Niewierny Tomaszek (2017)

Ostrzeżenie: Nie dla dzieci!
Dagmar Patrasová w filmie Vrchní, prchni!
(1980)
http://sip.denik.cz/celebrity/
dnes-se-svleka-dagmar-patrasova20080901.
html

Mam na imię Tomek i jestem niedowiarkiem. Nie uwierzę, dopóki nie zobaczę, to moja dewiza. Hołduję jej już od wielu wcieleń i, daję słowo, nigdy mnie nie zawiodła. Prawie nigdy.
W późnym dzieciństwie, kiedy dziewczynki zaczynają się różnić od chłopców nie tylko fryzurą i odzieżą, wzbudzając ciekawość rówieśników, niedowiarstwo uczyniłem narzędziem podrywu. Podczas gdy koledzy próbowali szczęścia, starając się zwrócić na siebie uwagę grą w piłkę lub rysowaniem kółek dymem z papierosa, ja mówiłem „nie wierzę”.
- To jak masz na imię, kolego? Sorki, że zapomniałem. – zaczepiałem jeszcze nie znajomą ale już nie całkiem nieznajomą.
- Kolego? Nie widzisz, że jestem dziewczyną?
- Dziewczyną? Nie widać. To jak masz na imię?
- He? Klaudia, a ty?
- Tomek. Ale weź, nie bajeruj, nie udawaj laski!
- Nie udaję! Co, może nie widać?
- Nie. Dziewczyna miałaby tutaj – wskazywałem na klatkę piersiową – coś, czego ja nie mam.
- Ha, ha... Może nie mam?
- Nie masz. Przecież bym widział.
- Nabijasz się ze mnie, Tomek, czy co? Mam przecież.
- Nie widzę, więc nie masz. Jak mam ci uwierzyć, że jesteś dziewczyną?
- Mam!
- To pokaż.
- Nie. Ha, ha.
- Nie uwierzę, dopóki nie zobaczę. Cześć, Klaudiusz!
- Cześć... Hej, Tomek, zaczekaj!
Najczęściej dialog był krótszy. Kończył się po dwóch zdaniach wzruszeniem ramionami. Niekiedy jednak, dziewczynce bardziej zależało na rozwianiu wątpliwości. Zgadzała się odejść ze mną w ustronne miejsce i okazać dowód kobiecości. Oglądałem wtedy blade cycuszki. Małe mirabelki, albo dorodne, mięsiste śliwy uleny. Gołe, na żywo! O czym większość rówieśników nawet nie śmiała pomarzyć.
Niedowierzanie doprowadziłem do perfekcji.
Pod koniec studiów z kamerą w ręce ruszyłem w Polskę. Zaczepiałem przygodne kobiety. Starsze i młodsze. Przed sklepem i w metrze. Pod kinem i przed cmentarzem. Wszystkie i wszędzie.
- Hej, mogę zapytać, jak masz na imię?
- Karolina, cześć.
- Cześć, Karol. Powiedz mi, dlaczego udajesz kobietę?
- Nie udaję. A o co chodzi?
- No jak, o co? Męski głos, męska figura, a w kiecce i przedstawiasz się Karolina, jakbyś był laską.
- No, bo jestem laską.
- Ta? A biust masz?
- Mam.
- To pokaż.
- Nie pokażę. Ha, ha.
- To jak mam ci uwierzyć? Pokaż!
- Nie!
- Nie uwierzę, dopóki nie zobaczę... Cały świat nie uwierzy.
- Oj, nie...
- Nie musisz od razu do kamery.
Youtuber Niewierny Tomaszek to ja. Na pewno widziałeś/aś mój kanał "Cyc-sondy uliczne”. Dwa miliony followerów miałem. Po milion kliknięć na tydzień. Nie możesz mnie nie pamiętać.
Szło jak po maśle. Piętnaście terabajtów nagrań. Sześćset sześćdziesiąt pięć biustów. No, ale komuś się nie spodobało. Może się zgorszył. Może kręcenie cycków uznał za niemoralne. A może zazdrościł. Fakt, że nasłał na mnie specjalistę. Czarownika. Czarowniczkę, gwoli ścisłości. Kobiety nie lubią, jak się ich zawód nazywa męską formą. Jest lekarka, kierowniczka, premierka... niech więc będzie czarowniczka. Hm. Jędza, baba Jaga! Nawet się tak przedstawiła:
- Jadzia mam na imię... A teraz mnie popamiętasz.
W jej źrenicach zabłysły czerwone lampeczki. I bach! Bez ostrzeżenia strzeliła mi z czółka między ślepia.
Świat zawirował, zobaczyłem gwiazdy i bac na glebę. Na stroną twarzową, czego ślad na trwałe zapisał się na nosie. Pewnie wymamrotała jeszcze jakieś zaklęcia, ale tego już nie pamiętam.
W szpitalu powiedzieli, że koma nie była głęboka. Trauma obeszła się dwoma tygodniami śpiączki niefarmakologicznej. Błahostka. Że niby miałem szczęście.
Szczęście w nieszczęściu! A nieszczęście to nie byle jakie, kiedy w grę wchodzą czary. Załatwił mnie ten babski czarownik, oj, załatwił! Na amen.
Budzę się na tym szpitalnym łóżku i co widzę? Oczy. Błękitne tęczówki, szerokie źrenice. Białko trochę przekrwione. Zmęczone. Rzęsy za to czarne jak heban. Znać, że tusz dobrej marki. Oczy kobiece, powabne... Marzenie, prawda?
Ale źrenice to nie tylko czarne plamki, które zwężają się i rozszerzają w ślad za zmianą intensywności światła. O, nie. Źrenice to bramy do duszy... Do wspomnień. Klątwa, która mnie dotknęła, polega na tym, że widzę wspomnienia. Przy czy wyłącznie wspomnienia kobiet. Facetów przeklęcie nie dotyczy. Jedynie gejów, ale ich jest tylko cztery procent, a i to nie wszyscy prawdziwi. Poza tym, geje, nie-geje, faceci nie działają jak magnes.
A co się pamięta najbardziej? To, czemu towarzyszyły emocje. Każdy psycholog to powie. A jakie emocje są najsilniejsze? Te które towarzyszą zabijaniu! i tworzeniu życia...
W XXI wieku ludzie się nie mordują. Nie widziałem jeszcze ani jednego takiego wspomnienia. Dzieci robią też mniej niż w poprzednich stuleciach. Nie sekszczą tak często jak dawniej. Ale za to jak! Już nie dwie minuty po bożemu i jazda w pole. Teraz lud oświecony. Dziesiątki pozycji, zabawki, wymiany partnera. Łechtaczki, punkty G i inne erogenne miejsca. Orgazmy zwykłe, mega-orgazmy, giga... I to się pamięta! A ja widzę... Przeklęta wiedźma!
Więc budzę się, patrzę w oczy pielęgniarki, a tam wspomnienie... Białe ściany, biały sufit, prawie biała podłoga. Białe biurko, biała kozetka, biały parawan... biały kitel na bladym blondynie... Nie, nie blond. Włosy siwe.
- Panie doktorze. – odzywa się jakaś kobieta. Jeszcze nie wiem, że to ona, ta pielęgniarka. – Panie doktorze, dziękuję, że pan pomógł z tą igłą. Tak mi wstyd, że nie dałam rady sama. Ta żyła była taka cienka. A pan od razu trafił. Pan jest wspaniały.
- Wcale nie, Agnieszko. – Poznaję imię pielęgniarki. Ach, jaka ona piękna! – Jakbym był wspaniały, żona by nie odeszła. Już trzecia...
- Ale pan jest wspaniały. – Pielęgniarka podchodzi do starego. Kładzie rękę na jego ramieniu. Pociesza.
- To ty jesteś wspaniała, Agnieszko. – doktor się obraca, przykrywa dłoń kobiety swoją dłonią i... Co?! Jak to?! On ma z pięćdziesiąt lat, ona świeżo po szkole! Padam na poduszkę nieprzytomny.
Cucenie, budzenie:
- Panie Tomaszu! Panie Tomaszu! Niech pan wraca! Kurwa, żeby nam tylko nie zszedł! Panie doktorze!
Otwieram powieki. Znów te błękitne oczy. Wspomnienie: Agnieszka na kozetce. Siwy na podłodze. Stoi między jej nogami. Nie, nie stoi. Tylko jego stopy nie zmieniają położenia. Reszta ciała się porusza.
- Aaach! Panie doktorze! Ach! Ja się nie boję. Ja się nie boję. Ja się naprawdę nie boję. Ach! – dwudziestolatka krzyczy i szepcze niewyraźnie, na przemian. Sama chyba nie wie, co wygaduje. I nikogo to nie obchodzi.
- Ciszej, mała! – siwy z zimną krwią ją posuwa.
A więc to jest najmocniejsze wspomnienie niebieskookiej. Pierwszy seks? Może najlepszy, jaki jej się do tej pory przytrafił... Odchodzę.
Znowu panika:
- Panie Tomaszu! Panie Tomaszu! Kurwa, wracaj!
Budzę się, ale nie otwieram oczu. Pokazuję język, jako znak życia.
Na korytarzu to samo. Prowadzą mnie pod ramię. Nie wiem, kto, ani dokąd. Nieważne. Z naprzeciwka idzie lekarka. Nogi zgrabne, figura niczego sobie, oczy piwne... Oj, wspomnienie! Bacnąłem szybciej, niż do mnie dotarło, że scenerią był warsztat samochodowy.
Salowa na horyzoncie: to samo. Bac na podłogę.
Trochę czasu minęło, nim się nauczyłem jako tako kontrolować czytanie tych wspomnień. Podstawową zasadą, warunkującą czysto biologiczne przeżycie, jest nie patrzeć każdej babie w oczy. A jeśli już, to ostrożnie. Ale to nie łatwe.
Doraźnym rozwiązaniem było zasłonięcie oczu. Poprosiłem o opaskę – wysłali mnie do psychiatry. Znowu pech. Psychiatra był kobietą. Na szczęście aseksualna dziewica. Najmocniejszym wspomnieniem okazało się zdobycie jakiegoś szczytu pokrytego wiecznym lodowcem i spojrzenie z góry na dolinę. Przepisała coś na uspokojenie i zaleciła rezonans jądrowy.
Tam w radiologii było nawet wesoło. Za nic nie mogłem powstrzymać się od śmiechu, jak techniczka, cała roztrzęsiona, wciskała mi do gruszki w dłonie:
- Panie Tomaszku, tu ma pan piszczałkę. Jak tylko pan poczuje, cokolwiek, że robi się panu słabo, niech pan naciska. Niech pan nie czeka. O, tu jeszcze jedna piszczałka, w drugą rękę. Pod nogę podstawię panu jeszcze jedną. Błagam, zaklinam pana, niech mi pan znowu nie zemdleje! – Biedna kobieta obawiała się, że dostanę klaustrofobii.
Po prześwietleniu o mało nie dostała orgazmu, tak była szczęśliwa, że pacjent nie odpłynął w tomografie.
- Całkiem fajnie w tej rurze. – odpowiedziałem. – Muzyczka gra. Jest spokojnie. Dopiero w zamknięciu można się wyciszyć. Odpocząć od wspomnień. – Zerknąłem w jej źrenice i znowu padłem.
International Journal of Impotence Research
(2003) 15, Suppl 5, S155–S161.
 doi:10.1038/ sj.ijir.3901094
Ta to ma fantazję! Żeby magnetyczny rezonans jądrowy potraktować dosłownie, trzeba być w jakiejś mierze genialnym. Jej wspomnieniem był zapis NMR narządu płciowego jej męża, tudzież narzeczonego. Władowała mu jądra w magnes. I nie tylko jądra; całego go wsunęła w tomograf. Do końca życia będzie pamiętać wertykalizację fallusa, żeby posłusznie stał przez dziesięć minut i ani drgnął. Nie wiem, czy to nagranie udało im się za pierwszym razem, czy musieli powtarzać, ale ślad w jej pamięci wart był dwóch zemdleń. To czytanie bym sobie nawet powtórzył jeszcze kiedyś, w przeciwieństwie do większości innych śladów pamięci.
Z czasem do wszystkiego się człowiek przyzwyczai. Nawet do czarów. Wypisali mnie, jak przestałem tracić przytomność. Mam się tylko oszczędzać, nie narażać na wstrząsy psychiczne i regularnie się badać. Tak więc sobie żyję. Uczę się nie zaczepiać kobiet.
Na przykład teraz, jadąc tramwajem, patrzę nieruchomo w okno. Nie widzę ani tej blondynki, co ma długie nogi i studiuje schemat trasy przejazdu. Ani babci siedzącej w przeciwległym rzędzie. Ani brunetki, która właśnie wsiada do wagonu półtora metra za mną. Żadnej z nich nie widzę. Nie obchodzą mnie. Nie istnieją... Wysiądę na przedostatnim przystanku, przyłożę dłoń do skroni, żeby nie patrzeć na bok, i spuściwszy wzrok na nogi, udam się do szpitala na kontrolę.
Ale, co mnie szturcha w ramię?
- Proszę pana, proszę pana! – słyszę wysoki głos tuż obok ramienia. – Proszę pana, z kieszeni wypadł panu bilet.
Spoglądam. Na oko Czternastoletnia dziewczynka. Bujne włosy, puszyste, trochę kręcone. Małe uszy. Uśmiecha się, ukazując rząd zębów wraz z aparatem korekcyjnym. Skąd się tu wzięła? Wyciąga do mnie rękę. Podaje kartonik.
- Proszę.
- Dziękuję. Naprawdę mój? – również się uśmiecham. Odruchowo spoglądam w oczy... Czerwone LED-y? Już wiem, będę tego żałował.
Widzę wspomnienie: Młoda leży pod kołdrą. Prawa rączka między udami, wysoko, na kroczu. No tak, dziewica. Czego się spodziewać. Głaszcze się po szparce. Dziwne, bo w głowie pustka... A, nie. Dylemat: Usłyszą, czy nie usłyszą? Śpią, czy jeszcze wylezą do przedpokoju? Pewnie rodzice... Wnet przekręca się na brzuch. Palec przyspiesza. Nogi zaczynają się dziwnie poruszać. Co to? Kopie prześcieradło. Wali kolanami o materac. Stopami wymachuje pod kołdrą... Biegnie? Tak! Ucieka przed zombie... Potwór z białego bandaża jest już tuż tuż. Właściwie zombie to czy mumia? Nie ważne. Dogania ofiarę. Chwyta za ramię. Dziewczyna się wyrywa. Przebiega jeszcze trzy kroki. Lecz nadaremnie. Zmora łapie ją za nadgarstek i odwraca do siebie. Palec naciska najwrażliwszy punkcik. Mocno... Znów obrót. Tym razem na wznak. Działają już wszystkie paluszki. Lecz co to za ruchy twarzy? Dziewczyna łapie powietrze szeroko otwartymi ustami. Jak karp przed Bożym Narodzeniem rozchyla szeroko wargi i zamyka. Tańczy buzią w powietrzu... Całuje się z niewidzialnym potworem! Namiętnie, z przejęciem. Tak całować się może jedynie ktoś, kto na pierwszy pocałunek jeszcze czeka. Językiem okrąża jego szorstki język. Zakreśla ósemki i szesnastki. Lewą dłonią obściskuje piersi. To zombiak ją maca. Dwa palce zaciskają się na sutku jak nożyce. Ciap! I szarpią czuły kawałek ciała na bok, do góry, do dołu. Zmora chce odgryźć cycek, w obrazie fantazji co najmniej trzy razy większy niż w rzeczywistości. Wreszcie przewraca ofiarę na ziemię. Spod brzucha truposza wyrasta sromotnik. Pcha się tam, gdzie do tej pory szalała prawa ręka... Na tym detalu wspomnienie się urywa.
Nic dziwnego. Nawet profesjonalny zbereźnik z tudem dopisałaby finał, a co dopiero nietknięta zboczeniem dziewczynka. Ale wspomnienie było całkiem sympatyczne. Nie mam czego żałować.
- Bardzo miło z twojej strony. Dziękuję za bilet. – Dopiero teraz sobie przypominam, że elektroniczny. Kartę miejską.
Rozglądam się. Dziewczynka już stoi przy drzwiach wagonu, odwrócona do mnie plecami i puszystym pąkiem włosów spływającym z głowy. Chcę wstać, podejść do niej, wyjaśnić, lecz... rozglądam się na boki, jakby bojąc się, że ktoś mnie posądzi o niecne zamiary wobec małolaty. Moje spojrzenie krzyżuje się ze spojrzeniem babci. Och!
Jakaś nastolatka leży pod pierzyną. Nasłuchuje. Wtem we framudze okna zjawia się młodzieniec.
- Jadźka, jesteś? – szepcze.
Dziewczyna milczy, trzęsąc się, choć wcale nie jest zimno. Tak, ta młoda we wspomnieniu to ta stara w tramwaju.
- Mówiłam, żebyś nie przychodził.
- Okno miałaś otwarte.
- Idź już, Janek! Jak cię ojce zobaczą, zleje mnie tak, że ruski rok popamiętam.
- Cicho, Jadźka. – intruz zatyka jej usta dłonią.
Trzy minuty i porwany wianek. Jeszcze trzy i chłopak jęczy zadowolony:
- Aaa! Jadźka, jutro idziemy do spowiedzi. Ksiądz pleban załatwi żeby ojce nie gderali.
- Och, Janek! Idź już, proszę.
Czy naprawdę nic bardziej pamiętnego nie wydarzyło się w życiu tej kobiety? Nie przeżyła silniejszych uniesień, mogących nadpisać ten ślad pamięciowy? Współczuję, pani Jadwigo!
Odrywam się od staruszki i... długonoga. Trzyma za rękę małolatę i łypie na mnie okiem. Dopiero teraz dostrzegam podobieństwo. Ten sam kolor włosów i kształt kostki u stopy. Ta to ma dopiero wspomnienie! Facet atleta. Niesie ją na rękach. O, są całkiem goli. Sadza ją na swojego, hmm, olbrzyma. Puszcza na ułamek sekundy, żeby ciągnięta siłą grawitacji się na niego nabiła. Chwyta w locie i podrzuca na wysokość pięści. Znów łapie... Wiem, czego dalej oczekiwać. Widziałem na filmach dla nienażartych dorosłych.
Obracam się za siebie, do brunetki. Jest niska, szeroka w biodrach i biuście, ma wysokie czoło, wystające policzki i malusieńki podbródek. Nosi wielkie okulary. Nie wiem czemu, jej twarz przywodzi mi na myśl jaszczurkę zwinkę. Dwadzieścia parę lat. Ładna. Okrutnie piękna, najseksowniejsza w tramwaju. Okularów nie lubię. Przeszkadzają w oglądaniu wspomnień. Dioptrie zniekształcają obraz. Czasami widać podwójnie.
Zaczyna się smacznie. Dziewczyna golusieńka. Klęczy. Uśmiecha się zalotnie. Och, co za usteczka! Ale ząbki! Czubek języka, że tylko lizać! Ślina cieknie na widok tego żeńskiego smakołyku. Hmm. Nie tylko ja tak myślę. Widzę dwóch brunetów. Chyba bliźniacy. Niezbyt piękni, bez bicepsów, z brzuszkiem. Ale czy ja się znam na mężczyznach? Obaj jednocześnie głaszczą ją po głowie. Ojej! Też są goli. Erekcja. Na wysokości głowy. Ojej, panowie! Nie! Nie róbcie tego! Buzia służy do czegoś innego! Dwa na raz?! Film mi się urywa...
Ten czerwony błysk w źrenicach nastolatki. Wiedziałem, że pożałuję.
Nade mną ludzie. Okładają mnie po twarzy. Ała! To boli. Przestańcie! Spoglądam na bok. Z plakatu śmieje się jakiś facet. Wiek pod trzydziestkę. Dorosły, ale nie stary. Długie, kędzierzawe, kruczoczarne włosy zaczesane na boki. Przedziałek przez środek głowy. Broda czarna jak heban, równo przycięta. Widać, że przed zrobieniem zdjęcia, gość był w salonie urody. Skądś go znam. Gdzieś już go widziałem. Aktor jakiś, albo piosenkarz, może youtuber. Ktoś znany. Prorok popkultury. Woła napisem na plakacie: Uwierz i pójdź za mną! Wyciągniętą przed siebie ręką, trzymając złączone dwa palce, wskazuje na billboard z reklamą damskiej bielizny...
https://blokreklamowy.blogspot.com/
2011/04/bilbordowa-ewangelizacja.html
Poznaję złoczyńcę. To on nasłał na mnie wiedźmę. On sprawił, że zamiast zostawiać po sobie wspomnienia, widzę, co było przede mną. To on! Iluzjonista cyrkowy, szarlatan! Znów mnie załatwił, jak w każdym wcieleniu. Znów ze mnie zrobił wariata!

O, Jezu, jakem Tomasz, ja ci jeszcze pokażę!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz