Epilog. Wnuczka
Około roku 2065 pierwszego lipca o dwunastej pięćdziesiąt sześć piętnastoletnia Zuzá cyrkularnym ruchem gałki ocznej zamknęła dokument. Zdjęła okulary. Zerknęła w lustro.
- Ach, te uszy! Dlaczego one zawsze muszą się czerwienić?! – pomyślała trochę ze złością, lecz przede wszystkim z uczuciem satysfakcji. Nie każdy przecież ma szczęście przeczytać młodzieńcze zapiski dziadka. Pamiętnik. I to jeszcze jaki! Zdecydowanie warto było się poszperać w jego chmurze.
Właśnie, czy na pewno warto? Po pierwsze dziadek o niczym nie wie. A to on zawsze uczył, że należy szanować prywatność każdej osoby. Bronił Zuzę przed wścibskimi zachowaniami rodziców. Ten pamiętnik nie był przeznaczony dla niej. Nie powinna go otwierać, nie poprosiwszy o zgodę. Tym bardziej, że dziadek skasował go przed wielu laty i na pewno już o nim zapomniał. Zuzá wydobyła plik z pamięci deletywnej. Tak się nie robi. W staroświeckich kategoriach myślenia, jakim hołdują dinozaury pokroju dziadka, to niemoralne.
Po drugie lektura zrodziła trudne pytania. Skoro Zuzá nosiła imię nadane w cześć babci Zuzanny, dopasowane jedynie fonetycznie do obowiązującej w 2050 roku mody, z akcentowaną ostatnią sylabą, dziadek Lubék był jej dziadkiem, a w pamiętniku Zuzanna figurowała jako siostra, nie kochanka, czyżby babcia i dziadek byli rodzeństwem? Dlaczego pamiętnik urywał się na scenie, od której równie dobrze mógłby się zaczynać? Co było „dalej“? Czy dziadek Lubék zapłodnił babcię Zuzię już tamtej nocy, czy jakiś czas potem? Szkoda, że nie podał żadnych dat, dzięki którym można by dokładnie umiejscowić w czasie opisane przez niego zdarzenia i odnieść je do urodzin mamy. Co się stało z Alicją? Dlaczego mama nie ma rodzeństwa?
- Incest już sto lat temu stanowił przestępstwo, a teraz to w ogóle zbrodnia. Przeciw ustawie o eugenice. Karana bez względu na jakiekolwiek okoliczności łagodzące. Dziadek nie może się przyznać – dedukowała Zuzá piętnastoletnim komputerem biologicznym – ale spytać nie szkodzi. Jeśli nie od dziadka to od kogo dowiem się prawdy? Tylko że zadać pytanie oznacza przyznać się do szpiegostwa. Zawiodę dziadka. Przyznać się, czy nie przyznać, oto jest pytanie.
Pytanie, na które długo nie trzeba było szukać odpowiedzi. Dostarczyło jej życie. Już o trzynastej dwie i piętnaście sekund.
- Zuziú, co robisz? Mogę wejść? – męskim głosem zabrzmiał doorofon.
- Ojej! – Wzdrygnęła się Zuzá – Leżę, słuchałam książki. Jasne, że możesz wejść, dziadku. – odpowiedziała głośno, kończąc poleceniem: - Ouvre!
Cienkie drzwi z matowionego nanografenu odsunęły się bezszelestnie i do pokoju wszedł postawny, chudy, lekko przygarbiony siwy mężczyzna.
- Dzień dobry, Zuziú! Jaką książkę czytasz? O! – Spostrzegł czerwone uszy i pąsowiejące z prędkością dźwięku policzki – Chyba coś, o czym staremu dziadkowi nie zechcesz powiedzieć.
- Eee, nie, dziadku. To nie tak jak myślisz. – Przysiadła na skraju łóżka, spuszczając stopy na podłogę.
- Nie bój się, kochane Złotko. Wiesz przecież, że wszystko zostanie między nami. Jak się dziś czujesz? Zaszczycisz dziadka towarzystwem? Proszę, przyniosłem ci słoiczek miodu z kwiatów cytrynowca, który podobno lubisz. – Mężczyzna wyciągnął rękę, schowaną dotychczas za plecami.
- Dziadku! Jesteś kochany! – Nastolatka, zapomniawszy o dręczących ją rozterkach, spontanicznie wyciągnęła przed siebie ramiona. Po chwili zawisła starszemu mężczyźnie na szyi. – Dziadku Lubkú, jak dobrze, że przyjechałeś! – Pocałowała go w policzek, a gdy on ucałował ją, przyciskając ją mocno do siebie dla zachowania równowagi, powtórzyła pocałunek co najmniej dziesięć razy.
- Złotko, Zuziú, co się stało? Nie widzieliśmy się tylko tydzień. Chyba się nie stęskniłaś? Przewrócisz mnie zaraz. Lata młodości, kiedy miałbym siłę, żeby cię nosić na rękach, mam już dawno za sobą, a ty nie jesteś już małą dziewczynką. Usiądźmy, proszę.
- Kocham cię, dziadku, jak nikogo na świecie. – pocałowała gościa ostatni raz, w porywie radości trafiając zamiast w środek policzka prosto w kącik ust.
- No, przestań już, Zuziu. – Stary Lubomir tym razem zapomniał o akcencie na ostatnią sylabę – Przypominasz mi młode lata – powiedział, sadzając wnuczkę z powrotem na łóżko.
- Jak to? – spytała Zuziá spoglądając w roześmiane oczy dziadka klęczącego przed nią na jednym kolanie.
- Och, żeby tak można było cofnąć wskazówki zegara o te pięćdziesiąt lat, Zuziú – Lubomir użył idiomu rodem z epoki mechanicznych chronometrów. Rozmarzył się. – nie musiałbym ci niczego wyjaśniać słowami.
- Ha, ha! – Dziewczyna roześmiała się, domyślając się, że jej nagie nogi i kobiece krągłości podkreślone przez koszulkę z mikrocelulozy ściśle przylegającą do ciała nie mogły ujść męskiej uwadze. – Dziadku Lubkú, muszę ci coś powiedzieć, ale się boję, że przestaniesz mnie lubić.
- Czy to ma związek, z książką, którą słuchałaś?
- To nie była książka. Czytałam coś innego.
- Ależ, Złotko! Wiesz przecież, że nigdy nie przestanę cię kochać. – Dziadek usiadł obok wnuczki, czule otaczając jej plecy ramieniem. – Co czytałaś?
- Nie wiem, jak ci powiedzieć. – Dziewczyna, obróciwszy głowę w bok, spojrzała badającym wzrokiem w źrenice starszego mężczyzny.
- Nie masz się czego wstydzić, Zuziú. Ale jak nie chcesz mówić, to zostawmy to na kiedy indziej. Ja jeszcze się nie wybieram do krematorium. Chodźmy na spacer. Nie odmówisz przecież staremu dziadkowi opieki w parku. – uśmiechnął się wesoło do nastoletniej wnuczki. Jedynej i kochanej ślepo i bezwarunkowo.
- Nie, dziadku Lubkú. Ja muszę ci się przyznać, niezależnie od tego, jak bardzo mnie ukarzesz. Zawiodłam cię. Przeczytałam czyjś pamiętnik bez pytania o zgodę.
- I dlatego masz czerwone uszy? Ciekawych rzeczy musiałaś się dowiedzieć. – Dziadek uśmiechnął się tak, jakby wszystko wiedział. – Ależ ty jesteś piękna, Zuziú – Westchnął, kierując wzrok na piersi nastolatki, nie za duże i nie za małe, osadzone wysoko, zerkające sutkami na boki. Idealne.Odziane, a mimo to gołe. – Od kogo masz ten pamiętnik i dlaczego miałabyś się pytać o zgodę na przeczytanie?
- Dziadku, to twój pamiętnik. – Wnuczka ze wstydu na chwilę zamknęła oczy. – Znalazłam w twoje chmurze. Wiem, że nie powinnam się włamywać. Nie wiem, dlaczego to zrobiłam. Ale jak już tam weszłam, nie umiałam się pohamować. Musiałam wszystko przejrzeć. Dziadku, ja nikomu nie powiem. Nawet mamie i tacie. Ani chłopakowi. Nikomu. Obiecuję. Wybaczysz mi, dziadku Lubkú? – Powiedziała to wszystko w błyskawicznym tempie na jednym wydechu. Ostatnie sylaby było ledwo słychać, z braku dostatecznej ilości powietrza w płucach.
- Mój pamiętnik? Złotko, jaki?
- Ten, który skasowałeś. Księgę dziewic. Nie będziesz się gniewał? Powiedz, że mi wybaczysz.
- Ach, Zuziú... – Dziadek zawiesił głos, kierując wzrok jeszcze raz z buzi ukochanej wnuczki stopniowo na piersi, brzuch i nogi, i z powrotem na piersi i buzię. – Ten pamiętnik. A skąd ty go wytrzasnęłaś? Nie ma go w mojej chmurze. Tyle razy szukałem, nie mogąc znaleźć.
- Skasowałeś go kiedyś. Na szczęście został w pamięci deletywnej. Jakbyś kasował więcej danych, stary plik zostałby nadpisany przez nowe...
- Kochana wnuczka! Mądra, sprytna. – Dziadek z trudem znajdował odpowiednie pochwały, tak bardzo rozpierała go duma. – Całkiem pożytecznych rzeczy was uczą w szkole. A wszyscy tak narzekają na upadek oświaty. Zresztą zawsze narzekali, odkąd pamiętam.
- W szkole tego nie uczą – odpowiedziała wnuczka z ulgą taką, jakby zdjęto stukilowy głaz z jej serca. – Nie gniewasz się? Przecież naruszyłam twoją prywatność.
- Ani trochę, Zuziú. A będę jeszcze miej, jak wskoczysz mi na kolana. – uśmiechnął się bałamutnie. Tak, jak się uśmiechał x dziesiąt lat wcześniej do Ali, Basi, Czesi i innych dziewcząt, które chciał podotykać i docelowo zaciągnąć do łóżka.
- Och, dziadku! Tylko nie mów nikomu, że mnie trzymasz na kolanach jak małe dziecko. – Zuzia ułożyła usta w takim samym bałamutnym uśmiechu. Wiedziała, że wieść o tym siadaniu na kolana nie zaszkodziłaby jej lecz tylko i wyłącznie dziadkowi. I wiedziała także, że obojętnie co mówi ustawa o eugenice i etyka społeczna, ze strony dziadka nigdy nie spotka jej nic złego i że nikt się nie dowie, jak rozmawia z dziadkiem w swoim pokoju za zamkniętymi drzwiami. Nikt, nawet rodzice się nie zostaną dopuszczeni do ich tajemnic.
- Kochana dziewczynka! – Stary Lubomir czule pocałował wnuczkę w policzek. Jego dłoń spoczęła nad jej kolanem. – Co mi po prywatności, Zuziú, jak jutro czy pojutrze będę popiołem? Prywatność, intymność jest cenna dla ciebie. Nie dla mnie. – wyjaśnił łagodnym głosem i spytał: - To co tam przeczytałaś w tej Księdze dziewic? Pewnie same straszne rzeczy.
- Ha, ha, straszne i dziwne – odpowiedziała dziewczyna bardziej zaintrygowana przeczytanym niż zniesmaczona.
- Co cię zdziwiło, Zuziú? Świat pięćdziesiąt-sześćdziesiąt lat temu? Wiele rzeczy było innych niż dzisiaj. Urządzenia techniczne, sposoby komunikacji. Ludzie się nie zmienili. Kłamali, bezdusznie wykorzystywali jeden drugiego, nienawidzili i tłumaczyli swoją nienawiść i kłamstwa tym, że nienawidzą i kłamią inni. Wina zawsze była i jest po drugiej stronie. I głupoty nigdy nie brakowało.
- Ale są też dobrzy ludzie.
- Nie, Zuziú. Ludzie czasami robią coś dobrego i zachowują się przyzwoicie, ale to nie robi z nich dobrych ludzi na stałe.
- Więc wszyscy są źli? Ty też?
- Tak, Złotko. Oczywiście. Czytałaś przecież pamiętnik.
- A ja? – Dziewczyna objęła dziadka obiema rękami za szyję, spoglądając na niego niewinnie i zalotnie zarazem.
Dziadek chwycił ją mocniej za udo, przycisnął do siebie ramieniem. Mogłaby przysiąc, że bokiem pośladka poczuła coś twardego. Coś, co w wieku lat x dziesięciu nie powinno podnosić głowy.
- A kto buszował w mojej chmurze? – Lubomir odpowiedział retorycznym pytaniem.
- Jednak się gniewasz. – nastolatka posmutniała nagle, nie na żarty.
- Ani trochę, Zuziú.
- Nie? Dlaczego?
- Mam do ciebie pełne zaufanie.
- Ale... – chciała zaoponować.
- Ale nie ma żadnego ale – przerwał jej dziadek. – Komu mam ufać, jeśli nie tobie?
- Naprawdę? Dziękuję. – szepnęła, jeszcze nie dowierzając.
- Dam ci wszystkie hasła do kont i zaszyfrowanych plików. Już najwyższa pora.
- Dziadku, nie musisz. Po co mi twoje konta?
- Na wypadek gdybym zapomniał. Wiesz, Złotko, w moim wieku wszystko jest możliwe.
- Kocham cię, dziadku Lubkú! Bardziej nawet niż mojego chłopaka. – wnuczka jeszcze raz uściskała starego człowieka, pocałowała w policzek i szyję, i na długo wtuliła się w jego ramiona.
- Ty masz chłopaka? – Dziadek spytał cicho po dłuższej chwili milczenia z dużym niedowierzaniem.
- Mam. Tylko nie mów mamie.
- Oczywiście, Złotko – dziadek potwierdził półgłosem, chcąc jak najbardziej wydłużyć chwilę, kiedy powietrze wydychane przez nastoletnią wnuczkę omywało jego szyję ciepłym strumieniem, pierś ocierała się o tors, łono ogrzewało nogi. – To co jeszcze cię zdziwiło w moim pamiętniku? – spytał łagodnym głosem, składając krótki pocałunek przy uchu wnuczki.
- Tytuł.
- Tytuł? – zdziwił się autor pamiętnika. - Dlaczego?
- Że dziewictwo było kiedyś tak bardzo ważne. Dla dziewczyn i dla ciebie.
- Teraz nie jest? – Lubomir zapytał i sam sobie odpowiedział: - Może masz rację. W moich czasach prawie wszystkie kobiety traciły dziewictwo i to dość wcześnie. Znaleźć dwudziestolatkę, która by nie była dziewicą graniczyło z cudem. Dzisiaj młodzi się nie kochają tak jak kiedyś. Nawet wśród trzydziestolatek jest dużo dziewic. Może nawet co druga.
- Hi, hi, hi, hi! – Na ten wywód Zuzá nie mogła zareagować inaczej niż śmiechem. – Dziadku, Lubkú, gdzieś ty dzisiaj widział dziewicę?! Teraz nie ma dziewic. No, może jakieś nawiedzone starokonserwatystki. Z zabobonnych rodzin. Te religijne. Ale ile ich jest? U mnie w klasie najwyżej dwie na szesnaście dziewczyn.
- Jak to? – zdziwił się Lubomir. – Chcesz powiedzieć, że ty...? – Nie potrafił dokończyć pytania. Czuł, że serce lada chwila zatrzyma się w klatce piersiowej, że światopogląd legnie w gruzach.
- Dziadku, przecież wiesz!
- Co wiem, Zuziu? – Lubomir znowu pod wpływem emocji zapomniał wymówić końcowe u głośniej i dłużej niż pierwszą samogłoskę.
- Że miałam zabieg. Byłeś trochę przeciw, ale rodzice mnie wysłali.
- Jaki zabieg?
- Zabieg usunięcia atawizmu! Prawie wszystkie dziewczynki go miały.
- Aaa! – Dziadek wreszcie zrozumiał, o co chodziło. – LHR, laser hymer reduction, zabieg laserowy u ginekologa? To masz na myśli, Złotko? To niczego nie zmienia. Błona ma tyle do dziewictwa co wyrostek robaczkowy.
- Też miałam usunięty. I zęby ósemki. – Na potwierdzenie swych słów Zuziá uśmiechnęła się szeroko, ukazując dwa rzędy równych zębów, białych jak pasta do zębów w dwudziestym wieku.
- Wiem, Złotko. W buzi też jesteś piękna.
- Ha, ha! Czytałam, że się całowaliście z języczkiem. Jak to wygląda?
- O tym poczytaj w Wikipedii.
- Dziadku! Jak to się czuje? Proszę, powiedz.
- Innym razem. – Lubomir odpowiedział szorstko, kończąc temat mogący lada chwila wymknąć się spod kontroli. Język świerzbił go już naprawdę mocno, paląc się do zwiedzenia przestrzeni między wargami nastolatki. – Zuziú, zaskoczyłaś mnie, że masz już chłopaka. Pokażesz mi go? Jaki jest? – dziadek zmienił kierunek rozmowy.
- Pokażę ci jego hologram. – nastolatka odpowiedziała radośnie, ale wnet jej głos się urwał, uszy poczerwieniały, przypomniała sobie, że w chmurze ma kilka ujęć chłopaka, prawie wszystkie nagie. – Ale może później, dobrze dziadku?
- Oczywiście, Złotko. Najpierw pójdziemy na spacer. Zdziwiłem się tylko, bo nie słyszałem, że się z kimś spotykasz. To ktoś ze szkoły?
- Nie ze szkoły. Spotykamy się wirtualnie.
- Aha! Wirtualnie! – Lubomir o mało się nie roześmiał, ale ostatkiem sił zachował powagę. Mimo oczywistego rozwoju technologii przez osiemdziesiąt lat nie nauczył się traktować poważnie spotkań internetowych.
- No, ale nie mów nikomu. – wnuczka spąsowiała jeszcze bardziej. – Jak się rodzice dowiedzą, zablokują mi internet i jeszcze wyczyszczą chmurę. Dobrze, że nie potrafią się do niej dostać, hi, hi. – zaśmiała się, po czym beztrosko przekręciła się na kolanach dziadka o dziewięćdziesiąt stopni, siadając na nim okrakiem. – Wiesz co? Nie mogę zrozumieć, jak wy się kiedyś rozdziewiczaliście. Ta krew, i ból, i płyny ustrojowe. Przecież to takie niehigieniczne.
- Ale jakie przyjemne. – Lubomir rozmarzył się, wspominając swoje dawne igraszki w wannie.
Myślami znowu był nastolatkiem, z członkiem w pełnej erekcji, w pogoni za dziewiczymi kobietami. A na przeciw niego piętnastoletnia Zuzá w wąskich majteczkach i bluzce z materiału grubości mikrona, przylegającej do ciała. Radosna. Ufająca. W pełnym rozkroku. Stary człowiek chwycił wnuczkę za biodra. Przycisnął do siebie. Uderzył w skąpo ubraną kobiecość twardym taranem. Po czym raptownie wypuścił z rąk i odchylił się do tyłu przerażony porywem instynktu.
- Zuziú, może przerwiemy rozmowę. Pójdziemy na spacer?,
- Aha. – dziewczyna przytaknęła, także niemało zaskoczona zachowaniem dziadka i swoją reakcją. W dole brzucha czuła fruwające motylki. – Dziadku, mam jeszcze jedno pytanie. – odezwała się, nabrawszy śmiałości, o jakiej o trzynastej dwie z piętnastoma sekundami nie mogła by nawet pomarzyć. Pół odruchowo, pół świadomie, docisnęła też jeszcze raz, ostatni raz, krocze do twardej wypukłości – Dziadku Lubkú, czy Zuzia z twojego pamiętnika i babcia Zuzanna to ta sama osoba?
- Tak, Złotko.
Wnuczka figlarnie zeskoczyła na podłogę, odsłaniając wypiętrzenie w spodniach starego Lubomira. Przyjrzała się przelotnie temu Kilimandżaro, ale pozostawiła bez komentarza. Ot, reakcja fizjologiczna. Taka jak napływ śliny do ust w odpowiedzi na zapach smacznej potrawy. Normalna, ale też przyjemnie pobudzająca kobiece ego.
- Wiedziałam. – Zuzá odpowiedziała triumfalnym tonem.
- To nie tak, jak myślisz. – Lubomir domyślił się w końcu, co w jego Księdze dziewic stanowiło dla wnuczki największe odkrycie. Rzeczywiście straszne... ale nieprawdziwe. Mama Zuzý nie była owocem incestu.
- Nieważne, dziadku. Nikomu nie powiem. – Nastolatka, z jakiegoś powodu niezrozumiałego ani sobie ani Lubomirowi, wpadła w nastrój zbliżony do euforii. Chciała tańczyć, skakać. Obróciła się na piętach kilka razy. Kucnęła na środku pokoju. Wstała, prężąc plecy. Zdjęła bluzkę i zupełnie niespodziewanie, z rękami na ramionach, obróciła się na wprost Lubomira. Na ten widok starszy mężczyzna nie był już w stanie wydobyć z gardła ani jednej sylaby zawierającej jakikolwiek przekaz słowny. Jedyne co mógł zrobić Lubomir, to podziwiać przepiękny widok, jakiego nie doświadczył przez co najmniej pół wieku i głośno przełykać ślinę. – Wiesz, co mnie jeszcze zdziwiło w twoim pamiętniku? – spytała bezwstydna stripteaserka po chwili milczenia.
- E-e. – dziadek pokręcił głową.
- Że byłeś tak zafiksowany na punkcie piersi. Mój chłopak w ogóle nie zwraca na nie uwagi.
- A... na co... zwraca uwagę? – spytała Lubomir, przerywając, z trudem zmagając się z globus hystericus w gardle.
- Wiesz na co. – dziewczyna uśmiechnęła się przez zaciśnięte usta, figlarnie przechylając głowę. – Na to, co najbardziej odróżnia kobietę od mężczyzny. – wyjaśniła fachowym językiem i wskazała nieśmiało palcem na majtki.
- O! – Lubomir zaniemówił jeszcze bardziej niż przed chwilą.
Tymczasem euforyczny nastrój wnuczki nie ustępował. Zuzá założyła suknię odpowiednią do wyjścia na dwór, luźną, zakrywającą cały tułów i nogi, poczynając od ramion i kończąc na kostkach przy stopach. Wyjęła z szafy chustę. W 2065 roku przyjęte było w miejscach publicznych zakrywać głowę.
- Pokażę ci coś, dziadku. – powiedziała konfidencjonalnym tonem, jak zawsze kiedy zapowiadała, że zaraz zdradzi jakąś tajemnicę. – Tylko obiecaj, że nikomu nie powiesz. – poprosiła jak tysiące razy przedtem.
- Yhy. – Lubomir, wciąż oszołomiony, zdołał tylko skinąć głową.
Tymczasem Zuzá wyciągnęła coś z głębi szafy. Przedmiot w jej ręce, podłużny, wiotki, przy pierwszym niedokładnym spojrzeniu konsystencją i kształtem przypominał parówkę w nietypowym dla wędliny kolorze bliżej nieokreślonego jasnego beżu. Gdy wnuczka, kucnąwszy obok dziadka, wyciągnęła dłoń by zaprezentować sekretny obiekt z bliska, siwy mężczyzna poczuł jak zawartość żołądka podnosi się do przełyku.
- Co to jest? – spytał, hamując odruch wymiotny.
- Mój chłopak – szepnęła wnuczka.
- Mnie to wygląda na coś innego. To – zawiesił głos szukając odpowiednio łagodnego słowa – to jest raczej organ chłopaka – wydusił wreszcie, skonsternowany.
- Penis Filemona.
- Kogo? – Lubomir z trudem nadążał za biegiem rozmowy. Musiał się uszczypnąć, by się przekonać, że nie tkwił w jakimś złym śnie. Że jeszcze nie umarł. – Kto ci to dał?
- Penis mojego chłopaka, dziadku! Wydrukowałam go ze skanu. Ojej, niepotrzebnie ci pokazałam. – Zobaczywszy nieprzychylną reakcję dziadka, posmutniała. Zbladła. Euforia minęła jak za kliknięciem klawisza myszki, małego urządzenia do ręcznego sterowania programami komputerowymi, niezwykle popularnego na początku wieku, zanim upowszechniło się sterowanie wzrokiem.
- Jak wydrukowałaś?
- Normalnie. Filemon przysłał mi skany penisa w stanie spoczynku i we wzwodzie, a ja sobie wydrukowałam. Są odpowiednie app-y do tego. W środku jest chip, motor, pompka, wszystko jak należy. Napęd tryboelektryczny.
- Jak?
- Używa energię tarcia. W twoich czasach czegoś takiego nie było. Musiałeś dziewczynom wkładać penisa bezpośrednio. Chodzić do nich do domu, namawiać na seks, zabezpieczać się, przekonywać, uważać na wytrysk. Strasznie niepraktycznie i niewygodnie. Czytałam w twoim pamiętniku.
- A to coś jak działa? – spytał dziadek, domyślając się, że to rodzaj nowoczesnego wibratora. Gdyby nie miał siwych włosów na głowie, osiwiałby natychmiast.
- Naprawdę nie wiesz? Filemon łączy się ze mną. Przez kamerę widzi mnie i penisa. Pocieram trochę, żeby dać pierwszy impuls. Penis pęcznieje, robi się twardy. Dalej kieruje nim Filemon. Ma specjalne okulary i rękawiczkę, dzięki którym odbiera sygnały z sensorów na penisie. Czuje się, jakby był we mnie.
- A ty co czujesz?
- No, dziadku, powinieneś wiedzieć. Czy już zapomniałeś, co ci dziewczyny mówiły, jak w nie wchodziłeś?
- Nic konkretnego nie mówiły. Ale im się podobało.
- To jest fajne. I nie trzeba się spotykać jak dawniej. Tylko nie można nikomu mówić, bo to nielegalne.
- Nielegalne, ale używasz.
- Chłopak mi wgrał app-a. Mógł kupić, bo skończył dwadzieścia dwa lata. W Bałkanii można bez rejestracji, nie tak jak u nas.
- Och, Złotko! – Lubomir zatrząsł się z nerwów na wieść o różnicy wieku kochanków. Ogarnęła go złość, że jakiś jurny internauta deprawuje jego kochaną wnusię, piętnastoletnie dziecko. Grecki zboczeniec. – Pocieszę cię, że za moich czasów Polacy też lubili wszystko regulować. I zakazywać. Pod pozorem obrony moralności.
- Jedynie nie mogłam się zeskanować dla Filemona i musi korzystać z domyślnej waginy, która nie całkiem odzwierciedla moją.
- Jakiej? Kto się domyśla?
- Ha, ha. Domyślnej, to znaczy, hmm, surowej. W app-ie do sexu jest wbudowanych kilka modeli. Od biedy można dobrać coś, co jest podobne do waginy danej dziewczyny.
- Hmm. – Lubomi mruknął znacząco, próbując zebrać myśli.
- No, niestety. Nie tylko w Polsce, w całej Europie Środkowej skanery waginalne mogą kupować tylko lekarze. – Zuzá, niezrażona zatroskaną miną dziadka, kontynuowała zwierzenia. Szczęśliwa, że mogła wreszcie podzielić się z kimś tajemnicą, z kimś, komu ufała i kto jej nie zdradzi, z kimś, kto zrozumie.
- Naprawdę, Złotko? Skanery wewnętrzne... – stary mężczyzna uśmiechnął się nie tyle do dziewczyny co do samego siebie – kiedyś to była sensacja. Pamiętam, jak wchodziły na rynek. Zapis w trzech wymiarach, rozdzielczość do pojedynczej komórki, możliwość klatkowania nawet co dziesięć milisekund. Cudo! A jakie drogie! Nie wiedziałem, że są tylko na licencję.
- Jedna z moich koleżanek ma w domu taki skaner. Ale jej tata jest gastrologiem.
- Ojciec kupił taki skaner córce? – Stary Lubomir musiał przyznać z przykrością, że przestał rozumieć ludzi, że mózg pod siwą czaszką nie pasował już do współczesności.
- Nie no, coś ty! Koleżanka znalazła ten sprzęt przypadkiem, a potem się mnie spytała, co to może być. Dawno. Z rok temu. Dlatego wiem.
- Straszne mi rzeczy opowiadasz, Zuziú. Chodźmy na spacer. – Dziadek, uspokoiwszy się w spodniach, wstał z łóżka i pomógł wnuczce odłożyć na miejsce penis Filemona.
- Dziadku Lubkú, myślisz, że robię coś złego, prawda?
- Nie, Złotko. Myślę tylko, że jesteś trochę zbyt naiwna co do ludzi. I że przyjdzie ci za to zapłacić. Oby jak najmniejszą cenę. Chodźmy już, Złotko. Bo niedługo przyjadą twoi rodzice i spacer nam przepadnie. – Lubomir ponaglił wnuczkę do wyjścia. Wyprowadził ją za rękę z pokoju i z domu.
Po drodze do parku posłuchał dalszych rozważań wnuczki o czasach minionych:
- Jak wyście mogli się rozmnażać w tak prymitywny sposób? Pani na biologii mówiła, że kiedyś wszczepiano wszystkie zarodki. Nawet wadliwe, z trisomią. Że nawet był zakaz badań preembrionalnych. To takie... nieetyczne. Dzikie.
- Teraz też nie wszystko jest dozwolone, Zuziú. Czasami mam nawet wrażenie, że jedyne co się rozwija w medycynie to komitety etyczne. Nic się nie zmieniło, Złotko, nadal najwięcej do powiedzenia mają dyletanci i nieroby. A ludzie kochają ich krasomówcze wywody. – dziadek nie mógł nie przyznać racji wnuczce. Nic dziwnego. Miał przecież wydatny udział w jej wychowaniu. Jej poglądy były w dużej mierze projekcją jego sposobu myślenia. Nawet jeśli oboje nie zdawali sobie z tego sprawy.
- I jeszcze to naturalne zapłodnienie! Przypadek, zero wyboru! Naprawdę, tego powinno się już dawno zabronić.
- Spokojnie, Zuziú – odpowiedział dziadek, pobłażliwie się uśmiechając. – To byłoby takie polskie, takie tradycyjne, jak by się powiedziało pięćdziesiąt lat temu, katolickie. Zakazać, zabronić, nazwać grzechem.
- Masz rację, dziadku. Ale ja nigdy nie dam sobie włożyć! – dziewczyna złożyła solenną zapowiedź, obiema rękami oplatając łokieć starego mężczyzny. – Nikt we mnie nie będzie tryskać. Ha, ha. – Zaśmiała się serdecznie, wspomniawszy słowo „tryskać” i jego użycie w kontekście seksualnym, z którym spotkała się tylko w pamiętniku dziadka.
- I do końca życia pozostaniesz dziewicą. – Lubomir podsumował rozmowę o zdziwieniach wnuczki.
- I znowu zapomniałeś, że mam usunięte atawizmy. – Zuzá jeszcze mocniej objęła dziadka rękę.
- Rudymenty, ty moja biolożko, nie atawizmy, a rudymenty. – Emerytowany hematolog, profesor nauk medycznych, dobrotliwie poprawił wnuczkę.
- Źle was uczyli w szkole! – Młode pokolenie zawsze przechytrzy stare. Tak mu się przynajmniej wydaje.
Wracając z parku, Zuzá zadała jeszcze jedno pytanie. Najważniejsze dla niej. O swoje pochodzenie.
- To bardziej skomplikowane, niż ci się wydaje, Zuziú – Lubomir zaczął wyjaśniać. Podczas spaceru nie musiał się spieszyć, mógł dowolnie długo dobierać słowa. Wnuczka, niczym przemieniona w czujne ucho, słuchała. – Boję się tylko, że prawda może zmienić twój stosunek do mnie.
- Kocham cię, dziadku Lubkú. Nic się nie zmieni. – Dziewczyna zapewniła ściszonym głosem, żeby nikt z przechodniów nie usłyszał. Spacerować z dziadkiem uwieszoną na jego ramieniu jeszcze ujdzie, ale głośne mówienie, że się go kocha, stanowczo nie przystoi dorosłej nastolatce. Byłoby zbyt infantylne. Mogłoby obrazić uczucia etyczne kogoś z przechodniów. Poza tym to wstyd publicznie wyznawać uczucia. To tak, jakby się wyszło na dwór nago.
- Otóż, Zuziú, w ściśle genetycznym sensie nie jestem twoim dziadkiem. Dla twojej mamy jestem wujkiem, więc dla ciebie... nie wiem jak się nazywa ten stopień pokrewieństwa... może prawujkiem. Czymś w tym rodzaju.
- A babcia Zuzanna?
- Była twoją babcią. Nie poznałaś jej, bo zginęła w wypadku, wiele lat zanim się urodziłaś. Straszna historia i potwornie głupia. Obie zginęły, Zuzia i jej przyjaciółka, nasza przyjaciółka, Ala. Na pewno ją pamiętasz z pamiętnika. Ja nie miałem dzieci. Nie mogłem. Okazało się, że miałem nieruchome plemniki.
- Nieruchome witki? A jakie to ma znaczenie? – wnuczka weszła w słowo, zdziwiona argumentem, dla niej nielogicznym.
- W latach nastych do dwudziestych miało to jeszcze jako takie znaczenie, Złotko. Słuchaj dalej. Wtedy już wychowywaliśmy twoją mamę sami, bez twojego biologicznego dziadka. Jak twoja mama miała rok, Zuzia wygoniła go z domu. Z wielkim hukiem. Na rozwodzie zrezygnowała z alimentów, żeby nie mieć z nim więcej do czynienia.
- Dlaczego? Co on zrobił? – Zuzá wbrew obawom dziadka wcale nie była negatywnie poruszona. Pytała z czystej ciekawości.
- Bezpośrednio Zuzi nie zrobił nic złego. Wręcz przeciwnie. Był dobrym ojcem i mężem. Troskliwym. Dbał o dom. Dużo zarabiał.
- Więc dlaczego?
- Poszło o zasady. Okazał się kimś innym, niż tym, za kogo się podawał. Nie zrozum źle, Złotko, nie sfałszował tożsamości, imię i nazwisko się zgadzało. Przerabialiście już na historii okres Pierwszej Unii. Afery, które wywróciły do góry nogami cały system polityczny, wszędzie w Europie poza Francją i może dwoma landami ówczesnych Niemiec. Pamiętasz mafię skoczków?
- Pamiętam. Nawet ty mi coś tłumaczyłeś. Że zakładali jakieś niby banki, reklamowali je jako czysto polskie, bez kapitału zagranicznego. Na fali nacjonalizmu, którą sami napędzali w internecie i polityce, dostawali coraz więcej wkładów. Potem te niby banki ogłaszały bankructwo, przekupieni politycy krzyczeli, że to wina Unii, a mafiozi zostawali z pieniędzmi. I nikt im nic nie mógł zrobić, bo płacili urzędnikow, księżom, finansowali partie i portale internetowe. Wszędzie mieli swoich ludzi. Nawet prezydenta.
- Aż paru oszukanych straciło cierpliwość i wymierzyło sprawiedliwość, niekoniecznie tym, co najbardziej winni. W każdym wypadku prezydent skończył nienajlepiej. Tak, tak, Złotko... Twój dziadek był jednym z nich. Prowadził agencję reklamy. Wykonywał dla skoczków drobne zlecenia. Kręcił filmiki szkalujące opozycję. Wymyślał lotne hasła o Bogu i ojczyźnie. Był małym trybikiem w wielkiej machinie propagandy.
- I o to babcia się obraziła?
- Tak. Nie chciała zarabiać na kłamstwie. Lepiej żyć biedniej, niż zaprzedać duszę diabłu, że się wyrażę w języku mitologii.
- Jest przysłowie, że nie taki diabeł straszny, jak go malują. – Młodzież odpowiedziała przekornie, jak często bywa, ciekawa jakiego jeszcze argumentu użyje dziadek, by ją przekonać.
- Tak, mówią, Złotko. Daj diabłu palec, to weźmie całą rękę. Jest też takie przysłowie.
- Jestem twoim diabełkiem. Ha, ha. – Wnuczka-niewnuczka zaśmiała się, potrząsając dziadka za ramię. – Cieszę się, że mnie wziąłeś na spacer.
Dwa dni później, internetowy narzeczony zerwał z młodą Zuzą. Zamiast masażu urządził jej karczemną awanturę, niezadowolony, że dziewczyna zdradziła dziadkowi jego personalia i pokazała drukowanego penisa.
- Głupia cipa! Dzidziuś! Długi jęzor! Z nami koniec! – Grek darł się we wszystkich językach z odległej wyspy na Morzu Egejskim. - Wiedziałem, że tak będzie. Wiedziałem, od pierwszego włożenia. Nawet się na fiucie zacisnąć nie potrafisz. Bezpłciowa ty! Oziębła! Gdzie ja miałem oczy, jak cię brałem!
- A nie mówiłem, Zuziú? Ludzie są często inni, niż nam się wydaje. – dziadek Lubék skomentował krótko maniakalną tyradę bezkarnego rozpustnika. – Dostał, co chciał. Nie jesteś mu już potrzebna.
- Ale, jak tak można? Ja go tak bardzo kocham.
- Zdaje ci się, moja ty naiwna dziewczynko.
---
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz