Mikropolis PL-113-Socha, dawniej Sochaczew; popołudnie,
piątek, około roku 2050.
Po
zajęciach w szkole troje przyjaciół, Oliwer, Justyna i Klara, zatrzymało się w
domu Oliwera. Jak zwykle rozmawiają o tym i owym. Ton nadaje Justyna, najbardziej przejęta serią lekcji w ramach
przedmiotu „Podstawy życia”, której rozpoczęcie przypada za tydzień.
–
Nie wiem, czy słyszeliście, ale w zeszłym roku pokazali hologram z kopulacją, w
ramach uświadamiania, jak to się robiło dawniej. Podobno były niezłe jaja. –
Justyna chwali się plotkami zasłyszanymi w szatni.
–
Jak co się robiło? – pyta Klara.
–
Jak to co? Dzieci! – ze śmiechem odpowiada przyjaciółka.
Oliwer
na razie milczy. Przygląda się koleżankom siedzącym naprzeciw ze skrzyżowanymi
nogami. Podziwia łokcie i kolana, obserwuje usta poruszające się w trakcie mowy
i dyskretnie zerka na tuniki. Cienki materiał zakrywa szczelnie całe tułowia,
od szyi po uda, ale z tego, jak się układa, można wnioskować o wypukłościach
kobiecego ciała. Chłopak patrzy i porównuje: duże piersi Justyny i znacznie
mniejsze Klary. Wie, że pod tunikami jest tylko bielizna – elastyczne body z
nanocelulozy. Na pewno jednolicie czarne według panującej właśnie mody, więc
bielizna tylko z archaicznej nazwy. Wygodne, zapewniające komfort cieplny,
transparentne dla gazów i wody. Szczelnie przylegające do skóry, dzięki czemu
dokładnie widać kształt ciała, z najdrobniejszymi szczegółami, jakby było
nagie. Z Justyną i Klarą przyjaźni się od lat, ale bez tych tunik
widział je tylko dwa czy trzy razy. I to dawno, na początku znajomości. Od
tamtej pory dziewczyny się zmieniły, dojrzały. Ich przyjaciel chętnie by
odświeżył nieaktualną już wiedzę, ale nie wie, w jaki sposób dać wyraz ciekawości.
Jak skutecznie nakłonić je do odsłonięcia rąbka tajemnicy i nie narazić na
szwank przyjaźni. "Dobrze, że chociaż nogi mają odkryte. Nie tak jak w zimę, kiedy tuniki sięgają do ziemi" - myśli Oliwer i dalej się przysłuchuje.
–
I co pokazali? – interesuje się Klara, zerkając na kolegę, by odgadnąć jego
reakcję.
–
Kopulację. Faceta i kobietę. Bez takich szczegółów jak na starych filmach, bez
wstępów, całowania i takich rzeczy, ale podobno i tak wesoło. Ha, ha! Żeby nie
podniecać, zrobili ten hologram z zachowaniem owłosienia.
–
Raczej po to, żeby było naturalnie, tak jak wtedy. – Klara proponuje inne
wyjaśnienie.
–
Może. Ha, ha! Ale to były prymitywne czasy.
–
Oj, tak – wtrąca wreszcie Oliwer. – Wiecie, że kiedyś nie robili kontroli
preimplantacyjnej? Nawet na trisomie nie testowali.
–
W ogóle zapłodnienie wewnętrzne! Nie dość że antysanitarne, to jeszcze wszystko
w rękach przypadku. Zapłodni się, czy nie zapłodni. Tylko jakiś głupek mógł
wymyślić połączenie seksu z prokreacją. Wiecie, ile razy musieli to powtarzać,
żeby się udało? – dodaje Justyna, krzywiąc usta w wyrazie zniesmaczenia.
–
Nawet w pary się dobierali przypadkowo – uzupełnia Klara, chwaląc się wiedzą
historyczną, zdobytą, nie wiadomo gdzie i kiedy, bez czekania na nauczycieli. –
I to całkiem niedawno. Jeszcze nasi rodzice się rodzili tak dziko.
–
I nie usuwali włosów – dodaje Oliwer.
–
Dokładnie. Nawet głowy nie depilowali. Fuj! – Tym razem Klara robi skwaszoną minę.
–
A mężczyźni jeszcze nosili włosy na twarzy. Możecie to sobie wyobrazić? Bo ja
nie. – Justyna zerka na oboje przyjaciół, puszcza do nich oko i zaczyna
chichotać.
Wszyscy
przecież wiedzą, jaka panowała moda. Każdy nastolatek kiedyś oglądał dwuwymiarowe filmy z XX wieku, niegdyś przeznaczone tylko dla dorosłych.
Później uznane za nieszkodliwe dla młodzieży, w przeciwieństwie do
holograficznych porno, zakazanych i rzeczywiście niedostępnych dla
niepełnoletnich do trzydziestego roku życia.
–
A kobiety traciły hymen dopiero przy kopulacji. Masakra jakaś. – Klara jeszcze
raz popisuje się wiedzą.
–
Aha. Krew, bakterie, jakiś HIV, syfilis, rzeżączka. Aż dziwne, że przeżyliśmy
tak długo jako gatunek. Dla was mniej – Justyna zwraca się do Oliwera, wesołego
odrobinę za bardzo, nawet nieprzyzwoicie. – ale dla nas kobiet to było
niebezpieczne.
–
Właśnie, a wy już nie macie hymenów, prawda?
–
No, jasne! Ha, ha! – odpowiada Klara rozbawiona pytaniem przyjaciela.
–
Jak to się odbywa?
–
Normalnie.
–
U gino – Justyna wyręcza koleżankę. – Przy pierwszym badaniu lekarz wsuwa sondę
i po krzyku. Nie wiedziałeś?
–
No, nie. A głupio mi było pytać.
–
No to już wiesz.
–
Strasznie było kiedyś. Na dodatek religijni guru zabraniali masturbacji – krytykuje
Klara.
–
O, no. Nie mieli się jak rozładować. szczególnie mężczyźni – chichocze jej
koleżanka. - Tylko poprzez tę kopulację.
–
Barbarzyńskie czasy.
–
Straszne.
–
Okropne. – Wszyscy troje są zgodni w ocenie przeszłości.
***
–
Oli, wejdziesz na górę? – zaprasza Justyna. Kolega właśnie odprowadził ją pod
dom, jak przystało na dżentelmena. Z Klarą, mieszkającą tuż za rogiem,
pożegnali się dwie minuty temu. – Chodź, chcę ci coś pokazać.
–
A rodzice? Mówiłaś, że nie lubią, jak cię ktoś odwiedza.
–
Nie ma ich dzisiaj. – Dziewczyna chwyta kolegę za rękę i prowadzi szybko przez
ogródek. – Tylko nikomu nie mów, że u mnie byłeś.
–
Dobrze. Skoro prosisz.
–
Obiecaj!
–
Obiecuję.
Zamknąwszy
drzwi pokoju, Justyna przekłada tunikę przez głowę, jak gdyby nie miała gościa
w pokoju. Odwraca się, stając przodem do kolegi. Czuje, jak w klatce piersiowej
serce tłucze o żebra, ale ukrywa emocje. Udaje, że rozpalony wzrok chłopaka nie
sprawia na niej żadnego wrażenia. Przecież widok skąpo ubranej dziewczyny w
swoim domu nie powinien nikogo specjalnie zaskakiwać. Justyna z pewnością nie
jest jedyną na świecie, która u siebie chodzi w samym body.
–
Co chciałaś mi pokazać? – Oliwer zmusza się do przełamania ciszy. Słowa z
trudem przeciskają się przez gardło, ale coś powiedzieć trzeba. Nie można dać
poznać, że na widok piersi i łona krew spłynęła z mózgu do niższych partii
ciała.
–
Właściwie to chciałam się ciebie o coś zapytać – cicho odpowiada Justyna. Po
każdym słowie głos jej się urywa, zdradzając stan emocji. Żeby przywrócić sobie
odwagę, krzyżuje ręce w obronnym geście, zasłaniając klatkę piersiową. – Tylko
obiecaj, że nikt się nie dowie.
–
Dobrze, skoro to tajemnica.
–
Chodzi o tę wertykalizację fallusa. Powiesz mi, na czym to polega?
–
Hm. – Oliwer, zaskoczony pytaniem nie mniej niż Justyna tym, że odważyła się je
zadać, również krzyżuje ramiona. Skulony pochyla się do przodu.
Zupełnie
nie wie, jak zareagować. Domyśla się tylko, że dostał właśnie szansę na coś
wspaniałego, na co nie zasłużył i nie wiadomo, kiedy taka okazja się powtórzy. Boi
się, że niewłaściwym zachowaniem może wszystko popsuć. Odruchowo drapie się po
głowie. Po czym, z braku lepszego pomysłu, wyciąga ramię, w geście wyrażającym
zachętę do podania ręki, czy też do podejścia o krok bliżej, niesprecyzowanym
dokładnie, niezdecydowanym.
Dopiero
odpowiedź dziewczyny uświadamia mu, że postąpił, jak należy. Justyna robi krok
naprzód, ocierając się bokiem o wyciągniętą dłoń przyjaciela. Niemo i w pewnym
stopniu nieświadomie prosi o dotyk. A chłopak już wie, że zaraz posadzi ją
sobie na kolanach. Że za chwilę przestanie być tylko kolegą. Zostanie kimś
więcej, obojętnie, o czym będą dalej rozmawiać.
–
Oli, nie gniewaj się. Nie mam nikogo innego, żeby spytać. – Justyna wykonuje
niewypowiedziane polecenie, zajmuje miejsce na kolanach chłopaka. – Na PŻ ma
podobno być jakieś ćwiczenie z tej wertykalizacji.
–
Jakie?
–
Nie wiem. Nikt nie chciał nic powiedzieć. Oli, posłuchaj – Justyna odzyskuje
śmiałość. Obejmuje przyjaciela ramieniem i wygłasza kwestię, nad którą myślała
kilka ostatnich godzin. – Na tych lekcjach mają nam pokazać, co kobieta ma
robić w kabinie małżeńskiej, żeby dostać materiał do fertylizacji. Czyli co?
Mamy się nauczyć stawiać pałkę? Piszą wszędzie, że kobieta jest do tego
niezbędna, że trzeba odpowiednio naciskać i we właściwej kolejności. Że bez
tego mężczyzna nie da nasienia. Ale, tak sobie myślę, wy to przecież umiecie
sami? Ludzie jakoś się przecież rozmnażali bez kabin. A na starych filmach
widać, że kiedyś mężczyzn nie trzeba było stymulować. To raczej mężczyźni
napadali kobiety. Nikt ich nie musiał namawiać. A pałki stawały same. Oli, coś mi
tu nie pasuje. Powiesz mi, jak to u was działa? Proszę. Bo ja już nikomu nie
wierzę.
–
Spróbuję – odpowiada skromnie znawca tematu, jedyny, któremu dziewczyna mogła powierzyć
swoje rozterki, i zastanawia się, jak zacząć lekcję.
Można by
poprosić Justynę, żeby skierowała wzrok na dół. Od razu by zobaczyła wypukłość piętrzącą się pod jego spódnicą. Albo wręcz fallusa stojącego na baczność, spowitego jedynie mikronową warstwą rozciągliwych slipek, jeżeli kiecka zdążyła się zsunąć. Oliwer, gdyby wiedział, jakie szczęście go spotka, założyłby coś sięgającego przynajmniej do kolan, żeby mieć sytuację pod kontrolą. A teraz jest już za późno. Boi się spojrzeć na dół, żeby nie sprowokować dziewczyny do
tego samego. Właściwie powinna czuć członek bokiem
uda, ale może nie zwraca uwagi na ten lekki ucisk. Albo nie chce niepotrzebnie narzekać, że ją
coś uwiera.
Można
też beznamiętnie zrelacjonować procedurę masturbacji, której chłopak oddaje się
codziennie rano i wieczorem. Powtórzyć odpowiedni fragment podręcznika, albo szczerze
powiedzieć – co wymaga odwagi – jak się to robi przed wyjściem z pościeli,
kiedy nie ma ani czasu ani ochoty na wyciąganie z szuflady rękawiczek i osłony
na członek.
Albo
zdjąć slipy i pokazać ciekawskiej przyjaciółce to, co niedługo zobaczy na
hologramie, na zajęciach z PŻ.
Oliwer
waha się. Żeby zająć czymś dłonie, zaczyna głaskać Justynę po głowie.
Delikatnie masuje za uszami i wzdłuż kości potylicznej.
–
Nie wiem, od czego zacząć – przyznaje szeptem, żeby zyskać dodatkowe sekundy na
zastanowienie.
Czuje,
że nie skończy się na wykładzie. Cel jest na wyciągnięcie ręki i chłopak wie,
że go osiągnie. Już za chwilę. Pozostaje tylko pytanie: jak?
–
Też nie wiem – odpowiada szeptem Justyna. – Najlepiej od początku.
–
Dobrze. To może w ten sposób – mówi Oliwer i przekłada dłoń z głowy dziewczyny
na pierś. Lekko naciska.
–
Co robisz? – odpowiada mu przyzwalający uśmiech.
–
Zaczynam wyjaśniać. – Oliwer obejmuje dziewczynę ramieniem. Po czym zaczyna
wodzić palcem wokół brodawki wyraźnie widocznej jako owalne wybrzuszenie na
powierzchni body, z małą górką po środku.
–
Hi, hi! Łaskoczesz.
–
Teraz też? – Oliwer przyciska dłoń do piersi.
–
Teraz nie.
–
Lubisz mnie?
–
Tak. Nawet bardzo. A ty?
Oliwer
nie odpowiada. Znienacka zakrywa usta koleżanki swoimi. Całuje jak na
staromodnych filmach. Kąsa, zmuszając dziewczynę, żeby rozchyliła wargi. Gdy
ona po chwili oddaje pocałunek, odruchowo ściska pierś, przechyla głowę i ze
zwielokrotnioną zachłannością oblizuje jej usta.
–
Ach, ach, przestań! – Dziewczyna, dysząc ciężko, po chwili wyrywa się z
objęcia. Odpycha nachalnego kolegę. – Tak nie można, Oli.
–
Nikt się nie dowie.
–
Mam nadzieję. Hi, hi. Ale to niehigieniczne.
–
Aha, i to bardzo. – Oliwer przyznaje rację i bierze w dłonie obydwa policzki
dziewczyny. Na przekór uwagom, znowu całuje.
–
Oli, tylko nikomu ani słowa, dobrze? – przypomina Justyna, w przerwie między
tym i następnym pocałunkiem, obiema rękami głaszcząc kolegę po głowie
–
Oczywiście.
–
Miałeś mi coś wyjaśnić, a ty tylko rozsiewasz bakterie. Zamkną nas, jak się od
tego rozchorujemy.
–
Nie zamkną – uspokaja Oliwer. Nie musi. Oboje są zdrowi, więc nic im nie grozi.
Jak
gdyby w nagrodę za okazane zaufanie chwyta Justynę za nadgarstek i prowadzi jej
rękę na slipy.
–
Oli, czy ty teraz jesteś gotowy? Tak po prostu? Ja przecież nic nie zrobiłam. –
dziwi się Justyna obejmując członek.
–
Już dawno stoi. Nie musisz nic robić, Justi. Wystarczy, że jesteś.
–
Ale wcześniej, u ciebie w domu, ci nie stał. A też byłam obok i Klara też. Jak
się spotykamy, nigdy ci nie stoi. Ani w szkole. Chyba. Hi, hi.
–
Czasami – odpowiada Oliwer, tajemniczo się uśmiechając. – Nie wiem, jak to
działa, ale teraz wystarczyło, że mnie zaprosiłaś na górę. Nie potrzeba żadnych
dodatkowych rytuałów... No, może jeden.
–
Jaki?
–
Pocałuj mnie jeszcze.
Chwilę
potem Oliwer wsuwa rękę między nogi Justyny. Całując usta bez opamiętania,
palcami ugniata miękkie wybrzuszenia, naciska na kobiecy rowek.
–
Oli, co ty ze mną robisz? – szepcze Justyna, przyciągając go do siebie za głowę
i poddając się pieszczotom.
–
Chcę, żebyś i ty mi coś pokazała.
–
Co?
–
Gdzie to się rozpina? – Oliwer po omacku szuka zamka.
–
Musisz sięgnąć trochę głębiej. Lep jest na samym kroczu.
Chłopak
naciska. Lep puszcza. Nanoceluloza kurczy się błyskawicznie, odsłaniając dolną
połowę tułowia.
–
Pokażesz mi, gdzie jest clitoris? – Nie czekając na odpowiedź, Oliwer wsuwa w
dziewczynę środkowy palec.
–
Och! – W pierwszym odruchu Justyna zamyka oczy, odchylając głowę do tyłu. Zaraz
potem zarzuca ramiona na szyję śmiałego przyjaciela, opiera się o niego, żeby
zachować równowagę. – Jesteś blisko. Cofnij trochę palec. Wyżej. Teraz
naciśnij. Ach!
–
Tutaj? – pyta dumny odkrywca i jeszcze raz łechta twardy punkcik.
–
Ach! Ach, Oli! – wzdycha dziewczyna, potwierdzając, że pieszczoty odnoszą
skutek. Być może nawet silniejszy od zamierzonego. – Oli, nie założyłeś
rękawiczki.
–
Ty zawsze zakładasz, jak się masturbujesz?
–
No, tak. Nie wolno inaczej. Ach!
–
Higienicznie. – Kpi intymny masażysta, kładąc pacjentkę na plecy.
–
Tak. Co chcesz zrobić?
–
Pomasować. W środku.
–
Jesteś pewien?
–
Jasne.
–
Nie brzydzisz się? Nie boisz?
–
Ciebie? Justi, wiesz, ile na to czekałem?!
–
Tylko nikomu nie mów. – Justyna kładzie się swobodnie, opierając głowę na
łóżku, rozkracza nogi... – Ach! Oli!
–
Czy tak to sobie robisz? – pyta Oliwer po pewnym czasie.
–
Mniej więcej. Ale z tobą jest lepiej.
Oliwer
tylko czekał na to wyznanie. Teraz jest już pewien, że może zrobić wszystko.
Jak na dawnych filmach. Zwierzęco. Bez kabiny małżeńskiej. Nie czekając na
zgodę Komisji Zdrowia.
Sięga
między pośladki. Jednym ruchem palca wzdłuż kości ogonowej rozpina lep slipek.
Materiał kurczy się, obnażając biodra. Tylko naprężony członek pozostaje w
ubraniu. Ale i on zostanie lada moment obnażony.
–
Oli, masowałeś już kogoś przede mną? – pyta Justyna, z atawistyczną nadzieją,
że jest pierwsza, jedyna, i że kochanek zawsze będzie należał tylko do niej.
–
Nie – odpowiada chłopak, spełniając niewypowiedziane życzenie.
Nie
może wyznać prawdy: wiąże go tajemnica. Zresztą nawet gdyby niczego nie
obiecywał, wolałby zataić wcześniejsze eksperymenty z dziewczynami. Chociażby
dlatego, że wprowadzanie do ciała człowieka niesterylnych przedmiotów jest
nielegalne.
–
Ach! – znowu głośno wzdycha Justyna, reagując na dotknięcie łechtaczki. – Oli,
jesteś wspaniały.
Chwyta
chłopaka za nadgarstek. Chce pokierować jego ręką. Wspomóc go w robieniu
masażu. I poczuć jeszcze większą bliskość.
Oliwer
ma jednak inne plany. Zsuwa slipy i wchodzi między nogi dziewczyny. Kieruje jej
rękę na wyprężony członek.
–
Oli, co ty? Chyba nie chcesz... Bez osłony? – Justynę na moment ogarnia panika.
Jej ciało pulsuje, domaga się pieszczot, nie chce kończyć, nie doznawszy
spełnienia. Za to wychowanie i świadomość medyczna protestują: nie wolno
uprawiać seksu bez zabezpieczenia. W ogóle nie wolno, dopóki się nie
zarejestruje związku. A już na pewno nie w taki sposób, poza kabiną.
–
Nie bój się, Justi. Przecież nie trysnę w tobie.
–
Oli, ale tak nie wolno.
–
Justi, tylko trochę. Proszę.
–
Zamkną nas, zobaczysz, Oli, zabiorą na leczenie z atawizmów! – Justyna drży.
Miota się myślami. Boi się i chce jednocześnie.
A
jej przyjaciel głosem rozsądku się nie przejmuje. Udaje, że nie słyszy. Ociera
członkiem o łono, wsuwa go między podłużne fałdy, ociekające śluzem.
–
Justi, wyjmę na czas. Wiem przecież, kiedy się zbliża wytrysk. Nie martw się o
to. Ani o Komisję Genetyki.
–
Dobrze, Oli, tylko uważaj.
Ciepło,
ciasno, przyjemnie... Oliwer ledwie się zanurzył w kobiecym ciele, a już widzi,
że niedoszacował siły doznań. Co robić? – myśli. – Skończyć uczciwie po paru
sekundach? Czy jednak trysnąć, udać, że się nic nie stało i zostać w środku jak
najdłużej, dla obopólnej rozkoszy? Wybiera drugą opcję. Nie wolno przecież
zawieść oczekiwań kobiety. Bo więcej nie wpuści.
–
O, Justi, o, o, o! – stęka młody kochanek.
–
Ach, ach! – wtóruje mu dziewczyna. – Oli, już? Powiesz, kiedy będzie koniec?
–
Jeszcze chwilkę. O, o...
–
Oli, ale ty masz siły.
–
Już kończę. Zaraz padnę. – Oliwer, dysząc ciężko, wyczerpany układa się na
mokrej od potu przyjaciółce. Przez chwilę jeszcze tkwi w niej wymęczonym
członkiem, już nie tak sztywnym jak poprzednio.
–
Ciężki jesteś – dziewczyna częściowo wygrzebuje się spod niego, żeby móc
swobodnie oddychać. – Kiedy będzie wytrysk?
–
Już dawno był, Justi. Na samym początku – przyznaje się złoczyńca seksualny.
Jak nieuczciwy kelner w luksusowej restauracji, który zwodził klienta,
wielokrotnie zapewniając, że zaraz przyniesie zamówione danie, a po godzinie z
miną niewiniątka przyznaje, że je zjadł, jak tylko kucharz nałożył je na talerz.
–
Kiedy?
–
W pierwszej sekundzie. Przepraszam.
–
Teraz już za późno. Trzeba było powiedzieć. – Justyna zwleka się z łóżka,
zdejmuje body i bez dalszych wyjaśnień idzie do łazienki, zmyć z siebie ślady
miłości. Zostawia przyjaciela sam na sam z myślami.
***
Mija
kilka dni. Gniew znika. Troje przyjaciół spotyka się ponownie po szkole. Tym
razem w domu Klary. Żartują, śmieją się, flirtują, uważając, by flirt nie wydał
się zbyt oczywistym. Oliwer i Justyna trzymają przysłowiowy język za zębami.
Nikt nie może się dowiedzieć, czego się dopuścili w piątkowe popołudnie. Nikt.
Nawet Klara.
Po
godzinie, czy dwóch – młodzież czasu nie liczy – Oliwer odprowadza Justynę do
domu. Nie może jednak wejść do środka. Jej rodzice nie przepadają za takimi
odwiedzinami. Chłopak wraca, lecz zamiast iść od razu na swoje osiedle, dzwoni
do Klary. Spontanicznie. Bez pretekstu.
Dawniej
mógłby zostawić u niej przenośny komputer, papierowy notatnik, telefon albo
jakiś inny gadżet. Dawniej było łatwiej. Teraz nie ma jak udać roztargnienia.
Wszystkie dane są online. Do szkoły nie nosi się żadnych toreb pełnych książek.
Do rozmów na odległość nie potrzeba własnych przyrządów – co niezbędne zintegrowane
jest w chodniku, a reszta elektroniki, z kodami dostępu i spersonalizowanymi
ustawieniami, zawarta w ubraniu. Nie można więc, jak jeszcze w czasach naszych
rodziców, przyjść i powiedzieć: „Klaro, chyba zostawiłem u ciebie telefon.
Wpuść mnie, proszę. Poszukamy”. Trzeba grać w otwarte karty.
–
Oli, co się stało?
–
Chcę ci coś powiedzieć. Wpuścisz mnie na minutę?
Minuta przeciąga się do
dziesięciu minut, dziesięć minut do godziny, godzina do dwóch godzin. Klara i
Oliwer przez cały ten czas pozostają offline, nie reagują na żadne próby
kontaktu. Nie odpisują i nie odpowiadają nikomu. Jakby przestali istnieć.
–
Oli, nie powiesz nikomu, prawda? – prosi Klara po raz enty o zachowanie
dyskrecji.
–
Pod warunkiem, że to powtórzymy – odpowiada Oliwer, wychodząc z gościnnego
domu.
Przygoda
z drugą z przyjaciółek też była niehigieniczna, a wręcz antysanitarna. Tylko
nasienie udało się Oliwerowi utrzymać w jądrach dłużej niż poprzednio z
Justyną. W nagrodę mógł je potem własnoręcznie zmyć z brzucha Klary podczas
wspólnego prysznica. I otrzymał jednoznaczne zapewnienie, że dziewczyna będzie
z nim jeszcze ćwiczyć wszystko, co trzeba i czego nie trzeba w ramach PŻ. Tyle
że następnym razem używając już osłony i rękawiczek. Przynajmniej w najbardziej
krytycznych momentach.
Do
pierwszej pełnoletności już niedaleko. Może, przy odrobinie szczęścia uda się
zarejestrować związek, a w przyszłości też uzyskać zgodę Komisji Genetyki na kontrolowaną
mejozę. „Całe życie przed nami” – marzy Klara – „trzeba mieć nadzieję”. „Atawizmy
są wieczne, nigdy nie zginą” – stwierdza Oliwer, wracając do domu. Kiedyś
napisze o nich rozprawę naukową, albo pójdzie w politykę, wygra wybory i rozprawi
się z rządzącą sektą paranoików. Kiedy się ma dwadzieścia lat, wszystko jest możliwe.
***
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz