Kiedyś to były czasy! Istniały gimnazja, w których uczyło
się wielu ważnych rzeczy. Niekoniecznie w salach lekcyjnych. Najciekawiej było
pod koniec ostatniej klasy. Jeszcze lepiej w wakacje, ale nie o wakacjach jest
to opowiadanie.
Wycieczek klasowych nie lubiłem i unikałem. Tym razem
jednak dałem się namówić. Byliśmy w trzeciej klasie, po wakacjach mieliśmy się
znaleźć w różnych technikach i liceach i w większości nigdy więcej się nie
spotkać. Czterodniowy wyjazd w Sudety, w maju czyli po egzaminach, stanowił
pożegnanie z klasą. Jednocześnie dawał ostatnią szansę, by się poznać, jeśli
ktoś z kimś nie zdążył się poznać przez trzy lata wspólnej nauki, a z jakiegoś
powodu tego pragnął.
Myślałem o Magdzie. O Łyżce. Nie mam pojęcia, dlaczego
miała taki pseudonim. Ona sama nie pamiętała, kto i kiedy nazwał ją tak po raz
pierwszy. Po prostu była Łyżką lub Łyżeczką. Na mnie mówiono Kmicic. Chyba
Magda wymyśliła dla mnie tę ksywkę, kiedy omawialiśmy „Potop”. Z sympatii mnie
tak nazwała, dla życzliwego żartu, ale inni podchwycili jej pomysł raczej
złośliwie. I tak się przyjęło. Nawet przeprosiła mnie za to prześmiewcze
wyswatanie z Oleńką — książkową narzeczoną Kmicica, kujonką przez większość
uczniów nielubianą i chyba przez skrywaną zazdrość pogardzaną Alą, przezywaną
też Kobrą, bo nosiła duże okulary. Tak, byłem zakochany w Magdzie jeszcze od
podstawówki. Bite cztery lata. Od czasu do czasu zerkałem na inne dziewczyny,
próbowałem zagadać i poderwać, z mniejszym lub jeszcze mniejszym skutkiem, ale
kochałem się w Magdzie. Skrycie lecz dla wprawnego oka całkiem rozpoznawalnie.
Magda też mnie lubiła, przyjaźniliśmy się, ale ciągle kręciły się wokół niej
tabuny chłopaków. Przystojnych, dowcipnych, wysportowanych, śmiałych... Nie to
co ja: cichy introwertyk z kompleksem niższości, trzymający się z dala
od roześmianych tłumów. Nie miałem wyznać Magdzie swych uczuć. Bałem się
usłyszeć, że jest już zajęta. Że chodzi, to znaczy uprawia seks, z jakimś Małym,
Kijanką, czy też innym Ślimakiem. Albo z kimś, kogo nie znam. Zdecydowałem się
pojechać do Kłodzka, licząc, że zdarzy się coś, jakiś cud, co mnie ośmieli albo
pchnie Magdę w moje ramiona. I usłyszę z jej ust, że kocha mnie, tylko mnie, i
mnie na zawsze, i że nigdy nie kochała nikogo innego, i z nikim nie chodziła.
Że tylko mnie się tak wydawało. Nadzieja przecież umiera ostatnią.
Zebraliśmy się na placu przed szkołą. Uczniowie,
nauczyciele, niektórzy rodzice, plecaki, wypełnione po brzegi torby podróżne i
inne zbędne bagaże. Rozejrzałem się dookoła i pożałowałem, że zgodziłem się
jechać. Magdę nietrudno było namierzyć wzrokiem. Stała, a właściwie skakała,
śmiejąc się, w towarzystwie trzech kolegów z klasy. Dwóch raczej niegroźnych, patrzących,
ale Mały, ten notoryczny podrywacz, najwyraźniej próbował właśnie swoich sztuczek.
Nikt nie znał się na dziewczęcych żebrach tak jak ten wesołek. Wystarczyło, że
pokazał palec, a dziewczyna już podskakiwała jak na trampolinie, odruchowo,
jeszcze zanim została trafiona pod „śmieszne żeberko”. W chwili, gdy ujrzałem
Magdę z daleka, jej długie warkocze pędziły do nieba, wykręcając w powietrzu
szalony piruet. Z bliska musiała wyglądać jeszcze bardziej widowiskowo, w
luźnej bluzce z głębokim wcięciem, możliwe że w staniku niekompletnie
zakrywającym jej spore piersi. Zobaczywszy roześmianą Magdę i skubiącego ją
obiema rękami Małego z, jak zawsze gdy triumfował, lisią miną, poczułem
obrzydzenie. Silne promienie słońca momentalnie stały się nie do zniesienia.
Musiałem przymknąć powieki i spojrzeć gdzie indziej, pod nogi albo w kierunku
cienia.
Tuż obok mnie, na wyciągnięcie ręki, stała Ala, moja, to
znaczy Kmicica, Oleńka alias Kobra. Dopiero po chwili ja zauważyłem. Stała w
towarzystwie mamy. Dość wysoka ale chuda niemiłosiernie. I płaska, z czego
drwiły nieżyczliwe koleżanki. W jasnej, nieco prześwitującej, koszuli i grubym
białym staniku podkreślającym mizerię w miejscu, w którym większość uczennic, w
szczególności Magda, jest wypukła. Uśmiechnąłem się do Ali. Do jej mamy
grzecznie powiedziałem dzień dobry.
— Dzień dobry, Tomku — odpowiedziała kobieta. — To
ty jesteś Tomkiem, prawda? Ala mi o tobie dużo mówiła. Miło mi cię
poznać.
Zaskoczyła mnie tą przemową. W pierwszej chwili nie
wiedziałem jak zareagować. Nawet nie spróbowałem się domyśleć, co Ala mogła o
mnie opowiadać w domu. I dlaczego akurat o mnie, jakby brakowało przystojnych
chłopaków. Automatycznie tylko odpowiedziałem uśmiechem. Przy okazji
przyjrzałem się jeszcze raz koleżance i kobiecie i stwierdziłem dwie rzeczy: że
uroda Ali była cechą dziedziczną i że ta dziewczyna mnie lubi. Właściwie
wiedziałem i jedno i drugie skądinąd, ale w tamtym momencie względy koleżanki stały
się dla mnie szczególnie ważne. Nagle poczułem się dowartościowany.
Wkrótce mama Ali zostawiła nas samych, ciesząc się
wyraźnie, że córka jechała na wycieczkę w dobrym towarzystwie. Z Małym albo ze Ślimakiem
raczej by jej nie zostawiała tak prędko i ufnie. Chyba że by się zupełnie nie
znała na ludziach, w co wątpię. Coś jej się po prostu we mnie spodobało i z
jakiegoś powodu mnie polubiła. Nieważne dlaczego. Ważne, że nie musiałem nikogo
żebrać, by usiadł ze mną w autobusie.
Właściwie to się ucieszyłem z takiego obrotu sprawy. Ala
popularną nie była. Z dziewcząt zadawała się z nią tylko Magda, której na
popularności nigdy nie zależało, bo i tak wiedziała, że jest piękna i ma
wzięcie, oraz pewna Jowita, brzydka jak noc i mało kumata, której koleżeństwo a
Alą oznaczało darmowe korepetycje i podpowiedzi na sprawdzianach, czyli się
opłacało. Mały, Kijanka i Ślimak, czyli nasi klasowi podrywacze, omijali Alę
szerokim łukiem, uważając, że o wartości dziewczyny decydują piersi. Im
większe, tym lepiej. Obmacawszy Alę, nie mieliby się czym chwalić. Pozostali
chłopcy byli albo zbyt nieśmiali, żeby się starać o dziewczynę, obojętnie czy
Alę jakąkolwiek inną, albo w wyborze kandydatki kierowali się opinią stada. Z
Oleńką-Kobrą rozmawiał tylko Bartek Paracelsus wierny swojej dziewczynie z
równoległej klasy i ja. Oczywiście nie tak często i nie z takim zaangażowaniem
jak z Magdą, ale i tak znacznie więcej niż inni. Nawet zatańczyliśmy parę razy
na szkolnych dyskotekach. Może to o tych podrygach Ala powiedziała mamie. Bo
chyba nie o tym, jak w pierwszej klasie, dziękując za prezent na mikołajki,
zamiast rytualnie cmoknąć w powietrzu, nawet nie dotykając policzka, z głupia
frant musnąłem jej usta. Znienacka i bez tłumaczeń. Jak bym nie wiedział, w co celuję.
W tłumie rozpoznałem jeszcze jedną osobę, której
przed odjazdem autobusu wolałbym nie spotkać. Jowitę, dziewczynę z którą Ala siedziała w ławce prawie na wszystkich lekcjach. Kto siedzi razem w szkole, siedzi razem też w autobusie. Tymczasem to ja chciałem jechać z Alą. Niestety Jowita też nas zauważyła. Ruszyła w naszym kierunku.
Na szczęście Ala myślała jak ja. Pierwsza poruszyła temat niecierpiący dalszej zwłoki.
— Tomku, mogę z tobą usiąść? — zapytała.
— Jasne! — odpowiedziałem o wiele głośniej niż było niezbędne.
Jednocześnie w euforii dyskretnie dotknąłem dłoni Ali. Chyba nie dałoby się lepiej podkreślić, że naprawdę zależy mi na jej towarzystwie.
Przywitaliśmy się z Jowitą, zamieniliśmy kilka zdań i
daliśmy do zrozumienia, że miejsce jest już zajęte.
Dziewczyna zdziwiła się, ale zobaczywszy, jak Ala dyskretnie chwyta mnie za rękę, uśmiechnęła
się ze zrozumieniem. Powiedziała, że przejdzie się trochę, żeby nam nie
przeszkadzać.
— Hi, hi! — Ala zaśmiała się cicho, przez chwilę
jeszcze nie wypuszczając z ręki mojej dłoni. — Fajnie. Będzie można pogadać.
Nigdy nie ma okazji ani czasu.
— Bardzo fajnie — potwierdziłem, przez ułamek
sekundy patrząc przez szkła okularów prosto w czarne źrenice Ali.
Wiedziałem już, że to nie będzie zwykła wycieczka. I
spodziewałem się, że Ala pomoże mi szybko zapomnieć o Magdzie. Kto by
przypuszczał, że taki ze mnie trzmiel skaczący z kwiatka na kwiatek?
Całkiem zapomnieć, przynajmniej od razu, jednak nie
mogłem. Zadbała o to Ala. Kierując wzrok na grupkę roześmianej młodzieży, spytała,
co sądzę o Małym.
— Inteligentny facet. Dziewczynom się podoba —
odpowiedziałem, nieudolnie kryjąc zazdrość.
— Hm. — Ala wzruszyła ramionami. — Być może.
Startuje do każdej, jak by nie wiedział, że to nie zadziała. Paracelsus chodzi
ze swoją Klaudią już prawie dwa lata, a Mały? Tu skubnie, tam połaskocze i jak
nie dostanie w twarz od razu to po paru razach na pewno.
— Do ciebie też startował? — spytałem bez namysłu,
wchodząc Ali w słowo.
— Tak — odpowiedziała krótko i natychmiast spojrzała
na mnie badawczym wzrokiem.
Moja reakcją było zdziwienie. Z jednej strony Ala
podniosła mnie na duchu informacją, że zabiegi konkurenta są bezowocne. To
znaczyło, że przynajmniej Mały u Magdy też nic nie wskóra. Z drugiej strony
jednak uświadomiła mi, jak mało wiem o tym, co się dzieje wokół. Właściwie, że
o niczym nie mam pojęcia. I że nie doceniałem urody Ali, myśląc, że dla innych,
na przykład dla Małego, jest nieatrakcyjna.
— Nie chwalił się — zareagowałem znów nienajmądrzej.
Mały miał zwyczaj opowiadać o swoich podbojach w
przebieralni przed wuefem. Czegóż on tam nie opowiadał! Casanova przy nim byłby
mizernym prawiczkiem. Zresztą tak samo jak ja i chyba cała reszta klasy. Choć
głowy nie dam: Paracelsus miał dziewczynę. Na tematy miłosne zawsze taktownie
milczał. Widywało się go z Klaudią trzymających się za ręce. Rzadko. Ale, co
robili w domu, kiedy byli sami? Trudno cokolwiek wykluczyć. Kijanka i Ślimak na
temat kobiet też mieli co nieco do powiedzenia. No i Mały: kłamał i zmyślał,
ale przecież nie ma zmyślenia bez odrobiny prawdy. Byliśmy wszyscy prawiczkami
czy nie, nie ma już jednak znaczenia. Ważne, że Mały ani słowem nie pisnął o
Ali. Na pewno bym usłyszał, gdyby coś o niej powiedział.
— Bo go zgasiłam od razu — odpowiedziała Ala pewna
siebie.
— Jak suka nie da... — skomentowałem, mrużąc jedno
oko.
Chyba oboje pomyśleliśmy o Magdzie, bo jednocześnie
skierowaliśmy wzrok w jej stronę. Już się nie śmiała. Rozmawiała z Jowitą, a
Mały i jego kompani gdzieś znikli.
— ...to pies nie naskoczy. Hi, hi. — Ala dokończyła
rosyjskie przysłowie. Cicho. Tak, żeby nikt postronny nie usłyszał. Szepcząc mi
do ucha.
Uchodziła za grzeczną dziewczynkę, kujonkę i niewiniątko.
Ja zresztą też miałem opinię kulturalnego. Kto by mógł podejrzewać, że sobie tak
porozmawiamy?
Co ciekawe, obgadując Magdę z inną dziewczyną, nawet
przez myśl mi nie przeszło, że dopuszczam się zdrady.
— Bardzo ją lubisz, prawda? — spytała Ala po
krótkiej chwili.
Nie było sensu zaprzeczać. Kobiety mają nosa do cudzych
uczuć. I widzą więcej niż mężczyźni.
— Jasne. Przecież to ona ochrzciła nas Kmicicem i
Oleńką — odpowiedziałem, na ucho, sprowadzając rozmowę z powrotem na właściwe
tory.
— Fajnie, że dzisiaj jedziemy razem. — Ala
powtórzyła myśl sprzed paru minut wcześniej, tym razem ocierając się o mnie
ramieniem.
Albo to ja się o nią otarłem. W każdym razie nie miała
nic przeciwko temu. Ośmielony je przychylnością dodałem:
— Jesteśmy sobie przeznaczeni, Oleńko.
— Hi, hi.
Ala tym razem nie odpowiedziała nic konkretnego. Jej
uśmiech mówił za to więcej niż słowa. Gdyby nie tłum dookoła chyba bym ją już
wtedy pocałował, jednocześnie rozbierając na miejscu. Nawet gdyby się broniła.
Zajęliśmy miejsca w autobusie. Ku memu zdziwieniu Mały
nie usiadł z Magdą, do której przystawiał się na placu przed szkołą, tylko z
Jowitą. W dodatku bezpośrednio przed nami. Nie rozumiałem, jak mogło dojść do
tak gwałtownej zmiany, aż Ala szepnęła mi kilka zdań na ucho.
— Jak mnie uszczypnął na basenie, powiedziałam
ładnie, żeby się oddalił. Jowita nie była tak stanowcza. Dała się wciągnąć w
niepotrzebną dyskusję.
— Jaką dyskusję? — spytałem.
— Typową dla Jurka. — Gdyby nie Ala na pewno bym już
dawno zapomniał, jak Mały miał na imię. — Ała, śmichu-chichu, „poczekaj, już ja
ci pokażę”. Zaczęła go gonić i udawać, że go pobije.
Jednym słowem Mały krótko przed wyjazdem wziął się za
podryw najmniej popularnych dziewczyn w klasie. Chyba jedynych dwóch, którym
jeszcze nie zdążył okazać uwagi. Nie pochwalił się sukcesami, bo tym razem,
wyjątkowo, sukcesy były realne.
— Dobrze zrobiłaś, że go odesłałaś z kwitkiem —
pochwaliłem stanowczość Ali. Szczęśliwy, że Małemu nie udało się sprzątnąć mi
tej dziewczyny sprzed nosa.
— Też tak myślę — odpowiedziała Ala cicho, z
tajemniczym uśmiechem na twarzy.
Zaraz potem zaczęła się dzielić innymi przemyśleniami. Powiedziała,
że cieszy się, że kończymy gimnazjum. Że nie lubi tej szkoły. Że praktycznie z
nikim z klasy nie będzie utrzymywać kontaktu. Mówiła, jakby czytała moje myśli.
— Z tobą bym nie chciała tracić kontaktu — przyznała
w końcu, nieśmiało, jakby zawstydzona, mimowolnie opuszczając wzrok na kolana.
— Ja też. Będziemy się spotykać w wakacje? —
odpowiedziałem zły na siebie, że inicjatywa nie wyszła ode mnie.
— Nie wiem. Przez większość czasu mnie nie będzie w
domu. Ale po wakacjach możemy.
— Jasne. To jesteśmy umówieni — potwierdziłem takim
tonem, jak bym rozmawiał z kumplem a nie z dziewczyną, wobec której zacząłem
snuć dalekosiężne plany.
I po kumplowsku położyłem dłoń na jej nodze. Starając się
tylko zrobić to maksymalnie delikatnie.
— Chciałam się ciebie poradzić w jeszcze jednej
sprawie — odezwała się Ala po krótkiej chwili. — Przyszedłbyś do mnie na
urodziny, gdybym wyprawiała? Jeszcze nie wiem, czy będę i właściwie nie wiem,
kogo bym miała zaprosić, ale rodzice się dziwią, że jestem taka aspołeczna.
Na szczęście pamiętałem, że urodziny Ali wypadają we
wrześniu. Odpowiedziałem, że mamy jeszcze dużo czasu. Że na pewno jej nie
zawiodę i przyjdę nawet bez zaproszenia. I że wcześniej będą moje urodziny.
Nawet całkiem niedługo.
— Jaki prezent byś chciał dostać? — spytała Ala
wesoło.
Na myśl przyszło mi jedno słowo: „ciebie”. Odpowiedziałem
jednak nieco inaczej:
— Co bym chciał dostać od ciebie? Hm. Słodki
pocałunek.
— Hi, hi, hi. — Ala odpowiedziała cichym teatralnym
śmiechem, zakrywając twarz dłonią. Po czym dodała, na chwilę zmieniając temat:
— Wiesz, że trzymasz rękę na mojej nodze?
Wystraszyłem się bezpośredniego tonu. Jednocześnie będąc
prawie pewnym, że Ala wcale nie ma nic przeciwko temu dotykowi. Miała na sobie
elastyczne leginsy. Czuła więc doskonale. Gdyby miała jakieś obiekcje,
zaprotestowałaby od razu.
— Przepraszam. Mam zabrać rękę? — Zrobiłem minę
dziecka przyłapanego na próbie zgarnięcia ze stołu zakazanych cukierków.
— Nie — odpowiedziała Ala, fiksując mnie wzrokiem. —
Ale masz ciepłą rękę, Tomku!
— Ciepłą? — wyraziłem zdziwienie.
Dokładnie w tej chwili do mnie dotarło, że proroctwo
Magdy miało się ziścić. Ala Oleńka miała zostać dziewczyną Kmicica. Moją
pierwszą dziewczyną z prawdziwego zdarzenia.
— Gorącą.
Przesunąłem dłoń trochę wyżej, gładząc palcami wewnętrzną
stronę uda. Zacząłem delektować się tą chudą kończyną.
— Mam nadzieję, że cię nie parzy — szepnąłem.
— Nie — zaprzeczyła Ala. Po czym, rozejrzawszy się po
autobusie, na drugi rząd siedzeń i do tyłu, złożyła śmiałą propozycję. Nadspodziewanie
śmiałą: — Jak chcesz, mogę cię pocałować już teraz. Nie musimy z tym czekać do
twoich urodzin.
Oczywiście, że chciałem. Ala spojrzała na bok, żeby się
jeszcze raz upewnić, że nikt nas nie podejrzy, oblizała wargi i poleciła, bym
się oparł głowę o zagłówek i nadstawił policzek.
To nie był pocałunek. Ala przyssała się do policzka.
Przywarła wargami i językiem i zaczęła lizać. Zaskoczyła mnie tym zupełnie.
Uważałem ją za maksymalnie niewinną, a tu takie pieszczoty? Później mi
wyjaśniła, że takiej sztuczki nauczyli ją wakacyjni koledzy, sąsiedzi babci, u
której co roku spędza latem kilka tygodni. Oderwawszy się w końcu, z głośnym
mlaśnięciem, zostawiła na skórze duży mokry ślad, który czułem jeszcze przez
długie minuty.
Uznałem, że nie mogę pozostać dłużnym. Niewiele myśląc,
przesunąłem rękę wzdłuż uda jeszcze wyżej, wnikając pod spódniczkę i wciskając
się między nogi najwyżej, jak się dało.
— Tomku! — jęknęła, ścisnąwszy kolana.
Pochyliła się i obróciła, kierując plecy w stronę
przejścia, tak, by zabezpieczyć nas przed wzrokiem postronnych. Drżącymi rękami
złapała za krawędź spódnicy.
Ja tymczasem nie rezygnowałem w myśl zasady, że
powiedziawszy A trzeba zaraz powiedzieć B. W przeciwnym wypadku ktoś mógłby
pomyśleć, że się stchórzyło. Zdecydowanie ścisnąłem nogę. Zacząłem poruszać
kciukiem, drażniąc krocze zaskoczonej nastolatki.
— Tomku, nie tutaj. Nie teraz — odezwała się,
zebrawszy myśli.
Ściskając kurczowo krawędź spódnicy, pilnowała, by nic
się nie podwinęło zbyt wysoko.
— Przepraszam. Ale jesteś ciepła! — odpowiedziałem
szeptem na ucho, nie kryjąc podniecenia.
— Tomku, puść mnie — poprosiła, odczekawszy kilka
sekund.
Posłuchałem oczywiście. Ale też nie od razu. Zaraz też
wymyśliłem, co zrobić, by stopić opór Ali przed nieprzyzwoitą pieszczotą.
— Usiądziesz przy oknie? Proszę — powiedziałem
najspokojniej jak umiałem. Rozpalone oczy musiały jednak zdradzać niecne
zamiary.
— Coś kombinujesz? — odpowiedziała Ala z uśmiechem
wyrażającym nadzieję.
— Zobaczysz.
Zamieniliśmy się miejscami. Od tej pory mogłem
nieprzerwanie aż do przystanku w połowie drogi dyskretnie gładzić Alę po nodze.
Częściej pod spódniczką niż tuż nad kolanem. Delikatnie, ale też raz po raz
sięgając wysoko w poszukiwaniu najczulszego miejsca. Ala już nie narzekała na
niestosowny moment i miejsce. Raczej na odwrót. W miarę potrzeby rozchylała
uda, żeby nie blokować ruchów mojej dłoni.
Nie rozmawialiśmy dużo. Większość czasu spędziliśmy,
milcząc, skupieni na własnych emocjach. Ala siedziała z przymkniętymi oczami lub
długo patrzyła w okno, opierając się o mnie bokiem. Prze chwilę potrzymała głowę
na moim ramieniu.
— Mam nadzieję, że się nie gniewasz za to
molestowanie — szepnąłem, gdy pierwszy raz dotknąłem lekko jej krocza.
— Wcale nie — odpowiedziała wesoło. Najbardziej
śmiały się jej oczy, szklące się pod soczewkami okularów.
Nie mogłem uwierzyć, że to się dzieje naprawdę. Macałem
dziewczynę, ja, nieśmiały prawiczek! I to jeszcze jaką dziewczynę! Prędzej bym
uwierzył, że zdobędę Magdę, a raczej że Magda, będąc śmielszą i bardziej doświadczoną,
mnie zdobędzie, niż że się dobiorę do spokojnej Ali. Niepokoiło mnie tylko, że
podrywanie szło zbyt gładko. Porządna dziewczyna nie powinna chyba na wszystko pozwalać. Przynajmniej nie od
razu.
— Taka cicha, spokojna Alicja. A w środku gorący ogień.
Kto by się spodziewał? — powiedziałem pół żartem, uciskając palcem źródło tego
gorąca.
Ala mimowolnie zacisnęła nogi. Czyli mój dotyk odniósł
skutek. W całym ciele poczułem dreszcz satysfakcji.
— To samo można powiedzieć o tobie — odpowiedziała,
chwyciwszy mnie za nadgarstek. — Tomku,
nie tak mocno.
Zerknąłem na koszulę Ali na wysokości biustu, na spódnicę
i nogi. Potem jeszcze na usta, lekko rozchylone, gotowe na pocałunek. I
pomyślałem: „Będziesz moją”.
Uwadze Ali oczywiście nie uszły te moje spojrzenia.
Śledząc dokładnie ruch gałek ocznych, widziała, jak taksuję jej biust i nogi.
Nie mogła się nie domyśleć, że próbuję zgadnąć, jak będzie wyglądać bez stanika
i majtek. Czytała moje myśli jak w otwartej księdze czy też w tablecie. Musiała
czytać, bo nagle przybrała poważną minę. Odetchnęła głęboko i powiedziała, co
jej leżało na sercu:
— Tomku, jedną rzecz musisz o mnie wiedzieć: jestem
jeszcze dziewicą.
Jak to usłyszałem, kamień spadł mi z serca. A jednak nie
puszczała się na prawo i lewo. Byłem dla niej kimś wyjątkowym!
Przemknęło mi przez myśl, by przyznać się do tego samego.
Zdecydowałem jednak inaczej. Nie wiem dlaczego: ze wstydu, ze strachu, czy żeby
nie zabrzmieć banalnie. Odpowiedziałem pytaniem:
— To chyba normalne w naszym wieku. Chcesz powiedzieć,
że zrobisz to ze mną?
— Nie wiem. A zechcesz mnie?
— Tylko ślepy i głupi by nie chciał.
— Hm. Nie mam zamiaru chronić wianka do ślubu. Hi,
hi. — odpowiedziała, dusząc wybuch śmiechu ręką. Uspokoiwszy się, dokończyła
wypowiedź: — Tomku, podobasz mi się. Ale nie obraź się, jak będę chciała do
tego dojść trochę wolniej niż inne dziewczyny. Jeszcze nigdy nie miałam
chłopaka.
Słodki miód polał się na moje serce.
— Mamy czas, Alu — odpowiedziałem, obiecując
cierpliwość.
Dzisiaj dodałbym, oczywiście tylko w myśli, że ten czas
trzeba wykorzystać. Jak najszybciej.
Na przystanku podszedł do mnie Mały. Klepnął po ramieniu
i od razu przeszedł do rzeczy:
— Stary, mam do ciebie sprawę. W pensjonacie będą
pokoje dwuosobowe. Możemy być razem w pokoju?
— No, czemu nie? — zgodziłem się.
Było mi obojętne, z kim przyjdzie mi dzielić pokój. Niesłusznie.
— Super! Jak ci się jedzie z Kobrą? — zapytał,
puszczając oko. W jego wykonaniu było to pytanie z bardzo wyraźnym podtekstem.
Zawstydzające.
— Dobrze — odpowiedziałem beznamiętnie, nie chcąc
zdradzać szczegółów.
Jurek jednak nie byłby sobą, gdyby się nie pochwalił
sukcesem. Obojętnie, czy rzeczywistym czy tylko wyobrażonym.
— Ta Jowita to nawet fajna dziołcha — pochwalił
wcale nie najpiękniejszą koleżankę. Po cichu dodał: — A jakie ma cycki!
Normalnie jak z puchu. Że tylko macać. Będzie mi potrzebna twoja pomoc.
Poklepał mnie znów po plecach i nie czekając na
odpowiedź, pobiegł do swojej nowej wybranki. Dopiero po chwili zrozumiałem na
czym miałaby polegać moja pomoc: Mały chciał, żebym w odpowiednim momencie
wyciągnął Alę z pokoju, żeby on mógł zostać z Jowitą sam na sam. Na tę myśl
uśmiechnąłem się do siebie, doceniając w końcu przebiegłość kolegi.
Podeszła też Magda.
— Z czego się tak cieszysz? — zapytała, komentując
mój dobry nastrój.
— Właśnie zrozumiałem, że trzeba sobie nawzajem
pomagać.
— Co masz na myśli?
— Nic szczególnego — skłamałem. — Że współpraca
popłaca. Tak mnie jakoś naszło filozofowanie.
Bezczelnie zerknąłem na biust przyjaciółki. Obfity.
Schowany w czarnym staniku okrytym zwiewną bluzką. „Jeśli piersi Jowity są
puszyste i miłe w dotyku”, pomyślałem, „to piersi Magdy też muszą dostarczać
wrażeń”. Na głos wolałem jednak nie poruszać tego tematu. Spytałem zwyczajnie,
jak mija podróż.
— Nudno — odpowiedziała Magda.
— Z Jurkiem by było weselej? — spytałem z przekąsem.
— Niekoniecznie... Dobra, lecę. Pogadamy jeszcze,
jak dojedziemy na miejsce.
Zaciekawiło mnie, o czym szczególnym mielibyśmy
rozmawiać. Z tysięcy możliwych tematów w tamtym momencie interesował mnie tylko
jeden: kobiece ciało. Magda byłaby bez wątpienia ciekawą partnerką do rozmowy,
ale miałem już inną. Ala patrzyła na nas przez okno. Musiałem wrócić do
autobusu.
— Magdzie chyba się nie podoba, że siedzisz ze mną —
skomentowała spostrzegawcza dziewczyna.
— Dlaczego?
— Tak mi się wydaje. Lubicie się przecież. — Ala po
raz drugi tego samego dnia wypomniała mi przyjazne stosunki z Magdą.
Niewątpliwie była zazdrosna.
— Lubimy. Mam nadzieję, że mnie lubi.
— Tomku, mogę zapytać? Byłeś w niej zakochany?
— Byłem. — Nie mogłem tego negować. Mogłem jednak
zadać zwrotne pytanie. — Ty też miałaś tak, że się w kimś zakochałaś i nic z
tego nie wyszło, bo byłaś za bardzo nieśmiała, albo z winy chłopaka?
— W tobie, hi, hi! Nie no, rozumiem, też tak miałam.
Takie zauroczenie. Mam ci opowiedzieć?
— Nie musisz. Jak zechcesz — odpowiedziałem.
Złapaliśmy się za ręce i wytrwaliśmy tak do końca
podróży.
Tym razem cztery godziny jazdy minęły jak z bicza trzasł.
Nawet się nie spostrzegliśmy, a już byliśmy na miejscu. Przed wyjściem z
autobusu ścisnąłem jeszcze Alę za nogę i szepnąłem, że zechcę ją pocałować na
dobranoc.
— Tylko mnie, czy Magdę też będziesz całować? —
spytała, wprawiając mnie w zakłopotanie. Na szczęście natychmiast się zreflektowała
i przeprosiła. —Nie powinnam tak mówić.
— Ciebie, Alu. Jak pozwolisz. — odpowiedziałem.
— Pozwolę. — Uśmiechnęła się zalotnie. — Ja też cię
pocałuję. Żeby tylko była okazja. Bo nie chcę, żeby ktoś widział. Za bardzo się
krępuję.
— No to musimy się schować i wycałować po kryjomu.
— Hi, hi. — Ala podsumowała śmiechem. Śmiechem obiecującym
złote góry.
Nie przypuszczała, ani ja nie wierzyłem, że noc łaskawie da
nam tę kryjówkę dla sekretnych pocałunków.
***
Mały namawiał mnie przez bite pół godziny. Przekonywał,
że akcja nie może się nie udać. Że na poprzednich wycieczkach, na które nie
pojechałem, wszyscy trzej podrywacze chodzili w nocy do dziewczyn.
— One to lubią — powiedział.
— Co lubią?
— Jak się je trochę zmaca.
Korciło mnie, żeby zapytać o Magdę, ale nie chciałem wyjść
na frajera, który chodził zadurzony i marzył o miłości, podczas gdy inni bez
ceregieli się do niej dobierali. Przytaknąłem tylko:
— Aha.
Mały zapukał cicho i nie czekając na zaproszenie,
nacisnął na klamkę.
— Cześć, dziewczyny. Przyszliśmy wam powiedzieć
dobranoc — przywitałem się w naszym wspólnym imieniu.
Jowita, wyjąwszy coś lub schowawszy do plecaka,
wyprostowała się, stając na środku pokoju. Oblana światłem lampy ulicznej
wpadającym przez okno, w koszulce nocnej na długich ramiączkach wyglądała
wyglądała nad wyraz apetycznie. Ala siedząca na łóżku, też przebrana do spania,
była przy niej jak deser przy daniu głównym. Schrupałbym je obie na raz. Mały
poczuł chyba to samo co ja, bo nasze sztućce wyprostowały się jednocześnie,
powodując charakterystyczne zmiany w ułożeniu spodni. W luźnym dresie i
bokserkach raczej trudno byłoby ukryć oznaki podniecenia. Dziewczyny w każdym
razie nie mogły przeoczyć namiotów. Jowita zaśmiała się cicho. Ala poderwała z
łóżka i stanęła przy mnie, jakby chciała podkreślić, kto z kim jest parą.
— Chodź na chwilkę. — Spontanicznie chwyciłem Alę za
rękę i wyprowadziłem na korytarz.
Jak tylko weszliśmy do mojego pokoju, zamknąłem drzwi i,
chwyciwszy Alę za oba nadgarstki, przypomniałem o naszej umowie:
— Nie zapomniałaś? Mieliśmy się pocałować.
— Nie zapomniałam — odpowiedziała, zbliżając usta do
moich.
Pierwszy pocałunek był długi i słodki.
Przymierzając się do drugiego, położyłem dłoń na piersi
Ali. Pod cienkim materiałem wyczułem miękki klusek. Zacząłem ugniatać. Macać,
jakby mi brakowało potwierdzenia, że mam do czynienia z dziewczyną. Ala ze swej
strony otworzyła szeroko usta, przywarła do moich i z całej siły ścisnęła
ramionami za szyję. Nie mogąc się oprzeć pokusie, naparłem biodrami, wpychając klin
między złączone uda i łono dziewczyny. Ala, nie przerywając pocałunków,
przylgnęła do mnie jeszcze mocniej. W ten sposób, stojąc przy drzwiach,
przekazywaliśmy sobie narastające emocje.
— Nie mogę uwierzyć w swoje szczęście. Że się z tobą
całuję — szepnąłem w końcu, egzaltowanie, objąwszy Alę w talii.
— Ja też. Tomku, musimy wracać — odpowiedziała Ala,
figlarnie trąciwszy mnie w nos koniuszkiem języka. — Obiecałam Jowicie, że nie
zostawię jej sam na sam z Jurkiem.
— Dlaczego? — Wyglądało na to, że wszyscy
wiedzieli, co się święci, tylko ja byłem niewtajemniczony.
— Nie chciała powiedzieć. Pewnie się boi, że mu nie
odmówi. Hi, hi.
— Niedawno mówiłaś, że on nie ma szans u żadnej
dziewczyny — przypomniałem z przekąsem, co Ala twierdziła w autobusie.
— Jowicie brakuje asertywności.
Poszliśmy więc, na palcach, do pokoju dziewcząt.
Dyskretnie uchyliwszy drzwi, usłyszeliśmy szept Jowity:
— Dobrze, zdejmę, ale tylko koszulkę.
Plan Małego wcale nie spalił więc na panewce.
— A majteczki?
— Muszą zostać na miejscu. I, Jurku, nie łaskocz
mnie już, proszę, bo nas ktoś usłyszy. Możemy spokojnie poleżeć?
Ala popatrzyła mi w oczy pytająco. Zamknąłem drzwi. Bez
słowa przeprowadziłem Alę za rękę przez korytarz. Odezwałem się dopiero w moim
pokoju:
— Nie będziemy im na razie przeszkadzać, dobrze?
— Jak chcesz.
Znowu złapałem za pierś. Zaczęliśmy się całować.
— Ciągle nie mogę uwierzyć, że jesteśmy razem.
Rozumiesz coś z tego? — spytałem, żeby nie milczeć między pocałunkami.
— To biologia, Tomku. Młody chłopak, młoda dziewczyna...
— Myślisz, że to tylko biologia?
— Feromony — zaśmiała się Ala i ostrożnie chwyciła
mnie za krocze.
Nie wiedziałem, czym się skończą te nasze podchody, ale jedno
było dla mnie jasne. Nie mogliśmy dłużej stać na środku pokoju. Musiałem
zaprosić Alę do łóżka.
— Poleżymy? — spytałem, obserwując, jak Ala
nieśmiało przez dres masuje mój członek.
— Możemy — zgodziła się. — Ale nie za długo. Dobrze?
Położyłem się pierwszy, na boku, zostawiając dużo miejsca
dla gościa. Nie pytając o zdanie, zsunąłem spodnie razem z bokserkami.
— Pokażesz mi piersi? — spytałem prawie błagalnym
tonem.
Ala, ku memu miłemu zdziwieniu, nie dała się prosić dwa
razy. Błyskawicznie ściągnęła koszulkę i w samych majtkach kucnęła przy mnie.
Wlepiłem wzrok w dwie piramidki. Z satysfakcją stwierdziłem w myślach, że mimo
małej masy prezentują się całkiem wypukle.
— I jak? — spytała Ala.
— Wyglądasz apetycznie — odpowiedziałem. — W życiu
nie widziałem tak seksownych... cycków.
Zawahałem się przez moment, czy dokończyć ostatnie
zdanie, ale zupełnie niepotrzebnie. Ala, widząc moje zainteresowanie, chwyciła
mnie za nadgarstek i naprowadziła dłoń na jedną z piersi. Półgłosem wydała
polecenie:
— Zrób tak, jak poprzednio.
Rzuciłem się na cycki z zapałem nowicjusza. Wymacałem,
wygniotłem, wypieściłem. Przewróciłem dziewczynę na plecy. Na przemian possałem
oba sutki. Potem Ala znalazła się na mnie.
— Przeczytałem gdzieś, że w sutkach jest najwięcej
receptorów czuciowych — powiedziałem, przymierzając się do kolejnego głaskania.
— Tyle co w łechtaczce — odpowiedziała Ala.
Po czym podała mi swoje okulary. Dalej poprowadziła nas biologia.
Feromony, młody chłopak i młoda dziewczyna... A potem rozpaczliwe pytanie:
— Tomku, co myśmy zrobili?
— Żałujesz, Alu?
— Nie, ale się boję. Nie chcę teraz zajść w ciążę.
Przytuliłem ją, ale to nie uśmierzyło obaw Ali. Wyrazy
czułości zaczęły wręcz irytować. Resztę nocy musieliśmy więc spędzić osobno.
Z duszą na ramieniu otworzyłem drzwi pokoju dziewcząt. W
środku panowała złowroga cisza. Żadnych słów, mlaskania ani kopulacji. Żadnej
kłótni.
— Gdzie oni się podziali? — szepnęła Ala.
I wnet, zajrzawszy pod kołdrę, znalazła rozwiązanie
zagadki. W jej łóżku, przykryta po uszy, leżała Jowita. Kompletnie ubrana, to
znaczy w koszuli nocnej. W łóżku Jowity leżał Jurek. Sam. Nieszczęśliwy.
Upokorzony.
— Teraz już możesz iść, Mały. Nie masz wymówki, że
będziesz komuś przeszkadzał. — Jowita z pogardą w głosie wygnała go z pokoju.
— Co się stało? — spytałem jak przyjaciel
przyjaciela, gdy tylko się znaleźliśmy w naszym pokoju.
— Nic. Fajne ma cycki, ale poza tym jest nie do
użycia. Głupia cnotka. Jak powiedziałem, że mam gumki, to się obraziła.
— Aha — przytaknąłem, udając, że mu współczuję, a
naprawdę na wieść o porażce Małego moje serce podskoczyło z radości.
Konkurencji się nie współczuje. Konkurencję się zwalcza.
Mały zaś, nim zdążyłem cokolwiek zrobić, by temu
zaradzić, zbadał stan mojej pościeli.
— Stary, jak ci się to udaje?! — zawołał z
przejęciem, co najmniej jak Newton, odkrywszy grawitację. — Zapiąłeś Kobrę!
Noc zapowiadająca się jako najlepsza noc w moim życiu
przerodziła się w bezsenny koszmar. Mały przez kilka godzin pytał, zgadywał,
dociekał i pieklił się, że nie chcę zdradzić żadnego szczegółu. Niejako w
ramach rekompensaty zwierzył się z własnych nieudanych prób poderwania Ali. Ponarzekał
także na Magdę. Marne to było pocieszenie. Wolałbym się wyspać, lub
przynajmniej w ciszy przemyśleć sytuację, w jakiej się znalazłem. Też mi się
nie uśmiechało zostać nastoletnim ojcem.
***
Ala przestała się do mnie odzywać. Gdyby nie smartfony
zupełnie zerwałaby kontakt. Za to Magda, przeciwnie, postarała się znaleźć
okazję do rozmowy.
W Błędnych Skałach dopadła mnie, zachodząc od tyłu, z
pytaniem:
— Jak się ma Oleńka? Podobno sprawiłeś jej
przyjemność?
— Chyba dobrze się ma. Jaką przyjemność? — Udałem,
że nie wiem, o co chodzi.
— Nie udawaj niewiniątka, Kmicicu! — Magda objęła
mnie ramieniem. — To prawda?
— Prawda, że co?
— Że ją rozdziewiczyłeś.
— Kto tak powiedział?
— Wszyscy o tym mówią. No, powiedz, Tomku. Mnie chyba
możesz.
— Wszyscy, czyli kto? — Rozejrzałem się, żeby
sprawdzić, czy nadal jesteśmy sami.
— Mały na przykład.
— Wierzysz we wszystko, co mówi Mały? — Poszedłem w
zaparte.
To prawda, Magdzie mógłbym powierzyć każdą tajemnicę bez
obaw, że komuś zdradzi. Ale szczegóły nocy z Alą chciałem zataić nie przed kim
innym, tylko przed Magdą. Miałem wobec niej poczucie winy.
— Czasami mówi prawdę.
— O tym, że z nim spałaś, też? — Tym oskarżeniem
zagrałem va banque. Ze słów Jurka wynikało coś zupełnie innego.
— Że co?!
— Na wycieczce w ubiegłym roku.
— A to świnia! Nie spałam z nim. Ani z nikim innym.
To powinieneś wiedzieć.
Przeprosiłem Magdę. Magda przeprosiła mnie. Wygrałem tę
potyczkę.
Posypały się inne pytania: czy Ala mi się podoba, co o
niej myślę, dlaczego Mały notorycznie zmyśla, i tak dalej. Nie wiem, czy
wszystkie odpowiedzi usatysfakcjonowały Magdę, ale ogólnie miło nam się
rozmawiało. Może dlatego, że byliśmy sami. Dopiero na koniec, kilka minut przed
wyznaczoną porą zbiórki, Magda wyznała, co ją najbardziej zabolało:
— Jak wyjeżdżaliśmy spod szkoły, na chwilę przed
wejściem do autobusu powiedziałam Małemu, że jestem twoją dziewczyną. Mam na to
dwóch świadków. A ty usiadłeś z Alą. Widzisz, na jaką idiotkę wyszłam?
Zbiła mnie z nóg tą informacją. Pewnie, że nie mówiła
tego całkiem serio, ani do Małego ani do mnie, ale powiedziała. Jak to mogło
brzmieć w oryginale? „Mały, zostaw mnie w spokoju! Jestem zajęta. Chodzę z
Kmicicem?” Broniła się przed awansami tego typka, a ja, patrząc z daleka,
uznałem, że jest odwrotnie. Z zazdrości zanegowałem naszą przyjaźń i moje
zakochanie. Nie żałuję: nocna przygoda z Alą warta była nawet większych
poświęceń. Ale się pomyliłem i z tego powodu poczułem się głupio.
— Moją dziewczyną? — powtórzyłem. — A chciałabyś?
Zgodziłabyś się ze mną chodzić?
— Trzy dni temu na pewno. Dzisiaj nie jestem pewna —
odpowiedziała dwuznacznie, z uśmiechem, ale świdrując mnie krzywym wzrokiem.
— Szkoda — mruknąłem poirytowany.
Pół sekundy później przykleiłem na twarz wesołą minę i
powiedziałem, że świetnie wygląda. Pierwszy raz w życiu skomplementowałem jej
urodę. I to jak!
— Ja? — Magda spytała Magda z niedowierzaniem.
— Seksownie wyglądasz w tej sukience. Że masz
zgrabne nogi i super figurę, to ci pewnie każdy mówi, ale ramiona... — Śmiało
dotknąłem ramiączek sukienki i stanika. Też pierwszy raz w życiu, jeśli chodzi
o Magdę. — Nie umiem tego opisać. Po prostu jesteś piękna.
— Pewnie każdej tak kadzisz — odpowiedziała Magda, z
uwagą dosłuchawszy pochwał, i delikatnie odsunęła moją dłoń z ramienia. —
Chodź, wariacie, żeby nas nie szukali! — Pociągnęła mnie za rękę, żebyśmy
pobiegli do miejsca zbiórki.
Zdyszana przy całej klasie powiedziała na głos, że
jeszcze porozmawiamy. Chwyciła pod rękę którąś z dziewczyn i szepcząc coś,
odeszła z nią na bok, zostawiając mnie samego z myślami. Z oczu Ali i Jowity
posypały się błyskawice. Nieme gromy.
Nagle się okazało, że nie mam do kogo się odezwać. Nie
pierwszy raz w życiu. Na ogół mi to nie przeszkadza. Dobrze się czuję w
samotności. Ale tym razem poczułem się nieswojo.
Jakoś dotrwałem do wieczora. Po kolacji dopadłem w pokoju
Małego. Szarpiąc za kołnierz, warknąłem, żeby nigdy więcej nie plotkował na mój
temat. I że ma odszczekać wszystko, co opowiedział o Ali. Dopiero bójka pomogła
mi się uspokoić.
Napisałem do Ali pytanie o samopoczucie, jakbym nie mógł
tego zrobić wcześniej, i do Magdy, czy się na mnie nie gniewa za tekst o
ramionach.
W odpowiedzi dostałem zdjęcie ramienia. Do dzisiaj je
noszę w telefonie. Odsłonięte ramię, fragment szyi, podbródka i bluzki
przytrzymywanej palcem. Na swój sposób podniecający obrazek. Zaraz potem w
pokoju zjawiła się autorka fotografii i modelka w jednej osobie. Na wiadomość
od Ali, że o tym, jak się czuje, lepiej napisze od razu Małemu, żeby oszczędzić
mi wysiłku pośredniczenia, miałem poczekać kilka godzin dłużej.
— Wyjdź, Mały. Zostaw nas samych! — wydała komendę
tonem nietolerującym sprzeciwu. — Mam sprawę do Tomka. Zabierz komórkę i idź do
kuchni albo pod prysznic. Akurat jest wolny. Damy ci znać, kiedy wrócić.
Stanowczością zaskoczyła nas obu. Jurek jak pies z
podkulonym ogonem posłusznie opuścił pokój.
— Przemyślałam sobie wszystko... Cholera, miałam
ułożoną przemowę, a teraz nie wiem od czego zacząć. — Magda nerwowo podrapała
się po głowie. Nigdy nie słyszałem, żeby przeklinała.
— Najlepiej od początku, Madziu — odpowiedziałem po
chwili namysłu. — Chyba że wolisz, żebym ja zaczął? — Podszedłem do niej.
— Ty zacznij.
— Tylko od czego?
Magda wzruszyła ramionami.
— Wymyśl coś — powiedziała, tym razem już spokojnie,
bez stresu.
Zaśmialiśmy się serdecznie z własnej niezręczności.
— Chodź! — pociągnąłem ją za nadgarstek.
Nie tłumacząc nic więcej, usiadłem na krawędzi łóżka i
jak gdyby nigdy nic wziąłem Magdę na kolana. Spontanicznie objęła mnie
ramieniem.
— Właściwie czego ci Mały o mnie nagadał? —
spytała.
Miała na sobie bawełniane leginsy i bluzę, tę samą, którą
kilka minut wcześniej uwieczniła na zdjęciu. Przez te ubrania przenikało
kobiece ciepło, rozgrzewając moje samcze zmysły. Na torsie poczułem lekki ucisk
piersi. Biologia zaczęła działać.
— Prawie niczego — odpowiedziałem po chwili namysłu
niezbędnej do zebrania odwagi. — Tylko „gdzie jest śmieszne żeberko? Tu?” —
Parodiując głos nieszczęśnika dopiero co wyproszonego z sypialni, uszczypnąłem Magdę
w bok. — „A może tutaj?” — Uszczypnąłem jeszcze raz, w sutek.
Trochę za mocno, bo mimo obecności stanika wyraźnie
poczułem brodawkę.
—Ałć! Aż tak źle o mnie myślisz? — zasmuciła się Magda.
Powinna mnie spoliczkować i trzaskając drzwiami, wyjść z
pokoju. Nie po to jednak przyszła, żeby robić awantury.
— Dobrze o tobie myślę — odpowiedziałem z dziecięcą
naiwnością w głosie. — Mały twierdzi, że wy dziewczyny to lubicie.
Wolnym ruchem ponownie zbliżyłem dłoń do jej biustu.
Dotknąłem jednak tylko przelotnie. Magda zastanowiła się, uśmiechnęła i
odpowiedziała życzliwie i całkiem spokojnie:
— Ma w tym trochę racji... Ale jest za bardzo
bezczelny i przesadza.
— Na pewno — przytaknąłem. — Ale sobie podotykał.
Widziałem przed szkołą.
Na twarzy Magdy znowu zarysowało się zakłopotanie.
— To nie tak, jak myślisz — powiedziała cicho. —
Jesteś zazdrosny?
— Jestem — przyznałem zgodnie z prawdą. Po czym
dodałem, dając się ponieść biologicznym fluidom: — Chciałbym cię zobaczyć bez
ubrań.
— Teraz?! — Magda aż podskoczyła, dziwnie zadowolona
z tego życzenia.
— Tak. Zdejmiesz bluzkę?
— Skoro chcesz, Tomku. Ale jak Mały się dowie,
zabiję was obu — odpowiedziała szeptem.
Chwilę potem trzymałem na kolanach półnagą dziewczynę,
marzenie każdego chłopaka w klasie. Cycki cud. Z pięć razy większe od piersi
Ali.
Magda usiadła na mnie okrakiem, położywszy dłonie na
moich ramionach. Spokojnie patrzyła, jak ją macam. Nie dało się ukryć wzwodu.
Pocałowaliśmy się. Od razu namiętnie. Z języczkami. Feromony
na dobre uderzyły do mózgów, na chwilę luzując hamulce.
— Alę też widziałeś bez stanika? — spytała Magda,
oderwawszy w końcu usta od moich.
— Tak.
— Czyli Mały mówił prawdę?
— Mały o niczym nie ma pojęcia.
Pobudzony i zachęcony pocałunkami ponowiłem pieszczenie
piersi. „One to lubią”, powtórzyłem w myślach mądre słowa Małego. Ile prawdy
było w jego przechwałkach, on sam pewnie nie wie. O dziewczynach miał jednak
chłopczyk trochę pojęcia.
— Zaczekaj. Nie mogę — szepnęła Magda.
Odepchnąwszy dłoń badającą jędrność biustu, ostudziła mój
zapał.
— Połóżmy się? Tak normalnie, spokojnie —
zaproponowałem, nie chcąc rezygnować z bliskości.
— Dobrze, ale tylko na chwilę... Mam nadzieję, że
nikt tu zaraz nie wejdzie.
— Nikt się nie odważy.
Jako że nie wypada wchodzić pod kołdrę w odzieży, zdjąłem
dres. Razem z bielizną na wszelki wypadek, tak jak z Alą.
— Górę też byś mógł zdjąć — zasugerowała Magda.
Oczywiście posłuchałem.
Położyła się na boku, tyłem do mnie. Z podkulonymi
nogami. Posłusznie zająłem przeznaczone mi miejsce. Przywarłem do niej całym
ciałem. Ręce skierowałem na piersi i dolną część brzucha. Zacząłem drażnić —
nie dało się inaczej — okolice intymne, od przodu dłonią, od tyłu szpikulcem.
Na pierwsze efekty nie trzeba było długo czekać. Magda
poprosiła, żebym przestał ją dotykać. Posłuchałem, po czym zacząłem znowu. Nie
sprawdzałem czasu, ale może po pół godzinie poprosiła znowu, bym przestał.
Niedługo potem, żebym zostawił majtki w spokoju. A gdy nie posłuchałem, zadała
pytanie za milion punktów:
— Tomku, czysto teoretycznie, jakbyś wszedł we mnie,
umiałbyś wyjść przed wytryskiem?
— Wpuść mnie. Wyjdę — zapewniłem, wiedząc, że nie
dam rady. Że nie zechcę przerwać stosunku.
— Na pewno będziesz umiał?
— Wpuść mnie, Madziu.
— Będziesz uważał?
— Będę.
Wytrzymałem dłużej, niż przypuszczałem, ale oczywiście nie
tyle, żeby się móc nazwać bogiem seksu. Do tego niezbędny jest trening,
którego mnie brakowało. Obietnicę, że będę uważać, spełniłem. Uważałem, żeby
nie wyjść... za wcześnie. Pchałem ile sił, nawet kiedy mięśnie wiotczały ze
zmęczenia.
— Bierzesz Łyżeczkę na łyżeczkę. — W pewnej chwili
Magda, również miarowo pracując biodrami, tak opisała nasze pierwsze zbliżenie.
— Już nabrałem.
— Uważasz?
— Jak nigdy.
— Powiedz, jak będziesz kończyć.
— Zaraz, Madziu.
W rzeczywistości zdążyłem skończyć już dwa razy.
Bolał mnie brzuch i nogi jak na jakimś sadystycznym wuefie.
***
Mały znów nie mógł się nadziwić:
— Jak ty to robisz, że one same do ciebie
przychodzą?... Stary, powiedz, no, powiedz!... Była ciasna?... Powiedz, Łyżka
była cnotką?
— Zamknij się! — odpowiadałem na każde pytanie z
coraz większą złością.
W końcu dał za wygraną.
Następnego dnia Magda przestała się do mnie odzywać. Z
wiadomego powodu. Ala mnie znienawidziła. Syknęła, że nie chce mnie znać i kopnęła
w kostkę. W drodze powrotnej musiałem usiąść z Małym. Nikt z klasy nie chciał
naszego towarzystwa. Wróciłem do domu pozornie przegrany.
Czego się nauczyłem? Całkiem sporo: że nie tylko nieszczęścia
chodzą parami i że na sukces trzeba zapracować. Co konkretnie trzeba zrobić, żeby osiągnąć sukces — a, tego to do dzisiaj nie wiem. Przede wszystkim jednak poznałem dogłębnie
dwie młode kobiety. I tego doświadczenia nikt mi nie odbierze. Gdybym tylko
mógł, poszedłbym jeszcze raz do gimnazjum. Szkoda, że tych szkół już nie ma.
***
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz