Po kolędzie II i 5/6

Wcześniejsze odcinki:  Po kolędzie IPo kolędzie IIPo kolędzie II i półPo kolędzie II i 3/4Po kolędzie II i 4/5  

***

    Tak więc wezwałeś panią Jadzię przed swoje oblicze. Lepiej późno niż wcale. I jaka jest ostateczna decyzja, piekło czy niebo? Ja bym ją do nieba przyjął, bo dobrą była kobietą. Grzeszyła, ale tyle co trzeba. W sam raz. I wiernie służyła. Córkę wychowała, jak należy, synowie się trochę zmarnowali, ale tak bywa, nie z jej winy, i wnuczek się dochowała. Jedna całkiem fajna, dwie młodsze rosną jak na drożdżach. Też wyrosną na ludzi kościoła. Weź ją, panie Jezu, wypłać obiecaną nagrodę.

A sam pogrzeb, jak to pogrzeb, był smutny. Aleksandra się rozbeczała nad trumną. Trzeba ją było trzymać, żeby nie wpadła do grobu. Dziewczynki też: miny ponure. Po ceremonii udało mi się przekazać im iskierkę ukojenia. Bo wiesz, zostałem, aż wszyscy goście złożą kondolencje i podszedłem do rodziny w żałobie jako ostatni — ostatni będą pierwszymi. W drodze z powrotem z cmentarza potrzymaliśmy się z Aleksandrą pod ramię, Krzysztof z drugiego boku, pomilczeliśmy razem. A potem oddałem mamę najmłodszej z córek i odosobniłem się z Madzią i Sandrusią. Poczekaliśmy, aż kondukt nas minie i powędrowaliśmy smutnym krokiem jako ostatni. Doszliśmy razem pod dom pogrzebowy, ale na samą stypę jednak się nie udałem. Wykręciłem się pilnymi dziełami.

Fajna ta Madzia. Rano przysłała mi dodatkowe zdjęcia. Z podziękowaniem za podanie pomysłu, jak nawiązać rozmowę z Karolem. Chłopak też będzie musiał się nam odwdzięczyć. I odwdzięczy, dla dzieła świętego Cyryla i na chwałę Twojego imienia. Ale z powodu babci było jej smutno.

No a teraz, panie Jezu, siedzę przy biurku, sam, jak zwykle i myślę. Miesiąc temu, na Twoje urodziny, jak co roku robiliśmy bilans pierwszego półrocza. Tak, tak, dla plebsu masz urodziny w grudniu, ale my, bardziej wtajemniczeni twoi słudzy, wiemy, że prawdziwe narodziny Boga to wniebowstąpienie. Narodziny Jezusa-Boga, nie Jezusa-człowieka.

I nachodzą mnie, panie Jezu, dość melancholijne myśli. Nie to żebym miał kryzys wiary. Co to, to nie. Wiem, że co dla mnie zamierzyłeś, jest dobre i słuszne. I w przyjście Królestwa Twojego nie wątpię. Ale stary człowiek — wrażliwy, skłonny do melancholii.

Tak więc martwi mnie, że nie pamiętam osób i twarzy. Nie wszystkich oczywiście, ale zbyt wielu. I to może być niebezpieczne. Mijam na ulicy niewiastę, słyszę „szczęść Boże” i nigdy nie mogę być pewnym, czy jej już kiedyś nie poznałem. Poznałem w sensie biblijnym. Przez dwa dziesiątki lat z okładem zżył się człowiek z parafią, nazbierało się puknięć i bzyknięć, i rad małżeńskich, pocieszeń strapionych, popraw oceny, kar za niedopełnienie warunków rozgrzeszenia. Wiele spraw się miało z pastwą kobiecą. Nie sposób wszystkiego spamiętać. A każda dama chce czuć się jeśli nie wyjątkową, to choćby tyle, żeby o jej osobistej ofierze, choćby nienajwiększej, pamiętano w niebie. A że namiestnikiem nieba jest ksiądz proboszcz, to siłą rzeczy od niego oczekują pamięci. Nie spełni ksiądz proboszcz słusznych oczekiwań, zacznie się poczucie krzywdy, obarczanie winą, złość, aż po chęć zemsty. Tylko patrzeć, jak wezwie ktoś TVN i się zacznie nagonka na księży i nasz Kościół święty.

Wiesz, panie Jezu, co w liberalnych mediach gadają o naszym papieżu?! Wiem, że wiesz, bo ty wiesz wszystko, ale włos się na łysej głowie jeży! Nienawidzą go na lewicy, bo się sprzeciwiał prezerwatywom i robieniu dzieci w laboratorium. I wyciągają różne kalumnie z lewicowego kapelusza: że pedofilię tuszował, prał pieniądze mafii, homosi kardynałami mianował. Same świństwa pletą. Nawet, że Dziwisz był jego żoną. A niech by i był, i inne rzeczy też by miały ziarnko prawdy, to co? Co ich to obchodzi? Ziarnko piasku widzą w oku papieża, a kamulca w swoim nie widzą. Hipokryci pieprzeni! Przepraszam, że się uniosłem, panie Jezu. Dzisiaj się to nie powtórzy.

Byłbym młodszy, postarałbym się o przeniesienie do innej parafii, żeby zacząć posługę w nowym miejscu z nowymi wiernymi od nowa. Ale w moim wieku, po tylu latach spędzonych w Gajach? Nie przesadza się starego drzewa. No, a propos wieku, we wsi mówią, że jest się dopóty młodym, dopóki się puka młode. Tutaj mam Lucynkę, tutaj Madziulka przysyła mi zdjęcia swojego świeżego ciała, tutaj wiem, w którym domu można brać pannę na kolana, a w którym czyha Belzebub. Tu wreszcie i tylko tu mogę owocnie prowadzić żniwa: żniwa cycków dla naszego świętego dzieła i naszego ukochanego księdza biskupa. Kiedy mnie tu zabraknie, wszystko będzie stracone.

Patrzę na statystykę. W okresie od Bożego Narodzenia do Wniebowstąpienia po nauki przedmałżeńskie zgłosiło się aż trzynaście panien. To więcej niż kiedykolwiek, odkąd prowadzę parafię. Ale tylko trzy z nich pochodzą ze sprawdzonych domów. Reszta to przyjezdni, bez tradycji i korzeni, co do kościoła chodzą tylko na komunie i śluby, i od wielkiego święta. Nie mają w sercu ani krzty szacunku do kapłana. Takim nigdy nie wolno ufać. Więc tylko trzy panny były sprawdzone na wierność panu Bogu. Trzy! Z nich w parafii zostanie tylko jedna. I tylko na nią można liczyć w planie wychowania potomstwa do służby i pokory. Kiedyś zostawała połowa sprawdzonych panien, a nawet więcej. Z roku na rok robi się coraz gorzej, panie Jezu. Jak nic nie zrobimy, za dwa-trzy pokolenia nasza kultura może wyginąć. Och, jedyna nadzieja w dziele świętego Cyryla!

Ale jest w tym półroczu też jedna jaskółka. Hm, jedna jaskółka wiosny nie czyni, ale cieszy. Otóż, panie Jezu, za mąż wyszła, na dniach dosłownie, dziewczyna od tych przyjezdnych faryzeuszy, którą udało nam się zarazić wiarą na katechezie. Rodzice bezbożni, a córka, jedynaczka, czytała Pismo podczas niedzielnych mszy świętych. Nie dało się jej poddać sprawdzeniu, czy wiara jej jest prawdziwie głęboka, z różnych powodów, ale z tego co mówi na spowiedzi, można z nią wiązać pewne nadzieje. Wyobraź sobie, panie Jezu — choć ty nie musisz sobie nic wyobrażać, bo i tak wiesz wszystko — że skutecznie zachowała cnotę i naprawdę nie oddała się narzeczonemu aż do nocy po ślubie! Ta dziewczyna to cud, panie Jezu! Takie cuda należy doceniać i pielęgnować. No, z tego co wiem, w noc poślubną też nie do końca skonsumowała związek, ale co się odwlecze... jakoś im się ułoży.

Inne panienki, z tych niesprawdzonych, prawie wszystkie, myślą sobie, że na spowiedzi powiedzą prawdę, że gżą się z gachami, albo nawet mieszkają z nimi razem przed ślubem i kapłan słowa nie powie na tę rozpustę. Grzeszą, nie obiecują poprawy i się dziwią, że rozgrzeszenia nie ma. Ha! Przynoszą potem zaświadczenia z innych parafii, że tam przystąpiły do spowiedzi. Takie kłamliwe lafiryndy! Pewnie jeszcze myślą, że mnie, księdza Józefa, wystawiły do wiatru. A, niech sobie myślą. Ja za nie do piekła się nie w.

To by było na tyle statystyki. Co jeszcze się stało ważnego ostatnimi czasy?

Stary Kozioł wypukał bliźniaczki, które szykowaliśmy dla naszego Karolka. Szkoda trochę chłopaka, że ojciec-bezbożnik zwinął mu spod nosa takie fajne rusałki, ale nie ma tego złego... Bliźniaczki były w gościach u Kozłów w ferie zimowe, wielkanocne i w maju na długi weekend. Mamy nagrań 3D ze czterdzieści godzin. Dziesięć nocy sam sa nam z koźlim wujkiem, to znaczy we troje. Średnio po cztery godziny nieprzerwanych pieszczot. Ksiądz biskup mówi, że sponsor nawet ćwierci tego dobra nie zdążył jeszcze przekazać Cyrylowi. A złoto płynie strumieniami.

Lucynka? Lucynka przystępuje do spowiedzi w plebanii, raz w tygodniu, w każdy wtorek po lekcjach, z przerwą na okres krwawienia. Dobrze nam się rozmawia.

Brat ją podgląda, to znaczy przegląda nagrania z mikrokamer, do których ma dostęp. Wiele się z nich dowiedział o kobiecym samogwałcie. Niestety dostęp mamy tylko do anatomii i aspektów technicznych. Tego, co się dzieje w głowie rozpieszczonej kobietki — myśli, marzeń wspomnień — filmować jeszcze nie umiemy. Ale naukowcy pracują dzielnie, pewnie stworzą też i taką technologię.

Od miesiąca Lucynka ma oficjalnego adoratora. Paweł przychodzi do niej do domu. Zamykają sie w pokoju i oglądają filmy na tablecie. Chłopak ją próbuje macać, Lucynka na co nieco pozwala, albo się obraża, zależy od nastroju. Raz pokazała mu biust w pełnej okazałości. Cipki jak dotąd nie dała. Bo nie wypada cnotliwej dziewoi dawać zbyt szybko. Rodzice są w siódmym niebie, że córka ma narzeczonego. Szczególnie mama. Historia lubi się powtarzać. A czy Lucynka kocha tego chłopca? Na tak postawione pytanie odpowiedziała, że nie wie. Tylko ty masz tę wiedzę, panie Jezu. Mnie się wydaje, że jego największą zaletą jest bycie rówieśnikiem.

Za to z wujkiem Markiem, ojcem bliźniaczek, poszła na całość. Szkoda, że poza zasięgiem mikrokamer. Pukają się dyskretnie. Komunikują się przez Internet. Mądra dziewczyna. Żeby jej zbytnio nie komplikować życia, i tak już wystarczająco skomplikowanego, i nie narażać na zgorszenie w rodzinie, udzieliliśmy jej dyspensy na tę przygodę i na używanie prezerwatywy. Ogólnie nie wolno stosować antykoncepcji, bo to ingerencja w Twoje plany odnośnie życia i przydzielania ciałom duszy, i ciężki grzech, ale od każdej reguły powinny być możliwe wyjątki. Sytuacje bywają wszak różne. Więc dobrze, że udzieliłeś zgody.

Powiedziałem o swojej dziurawej pamięci, o Lucynce i Karolu, o Madzi.

Na pewno powiedziałem? Że dziś przysłała mi trzy rozebrane zdjęcia, to tak, ale że się zdążyła umówić na randkę z Karolem — o tym chyba zapomniałem wspomnieć. No właśnie, skleroza! Jej rodzice jeszcze o niczym nie wiedzą i wcale nie jest pewne, że się chętnie zgodzą na wizyty ich córki u nowego kolegi, ale Madzia raczej nie będzie ich informować. Nie przed randką.

O niepamięci jeszcze coś opowiem. Widzisz, jak bardzo boli mnie ten temat.

Przyszedł raz do spowiedzi jakiś chłopak. Chłopaków to ja w ogóle nie poznaję. Pod koniec drugiego półrocza pytam się, jak kto się nazywa, tak słabo zapadają mi ich twarze w pamięć. Ukląkł przy konfesjonale i cedzi przez kratkę: „w imię Ojca i Syna i Ducha Świętego”, „ostatni raz byłem u spowiedzi”, i tak dalej według instrukcji. Aż dochodzimy do szóstego przykazania. Myślę, że zaraz się zrobi ciekawie, a on, że na obozie ministranckim ksiądz Sebastian trochę za bardzo się zagalopował i złapał młodego za ptaszka. Dopiero w tym momencie do mnie dotarło, że do spowiedzi przyszedł ministrant. Dobrze, że chłopak się nie zorientował, bo by się rozniosło, że ksiądz proboszcz ma starczą demencję i zaraz by ktoś napisał do kurii, że pora na emeryturę.

W sprawie meritum spowiedzi wywiedziałem się zaraz, czy i jak się objawia popęd do dziewczyn i stało się jasnym, że chłopak nie podziela słabości wikarego. Umówiliśmy się po dżentelmeńsku, że nie będziemy robić problemów. Nie byłoby słusznym nękać księdza Sebastiana. Bo mimo wszystko dobry z niego chrześcijanin, służy wiernie i przykłada się do powierzonych zadań. Gdzie ja bym znalazł drugiego takiego animatora ministrantów? Pedał jest, ale za to jaki! Bezcenny organizator.

Chłopak aktywnie dobierał się do koleżanki siostry. Powiedziałem, że jak już dopnie swego, żeby się zgłosił w sprawie pokuty. A w ramach wstępnej porady duszpasterskiej poleciłem mu dowiedzieć się, jakie książki czyta ta dziewczyna, samemu przeczytać ze dwie z tych pozycji i dać jej w prezencie coś z tego gatunku. Jak to nie zadziała, to znaczy, że jego popęd był grzeszny i żeby żałował gorzko i sumiennie. Jak zadziała, to żeby zainwestował w paczkę prezerwatyw, ale ich nie używał, bo to grzech śmiertelny, bez zgody kapłana. Tak więc sprawa z wikarym i moją sklerozą rozeszły się po kościach. I w ogóle chyba dobrze wszystko załatwiłem. Jeśli się mylę, daj znać, panie Jezu, jak kiedyś, stukaniem w rynnę.

Innym razem przyszła kobieta, nie za stara, nie za młoda, przez kratkę trudno dokładnie ocenić, ale tak na oko i ucho dwudziesto-dwudziestopięcioletnia:

— W imię Ojca i Syna... Ostatni raz byłam u spowiedzi przed Wielkanocą... Przeciw trzeciemu przykazaniu zgrzeszyłam...

— A co z szóstym przykazaniem? — przerywam kobiecie, żeby przyspieszyć.

W kolejce stoi jeszcze kilka chętnych, a ja się trzęsę z nerwów, próbuję sobie przypomnieć, skąd znam tę osobę. Znam na pewno, tylko co powinienem koniecznie wiedzieć, a nie wiem? Przy wizytacji domostw po kolędzie jest łatwiej: biorę kajet w rękę i czytam, kto mieszka pod danym adresem, było coś, czy nie było, a w konfesjonale trzeba wszystko mieć w głowie. Albo improwizować. Więc trzęsę się ze złości, a ona zaczyna chichotać. Dlaczego?

— Zgrzeszyłam, księże proboszczu, ale tylko myślą.

— Proszę wyjaśnić. — W dalszym ciągu nie mogę sobie przypomnieć.

— Mój mąż, proszę księdza proboszcza, mój mąż zagląda do butelki. — Coś mi zaczyna świtać, ale nadużywanie alkoholu nie należy do zjawisk bardzo wyjątkowych. Co druga kobieta we wsi mogłaby tak zacząć odpowiedź na punkt szósty Dekalogu.

— Powinnaś, córko, częściej się modlić za niego. Pan Bóg zawsze słucha i spełnia nasze prośby, jeśli tylko wypływają z czystego serca i są wyrażone z pokorą. Powiedziałaś, że zgrzeszyłaś myślą — naprowadzam zgubioną owieczkę na właściwą ścieżkę spowiedzi. — Co to za myśl? Czy możesz ją opisać?

— Myślałam o tym, jak wtedy z księdzem proboszczem... — Milknie. Zimny pot spływa mi po karku. Co robić, dokąd uciekać, panie Jezu, ratuj! — Ksiądz mnie nie pamięta?

Przez cały czas posługi mi się nie zdarzyło, żeby parafianka tak bezpośrednio odkryła moją niepamięć. Panie Jezu, co za wstyd, ale skucha!

Na szczęście przybyłeś mi wtedy z pomocą. Natchnąłeś i dałeś otuchy.

— Jak się nazywasz, córko? — zapytałem. — Pomóż mi, proszę, odświeżyć pamięć. Bo trochę przyrdzewiała, to prawda.

Diabelsko trudno jest przyznać się do błędu, ale jak już się to zrobi, najlepiej zanim się zacznie brnąć w negację i kłamstwa, i jeszcze bardziej się pogrążać w oczach rozmówcy, to zaraz się robi lekko na sercu, wraca wolność i pewność siebie.

Okazało się, że uczyłem ją katechezy dziesięć lat temu. Dwadzieścia uczniów w klasie, klas więcej niż jedna, kto by pamiętał po dziesięciu latach jakąś Justynę, kiedy ta Justyna najzupełniej przeciętna? No ale dziesięć lat temu byłem jeszcze piękny i młody. Przychodził maj, początek czerwca, proponowanie ocen na koniec roku szkolnego i wpisywanie zagrożeń jedynką, brało na ruszt nawet kilka młódek poprawiających klasówkę, wypowiedź ustną, przygotowujących referat, niemających nic przeciw okazaniu wdzięczności za szóstkę, dzięki której średniej ocen starczało na świadectwo z wyróżnieniem. Czerwiec oznaczał żniwa. Aż do covida się w czerwcu żęło młódki. Aż zdalne lekcje wszystko popsuły.

Justyna robiła referat z żywotu świętej Tekli, razem z koleżanką. Żeby się przygotować musiały zjawić się po materiał na plebanii. Jak przyszły, posłuchały o posłuszeństwie, pokorze i roli księdza jako zastępcy pana Boga, to i usiadły księdzu na kolanach. Żal, że nie zostały z tych czasów żadne nagrania.

— Jak ten czas leci! Oczywiście, teraz pamiętam. Justyna od Kwiecińskich?

— Nie, Szamborek, proszę księdza. Justyna Szamborek. — No, teraz dopiero mi dokładnie świta. Ależ miały wesołe łaskotki te dwie dziewuchy. Cycki w sam raz na rękę. Na rękę nastolatka-chuderlaka, nie na moją grabę. Cycuszki.

— Tak, Szamborek. Za mąż szłaś krótko przed pandemią. Mąż jednak z nienaszej parafii. A jak się nazywa twoja koleżanka? Gdzie mieszka?

Przypominam sobie: jedną z nich brałem co roku na kolana, jak przychodziłem po kolędzie. Szparka za każdym razem była ciepła i mokra, jak należy, ale nigdy nie zamoczyłem w niej pędzla. Nie sprzyjały warunki. Tylko czy to była Justyna, czy ta druga, ruda taka, och, jak jej na imię?

— Agata Rohatka, przez samo h — odpowiada kobieta. — Nie wiem, co się z nią dzieje. Od zakończenia szkoły nie miałam z nią kontaktu. W sumie i wtedy nie byłyśmy przyjaciółkami. To ksiądz wyznaczył nas dwie do tego projektu. Byłyśmy parą zupełnie z przypadku.

— Miałaś mokre włoski — szepczę przez kratkę — za każdym razem grzało źródełko.

— Właśnie o tych razach myślałam, księże proboszczu.

— To nie grzech, Justynko. Po to są miłe chwile, żeby je wspominać, kiedy nie jest miło.

— Kiedy mąż pije.

— Na przykład. A teraz, Justynko, zapukam trzy razy, wstań i podejdź do drzwiczek, pocałuj stułę. Na dziś skończymy spowiedź bez naznaczenia pokuty. Dajmy szansę innym przystąpić do spowiedzi.

— Amen — odpowiada głośno. — Bóg zapłać, księże proboszczu.

Taki to był przypadek byłej uczennicy. I tym razem udało się wybrnąć z niekomfortowej sytuacji.

No, a co dalej, to wiesz i bez moich wspominek. W zestawieniu z Lucynką, Justyna przegrywa, ale tylko na punkty, nie przez nokaut. Kropidło czuje się w niej jak w niebie. A mąż, fujara, pije, dzieciaka zrobić się boi. Więc, chcąc nie chcąc, przychodzi księdzu wypełnić duszpasterski obowiązek, pocieszyć, wzmocnić samoocenę, przekazać znak miłości Boga. A mówią bezbożni, że kapłani niepotrzebni. Głupi bezbożni.

Był jeszcze trzeci przypadek, kiedy nie poznałem wiernej w konfesjonale. Też uczennica, tylko nie tak starodawna jak ta Justyna z domu Szamborek po mężu Borowa.

Dwa lata temu skończyła nasze technikum, też w klasie „A”, tak jak Lucynka. Mieszkała w kolonii Przesieki. Teraz przyjeżdża w co któryś weekend. Pracuje w mieście. W czasie ostatnich wizyt duszpasterskich jej nie zastałem. Pewnie dlatego jej buzia wypadła mi z pamięci. To jest jakieś wytłumaczenie, ale że w ogóle wypadła, to zły omen, nie napawa mnie optymizmem.

Sytuacja rodzinna w zasadzie typowa: ojciec wiecznie nieobecny, w rozjazdach, jak u Kozłów, dzieci wychowywane przez matkę i babcię, na szczęście po bożemu.

Alicja Grobla jest wczesnym dzieckiem. Jej matka, uczennicą szkoły zawodowej będąc, wybrała się z koleżanką na dyskotekę. W takich miejscach cwaniaczków pełno. Polali wino, wybzykali obydwie na półokrągłej sofie za stołem, w czymś w rodzaju loży dla gości, bez wychodzenia z lokalu. Dziewczyny nie miały nic do gadania.

Potem się okazało, że jedna z nich wróciła z brzuchem. Na załatwienie sprawy było za późno, albo bojaźń grzechu poskutkowała. Tego nie wiem i pewnie się nigdy nie dowiem, ty wiesz i to wystarczy. Tak więc do lekarza z tym nie poszli. Żeby nie było skandalu, poszukali męża. No, ciąża młódki tonie aż taki znów feler, chętny się znalazł i ślub odbył się jak należy.

Panna — wróć — młoda mężatka urodziła, odkarmiła i wróciła do szkoły dorobić ostatnią klasę. Nawet po zawodówce skończyła technikum. Miałem w tym, panie Jezu, powiem nieskromnie, jako ksiądz i proboszcz parafii swój niemały udział. Mam nadzieję, że mi to zapisano w niebie. Oj, pobożna kobieta z tej Grażki, matki tej Alicji, co jej nie poznałem, jak przyszła do spowiedzi. Mówię dość jasno? Mam nadzieję, że się obaj nie pogubimy w imionach, panie Jezu.

Z mężem na nadmiar seksu raczej nie miała powodu narzekać, mimo że niestary był i zdrowy. Za to proboszcza zawsze gościła godnie i z radością. Ma jeszcze drugą córkę, nie od męża, ale mąż, nie patrząc na to, że pracuje daleko, jest wzorowym ojcem. Złego słowa nie powiem. Żeby inni tak się troszczyli jak Grobla, choćby tylko żeby nie pili, to by problemów na świecie było mniej o połowę.

Ach, wizyty po kolędzie u Groblów to sama przyjemność. Przyjemność duchowa. W tym to domu, jak w żadnym innym, wizytujący kapłan ociera się o plafon doskonałości, jeśli chodzi o przygotowanie domowników: przygaszone światło, świece na stole, na ścianach zdjęcia papieża i święte obrazy, atmosfera modlitwy, natchnionej medytacji, autentycznego oczekiwania na przyjście Ducha Świętego. Kapłan jest tylko zwieńczeniem tej atmosfery, nie tym, kto ją w pocie czoła dopiero co buduje.

Zawsze modlimy się wspólnie w salonie gościnnym, a potem indywidualnie w porządku wieku: z dziećmi, panią Grażyną i z seniorką, z każdym w jego pokoju. Na koniec udzielam wspólnego błogosławieństwa.

Wiesz, panie Jezu, jak dobre zawsze były te modlitwy, jak brzemienne duchowo i dla podejmujących kapłana niewiast — odkąd pamiętam, to znaczy według tego, co zapisane w kajecie, pan Grobla był zawsze w rozjazdach, a ojciec Grażyny, czyli dziadek Alicji zmarł dawno temu po wypadku z kombajnem — jak budujące są te wizyty.

Alicja obchodzi urodziny piętnastego stycznia, a więc w okresie kolędy. Na piętnaste urodziny przyniosłem jej kalendarz, jako prezent od duszpasterza dla wybitnej parafianki, w którym na każdej karcie osobnej dla danego dnia roku pod mądrym cytatem — mądrym w założeniu autora kalendarza, ale czy mądrym naprawdę? — kogoś ważnego było pole do samodzielnego zapełnienia. Wymyśliłem, żeby solenizantka codziennie wieczorem zapisywała w tych polach, czym się przysłużyła Bogu i co zrobiła dobrego dla Kościoła. Na przykład, że położyła kwiaty przed figurką Maryi, odrobiła pracę domową z religii, pomogła w czymś księdzu. Dałem Ali prezent i wziąłem ją na kolana jak ojciec i jako ojciec duchowy. Nie pierwszy raz, ale ten raz był kluczowy. Co więcej mówić? Kapłański gest został doceniony.

Zawsze mówię naszym pedagogom, żeby wyróżniać zasługujących na wyróżnienie i wyróżniać podwójnie tych, którzy zasłużą. Szczególnie warto doceniać młodzież, bo jest perspektywiczna.

Wpis w kajecie z 2014: K 49, K 31, k 14 i k 7. Planowany schemat wizyty: k + K + K pro forma. W spisie domowników przy imieniu Alicja: rok 2000, aktualny kod „b plus”. Kody kropkowe dodane po wizycie: Alicja — czerwone kółko, puste w środku, ze znakiem zapytania, Grażyna — kółko pełne, Barbara — kółko bez wypełnienia, takie samo jak u Alicji.

Za rok 2015: Alicja — biust „c” i kółko, tym razem z małym wypełnieniem, w jednej czwartej, Grażyna — pełne koło, jak co roku, w sumie czternaste, Barbara — kółko bez wypełnienia.

Za rok 2016: Alicja — pełne koło, Grażyna — pełne koło.

Za rok 2017: Alicja — pełne koło, Grażyna — koło bez wypełnienia. W tym roku kropidło zmoczyłem już tylko w Ali. Jak coś takiego nazywa się w biologii? Oj, mam to na końcu języka. Następstwo pokoleń?

W 2018: Alicja — pełne koło z dopiskiem „razy dwa”. Oj, pięknie się dziewucha ruchała pod osiemnaste urodziny, oj, koncertowo!

I ja tej dziewuszki nie rozpoznałem, kiedy przyszła się wyspowiadać? Jak to możliwe? Powiedz, wytłumacz, panie Jezu!

— Czy ksiądz mnie pamięta? — zapytała. — Alicja Grobla, kolonia Przesieki, dom numer jeden.

— Proszę, wybacz, córko. Parafia rozległa, wiernych przybywa, inni odchodzą, a pamięć dziurawa. Ksiądz, córko, jest tylko człowiekiem, zawodnym, niedoskonałym. Nawet ksiądz proboszcz. Ale powiedz o sobie coś jeszcze, pomóż trochę, a na pewno zaraz sobie przypomnę. — Dokładnie tak powiedziałem. Pamiętam jak dziś każde słowo.

— Zawsze ksiądz mówił, że czuje obecność Ducha Świętego. A za pierwszym razem powiedział ksiądz, że zachowam czystość do ślubu, dla narzeczonego, bo to, co mi ksiądz robił to nie seks, tylko sakrament.

— Dar niewiasty dla kapłana, który na ziemi zastępuje we wszystkim Pana Boga. — Mogłem doprecyzować, ale wciąż nie wiedziałem, z kim mam do czynienia.

Dopiero jak powiedziała, że jej mama na imię ma Grażyna i że z jej okiem stało się coś złego, a lekarze nie wiedzą co robić, tylko odsyłają jeden do drugiego, natchnąłeś mnie, panie Jezu i poznałem. Dopiero wtedy.

— Już wszystko pamiętam, Alu — powiedziałem. Trzeba przyznać, że byłem bardzo wzruszony. — Teraz przystąpisz do spowiedzi. Potrzebny ci jest ten sakrament jak nigdy dotąd. Oczyść sumienie. Tylko z czystym sumieniem zdołasz pomóc mamie. A po mszy, Alu, zadzwoń proszę do kancelarii parafialnej i umów spotkanie ze mną. Koniecznie. Postaram się dla was coś zrobić.

— Księże proboszczu, nie dam rady wymienić wszystkich grzechów. Za dużo się nazbierało — powiedziała szczerym głosem, przepełnionym ufnością w zrządzenia twojej Opatrzności. Wobec takiej postawy nie mogłem postąpić inaczej niż udzielić absolutio omnium peccatorum. Tylko nad pokutą musiałem się chwilę zastanowić.

— W domu w ramach pokuty zrobisz spis grzechów, tych co pamiętasz, i przyniesiesz mi na plebanię, albo dasz mi, kiedy was odwiedzę. Bo będziesz teraz z mamą, prawda?

Powiedziała, że w miarę możliwości będzie często przyjeżdżać, ale że ma odpowiedzialną pracę w mieście i nie chce jej stracić.

Potem się okazało, że sprzedaje gacie w jakimś butiku przy supermarkecie. Mój Boże! D tego jeszcze szef regularnie klepie ją po tyłku i mówi niemoralne rzeczy. Inną pracownicę zwolnił, bo nie dała mu się przeruchać. Że też tacy ludzie rządzą teraz w biznesie! Koniecznie trzeba coś z tym zrobić, panie Jezu i odnowić oblicze tej ziemi.

Zapytałem jeszcze, czy jest sama w kościele.

— Z siostrą — odpowiedziała.

— Niech siostra też się wyspowiada. Przyślesz ją do mnie.

— Ale ona nie jest przygotowana.

— Roztropna panna musi być zawsze gotowa; Mateusz, rozdział dwudziesty piąty, wers jeden. — Na polskim na pewno mieli omawianą przypowieść o pannach. Osobiście pilnuję, żeby i w podstawówce, i w technikum polonistki zabezpieczyły na Biblię odpowiednie minimum czasu i nie przerabiać tego co ważne po łebkach, jak za komunistów z PO. Więc siglum w zupełności wystarczy. Prawda?

Tak więc Hania też przystąpiła do spowiedzi. Przyznać trzeba, że już z niej całkiem zgrabna gąska. I miła. Ach, przyjemnie by było skubnąć taką gąskę, apetyczną, smakowitą. Przepraszam, panie Jezu. No ale ty wiesz przecież, że nie mam nic złego na myśli. I że muchy nie skrzywdzę, więc co tu mówić o gęsiach? Po prostu gąska oko cieszy. Oko starego klechy, twego najwierniejszego sługi.

Panie Jezu, mam wielką prośbę: uzdrowisz oko Grażynki i naprawisz mi pamięć? Nie dla siebie proszę, ale żeby dopełnić dzieła świętego Cyryla. Potem, jak już spełnimy swoje przeznaczenie, możesz mnie wzywać do nieba. Amen.

Dziękuje, że wysłuchałeś moich narzekań. Lżej mi teraz na sercu. Zaparzę kawę. Wolisz dziś z mlekiem zwykłym czy bez laktozy? Och, jak dobrze mieć przyjaciela takiego jak ty. Nie kłamię, panie Jezu.

***

Następny odcinek: Po kolędzie II i 6/7

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz