Przechwałki buchaltera 2/3 - Samotna Gosia (2018)


Jestem doradcą podatkowym. Prowadzę jednoosobowe biuro w pewnym mieście, którego nazwy wolę nie zdradzać. Wielkich kokosów nie zarabiam, ale jakoś wiążę koniec z końcem. Lubię to, co robię.
Większość moich klientów stanowią kobiety. Nie wiem dlaczego. Tak się po prostu składa. Z mężczyznami trudno mi znaleźć wspólny język, a doradztwo opiera się przecież na rozmowie. Z kobietami nie mam tego problemu.
Pani Gosia... Gosia to wyjątkowa klientka. Jeśli bym miał określić ją jednym słowem jak najbardziej opisującym jej charakter, wygląd i sposób bycia, powiedziałbym, że jest specyficzna. Ma obsesję na punkcie młodości. Skądinąd zupełnie niegroźną. Nie wiem, czy wywołaną rozwodem, czy tylko wzmocnioną przez rozwód. Właściwie to nieistotne.
Nie pije, nie pali, nie nadużywa cukru. Zdrowo się odżywia. Wegetarianka. Szczupła, zgrabna, o skórze gładkiej, codziennie pielęgnowanej kremami i olejkami. Urody pozazdrości jej niejedna studentka. Tylko obecność nastoletniej córki, którą skądinąd można uznać za młodszą siostrę, zdradza prawdziwy wiek Gosi.
Kupiłem ją, w przenośnym sensie, przez roztargnienie. Kiedy weszła do mojego biura po raz pierwszy, przywitałem ją beztroskim okrzykiem z zaplecza:
- Wchodź śmiało. Zostawiłem klucz w zamku, to przekręć i obróć tabliczkę.
Spodziewałem się Danusi, że po lekcjach zatrzyma się u mnie na chwilę po drodze do domu. Zdążyłem już zaciągnąć rolety, żeby nikt z przechodniów nie zobaczył przez okno, jak się tulimy na fotelu. Pamiętam, że rano pochwaliła się sms’em, że zakłada nowy stanik. Im bliżej do piętnastej, tym silniej myślałem więc nie o klientach tylko o biuście ukochanej dziewczyny.
Nieznajoma zamknęła drzwi, przekręciła klucz w zamku i przewiesiła tabliczkę z napisem „Zaraz wracam” literami do szyby.
- Dzień dobry – przywitała się zaintrygowana niecodziennym przyjęciem.
- Dzień dobry. Och, przepraszam najmocniej! – Jak tylko wychyliłem głowę, zrozumiałem popełnioną gafę. Skronie natychmiast spłynęły strugami potu. Przez moment nie wiedziałem, co robić. Otworzyć zamek i usunąć z okna tabliczkę, ryzykując, że jak tylko zjawi się Danusia, nieznajoma domyśli się więcej niż powinna, czy zostawić drzwi zamkniętymi i tym samym odesłać dziewczynę do domu. Uznałem, że lepiej nie obrażać Danusi. – Przepraszam, wziąłem panią za kogoś innego – wyjaśniłem, starając się zachować spokojny wyraz twarzy.
- Ciekawe za kogo – uśmiechnęła się nieznajoma, ukazując równy rząd białych zębów.
Przekręciwszy klucz, przyjrzałem się jej przelotnym spojrzeniem. Krótka spódnica i koszula rozpięta w szeroki dekolt zachęcały do bardziej detalicznych obserwacji. Mnie jednak, w imię przyzwoitości, musiało wystarczyć pierwsze wrażenie. Jak najbardziej pozytywne. Pomyślałem, że mąż tej pani w nocy nie wychodzi spomiędzy jej kształtnych ud i nie przestaje całować ust i szyi, miętosząc niezbyt duże piersi.
Błysk zainteresowania w moich oczach oczywiście nie umknął kobiecie. Uśmiechnęła się jeszcze szerzej, po czym spytała, czy może usiąść.
- Ależ oczywiście, przepraszam. Jakiś dziś rozkojarzony jestem. Czym mogę pomóc? – spróbowałem opanować myśli i przynajmniej poudawać profesjonalizm. W sumie niczego innego nie robiłem w pracy. Moje doradztwo prawie nigdy nie wykracza poza robienie dobrego wrażenia.
Jej sprawa nie była wyjątkowa. Zamierzała sprzedać jakiś obraz i chciała się poradzić odnośnie daty zawarcia umowy, czy korzystniej będzie dokonać transakcji w bieżącym roku podatkowym czy w następnym. W jej sytuacji z punktu widzenia podatków nie miało to znaczenia, czego oczywiście nie mogłem powiedzieć od razu, jeśli chciałem zyskać nową klientkę.
A zechciałem. Sytuacja rodzinna nieznajomej aż nadto zachęcała do nawiązania znajomości. Od kilku lat rozwiedziona, samotnie wychowywała córkę, utrzymując się z wynajmu lokalu użytkowego oraz alimentów. W tamtej chwili jej trzynastoletnia córka była jeszcze za młoda na zabawy z facetem, ale wyobraźnia nauczona doświadczeniem z Danusią nie czekała ze snuciem fantazyjnych planów: przespać się z atrakcyjną klientką, a za jakiś czas niejako na deser uwieść jej zapewne niemniej apetyczną córcię, jak tylko dziewczynka dojrzeje.
Pani Małgorzata, jak w trakcie pierwszej rozmowy zwracałem się do Gosi, nie zdążyła pokazać nawet połowy przyniesionych dokumentów, a w progu biura pojawiła się Danusia, moja tajna dziewczyna. Nieco zmieszana obecnością klientki nie była pewna, czy wejść do środka. I ja miałem wątpliwości. Gosia jednak rozwiała je prawie natychmiast, znacząco chrząkając. Zaprosiłem Danusię do środka, mówiąc, że mam coś dla niej na zapleczu.
- Nie chcę przeszkadzać – odezwała się nieśmiało Danusia.
- Proszę się mną nie przejmować. Mam czas. Poza tym nie byłam umówiona – odpowiedziała Gosia nad wyraz uprzejmie. Uważnie przyjrzała się gimnazjalistce i, rozbawiona moim skrępowaniem, odprowadziła wzrokiem Danusię.
- Kto to jest? – spytała szeptem Danusia na zapleczu.
- Klientka – odpowiedziałem i przyciągnąłem dziewczynę do siebie. – Ile masz czasu?
- Maksymalnie pół godziny – odpowiedziała, obejmując mnie za szyję.
To były najlepsze chwile naszego związku. Jeszcze tego nie wiedziałem, ale dwa dni później miało mi się udać ją posiąść do końca w jej własnym łóżku. Także rozstanie zbliżało się wielkimi krokami.
- Daj buzi – zażądałem szeptem, bezceremonialnie kładąc dłoń na piersi Danusi.
Pocałowaliśmy się, przy czym dziewczyna figlarnie wystawiła język. Ja przez bluzkę pomacałem ją po biuście. Ku swemu zaskoczeniu nie wyczułem nawet śladu stanika.
- Zdjęłam w łazience – wyjaśniła Danusia, odpowiadając na moje zdziwione spojrzenie.
Miałem ochotę oprzeć ją o ścianę, zedrzeć dżinsy i wziąć na stojąco.
- Głupia baba. Niepotrzebnie się teraz zjawiła – wyszeptałem jej do ucha, ugniatając pierś jak ciasto.
- Taką masz pracę. Poczekać tutaj, aż skończysz?
Tego dnia dziewczyna była wyjątkowo spragniona czułości. Dosłownie kleiła się do mnie, kusząc każdym gestem i oddechem. Być może podświadomie wyczuła zagrożenie ze strony atrakcyjnej kobiety i chciała wyeliminować konkurencję. Mnie ta ufna postawa Danusi dodała pewności siebie. Sprawiła, że uwierzyłem, że mogę mieć każdą kobietę, jakiej zapragnę. Że pani Małgorzata mi nie odmówi.
- Pół godziny może być za mało. Lepiej idź do domu. Napiszę, jak tylko skończę.
Odsyłając Danusię, wsunąłem rękę pod jej bluzkę, żeby choć przez chwilę podotykać piersi. Dać dowód zaangażowania i zainteresowania dziewczęcym ciałem. Poprosiłem jeszcze, by dała mi swój biustonosz spoczywający w torbie, skoro obiecała mi go pokazać. Umówiliśmy się, że jeśli rozmowa z klientką się przeciągnie, spotkamy się przed szóstą, kiedy Danusia wyjdzie z psem na spacer.
Pani Małgorzata jeszcze raz zmierzyła nastolatkę wzrokiem. Z życzliwą zazdrością wymalowaną na twarzy.
- Ma pan piękną siostrę, panie Marku – odezwała się, jak tylko Danusia wyszła z lokalu.
- Proszę? – W pierwszej chwili nie zrozumiałem, o kim ona mówi. Nie mogła przecież znać mojej siostry.
- Piękna dziewczyna.
- A, tak – przyznałem jej rację, zapewne się trochę rumieniąc.
- Ach, jak ja jej zazdroszczę. Chciałabym znowu mieć szesnaście lat. – Pani Małgorzata uśmiechnęła się porozumiewawczo. – Pan, panie Marku, jest jeszcze za młody, żeby to zrozumieć i jest pan mężczyzną... Ale może to wcale nie była pańska siostra?
Cóż miałem odpowiedzieć? Prawda leżała przecież jak na dłoni.
- Nie – przyznałem, wstydliwie spuszczając głowę.
W ten sposób Gosia poznała mój sekret. Jest jedyną osobą wtajemniczoną w romans z Danusią.
- Wiedziałam – roześmiała się. – Gratuluję. Ależ ona młoda!
- Pani też świetnie wygląda – zdobyłem się na pierwszy komplement, zresztą absolutnie szczery.
- Ach, niech pan nie żartuje.
- Naprawdę. Nie wierzę, że ma pani trzynastoletnią córkę. To musi być jakaś pomyłka.
- Ale pan jest miły. Niestety metryka nie kłamie. A ile pan ma lat, jeśli mogę spytać?
- Dwadzieścia osiem – odpowiedziałem zgodnie z prawdą.
- Młodzieniaszek z pana – zaśmiała się jeszcze raz i dodała - i ma pan młodziutką narzeczoną. Naprawdę zazdroszczę tej dziewczynie.
Przez chwilę nie rozumiałem, czy mówi szczerze, czy sobie żartuje, czy wręcz grozi, że doniesie na mnie policji. Na szczęście Danusia nie podpadała już pod paragraf o pedofilii, bo bym chyba ze strachu umarł na zawał. Po chwili jednak klientka zaczęła się zwierzać, dzięki czemu mogłem nabrać pewności, że nic mi nie grozi.
- Jak miałam tyle lat co ona, też mnie ciągnęło do starszych. Przez prawie rok spotykałam się z nauczycielem, u którego mama załatwiła mi kilka korepetycji. Facet był w wieku mojego ojca! Pisał wiersze. Pewnie dawał je wielu dziewczynom, ale mnie mówił, że były napisane specjalnie dla mnie. Mówił różne komplementy i prosił o pocałunek w usta. Fizycznie do niczego między nami nie doszło. Zresztą wcale mi się nie podobał. Ale byłam zakochana w tym, jak mówił. Imponował mi inteligencją i ogromną wiedzą. Po części znajdywałam w nim to, czego mi brakowało u ojca. No i porywał mnie pożądliwym spojrzeniem. Był pierwszym facetem, któremu pokazałam się nago. Ale do niczego więcej nie doszło.
Zaparzyłem kawy, porozmawialiśmy, jak byśmy się znali od stu lat.
- Panie Marku, możemy sobie mówić po imieniu? Ta „pani” niepotrzebnie postarza – zaproponowała pani Małgorzata w pewnej chwili.
- Oczywiście. Bardzo chętnie. Marek – wyciągnąłem rękę.
- Gosia.
Przegadaliśmy tak prawie trzy godziny, kończąc dopiero przed szóstą. Już się bałem, że Gosia nie wyjdzie z biura przed przybyciem Danusi, co by musiało wzbudzić podejrzenia nawet u najbardziej ufnej dziewczyny. Na szczęście musiała odebrać córkę z jakichś zajęć pozaszkolnych. Dowiedziałem się wtedy co nieco o perypetiach małżeńskich nowej znajomej, sam opowiedziałem jej o swoich porażkach z płcią piękną. Nie omieszkałem też pozaglądać w dekolt ku pewnemu rozbawieniu ale też satysfakcji Gosi. Zerkałem oczywiście nienachalnie, próbując sobie wyobrazić, jak wygląda siedząca przede mną kobieta bez czarnego stanika. Gosia natomiast, niby nie zwracając uwagi na moją ciekawość, rozpięła w pewnej chwili jeszcze jeden guzik, ułatwiając mi dyskretne obserwacje. Okazała się samotną kobietą, pozornie zadowoloną z życia, cieszącą się niezależnością, której jednak brakowało przyjaźni i bliskości drugiego człowieka. Skrycie spragnioną uwagi mężczyzn.
Omówienie sprawy podatków przełożyliśmy na inny dzień. Mimo to na moim koncie pojawiło się czterysta złotych za konsultację. Gosia wyceniła mój czas na sto złotych za godzinę. Hojnie. Tym bardziej że nie wykonałem przecież żadnej pracy. Przy następnej wizycie zażartowała, że porada u psychologa kosztowałaby więcej, więc powinienem zatrzymać pieniądze i wręcz czuć się wykorzystanym.
Czułem się trochę niezręcznie, biorąc kasę za nic, w dodatku od kobiety wobec której miałem nieczyste zamiary, ale Gosia nie dała za wygraną. Przekonała mnie stwierdzeniem, że jej były mąż jest uczciwy i skromny, dlatego ona nie znosi tych cech charakteru u mężczyzn. Miała na sobie podobną koszulę jak poprzednim razem i stanik mocno eksponujący piersi. Nie wiedziałem, czy rozpięła koszulę specjalnie dla mnie, czy nosiła ją tak na co dzień, preferując przewiew w dekolcie. Zresztą było mi to obojętne. Tak czy owak tym lekko kokieteryjnym ubiorem wzmocniła siłę perswazji. Uznałem, że skoro jej nie zależy na pieniądzach, chociaż po kimś przychodzącym po poradę do konsultanta podatkowego spodziewać się trzeba raczej czegoś zgoła odwrotnego, i daje, należy wziąć i ładnie podziękować. I nie bronić się, gdy zechce dać coś jeszcze.
- Powiedz, Mareczku, czy dzisiaj też się spodziewasz tej miłej młodej dziewczynki co poprzednim razem? – spytała Gosia o sprawy prywatne, ledwie wyjąwszy na stół plik dokumentów, który mieliśmy omówić.
- Nie, dzisiaj nie przyjdzie na pewno – odpowiedziałem, nie chcąc wyjaśniać szczegółów. Mój związek z Danusią umierał śmiercią pisaną mu od samego początku. Wykorzystawszy nastolatkę, nie miałem już chęci ani odwagi, by go reanimować. Beztrosko, z cynicznym uśmiechem patrzyłem jak dziewczyna zawiedziona moim zachowaniem gniewa się i płacze. Świadomie dusiłem gorące uczucie prostacką bezczynnością.
- Dlaczego? Pokłóciliście się? – zatroskała się Gosia. Trudno powiedzieć na ile szczerze
- Oszukałem ją.
- No to co? Nie ma miłości bez choćby odrobiny oszustwa.
Wzruszyłem bezradnie ramionami.
- Tego kłamstwa ona mi nigdy nie wybaczy. – Miałem na sumieniu znacznie więcej niż trzeba by znienawidzić. Minąłem się z prawdą odnośnie swojego wieku, nie powiedziałem Danusi, że lada dzień przeniosę biuro do innego miasta, nawet trik, dzięki któremu się poznaliśmy, opierał się na wierutnym kłamstwie.
- Miłość wszystko wybaczy – odpowiedziała Gosia pobłażliwie, cytując znany szlagier z lat trzydziestych.
- O ile to miłość.
- Daj spokój. Widziałam, że jest w tobie zakochana po uszy. Jestem starą kobietą. Przechodziłam to. Uwierz, znam się trochę na tym. Poza tym – zawiesiła głos, uważnie badając mnie spojrzeniem – ta dziewczynka jest całkiem seksowna. Nie zaprzeczysz chyba, że chciałbyś zrobić z niej kobietę.
Spojrzałem Gosi w oczy. Speszony, że czyta we mnie jak w otwartej księdze. Pokręciłem głową, nawet się nie łudząc, że kobieta nie domyśla się prawdy.
- Chyba że – Gosia przykryła moją dłoń swoją i nachyliła się nad stolikiem poufale. – Chyba że już z niej zrobiłeś kobietę, Mareczku.
- Aha – przytaknąłem niepewnie, kiwnąwszy głową. Mijał dokładnie piąty dzień od chwili, gdy Danusia przestała być dziewicą.
- A, ty niedobry! – zawołała radośnie, jakby wygrała w lotto. – Kiedy? Ile ona właściwie ma lat? Na pewno nie osiemnaście. Mareczku, wybacz, nie wyjdę, dopóki mi wszystkiego nie opowiesz... Boże, jak ja jej zazdroszczę!
Spojrzałem na Gosię wielkimi oczami i za nic nie mogłem zrozumieć, o co jej chodzi. Mój mózg zawiesił się jak przeciążony komputer.
- Wystarczająco dużo – zapewniłem bez wahania ale nie całkiem przekonująco. – Jest dużo starsza od twojej córki.
Na więcej zwierzeń się jednak nie zdobyłem. Powiedziałem, że rana jest jeszcze za świeża, by o niej spokojnie opowiadać. W ten sposób niechcący zaproponowałem jeszcze jedno spotkanie. Którego Gosia nie odmówiła.
Po dość pobieżnym omówieniu dokumentów rozmowa znowu zeszła na sprawy, które, jak się okazało, interesowały moją nową klientkę znacznie bardziej niż podatki.
- Co powiesz, jak któregoś dnia wpadnę do ciebie z córką? – spytała.
Znowu się zawiesiłem. Nie rozumiałem celu takiej wizyty. Gosia, wiedząc, że zbałamuciłem nastolatkę, powinna raczej chronić córkę przede mną, a nie przedstawiać.
- No, proszę. Ale czy ona nie będzie się nudzić?
- Na chwilę. Chcę, żebyś ją zobaczył i powiedział, czy się podoba facetom.
- Jeśli jest podobna do ciebie, to na pewno się podoba – odpowiedziałem komplementem, nadal nie rozumiejąc, do czego zmierza kobieta. – Zresztą prędzej się dowiesz, jak ją o to spytasz. Ona nie mówi ci o swoich chłopakach?
Udałem naiwnego. Kiedyś mi się zdawało, że dziewczyny ze wszystkiego się zwierzają przyjaciółkom, siostrom i mamom. Że wiedzą o sobie nawzajem wszystko. Zwłaszcza jeśli chodzi o stosunki z chłopcami. Bałem się tego przepływu informacji. Bałem się, że jak zaproszę jakąś koleżankę na randkę albo spróbuję pocałować, pięć minut później cała szkoła będzie o tym wiedzieć. Jak mi się nie uda, cały świat będzie świadkiem mojej porażki. Ten lęk mnie paraliżował. W rezultacie nie miałem dziewczyny. Dopiero obserwując młodszą siostrę i jej koleżanki, zrozumiałem, jak bardzo się myliłem. Dziewczyny chyba nawet bardziej niż chłopcy strzegą swoich tajemnic. Ich gadatliwość to tylko gra pozorów i zasłona dymna.
- Nic mi nie mówi. Odkąd rozstałam się z mężem, jest jakaś dziwna. Mocno przeżyła nasze rozstanie. Może myśli, że ja jestem winna. Nie wiem. Jakoś nie umiem do niej dotrzeć. Kiepska ze mnie matka.
Ponownie ujrzałem w Gosi osamotnioną kobietę, obarczoną problemami, z którymi nie umiała sobie poradzić sama. Pozornie szczęśliwą kowalkę swego losu, a tak naprawdę z trudem odnajdującą się w życiu. Znowu nabrałem pewności siebie, wietrząc szansę na łatwą zdobycz. Spojrzawszy w półodkryty dekolt, poczułem znajome mrowienie w kroku. Postanowiłem działać.
- To normalne. Dojrzewa. Musi mieć trochę tajemnic. Ale co ci szkodzi zapytać, z kim teraz chodzi, albo jaki chłopak jej się podoba?
- Tak wprost zapytać? Nie potrafię. Zresztą nie mam powodu pytać o takie rzeczy. To jeszcze dziecko. Nie interesuje się chłopcami.
- Oj, żebyś się nie zdziwiła – uśmiechnąłem się szyderczo. – Nie pamiętasz siebie w jej wieku?
- Pamiętam – zawahała się Gosia. – Nie miałam chłopaka. Owszem, tworzyły się jakieś pary, ale to było dziecinne.
- Dzisiejsza młodzież szybciej dojrzewa – powtórzyłem obiegową mądrość z żółtej prasy. – Internet, wszechobecna erotyka, seksualizacja życia robią swoje. Popatrz, co pokazują w telewizji: dwunastolatka w ciąży, pedofile, seryjny gwałciciel wypuszczony z więzienia na przepustkę. Nawet księża o niczym innym nie mówią tylko o seksie. Więc nie dziwne, że dzieci się interesują i wszystkiego próbują wcześniej niż kiedyś.
- Mareczku, nie strasz.
- Nie straszę. Mam młodszą siostrę. – Znowu zrobiłem wszystko wiedzący wyraz twarzy. O Danusi nie musiałem przypominać, a jej los doskonale potwierdzał rysowaną przeze mnie wizję rozbudzonej erotycznie młodzieży.
- Myślisz, że moja Klaudusia? – Matka trzynastolatki przerwała zdanie w połowie.
- Nie znam jej, Gosiu, więc trudno mi twierdzić coś na pewno. Ale zauważ, że jeśli co druga szesnastolatka nie jest już dziewicą, to znaczy, że wiele dziewczyn traci cnotę w młodszym wieku. Nie sądzisz, że to trochę naiwne myśleć, że twojej córki to nie dotyczy?
- Może masz rację. Ale...
- No i, Gosiu, pełny seks to nie wszystko. Na pewno słyszałaś o modzie na lody. – Nie wiem, skąd w mojej głowie zjawił się pomysł, by wspomnieć o zabawach oralnych. Ważne, że nadszedł w odpowiedniej chwili. Tak jest w życiu, że jak się o czymś myśli, to coś się wymyśli. Wystarczy dać zadanie mózgowi, o czym wielu frajerów zapomina. Na szczęście ja już nie jestem frajerem i myślę.
- Lody? Mareczku, czy ty i ta twoja dziewczynka, co tu była tydzień temu, robicie takie rzeczy?
Chrząknąłem wymownie, podrapałem się po skroni, jakbym się zastanawiał nad odpowiedzią. Po czym wstałem z krzesła, obszedłem stolik i zatrzymałem się za plecami Gosi. Nachyliłem się do ucha kobiety i położywszy dłonie na jej odsłoniętych ramionach, potwierdziłem szeptem:
- Robiliśmy.
- Niemożliwe! – zawołała Gosia podekscytowana, jakby nagle przestała martwić się o córkę. – No, ale mówiłeś, że jest starsza od Klaudii.
- Nie byłem jej pierwszym chłopakiem. – Tę wiadomość wyciągnąłem z przysłowiowego kapelusza. – Jakiś koleś namówił ją na lodzika, jak była dokładnie w wieku twojej córki. Sąsiad zresztą. Mieszkał na tej samej ulicy co ona. Powiedziała, że zrobili to u niego w domu tylko trzy razy, ale co się stało, już się nie odstanie.
- Wiesz co to za chłopak? – spytała Gosia ni to z troską ni to ze zwykłej ciekawości, obróciwszy głowę do góry i kładąc dłoń na mojej dłoni.
- Nie znam go. Starszy od niej – odpowiedziałem, patrząc z góry w dekolt Gosi.
Powoli zdjąłem dłoń z jej ramienia i sunąc po mostku skierowałem pod miseczkę stanika. Kobieta westchnęła głęboko, ale prawie nie drgnęła. Ugniotłem pierś. Nachyliłem się do ucha i opowiedziałem w paru zdaniach zmyśloną scenę, w której Danusia, siedząc na fotelu, oblizywała mój członek jak loda na patyku. Po czym, nie przestając masować piersi, spytałem, czy Gosia ma podobne doświadczenia.
- Ja? – zaśmiała się. – Nie. Mój stary był zbyt konserwatywny na takie zabawy. Klaudusię zrobiliśmy klasycznie, a potem nasze życie łóżkowe przygasło.
- A inni faceci? Wspomniałaś o jakimś nauczycielu – spytałem, przesunąwszy dłoń pod druga miseczkę stanika.
- Nic takiego z nim nie robiłam. Jedyne do czego dałam się namówić to zdjęcie ubrań. Najpierw tylko bluzki i stanika, a za którymś razem reszty. Pieścił mnie rękoma. Oj, miał zdolne ręce, Mareczku – Gosia uśmiechnęła się błogo na to wspomnienie. – ale sam niczego nie zdejmował. Nie męczył mnie swoją nagością – roześmiała się teatralnie, jak śmieją się niektórzy, by zatuszować wstyd lub inne emocje.
Macając biust, opuszkami palców czułem wyraźnie stwardniały sutek. Gosia oddychała głęboko i szybko przez rozwarte usta. Jej serce biło silniej niż zwykle. Była podniecona. Ja również. Spodnie uwierały coraz mocniej. Uznałem, że pora zagrać w otwarte karty.
- Skoro jeszcze nie robiłaś loda, zrób ze mną – zaproponowałem bezceremonialnie.
- Słucham?
- Co ci szkodzi? Młodość kiedyś minie i będziesz żałować, że nie spróbowałaś.
- Ale czy tak wypada?
- Jasne że nie. Ale, Gosiu, nie chcesz chyba być w tyle za córką?
- Dobrze. Kiedy? Przyjedź do mnie w sobotę. Klaudia co drugi tydzień spędza sobotę z ojcem. Będziemy sami – odpowiedziała Gosia po krótkim namyśle.
- Wolę teraz. – Wyciągnąłem obie piersi spod stanika. Przygryzłem Gosię w szyję i zacząłem głaskać po obnażonych sutkach.
- Nie po to tu przyszłam, Mareczku. Nie jestem przygotowana.
- Ja też nie. Chodź na fotel.
- Dobrze.
Usiadła. Stanąłem przed nią. Rozpiąwszy zamek spodni, postanowiłem postawić poprzeczkę jeszcze wyżej:
- Dam ci go ale pod jednym warunkiem.
- Jakim? – spytała Gosia nieco zaskoczona.
- Wpuścisz mnie potem do cipki.
- Dzisiaj?
- Tak, dzisiaj.
Zasunąłem żaluzje. Przekręciłem klucz w zamku. Zdjąłem spodnie wraz z bielizną. Mnie jak mnie ale stojącemu na baczność członkowi Gosia nie mogła odmówić.
- Coś ty ze mną zrobił? Czuję się jak jakaś małoletnia siksa zadowalająca kolesia byle gdzie, jak tylko udało się wyrwać spod oka rodziców – powiedziała płomiennym głosem stateczna kobieta, przykładna matka nastoletniej córki, odmłodzona o dwadzieścia lat, obnażona do pasa, w przerwie między łapczywym ssaniem i delikatnym oblizywaniem mojego sztywnego członka. Może to dziwne, ale była szczęśliwa.
- Od teraz nie będziesz oralną dziewicą – odpowiedziałem, łapiąc ją za włosy związane tego dnia w dwa kucyki. Kilka razy dobiłem do gardła, pilnując jednak, by nie było to dla niej za bardzo bolesne.
Zaraz potem bez słowa rozebrałem Gosię do końca. Oparłem ją rękami o stół, poprosiłem, by rozstawiła szeroko nogi i wypięła pupę. Wszedłem w nią od tyłu, silnie pociągnąwszy za biodra. Jęknęła głośno, napiąwszy mięśnie pleców. Była idealnie ciepła i ciasna. Wystarczyło kilka pchnięć, by mój członek zaczął pulsować.
Pomyślałem wtedy, że Gosia oddała mi się specjalnie i że nie chodziło jej wcale o mnie tylko o parę kropel spermy. Że przed laty z innym facetem zrobiła sobie Klaudię, grabiąc go później z połowy majątku i wpakowując w alimenty, a teraz powtarza ten sam numer ze mną. Nie poczułem się więc w obowiązku zadbać o jej orgazm. Jak jakiś chłystek zaspokoiłem tylko swoje żądze, nie martwiąc się przy tym o przyszłość.
Gosia opadła brzuchem na stół wyczerpana moją gwałtowną szarżą. Odsapnąwszy nieco, zebrała z podłogi ubrania, poszła do toalety obmyć się i uczesać.
- Przyjedziesz w sobotę? Młodej nie będzie w domu od dziewiątej do dziewiątej – powiedziała na pożegnanie.
Za konsultację przelała mi pięćset złotych. Posłuchałem jej wcześniejszej rady. Poczułem się wykorzystany.
Oczywiście przyjąłem zaproszenie. W piątek pogodziłem się z Danusią, by jeszcze raz wbić się w jej młode ciało, zanim się ostatecznie rozstaniemy. W sobotę we wszystkich pozycjach przerobionych z dziewczyną wymęczyłem Gosię. Obydwu się spodobało. A mnie ten podwójny sukces przekonał, że życie potrafi być wspaniałe.
Kolejnym razem spotkałem się z Gosią już w nowym biurze. Wydoiła mnie do ostatniej kropelki, po czym uiściła przelew za konsultacje. Przez wakacje widzieliśmy się kilka razy, a potem w roku szkolnym odwiedzaliśmy się regularnie po dwa razy na dwa tygodnie, w co drugi wtorek u mnie w biurze i w co drugą sobotę w łóżku Gosi.
Poznałem też jej córkę, cichą myszkę sprawiającą wrażenie niesamodzielnej, totalnie zdominowanej przez matkę, nienauczonej podejmować własnych decyzji. Powiedziałem Gosi, że pod chłodną skorupą grzeją się demony, które kiedyś wyskoczą na powierzchnię jak wrząca lawa z Wezuwiusza. Zainkasowałem tysiaka i godzinę upojnego seksu, ale nie dane mi było doświadczyć przebudzenia uśpionej królewny. Ktoś inny udzielił Klaudusi pierwszych lekcji fizycznej miłości.
Nie szkodzi. Życie to nie gra komputerowa. Nie można wygrać wszystkiego. Trzeba umieć się zadowolić tym, co w zasięgu ręki i nie zazdrościć, gdy komuś innemu się poszczęści zerwać mniej dostępny owoc. Należy pielęgnować cnotę umiaru.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz