kombiak stał się łóżkiem na kółkach. Dopiąłem celu.
Wielkie nadzieje i, może nie
tak wielkie, ale jednak rozczarowanie.
Nie powinienem był tego wtedy
zrobić. Jak tylko w oczach Natalki pojawił się błysk strachu, należało
powiedzieć „stop”. Objąć, przytulić, pocałować. Wykazać się męstwem i okazać
miłość. I nieważne, że przedtem się śmiała. Że pierwsza zdejmowała ubrania. Cienki
sweter, koszulkę, stanik, dżinsy, skarpetki. Że się cieszyła z całowania
piersi. Że z dumą patrzyła na moje bokserki. Że chciała mnie poczuć w sobie.
Ważne, że kiedy się przymierzyłem do zsunięcia jej majtek, nagle zdrętwiała.
Śmiałość uleciała, w ułamku sekundy zastąpiona wyrazem lęku.
- Już? – spytała ciszej niż szum słabego wiatru w
koronie drzewa, prawie niesłyszalny we wnętrzu samochodu.
- Tak, Naciu. – Nie tak miałem odpowiedzieć.
Klęknąłem nad nią. Między udami.
Z jej ust szeptem wydostało się moje imię:
- Szymek! – jak zahipnotyzowana patrzyła na nasze
krocza. Na mnie.
Wbiła biodra w materac. Zaparła
się stopami o nieistniejący próg i w odruchu lękowym spróbowała przepchnąć
tułów dalej ode mnie. I w tym momencie mogłem jeszcze zareagować przyzwoicie. Miesiąc
czy pół roku później i tak by była moja. Ale nie. Musiałem w nią wejść. W
tamtym aucie, na tamtym polu, w tamten czerwcowy wieczór.
- Zaufaj mi! – Przynajmniej tego mógłbym nie żądać.
Pisnęła z przerażenia. Bólu,
powiedziała, nie czuła. Przynajmniej mocnego. Potem tylko nieprzyjemnie szczypało
ją w brzuchu. Lepka maź wysiąkająca z jej wnętrza też nie poprawiała komfortu.
Wstydziła się. Nie chciała świadka swojej słabości.
Je też nie chciałem oglądać,
jak chusteczka higieniczna zamienia się w podpaskę. Satysfakcji z
rozdziewiczenia nie było żadnej. Rozerwałem błonkę i co z tego? Dziewczyna
leżala pode mną bez ruchu, zdjęta strachem, równie dobrze mógłbym zgwałcić
manekina. Żeby tylko miał dziurkę w odpowiednim miejscu.
Po tym doświadczeniu w
samochodzie ochota na seks opuściła nas oboje na długo. A tak miło nam się
dochodziło do tego momentu. Z pasją, z nienasyconą ciekawością, z nieustanną
grą hormonów. A potem jedno włożenie i czar prysł. Pierwszy raz... Mógł być
pierwszym z wielu a stał się pierwszym i ostatnim.
Dziewczyna nie miała do mnie
żalu, ani do siebie. Chciała skosztować miłości jeszcze bardziej niż ja.
Oddając mi się, realizowała swoje marzenie. A że rzeczywistość okazała się
mniej bajkowa, niż nocne fantazje. O to nie można nikogo winić.
W wakacje spotkaliśmy się tylko
kilka razy. Okazją były imieniny Aldony, popijawa na tarasie, na którą Darek
zaprosił Józefa i obu młodszych robotników, zwykłe odwiedziny z okazji
upieczenia sernika i szarlotki. Nikt nie miał mi za złe pytania o aktualną
lekturę, ani tego że uzyskawszy odpowiedź w postaci tytułu książki, znikałem z
Natalką na piętrze, by porozmawiać o literaturze. Jedynie w oczach Kacpra i
Janka tliła się zawiść. Wredne typki. Popiwszy zwrócili uwagę Darkowi na
ponętne kształty jego starszej córki, sugerując, że podczas gdy mężczyźni piją
na dole, na górnym piętrze odchodzą orgie.
Dwa razy przyjechałem tylko dla
niej. Już nie karawanem, a Seicento. W tajemnicy przed resztą świata
spacerowaliśmy polną drogą, rozmawiając o wszystkim możliwym. Jak para
zakochanych. Nawet się pocałowaliśmy w usta, czego wcześniej, nie wiedzieć
czemu, nie zdążyliśmy zrobić.
Na śmielszą pieszczotę
pozwoliliśmy sobie dopiero we wrześniu, krótko przed urodzinami Natalki. Na
imprezę organizowaną dla znajomych z wioski i ze szkoły nie przyjąłem
zaproszenia. Część z nich douczałem matematyki. Nie było mi na rękę, żeby
wiedzieli o mnie więcej niż mogli usłyszeć ode mnie. Przyniosłem Natalce kwiaty
i drobny upominek. Kubek z nadrukiem przedstawiającym liczbą piętnaście w
środku czerwonego okręgu przekreśloną skośną czerwoną kreską, w stylu drogowego
znaku zakazu. Takie wyrażenie sympatii nie mogło wzbudzić niczyich podejrzeń.
Gdy wreszcie zostaliśmy sami w
pokoju na górnym piętrze, rozpiąłem koszulę Natalki, poluzowałem stanik i
pierwszy raz po prawie trzech miesiącach przerwy pocałowałem jej gołe piersi.
Och, ale mieliśmy zabawę!
- A teraz lewą antenkę. – śmiałem się przenosząc
język z prawego sutka na lewy.
- A co nam powiedzą z prawej strony? – pytałem,
zapowiadając „rozmowę” z prawą brodawką.
Natalka wczepiła palce w moje
włosy, głaskała mnie i przyciskała do siebie.
- Podobam ci się jeszcze? Nie masz mnie dość? –
Przekomarzała się, podstawiając mi piersi przed buzię.
Zajadałem się nimi jak
lukrowanymi drożdżówkami prosto z cukierni. Natalka, siedząc na mnie okrakiem,
bez skrępowania ocierała się o mnie podbrzuszem. Pachniała kusząco.
Jak tylko położyłem dziewczynę
na plecy, magia prysnęła jak bańka mydlana.
- Nie, nie. Szymek, tak nie chcę. – Natalka przerwała
zabawę, naciągając spódnicę na złączone nogi.
Skończyliśmy pieszczoty
pocałunkiem w usta.
Jeszcze na początku wakacji
sprzedałem kombiaka i zerwałem z Basią. We wrześniu zmieniłem studia. Poszedłem
na dzienne. Na inny kierunek, w innej uczelni. Znów byłem sam.
Z Natalką układało mi się
dobrze, ale określenie tajny narzeczony nie odpowiadało już rzeczywistości.
Nasze stosunki podryfowały w kierunku przyjaźni. Ona miała jeszcze Martę,
Rafała i brata ciotecznego, o którym nigdy mi nie opowiadała, ale słyszałem o
nim od jej siostry. W nich znalazła pocieszenie, gdy było jej najbardziej
smutno. Z początkiem semestru pojawili się inni adoratorzy. Z jednym nawet
chodziła przez jakiś czas na spacery, jako z oficjalnym chłopakiem. Spędziła z
nim Sylwestra.
Po roku nasze drogi
definitywnie się rozeszły. Wakacje spędziłem za granicą. Potem semestr intensywnych
studiów, Erasmus. Nawet przestaliśmy do siebie pisać. Jedynie z rzadka
„lajkujemy” sobie coś Facebooku.
A teraz mnie wiozą na
przesłuchanie. Jaka kara grozi za doprowadzenie nieletniej do obcowania? Są
jakieś okoliczności łagodzące? Minęły już cztery lata. Natalka pisze maturę. (A
ja, świnia, nawet nie zadzwoniłem zapytać się, jak się miewa.) Dlaczego
przyszli po mnie akurat teraz? Kto doniósł? Marta, Rafał, ksiądz spowiednik?
Oni przecież o niczym nie wiedzą. Nowy chłopak? Opowiedziała mu o sobie, a on
się mści za zbrukanie jego wyobrażenia o niewinnej narzeczonej. Dochodzi
sprawiedliwości. Koledzy ojca? Przyparli dziewczynę do muru, a ona, plując im w
twarz, krzyknęła, że kto inny był pierwszy. Chcą się odpłacić za sprzątnięcie
sprzed nosa pewnej zdobyczy. Kto i dlaczego?
***
- Czy jest pan znajomy z panią Natalią Orzech?
- Tak, oczywiście.
– Od jak dawna? Proszę określić
rodzaj znajomości.
– Poznaliśmy się cztery lata
temu. Jesteśmy dobrymy znajomymi. Przyjaźń, mam nadzieję. Chociaż dość długo
się nie widzieliśmy.
- Kiedy widział się z nią pan po raz ostatni? Co panu
wiadomo o jej ostatnim miejscu pobytu?
- Ostatnio cztery dni temu. Przedostatnio, jakieś dwa
lata. A mieszka z rodzicami we wsi Przekop. Numeru domu nie pamiętam. Chyba
nigdy nie mieli tabliczki.
- Co robiliście cztery dni temu?
- Poszliśmy na kawę. Chciała mi coś powiedzieć. Potem
stwierdziła, że to może poczekać. Niech pan mi powie, panie komisarzu, o co
chodzi.
- To ciekawe. I gdzie teraz jest Natalia?
- Nie wiem. O co chodzi?
- Co pana łączyło z zaginioną?
- Z zaginioną? Łączyło? Chyba, łączy! Nie sugeruje pan
chyba, że...
- Mów, co jej zrobiłeś, bydlaku!
- Słucham?! O co chodzi?
- O nic, jak zawsze... Zdecyduj się! Śpiewasz od
razu, czy za czterdzieści osiem godzin?!
- Hmm. Proszę chociaż powiedzieć, co się stało i o co
jestem oskarżony.
- Nie jesteś oskarżony. Przepraszam. Pan nie jest
oskarżony. Ma pan status świadka. Ale pan zdaje sobie sprawę... Ty zdajesz
sobie sprawę, doskonale wiesz, że tym razem wpadłeś. Po same jaja, bydlaku!
Zaginiona? Co on plecie? Czyżby
nikt nie doniósł? Jest jeszcze gorzej?!
***
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz