Wielka teoria podrywu WTP powiada, że aby podryw był
skuteczny, musi nastąpić w tak zwanym momencie podrywnym. To znaczy wtedy,
kiedy osoba mająca zostać poderwaną jakimś szczególnym zbiegiem okoliczności
jest podatna na podryw. Kto przegapi ten moment, choćby się bardzo starał, nie
osiągnie sukcesu. Moment podrywny z pozoru nie różni się niczym od dowolnej
innej chwili. Dlatego większość podrywów nie dochodzi do skutku. WTP pomaga
rozpoznać ten moment i podaje szereg zasad, jak dobrać odpowiednie zachowanie
do konkretnej osoby i sytuacji.
Antek Podrywacz o WTP nigdy nie słyszał. Inne wielkie
teorie: teoria ewolucji, teoria względności, teoria konspiracji także są dla
niego niczym innym niż nic nieznaczącymi dźwiękami. Teoriami się Antek nie zajmuje. On jest
człowiekiem czynu. Podrywa, kiedy ma ochotę. A że ochotę ma zawsze i często
próbuje, na moment podrywny trafia wcale nierzadko. Podrywa coraz to nowe
panie. We własnym odczuciu zawsze za wolno i za mało skutecznie. W świetle obiektywnych
badań jest podrywaczem wyjątkowym. Stanowi osobliwość, dla której prawa WTP się
załamują tak jak równania teorii kwantów wewnątrz czarnej dziury. Antek
Podrywacz to geniusz podrywu, mimo że on sam o tym nie wie.
Pierwszego sierpnia moment podrywny miał miejsce o
dwunastej pięćdziesiąt cztery na stacji paliw na skrzyżowaniu Jana Pawła II i
Kościuszki. Do kasy podeszła rudowłosa kobieta w obcisłej zielononiebieskiej
sukni. Niewysoka, zgrabna osa. I co? Żaden z mężczyzn zawzięcie debatujących o
gorących czterdziechach i ciekawskich małolatach nie zwrócił na nią
najmniejszej uwagi. Żaden z wyjątkiem Antka.
- Hej! Dzień dobry! – zawołał zza stolika, wcisnąwszy
kompanowi w garść nadgryzionego hot doga. – Dzień dobry, koleżanko! – powtórzył,
kiedy dziewczyna obróciła głowę w kierunku, skąd dochodziły te powitalne
krzyki.
Zobaczywszy kudłatego chłopaka w poplamionej koszuli,
natychmiast rozejrzała się na prawo i lewo. Dopiero potwierdziwszy, że ani obok
ani za nią nie ma nikogo, zrobiła zdziwioną minę pytającą „do mnie mówisz?”
- Koleżanko, jak masz na imię?! – Antek poderwał się
z krzesła.
Dziewczyna tylko wzruszyła ramionami i czym prędzej
skierowała się do wyjścia.
- Zaczekaj! Daj chociaż numer telefonu! – podrywacz
podbiegł do osy bez zastanowienia. Chwycił za ramię.
- Ał! – wrzasnęła rudowłosa ze strachu.
Odskoczyła. Poraziła napastnika wrogim spojrzeniem.
Obeszła go szerokim łukiem i bez zwłoki zamknęła się w samochodzie. Ruszyła z
piskiem opon.
- Kuna! – zawołał Antek po chwili, uderzając się w
czoło.
Czuł całym sobą, że to ten moment, być może ostatni w
życiu, kiedy podryw musi się udać. Nie analizował wszystkich za i przeciw, nie
zastanawiał się nad właściwym zachowaniem, nie badał wzajemnego położenia
planet. On wiedział tylko, że nie może odpuścić. Mały nos, wąskie usta, piegi
na policzkach... kontemplacja dziewczęcej urody nieznajomej osy mogła zaczekać.
W tamtej chwili Antek musiał działać, żeby osa nie przeleciała obok nosa.
- Krzychu, kluczyki! – wbiegłszy do budynku, wyrwał
koledze klucz od auta.
Dopadł Golfa. Odpalił. Ruszył z prędkością dźwięku jak
maniak zbiegły ze szpitala.
Na drugich światłach dogonił Seata.
- Hej! Piękna! – zaczął krzyczeć przez zamkniętą
szybę.
Dziewczyna ruszyła, nie zwróciwszy na niego uwagi.
Znowu czerwone. Zatrzymał się na równoległym pasie.
Opuścił szybę. Znów woła. Ruda odwróciła się wreszcie. Zrobiwszy zdziwioną
minę, odjechała.
Dopiero za czwartym razem opuściła prawą szybę i
odpowiedziała na natrętne wezwanie.
- Co chcesz?
- Poznać. Ja tu wszystkich znam.
- Po co?
- Dlaczego cię jeszcze nie spotkałem?
- Nie wiem. – Zmieniło się światło. Osa wrzuciła
jedynkę. - Więc po co chcesz znać moje imię? – zabzyczała dwieście metrów dalej.
Antek odniósł wrażenie, że przejechała dalej, niż
pierwotnie zamierzała. Nie chciała zapewne zdradzić, gdzie mieszka. Ale
przerywana rozmowa na czteropasmówce najwyraźniej zaczynała ją bawić, bo tak
dostosowywała prędkość, żeby jak najczęściej załapać się na czerwone.
Nieubłaganie zbliżali się jednak do centrum, gdzie ulice węższe, natężenie
ruchu większe i trzeba uważać na przechodniów. Musieli się pospieszyć z wymianą
informacji, jeśli to spotkanie miało nie być ostatnim.
- Żeby się z tobą umówić.
- Po co?
- Żeby spędzić czas kulturalnie.
- Jak?
- Porozmawiać, posłuchać muzyki.
- Jakiej?
- Do tanga! – Antek przypomniał słowa ostatniej
piosenki, jaką usłyszał w radiu na stacji benzynowej.
- Nie umiem tańczyć – roześmiała się osa szyderczo,
ruszając na zielonym.
- Włączymy disco polo! Dyc, dyc, bara bara, Barbaro
kochana, cyc, cyc, Calineczko, kropeczki pod kiecką – zaśpiewał wymyśloną na
poczekaniu rymowankę, potwierdzając jedną z zasad WTP. Tę, która, cytując
popularne przysłowie, mówi, że potrzeba rodzi wynalazki.
- Kamila! – odpowiedziała rudowłosa piękność,
rzucając Antkowi prześmiewcze spojrzenie.
Antek z szelmowskim wdziękiem oblizał wargi, napominając,
że ten się śmieje najgłośniej, kto się śmieje ostatni.
- Kamila, a dalej?
- Zajączek. – Dziewczyna zaśmiała się krótko,
podniosła szybę i podjechała do środka skrzyżowania. Antkowi pozostał tylko
przelotny widok w lusterku: lewy kierunkowskaz migający żółtym światłem, za
kierownicą dziewczyna złośliwie pokazująca język.
Antek wrócił do kumpli w nastroju psa, którego pan
bezdusznie przegonił od stołu zastawionego kiełbasą.
- Oddaj kluczyki! – zażądał Krzysiek w trosce o
samochód klienta. W razie stłuczki właściciel warsztatu nie miałby litości dla
nieodpowiedzialnego pracownika.
- Co tak szybko? Nie dała? – wesoło spytali inni.
- Nie.
- A to wredna suka! Wiadomo, co rude, to wredne.
- Ale fajna cizia. Widzieliście, jak kręci
tyłeczkiem? – odezwał się znowu Krzysiek, już całkiem spokojny o premię.
- Tylko cycki ma małe – wtrącił z przekąsem pracownik
stacji benzynowej.
- I w ogóle to dziecko jakieś, a nie kobieta. Ile to
może mieć lat? Piętnaście skończyła?
- Prawo jazdy ma, to chyba pełnoletnia – mruknął
Antek przez zaciśnięte zęby. – Kto zeżarł mojego hot doga?
- Twoją parówkę? Antku, za kogo ty nas uważasz? –
zaśmiał się po kumplowsku mechanik samochodowy. – Wiesz chociaż, gdzie mieszka?
- Kto?
- No, jak to kto? Ta, co ci uciekła!
- A niby skąd mam wiedzieć.
- Igorze, widziałeś ją wcześniej? – mechanik zwrócił
się do kasjera.
- Nie. Pewnie jest tu przejazdem, albo w gościach.
No, chyba że się przeprowadziła niedawno.
- Albo wcześniej nie miała prawa jazdy. Dlatego nie
podjeżdżała zatankować – wdał się w spekulacje trzeci z mechaników.
- Albo tankował jej chłopak albo ojciec –
zaproponował Igor.
- Aha. Tylko kto? Rusz głową, przypomnij sobie, kto
podjeżdżał tym Seatem.
- Nie mam pojęcia. No, ale, Antku, nie powiedziała ci
nawet, jak się nazywa?
- Kamila.
- Oo! – zawołali wszyscy zgodnym chórem, gratulując
koledze małego ale mimo wszystko sukcesu.
- Kamila. A Nazwisko? – dopytał kasjer.
- Ech! – Antek machnął ręką. – Zajączek, Króliczek,
jakoś tak. Ale kto ją tam wie, jak się nazywa naprawdę.
- No, nawet podobna do królika – zaśmiał się
Krzysiek, sądząc tak jak przyjaciel, że dziewczyna podała zmyślone nazwisko,
żeby zakpić z niechcianego adoratora.
- To już coś! – ucieszył się za to pracownik stacji.
– Ale teraz cię nie rozumiem, Antku. Siedzisz jak mimoza zamiast kuć żelazo
póki gorące. Co z tobą?
- Jakie żelazo?
- Jak to jakie?! Laska chce ci dać dupy, a ty
siedzisz.
- Co?
- Nie co, tylko odpalaj Facebooka!
Co dwie głowy to nie jedna, a kiedy pracują cztery na
raz, to musi być klawo, głosi kolejna z reguł WTP. Jeszcze inna radzi stosować
wszystkie dostępne technologie, bowiem sztuka uwodzenia nie znosi zaniedbań.
- Facebooka? Po co? Zresztą wiesz przecież, że nie mam
tego gówna.
To prawda. Antek, lakiernik blacharz, na bakier był z
nowoczesną technologią. W kontaktach z paniami doskonale obchodził się bez
elektronicznych gadżetów i był z tego dumny. „Baba potrzebuje faceta z kutasem a
nie komputera” – lubił powtarzać. Nie bez pewnej racji. Ale prawdą jest też, że
przynajmniej niektóre kobiety nie lubią głąbów, a dla najmłodszych internet to
naturalne środowisko życia. Łowca, by być skutecznym, musi się w nim
orientować.
- Nie masz Facebooka. No to dziewuszka będzie moją. –
powiedział zgryźliwie Krzysiek, wyciągając z kieszeni smartfona. – I co teraz,
panie Facebooku? – zapytał kasjera.
Znalezienie profilu rudej klientki nie trwało nawet
minuty.
- Napiszemy z mojego konta – zarządził kasjer. – Bez
obaw, Antku, wstawimy twoje zdjęcie. Dam ci któryś z fejkowych profili.
Jeszcze kilka minut i profil Antka był gotowy do użycia.
Zdjęcie, trochę informacji o miejscu zamieszkania i szkołach, do których swego
czasu uczęszczał, trochę znajomych. Wszystko wyglądało jak u przeciętnego
facebookowicza lajkującego memy i koty.
Kamila Zajączek większość informacji udostępniała tylko
znajomym. Nie mniej numery i patroni szkół: podstawowej, gimnazjum i liceum
były jawne. Rubrykę o edukacji dopełniał „Uniwersytet dziesiątego wieku”.
- Co to znaczy? – zapytał Antek kolegów.
- Że się nie dostała na studia... Pracuje w agencji.
Przyjmuje dziesięciu frajerów tygodniowo...
– padły dwie odpowiedzi.
- Świeża dupa! – podsumował Krzysztof, klepiąc kolegę
po ramieniu.
- Ma kogoś czy wolna? – Antek, odzyskawszy nadzieję,
szacował już szanse i obmyślał strategię działania, kiedy się spotka z tą małą
rudą osą na randce.
- Tego się dowiesz w następnym kroku – wyjaśnił
kasjer.
„Kamo, co powiesz na piknik za miastem?” – Panowie
wspólnymi siłami, jak radzi WTP, we czterech wymyślili zaczepne zdanie. Wysłali
prośbę o przyjęcie do grona znajomych. Już po minucie mieli odpowiedź:
„Marzyciel”. Od tej chwili Antek i Kamila byli friendami.
„Jutro o dwunastej?” – zapytał Antek, lecz na odpowiedź
tego dnia się nie doczekał. Zobaczył za to z pięćdziesiąt zdjęć nowej znajomej.
Solo i z koleżankami. Na jednym obejmował ją jakiś chłopak, opierając
jednocześnie brodę o jej obojczyk. Dziewczyna miała status „w związku”.
- Kuna! Ten szczaw ją bzyka? – Antek przetarł oczy z
niedowierzania i rozczarowania.
- Na to wygląda, stary! – Krzysztof poklepał go po
plecach. – Chodź, wracamy do roboty.
Kamila odpisała, jednak nie bez wahania i stanowczo nie
od razu. Że o dwunastej spotkać się nie może i na wycieczki z nieznajomymi się
nie wybiera. Kasjer niezwłocznie odpowiedział, podszywając się pod Antka,
uprzejmie i niezobowiązująco. Wywiązała się luźna wymiana wiadomości w trakcie
której dziewczyna mogła poznać bezczelnego podrywacza od zupełnie innej strony,
jako miłego, kulturalnego rozmówcę. Antek-kasjer dotrzymał Kamili towarzystwa
do północy, dowodząc słuszności jeszcze jednej zasady WTP, głoszącej, że pomoc
przyjaciela może okazać się nieodzowną w dowolnej chwili i często odgrywa decydującą
rolę. Dlatego warto mieć przyjaciół.
Kiedy nazajutrz Antek podjechał na stację benzynową po
kawę i hot dogi na śniadanie dla siebie i kolegów z warsztatu, kasjer dał mu
kopertę z listem.
- Nie wiedziałem, czy przyjedziesz ty czy Krzysiek –
wyjaśnił. – Masz, poczytaj przy fajrancie.
Antek oczywiście nie zamierzał zwlekać. Miłości nie
odkłada się na potem. Przeczytał na miejscu:
„Cipunia będzie o czwartej w kawolodziarni przy Auchanie.
Chłopak ze zdjęcia to brachol jej przyjaciółki z Irlandii. Spędziła tam rok na
kursie angielskiego. Uczyła się czegoś jeszcze, ale sam spytaj czego. Obecnie
wolna. Mieszka z rodzicami. Ma młodszą siostrę i kota. Poniżej masz jej numer
telefonu i Whatsapp’a. Kup sobie wreszcie normalnego fona. Za pomoc wisisz mi
foty cycków Kamilki. Pochwal się, jak ją zapniesz. Życzę powodzenia. Kubas”.
- Dzięki, Kubo. Jak byś czegoś, to wiesz, blacharkę i
spawanie robię ci gratis.
- Nie obiecuj, bo jeszcze skorzystam. No, powodzenia!
Antek przyjechał do Auchana kilka minut przed czasem.
Kamila już tam była. Przed nią na stoliku stał puchar lodów. W ręce trzymała
komórkę.
- Mogę się przysiąść? – zagadnął Antek, zamówiwszy
dla siebie kawę i szarlotkę.
Żal mu było szesnastu złotych, ale uśmiech na twarzy
dziewczyny i szeroki dekolt letniej sukienki usprawiedliwiały wydatek.
„Ruchanko wymaga inwestycji”, pocieszał się za każdym razem, kiedy płacił za
prezerwatywy. „Trzeba posiać, żeby zebrać”, uczy Biblia. Albo nie uczy, tylko
Antek akurat tak zapamiętał jakąś inną sentencję usłyszaną na bożonarodzeniowej
pasterce.
- W drodze wyjątku – odpowiedziała Kamila, zerkając
na Antka znad telefonu. Przekorny uśmieszek świadczył niezbicie, że była w
dobrym nastroju. – Napiszę Sandrze, żeby poczekała.
„Sandrze? Kim jest Sandra?” – Podrywacz w pierwszej
chwili nie wiedział, czy spytać, czy też udać, że wie, o jaką Sandrę chodzi.
- Jasne. Nie ma pośpiechu – odpowiedział, dając sobie
czas na podjęcie decyzji.
- Za tydzień przylatuje. Pamiętasz?
- Aha – kiwnął głową. Z jednej strony zadowolony, że nieostrożnym
pytaniem nie zdradził, że w nocy w jego imieniu pisał ktoś inny. Z drugiej strony
zazdrosny. „Ciekawe co jeszcze napisała Kubie, czego ja nie wiem”. – Brat
Sandry też przyleci?
- Ta-a-ak, Kevin też – potwierdziła Kamila w taki
sposób, jakby przekomarzała się z kochankiem, próbując wzbudzić wściekłą
zazdrość.
Jednak nie z Antkiem starym wygą takie numery. Prawdziwy
podrywacz nie zamartwia się konkurentami. Na myślenie o nich szkoda czasu i
wyobraźni. On dąży do celu konsekwentnie i bez oglądania się na innych.
- Pokażę ci, gdzie możesz ich zaprosić.
- Gdzie? – zaciekawiła się dziewczyna.
- Nad rzekę. Znam super miejsce na grilla.
- Aha – odpowiedziała Kamila, kiwając głową w geście
wyrażającym: „Marny podstęp. Nic z tego”.
- Naprawdę super miejsce. Obok tylko mały las i pole,
żadnych zabudowań. Cisza, spokój i bardzo blisko. Stąd będzie pięć kilometrów,
nie więcej. Dziesięć minut jazdy.
Kamila jakiś czas jeszcze kręciła głową, ale dała się
przekonać. Postawiła tylko jeden warunek:
- Ale pojedziemy moim samochodem i ja prowadzę.
- Jak sobie życzysz. Oj, Kamo, chyba się mnie nie boisz!
- Boję.
- Czego? Chyba nie tego, że cię zgwałcę?
- Właśnie dokładnie tego.
- Nie bój się. Nie zrobię ci krzywdy.
- Mam nadzieję. I, Antku, o piątej muszę być w domu.
- Dobrze, będę pamiętał – obiecał Antek. Obiecał
pamiętać, śmiejąc się w duszy, że dziewczyna na pewno zrozumiała tę obietnicę
nieco mniej dosłownie. Że kawaler nie ograniczy się do pamiętania, lecz jeszcze
dołoży starań, by rzeczywiście dotarła do domu o wyznaczonej godzinie.
Dojechawszy na miejsce, pięć po wpół do piątej, Antek
wykazał się dobrą pamięcią. Poprosił Kamilę, by poświęciła mu jeszcze trzy
minuty. Tyle czasu potrzebował, żeby oprowadzić ją po łączce i pokazać łagodne
zejście do rzeki, niewidoczne z drogi z powodu porastającego brzeg sitowia. Tyle
czasu dawał sobie na przekonanie dziewczyny do zmiany planów na popołudnie. Żeby
nie spieszyła się do domu koniecznie na piątą.
- Jak są silne deszcze, rzeka wylewa aż do drogi. W
zeszłym roku wszystko było zalane. Ale w tym roku, przy tej suszy, jaką mamy, w
najgłębszym miejscu woda będzie ci sięgać tylko do pasa. No, może do piersi,
jak kucniesz – przewodnik bawił rozmową turystkę.
- Kąpałeś się tutaj?
- Jasne.
- Na dnie jest dużo mułu?
- Zależy w którym miejscu. – Rozmawiając, Antek wziął
Kamilę za rękę w sposób tak naturalny, jak gdyby znali się od dziecka i od
niepamiętnych czasów chodzili, trzymając się za ręce. – Pokażę ci, gdzie jest
twarde dno, jak zechcesz.
Dziewczyna już miała wyrwać rękę i okazując oburzenie
zuchwałością, szybkim krokiem rozzłoszczonej osy odejść do samochodu. Uprzejme
„jak zechcesz”, podkreślające, że oferta Antka wyrażona w trybie oznajmującym,
jak gdyby wspólna kąpiel była przesądzona, to tylko propozycja wymagająca
zgody, albo wręcz prośby Kamili, powstrzymało ją jednak od teatralnych gestów.
Gdyby dopiero co poznany chłopak potraktował ją zbytnio poufale w miejscu publicznym,
przy znajomych, albo nie daj Boże na stacji benzynowej, musiałaby reagować
stanowczo, ale na odludziu, kiedy nikt nie widzi, można sobie pozwolić na
więcej luzu.
- Zobaczymy – odpowiedziała enigmatycznie, pozwalając
Antkowi poprowadzić się za rękę jeszcze kilka małych kroków na sam brzeg rzeki.
Trzy minuty minęły, lub właśnie mijały ostatnie sekundy
trzeciej minuty. A dziewczyna nie biegła do samochodu. Zamyślonym wzrokiem
śledziła jakiś punkt niesiony powolnym nurtem rzeki. Antek wiedział; nie
wiedział, intuicyjnie czuł wszystkimi zmysłami, całym sobą; że nastąpił właśnie
ten moment, kiedy można i trzeba podjąć zdecydowane działania. Trzeci i ostatni
moment podrywny, po pierwszym na stacji benzynowej i drugim, który przypadł na
godziny wieczorne i pisaną rozmowę przez internet. Moment, w którym osa nie
pamięta, że ma żądło.
- Idziemy? – zaproponował powrót. Dla niepoznaki.
- Tak, chodźmy.
Antek puścił dziewczynę przodem. Tylko po to, żeby po
dwóch krokach zrobić to, co chciał zrobić od samego początku, jak tylko
zobaczył Kamilę w kawiarni. Złapał ją za oba biodra. Gwałtownie obrócił o sto
osiemdziesiąt stopni, przyciągnął do siebie i pocałował w zdezorientowane usta.
Kurczowo chwycił za policzki, unieruchamiając buzię, nie pozwalając na ucieczkę
ani do tyłu, ani na bok, i kontynuował żarłoczny atak. Zasysał wąskie
dziewczęce wargi tak długo, aż Kamila odwzajemniła pocałunek.
- Mogę cię pocałować? – zapytał, uwolniwszy policzki
z uścisku i objąwszy dziewczynę w talii, tonem proszącym jeśli nie wręcz
błagalnym.
- Teraz pytasz? – dziewczyna nagrodziła poczucie
humoru szerokim uśmiechem i ostrożnie kładąc ręce wokół szyi Antka Podrywacza.
Przechyliła głowę, unosząc nieco brodę, przymknęła oczy,
otworzyła usta. Poczuwszy język Antka ślizgający się po jej górnej wardze,
przywitała go swoim językiem. Podryw doszedł do skutku.
Starożytnym zwyczajem praktykowanym w chrześcijańskiej
Europie od zarania dziejów do samego końca ery wojen w dwudziestym wieku żołnierze
wojska, które szturmem wzięło miasto, przez trzy dni mogli bezkarnie grabić i
gwałcić jego mieszkańców. W nagrodę za bitewne męstwo. WTP formułuje podobne
prawo. Powiada, że podryw należy konsumować bez zwłoki. Bo podryw jest jak
upojenie alkoholem. Już na drugi dzień u uwiedzionej pojawia się ból głowy. Z
tym problemem poradzi sobie każdy podrywacz. Ale po trzech dniach czar uwiedzenia
znika bez śladu. Mija tak samo skutecznie i bezpowrotnie jak kac po tak zwanym
zgonie. Trzy dni, a i to nie zawsze, ma podrywacz, by delektować się uległością
uwiedzionej.
Antek Podrywacz o WTP nawet z daleka nie słyszał.
Historią też się nie interesuje. Ale żelazo zawsze kuje, póki jest gorące.
Pocałował Kamilę jeszcze raz, najpierw czule gładząc jej
policzek, by zaraz skierować obie dłonie na pupę i niepostrzeżenie podwinąwszy
sukienkę, pościskać pośladki.
Szybko przerwał jednak śmiałe pieszczoty, zaskakując
Kamilę jeszcze bardziej. Ona mogłaby się całować jeszcze z minutę. Dopiero po
tym czasie włączyłby się alarm przyzwoitości nakazujący powiedzieć stanowcze
„dość” nieznajomemu uwodzicielowi. Antek uprzedził jej obawy, wzbudzając
uczucie wdzięczności. Wobec takiego kochanka, przewidującego, reagującego na
kaprysy z wyprzedzeniem, trudno zachować ostrożność.
Gdy tylko doszli do samochodu, niespodziewanie oparł
dziewczynę o maskę przodem do siebie. Stanął blisko, umieszczając stopy między jej
stopami. Kolanami wcisnął się pomiędzy uda. Napierając na wątły tułów Kamili, zaczął
całować po szyi i karku. Wargami, zębami, językiem, gorącym oddechem. Centymetr
za centymetrem zostawiał szeroki ślad wilgoci. Jednocześnie rękami biorąc w
posiadanie talię i boki. Poznając obszary, które zamierzał całować jako
następne. Mruczał przy tym jak kot zadowolony ze smacznego posiłku.
- Antku, ja jeszcze nic o tobie nie wiem... –
wydukała Kamila, najwyraźniej nie dowierzając, że właśnie spełnia się jej
marzenie o ślepej, namiętnej miłości. Czy jest na świecie kobieta, która nie
miałaby takich marzeń?
- Ćśś.
Antek, oblizawszy szyję z każdej strony i posmakowawszy
rudych włosów opadających na ramiona, przeniósł pocałunki na dekolt. Zsunął z
ramion ramiączka sukienki i stanika, odchylił miseczkę i już po krótkiej chwili
miał w ustach prawą pierś Kamili. Całą.
Dziewczyna jak zahipnotyzowana przyglądała się temu
procederowi. Jakby oglądała film z własnym udziałem, klatka po klatce. Pierwsze
ujęcie pokazuje ramiona oraz krawędź sukienki w szerokie, białe i niebieskie
poziome pasy. Kamili z jakiegoś powodu w tym sezonie podobały się pasiaste
desenie. W następnym trzy męskie palce jak haczyki wczepiają się w miseczkę
stanika i jednym zwinnym ruchem odciągają czarny materiał usztywniony gęstą
gąbką. Kamera pokazuje widok z pozycji podbródka. Zbliżenie na pierś. Małą,
bladą na tle opalonej reszty ciała, okraszoną różowym sutkiem. W następnym
kadrze lubieżny uśmiech młodego mężczyzny, bruneta o gęstych kędzierzawych
włosach. W kolejnym Antek otwiera buzię najszerzej, jak może. W ostatnim pod
wyraźnie zarysowanym obojczykiem szczupłej Kamili rozpoznać można tylko kudłatą
czuprynę bruneta.
Dalsze patrzenie mijało się z celem. Więcej informacji
dawał zmysł czucia. Kamila zamknęła oczy. Wczepiła palce w kruczoczarne włosy i
pozwoliła Antkowi robić z piersią wszystko, na co mu przyjdzie ochota. Nikt
wcześniej nie całował jej biustu z tak wielką pasją, z jaką czynił to Antek.
Nie szczędząc delikatnej skórze ciepłych warg, ostrych zębów i silnego języka.
I nie wiadomo, czy kiedykolwiek uda się komuś powtórzyć jego mistrzowski
wyczyn.
Dziewczyna ocknęła się z hipnozy dopiero, kiedy poczuła
haczykowate palce pod gumką majtek.
- Musimy jechać – szepnęła, odsuwając głowę chłopaka
od swojej piersi.
- Z drugiej strony tez muszę pocałować.
- Innym razem.
- Obiecujesz?
Dziewczyna zastanowiła się chwilę nad odpowiedzią.
- Obiecać nie mogę.
- Rozumiem. Nie lubisz mnie. – Antek wysunął palce
spod majtek. Zamiast rozbierać z bielizny zaczął głaskać pupę.
- Lubię.
- Twój sutek też chyba lubi. Czujesz, jaki jest
twardy? – Antek przybliżył usta do ust Kamili i delikatnie polizał wargi.
Dziewczyna z całej siły objęła kochanka za szyję,
przywarła do niego całym ciałem i przez kilka sekund można było odnieść
wrażenie, że nigdy się nie odlepi. Zreflektowała się jednak. Sapiąc, przerwała
namiętny pocałunek.
- Ty też jesteś twardy – patrząc Antkowi w oczy,
śmiało skomentowała uwodzicielski stan jego krocza. Jej ciałem targnęły spazmy
śmiechu.
- Jestem. Chodź do samochodu.
- Tak. Już pora.
Ku zaskoczeniu Kamili, Antek otworzył tylne drzwi auta.
- Proszę – szarmanckim gestem zaprosił do środka.
- Co?! – Dziewczyna znów nie mogła powstrzymać
śmiechu.
Miłość na tylnym siedzeniu to znana sprawa. Chyba nie ma
nikogo, kto by nie słyszał o amerykańskiej tradycji kina pod gołym niebem. O drive-in theaters, gdzie filmy
ogląda się, nie wychodząc z samochodu. Albo się nie ogląda, tylko zajmuje
seksem, kiedy film okazuje się mało interesującym w przeciwieństwie do
zaproszonej na randkę dziewczyny. Można się kochać na tylnym siedzeniu w
cadillacu z dawnych amerykańskich filmów, w BMW serii X, w SUV innej marki, ale
nie w Seacie Mii, wózku na zakupy dla żartu nazywanym samochodem.
- Posiedź ze mną jeszcze trzy minuty. Proszę, Kamo.
- Dobrze. – Kamila, targana histerycznym śmiechem,
przyjęła zaproszenie.
Trzy minuty później leżała na boku od pasa w dół naga, z
uniesioną wysoko nogą, opierając się łydką o zagłówek.Antek, głaszcząc po
brzuchu i udach studiował jej łono.
- Dawno się nie goliłaś – szepnął, komentując
dwutygodniowy zarost. – Nie było dla kogo?
- Jesteś bezczelny, Antku. Powinniśmy się ubrać.
- Zaraz, kochanie – odpowiedział łagodnym tonem. Tak
słodko, jakby miał struny głosowe nasycone miodem. Także on, bez spodni i
bielizny, był już do połowy nagi. Rozpinając koszulę, zanurkował między nogi kochanki.
Pocałował wilgotne wargi tak, jak przedtem całował usta dziewczyny.
- Antku, nie możemy tego zrobić. Jest jeszcze za
wcześnie – wyraziła protest Kamila, mówiąc bardziej do siebie, niż do kochanka.
- Tak, Kamo. Masz rację. – odpowiedział czule, odsuwając
sukienkę do góry i przenosząc pocałunki na biodro, talię, bok i żebra.
Kamila nie miała racji. Kochać można się w każdym
samochodzie. Wąskie siedzenie nadaje się równie dobrze co szerokie. Ma nawet
dodatkowe zalety. Swym małym rozmiarem wymusza maksymalnie bliski kontakt
kochających się ciał.
Antek, położywszy się na skraju siedzenia, poprowadził
rękę Kamili do członka. Lubi, kiedy kobiety podziwiają jego żądło. Kamila pod
tym względem nie była wyjątkiem. Ostrożnie objęła członek palcami. Zaczęła
delikatnie masować, powoli poruszając dłonią.
- Musimy zaraz kończyć, Antku. Nie powinnam tak
szybko na wszystko pozwalać.
- Nie pozwalasz – zapewnił podrywacz miodowym głosem,
podstępnie prowokując dziewczynę, by zaprzeczyła. Kiedy po długiej chwili, która
na zegarku trwać mogła równie dobrze kilka sekund co i kilka minut, zadał inne
pytanie: - Podoba ci się Kevin?
- Fajny jest – odpowiedziała wesoło, ukazując rząd
białych zębów. Rozśmieszyła ją dwuznaczność pytania i odpowiedzi. - Który Kevin?
- Wiesz który.
- Podoba – przyznała dziewczyna, a żeby podkreślić
moc słowa, wymownie ścisnęła członek w dłoni.
- Był w tobie? – zapytał Antek.
- Co?
- Kochałaś się z nim?
- Nie.
- A chciałaś?
- Może – odpowiedziała Kamila po namyśle, wybuchając
teatralnym śmiechem.
- Teraz moja kolej – oświadczył Antek rzeczowym
tonem, tak jak się informuje o cenie marchewki czy o dokumentach, jakie trzeba
dostarczyć, żeby się zameldować na pobyt stały.
Przysunął się bliżej, o te ułamki centymetra, które
dzieliły go jeszcze od Kamili, kurczowo złapał za dłoń obejmującą jego członek,
przycisnął do wilgotnego sromu.
- Nie! Antku, nie możemy! – Dziewczynę w mgnieniu oka
ogarnęła panika. Pot wystąpił na czoło, powieki otwarły szeroko z przerażenia.
Kamila zaczęła się bronić. Spróbowała zepchnąć podstępnego kochanka z
siedzenia, złączyć nogi, zasłonić ręką kobiecość.
Nadaremnie. Doświadczony podrywacz nie zwykł ustępować w
ostatnim momencie. Kaprysy damy mógł respektować wcześniej, ale nie wtedy, gdy
prawo miłości każdym paragrafem stoi po jego stronie. Antek Zdobywca wszedł w
dziewczynę jak nuż w masło.
- Użądliłem cię, oso! – wystękał do ucha Kamili z
satysfakcją.
Odpowiedziała niemym jęknięciem
Zaczęło się swawolenie żołdactwa w zdobytym mieście. Rzeź
Magdeburga. Upadek Konstantynopola.
- Dlaczego nazwałeś mnie osa? – zapytała Kamila, gdy
Antek zwolnił tempo.
- Bo jesteś mała, masz super dupcię, wcięcie w talii
i wyglądałaś wczoraj jak osa.
- Co o mnie myślisz?
- Że powinnaś już zdjąć stanik. Mogę rozpiąć?
- Możesz. Albo ja sama – odpowiedziała zdobyta
twierdza, obsadzona wojskiem wroga. Zaczęła poruszać biodrami. – Nie jestem
taka puszczalska, jak ci się wydaje. – dodała po chwili. – Głupia jestem, co?
- No.
Kiedy Antek ostatecznie doszedł do celu, zegar w Seacie
pokazywał szóstą.
- Odwieziesz mnie? W tym stanie nie dam rady
prowadzić – poprosiła Kamila.
- A umówisz się ze mną?
- Chcesz? Przecież mnie już zaliczyłeś.
- Nie pokazałem ci jeszcze wszystkiego.
- Umówię, tylko mnie odwieź.
- Nie zdążysz na piątą. Co powiedzą twoi rodzice?
- Nic. Nie mówiłam im, o której wrócę – roześmiała
się uwiedziona Kamila, po czym wciąż naga wskoczyła Antkowi na kolana. Po
głównym daniu chciała jeszcze deser. Trochę czułych pocałunków jako dowód
miłości.
- Mam jeszcze jedną prośbę, Kamo. Ostatnią na dzisiaj
– nieśmiało powiedział Antek, kiedy żegnali się pod supermarketem.
- Jaką?
- Bardzo głupią. Obiecasz, że się nie obrazisz?
- Obiecuję. No, powiedz!
Wieczorem kasjer otrzymał nagrodę za bezinteresowną
pomoc udzieloną dzień wcześniej koledze. Zastępując Antka na Facebooku,
obejrzał piersi rudej dwudziestolatki. Dziewczyna zasypała go fotografiami
toples.
Zainspirowany tą konwersacją pracownik
stacji paliw, nieznany jeszcze z radia, telewizji ani publikacji naukowych, sformułował jeszcze jedno prawo WTP, jak się miało okazać później,
ostatnie. Przynajmniej do tej pory. Zapisał je w formie przykazania: Pomagaj
bliźniemu jak sobie samemu, a sukces bliźniego będzie twoim sukcesem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz