Chłopec ta diwczyna (2018)


https://pikabu.ru/story/
spyashchaya_devushka_v_poezde_5671906
Urodziłam się i dorosłam we Lwowie. Tam rodzice prowadzali mnie do przedszkola, tam ukończyłam szkołę, tam też dopadła mnie miłość. Konkretnie w pociągu relacji Lwów-Kijów.
Pod koniec dziesiątej klasy wzięłam udział w szkolnej wycieczce do stolicy. Pojechaliśmy nocnym pociągiem w wagonie typu plackarta. Takim, gdzie w odróżnieniu od trzypoziomowych kuszetek typu europejskiego są tylko dwa poziomy leżanek i brak wydzielonych przedziałów.
Przypadło mi miejsce na dolnej półce. Leżankę nade mną i naprzeciwko zajęły koleżanki z klasy. Przygotowawszy się do snu, zaczęłam czytać książkę, którą specjalnie na ten wyjazd zgrałam na komórkę. Nomen omen „Wiosenne gry w jesiennych sadach”!
Biorąc pod uwagę imię głównego bohatera i jednocześnie autora powieści, Jurij, a przede wszystkim jej treść, można by się zastanowić, czy nie mam przypadkiem ukrytych zdolności jasnowidzących. Bo właśnie na tej wycieczce miałam trafić w szpony Jurka, tylko nie autora bestsellerów lecz zwykłego chłopaka. Aczkolwiek ze Lwowa, jak Winniczuk. Pamiętam, że już po paru zdaniach poczułam zmęczenie powiek. Mimo to nie przerwałam lektury, chcąc dowiedzieć się, jak przebiegnie wycieczka książkowego Jurija do Krakowa. Szczerze mówiąc, akurat ten fragment powieści mnie się nie spodobał.
W pewnej chwili poczułam na stopie dotyk czyjejś ręki. Przykucnęłam, wystawiłam głowę do przejścia. Okazało się, że zaczepił mnie Jurko. Wtedy jeszcze po prostu kolega z klasy. Dobry kolega, z którym można było i poważnie pogadać i pożartować. Lubiłam go, ale nie łączyło nas nic więcej. Nie dostrzegałam też żadnych znaków, że mu się podobam bardziej niż inne koleżanki. Nie liczyłam na to. Aż tu nagle wręczył mi kartkę.
„Oksano, muszę z tobą porozmawiać. Jurko.”
Zajął miejsce obok mnie, za ścianką oddzielającą leżanki, nie przez przypadek. I liścik przygotował przed wyjazdem.
Uśmiechnęłam się do siebie. Nie mogłam już dalej czytać. Zaczęłam się zastanawiać, co Jurko ma mi do powiedzenia. Kiedy i gdzie mi to powie. Sądząc po formie, w jakiej prosił o rozmowę, chciał, żeby odbyła się ona bez świadków. A więc na pewno nie na peronie w Kijowie. Myślałam, że pogadamy podczas jakiejś wycieczki po mieście, albo jak będzie czas wolny, usiądziemy gdzieś we dwoje. Zadałam sobie pytanie, czy ten liścik nie był swego rodzaju zaproszeniem na randkę. Albo raczej próbą sprawdzenia, czy warto ryzykować takie zaproszenie. Zdecydowanie brakowało mi wyobraźni, żeby odgadnąć prawdziwe zamiary Jurka. Przeczytałam za mało książek Winniczuka i de Laclos’a.
Minęło kilka albo kilkanaście minut, trudno powiedzieć ile dokładnie, ale pierwszy przystanek, w Tarnopolu, był dopiero za jakąś godzinę. Miałam zamknięte oczy, więc nie widziałam, jak podchodził, ale on po prostu przyszedł do mnie. Zapewne starając się nie zwracać na siebie niczyjej uwagi. Kucnąwszy przy mojej leżance, poruszył mnie za ramię i powtórzył, że chce mi coś powiedzieć.
- Mogę?
- Aha – przytaknęłam bez głębszego zastanowienia.
- Posuń się trochę.
Myślałam, że chce usiąść, a on, korzystając, że się trochę odsunęłam do ściany, położył się koło mnie. Co więcej, zanim zdążyłam zebrać myśli i cokolwiek powiedzieć, przykrył się moją kołdrą. Właściwie pustą poszewką, do której nie włożyłam koca. I tak było ciepło.
- Muszę ci coś powiedzieć, Oksano.
- No, wiem, Jurku – uśmiechnęłam się rozbawiona kolejnym powtórzeniem tego samego zdania, sprawiającym wrażenie nieśmiałej nieporadności młodego chłopaka. Skądinąd o nieporadność i nieśmiałość nie miałam powodu podejrzewać Jurka. Wiedziałam, że nie stronił od dziewcząt i w przeciwieństwie do mnie miał już jakieś doświadczenia z płcią przeciwną. Rozśmieszyła mnie też dwuznaczna sytuacja, w jakiej się znaleźliśmy. Nie byliśmy przecież parą i nie robiliśmy żadnej z tych rzeczy, jakie się robi w parach, ale jeśliby nas ktoś zobaczył na jednej leżance, wiadomo, co by sobie pomyślał.
- Wygodnie ci? – spytał, samemu układając się wygodniej. Jego kolano znalazło się nagle na moim kolanie. Ale że byliśmy przykryci i nikt tego nie widział, nie zwróciłam Jurkowi uwagi. Domyśliłam się, że nie miał mi do powiedzenia niczego konkretnego.
- Tak – zaśmiałam się cicho. Też trochę poprawiłam ułożenie nóg i pleców. Podciągnęłam kołdrę pod szyję. – To co chcesz mi powiedzieć?
- Chciałem... Nie wiem, od czego zacząć.
- Zacznij od początku.
- W sumie, chciałem się ciebie zapytać... – szeptał, naprawdę nie wiedząc, co powiedzieć. Koła dudniły, wagon trząsł, panował półmrok, a my pod kołdrą kołysaliśmy się wraz z wagonem i ocieraliśmy o siebie. Jurko, szukając słów, z sekundy na sekundę coraz mniej niezbędnych, zaczął od nowa: - Już dawno chciałem ci powiedzieć... chciałem się ciebie zapytać...
- O co? – Odsunęłam się jeszcze o milimetr do ściany, jednocześnie wsunąwszy rękę pod bok Jurka, obejmując go od spodu. – Nie spadnij tylko!
- Staram się. – Przysunął się do mnie, wciskając głębiej kolano między uda i śmiało obejmując w talii. Było już jasne, że poleżymy razem trochę dłużej niż trwa powiedzenie jednego zdania.
Przez jakiś czas milczeliśmy oboje, szukając słów i myśli. Leżeliśmy, stykając się brzuchami i kołysząc się wraz z wagonem. Na styku naszych ciał zrobiło się gorąco. Jurkowi wyrosła trzecia noga, dla której producent dresów nie przewidział oddzielnej nogawki. Jak tylko poczułam ją na udzie, cała moja uwaga skupiła się na niej.
- Jurku, to co chciałeś mi powiedzieć?
- Nie wiem... No, że w Kijowie będziemy mieć czas wolny... Moglibyśmy gdzieś się przejść razem.
- Już się umówiłam z Anią – z przyjaciółką, która akurat przez wpół przymknięte oko zerkała na nas z naprzeciwka – że jak się da, to pójdziemy na Andriiwskij Uzwiz do domu Bułgakowa. A jak się nie da, to pochodzimy po księgarniach.
- Aha. – Jurko bez żalu przyjął to wiadomości. Chyba wcale nie myślał o spacerze po Kijowie. Celem rozmowy było tylko przedłużyć nasze wspólne leżenie. – Mogę się dołączyć?
- Możesz.
Pociąg szarpnął kolejny raz. Nasze ciała otarły się o siebie. Nogi splotły jeszcze mocniej. Ręka Jurka przesunęła się na moją pupę, a ja poczułam silny ucisk wspomnianej trzeciej nogi. Tym razem na wiadome miejsce, gdzie się schodzą uda.
Przeżywszy chwilę szoku, rozchyliłam nogi, żeby lepiej czuć ten ucisk.
- Bardzo chętnie się dołączę. - Jurko naparł na mnie pulsująco, kołysząc biodrami nieco silniej niż resztą ciała.
Leżąc na boku, objęłam go obiema rękami, splótłszy dłonie za jego plecami. Podniecona poddałam się temu pulsującemu napieraniu. Pomyślałam wtedy, chyba pierwszy raz w życiu tak konkretnie, że niech się dzieje, co chce, ale dostanę tego twardego Jureczka do środka. Jureczek. Tak ochrzciłam męski organ Jurka. Skąd u mnie takie pomysły?
- Jurku, a co słychać u Aliny? – Nie mogłam nie spytać o jego byłą dziewczynę.
- Nie wiem. Skąd mam wiedzieć. Nie jestem jej chłopakiem.
- Chyba byliście razem.
- Nie. Nigdy.
Skłamał, ale nie chciało mi się dociekać prawdy. Dawał mi radość, jakiej przedtem nie dał mi nikt inny, nie żądając niczego w zamian. Poza tym, że jemu też było przyjemnie.
- Jurku. Nie możemy tak. – Musiałam jednak przerwać pieszczoty. Uciskanie dziurki zbyt silnie na mnie działało. – Poleżmy tak po prostu.
- Dobrze.
Leżenie po prostu przerodziło się w kolejny masaż. Jakże by mogło być inaczej? Jurko wsunął rękę pod moją bluzę i zaczął drapać po plecach. Twardy Jureczek też nie dawał o sobie zapomnieć, raz po raz ocierając o udo.
W pewnym momencie zerknęłam Jurkowi przez ramię. Pół mrugnięcia okiem potem Ania zacisnęła powieki.
- Jurku, mieliśmy tylko leżeć – szepnęłam.
- Przecież tylko leżymy.
- Tak. Ale tylko leżmy spokojnie.
Wzrok mój i przyjaciółki w końcu się spotkały. Uśmiechnęłam się. Puściłam oko. Jurko nie zwrócił na te gesty żadnej uwagi. Zajęty był głaskaniem między łopatkami.
- Nie masz stanika? – spytał szeptem.
- Nigdy nie śpię w staniku – odpowiedziałam, przygryzając policzek od środka. Domyśliłam się, że masaż przeniesie się na przednią część tułowia nie tylko zanim wysiądziemy z pociągu w Kijowie, ale też zanim się zatrzymamy na najbliższej stacji. Nie chciałam tylko, żeby Ania dopatrzyła się zbyt wielu szczegółów.
Poprosiłam, żeby Jurko wypuścił mnie do ubikacji. Ania chwilę po mnie ruszyła w tym samym kierunku. Może wstydziła się Jurka. Może chciała zamienić ze mną słówko. Może rzeczywiście musiała zrobić siku. Może wszystko na raz.
- Co myślisz o Jurku? – spytałam w przedsionku wagonu.
- Bo ja wiem, fajny chłopak.
- Aniu, czy ja nie przesadzam?
- Bo ja wiem?
- Jak to wygląda z zewnątrz? Bardzo niekulturalnie?
- Nie no... nie wiem – Ania nie potrafiła mi nic poradzić. Przyglądała mi się tylko maślanymi oczami, odwracając wzrok, jak tylko ja spojrzałam na nią.
- Nie powiesz nikomu?
- Nie.
- Dziękuję. Jesteś moją najlepszą przyjaciółką – objęłam ją, dodając też sobie odwagi.
- A ty moją. Ksiuszo, o czym wy tam szepczecie?
- Sama nie wiem. – Zaśmiałam się dość jednoznacznie. – Aniu, przypilnujesz mnie, żebym nie zrobiła czegoś głupiego?
Ania na tę prośbę nie odpowiedziała. Od podglądania i domyślania się, co my tam robimy pod kołdrą chudzinka była chyba nie mniej mokra ode mnie. Na moim miejscu też bawiłaby się z Jurkiem i Jureczkiem. Być może nawet mniej powściągliwie.
Dojeżdżaliśmy do Tarnopola. Jurko czekał na mnie oparty o ścianę.
Położyłam się tyłem do niego. Na łyżeczkę. Tak jak podejrzewałam, objąwszy mnie, wsunął rękę wysoko pod bluzę. Od razu wziął za obściskiwanie piersi. Próbował je zmieścić w dłoni. Ugniatał, jakby myśląc, że w ten sposób uda mu się zmniejszyć objętość balona. Chwytał pierś to od dołu, to z boku, próbował ją przechytrzyć ruchem jak przy odkręcaniu wieczka słoika, a ona nadal trwała przy swoim. Nadal złośliwie nie mieściła się pod palcami.
Jurko, macając biust, od tyłu dźgał mnie co chwila swym jedynym rogiem jak uparty nosorożec, celując między nogi. Przestał tylko na czas postoju na stacji. Oczywiście nie zabierając ręki spod bluzy. Pomimo cienkiej pościeli było mi gorąco jak w bani parowej.
Nieprzerwanie patrzyłam przed siebie na twarz Ani. Przyjaciółka raz po raz odkrywała oko, niby od niechcenia spoglądając na mnie i chłopaka. W tych krótkich chwilach uśmiechałam się do niej, komunikując, że jeszcze panuję nad sytuacją i jest mi dobrze. W połowie postoju Ania spotkała też wzrok Jurka. Poznałam to po tym, że błyskawicznie ukryła twarz w poduszce. Jak pociąg ruszył po dwudziestu minutach przerwy i nabrał prędkości, Jurko szepnął mi do ucha, przygryzając jego płatek, że ona też by chciała, żeby ktoś ją dotykał.
Nie mogłam się nie zgodzić. Obróciłam się do chłopaka. Przesadziłam nogę przez jego biodro i patrząc mu głęboko w oczy, przycisnęłam łono do nosa nosorożca.
- Jest jeszcze za mała – zażartowałam, robiąc aluzję do wielkości biustu mojej przyjaciółki. Powinnam ją przeprosić za ten niepotrzebny komentarz.
Doznanie okazało się zbyt silne. Musiałam się natychmiast odsunąć od twardego obiektu. Odwróciłam się z powrotem plecami do Jurka.
Ania już na nas nie patrzyła, udając że śpi zwrócona twarzą do ściany. Koła dudniły monotonnie, wagon trząsł, powietrze na zewnątrz świstało rozrywane pędzącym pociągiem. Jurko bawiąc się piersiami, dyskretnie całował mnie po karku.
- Lubisz mnie? – spytałam, obróciwszy głowę.
- Bardzo. Nie czujesz? Nie widzisz?
- Czuję, Jurku. – Obróciwszy się całkiem na plecy, chwyciłam go za szyję i przyciągnęłam do siebie, żeby podziękować za to lubienie gorącym pocałunkiem.
Wszyscy dookoła spali, albo leżeli, udając, że śpią. Nikt nas nie widział. Mogliśmy więc sobie pozwolić na tę odrobinę czułości. Zaczęliśmy się dotykać językami. Delikatnie, słodko. Nie licząc czasu.
Wtem Jurko zrobił coś, czego zupełnie się nie spodziewałam. Pogłaskawszy piersi i brzuch, wsunął rękę pod majtki. Pamiętam jak dziś tę nagłą łaskotkę i skurcz wszystkich mięśni. Zatkawszy mi buzię ustami, Jurko przeciągnął palcem po łechtaczce. Och, to dopiero silne wrażenie. Jęknęłam. A jemu było mało...
Zaczęłam się bronić, odpychać natrętną rękę, wyszarpywać biodra. Ale Jurko tarł moje czułe miejsce jak w amoku. Ugryzłam go w wargę, chwytając się ostatniej deski ratunku. Na chwilę przerwał. Lecz zamiast wycofać się z moich majtek, on pocałował mnie uspokajająco i wszedł we mnie palcem. Nie chcąc robić skandalu, musiałam zrezygnować z obrony.
Kolejny przystanek w Chmielnickim, dawnym Płoskirowie. Trzy minuty ciszy. We mnie wibrujący palec. Masaż. Trzy minuty bezdechu i powstrzymywania odruchowych ruchów. I w końcu szarpnięcie, stukot kół, ulga... Ściśnięcie ud, tułów wygięty w pałąk, głośne wypuszczenie powietrza.
- Jurku, mieliśmy tylko leżeć – przypomniałam, uspokoiwszy dech się po orgazmie.
- Przecież leżymy.
Doleżeliśmy razem do Kijowa.
Przez trzy dni wycieczki trzymaliśmy się razem. W czasie wolnym od zwiedzania muzeów z całą klasą chodziliśmy wszędzie we troje. Pamiętam wieczorne przytulanie na Chreszczatyku, na ławce, podczas gdy na trawniku jacyś studenci dawali koncert wokalno-gitarowy. Całowaliśmy się też pod betonową tęczą sowieckiego Pomnika Przyjaźni Narodów, którą patrioci pomalowali w kolory tęczy. Biedna Ania musiała patrzeć na te nasze czułostki. Proponowała parę razy, że może zostawić nas samych, ale ja za każdym razem prosiłam, żeby została z nami. Wiedząc, do czego zdolny jest Jurko, potrzebowałam przyzwoitki.
W drodze powrotnej też spaliśmy razem. Zgodziłam się nawet zdjąć dolną część piżamy. Wystarczyło, że Jurko obiecał zachować ostrożność. Nie chciałam się kochać przy ludziach. Zsunął z bioder swój dres i poprosił, żebym się na nim położyła. Dotrzymał słowa. Nie wszedł we mnie. Za to dobrze zapoznał mnie ze swoim Jureczkiem.
Dokończyliśmy podróż we Lwowie, na moim łóżku, w świeżej pościeli. Zwyczajnie. Bez powieściowych dywagacji o samobójczej śmierci, bez pieprznych rozmów z rodzicami, i bez odbijania chłopaka starszej siostrze. Po prostu jak chłopak i dziewczyna. Jakoś tam w sobie zakochani.
Miesiąc później już nie byliśmy parą. Miłość skończyła się rozczarowaniem. Razem z Anią utopiłyśmy smutki w butelce czerwonego wina. Ja swoje a ona swoje. Ślubowałyśmy nigdy więcej nie ufać mężczyznom.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz