Po kolędzie II i 6/7

Poprzednie odcinki:  Po kolędzie IPo kolędzie IIPo kolędzie II i półPo kolędzie II i 3/4Po kolędzie II i 4/5Po kolędzie II i 5/6 

***     

   Oko się nie porusza. Powieka mruga. Otwiera się, zamyka, ale gałka stoi w miejscu jak martwa. Ale nie ślepa. Grażka mówi, że widzi. Także, kiedy zamknie zdrowe oko. Dziwne. Okulista mówi, że winny może być nerw wzrokowy. Coś takiego!

Dziewczynki stoją przy mamie bezradne. Jesteśmy ich ostatnią nadzieją. Panie Jezu, kiedyś uzdrowiłeś niewidomego, może coś teraz, da się?

— Zostawcie nas na osobności — mówię do dziewczyn, męża i babci. — Grażyno, pomodlimy się razem.

Pluję na dłoń. Smaruję śliną chore oko.

— Pomoże? — pyta Grażka z nadzieją.

— Nie wiem. On tak uzdrawiał. Nie zaszkodzi spróbować.

— Księże proboszczu, nawet nie wiem, jak księdzu dziękować. Naprawdę.

— Dziękujesz dwadzieścia lat. Wydałaś na świat dwie córki.

— Ksiądz proboszcz tyle dla nas robi. Dla mnie, dla naszej rodziny, dla całej parafii. Gdyby nie namowa księdza nie poszłabym do technikum. — To wszystko prawda. Jak miło, że jeszcze jest ktoś, kto zauważa naszą ciężką pracę i docenia.

Panie Jezu, czy mogę zamoczyć kropidło? To chyba dobrze zrobi strapionej niewieście. W każdym razie nie zaszkodzi.

— Jesteśmy sami, Grażynko. Chodź, usiądź na mych kolanach. Przekażmy sobie ciepło.

— Ale, księże proboszczu, z tym okiem? Nie będę dla księdza atrakcyjna. Brzydzić się ksiądz mną będzie.

— Chodź, córko. Duch Święty jest z nami. Oboje czujemy jego obecność. — Grażka siada okrakiem. A ja dalej mówię: — Pneuma Jego wypełnia ten pokój. Zanurzamy się w niej. W nim, w Duchu Świętym, w jego świetle i cieniu. Otwieramy się na ozdrowieńcze działanie. — Och, kropidło staje na wysokości zadania. Napiera. Daje kobiecie znać o sobie.

— Księże proboszczu, może to oko to znak, żebyśmy się znowu zbliżyli z księdzem. Ostatnio po kolędzie... — Robi się coraz bardziej ciepła.

— Wiem, Grażko, przepraszam, lekceważyłem ten księży obowiązek.

Chora schodzi ze mnie. Na chwilę. Spod sukienki wyciąga majtki. Zanim siądzie z powrotem pomaga mi podnieść dolną część sutanny. Ja majtek nie noszę, kiedy odwiedzam kobiety. Nie w taką pogodę jak dzisiaj, kiedy tak słonecznie.

— Już mnie głowa nie boli — mruczy, wziąwszy w siebie kropidło.

— Grażynko, jestem w tobie. Jak dobrze być znowu w twoim wnętrzu.

— Poprosiłam dziewczynki, żeby kiedy mnie zabraknie, zatroszczyły się o księdza. Bo nigdy nic nie wiadomo. Żeby zawsze były pomocne.

— Bóg zapłać, Grażynko. — Takich wiernych nam, panie Jezu, potrzeba. Takie Grażynki powinny dawać kościołowi nie po dwie, a po dziesięć następczyń. Och, gdybyśmy mieli więcej takich wiernych, nasz kościół by się rozrosnął.

— Alicja była zawsze taka wzruszona po wizytach księdza.

— Ja też bardzo ją lubię. Proboszcz musi lubić każdą parafiankę niejako z urzędu, ale Alę lubię też tak po prostu, jako zwykły człowiek.

— Powinna znaleźć męża.

— Tak, już pora.

Nasze złączone ciała poruszają się zgodnie. Oddychamy w tym samym rytmie. Błogo mi, panie Jezu, miło, przyjemnie.

— Hania ma jeszcze czas, ale niech ksiądz nie spuszcza z niej oka. Mogę księdza poprosić o taką przysługę? Żeby nie popełniła moich błędów.

— Dobrze, Grażynko. Hania była ostatnio u mnie u spowiedzi. Szkoda, że po dość długiej przerwie. Ale mam nadzieję, że teraz zaczniemy się częściej widywać.

— Księże proboszczu, czy ona już? No, ksiądz wie, o co chcę zapytać.

— Czy współżyje, jak to się teraz nieszczęśliwie mówi?

— Tak.

— Grażko, dzierży mnie tajemnica spowiedzi.

— A więc już, tak wcześnie. — Zamyśla się. Ściska mnie ramionami. Przyspiesza ruch bioder. — Ja w jej wieku. Ja w jej wieku — powtarza kilka razy — Ja w jej wieku byłam jeszcze dziewicą.

— Hania też jest — pocieszam. — Ale nie wolno mi powtarzać, co usłyszałem podczas spowiedzi. W najlepszym wypadku powinienem od razu zapominać.

— Tak, wiem. Ale jako matka jestem ciekawa. Och, ale ksiądz proboszcz ma siłę!

— Dzięki Bogu, mam jeszcze resztki wigoru. Połóżmy się.

Kończymy rozmowę na łóżku. Pukam, ale z umiarem. W moim wieku niestety trzeba już oszczędnie dawkować wysiłek, kiedy ma się przed sobą jeszcze dwie młode parafianki.

— Dziękuję, proszę księdza. To, co ksiądz robi, to najlepsze lekarstwo.

— Grażko, a co twój małżonek?

— Nie może.

— Moja ty gąsko!

Przystępujemy do modlitwy. Dwie „Zdrowaś Mario” i z pamięci fragment ewangelii Łukasza o zwiastowaniu:

— Oto ja służebnica Pańska, niech mi się stanie według słowa twego, amen — kończymy wspólnym głosem.

Teraz czas pocieszyć dziewczynki. No, już nie takie znów dziewczynki, tylko pannice, dziewoje.

— Gdzie dwoje albo troje gromadzi się mając imię Pana na ustach, tam Jezus jest razem z nimi. — Tymi świętymi słowami zaczynam rozmowę.

Alicja patrzy na mnie z niedowierzaniem. Spodziewa się, jaką ofiarę złożymy w intencji uzdrowienia. Także Hania za chwilę wszystkiego się dowie. I polubi.

***

Kolejny odcinek: Po kolędzie II i 7/8


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz