Połowinki Joli (2023)

    Jola była miłą dziewczynką. Uczyła się dobrze. Sprawiała wrażenie nieśmiałej. Wycofanej, ostrożnej, niepewnej siebie. Czytała dużo. Interesowała się wszystkim. Na każdy temat miała coś do powiedzenia. Coś mądrego. Miałaby, bo  najczęściej wolała milczeć. Wyrażała opinię dopiero wtedy, gdy ją wyraźnie poproszono. Stroniła od zbyt licznego towarzystwa, od publiczności. Taka to była skromna dziewczyna. Introwertyczka. Taką przynajmniej ją znała rodzina.

        Interesowała się wszystkim. A więc nie tylko obliczaniem pól powierzchni figur geometrycznych czy biotopem pantofelka. W szóstej klasie pasjonowała się tajemnicami piramid egipskich, w siódmej czytała Freuda, o snach. libido i superego, w ósmej zajęła się kryminologią. Miała wszechstronną wiedzę, ale jeden temat nie dawał jej spokoju szczególnie mocno: męski penis. Czytała wszystko, co tylko jej wpadło w ręce, oglądała filmy medyczne i porno, podpytywała anonimowych mężczyzn na czatach w internecie, i im bardziej zgłębiała temat, tym silniej doskwierał jej niedosyt wiedzy.

Niedosyt podsycany przez najbiższą koleżankę. Przyjaciółką Jola jej nie nazywała. Co najwyżej bestfriendką for ever. Zresztą for ever także na wyrost. Koleżeństwo silne w podstawówce po ósmej klasie mocno wyblakło. W liceum bestfriendki prawie przestały się spotykać. Chodziły do różnych szkół, miały różnych znajomych — miały albo nie miały, różniły się temperamentem. Ale przez pewien czas w podstawówce trzymały się naprawdę blisko.

Bywało, że Maryla o niczym innym nie mówiła, tylko o penisach. A jak mówiła, to dużo i z przejęciem. Zastanawiała się na głos, który z kolegów ma największego i jak głęboko może wsadzić do cipki. Komentowała wygląd i zachowanie dorosłych mężczyzn z najbliższego otoczenia, hojnie dzieliła się fantazjami o ich penisach. Zmyślała pikantne przygody i opowiadała, jakby miały miejsce naprawdę. Pewnego razu powiedziała też, jakoś na początku siódmej klasy, że zdarzyło jej się obejrzeć penisy swoich braci ciotecznych, a miała ich kilku. W sam fakt zobaczenia Jola nie wątpiła. Nie chciała wątpić, żeby nie osłabiać swoich własych fantazji. Dalszym szczegółom odnośnie tego, jakie twarde i miłe w dotyku były te penisy, Jola już jednak nie dawała wiary. Miała za dużo rozsądku.

Pewnego razu bestfriendka umówiła się z kimś na realną randkę i temat penisów zniknął jak za działaniem czarodziejskiej różdżki. Zniknął z rozmów, ale nie wyparował z myśli. Przez cztery lata nie było wieczora, żeby Jola przed snem nie wyobrażała sobie jakiegoś chłopaka pod prysznicem w domu czy na basenie, na leśnej polanie, w domku wczasowym, czy też po prostu w sypialni i siebie zapoznającej się z jego penisem. Naśladującej Marylę i rysującą własne scenariusze. W roli partnerów występowały różne osoby: brat Maryli, starszy o dziewięć lat, więc dla nieletniej nastolatki zupełnie niedostępny, jeden z kuzynów Marioli, ten którego Jola trochę znała, równolatka, jej własny starszy kuzyn i nauczyciel wuefu popularny wśród uczennic podstawówki. Swego czasu wszystkie dziewczyny z klasy wzdychały do niego, a nawet jak nie wzdychały, to nie zaprzeczały temu, żeby się nie wyłamywać z kolektywu.

Patrząc na ówczesną wiedzę Joli o penisie i mężczyźnie trudno by było o większy kontrast między teorią a praktyką. Nic, co dotyczy penisa, nie było dla Joli tajemnicą. A momo to, mając siedemnaście lat i półmetek liceum za sobą, nigdy nie widziała męskiego penisa na żywo i nie pieściła ani buzią, ani dłonią. Jej przygody z tym fascynującym organem ograniczały się do kilku otarć podbrzuszem, przypadkowych bardziej lub mniej, podczas kursów tańca towarzyskiego, w jakich brała udział przez kilka miesięcy w szóstej i ósmej klasie.

W szkole tańca było trzech instruktorów: dwudziestoletni student, trzydziestoletni zwycięzca międzynarodowych konkursów i sześćdziesięcioletni założyciel szkoły. W czasie zajęć często demonstrowali nowy krok lub figurę taneczną na uczestniczkach kursu. Tak się złożyło, że każdy z nich poprosił Jolę o pomoc po jednym razie. To znaczy, poprosił do demonstracyjnego tańca. Dziwnym trafem zawsze chodziło o walca, w bliskim trzymaniu, można powiedzieć że stycznym. I każdemu z nich wystarczyło pół minuty żeby odcisnąć głęboki ślad w erotycznej pamięci młodej kursantki. Od tamtej pory Jola wiedziała, że mężczyźni niezależnie od wieku potrafią być twardzi wobec dziewczyny. W odróżnieniu od friendki Jola nigdy nie dzieliła się jednak z nikim tymi wrażeniami. Przeżywała je samodzielnie, długo analizowała.

Rówieśnicy, z którymi miała okazję potańczyć na kursach też wywierali miłe wrażenie, ale nie tak skutecznie. Tylko dwóch mając wzwód pozwalało sobie na śmielsze przytknięcia bioder do bioder. I na tych przytknięciach się zawsze kończyło. Ani Jola nie pytała chłopców o nic, ani oni nie potrafili zagaić rozmowy na jakikolwiek temat. Takie bywają niedostatki młodości — chce się, ale się nie wie co, jak i czy na pewno.

Tak żyła sobie spokojnie i skromnie, myśląc wciąż o penisie.

***

 

Nim się spostrzegła, była już w trzeciej klasie. Zbliżały się połowinki.

Po szkole często wracała wtedy do domu z Alanem, kolegą z klasy. Można powiedzieć, że para licealistów pomału zbliżała się do siebie. Coś popychało młodych ku sobie nawzajem. Zapewne jakieś podobieństwo kultury i charakteru. Alan tak jak Jola należał do raczej małomównych, nieco zamkniętych w sobie. Też się dobrze uczył. Próbował nawet sił z jako takim powodzeniem w olimpiadzie matematycznej. Czujnym uchem można było usłyszeć opinię, że także fizycznie Jola i Adam pasowali do siebie. Oboje mieli blond włosy i byli szczupli. Nawet bardzo, zwłaszcza Jola. Z tym że dziewczyna, mierząc metr siedemdziesiąt osiem przerastała kawalera o głowę. Tak więc nie wiadomo, czy te głosy o dopasowaniu fizycznym były obiektywne czy też raczej z przekąsem. Najpewniej i jedno, i drugie.

Na dyskotece z okazji półmetka szkoły też się trzymali razem. Kilka razy zatańczyli, depcząc sobie po nogach — męskie pół tej pary szerokim łukiem omijało kursy tańca i wszelkie inne ćwiczenia fizyczne uprawiane zbiorowo, z konsekwencją wartą lepszej sprawy. No, nie umiał Alan ruszać nogami w rytm muzyki i nie umiał prowadzić partnerki. I nie przeszkadzało to Joli lubić kolegi.

Z sali gimnastycznej przerobionej na salę do tańca wyszli na korytarz. Ciszej tam i luźniej. Mogli spokojniej pospacerować, we dwoje odłączyć się od tłumu. Pomilczeć.

— Nie wiesz, co teraz leci w kinie ciekawego? — zapytała Jola. Nie można przecież milczeć nieskończenie długo.

— Nie. Nie mam pojęcia.

— Aha, ja też nie.

— No.

Jola ugryzła się w język. Nie takiej odpowiedzi oczekiwała. Co jak co, ale do kina to by się przeszła. Marzyła nawet, zastanawiając się, jak będzie wyglądać bal połowinkowy, że Alan ją zaprosi. Idea randki w kinie była dla niej tym bardziej aktualna, że w ciągu miesiąca poprzedzającego połowinki odmówiła innym chętnym aż dwa razy. O czym Alan rzecz jasna nie wiedział. A z nim by poszła. Na cokolwiek. Nie tylko do kina.

Kiedy wyobrażała sobie przed snem przygody z Alanem, co jej się często zdarzało, niezmiennie dochodziła do sceny, w której oboje stoją nago pod prysznicem. Całują się. Wtedy Jola by kucnęła i zaczęła pieścić penisa ustami. Zrobiłaby loda. Zrobiłaby loda Alanowi. Jemu i tylko jemu. Inni bohaterowie jej marzeń przedsennych otrzymywali różne role, zajmowali różne pozycje, ale do loda pasował Joli wyłącznie Alan.

Także tego dnia, przechadzając się z nim korytarzem, wróciła w myślach do sceny pod prysznicem. Uśmiechnęła się przy tym bezwiednie sama do siebie.

— Coś się stało? — zapytał Alan, rozglądając się dookoła w poszukiwaniu źródła nagłej wesołości.

— A nic, coś sobie przypomniałam.

— Aha.

— Podoba ci się moja sukienka w ogóle? — zapytała Jola z pewną nieśmiałością w głosie. Nigdy wcześniej nie rozmawiała z Alanem na temat wyglądu. Nie słyszała od niego komplementów. Nie oczekiwała od niego tanich pochwał, ale gdyby kiedyś przyznał, że jest ładna, nie miałaby nic przeciw. — Szczerze mówiąc, nie wiedziałam w co się ubrać.

Gdyby miała mówić zupełnie szczerze, musiałaby opowiedzieć, jak z mamą pielgrzymowała od butiku do butiku i jak trudno było mamie wybrać odpowiednią sukienkę i dodatki.

— Podoba — potwierdził Alan. Nie mógł się tylko przestać dziwić, że dekolt przyjaciółki był tego dnia na wysokości jego oczu. Taki skutek uboczny butów na wysokim obcasie.

Jola nie była ślepą. Widziała niepewność w jego spojrzeniu. Widziała zakłopotanie, kiedy wzrok chłopca zatrzymywał się poniżej jej obojczyków i szybko stamtąd zmykał. I w tych momentach przyznawała rację mamie, że stanik z pushupem pod tę sukienkę by nie pasował. Jak to się wyraziła mama: za bardzo by przedobrzył sprawę.

Jolę korciło, by zasięgnąć opinii kolegi, ale głupio jej było inicjować temat cycków. Raz, że to nieskromne, i dwa, że nie do końca była usatysfakcjonowana rozmiarem.

Wtem ktoś podszedł od tyłu. Nieproszony poufale położył rękę na odkrytym ramieniu Joli. Aż dziewczyna wzdrygnęła.

— Cześć! Nie chcę wam przeszkadzać…

— A, to pan — odpowiedziała Jola natychmiast, poznawszy głos i zobaczywszy twarz Rocznika, nauczyciela geografii.

— Mam nadzieję, że wam nie przerwałem w najważniejszym momencie. — Rocznik uśmiechnął się cwanie. Przełożył dłoń z ramienia Joli pod ramię. — Wyszliście ochłonąć?

— Tak, trochę tam za głośno — odpowiedział Alan.

— Jasne, jasne. A ja bym miał do ciebie prośbę — Rocznik zwrócił się najpierw do Joli — i do ciebie też, Alanie.

— Jaką? — zapytała Jola, czując, że sposób, w jaki nauczyciel dotykał jej łokcia, był odrobinę za bardzo spoufały, zwłaszcza w miejscu publicznym, w obecności kandydata na chłopaka, lecz mimo to przyjemny.

— Chciałbym, żebyś podarowała mi jeden taniec — odpowiedział geograf z rozbrajającym uśmiechem. — Oczywiście nie chcę wam przerywać rozmowy. Może zatańczysz ze mną za pięć minut? Jak będziesz mieć czas oczywiście. Alanie, pozwolisz?

— No, tak — odpowiedział Alan. Dziwnym by było, gdyby próbował czegoś zabronić.

— To świetnie — ucieszył się Rocznik. — Zaczekam na ciebie przy wejściu na salę gimnastyczną. Podejdź, jak zechcesz i będziesz gotowa.

— Dobrze, panie profesorze — zgodziła się Jola. Dziwiąc się nieco brzmieniu własnego głosu, nadspodziewanie śmiałemu, zalotnemu nawet.

— Świetnie, to czekam, Jolu.

— Na czym skończyliśmy? — odezwała się Jola, jak tylko nauczyciel odszedł z pola słyszenia. Starała się nie dać po sobie poznać, że mężczyzna wywarł na niej wrażenie.

Lubiła go. Tak po prostu. Tak bywa, że wydawać by się mogło całkiem obcych ludzi łączy tajemna nić porozumienia i sympatii. Spotyka się kogoś przypadkiem w pracy czy w szkole i lubi się bardziej niż innych. Nie wiadomo dlaczego. Może przez sposób patrzenia, może przez to, jak ten ktoś się porusza lub mówi. Lubi się go i już. Zazwyczaj z wzajemnością.

Jola po prostu lubiła tego belfra i czuła, nawet była pewną, że on lubi ją. I ani różnica wieku, ani różny status w hierarchii szkolnej nie przeszkadzały temu lubieniu.

— Na twojej sukience — odpowiedział Alan.

— A, tak. To mówisz, że może być?

— Nie znam się na modzie, ale jak dla mnie jest w porządku.

— Nie za mocno wycięta? — Jola jednak zwróciła uwagę na dekolt. — Moja mama stwierdziła, że to na granicy przyzwoitości.

Alan aż podniósł wzrok, żeby spojrzeć dziewczynie w oczy i w ten sposób zgadnąć, jakiej odpowiedzi ona oczekuje.

— Wcale nie. Inne udsłaniają jeszcze więcej ciała — odpowiedział, starając się brzmieć jak najbardziej rzeczowo. — Myślałem, że problemem jest długość, że na dole jest za krórka.

— To też. Chciałam usłyszeć twoje zdanie. Bo ty mnie nie oszukasz.

— Moje zdanie jest takie, że jesteś ładna. — W końcu Alan znalazł odpowiednie słowa. — Zawsze jesteś ładna, nie tylko w tej sukience. A najważniejsze jest, co masz w głowie.

— Ja też cię lubię — odpowioedziała Jola i się zaśmiała. — Porozmawiamy później?

— No pewnie.

Joli zrobiło się jeszcze weselej na duszy. Niemal podskakując, ruszyła w stronę sali tanecznej.

Geograf cierpliwie czekał przy wejściu.

— Panie profesorze — zagadnęła Jola, stanąwszy mu za plecami. Nie od razu. Dla niepoznaki, żeby ktoś przypadkiem nie pomyślał, że byli umówieni, udała, że musi na boku coś poprawić w bucie. — Panie profesorze! — powtórzyła głośniej, żeby przekrzyczeć muzykę.

— O, Jola! Tak szybko jesteś!

— Nie chciałam, żeby pan za długo czekał. Jeszcze ktoś by porwał pana do tańca i bym została sama — zażartowała Jola, czekając, aż mężczyzna weźmie ją pod ramię, albo w inny sposób poprowadzi na parkiet.

— Kilku paniom musiałem odmówić — odpowiedział nauczyciel, szarmancko, na pokaz, podając dłoń w geście proszącym do tańca.

— Komu?

— A, zdaje się, że z twojej klasy.

— Kto?

— Takie dwie brunetki w różowych sukienkach.

Jola była w błękitnej.

Tak żartując, przecisnęłi się do przeciwległego końca sali. Odczekali ostatnie sekundy popularnej belgijki, po czym geograf błyskawicznym ruchem ustawił Jolę do tańca. Jej prawą  uniósł na wysokość ramion, swoją prawą ręką objął ją szeroko, dosięgając dłonią do prawej łopatki. Mocno przyciągnął partnerkę do siebie.

— Ach! — westchnęła Jola głośno, przywierając biustem do torsu mężczyzny.

Tak gwałtownego startu się po geografie nie spodziewała. Ale ufnie i posłusznie stanęła w pozycji wyjściowej do walca. Jak na kursie, tylko z trochę bardziej spłaszczonym biustem. Udami objęła prawą nogę partnera. I zadygotała jakby z zimna. Jakby dostała gęsiej skórki ze strachu, że sobie pozwala na zbyt dużo.

— Muszę cię ostrzec, Jolu, że nie umiem tańczyć — powiedział Rocznik do ucha.

— Akurat — odpowiedziała Jola.

I poszybowali w rytm hitu disco polo.

— Co akurat?!

— Nie wierzę!

W połowie piosenki Rocznik zakręcił Jolą kilka obrotów i pozwolił odpocząć. Po krótkiej przerwie znów poprowadził do tańca, tylko już mniej ofensywnie. Nadal jednak w bliskim trzymaniu. Przesadnie bliskim, ale wyglądającym profesjonalnie.

Na jednej piosence się nie skończyło.

— Pasujecie do siebie — powiedział Rocznik, korzystając z tego, że didżej zdecydował się na wolniejsze rytmy.

— Kto?

— Ty i Alan. Któż by inny? Od dawna jesteście parą?

— Nie jesteśmy.

— Szkoda.

Rozmawiając i tańcząc, geograf cały czas badał tasiemkę stanika. Jola cały czas czuła na plecach ucisk kciuka wędrującego powoli między łopatkami. Miała wrażenie, że nauczyciel próbuje zlokalizować zapinkę. Jakby to robił Alan, zdradziłaby mu sekret, że ten akurat model, zafundowany przez mamę specjalnie na połowinki, zapięcie ma z przodu, nie na plecach. Ale kciukiem wodził nie Alan, tylko nauczyciel. Jola się powstrzymała i od rozmowy na temat bielizny i od śmiechu.

Nie, śmiać jej się nie chciało. Zbyt była przejęta śmiałym zachowaniem mężczyzny, jego erekcją, swoimi piersiami rozpłaszczonymi na jego torsie i przyjemnym drapaniu w podbrzuszu w reakcji na tę sytuację. Miała nadzieję, że dla patrzących z zewnątrz jej taniez z Rocznikiem mimo wszystko nie wyglądał zbyt podejrzanie.

— Okłamał mnie pan. — W końcu pozwoliła sobie na żarty.

— Jak?

— Jednak pan umie tańczyć.

— Znalazłem znakomitą partnerkę.

— Dziękuję.

— Chcesz już wracać do narzeczonego?

— Alan nie jest moim chłopakiem.

— Szkoda.

— Już pan to mówił.

— Przepraszam, Jolu. Nie powinienem się powtarzać.

— Dlaczego szkoda?

— Bo ładnie razem wygladacie. — Po chwili geograf dodał: — Na pewno się z nim nie całujesz, kiedy jesteście sami?

— Na pewno.

— Jak ja bym był Alanem, och, już ja bym ci nie odpuścił.

— Dlaczego?

— Bo, bo, a nie obrazisz się, jak ci powiem?

— Nie obrażę. — Jola czuła, że czas tańców z nauczycielem nieubłaganie się kończy. Ale nie chciała kończyć rozmowy. Nie, kiedy się mogła ocierać o twardego penisa. W dodatku bez niebezpiecznych konsekwencji.

— Tylko jak ja ci mam to powioedzieć, Jolu?

— Nie wiem. To pan jest panem profesorem.

— No właśnie. Dlatego nie powinienem.

— Proszę, no niech pan już powie.

— Pomyślę.

Pomyśłał i wymyślił. Powiedział, żeby Jola poszła za nim. Trzymając się dziesięć kroków z tyłu, żeby nie wzbudzać w nikim niepotrzebnych podejrzeń.

W ten sposób doszli do drzwi na zewnątrz. Na ogół nikt z nich nie korzystał, bo prowadziły na część podwórza, skąd było daleko do wszystkich bram i furtek. Mało kto nawet wiedział, że bywają otwarte. A musiały, ponieważ w razie pożaru miały status wyjścia ewakuacyjnego.

— Tutaj mi pan powie, panie profesorze? — Jola przestępowała z nogi na nogę.

— Tutaj. Ale pod jednym warunkiem.

— Jakim?

— Że nie powtórzysz nikomu.

Dopiero w tej chwili zrozumiała w pełni, że od tego, co zostanie powiedziane, nie będzie odwrotu. Ale nie chciała się przed niczym cofać. Nawet z uwagi na Alana.

— To ma być tajemnica?

— Niestety tak, Jolu. Więc pomyśl jeszcze raz, czy chcesz mieć ze mną tę tajemnicę.

Jedyne, co przyszło jej na myśl to to, że z tej tajemnicy nie byłaby zadowolona żona nauczyciela. Nie byłaby, gdyby mieszkali razem. A że pan geograf był po rozwodzie — aż tyle o nim wiedziała, mimo że nigdy nie zajmowała się śledzeniem życia prywatnego przygodnych znajomych — to mógł mieć tajemnice z kim tylko mu się podobało.

— Synowi też pan nie powie?

— Nie. Do niczego mu nie potrzebna ta wiedza.

— Ile ma lat? — zapyatała Jola tym razem z czystej ciekawości.

— Czternaście.

— Aha.

— To co? Mam ci powiedzieć?

— Tak.

— To podejdź.

Jola zrobiła krok do przodu. Dalej nie mogła fizycznie, bo by musiała wejść na nauczyciela.

— Już.

— Bliżej. — Rocznik położył dłonie na jej bokach.

Jola, dysząc coraz głośniej, przybliżyła się jeszcze o centymetr. Oparła obie ręce o tors mężczyzny. Poczuła jego ciepły oddech.

Nie zaprotestowała, kiedy ją pocałował. Spojrzała mu w oczy i zobaczywszy błysk szczęścia, odwzajemniła pocałunek. Przywarła ustami do jego ust, zacisnęła pętlę z ramion na jego szyi. Przylgnęła do niego całą sobą, tak by znowu poczuć łonem jego męskość. Przez tę chwilę nie liczyło się nic.

— Miał mi pan powiedzieć, panie profesorze — szepnęła w końcu, pozostając w ścisłych objęciach.

— Podniecasz mnie, Jolu. Podniecasz seksualnie. To jest ten powód, dla którego chcę się z tobą całować.

— Aha.

— Więc pocałujesz mnie jeszcze raz, Jolu?

— Pocałuję.

I tym razem Jola bez opamiętania rzucia się ustami na usta nauczyciela. Przylgnęła do niego całym ciałem. Pomyślała o Alanie: czy oby nie zaczął jej szukać? I zaraz odpędziła te myśli. Chciała jak najsilniej smakować ślinę mężczyzny.

W odpowiedzi Rocznik oparł Jolę plecami do drzwi. Stanął przed nią, wcisnąwszy kolana między jej nogi, lewą dłonią pogładził po policzku, pocałował w usta. Zassał górną wargę, po czym prawą dłonią ścisnął pierś dziewczyny. Zaczął ugniatać.

— Nie boisz się? — zapytał, napierając wzbudzonym penisem na dziewczęce łono.

— Nie — odpowiedziała Jola z przejęciem. Naprawdę nie czuła strachu innego niż lęk przed tym, że ktoś odkryje ich tajemnicę.

— Czy to oznacza, że zgadzasz się na przyjaźń ze mną? Na przyjaźń w tajemnicy przed światem?

— Tak. Jejku, a my będziemy mogli się teraz spotykać? Naprawdę?

Ogarnęła ją radość nie do opanowania. Radość silna, nagła, ale też krótkotrwała jak płomień z podpalonej słomy. Radość w mgnieniu oka przechodząca w niepewność: jak urzeczywistnić potajemne spotkania w praktyce? Skąd wziąć gwarancję, że to się uda?

— Naprawdę Jolu — odpowiedział nauczyciel.

Rozumiał i podzielał jej troskę. Żeby omówić chociaż pokrótce to, co najważniejsze w ich nowym tajnym związku, zaprosił ją do sali geograficznmej. Tam mogli porozmawiać za zamkniętymi na klucz drzwiami, nie niepokojąc się, że ktoś podejrzy czy przeszkodzi. I w cieple.

Rocznik znów poszedł przodem. Po drodze spotkał Alana zajętego rozmową z dwiema koleżankami. Nie zdziwił się. Domyślał się, że nie jedna Jola miała oko otwarte na inteligentnego chłopaka. Wymienili się porozumiewawczymi spojrzeniami.

W końcu zamknąwszy się z Jolą w pustej sali lekcyjnej, nie zdołał powstrzymać żądzy. Wziął na kolana uczennicę, sadzając ją przodem do siebie, okrakiem. Znowu, tym razem w mocnym świetle, dał poczuć jej siłę swojej erekcji. Jeszcze raz zareklamował penisa. Nie mówiąc przy tym ani jednego słowa, żeby rozum przypadkiem nie zmącił emocji.

— Nie mamy teraz dużo czasu, prawda? — odezwała się jednak Jola po pewnym czasie milczenia.

— Trochę jeszcze mamy. — Geograf głodnym wzrokierm powiódł po odkrytym dekolcie.

— Podobam się panu?

— Bardzo, Jolu.

— Nie powie pan nikomu? — Uśmiechnęła się tajemniczo.

— Nie powiem, jeśli nie powinienem.

— To dobrze.

Z lektury różnych nieszkolnych powieści Jola wiedziała, jak może może sprawić przyjemność mężczyźnie. I to bez najmniejszego wysiłku. W końcu miało jej się przydać przygotowanie teoretyczne. Rozpięła dwa małe guziki na lewym ramieniu, na których trzymało się ramiączko sukienki. Nie odrywając wzroku od oczu nauczyciela, zsunęła materiał do bioder. Rocznik milaczał. Dopiero kiedy sięgnęła do zapinki stanika, powiedział cicho:

— Daj, ja to zrobię.

Po chwili mógł już podziwiać nagie piersi nastolatki. Z niekłamaną zachwytem w oczach pogłaskał Jolę po kolei po obydwu sutkach. Pocałował w usta, delikatnie masując miękkie ciało.

Jola była szczęśliwą, że jej prezent spotkał się z tak miłym przyjęciem. Przeszło jej przez myśl, że jeszcze trochę, a do połowy połowinek będzie miała połowę inicjacji seksualne zaliczoną. A jeszcze godzinę wcześniej była w tych sprawach zieloną, nie licząc teorii. Robiła tego dnia błyskawiczne postępy. Gdyby mogła ją wtedy widzieć jej podstawówkowa bestfriendka, na pewno płonęła by z zazdrości.

— Ciekawe, czy pana syn ma już dziewczynę — odezwała się w końcu Jola, pół żartem, pół na poważnie.

— Nie ma, ale pytał, czy może na noc zaprosić koleżankę — odpowiedział nauczyciel, także pół żarem, pół serio.

Jola nie dała wiary. Nie na sto procent. Spodobało jej się jednak półżartobliwe odbijanie piłeczki. Patrząc z lubością, jak dojrzały mężczyzna przykłada głowę do jej piersi, żeby też tam złożyć pocałunek, powiedziała mu komplement, całkiem szczery zresztą:

— Tylko pozazdrościć tej dziewczynie.

— Dlaczego?

— Bo jak pana syn ma chociaż w połowie taki charakter jak pan, to będzie jej z nim dobrze.

— Pozazdrościć to można jemu.

— Pana synowi? Dlaczego?

— Twojemu Alanowi — powiedział Rocznik, przerywając na chwilę muskać wargami sutek. — Bo ma ciebie, Jolu.

— Nie ma mnie. Przecież nie jest moim chłopakiem — sprzeciwiła się Jola, parskając śmiechem, jakby chodziło o najśmieszniejszy dowcip. Siedziała okrakiem półgoła na nauczycielu, przed którym drżało ze strachu trzy czwarte szkoły, a miałby ją mieć jakiś uczeń?

Tymczasem geograf wciąż mówił pół żartem, pół serio.

— Przecież oboje wiemy, że go lubisz. Nie trzeba zaprzeczać.

— No, lubię.

— Bardziej niż każdego innego, przynajmniej w naszym liceum.

— No, teraz to już z wyjątkiem pana, panie profesorze. — Zaśmiała się, zerkając na niego kontrolnie.

— Dobrze, z tym jednym wyjątkiem — zgodził się pan profesor i zaczął lekko całować Jolę po obojczyku i szyi. — Ale najbardziej ze wszystkich rówieśników. Prawda?

— No, tak można powiedzieć.

— Lubisz go i chcesz się z nim całować.

— Tego nie powiedziałam

— Ale to prawda.

— Skąd może pan to wiedzieć?

— To widać.

Tym razem Rocznik nie pozwolił już Joli na rezolutnną ripostę. Jak tylko otworzyła buzię żeby się odezwać, zmknął jej ją swoimi wargami, namiętnym pocałunkiem. Jednocześnie złapał za pierś i przyciągnął za biodro do siebie. Zaczął mocno masować jej krocze, jej ciepłą i mokrą kobiecość, swoim podekscytowanym przyrodzeniem. Prawie tak, jakby odbywali regularny strosunek.

Jola na chwilę oddała się tej pieszczocie bez reszty. Zaczęła się masturbować penisem. Bez poczucia wstydu, bez lęku. Korzystała z okazji, jaka nigdy nie miała się zdarzyć, i mogła się więcej nie powtórzyć.

— Och, ach! — zaczęła stękać nie w pełni zdając sobie z tego sprawę.

— Jolu, ćśś! — zachichotał nauczyciel, pół żartem, pół serio. A kiedy Jola przytuliła się do niego spokojnie i jej oddech powrócił do normy, odezwał się poważnym tonem: — Nie obraź się za to, co teraz ci powiem.

— Nie obrażę.

— I nie zrozum mnie źle.

— Dobrze. — Żeby już nie kusić siebie i profesora do nastęnych przesadnych czynności, zmieniła pozycję. Usiadła zamiast na wprost, bokiem do niego.

— Zrób taki pokaz twojemu Alanowi.

— Słucham?! — W pierwszej chwili Jola nie uwierzyła swoim uszom.

— Zamknij się z nim w pokoju i pokaż mu swoje ciało. Tak jak mnie pokazałaś. Zasługuje chłopak.

— Ale?

— Ale on nie jest twoim chłopakiem. Wiem. Ale jest twoim kolegą. Przyjacielem. Lubicie się. Nawet bardzo.

— Ale…

— Ale nie wyjdziesz za niego za mąż. Jasne. Na to i tak jeszcze za wcześnie.

— Ale on się takimi rzeczami nie interesuje. — W końcu udało się Joli skompletować to zdanie.

— Interesuje, interesuje. Jeszcze się zdziwisz jak.

— Ale?

— Ale zrobisz, jak zechcesz, Jolu. Ja ci tylko dobrze radzę. Daj koledze striptiz. A potem mi przyznasz rację, że było warto.

To powiedziawszy, Rocznik pocałował Jolę w policzek. Zmysłowo i namiętnie.

— Pan to mówi poważnie?

— Wbrew sobie, Jolu. Bo wolałbym mieć cię tylko dla siebie. Ale przyda ci się doświadczenie z rówieśnikiem. A lepszego niż ten twój Alan możliwe że prędko nie znajdziesz.

— No, nie wiem.

— Ja też nie jestem pewien. Dlatego może lepiej zapomnij. Spotkamy się u mnie?

— U pana w domu?

— Tak. Kiedy będziesz mogła?

Z trudem i po kilku seriach całowania znaleźli pasujący termin. Osiągneli cel rozmowy. Jola mogła się ubrać.

Potwierdziła w myślach, że na tych połowinkach zrealizowała połowę swojej inicjacji. Dokładnie tyle, ile na tym etapie trzeba i wystarczy. Wychodziła z pracowni geograficznej z poczuciem spełnienia, szczęśliwa.

Zmierzając w kierunku sali tanecznej, nerwowo wypatrując Alana i kombinując w duszy jak mu wyjaśnić swoją długą nieobecność, spotkała go na korytarzu w towarzystwie dwóch koleżanek. Jednej z ich klasy i jednej z klasy równoległej. Stali przy oknie i śmiali się do rozpuku. Alan, nie widząc jeszcze Joli, powiedział pół zdania, wywołując kolejną salwę śmiechu. Na ogół skromny i cichy, będąc inteligentnym człowiekiem, potrafił też żartować. Czasami wychodził z niego prawdziwy bawidamek. Jola, znając go dobrze, oczywiście wiedziała o tym. Tylko przykro jej trochę było, że ta część jego natury nie objawiała się w jej obecności. Przy Joli był zawsze poważny. Aż ją zazrość ścisnęła za serce. Dziwne, że akurat wtedy, kiedy to on mógłby mieć powody do zazdrości.

— Nie tańczycie? — zapytała Jola, przełamując nieśmiałość. W sytuacjach takich jak ta, kiedy musiała dołączyć do już sformowanego towarzystwa, wejść komuś w słowo, aktywnie zwrócić na siebie uwagę, czuła się nieswojo.

— Właśnie wyszliśmy trochę odpocząć — odpowiedziała dziewczyna z równoległej klasy, której imienia Jola nie znała. A wstydziła się zapytać. — A ty czemu nie tańczysz?

— Tak jakoś. Mam dwie lewe nogi. — Żadna bardziej oryginalna odpowiedź nie zechciała przyjść Joli do głowy.

— Akurat! Wszyscy widzieli, jak śmigasz z Rocznikiem. — Nieznajoma wystawiła dłoń do przybicia piątki. — Przyznaj się, gdzie się uczyłaś tańczyć i jak długo.

— W podstawówce chodziłam na taki kurs, ale to juz dawno i nieprawda.

— Jasne. Masz talent.

Rozmawiając z Jolą, dziewczyna raz po raz zerkała na Alana, dając jednoznacznie do zrozumienia, kto ją najbardziej interesuje. Nie specjalnie. Wzrok sam się kierował na chłopaka. Jedyne co Joli przeszkadzało w tej chwili, to to, że zainteresowanie najwyraźniej spotykało się ze wzajemnością.

Do rozmowy zaraz włączyła się Maja, koleżanka z klasy:

— Alan dawał nam właśnie lekcję matematyki.

Obie dziewczyny zaśmiały się jeszcze raz, a Alan — Jola była ciekawa tylko jego reakcji — zrobił kwaśną minę.

— Tak. Wiesz, dlaczego matematyka jest nauką dla mężczyzn? — śmiejąc się, zapytała dziewczyna z równoległej klasy.

Nie sprawiała na Joli wrażenia głupiej czy niesympatycznej. Raczej dokładnie na odwrót. I chyba dlatego wzbudzała lęk jeszcze większy, niż gdyby była tylko ładna. A była, bez wątpienia. Chuda i tylko odrobinę wyższa od Alana. Dokładnie w jego typie, sądząc po tym, jak chłopak na nią zerkał i jak się nieudolnie starał, by to zerkanie nie zostało zauważone.

— Nie — odpowiedziała Jola, zerkając pytająco na wszystkich po kolei.

— Nie? Myśmy też nie wiedziały. Co nie, Maju?

— No, bynajmniej ja.

Przynajmniej — Jola poprawiła w myśli koleżankę. Jeśli chodzi o nią, nie musiała obawiać się konkurencji. Uważała wyniośle i naiwnie, że inteligentny chłopak nie mógłby się zakochać w kimś, kto nie zna znaczenia słów, których używa.

Alan robił się coraz bardziej czerwony na szyi.

— To dlaczego? — zapytała Jola.

— Powiesz, Pati? — Maja szturchnęła łokciem koleżankę. Od tej chwili Jola znała już imię rywalki.

— Bo jest jak kobieta — odpowiedziała Patrycja, chichocząc i swym chichotem prowokując pozostałych do śmiechu. — A wiesz, dlaczego jest jak kobieta?

— Nie.

— Bo trzeba umieć ją wykorzystać, a nie zrozumieć.

Maja zaniosła się śmiechem. Alan się tylko krzywo uśmiechnął, nie wiedząc jak zareagować na swój własny dowcip. Patrycja z uwagą patrzyła się na Jolę. Obie rywalki nawzajem badały się wzrokiem. Aż mimowolnie posłały sobie groźne miny po czym jednocześnie wybuchły życzliwym śmiechem.

— Coś w tym jest prawdziwego — podsumowała w końcu Jola.

— Ciekawe która nauka jest nauką dla kobiet — zastanowiła się Patrycja,

— Wuef? — odpowiedziała Jola.

— Nie.

— To która?

— Powiem ci na ucho.

— Okey.

Patrycja odciągnąła Jolę na bok za rękę i powiedziała na ucho:

— Geografia. — Po czym dodała na głos, żeby słyszeli wszyscy: — Co nie?

— Aha. — Jola kiwnęła głową. — Jest w tym jakaś dola prawdy. — Poczuła wdzięczność. Zrozumiała z zachowania rywalki, że może liczyć na dyskrecję.

Dopiero później przyszło jej na myśl, że równie dobrze mógł to być szantaż.

Postali przy oknie we czworo, rozśmieszając się dowcipami i co chwilę zanosząc się zdrowym śmiechem, jeszcze z pół godziny. Aż dołączył się do nich przechodzący obok Rocznik. Jola zauważyła, że miał na sobie inną koszulę, niż kiedy siedziała mu na kolanach w pracowni geograficznej. I pachniał wodą kolońską jakby intensywniej.

— Mogę podłuchać, o czym tak wesoło plotkujecie? — zapytał.

— O panu — odpowiedziała rezolutnie Patrycja.

— O mnie?

— Właściwie od jak dawna ma pan przezwisko Rocznik?

Po tym pytaniu Jola znowu poczuła sympatię do nowej koleżanki. Mało kto w szkole miałby odwagę rozmawiać z tym nauczycielem na równych. Większość uczniów się go bała. Większość, ale nie Pati.

Geograf rzecz jasna nie miał nic przeciw takiemu pytaniu. Na odwrót, ciekawość uczennicy mogła tylko połechtać jego ego. Chętnie opowiedział młodzieży o swoich potknięciach jako pedagog w pierwszym roku pracy w szkole. Między innymi że każdą lekcję zaczynał od sprawdzenia czegoś w roczniku statystycznym, skąd też wzięło początek jego przezwisko: nie Atlas, nie Globus, co by może bardziej pasowało do nauczyciela geografii, tylko właśnie Rocznik.

Porozmawiawszy trochę, wyciągnął dziewczyny na parkiet. Przy okazji także Alana mającego sceptyczny stosunek do tańca.

Najpierw popląsali razem w kółku. Szybko jednak Rocznik przeszedł do tańczenia w parze. Po kolei z Mają, Patrycją i Jolą, za każdym razem zostawiając dwie pozostałe uczennice Alanowi.

Przytulając Jolę, krzyknął jej do ucha:

— Pokażesz mu?

— Nie wiem — odpowiedziała, pogrążając się w myślach. Tak dużo się działo, że zaczynała się gubić w sytuacji. Przyszło jej na myśl, żeby zapytać wprost, czy geograf udziela takich samych rad innym nastolatkom. Patrycji i Maji. Ale się nie zdobyła na odwagę.

— Pokaż mu. Zrób to, zanim zrobi jakaś inna. Obiecaj, że dasz mu striptiz.

Nie obiecała. Zaprzeczyła. Zarzekła się, że nigdy, przenigdy. Że nie będzie umiała, że będzie się bała, że Alan ją wyśmieje, że źle sobie o niej pomyśli. Ale słowa Rocznika zapadły jej w pamięć.

Padły na grunt, zaczęły chłonąć wodę, pęcznieć, wypuszczać kiełki. Nim skończył się tydzień, zaprosiła Alana do siebie do domu. W niedzielne popołudnie.

***

 

Po obiedzie, przy którym ton nadawali rodzice, zwłaszcza mama sprawiająca wrażenie, że widzi w gościu co najmniej przyszłego zięcia, Jola zaprowadziła Alana do swojego pokoju. Poruszała się i mówila niezdarnie jak robot. Nic dziwnego, nigdy wcześniej nie wabiła nikogo do siebie do domu w celu zmolestowania seksualnego. Blokowała ją trema. Lęk przed odrzuceniem śmiałych zalotów, jakie zaplanowała dla przyjaciela za namową nauczyciela nieuznającego pewnych granic.

Stanęła przy regale z książkami. Zacząć od Murakamiego czy od Harry Pottera? A może nie pytać, co czyta Alan, tylko pokazać mu swoje ostatnie odkrycie: Orbitowskiego?

— To co mówiłeś o matematyce? Że dlaczego jest nauką dla kobiet? — Pytanie samo wyskoczyło jej z buzi.

— Dla mężczyzn. Ach, w sumie głupi dowcip. Matematyka jest tak samo dla mężczyzn jak dla kobiet. Wszyscy mogą tak samo dobrze zajmować się nauką.

— Nie taki głupi, skoro wczyscy się śmialiśmy.

Pomyślała, że nie byłoby od rzeczy, gdyby ją dotknął. Mógłby nawet zacząć całować pod uchem. Nie pisnęłaby ani ćwierci decybela protestu. Ale wiedziała, że Alan nie zrobi pierwszego kroku. Pomyślała też z niepokojem, że wobec Patrycji zapewne nie byłby aż tak bardzo nieśmiały. Raczej by puścił w ruch ręce i poobmacywał. Lecz zaraz przegoniła te myśli.

— A jednak — odpowiedział Alan. I zrobił jednak krok do przodu. Położył dłoń na ramieniu Joli. Ostroźnie, jakby sprawdzał płytę kuchenną, czy parzy. — To szło tak, że matematyka jest dla mężczyzn, bo jest jak kobieta. Nie trzeba jej rozumieć tylko wykorzystać.

— Aha. No tak. Mężczyźni chcą tylko wykorzystywać kobiety.

— Bo ja wiem?

— Ty taki nie jesteś, Alan. — Jola odwróciła się nagle, stając przodem do przyjaciela. — Ja ci chciałam coś dzisiaj pokazać, ale nie wiem jak to zrobić.

— Co?

— Zobaczysz. Tylko obiecaj, że to zostanie między nami. Dobrze, Alan?

— Dobrze, ale co to takiego.

— Zaraz zobaczysz. — Westchnęła ciężko. Poczuła zawrót głowy. Zrobiło jej się gorąco na policzkach. — Może usiądziemy?

— Dobrze, Jolu.

Gestem wskazała mu miejsce na tapczanie. I ku jego wielkiemu zaskoczeniu, wielkiemu i przyjemnemu, usiadła mu na kolanach. Bokiem.

Objęła ramieniem, popatrzyła mu w oczy, z góry.

— Jesteś gotowy? — zapytała szeptem.

— Tak.

— Ale obiecaj, że nie przestaniemy byc przyjaciółmi.

Na tę prośbę Alan uśmiechnął się od ucha do ucha. Tak się ucieszył z nazwania przyjacielem. Przyjacielem, a nie przypadkowym kolegą z przypadkowej klasy.

— Dobrze.

— Okey.

Przełknęła głośno ślinę. Zerwała się na nogi. Stanęła na wprost przyjaciela, ocierając się nogami o jego nogi.

Słowo się rzekło, kobyłka musi pokazać wymiona — zdopingowała się w duszy.

Zamknęła oczy i energicznym ruchem przełożyła bluzkę przez głowę. Otworzywszy znów oczy, szybko położyła ją na tapczan tuż obok kolegi. Nim Alan zdążył jakkolwiek zareagować, wyprostowała się i, patrząc mu w oczy, sięgnęła obiema dłońmi do zapinki stanika. Z przodu. Na mostku.

Pyk, siup i już stała przed Alanem z obnażonym biustem. Chłopak aż rozdziawił buzię, jakby dostał po głowie obuchem szczęścia.

Spróbował wstać, bo nie wypada, żeby chłopak siedział, kiedy dziewczyna stoi. Ale Jola pchnęła go z powrotem na tapczan. Położyła stanik na bluzkę i bez słowa usiadła znowu na kolanach Alana. Okrakiem. Ostrożnie położyła ręce na jego ramionach.

— Nic nie mówisz? Nie podoba ci się taki widok? — zapytała lękliwym szeptem.

— Podoba. Nawet nie wiesz jak bardzo, Jolu.

Właściwie powiedział prawdę. Nie wiedziała. Nie wiedziała, bo jeszcze nie czuła tego naporu, jaki miała okazję poczuć, kiedy Rocznik przyciskał ją do siebie za biodra.

— Ale podoba?

— Bardzo. Mogę? — Alan ostrożnie przyłożył dłoń do piersi dziewczyny.

— Aha. — Nachyliła się i szepnęła do ucha: — Możesz nawet mnie pocałować, jeśli chcesz oczywiście.

Po tej zachęcie, jak pod działaniem zaklęcia, ze spokojnego Alana stał się Alan mniej spokojnym. Chłopak łapczywie zamknął w dłoni pierś Joli. Drugą ręką objął Jolę w talii. I zaczął całować. Najpierw w podbródek, a kiedy tylko Jola pochyliła niżej głowę, żeby się z nim zrównać, w usta. W otwarte uste. Ciepłe, wilgotne, spragnione pocałunków.

Jola sama ścisnęła kolanami biodra kolegi, jak klamrą. Dosunęła się do niego i wtedy wreszcie poczuła to, co chciała.

— A jednak — szepnęła półgłosem.

— Co jednak?

— A nic.

Skłamała. Mówiąc „a jednak”, przyznawała rację Rocznikowi. Nie bez satysfakcji z resztą. A jednak Alan interesował się tak zwanymi tymi sprawami. Jola czuła na sobie namacalny dowód.

— Powiedz — nalegał Alan.

— Nie mogę.

— No powiedz.

— Ty powiedz, że ci się podobam.

— Podobasz mi się.

— I ty mi też, Alan.

Po chwili, nie przestając się całować, zmienili pozycję na leżącą. W końcu Jola obróciła się na plecy, Alan, jakby tylko na to czekał, przywarł buzią do jej piersi. Zaczął ssać i lizać. Naprzemian. I raz po raz całować. I zdało się, że nie przestanie nigdy.

Jola jak spojrzała na niego, tak nie mogła przestać podziwiać tego przedstawienia. Alan nie konsumował, nie zjadał, lecz zachłannie żarł jej cycek. Wargami i językiem wysysał i lizał nabrzmiały sutek. Do bólu. Jakby całe życie czekał na ten posiłek i jakby ten jeden raz miał mu wystarczyć na całe życie. A przecież czekało na niego jeszcze wiele cycków. Jola była tego pewną. Tak samo jak tego, że Alan nie będzie ostatnim konsumentem jej kobiecych wdzięków.

— Alan, wystarczy na dzisiaj — powiedziała pół żartem, pół zdecydowanym tonem. — Musimy przestać, zanim tu wejdą rodzice.

Trudno jej było go przekonać. Jeszcze trudniej było jemu oderwać się od ciała dziewczyny. Ale w końcu obojgu im się udało. Nie zostali nakryci na miłosnych występkach.

Ubrawszy się i upewniwszy, że rodzice nie czatują pod drzwiami, Jola wsunęła rękę w spodnie Alana. Żeby uczynić zadość palącej ciekawośći. Dotknęła penisa. Gorącej parówki. Wschłuchała się w przyspieszony, nerwowy oddech. Poczuła dziwne drgania. Aż nagle chłopak zatrząsł się, jakby go złapał skurcz we wszystkich mięśniach. Pobladł na twarzy.

— O kuśwa! — syknął, zerkając na swoje krocze.

Jola została z mokrą ręką, umorusaną przezroczystą, lepką, dziwnie pachnącą mazią.

— Przepraszam. Nie wiedziałam, że to się tak kończy.

Nie wiedziała? Wiedziała z filmów i książek. Tylko jeszcze nie z własnej praktyki. Pewnie dlatego dała się zaskoczyć wytryskowi.

Następnego dnia na jednej z przerw znowu przyuważyła Alana z dziewczynami. Z Mają i Patrycją. Stali we troje przed salą, w której lekcję skończyła klasa Patrycji, i chichotali w przedziwnych wymuszonych śmiechem pozach. Wniosek leżał jak na dłoni: Alan i Maja poszli tam celowo żeby się spotkać z koleżanką i z jakiegoś powodu nie poinformowali o tym Joli. Chłopak był oczywiście wolnym człowiekiem i nie mial obowiązku raportować dziewczynie każdego swojego kroku, ale po tym co zrobiła dla niego i z nim w niedzielę, możnaby od niego oczekiwać większej dbałości o kontakt właśnie z Jolą, a nie z innymi dziewczynami.

Tym razem Jola nie czuła ani zazdrości ani skrępowania. Podeszła śmiało do roześmianej trójki. Stanęła za plecami Patrycji, spoufale opierając łokcie na jej ramionach. Wyzywająco spojrzała w oczy Alanowi.

— Matematyczny kawał?

Alan przytaknął energicznym skinieniem głowy, ale w tym dokładnie momencie żaden dowcip nie zechciał mu wpaść do głowy. Jakby na widok przyjaciółki chłopak dostał jakiejś blokady intelektu. Z pomocą mu przyszła jednak Patrycja:

— Co robi matematyk w kinie? — zapytała, obróciwszy lekko głowę i oparłszy się plecami o Jolę.

— Nie wiem.

— Szuka miejsc zerowych, ha, ha!

— Dobre — odpowiedziała Jola z uśmiechem.

Pomyślała przy tym, że chętnie by się wybrała do kina. Z Alanem, a jeśli trzeba to nawet z Patrycją i nawet z Mają, mimo że z nią nie łapała tak dobrze kontaktu jak z pozostałą parą. Pomyślała też, nie pierwszy raz właściwie, że Alan i Patrycja pasują do siebie. I najwyraźniej się lubią.

Jakby koniec końców mieliby zostać parą, szczęśliwą parą, Jola cieszyłaby się ich szczęściem. Bez urażonej dumy i bez zazdrości. Dlaczego tak czuła, nie wiedziała. Działo się to tak po prostu. Zdarzają się zakochania od pierwszego wejrzenia. Czy dotyczy to też damsko-damskich przyjaźni?

Tymczasem wzrok Alana błądził na boki, unikając ze wszech sił kontaktu ze wzrokiem każdej z trzech dziewczyn. Joli na ten widok zrobiło się jeszcze bardziej wesoło. Rozśmieszyło ją to speszenie młodzieńca bardziej niż najlepszy dowcip.

— Coś grają teraz ciekawego? — zapytała cicho, niemal szeptem, trzymając głowę blisko ucha Patrycju, jakby interesowała ją tylko odpowiedź tej przyjaciółki-konkurentki.

— A nie wiem nawet. W naszej wsi to same smuty na pewno, nie to co w Warszawie.

Krótko przed dzwonkiem na korytarzu pojawił się też Rocznik.

— Czołem, młodzieży! — przywitał się niby mimochodem.

— Dzień dobry, panie profesorze! — odpowiedziała głośno Patrycja.

Jola w tym momencie walczyła z kluchą w gardle. Nawet przelotnego uśmiechu nie mogła z siebie wykrzesać w stronę nauczyciela. Nie przy świadkach.

— Dzień dobry, dzień dobry — rzucił Rocznik i nawet nie zwolniwszy kroku, pomaszerował dalej.

Chwilę potem Patrycja szepnęła Joli na ucho:

— Pies na baby, co nie? — Mówi się, że to nieładnie robić tajemnice w towrzystwie, ale czasami nie da sie inaczej.

Jola zlustrowała dokładnie minę koleżanki i ostrożnie kiwnęła głową. W życiu bywają rzeczy i sytuacje tak oczywiste, że choćby nie wiadomo jak bardzo chcieć, nie da się zaprzeczyć.

Niedługo potem, jeszcze przed końcem przerwy, Jola dostała wiadomość od nieznajomego:

„Pokazałaś koledze?”

Uśmiechnęła się do siebie i nie tłumacząc nic nikomu, wyłączyła dźwięk powiadomień w smartfonie.

„Tak? Musisz opowiedzieć. Jutro?” — przeczytała w trakcie lekcji.

W jeszcze następnej wiadomości dostała adres i instrukcję, jaką drogą pójść i o której godzinie, z dokładnością co do minuty, dotrzeć po lekcjach do mieszkania tego, kto wie o co pytać.

***

 

Drzwi wejściowe nie były zamknięte na klucz. Wystarczyło nacisnąć klamkę. Zdjąwszy buty, Jola zgodnie z instrukcją skierowała się na prawo. Ostrożnie uchyliła drzwi do pokoju.

— Śmiało! — przywitał się Rocznik.

W środku panował półmrok. Żaluzje były opuszczone. Tlące się gdzieś kadzidełko wydzielało tantryczny zapach. Nauczyciel siedział na tapczanie, ze skrzyżowanymi nogami, po turecku, w białym szlafroku, boso, z wilgotnymi włosami, jakby dopiero co wyszedł z kąpieli. Tak też było w istocie. „Czy on nie ma nic więcej na sobie?” — przemknęło przez myśl Joli. — „Będzie chciał seksu? Już dzisiaj?” Stanęła w progu jak zaczarowana w bryłę lodu.

Wiedziała oczywiście, że nie po to idzie do nauczyciela, żeby sobie z nim niewinnie porozmawiać, ale nie spodziewała się, że sprawy potoczą się tak szybko.

Kiwnął palcem, żeby podeszła bliżej.

— Dzień dobry, panie profesorze — wydukała, robiąc krok do przodu, ze wzrokiem skierowanym nieco w bok, na poduszkę.

Przyjęła podaną rękę. Pozwoliła, by ciepła męska dłoń owinęła się wokół jej drobnych palców. Odniosła wrażenie, jakby jej nogi doznały przejścia fazowego — termin dopiero co poznany na fizyce — z postaci stałej, lodowatej, w ciekłą.

— Pokazałaś koledze, jak ci radziłem?

Kiwnęła głową.

— Podobało mu się?

Kiwnęła głową.

— Docenił?

— Bo ja wiem. — Jola ocierała się kolanami o nogi nauczyciela. Patrzyła, jak jego ręce zbliżają się do jej bioder. Coś dziwnego działo się z jej ciałem, coś popychało ją jeszcze bliżej do mężczyzny.

— A mnie pokażesz, Jolu? Teraz?

Przymknęła oczy i pokiwała głową. Kilka razy. Po czym w kilku szybkich ruchach zdjęła bluzę i stanik.

Spojrzała w oczy nauczyciela, ale on nie był jeszcze zadowolony. Czekał na coś jeszcze.

— To też? — spytała po chwili uczennica, kierując wzrok na spódnicę.

— Yhy.

Zagryzła wargi i rozebrała się całkiem do naga. Odczytując gesty szkolnego psa na baby, usiadła mu na kolanach, przodem, pocałowała w usta. Całując, instynktownie zaczęła go lekko drapać po głowie.

— Co pan chce ze mną zrobić? — szepnęła.

— Wszystko.

Poczuła chłód na całym ciele. Zakręciło jej się w głowie.

— Dobrze — szepnęła jeszcze raz i oparła się o nauczyciela tak mocno, że aż oboje stracili równowagę i upadli na tapczan. Rocznik na plecy, Jola na Rocznika.

Aż się rozwiązał pas od szlafroka i to, czego Jola do tej pory mogła się jedynie domyślić, wydostało się na światło dzienne. Zaczęło się o nią ocierać z boku nad prawym biodrem.

Spojrzała na to i na chwilę wstrzymała oddech. Z wrażenia. Penis nauczyciela sprawiał wrażenie dwa razy grubszego i twardszego niż parówka Alana. Objęła go dłonią. Ostrożnie pogłaskała.

Rocznik w zamian zaczął całować ją po szyi. Jedną dłonią złapał za pośladek, drugą pogładził po plecach.

— Jesteś fantastyczna, Jolu — szepnął jej do ucha.

— Ja? To pan jest fajny — odpowiedziała. — Właściwie, to ja nie wiem, jak to jest. Cała szkoła się pana boi, a ja nawet nie czuję różnicy wieku. — Zaczęła mocniej pieścić penisa. Zaśmiała się.

— To śmieszne, Jolu?

— Nie. Tylko… — zechciała czymś zaskoczyć starszego partnera — ma pan włoski na klatce piersiowej. Ona łaskoczą. — Zaśmiała się jeszc ze raz.

— A ty masz super piersi. Bez włosków.

— Podobają się panu?

— Bardzo.

Przypomniała sobie, jakie wrażenie zrobiły na Alanie. Z jaką namiętnością chłopak całował ją po biuście.

— A mogę o coś zapytać?

Oparła się na łokciu, tak że piersi straciły kontakt z torsem mężczyzny. Wypuściła penisa z ręki.

— Oczywiście.

— Podrywa pan jeszcze jakieś dziewczyny w szkole?

— Słucham?

Jola przymknęła oczy ze strachu, że przesadziła i zaraz czar pryśnie, randka się skończy niesmacznym skandalem. Zdała sobie sprawę, że jej organizm wysyła wyraźne sygnały podniecenia. Ale skoro zaczęła zadawać pytania, nie mogła się już wycofać. Przygryzla wargę i wyjaśniła półgłosem:

— Zaprasza pan kogoś jeszcze? — Uśmiechnęła się szeroko, od ucha do ucha, żeby zapewnić, że wcale nie jest zazdrosną.

— Kogo, Jolu? Kogo masz na myśli?

— Patrycję z trzeciej C. — Żeby więcej już nie psuć atmosfery Jola zaczęła znowu pieścić penisa. Kiedy go dotykała ręką, robiło jej się przyjemnie ciepło w podbrzuszu.

— Patrycję?

Patrycję i nie tylko Patrycję, ale ją przede wszystkim. Komentarz, że Rocznik to pies na baby, nie wziął się przecież bez powodu. Coś musiało być na rzeczy.

— Nie podoba się panu? — Jola zalotnie przygryzła wargę. Robiła profesorowi test na prawdomówność.

— A dlaczego pytasz?

— Bo chcę wiedzieć.

— Ładna dziewczynka. Jasne, że się podoba — odpowiedział, po czym zaczął głaskać Jolę po piersi. — Co mam ci jeszcze powiedzieć?

— Czy ją pan miał u siebie? Tak jak mnie teraz.

— Tego nie mogę powiedzieć.

— Dlaczego? Przecież się nie obrażę.

Rocznik pocałował ją w usta. Potem przechylił na plecy i macając pierś dłonią, skierował pocałunki na szyję i obojczyki.

— Na pewno się nie obrazisz?

— Na pewno. Przecież wiem, że nie jestem pana pierwszą. — Zachichotała.

— Nie jesteś.

— A więc?

— A więc co?

— Zapraszał pan Patrycję?

— Nie powiem. Z tym pytaniem musisz się zwrócić do niej.

Rozsunął kolana Joli. Rozgościł się między nimi. Przyciągnął jej dłoń do penisa, żeby wspólnie z dziewczyną przywieść go do celu.

— Alan chyba ją woli ode mnie.

— Niekoniecznie.

— Jak to?

— Jak bym był nim, to bym chciał mieć was obie — Rocznik zaśmiał się krótko i poruszył biodrami.

— Ach!

— Ciasna jesteś, Jolu. — Pchnął mocniej.

— Ach!

— Do trzech razy sztuka — szepnął i zdecydowanym ruchem wtargnął głęboko w ciało młodej kobiety.

— Acha!

— Jejku! — Od razu wytrysnął. Jak złodziej po kryjomu.

— Ale ciekawe uczucie!

— Miłe, prawda? — Rocznik powoli poruszał biodrami.

— Wcale nie boli.

— A miało boleć?

— Nie wiem. Podobno za pierwszym razem…

— Endorfiny znieczulają

— Będzie pan uważać?

— Aha. — Geograf przyspieszył pchnięcia. — Na co?

— Zapomnieliśmy się zabezpieczyć.

— To nic.

— Ach! Nie chcę jeszcze mieć dzieci.

— Wiem. Mnie możesz zaufać. — Nie pierwszy raz w życiu i nie ostatni Rocznik oszukiwał dziewczynę. Żeby nie zepsuć dobrej atmosfery. Złapał za pierś. Pocałował w usta. Przyspieszył.

— Ach, ach! — Jola zaczęła jęczeć w takt pchnięć Rocznika.

Penis suwał się jak tłok w cylindrze, sperma uwolniona na początku stosunku zapewniała smarowanie bardziej niż dostateczne. Tłoczył tak długo, aż Jola cała spłynęła potem, aż pochwa krótką serią skurczy dała znać, że cel tłoczenia został osiągnięty. Do skutku.

Na koniec geograf uwolnił pozostały zapas nasienia. Kropla mniej czy więcej nie czyni przecież różnicy.

— Och, Jolu, dziękuję — powiedział, wysunąwszy się z gościnnego wnetrza.

— Nie ma za co — odpowiedziała dziewczyna po dłuższym namyśle. Była wyczerpana fizycznie i otumaniona endorfinami. Nie miała siły na nic wiecej, ale nie chciała kończyć. Chciała, żeby mężczyzna wrócił na swoje miejsce. W niej, w srodku. — Czy teraz mogę liczyć na same szóstki z geografii?

— W żadnym wypadku — odpowiedział szczęśliwy belfer. Bladorózowe zabarwienie śluzu spowijającego jego spracowaną męskość dawało mu dowód przełamanego właśnie dziewictwa dziewczyny. — Od tej pory będę dla cię piłował dwa razy ostrzej niż innych.

— Dlaczego?

— Żeby nie wzbudzać podejrzeń

— Aha. Dobrze.

— I żebyś mnie kochała dla mnie a nie dla korzyści. Zawsze tak robię — dodał, nie dbając o to, czy tym wyznaniem sprawi przykrość młodej kochance. Specjalnie ryzykując wywołanie zazdrości.

— Zawsze? Ile dziewczyn już pan zaliczył, panie profesorze?

— Kilka. To jeden z niewielu plusów pracy w szkole.

Po tym wyznaniu Jola otrzeźwiała, jak pod strumieniem zimnej wody z prysznica.

— Ale… — Nagle nie wiedziała co powiedzieć.

— Lubię cię, Jolu.

— Ja pana też.

— A kolegę Alana też lubisz?

Zadawszy pytanie, Rocznik wsunął rękę między uda Joli. Wcisnął palec tam, gdzie chwilę wcześniej buszował penisem.

— Też. Jejku, jaka ja jestem zboczona! — zachochotała i objęła mężczyznę ramionami. — I głupia. Dałam się panu przelecieć jak ostatnia…

— Dziewczynka — Nauczyciel wszedł jej w słowo. — Na pewno nie pierwsza — zażartował i zatkał jej usta namietnym pocałunkiem.

— Będę mogła jeszcze do pana przychodzić?

— Bedziesz. Na pewno.

Jeszcze pół godziny Rocznik poświęcił pieszczeniu uczennicy. Całował, zlizywał pot, kreślił ósemki na łechtaczce. Aż czas przeznaczony na wizytę dobiegł końca.

Jola skorzystała z wanny, umyła się i kobieco spełniona spacerem poszła do domu. Zakochana, ale bez złudzeń co do dalszych perspektyw związku.

Wieczorem zaczęły się pytania: czy stało się coś złego, dlaczego Jola jest osowiała, gdzie błądzi myślami, może kiedyś zechce łaskawie uraczyć rodziców rozmową. Nieprzespana noc. Wątpliwości i narastający niepokój. „A co, jak zaszłam?” Nagłe poczucie osamotnienia.

W szkole nie lepiej. Alan jakby się przestał oddzywać. Z drugiej strony też Jola specjalnie nie szukała jego towarzystwa. Nie mogła mu się zwierzyć z tego, co duszy dolega, a więc musiałaby przemilczać i udawać, że wszystko jest jak powinnno, grać i kłamać w żywe oczy. Oszukiwać przyjaciela. Więc spędzała kolejne przerwy i dni sama. Nie miała nawet ochoty odpisać Rocznikowi, ani na pytanie o samopoczucie, ani na zaproszenie do powtórnych odwiedzin.

***

 

Pomoc nadeszła jak zawsze z zaskoczenia i z niespodziewanego kierunku. Patrycja z trzeciej C, sympatyczna konkurentka, którą przez chwilę Jola lubiła, ale popadłwszy w depresję prawie znienawidziła, dyskretnie, przez komunikator, poprosiła o rozmowę.

— Powiedz — zapytała na boisku — czy coś jest między tobą i Alanem?

— No, znamy się — odpowiedziała Jola, w pierwszej chwili niemal jak biblijny Paweł wypierając się zażyłych związków z przyjacielem. — Dlaczego pytasz?

— Bo tak mi się wydaje, że coś was łączy, albo łączyło. A nie chcę się wpychać w kaloszach między ludzi.

— Nie wpychasz.

— Jejku, Jola, ty jesteś o zazdrosna?!

— O co?

— O niego.

— Wcale nie.

— Jejku, nie chcesz rozmawiać, a ja muszę to na kogoś zrzucić!

— Co zrzucić?

— No, że mam crush na niego! Myślałam, że on na mnie też, ale on chyba tęskni do ciebie.

— Tak ci się wydaje? — mruknęła Jola i drapnąwszy się po nosie, obróciła się na pięcie i pożegnała cichym: — Cześć.

Rozmowa nie była jednak zakończona. Potem przez komunikator i bezpośrednio w cztery oczy, siedząc na kanapie w mieszkaniu koleżanki, powiedziała wszystko, co mogła, o swoich związkach z Alanem. Przemilczając tylko udział nauczyciela geografii.

— Wow! Ale z ciebie aparat! — westchnęła Patrycja usłyszawszy o striptizie do pasa. Nie dowierzała. — Odważna jesteś.

— Wcale nie.

— Ale tak po prostu zdjęłaś bluzke i stanęłaś przed nim półgoła?

— No tak, mniej więcej. Ale się przy tym trzęsłam jak przekąska bogów — dodała z chichotem.

— Jak co?

— Jak Göterspeise.

— Aha. Galareta w nogach? — Obie chodziły na niemiecki, wprawdzie do różnych grup, ale na mniej więcej tym samym poziomie. Znały więc z grubsza te same rejony słownika.

— No.

— Ale i tak, że się odważyłaś! Powiedz szczerze: musiał być powód.

— A tak mnie coś napadło.

— Nie wierzę.

Potem przyszła kolej na zwierzenia Patrycji. Przyznała się, że próbowała wyciągnąć Alana na spacer i do kina. Udało jej się jedynie zaprosić go do siebie do domu. Całe dwa razy. Specjalnie założyła najbardziej obcisłą bluzkę, jaką miała w szafie, licząc, że w ten sposób optycznie wzmocni swoje cechy płciowe i wzbudzi pożądanie u chłopaka.

— Też jesteś aparatka — Jola weszła jej w pół słowa.

— Trzeba sobie jakoś radzić.

Roześmiały się razem. Jolę znowu ogarnęło poczucie, że jest przyjaźń między nimi.

— Zawróciłaś mu w głowie — powiedziała, jak tylko śmiech przebrzmiał i nastała refleksyjna cisza.

— Dlaczego tak myślisz?

— To widać.

— Ja jakoś nie zauważyłam — odpowiedziała Patrycja.

— Alan jest trochę nieśmiały — Jola mrugnęła okiem.

— Aha. Albo woli dziewczyny, co mają więcej ciała. — Patrycja przyłożyła obydwie dłonie do piersi.

— Jak Maja? — Wspólna koleżanka Patrycji i Alana nadawała się jak ulał jako przykład nie chudej i nie płaskiej kompozycji ciała.

— No, jej talentom to by na pewno się nie oparł. — Zaśmiały się znowu obie. — A, wiesz co, Jolu, może on chodzi do niej? My tu się użalamy, że nas nie chce, a on teraz Majeczkę… No, wiesz…

— Pieści? — zaproponowała Jola.

— Yhy. Wewnętrznie.

— Jak? — Jola zamyśliła się nagle. Przypomniała sobie, ża ma tajemnicę nie do zdradzenia nawet najbliższej koleżance.

— W środku. Pieści, aż jęczy. Ha ha.

— Kto jęczy?

— Oboje. Oj, Jolka, nie bądź taka smutna!

— Nie jestem

—Nie bądź taka dziewica.

Jola popatrzyła tylko spod czoła i wykrzywiła usta w półuśmiechu. Nie chciała mówić, że już nią nie jest, nawet dla żartu.

Korciło ją żeby zapytać o nauczyciela. Co wiedziała Patrycja o kobietach Rocznika i dlaczego wtedy nazwała go psem na baby i dlaczego akurat do niej.

Podczas gdy Jola biła się z myślami jak sformułować palące ją pytanie, koleżnaka przerwała ciszę swoimi wspomnieniami. Powiedziała, że swego czasu, jej starszy brat podrywał Maję, a jego kolega interesował się Patrycją. Z wzajemnością.

— Ale ją Jaruś łaskotał! — zaśmiała się do Joli. — Miałaś też tak?

— Zależy, co masz na myśli.

— Myślał chyba, że nic nie widzę.

— A co byś miała zobaczyć?

— No, jak ją łapie, gdzie nie powinien. Ale się śmiała. Jaruś myślał, że siostra głupia, o niczym nie wie, a Maja mi pokazywała coraz to nowe staniki, co zakładała dla niego. Chociaż też udawała niewiniątko. Że niby przychodzi do mnie, a Jaruś to tylko jakiś taki brat koleżanki, co się czasem, przyplącze i podokucza.

— Byłyście best friends for ever? — Jola przypomniała sobie o swojej przyjaźni z podstawówki.

— Można tak powiedzieć. To chyba była szósta klasa. Jaruś już wtedy miał ją za co złapać. A ja, jak przymierzałam te jej staniki, to żeby miseczki nie straszyły pustkami, musiałam ponapychać skarpetek — wesoło opowiadała Patrycja. — Miałam wtedy takie grube getry. Dobrze się nadawały zamiast gąbek.

— A ciebie nikt nie łaskotał? — zainteresowała się Jola. Anegdoty przyjaciółki zupełnie naprawiły jej humor. — Mówiłaś, że kolega brata?

— A, Michał! — Patrycja aż musiała się złapać za brzuch. Tak mocno się zaśmiała. — No, do stanika się nie dobierał, bo nie było po co.

— Nie zakładałaś w domu? Ja też nie mam po co.

— Wtedy zakładałam i to jeszcze jak! Po dwa push-upy na raz. Żeby bluzka jakoś leżała.

— Żeby się podobać koledze brata?

— Też. Ha ha. I żeby brat myślał, że ma dorosłą siostrę.

— Ile miałaś lat?

— No, tak ze trzynaście mniej więcej. Smarkula z podstawówki.

— No to byłaś dorosłą.

— Bardzo, ha ha.

— No to, Pati, co z tym kolegą brata?

— Ach, tylko nie mów nikomu. Ha, ha. No próbował łaskotać. I obłapiać, jak nikt nie widział… Szczypał perwersiaczek.

— Szczypał?

— Tak. Pośladki. Raz tak złapał głęboko, że szczypnął, tylko że nie w tyłek. Ale żem wtedy wrzasnęła. Ha, ha.

— Nie w pośladek? — Jola udała niedomyślną. Tymczasem z niepamięci wróciły jej dawniejsze rozmowy z poprzednią bestfriendką. Czuła się jak emigrant wróciwszy po latach do domu.

— Nie. Ha, ha. W cipkę. Za pierwszym razem było takie zaskoczenie, że pięść sama poleciała. Nie wiem, jak to możliwe, ale walnęłam go w oko.

— Ojej, to więcej nie próbował?

— Aż tak źle nie było. Ha, ha!

Po tym wyznaniu Jola nie mogła już nie opowiedzieć o swojej dawnej przyjaźni z bestfriendką for ever Marylą. Tylko musiała to odłożyć do następnego razu, bo na dworze robiło się juz ciemno i musiała wracać do domu.

W międzyczasie zaczęła na nowo korespondować z Rocznikiem.

— Przyślij mi swoje zdjęcie — zażądał któregos razu.

Jola wysłała kilka selfie zrobionych na poczekaniu.

— Proszę.

— Dziękuję, myślałem o trochę innym ujęciu — odpisał nauczyciel.

— O jakim?

— Przyślij mi teraz zdjęcie, jak siedzisz tak samo przy biurku, tylko bez bluzki.

— Pan chce toples?

— Chcę cię oglądać, kiedy cię nie ma.

Z wahaniem, ale nie bez ekscytacji, spełniła prośbę. Wysłała Rocznikowi całą serię selfie do wyłącznie prywatnego użytku. Napisała, że chętnie go znów odwiedzi.

Najpierw musiała tylko rozwikłać zagadkę psa na baby. Następnego dnia po szkole znów poszła do swojej nowej przyjaciółki.

— Chyba się myliłyśmy — powiedziała Patrycja, kładąc głowę na kolanach Joli. — Alan nie wyseksił Maji.

— Skąd wiesz?

— Musiałaby mi powiedzieć, a nie nic nie mówiła. Poza tym chodziłaby jak w skowronkach, a i tego po niej nie widać.

— To jeszcze nie dowód — słusznie zauważyła Jola.

— Niech będzie, że mocna poszlaka. Z drugiej strony Alan by ci się na pewno zwierzył, jak by zamoczył. A mówił ci coś?

— Nie.

— No to widzisz. Mamy już dwie poszlaki. A co dwie, to nie jedna, i trzecia, że jesteśmy zgodne, więc się nie bzykali — zatriumfowała Patrycja. — Jeszcze nie. Ha ha.

— Oj, ale z ciebie aparatka.

— Nie mniejsza od ciebie, z twoją obsesją na punkcie penisa.

— Oj, po co ja ci o tym mówiłam?

— Bo chciałaś usłyszeć, że wszystkie tak mamy. Że nie ty jedna jesteś zboczona, ha, ha.

— Może?

— Nie może, tylko na pewno, Jola. No ale okey. Ja też mam czasem chcicę, że bym się puściła z każdym. Nawet z geografem, ha, ha!

Jola aż podskoczyła, usłyszawszy te słowa. Żeby nie dać po sobie poznać, że geograf nie jest jej obojętny, oparła ręce na ramionach koleżanki.

— Co z nim? — zapytała.

— Co z kim?

— Z Rocznikiem.

— A, z nim. Nic.

— Powiedziałaś, że byś z nim poszła do łóżka? — Jola, trochę dla żartu, trochę dlatego że nie miała innego pomysłu, wsunęła rękę pod bluzkę koleżanki.

— No, jak mam chcicę, to bym poszła. A ty nie? Ha, ha.

— Dlaczego akurat z nim? — zapytała Jola, przykrywając dłonią jedną z piersi.

— A dlaczego nie?

— Dlaczego tak?

— Nie wiem. Tak mi się powiedziało.

— Kiedyś powiedziałaś, że on jest jak pies na baby. Pamiętasz?

— Pamiętam.

— Podoba ci się? — Jola zwiększyła nacisk na pierś przyjaciółki.

— Nie. Co ty? No, może trochę. Ha, ha. Ale dlaczego pytasz?

— Tak po prostu. To skąd wiesz, że on jest jak pies na baby?

— Kolega brata mnie ostrzegł, jak się dowiedział, że idę do jego liceum — odpowiedziała Patrycja. — Powiedział: uważaj tylko na geografa. On żadnej młodej nie odpuści. Ha, ha. A ty dlaczego mnie macasz?!

— Oj, przepraszam, Pati.

— Jesteś lezbą?

— Nie. Naprawdę przepraszam. — Jola zaczęła wysuwać rękę spod bluzki.

— Nie no, co ty? — Patrycja złapała Jolę za nadgarstek. — Zostań.

— Po co?

— To jest przyjemne. No i kto mnie pomaca, jak nie ty? Mój chłopak, którego nie mam?

— Jak chcesz — odpowiedziała Jola i skierowała dłoń na drugą, jeszcze niedotykaną, pierś koleżanki. Zaczęła wodzić palcami wokół sutka. — A co, jak bym była lezbijką? — zapytała z przekąsem.

— Nie wiem. Chyba bym się wystraszyła, że to się zrobi za bardzo na serio. Jak z chłopakiem.

— Z tamtym kolegą brata było na serio? — Jola wyczuła palcami, jak głaskany sutek robi się większy i twardszy.

— W pewnym momencie tak. Jak zaczynałam liceum.

— Wyznał ci miłość?

— Nie, ha, ha. Gorzej, bo to ja się zabujałam. Uszczypał mnie pod jakimś pretekstem, tak że się znalazłam przy ścianie. No i się odwróciłam do niego, żeby mnie złapał, no wiesz, od przodu.

— Złapał?

— Tak. Ojej, myślałam że zemdleję. No. Ale zabrał rękę. A potem się pogodził z dziewczyną i mnie nawet nie przeprosił. To było okropne.

— Männer sind Schweine.

— Dokładnie. Od tamtej pory się do niego nie odzywam. A Maja ciągle poflirtowuje z moim bratem. Hi, hi. Ale nie często, bo się wyprowadził do akademika. No i ma dziewczynę, więc wiesz.

— Nie jest zazdrosna?

— Kto? Ta jego Zośka? Nie wie.

— Maja.

— Na pewno trochę. Ej, ale masz zwinne palce, hi, hi. Jednak jesteś lezba.

— Nie jestem. — Jola zdała sobie sprawę, że sutek przyjaciółki reaguje na dotyk, co najmniej jak kiedy by był masowany przez atrakcyjnego mężczyznę.

— Całowałaś się z Alanem, prawda?

— Tak.

— Pocałuj mnie tak jak jego. Możesz, Jolu?

— Aha. — Jola nachyliła się żeby sięgnąć buzią do buzi przyjaciółki wciąż leżącej na jej kolanach. Poczuła łomotanie serca. I przypomniała sobie, co Rocznik powiedział raz o Alanie. Że na pewno chciałby nie musieć wybierać między Patrycją i Jolą, tylko mieć je obie. — Mam pomysł — szepnęła.

Patrycja odpowiedziała wyciągając ręce wysoko żeby przyciągnąć do siebie Jolę za szyję.

— Jaki? — szepnęła.

— Razem pójdziemy do Alana — odpowiedziała Jola i przytknęła usta do ust przyjaciółki, frywolnie wysunąwszy język.

— Mniam! — zaśmiała się Patrycja. — Z dziewczyną jeszcze się nie całowałam. Ale razem?! I co mu powiemy?

— Nie wiem. Że go lubimy?

— Obie?

— No tak. Przecież to prawda.

— Ty to jesteś aparatka! Ale cię lubię. — Pocałowała Jolę w usta. Też angażując język.

— Ja ciebie też. Chyba nawet bardziej niż Alana — powiedziała Jola i parsknęła smiechem.

— Żebyś tylko tego potem nie żałowała — odpowiedziała Patrycja i rzuciła się Joli na szyję. Przewróciła na plecy. Pocałowała w szyję. Zadarła T-shirt i wycałowała po biuście. Wcisnęła rękę między nogi.

— Och, Pati, nie! Na dzisiaj starczy mi tego dobrego.

— Jak chcesz. — Patrycja zrobiła szelmowską minę. — Dopóki nam nie grozi, że się we mnie zakochasz, bo nie jesteś lezbą, możemy nawet… — Zawiesiła głos wposzukiwaniu zgubionej myśli.

— Co możemy?

— A, już sama nie wiem. Tylko tyle, że jestem szczęśliwa.

— Ja też. Fajnie jest znowu mieć przyjaciółkę.

Jeszcze tego samego wieczora dziewczyny napisały koledze, że go odwiedzą. Powód wizyty i jej planowany przebieg trzymając jednak w tajemnicy, pomimo dopytywań. Powiedziały mu tylko, że przyjdą w piątek po lekcjach — piątek był ich najkrótszym dniem szkolnym — i żeby posprzątał w pokoju.

— Napisz mu jeszcze, żeby sie zaopatrzył w prezerwatywy — zachichotała Patrycja.

— Napiszę, żeby pochował.

— Niech pochowa zużyte, a dla nas przygotuje nowe.

— Niech się sam domyśli.

— Jesteś gotowa na twój pierwszy raz?

— Nie wiem, Pati. — Tym razem kłamstwo przeszło przez gardło nawet bez zająknięcia.

— Ja też. Ale jak ty mu dasz, to nie chcę być gorsza.

— Nie będziesz na pewno.

***

 

Od tego momentu aż do spotkania Jola nie zamieniła z Alanem ani jednego słowa. Ograniczyła się do wymiany smajlików przez Internet. Podobnie Patrycja. Obie w napięciu czekały na piątek. W, trochęiększość przerw spędzały razem, zamyślone, milcząc. Od czasu do czasu chichotały tylko:

— Wiesz, co mi chodzi po głowie?

— Wiem.

— Boisz się? Ja też, trochę.

— No. Mam tremę.

— A co, jak on nas nie zechce?

— To się spalimy ze wstydu.

— Pójdziemy do Rocznika? — raz zażartowała Patrycja.

— Nigdy w życiu — nerwowo odpowiedziała Jola. Nie chciała się przyznać, że dopieco co się z nim umówiła na krótką, półgodzinną schadzkę tylko we dwoje.

***

 

— Jutro do niego idziecie? — Rocznik wyciągnął rękę na przywitanie.

Siedział na tapczanie, odziany tylko w szlafrok.

— Pojutrze. Nie gniewa się pan na mnie?

— Nie, Jolu. Jestem szczęśliwy, że przyszłaś.

— Musiałam. Musiałam panu o tym powiedzieć.

— I powiedziałaś. — Nauczyciel, nie tracąc czasu, sięgnął do dolnego guzika koszuli Joli. — I przyszłaś. W końcu. Nareszcie. — Rozpinał jeden po drugim.

— Musiałam.

Nagle poczuła słabość w nogach. Zakręciło jej się przed oczami.

— Dobrze, że musiałaś. Bardzo dobrze. — Rocznik przyciągnął dziewczynę do siebie. Zaczął rozpinać jej dżinsy.

— Panie profesorze — zawiesiła głos, żeby się zastanowić, czego w ogóle chciała od nauczyciela. Położyła dłonie na jego głowie.

— Mój synek ma dziewczynę, wiesz? W niedzielę się przyznał urwipołek — odezwał się geograf. — Dopiero po dzieciach widać, jak się człowiek starzeje. — Sięgnął oburącz za plecy Joli, żeby poluzować haftki stanika.

— Nie jest pan stary — zaoponowała Jola. Zdała sobie sprawę, że jest już mokra.

A w duszy powiedziała do siebie: „Jejku, on ma czterdzieści lat! Jest w wieku taty. Czy tata też?” Dalej pomyśleć nie mogła. Przeszkodziły pocałunki.

— Jestem, ale przy tobie czuje się nastolatkiem. — Rocznik złapał Jolę za pupę i przyssał się do lewego sutka.

— Nauczy mnie pan zakładać prezerwatywę? — wydukała cicho Jola, przyciskając do piersi głowę nauczyciela. — Zdążymy w dwadzieścia pięć minut?

— Zdążymy, ale nie dzisiaj. Nie mam gumek w domu.

Jola zamarła.

— To jak my to zrobimy?

— Tak jak zawsze.

— Boję się, że zaliczymy wpadkę. — Jednocześnie, przecząc zupełnie swoim słowom, zsunęła spodnie razem z bielizną.

— Będzie dobrze.

— Obiecuje pan?

— Obiecuję. — Rocznik pozbył się szlafroka i usiadł w szerszym rozkroku, demonstrując dziewczynie swoje zamiary. — Możesz poćwiczyć coś, co ci się prędzej przyda niż zakładanie gumki.

Jola nie musiała pytać, co nauczyciel ma na myśli. Klęknęła. Właściwie kolana same się zgięły i spoczęły na podłodze.

— Nigdy tego nie robiłam.

— Ja też za tym nie przepadam, ale to najskuteczniejsza antykoncepcja. W dodatku całkiem naturalna. Dozwolona. Preferowana przez Kościół.

— Tego to nie wiedziałam — odpowiedziała Jola z uśmiechem.

— Jak nie wierzysz, możesz zapytać księdza na religii.

— Zapytam na pewno. — Objęła żołądź ustami.

Ssąc, mogła znowu przez chwilę pomilczeć i pomyśleć: „Właściwie to ja nie kocham Alana. Nigdy nie kochałam. Ale do Rocznika też niczego nie czuję. Nie powinnam. A co jeśli jednak? Jezu, ale gruby ten penis! Ale ja jestem mokra! Chlupoczę. Zboczona. Ale się puszczam!” Zacisnęła wargi na penisie i zaczęła energicznie poruszać głową. Z zamkniętymi oczami.

— Ty to masz talent, dziewczyno — wysapał Rocznik. — Jak tak to zrobisz swojemu koledze… Albo lepiej nie… Lepiej udaj niedoświadczoną, żeby nie pomyślał…

— Naprawdę jest pan pierwszy — Jola przerwała pieszczotę. — Z nikim wcześniej…

— Mnie tego nie musisz tłumaczyć — odpowiedział szczęśliwy geograf, biorąc w dłonie policzki Joli. — Ważne, żeby twój kolega nie miał wątpliwości. Chłopcy w jego wieku potrafią mieć kompleksy. Kompleksy i zbyt bójną fantazję. Uwierz mi, Jolu.

— Wierzę.

— Poćwicz jeszcze chwilę.

— Aha.

Trzy minuty później odwróciły się pozycje: dziewczyna zajęła miejsce na tapczanie, usiadła w szerokim rozkroku; mężczyzna klęknął przed nią. Potraktował językiem łechtaczkę.

— Nie mogę już dłużej czekać — powiedział.

— Ile nam zostało czasu?

— W sam raz na stosunek. Jeśli pozwolisz.

— Jezu, znowu się puszczę — jęknęła Jola bez żalu. — Tylko ostrożnie, dobrze?

— Dobrze.

Rocznik od razu położył się wygodnie obok uczennicy. Przechylił ją na bok, nasunął jej kolano na swój tułów. I wszedł w ciepłe, gościnne ciało. Dobił do dna. I zaczął szybko tłoczyć. Przez kilka minut traktował Jolę nie jak dziewczynę, nie jak osobę, nie jak żywego człowieka, lecz jak lalkę z gumową waginą, narzędzie do masturbacji, do robienia sobie dobrze, jak przedmiot.

— Aa! — Lalka zaczęła pokrzykiwać. — Jejku! Aa! Boże. — Ciało Joli szalało. Przestało słuchać woli. Mózg wyłączył myślenie. — Aa! — Pracowały płuca. — A! A! — Pracowały mięśnie. Wszystkie bez wyjątku. Aii! — Pracowały biodra i pochwa. Trwało to wszystko niecałe cztery i pół minuty. I wcale nie było ostrożnie.

— Uch, Jolu, dziękuję — powiedział geograf, kiedy ciała, spocone i bezsilne, rozłączyły się i pojedynczo spoczęły na tapczanie obok siebie. — Żeby wszystkie uczennice były tak uczynne.

— To co?

— To by szkoła była naprawdę fajnym miejscem. Jeszcze bardziej chciałoby się pracować.

— I uczyć — dodała Jola, nie otwierając oczu.

— Słucham?

— Jakby wszyscy nauczyciele tak podrywali swoje uczennice, jak pan podrywa, to byśmy się uczyły na same szóstki.

— Wszyscy? To jednego nauczyciela już ci za mało, ty rozwiązła dziewczyno? — zażartował podrywacz.

— Nie. Wcale nie chcę już nikogo innego — odpowiedziała Jola, jeszcze półprzytomna po łóżkowych ekscesach. Rozmarzona, szczęśliwa jak nigdy.

— Nawet Alana?

— Alan to kolega. Nie powinnam mu w ogóle zawracać głowy, tylko zostawić Patrycji. Tak właściwie to nie wiem, co się ze mną dzieje. Wcale nie jestem przecież rozwiązła. — Przytuliła się do mężczyzny, który przed krótką chwilą był jeszcze w niej, wypełniał ją i dopełniał. Pulsował. Wzięła w dłoń tę część jego ciała, której przypadła w udziale praca najbardziej bezpośrednia na niwie fizycznej miłości. Tym razem zrelaksowaną, nie tak napiętą jak tuż przed penetracją.

— Nie wiesz, co się dzieje, Jolu? A ja wiem.

— Co? — szepnęła.

— Lubisz mieć w sobie… — Rocznik zawiesił głos. Z przekąsem. Modulując głos tak, jakby nie twierdził, tylko zadawał pytanie.

— Penisa? — dopowiedziała Jola półszeptem, chuchając mężczyźnie do ucha. — To na pewno. Każda kobieta lubi. Taka jest nasza fizjologia, nie prawda?

— Prawda.

— Tak naprawdę, to zawsze byłam ciekawa, jak to jest. Jak to jest dotykać penisa. Jak to jest mieć seks.

— Zawsze?

— Zawsze odkąd pamiętam.

— Teraz już wiesz.

— Wiem. I wiem dzięki komu. — Jola zachichotała lubieżnie i pocałowała nauczyciela w policzek. — Mam tylko nadzieję, że kara nie będzie za ostra.

— Kara za co, Jolu? — Mężczyzna czule ją przytulił, jednocześnie zaczął całować po buzi i masować plecy.

— Za to że się dowiedziałam — odpowiedziała Jola. — Przecież nie ma w życiu nic za darmo.

— Oj, byś się zdziwiła — zaśmiał się nauczyciel serdecznie. — Karą jest to, że musisz wrócić do domu. A ja cię nie chcę wypuścić. — Przesunął jedną dłoń z pleców na pierś dziewczyny.

Tymczasem Jola poczuła, że jego penis znów robi się twardy.

— Chce pan jeszcze raz? — spytała, sprawdzając na zegarze, która jest godzina.

— Jak nie obiecasz, że wrócisz, to cię zaraz zgwałcę — odpowiedział Rocznik, nie przerywając głaskania piersi.

— Obiecam… Ale może ja też bym chciała.

— Rodzice nie będą się pytać, gdzie tak długo chodziłaś po szkole?

— Nie wiem. Może.

Jola przysunęła się jeszcze bliżej, podparła na łokciu i złożyła długi pocałunek na ustach Rocznika. Wniknęła do środka językiem. Jednocześnie z lubością rejestrowała ruchy rąk starszego partnera. Nadstawiała piersi do macania. Ocierała się lepkim łonem o bok kochanka.

— Oj, widzę, że polubiłaś seksy.

— Aha. Pana polubiłam. A pan mnie lubi? — Całując, a raczej buszując językiem, skierowała ponownie rękę na penisa. Zacisnęła dłoń. Zaczęła masować. — Lubi mnie pan?

— Lubię.

Chwilę potem kochali się znowu. Mężczyzna leżąc na plecach, dziewczyna siedząc na nim okrakiem. Było jej wszystko jedno, ile miał kobiet przed nią. Liczyło się tylko jedno: wydobyć z niego całą męskość, tak żeby nic, ani kropelka, ani pół kropelki, dla nikogo więcej nie zostało. Wchłonąć całą spermę.

— Mm, najpiękniejszy widok na świece — zachwycił się Rocznik, biorąc Jolę za nadgarski.

— Jaki.

— Twoje piersi. Pięknie teraz falują.

Jola aż się wyprostowała od rozpierającej ją dumy. Przyspieszyła tempo.

A zaraz potem znów leżała pod mężczyzną. Znów ćwierćprzytomna przyjmowała energiczne pchnięcia. Jęczała. Sapała. Dawała i brała przyjemność najwyższej próby.

— Co powiesz mamie? — zapytał Rocznik, spełniwszy się w roli kochanka.

— Że się zasiedziałam w bibliotece.

— Dobrze. Chodź do wanny.

— Do wanny w bibliotece? — zaśmiała się Jola. Do tego czasu zdążyła już polubić wannę nauczyciela. A raczej pieszczoty, jakimi ją w niej raczył.

W domu rodzice nie pytali o nic. Jedynie, czy Jola się dobrze bawiła.

— Tak — odpowiedziała z szerokim uśmiechem. Niemal dosłownie promieniując radością.

— To świetnie — ucieszył się tata. — Pierogi na stole.

— Dziękuję — odpowiedziała Jola i ni stąd, ni zowąd pocałowała tatę w policzek.

Spontanicznie. Dopuszczając pomyłkę: do policzka przywarła wilgotnymi ustami, na dłuższą chwilę, niż trwa typowe cmoknięcie. Do tego otarła się biustem o ramię taty, biustem prawie nagim, bo bez stanika. Jakby całowała swojego chłopaka, a nie rodzica.

— Mm. Czym sobie zasłużyłem?

— Kolacją i tak w ogóle — odpowiedziała Jola, chichocząc jak przedszkolaczka. — Dziękuję.

— Smacznego! A, bym zapomniał. Alan się o ciebie pytał — powiedział tata, jakby naprawdę tylko dopiero co sobie przypomniał. Kiedy miał już wyjść z kuchni. Jakby go nie trawiła ciekawość.

— Zadzwonił, czy jak?

Jola chwyciła oczami wzrok rodzica. Dopiero w tej chwili zdała sobie sprawę, że nie ma na sobie domowego T-shirta, tylko wyjściową koszulę, którą założyła tego dnia do szkoły i że przez cienki materiał doskonale widać, że pod spodem brakuje stanika. „Ach, to roztargnienie!” — zaśmiała się z samej siebie i poczuła pieczenie na dekolcie i twarzy, buraczane wypieki.

— Tak.

— I coś mówił?

— Nic. Tylko zapytał, czy możesz podejść. Powiedziałem, że dopiero wszedłem do domu i nie wiem, gdzie jesteś.

— Dzięki, tato.

— Przecież nie ma za co.

— Jest. — Jola podeszła bliżej. — W piątek idziemy do niego z Patrycją. Wiesz którą.

— Aha. — Tata kiwnął głową, że niby wszystko wie i rozumie.

— No.

— Dobrze. Będę wiedział. — Porozumiewaczo mrugnął okiem.

— Aha. Rodzice chyba po to są, żeby trochę wiedzieć.

— Trochę?

— Tak. Ociupinę. O tyle — Jola wyjaśniła gestem, że owo tyle ma rozmiar paznokcia małego palca. Szelmowsko zmrużyła oczy.

— Skoro aż tyle, to tyle musi wystarczyć — odpowiedział tata i wyciągnął ręce, zapraszając do objęcia.

Na koniec uściskali się, tata i córka, na dobranoc. Czule, czego nie czynili od wielu miesięcy. Jak to zadowolenie z pożycia korzystnie wpływa na harmonię domową i więzi rodzinne!

— Tylko nie mów za dużo mamie — szepnęła Jola na pożegnanie.

Tego wieczora Jola kładła się spać zadowolona i szczęśliwa. Rano wstała jednak zupełnie niewypoczęta. Second thoughts. Myśli wtórne, krytyczne i wątpiące, napadły ją tuż przed północą. Później niż po poprzednich randkach z Rocznikiem. Ale nie mniej skuteczne w zbijaniu snu z powiek.

— Coś się stało — zapytał tata przy porannej kawie.

— Znowu ktoś nie w sosie? — skomentowała mama.

— Nie, nic. Tylko głowa mnie boli. Nie mogłam zasnąć.

W szkole Patrycja zapytała o to samo:

— Jolu, czy coś sie stało? Chodzi o Alana?

— Nie. Tylko się nie wyspałam.

— Ja też ciąglę o tym myślę.

***

 

Plan dziewczyn na randkę z Alanem był jasny i prosty. Ryzyka oszacowane, decyzja podjęta jednogłośnie. A mimo to w ostatniej chwili okazało się, że pewne szczegóły wymagały omówienia. Koniecznie w cztery oczy, nie przez internet. Zawsze coś zostaje na ostatnią chwilę.

Tym razem to Patrycja przyszła do Joli. W czwartek, bezpośrednio po szkole. Ledwie zdążyły poruszyć właściwy temat, dla którego się spotkały, mniej więcej po godzinie, drzwi się otworzyły i w progu pokoju zjawił się tata Joli.

—O! Przepraszam. Pukałem dwa razy…

— A! — Jola aż podskoczyła z zaskoczenia i konfuzji. — Tato, co tutaj robisz? Już jesteś w domu?

— Pukałem, ale się śmiałyście tak głośno… — Stał nieruchomo jak zamieniony w marmurowy pomnik. Widok półnagich nastolatek zajętych przeglądaniem bluzek i staników rozłożonych na łóżku w podobie wielobarwnej narzuty zaskoczył go nie mniej niż je nagłe pojawienie się rodzica.

— Dzień dobry — przywitała się też Patrycja, w jednej ręce trzymając stanik, drugą zasłaniając piersi.

— Dzień dobry, Patrycjo. Przepraszam was. Widzę, że przepraszam.

— Trochę nabałaganiłyśmy — odpowiedziała Patrycja niepewnym głosem. Zerkając to na przyjaciółkę, to na jej ojca. Zobaczywszy, ze zdumieniem, że Jola nie zasłania biustu, także, z wahaniem, opuściła ramię mniej lub bardziej luźno wzdłuż ciała.

— Czasami trzeba, jak się czegoś szuka. — Mężczyzna próbował wybrnąć z niezręcznej sytuacji. Ale bez pośpiechu, żeby jednak skorzystać z rzadkiej okazji i nacieszyć wzrok widokiem młodego ciała. — Ale właściwie to tylko chciałem powiedzieć Joli, że już jestem. Nie będę wam przeszkadzać.

— Spoko, tato — odpowiedziała Jola z ulgą. — Dzięki.

Była też wdzięczna przyjaciólce za to, że zachowała spokój. A mogłaby przecież z łatwością wpaść w panikę.

— Jak zechcecie coś zjeść, pić, to znasz drogę do kuchni. — Wciąż coś zatrzymywało tatę Joli.

— Wiem, wiem, tato. Zejdziemy.

Jak tylko zamknął drzwi na klamkę, dziewczyny parsknęły spazmatycznym śmiechem.

— Takiej wpadki jeszcze nie przerabiałam — powiedziała Patrycja, łapiąc w płuca powietrze w przerwie między napadami śmiechu.

— Ja też nie. A ty zawsze tak podrywasz cudzych ojców?

— Jak?

— No tak: uśmieszek, cycki na wierzchu.

— Nie miałam kiedy się ubrać!

— I co z tego?

— No dobra, wygrałaś. — Patrycja na zgodę lekko szturchnęła Jolę w łokieć. — To co zakładamy jutro?

— Poczekaj, już wiem, zapytamy tatę. — Jola zrobiła krzywą minę, prześmiewczą, i krzyknęła na całe gardło: Tato!!

— Co robisz?! Wariatko.

— Ćśś.

— Dżizu — Patrycja schowała twarz w dłoniach. — Ty to jesteś wariatka.

— No, może trochę.

— Coś się stało? — zapytał tata, stanąwszy w progu.

Ku jego zdziwieniu — jak można było sądzić po jego minie, całkiem nawet przyjemnemu — mimo upływu kilku minut w pokoju nic się nie zmieniło. Nadal panował babski bałagan, a dziewczyny nadal były toples. Znów, jak za pierwszym razem, koleżanka córki stała z ręką przyklejoną do klatki piersiowej.

— Nie, nic.

— Jola już zapomniała, co od pana chciała — cicho odezwała się Patrycja.

— Miałyśmy się o coś zapytać.

— O co?

— No… — Jola udała, że próbuje sobie przypomnieć. Starała się coś wymyślić, ale ciężko się myśli, kiedy wszyscy dookoła patrzą z przekonaniem, że dana rzecz jest już wymyślona. — No, ten…

— Ustaliłyśmy, że jutro ubierzemy się jednakowo. Na ile się da. — Patrycja przyszła w sukurs. — Miał być taki dowcip. Ale za bardzo nam się nie udaje nic dobrać z ubrań.

— Tak, to ma sens — tata Joli podrapał się teatralnie po podbródku. — Taki problem najszybciej by się rozwiązał w sklepie.

— Na to już nie mamy czasu… ani funduszy — odpowiedziała Patrycja.

— Fundusze może by się znalazły, nie nieskończone, oczywiście.

— Jolu, słyszałaś?

— No. Trzymam cię, tato, za słowo.

— Aha — kiwnął głową ewentualny sponsor zakupów.

Na chwilę zapanowała niezręczna cisza. Mężczyzna i obie nastolatki patrzyli na siebie na wzajem, szukając w głowie słów i myśli. Aż po pięciu sekundach tata Joli zaczął przestępować z nogi na nogę. W końcu jednak córka wybawiła go z opresji.

— Już wiem! — krzyknęła jak Archimedes słynne „Eureka!” — Pati się chciała ciebie zapytać, co sądzisz o jej cyckach. Hi, hi…

Patrycja, usłyszawszy o swym rzekomym życzeniu, aż schowała twarz w dłoniach.

— Jejku — pisnęła.

Tata rozdziawił szeroko buzię. Nie był w stanie wyartykuować żadnego dźwięku. Nagłe wyzwanie zupełnie przerosło jego zasoby intelektualne.

Za to Jola bawiła się w najlepsze.

— To ja znikam, żeby nikogo nie zapeszać — zachichotała i szybkim susem wyskoczyła z pokoju. — Już mnie nie ma!

Daleko jednak nie pobiegła. Została na piętrze, tuż za progiem. Żeby nie będąc widzianą ze środka pokoju, móc słyszeć każde słowo.

— Hm — mruknął tata Joli zostawszy sam na sam z koleżanką córki. — Co ja mogę sądzić?

— Nie wiem — szepnęła Patrycja.

— Masz ładne piersi.

— Naprawdę?

— Koledzy pewnie szaleją za tobą.

— No nie wiem.

Jolę korciło strasznie, żeby jednak zajrzeć do środka, ale jeszcze przez chwilę uało jej się trzymać ciekawość na wodzy.

— Pączki — powiedział tata. — Mm.

— Słucham? — odszepnęła Patrycja.

— Chciałaś wiedzieć, co myślę o twoim biuście, więć mówię, że jest mega apetyczny. Jak pączki, takie słodkie, pulchne, w lukrze. Że palce lizać.

— Hi, hi.

— Schrupać je, zlizać… Piękna z ciebie dziewczyna.

— Dziękuję.

— To ja dziękuję, Pati… że mogę na ciebie popatrzeć. Cudo.

— Ehe. Proszę pana…

— Tak?

— A nic. Jola zawsze się tak zachowuje?

— Nie. Ostatnio bardzo mnie zaskakuje. Co to za chłopak? A może…

— Słucham?

— A nic. Wydaje mi się, że ma chłopaka. Zakochana jest.

— Aha.

— Ale… Ty wiesz lepiej, Pati. Może to nie chłopak?

— A kto? Hi, hi.

— Nie wiem. Dziewczyna. Czy Jola i ty… Jesteście parą?

— Och, nie! Ha, ha, ha! — Patrycja zaśmiała się na głos. I cicho dodała: — Nie jesteśmy lezbijkami.

— A więc to chłopak. Alan?

— W sumie to sama nie wiem. To bardziej skomplikowane.

W końcu ciekawość zwyciężyła.

— Puk, puk! Mogę już wejść? — zawołała Jola zza proga.

— Aha, tak, już — odpowiedział jej tata, nerwowo.

— Aha — potwierdziła Patrycja.

Z tym pozwoleniem Jola czym prędzej wychyliła głowę i zobaczyła, jak jej tata odskakuje duży krok do tyłu. A przyjaciółka szybkim ruchem odgarnia włosy z czoła i przykrywa biust łokciem.

— Aha! — zawołała zwycięsko. — Wszystko już wiesz, Pati?

— Wszystko, a nawet więcej.

— Hi, hi. To super. — odpowiedziała Jola i popatrzyła osądzająco na tatę.

— To ja już zostawię was same, dziewczynki. Jakby co, to jestem na dole.

— Okey, tato!

Po pięciu minutach Jola odezwała się do Patrycji:

— Pączki? Hi, hi!

— Jolka! Ani słowa więcej, bo się przestanę z tobą zadawać!

— Pączki, hi, hi, z lukrem!

— Ćśś!

— No, dobra. To tylko mój tata.

— Jolka, może wyjaśnisz, po co to było!

— Hm — Jola podrapała się po głowie. — Żebyśmy jutro nie potchórzyły?

— Aparatka!

Później, skończywszy naradę, dziewczyny zeszły do kuchni. Ubrane, a jakże, w jednakowe bluzki — zielone topy na wąskich ramiączkach, obcisłe, przylegające do ciała. Jola najczęściej zakładała je jako podkoszulek, pod sweter lub sportową bluzę. Tata Joli usilnie starał się sprawić wrażenie niezainteresowanego ciałem koleżanki córki. Mama za jego plecami pogroziła córce palcem, a na głos skomentowała kreację dziewczyn z humorem. Powiedziała, że wyglądają jak bliźniaczki.

— Niezupełnie. Pati jest o głowę niższa — odpowiedziała Jola.

— Ale obie blondynki — dodała Patrycja.

Tata nie skorzystał z przypadającej na niego kolejki. Mruknął tylko, patrząc za okno, że następnego dnia ma być ładna pogoda.

Dopiero jak żona na moment wyszła z kuchni, powiedział szeptem, że przy takiej pogodzie ma ochotę na pączki.

— Hi, hi — zareagowały cicho obydwie nastolatki. — Przyniosę panu jednego, jak następnym razem mnie Jola zaprosi — dodała po krótkim namyśle Patrycja.

— Wolałbym dwa.

— Chyba mi starczy funduszy.

— Tylko pozazdrościć temu waszemu koledze — powiedział jeszcze, mrugając okiem. — Czy kolegom?

— Koledze — odpowiedziała szeptem Jola.

— Tylko jednemu?

— Aha, ale ćśś — Jola przyłożyła do ust palec.

— Idziemy tylko do Alana — potwierdziła też Patrycja. — Jak pan myśli, możemy się jutro tak ubrać? — zapytała konfidencjonalnie.

— Możecie. Ale nie do szkoły.

— Wiadomo. Mamy ostatni wuef, to się przebierzemy. No i na wierzch bluza.

— Tak, bluza potrzebna — tata Joli kiwnął głową — żeby nie zmarznąć. Słońce niby ma świecić, ale jeszcze bywa chłodno.

— Ma pan rację, hi, hi.

Jeszcze później, wieczorem, tata wśliznął się do pokoju córki.

— Nie siedź dziś do późna — powiedział. I wręczył dwie saszetki.

— Co to jest? Czy to? — Wymacała w środku owalny elastyczny przedmiot. Prezerwatywę.

— Weź. Może się wam przydać.

— Ale, tato!

— Ćśś.

— Jeszcze się nie przyda. Za wcześnie.

— To weź na kiedy indziej. I dla koleżanki.

— Dzięki, tato.

— I kładź się spać. Prędko.

— Zaraz.

— Dobrze, tylko szybko. Kończ flirty w internetach i do łóżka. Żebyś wyspana była jutro, nie tak jak dzisiaj z rana.

— Wiesz co? Fajny jesteś. I Pati cię pozdrawia.

— Pozdrów ją też ode mnie. A teraz dobranoc, dziecko.

Tej nocy Jola spała już wyraźnie lepiej. Wystarczyło przez kilka godzin nie myśleć o geografii, nauczycielu i w ogóle o szkole. To oczywiste. Powszechnie wiadomo przecież, że nadmiar szkoły szkodzi.

***

 

Do domu Alana szli we troje. Pięć minut przez osiedle z blokami i piętnaście mniej uczęszczanym chodnikiem wzdłuż drogi wylotowej. Jola i Patrycja zdjęły bluzy po pięciu minutach spaceru.

— Gorąco dzisiaj — powiedziała Patrycja. — Prognozy się czasami sprawdzają.

Chłopak aż zaniemówił na widok ich jednakowych topów.

— Lubisz pączki? — zapytała Jola z cicha pęk.

— No, nawet.

— My też, co nie, Pati? — zaśmiała się Jola.

— No, ha, ha, ha!

Młodzian, mimo że niewtajemniczonyw pączkowy temat, też się uśmiechnął.

W domu Alana rozmowa z początku nie kleiła się dobrze. Wszyscy troje czuli tremę. Mówiąc, uśmiechając się, nawet stojąc i siedząc wyglądali nienaturalnie. Byli spięci. Nad randką z minuty na minuty zbieraly się coraz czarniejsze chmury. Wzmagał się lęk przed fiaskiem, sprawiając, że wizja fiaska jeszcze szybciej stawała się realnością.

Gdy zdać by się mogło, że wszystko stracone, że trzeba będzie pożegnać się i z opuszczoną głową wrócić do domu, Jola postawiła wszystko na jedną kartę:

— Ali, Pati chciałaby ci coś pokazać — powiedziała.

— Co?

— Zobaczysz zaraz. — Jola spojrzała wymownie na koleżankę, tak, że ta nie miała wyboru. Musiała pokazać.

— Tylko obiecaj, że to zostanie między nami, dobrze Ali? — poprosiła Patrycja, w duszy mobilizując wszystkie dostępne i niedostępne zasoby odwagi. — Obiecujesz?

— No, tak.

— Okey.

Błyskawicznie złapała za spód topu i podciągnęła pod szyję, ukazując parę białych jak śnieg niezbyt dużych piersi, bladością kontrastujących z resztą opalonego już co nieco ciała. Alan z paniką w oczach zeknął to na Jolę, to na biust Patrycji, to na podłogę. Znów na biust, znów na Jolę, by w końcu spojrzeć Patrycji w oczy i jąkając się powiedzieć:

— Będziesz mogła całkiem przełożyć przez głowę? Na chwilę. Proszę.

Na to jąkanie dziewczyny parsknęły głośnym śmiechem.

— Mogę, ale nie sama. Poprosisz Jolę żeby też pokazała cycki? — Patrycja nie czekała jednak, aż chłopak kiwnie głową lub w inny sposób potwierdzi. Jak by się bojąc własnego lęku, czym prędzej zjęła bluzkę.

— Chcesz? — zapytała Jola.

— Aha. — Alan kiwnął głową i nie sprawiając nieodparte wrażenie, że nie wierzy swojemu szczęściu, popatrzył na rozbierającą się przyjaciółkę. Ją oglądał już po raz drugi toples. — Jesteście super — szepnął. — Dziękuję.

— Sam jesteś super — odpowiedziała Jola.

— Tak — potwierdziła Patrycja — jakbyś nie był, to by się dwie laski nie rozbierały dla ciebie.

— A co ja mam dla was zrobić?

— Nic — odpowiedziała Jola. — Miałeś ocenić cycki Pati i już w zasadzie oceniłeś. No, powinieneś ich jeszcze podotykać.

— Ja?

— Ty. A nie chcesz?

— Chcę. Ale mogę? — Alan zwrócił się do Patrycji.

— Aha. — Dziewczyna kiwnęła głową.

— Pomacaj i powiedz, czy się nadają. Tylko szczerze — poinstruowała Jola.

Alan zrobił więc krok ku Patrycji i z wahaniem przyłożył dłonie do jej piersi. Nieudolnie rozpoczął masaż.

— Dajcie sobie buzi — powiedziała Jola.

— Mogę? — Alan poprosił patrycję o potwierdzenie.

— Aha — Patrycja jeszcze raz kiwnęła głową i ostrożnie objęłą kolegę za szyję.

Zapanowała absolutna cisza. A po paru sekundach dały się słyszeć pierwsze ciche mlaski. Alan już śmielej zabrał się za macanie. Jedną ręką. Drugą zaczął masować plecy.

Jola posłała Patrycji uśmiech dopingujący do jeszcze śmiekszych karesów. Ale wewnątrz zagotowała się z zazdrości. Alan miał przecież być jej, kochać ją i należeć do niej, a tymczasem bezwstydnie lizał się z jej przyjaciółką. Nakręcał się macaniem piersi i pupy nie Joli, lecz przyjaciółki. Jego penis sztywniał — musiał sztywnieć — żeby się dostać do pochwy i zrobić z niej przyjemny użytek. Z pochwy Patrycji, nie Joli.

Przez chwilę jeszcze Jola robiła dobrą minę do złej gry, ale szybko straciła cierpliwość. Podeszła do Alana od tyłu. Wcisnęła ręce między stykające się ciała, złapała chłopaka za tors. Pocałowała za uchem.

— Teraz twoja kolej — szepnęła. — Sam się rozbierzesz, czy czekasz aż Pati ci pomoże?

Zaraz potem wszystkim trojgu zostały już tylko same majtki. Dziewczyny bez słowa, jakby się umówiły, otoczyły Alana. Z tym że tym razem, Jola była z przodu, a Patrycja za plecami chłopaka. Ścisnęły go sobą jak plaster sera w kanapce. Jednocześnie zaczęły go całować po szyi i ramionach, gładzić rękami po bokach.

Aż Jola niepostrzeżenie dla przyjaciółki wsunęła dłoń pod bokserki. Pomacała penisa i aż wzdrygnęła ze zdumienia: penis Alana był wiotki, niegotowy do wejścia w kobietę. „Stres?” — pomyślała Jola. „Wstydzi się? Przeszkadza mu, że jesteśmy we troje?” Zaczęła go dyskretnie masować. Masturbować. Z niejednoznacznym skutkiem.

Wkrótce musiała jednak przerwać te zabiegi, ponieważ Patrycja uznała, że pora ściągnąć bokserki z pupy Alana. Żeby nie czekać za długo, aż on zechce w ramach rewanżu pozbawić ją majtek, rozbieranie do naga zaczęła od siebie. Rozebranego Alana, z w miarę przyzwoicie już stojącym penisem, dziewczyny obróciły go przodem do Patrycji, znowu zgrane, jakby wcześniej wiele razy zdążyły przećwiczyć ten manewr.

Zetknąwszy się, najściślej jak tylko można, Patrycja i Alan jęknęli jednocześnie. 

— Wow — westchnęła Patrycja, puszczając oko do Joli.

— Coś czujesz?

— Tak. Och, Alan! — odpowiedziała Patrycja i jeszcze silniej przylgnęła do chłopaka.

— Wasze biusty — odpowiedział Alan. — I nie tylko biusty.

— I ciebie czuć, Alanie — powiedziała Patrycja. Położyła dłonie na biodrach kolegi i zaczęła poruszać talią. Powoli, leniwie, prawie niezauważalnie, ale wystarczająco, żeby wzmocnić doznania swoje i chłopaka.

— Alanku, robiłeś to już z dziewczyną? — zapytała prowokacyjnie Jola. I nie czekając na odpowiedź, dodała: — Rób to ostrożnie, dobrze? — Jej troska ocierała się o szyderstwo, ale ani Patrycja, ani nawet Alan nie odebrali tych słów jako złośliwe.

— Najlepiej nie przestawaj — szepnęła Patrycja. Do Joli dodała: — To jest mega. Też musisz to poczuć.

— Ja?

— Aha. Zanim dostanę orgazmu. Wiesz, łechtaczkowego.

— Aha —odmruknęła Jola. — Podoba ci się, Alanku?

— Jejku, dziewczyny, jesteście boskie. — Przyspieszył ruchy biodrami, przytrzymując mocno partnerkę za pośladki.

— Jesteś ostrożny?

— Tak.

— Pamiętasz, że Pati jest jeszcze dziewicą?

— Tak.

— Chyba wszyscy troje jesteśmy — odpowiedziała patrycja. — Och, ja już nie mogę. Alanku, jak to się stało, że się zrobiłeś taki niebezpieczny? Och.

Jola zdecydowała nie wyprowadzać przyjaciółki z błędu.

— Pożyczysz mi go na chwilę? — zapytała i przesunęła dłonie na tors Alana.

— Pożyczę.

Alan posłusznie odwrócił się przodem do Joli. Popatrzył jej w oczy z miną, jakby koniecznie musiał za coś przeprosić. Złapał ją za biodra. Lekko przycisnął do siebie. Złożył pocałunek na lewej piersi. Dzięki różnicy wzrostu nie musiał się w tym celu prawie wcale schylać. Ale żeby penisem dosięgnąć do krocza musiał stanąć na palcach.

— Wyżej, Alanku. Trochę wyżej — szeptem podpowiedziała Jola. Jednak żeby go dobrze poczuć musiała sama zgiąć nogi w kolanach. — Mm — mruknęła, poczuwszy go wreszcie wargami.

W tym momencie przypomniała sobie o podarunku od taty. Rozsądnie by było kazać Alanowi go użyć. Ale to by znaczyło, że quasi zmusza chłopaka do penetracji, a wcale nie była pewna, czy sama chce pełnego seksu i czy Alan jest na to zdecydowany i gotowy. Poza tym czuła, że w tej sprawie pierwszeństwo należy się Patrycji. Tak więc o prezerwatywach leżących w torbie nawet nie pisnęła.

Tymczasem Alan przyssał się do piersi. Kurczowo złapał Jolę za pośladki i docisnął biodrami. Jola poczuła, jak penis z łatwością toruje sobie drogę do jej wnętrza. Jej ciało bardzo chciało przyjąć gościa.

— Fajnie, co? — mruknęła Patrycja, ocierając się biustem o plecy Alana.

— Bardzo. — Pierwszy odpowiedział Alan i pogłębił ruchy bioder.

— Super. Miałaś rację, Pati — potwierdziła też Jola, napierając na Alana. — Kiedy masz dni płodne?

— Nieprędko — uśmiechnęła się Patrycja.

— Jolu! — jęknął Alan.

— Co?

— Jak bardzo mam uważać?

— Bardzo. — Jola pozwoliła mu pchnąć jeszcze dwa razy, po czym wbrew temu, co podpowiadał jej instynkt, wyprostowała kolana i odsunęła się od kolegi. — Możemy cię zaspokoić ustami. Chcesz? Czy wolisz przelecieć teraz Pati?

Alan nie był przygotowany na takie postawienie sprawy. Odsunął się w bok. Niepewnym wzrokiem popatrzył na koleżanki. Jakby w ich minach szukał podpowiedzi.

— Ja jeszcze nigdy nie robilam loda — powiedziała cicho Patrycja.

— Ja też. Ale to bezpieczniejsze niż seks bez zabezpieczenia.

— Masz rację… Ale co woli Alan?

— Ja bym się chciał z wami najpierw pocałować.

Takiej prośbie dziewczyny nie mogły odmówić. Wymieniły tylko porozumiewacze spojrzenia, wymownie oblizały usta i usiadły na skraju łóżku, zostawiając między sobą miejsce dla Alana. Po chwili rozległy się mlaski. Chłopak coraz śmielej, na przemian, wsuwał język w usta ubu dziewczyn. Jednocześnie, obróciwszy się to do Patrycji, to do Joli, łapczywie je macał po piersiach. Jola i Patrycja odwdzięczyły się masowaniem penisa.

W końcu, przelizując się któryś raz z Patrycją, Alan pochylił się tak mocno, że dziewczyna straciła równowagę i musiała położyć się na plecy.

— Ha, ha! Co teraz? — zapytała, momentalnie poważniejąc.

— Ja wyjdę do łazienki — odpowiedziała Jola. — Zostawię was na chwilę.

— Aha. — Alan potwierdził, że usłyszał i przyjął do wiadomości.

Jola nie wróciła od razu. Załatwiwszy szybką potrzebę, stanęła sobie pod drzwiami i posłuchała, co się dzieje w pokoju.

Alan i Patrycja głośno szeptali:

— Trochę się boję.

— Ja też.

— Poza tym nie chcę być nie fair wobec Joli.

— Ja też nie. Ale to przecież nic złego.

— Wiem. Ale wy się dłużej przyjaźnicie. A ja jestem dla was tylko dodatkiem.

— Nie prawda. Podobasz mi się nawet bardziej.

— A z Jolą nie chcesz tego zrobić?

— Wolę z tobą.

— Przecież ładna jest Jola i fajna. Nie byłeś w niej zakochany?

— Byłem. Ale jak poznałem ciebie, to coś się zmieniło. To jak, wpuścisz mnie?

— Tak. Ale co do tego, co powiedziałeś o spotykaniu się, to muszę się zastanowić.

— Zastanów. Och!

— Aach, Alan!

— Och! Boli?

— Nie. Ale ty jesteś głęboko, Alan.

— Och, och…

— Na pewno zdążysz wyjąć? Aaa, ach…

— Spróbuję, och, och, och…

Dopiero w tym momencie Jola zajrzała wgłąb pokoju. Zobaczyła na łóżku dwa splecione ciała, wijące się w miłosnym uścisku.

— Alan, ale wyjmiesz, prawda?

— Aha. Och, och… — Alan coraz zamaszyściej pracował biodrami. Aż nagle się zatrzymał, dociskając Patrycję, spiął pośladki, poruszył się dwa razy prawie niepostrzeżenie. Po czym, po chwili przerwy, zaczął znów się poruszać. Tym razem jednak wolniej, jakby spokojniej. — Za późno — szepnął.

— Miałeś teraz wytrysk?

— Tak. Przepraszam.

— Ach, Alan.

— Nie gniewasz się?

— Nie. Dzisiaj i tak mi nie grozi wpadka. Brałam pod uwagę, że nie zdążysz.

— Może bym zdążył, ale nie chciałem za wcześnie skończyć. — Cały czas leżał między udami Patrycji i pomału popychał biodrami.

— Chcesz jeszcze przelecieć Jolę? Dasz radę?

— Nie wiem. Chyba nie od razu. A nie będziesz zazdrosna?

— Nie. Przecież się przyjaźnicie.

— No, ale to coś innego niż przyjaźń.

— Seks.

— No właśnie.

— Nie będę zazdrosna.

— Kocham cię, Pati — powiedział Alan z przejęciem i wzmocnił ruchy bioder.

Patrycja nie odpowiedziała. Poczekała cierpliwie, aż chłopak dojdzie w niej ponownie.

Zaczekała też Jola. Przysiadła się, dopiero jak Alan, spożytkowawszy wszystkie siły na seks, złożył głowę na piersiach Patrycji i sobie przypomniał, że miał w domu dwie koleżanki:

— A Jola gdzie znikła?

— Tu jestem, ogierze. — Położyła się obok zmęczonej pary. — Pati, pora już się zmywać. Zaraz wrócą rodzice Alana.

— Masz rację. I moi rodzice zaczną wydzwaniać do twojego taty i dopytywać o adres Alana.

Umyły się, ubrały, pocałowały kolegę i wyszły.

Po drodze Patrycja spytała:

— Jolu, jak mu powiedzieć, że nie będę jego dziewczyną, tak żeby nie było mu przykro?

— Tak to się chyba nie da. Więc najlepiej wprost. A co? Dlaczego nie chcesz? Mam nadzieję, że nie przeze mnie.

— Nie no, co ty? Po prostu czuję, że to nie jest wielka miłość. To nie będę się wiązać. Nie chcę mu nic obiecywać.

— A myślisz, że z jego strony to jest wielka miłość?

— Nie. Nie wiem. Może jemu się tak zdaje, ale to nie są uczucia. A ty jak myślisz?

— Że pasujecie do siebie. Fizycznie. I w ogóle jesteś mega seksi, a więc nie dziwne, że chce cię seksić.

— Głupio zrobiłam, że mu od razu się oddałam? Prawda?

— No. Ale ja jestem taka sama głupia. Też bym dała, gdyby mnie zechciał.

— Dzięki. Super jest mieć taką przyjaciółkę.

— Nie boli cię nic w środku?

— Nie. Tylko szkoda, że się seksowanie skończyło. Hi, hi. Ale wiesz co, Jolciu, co najbardziej jest z Alanem nie tak jak powinno?

— No? Co?

— Że oszukiwał. Obiecał, że go wyjmie przed wytryskiem, a nawet nie spróbował. A jakby to było innego dnia? A co, jak się pomyliłam i akurat mam dzień płodny?

— Następnym razem musimy się zabezpieczać.

— O ile będzie następny raz.

— No tak, Pati, masz rację.

— Po czymś takim nie można mu ufać. W żadnej sprawie. Bo jak oszukał dzisiaj, to może oszukać we wszystkim innym. Niestety.

— To komu zaufasz?

— Tobie, hi, hi. Nie wiem. Na razie chyba nie możemy wierzyć żadnym facetom.

— Nikomu?

— Nikomu.

Kiedy już dochodziły do miejsca, gdzie miały się pożegnać, Patrycja zastanowiła się na głos:

— Ciekawe, co twój tata sobie teraz o mnie myśli.

— Że jesteś super seksi laska — odpowiedziała Jola ze śmiechem.

— I puszczalska.

— O puszczaniu przecież nic nie wie.

— Wie. Wie, że jestem łatwa.

— Nie wie. Nikt nie wie i się nie dowie. I wcale nie jesteśmy łatwe.

— Nie. Łatwe są te, co w naszym wieku mają na koncie po dziesięć penisów, a nie jeden. I to nie jakiś przypadkowy w jakimś byle klubie, tylko penis dobrego kolegi, w domu, w kulturalnych warunkach.

— Aha, ty to wszystko potrafisz wytłumaczyć tak, żeby wypaść w dobrym świetle. Ty to jesteś aparatka!

***

 

— Wpadnij dziś do mnie — napisał Rocznik.

— Dzisiaj nie mogę.

— Dlaczego? Wpadnij.

— Patrycja wpada do mnie po szkole.

— Wpadnijcie obie.

— Nie mogę. Przepraszam.

— Powiedz chociaż, że mnie jeszcze lubisz, Jolu.

— Lubię.

— Super! Przyślesz mi zdjęcie wieczorem?

— Już ma pan moje zdjęcia.

— Potrzebuję nowe. Dzisiejsze. Jolu, przyślij wieczorem.

— Okey. Pomyślę.,

— Pomyśl. A ja cię całuję intymnie. Ty mnie też całujesz?

— Też, panie profesorzse. W usta. I tak jak pan lubi.

— Mniam, mniam, Jolu. Masz pyszny jęzorek. Pocałujemy się, kiedy wpadniesz.

— Na pewno.

Konwersację przerwał dzwonek na lekcję. Jola siedziała sama w ławce, ale w ostatniej chwili podeszła Maja — wspólna koleżanka Patrycji i Alana, bez której biernego pośrednictwa wiele rzeczy by się nie zdarzyło, na przykład trójkątna randka bogata w skutki —.z pytaniem, czy może się dosiąść.

— Jasne.

— Z kim pisałaś?

— No, z dawną kumpelą z podstawówki — skłamała Jola. — A co?

— A nic. Bo wyglądałaś jakby zmartwiona.

— Nie. Wszystko w porządku.

— A już myślałam, że to miłość.

Jola popatrzyła ostrożnie na koleżankę. Jakby pytała: „Co wiesz i dlaczego tak dużo?” Odpowiedziała jednak dyplomatycznie:

— Dobrze by było… A ty masz chłopaka? — dodała szeptem po chwili, uważając, żeby nie przeszkodzić w rozpoczynającej się lekcji.

— Właściwie nie.

— Właściwie nie? — powtórzyła Jola. — Czyli jesteś zakochana?

— Nie. No może trochę.

— Tylko nie mów, że się kochasz w Alanie.

— Nie. To mi już dawno przeszło.

„Jak to w życiu nigdy nic nie wiadomo” — pomyślała Jola filozoficznie, co pasuje do lekcji polskiego i tasiemcowych powieści z dziewiętbnastego wieku — „jedna znajomość prowadzi do następnej, nic się nigdy nie kończy, tylko płynie i nie wiadomo kiedy skręci i w jakim kierunku”. Zaczęła się zastanawiać, gdzie umieścić Maję w swoim kalendarzu. Bo że Maja zechce się jej pozwierzać i że wierzenia nie będą nudne, Jola była pewna.

Tymczasem jednak była umówiona z Patrycją na po lekcjach. I miała coś ważnego do powiedzenia. Nie mogła już dłużej wszystkiego skrywać przed przyjaciółką. Przed tak prawdziwą przyjaciółką, jakich nie ma. Bo przecież cóż jeszcze może świadczyć o prawdziwości przyjaźni, jak nie obecność przy seksie, a co dopiero przy inicjacji?

— To nie prawda, że jeszcze nigdy nie miałam faceta — powiedziała, położywszy się wygodnie obok Patrycji na swoim łóżku.

— Jejku! Robiłaś już to? Z kim?

— To ktoś starszy.

— O jej! Ile ma lat?

— Sporo. Tylko tyle ci chciałam powiedzieć. Żebyś wiedziała.

— Ale kto to jest? Znam go?

— Nie mogę powiedzieć, Pati. Nie pytaj.

— Hm. Więc znam.

— Skąd wiesz?

— Bo jak bym nie znała, to byś spokojnie powiedziała, że nie, a nie, że nie możesz powiedzieć. Hi, hi. Niech zgadnę, kto to. Dużo starszy?

— Dużo, ale już nie dociekaj. Już naprawdę powiedziałam za dużo.

— Oj, Jolciu Przecież to i tak zostaje między nami. Hm. Rocznik?

— Naprawdę nie odpowiem — Jola uciekła wzrokiem na sufit.

— Rocznik?! Naprawdę? Zgadłam? — Patrycja potrząsnęła Jolę za ramię.

— Nie powiem. Pati, szlus! Zmieniamy temat.

— Ale… Przecież on jest stary i obleśny! Powiedz, że to nie prawda.

— Pati!

— I łysy.

— No, niezupełnie. Ma tylko trochę siwych włosów. Ale nie łysy.

— Łysy!

— Pati!

— Ruchał cię łysy Rocznik?! Ten oblech? Nauczyciel? — Patrycja za nic nie chciała się uspokoić. Śmiała się i drażniła przyjaciółkę. Dźgnęła palcem pod żebro.

— Pati, daj spokój, proszę!

— Dobrze, tylko powiedz, czy cię wyruchał.

— Nie powiem.

— No to okey. I tak wiem swoje. — Patrycja dźgnęła Jolę pod żebra jeszcze kilka razy, a gdy już na dobre zaraziła ja śmiechem, wdrapała się na nią, usiadła okrakiem i chwyciła za nadgarstki, żeby udaremnić próby rewanżu.

— I co teraz myślisz? — zapytała Jola zmieniając ton na poważnie szczery.

— Że dałaś dupy.

— Ciszej, please. Jeszcze ktoś usłyszy.

— Twój tata jeszcze nie wie?

— Nie. I się nie dowie.

— Dobra. O moim daniu dupy też mu nie mów. — Patrycja puściła oczko.

— Nie powiem. Wiesz przecież. Ale co myślisz o geografie?

— To oblech — powtórzyła Patrycja. — Ale ma coś w sobie — dodała po pół chwili. — Dlatego ci się nie dziwię.

— Co ma w sobie?

Zadawszy pytanie, Jola znienacka rzuciła się z rękami na Patrycję. Korzystając z chwili nieuwagi, zaczęła łaskotać. W ramach zemsty, przyjacielskiej, dla zabawy. Broniąc się i atakując nawzajem, dziewczyny zaczęły lekko uderzać i szczypać w piersi. W pokoju wnet zapanował dziki hałas: krzyki, śmiechy i piski.

— Jesteś wariatka — powiedziała w końcu Patrycja, ledwie dysząc,

— To co ona ma w sobie? — Jola nie mniej zziajana powtórzyła pytanie. — Bo nie odpowiedziałaś.

Patrycja spokojnie wyjaśniła, co ma na myśli. Powiedziała, że kiedyś, jak była w pierwszej klasie, Rocznik położył jej rękę na ramieniu:

— O coś zapytał. Coś nieważnego. Juz nie pamiętam o co. Ale tak poruszył palcami po moim obojczyku, że od razu mi się zrobiło gorąco. Było dla mnie jasne, że ma na mnie ochotę. Jak byśmy byli w jakiejś prehistorycznej jaskini, to by mnie zerżnął.

— Aha — Jola mruknęła na znak, że słucha.

— I wiesz co? To było podniecające na swój sposób. Straszne, ale pobudzające. Jak by się uparł, to też pewnie bym mu dała. Nie gniewasz się, Jolu, że ci to mówię?

— Nie, co ty, jasne że się nie gniewam.

— Chyba nie jesteś pierwsza ani ostatnia. On chyba lubi licealistki.

— Lubi — potwierdziła Jola poważnie i trochę smutno. — Więcej do niego nie pójdę.

— Jak chcesz. Żałujesz? — zapytała Patrycja z troską, ale i z żywotną ciekawością.

Jola pokręciła głową.

Głośnym zachowaniem przywołały wilka z parteru. Tym razem zwierz nie zapomniał zapukać. Głośno i wyraźnie.

— Wejdź, tato! — odpowiedziała Jola. — Nie musisz tak walić. Nie mamy nic do ukrycia. — Kłamstwo w żywe uszy, ale tak oczywiste, że aż śmieszne.

— Dzisiaj nie szykujecie się na randkę?

— Dzisiaj nie, dzień dobry — powiedziała Patrycja z uśmiechem. — A powinnyśmy?

— Nie wiem. — Tata rozejrzał się po pokoju, jakby tęsknił za bałaganem zastanym poprzednim razem, kiedy koleżanka odwiedziła jego córkę. — To zależy od was.

— Dzisiaj nie… — Po chwili zastanowienia dodał, zwracając się do Joli: — Właściwie to chciałem… powinienem… Jolu, czy mógłbym zamienić parę słów z Patrycją?

— Mam wyjść? — Jola udała zdziwioną.

— No, niew musisz. To przecież twój pokój.

— Jak chcesz — odpowiedziała też Patrycja. — Nie mamy przecież tajemnic.

— To wyjdę na chwilę. Przynieść wam coś z kuchni? — zapytała Jola, wyskoczywszy za drzwi.

— Nie, dziękuję — odpowiedzieli oboje jednocześnie.

— Okey.

Zamiast zbiegnąć po schodach, Jola zatrzymała się na piętrze, stając tuż przy progu. Cicho, żeby żadnym szelestem nie przeszkodzić przyjaciółce i tacie w konwersacji. Usłyszała najpierw, że Patrycji należą się przeprosiny. Tata Joli pokajał się, że poprzednim razem zachował się niewłaściwie.

— Pan? — odpowiedziała Patrycja półgłosem, doskonale słyszalnym za progiem. — Nie zauważyłam.

— Naprawdę? Nie będziesz się na mnie gniewać?

— Ani trochę, hi hi… — Półgłos momentalnie zamienił się w szept. Aż trzeba było wytężyć uszy. — Jola nas nie usłyszy?

— Nie. Jest za daleko.

— Podobam się panu w ogóle?

— Bardzo. Jak cholera. — Do uszu Joli stojącej na korytarzu dobiegł jeszcze jakiś szelest, o przyczynie trudnej do jednoznacznego określenia. — Pati, ale ty jesteś piekna!

— Ćś, bo usłyszy.

— Nie powiesz jej?

— Nie. Nie za małe są dla pana?

— Jesteś piękna.

— Miło się dowiedzieć. Lubi pan takie pączki…

— Uwielbiam… Mogę cię pocałować? — Po tym pytaniu do uszu Joli doatrły trzy ciche mlaski. — Jesteś niesamowita, wiesz? — W męskim szepcie brzmiał niekłamany zachwyt. — A ty chyba lubisz kusić chłopców tymi pączuchami. Co, Pati?

— Wcale nie, proszę pana. To wszystko tylko przez Jolkę, że chodzi przy panu bez stanika. Jak ona się nie wstydzi, to i mnie nie wypadało się zasłaniać.

— Ciekawa logika.

I znów dały się słyszeć ciche mlaski i cmoki. Jola poczuła pod brzuchem delikatne drapanie. Czytelną oznakę, że podsłuchiwanie całusów jej własnego taty z jej najbliższą przyjaciółką ją podnieca. Pomyślała, że jeszcze chwilę może postać pod drzwiami, ale nie za długo.

— Nikt się nie dowie, prawda? — spytała tymczasem Patrycja.

— Nie. Ty też niczego nie mów Joli. Miałem cię przeprosić, a nie wykorzystywać.

— Pewnie maca pan wszystkie koleżanki Joli.

— Jesteś pierwsza i jedyna.

Dziewczyna nie mogła powiedzieć tego samego o nim i swoich piersiach. Tata Joli nie był ani pierwszym, ani jedynym, kto je dotykał. Więc nic nie odpowiedziała. Przynajmniej nie na tyle głośno, żeby jej odpowiedź dało się usłyszeć na korytarzu.

— Mogłabyś kiedyś wpaść do mnie, Pati. Tylko do mnie — szepnął tata Joli.

— Aha… Kiedy?

— Nie wiem. Trzeba by się jakoś umówić.

— Aha… Tylko kiedy? Jola czasami wychodzi z domu?

— Czasami. Ale najczęściej do ciebie.

Usłyszawszy te szepty, Jola uznała, że przyszła pora czym prędzej przerwać tacie romanse. Chrząknęła.

— Och! — Na korytarzu dało się słyszeć, jak Patrycja odskoczyła pół kroku za siebie. — Napiszę — szepnęła jeszcze w pośpiechu.

— Albo lepiej ja — odpowiedział tata Joli.

— Okey. — Patrycja w ostatniej sekundzie naciągnęła T-shirt na pępek.

W drzwiach stanęła Jola i z cwanym uśmiechem oświadczyła, że skoro nikt sobie nic nie życzył z kuchni, to niczego nie przyniosła.

— Wszystko w porządku? — zapytała, zobaczywszy zmieszane miny.

— No tak — odpowiedziała Patrycja.

— Musiałem przeprosić Patrycję za coś — powiedział tata. — Naprawdę się nie gniewasz? — zwrócił się do ofiary przewinienia.

— Nawet nie musiał pan wcale przepraszać.

— To dobrze. Nie będę wam już przeszkadzać. Oddaję ci Patrycję — na koniec zwrócił się do córki i wyszedł, zostawiając dziewczyny same.

— Wszystko okey? — Jola powtórzyła pytanie.

— Spoko… Patrzysz tak jakoś, jakbym ci miała powiedzieć coś jeszcze — odpowiedziała Patrycja.

— Nie no, nie musisz.

— Przecież wiesz.

— Co wiem?

— A nic. Fajnego masz tatę. — Patrycja szturchnęła Jolę w łokieć na znak, że chce zmienić temat.

— Wiem. Tylko się nie zakochaj. Ha ha.

— Była byś zła na mnie? — zapytała Patrycja tym razem poważnym tonem.

— Nie. Tylko…

— Tylko co? Źle byś się z tym czuła?

— Nie wiem. Po prostu bądź bardziej rozsądna niż ja. To chciałam powiedzieć. A tak w ogóle, to ci cycki widać przez ten T-shirt.

— Nieprawda. Hi hi.

— Prawda, prawda. A potem się dziwić, że tatulek cię tak długo przeprasza, ha, ha.

— Ha, ha… Jolu?

— No?

— Idziemy jeszcze kiedyś do Alana? Co z nim zrobimy?

— Nie wiem. Trzeba się zastanowić. A chcesz się z nim jeszcze kochać?

— Nie wiem, Jolciu. Nie. Chyba nie. Ale on chyba na to liczy, że przyjdziemy. A ty co chcesz, Jolciu?

— Sama nie wiem. Może najlepiej by było odpocząć? On niego i w ogóle od facetów.

— Chyba masz rację.

***

 

W pierwszym tygodniu wakacji Jola poszła do Rocznika. Dała się namówić.

— Nie wzięłaś przyjaciółki? — przywitał ją nauczyciel nieprzystojnym pytaniem.

— Jest zajęta.

— Szkoda. A co z drugą koleżanką? — zapytał o Maję.

— Ma chłopaka.

— Oj, szkoda. Ale ty też masz. Alana. — Rocznik chwycił Jolę za nadgarstek i poprowadził do pokoju.

Łóźko było nakryte świeżą pościelą. Rolety w oknie spuszczone. Na stoliku paliła się świeczka.

— Miałam do pana nie przychodzić — powiedziała Jola i nie czekając na prośbę mężczyzny, rozwiązała tasiemkę sukienki.

— Wiem. Nie powinnaś. Nie wypada spotykać się z nauczycielem. — Rocznik stanął za nią i pomógł zsunąć ramiączka. Zaczął całować po karku. — Dobrze, że przyszłaś.

Chwilę potem leżała nago pod geografem, również nagim. I pomyślała: „Tatusiek pewnie teraz już bierze moją Pati.”

— O czym teraz myślisz? — zapytał Rocznik, szorując penisem po wilgotnym kroczu młodej kochanki.

— O życiu. O seksie.

— I co o tym myślisz? — zapytał, potarwszy łechtaczkę.

— Nie powinniśmy tego robić. Ach! — westchnęła wbrew sobie. — Naprawdę nie powinnam.

— Naprawdę — zgodził się Rocznik.

— Dlaczego pan to robi? — Jola poważnie biła się z myślami. Jakby ktoś ją zapytał, dlaczego znowu przyszła do nauczyciela, nie potrafiłaby dać odpowiedzi. Nie kochała go już. Nawet nie lubiła. Bała. A mimo to przyszła i rozłożyła nogi. — Ach! — Jej ciało chciało więcej i głębiej.

— Bo cię lubię, Jolu — odpowiedział Rocznik i spełnił życzenie kobiecego ciała.

Zagłębił się powoli, delektując się każdym kolejnym milimetrem zdobywanym penisem.

— Jezu, ale pan jest mocny! — westchnęła Jola, nagradzając śmiałość opleceniem swoimi szczupłymi, gładkimi nogami owłosionych ud mężczyzny.

— To ty dajesz mi siły. Jesteś lepsza niż Red Bull. — Zaczął intensywnie tłoczyć.

— Aa! Aa! — Jola przestała kontrolować oddech i ruchy własnego ciała. Oddała się bez reszty.

Myśli wtórne wróciły do niej dopiero, i już, po zakończeniu aktu. Jak tylko Rocznik wyszedł z niej, zostawiając pochwę pustą, bez penisa. Straszne second thoughts: „Boże, co ja robię! Nie po to przyszłam.”

— Moja najlepsza uczennica — powiedział Rocznik, w pełni zadowolony. Położył rękę na dziewczęcej piersi mokrej od potu.

— Słucham?

— Super, że dzisiaj przyszłaś. Teraz już nikt nie powie, że robisz to dla dobrych ocen.

— I tak nikt nie mówi, bo nikt nie wie. — Żart nauczyciela sprawił, że i w tym aspekcie zamajaczyły wątpliwości. — Prawda?

— Nikomu nie mówimy. Przecież.

— Nie — potwierdziała Jola i zwątpiła:

„Patrycja!” — przemknęło jej przez myśl jak błyskawica.

— Poczekaj, zrobi zdjęcie — powiedział Rocznik.

Nie czekając na odpowiedź, wstał z łóżka. Wrócił z telefonem w ręku tak szybko, że Jola nie zdążyła nawet pomyśleć, ani tym bardziej zmienić pozy. Nadal leżała na wznak, z rękami założonymi za głowę, z nogami zgiętymi w kolanach, w rozkroku. Cyk — smartfon zapisał pierwsze zdjęcie. Cyk — zbliżenie na uda. Cyk — portret. Cyk — ujęcie z boku, tułów. Cyk — prawa pierś.

— Niech pan już nie… — Jola przełożyła się na bok.

— Jeszcze jedno na pamiątkę.

Cyk, cyk, cyk…

— Proszę. — Zasłoniła dłońmi intymne miejsca.

Cyk. Cyk.

— Piękno trzeba uwieczniać — powiedział Rocznik. — Przyślę ci je wieczorem.

— Po co?

— Na pamiątkę. Lubię, kiedy szczytujesz.

— Oj, proszę pana…

Rocznik klęknął przy łóżku.

— Co, Jolu? Czym się martwisz? — Odsunął dłoń Joli z jej piersi. Pomasował.

— Nie przyjdę więcej — wycedziła Jola przez zęby. Niezdecydowanie, jakby wbrew samej sobie.

— Tak myślałem — odpowiedział nauczyciel, ani trochę nie zaskoczony decyzją nastolatki. — Wszystko co dobre szybko się kończy.

— Nie gniewa się pan? — Z jednej strony Jola poczuła ulgę, że porzucony kochanek nie protestował. Z drugiej smutek. Przykre zrozumienie, że mu nie zależy.

— Nie. Ale po wakacjach i tak się widzimy. Mamy jeszcze lekcje razem.

— No tak. Godzinę w tygodniu.

— To może mi się jeszcze uda cię zaprosić. Bardzo cię lubię, Jolu. — Przesunął dłoń na drugą pierś. Ugniótł mocniej. — Daj mi buzi.

— Ja pana też — odpowiedziała Jola. Potrzebowała czułości. Chciała się przytulić. Wyciągnęła ramiona do nauczyciela. — Lubię. Ale seksu nie powinniśmy uprawiać.

— Oczywiście, że nie — Rocznik położył się obok Joli. Pocałował ją w usta. — Ale my wcale nie uprawiamy seksu.

— Nie?

— My tylko się kochamy. — Wsunął rękę między uda Joli. Zaczął masować.

— Proszę pana, nie.

— Tylko trochę. — Nie przestawał. Rozchylił wargi. Potarł łechtaczkę.

— Nie. Nie możemy już. — Jola biła się z myślami, wiedząc, że zaraz i tak ulegnie. Jak zawsze, kiedy jest w rękach nauczyciela geografii.

Rocznik zaczął ssać piersi. Po pół minuty każdą, na przemian. Wsunął palce głęboko do ciepłego tunelu. Poruszył nimi szybko, od środka drażniąc kobiecość.

— Jeszcze mnie dziś nie pieściłaś oralnie — powiedział cicho.

— Słucham?

— Raz spróbowałaś. Pamiętasz? — Masował coraz intensywniej. — Możesz poćwiczyć. Będziesz potem pewniejsza siebie z chłopakiem. Nie myślałaś nigdy, żeby zrobić loda Alanowi? Na pewno by się ucieszył.

— Nie — zaprzeczyła Jola.

Ale zaraz przypomniała sobie, jakie miewała marzenia, zanim zaczęła romansować z geografem. Jak się masturbowała, myśląc o Alanie. O jego penisie w swojej buzi. Zaśmiała się.

— Mam przestać? — Palce Rocznika zrobiły półobrót.

— Nie! — Jola złapała go za penisa. Poczuwszy moc, powiedziała, odważnie i śmiało: — Wie pan, co bym teraz chciała.

Pan nauczyciel wiedział.

— Od teraz masz mi mówić na ty, jak jesteśmy sami.

— Spróbuję — odpowiedziała Jola, zapomniawszy, na chwilę, że miała to być ich ostatnia randka i ostatnie harce. Pożegnalne.

Usiadła okrakiem na kochanku. Wsunęła w siebie jego członek. Rocznik jedną ręką chwycił Jolę za biodro, drugą położył na biuście.

— Jesteś pewna?

— Tak! — potrząsnęła głową i ruszyła kłusem.

Przejażdżkę konną skończyła jak zawsze na plecach. Pod ogierem.

— Jesteś niesamowita.

— Pan też. To znaczy, ty też, Arturze.

— Kiedy znów przyjdziesz?

Jola zamknęła oczy. Długo whała się. W końcu odpowiedziała:

— Nie wiem.

***

 

Wieczorem tego samego dnia leżała w swoim pokoju z Patrycją.

— Pamiętasz połowinki? — zapytała ją przyjaciółka. — Wtedy się poznałyśmy.

— Pamiętam.

— Tańczyłaś z Rocznikiem.

— Tańczyłam.

— Byliście już wtedy razem?

— Nie. Nie od razu.

— A od kiedy?

— Tak od połowy.

— Opowiesz?

Jola podrapała się po nosie.cha

— A ty mi opowiesz?

— O czym?

— O ostatniej randce. Dzisiaj z nim byłaś, prawda?

Patrycja nabrała hałst powietrza w płuca.

— Skąd wiesz? — zapytała, zakrywszy twarz dłonią.

— Chyba się domyśliłam — odpowiedziała Jola z satysfakcją. — Był seks?

— Nie było — wyznała Patrycja z uśmiechem. — Myśli, że jeszcze jestem dziewicą. I nie chce mi robić krzywdy.

— Aha.

— To jak? Opowiesz? —Patrycja ponowiła prośbę.

— Opowiem.

— A nie żałujesz tych połowinek?

— Trochę żałuję. A trochę nie. Bez nich nie miałabym ciebie.

***

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz