Wielka Teoria Podrywu Antka Podrywacza (2018)


Wielka teoria podrywu WTP powiada, że aby podryw był skuteczny, musi nastąpić w tak zwanym momencie podrywnym. To znaczy wtedy, kiedy osoba mająca zostać poderwaną jakimś szczególnym zbiegiem okoliczności jest podatna na podryw. Kto przegapi ten moment, choćby się bardzo starał, nie osiągnie sukcesu. Moment podrywny z pozoru nie różni się niczym od dowolnej innej chwili. Dlatego większość podrywów nie dochodzi do skutku. WTP pomaga rozpoznać ten moment i podaje szereg zasad, jak dobrać odpowiednie zachowanie do konkretnej osoby i sytuacji.
Antek Podrywacz o WTP nigdy nie słyszał. Inne wielkie teorie: teoria ewolucji, teoria względności, teoria konspiracji także są dla niego niczym innym niż nic nieznaczącymi dźwiękami. Teoriami się Antek nie zajmuje. On jest człowiekiem czynu. Podrywa, kiedy ma ochotę. A że ochotę ma zawsze i często próbuje, na moment podrywny trafia wcale nierzadko. Podrywa coraz to nowe panie. We własnym odczuciu zawsze za wolno i za mało skutecznie. W świetle obiektywnych badań jest podrywaczem wyjątkowym. Stanowi osobliwość, dla której prawa WTP się załamują tak jak równania teorii kwantów wewnątrz czarnej dziury. Antek Podrywacz to geniusz podrywu, mimo że on sam o tym nie wie.
Pierwszego sierpnia moment podrywny miał miejsce o dwunastej pięćdziesiąt cztery na stacji paliw na skrzyżowaniu Jana Pawła II i Kościuszki. Do kasy podeszła rudowłosa kobieta w obcisłej zielononiebieskiej sukni. Niewysoka, zgrabna osa. I co? Żaden z mężczyzn zawzięcie debatujących o gorących czterdziechach i ciekawskich małolatach nie zwrócił na nią najmniejszej uwagi. Żaden z wyjątkiem Antka.
- Hej! Dzień dobry! – zawołał zza stolika, wcisnąwszy kompanowi w garść nadgryzionego hot doga. – Dzień dobry, koleżanko! – powtórzył, kiedy dziewczyna obróciła głowę w kierunku, skąd dochodziły te powitalne krzyki.
Zobaczywszy kudłatego chłopaka w poplamionej koszuli, natychmiast rozejrzała się na prawo i lewo. Dopiero potwierdziwszy, że ani obok ani za nią nie ma nikogo, zrobiła zdziwioną minę pytającą „do mnie mówisz?”
- Koleżanko, jak masz na imię?! – Antek poderwał się z krzesła.
Dziewczyna tylko wzruszyła ramionami i czym prędzej skierowała się do wyjścia.
- Zaczekaj! Daj chociaż numer telefonu! – podrywacz podbiegł do osy bez zastanowienia. Chwycił za ramię.
- Ał! – wrzasnęła rudowłosa ze strachu.
Odskoczyła. Poraziła napastnika wrogim spojrzeniem. Obeszła go szerokim łukiem i bez zwłoki zamknęła się w samochodzie. Ruszyła z piskiem opon.
- Kuna! – zawołał Antek po chwili, uderzając się w czoło.
Czuł całym sobą, że to ten moment, być może ostatni w życiu, kiedy podryw musi się udać. Nie analizował wszystkich za i przeciw, nie zastanawiał się nad właściwym zachowaniem, nie badał wzajemnego położenia planet. On wiedział tylko, że nie może odpuścić. Mały nos, wąskie usta, piegi na policzkach... kontemplacja dziewczęcej urody nieznajomej osy mogła zaczekać. W tamtej chwili Antek musiał działać, żeby osa nie przeleciała obok nosa.
- Krzychu, kluczyki! – wbiegłszy do budynku, wyrwał koledze klucz od auta.
Dopadł Golfa. Odpalił. Ruszył z prędkością dźwięku jak maniak zbiegły ze szpitala.
Na drugich światłach dogonił Seata.
- Hej! Piękna! – zaczął krzyczeć przez zamkniętą szybę.
Dziewczyna ruszyła, nie zwróciwszy na niego uwagi.
Znowu czerwone. Zatrzymał się na równoległym pasie. Opuścił szybę. Znów woła. Ruda odwróciła się wreszcie. Zrobiwszy zdziwioną minę, odjechała.
Dopiero za czwartym razem opuściła prawą szybę i odpowiedziała na natrętne wezwanie.
- Co chcesz?
- Poznać. Ja tu wszystkich znam.
- Po co?
- Dlaczego cię jeszcze nie spotkałem?
- Nie wiem. – Zmieniło się światło. Osa wrzuciła jedynkę. - Więc po co chcesz znać moje imię? – zabzyczała dwieście metrów dalej.
Antek odniósł wrażenie, że przejechała dalej, niż pierwotnie zamierzała. Nie chciała zapewne zdradzić, gdzie mieszka. Ale przerywana rozmowa na czteropasmówce najwyraźniej zaczynała ją bawić, bo tak dostosowywała prędkość, żeby jak najczęściej załapać się na czerwone. Nieubłaganie zbliżali się jednak do centrum, gdzie ulice węższe, natężenie ruchu większe i trzeba uważać na przechodniów. Musieli się pospieszyć z wymianą informacji, jeśli to spotkanie miało nie być ostatnim.
- Żeby się z tobą umówić.
- Po co?
- Żeby spędzić czas kulturalnie.
- Jak?
- Porozmawiać, posłuchać muzyki.
- Jakiej?
- Do tanga! – Antek przypomniał słowa ostatniej piosenki, jaką usłyszał w radiu na stacji benzynowej.
- Nie umiem tańczyć – roześmiała się osa szyderczo, ruszając na zielonym.
- Włączymy disco polo! Dyc, dyc, bara bara, Barbaro kochana, cyc, cyc, Calineczko, kropeczki pod kiecką – zaśpiewał wymyśloną na poczekaniu rymowankę, potwierdzając jedną z zasad WTP. Tę, która, cytując popularne przysłowie, mówi, że potrzeba rodzi wynalazki.
- Kamila! – odpowiedziała rudowłosa piękność, rzucając Antkowi prześmiewcze spojrzenie.
Antek z szelmowskim wdziękiem oblizał wargi, napominając, że ten się śmieje najgłośniej, kto się śmieje ostatni.
- Kamila, a dalej?
- Zajączek. – Dziewczyna zaśmiała się krótko, podniosła szybę i podjechała do środka skrzyżowania. Antkowi pozostał tylko przelotny widok w lusterku: lewy kierunkowskaz migający żółtym światłem, za kierownicą dziewczyna złośliwie pokazująca język.
Antek wrócił do kumpli w nastroju psa, którego pan bezdusznie przegonił od stołu zastawionego kiełbasą.
- Oddaj kluczyki! – zażądał Krzysiek w trosce o samochód klienta. W razie stłuczki właściciel warsztatu nie miałby litości dla nieodpowiedzialnego pracownika.
- Co tak szybko? Nie dała? – wesoło spytali inni.
- Nie.
- A to wredna suka! Wiadomo, co rude, to wredne.
- Ale fajna cizia. Widzieliście, jak kręci tyłeczkiem? – odezwał się znowu Krzysiek, już całkiem spokojny o premię.
- Tylko cycki ma małe – wtrącił z przekąsem pracownik stacji benzynowej.
- I w ogóle to dziecko jakieś, a nie kobieta. Ile to może mieć lat? Piętnaście skończyła?
- Prawo jazdy ma, to chyba pełnoletnia – mruknął Antek przez zaciśnięte zęby. – Kto zeżarł mojego hot doga?
- Twoją parówkę? Antku, za kogo ty nas uważasz? – zaśmiał się po kumplowsku mechanik samochodowy. – Wiesz chociaż, gdzie mieszka?
- Kto?
- No, jak to kto? Ta, co ci uciekła!
- A niby skąd mam wiedzieć.
- Igorze, widziałeś ją wcześniej? – mechanik zwrócił się do kasjera.
- Nie. Pewnie jest tu przejazdem, albo w gościach. No, chyba że się przeprowadziła niedawno.
- Albo wcześniej nie miała prawa jazdy. Dlatego nie podjeżdżała zatankować – wdał się w spekulacje trzeci z mechaników.
- Albo tankował jej chłopak albo ojciec – zaproponował Igor.
- Aha. Tylko kto? Rusz głową, przypomnij sobie, kto podjeżdżał tym Seatem.
- Nie mam pojęcia. No, ale, Antku, nie powiedziała ci nawet, jak się nazywa?
- Kamila.
- Oo! – zawołali wszyscy zgodnym chórem, gratulując koledze małego ale mimo wszystko sukcesu.
- Kamila. A Nazwisko? – dopytał kasjer.
- Ech! – Antek machnął ręką. – Zajączek, Króliczek, jakoś tak. Ale kto ją tam wie, jak się nazywa naprawdę.
- No, nawet podobna do królika – zaśmiał się Krzysiek, sądząc tak jak przyjaciel, że dziewczyna podała zmyślone nazwisko, żeby zakpić z niechcianego adoratora.
- To już coś! – ucieszył się za to pracownik stacji. – Ale teraz cię nie rozumiem, Antku. Siedzisz jak mimoza zamiast kuć żelazo póki gorące. Co z tobą?
- Jakie żelazo?
- Jak to jakie?! Laska chce ci dać dupy, a ty siedzisz.
- Co?
- Nie co, tylko odpalaj Facebooka!
Co dwie głowy to nie jedna, a kiedy pracują cztery na raz, to musi być klawo, głosi kolejna z reguł WTP. Jeszcze inna radzi stosować wszystkie dostępne technologie, bowiem sztuka uwodzenia nie znosi zaniedbań.
- Facebooka? Po co? Zresztą wiesz przecież, że nie mam tego gówna.
To prawda. Antek, lakiernik blacharz, na bakier był z nowoczesną technologią. W kontaktach z paniami doskonale obchodził się bez elektronicznych gadżetów i był z tego dumny. „Baba potrzebuje faceta z kutasem a nie komputera” – lubił powtarzać. Nie bez pewnej racji. Ale prawdą jest też, że przynajmniej niektóre kobiety nie lubią głąbów, a dla najmłodszych internet to naturalne środowisko życia. Łowca, by być skutecznym, musi się w nim orientować.
- Nie masz Facebooka. No to dziewuszka będzie moją. – powiedział zgryźliwie Krzysiek, wyciągając z kieszeni smartfona. – I co teraz, panie Facebooku? – zapytał kasjera.
Znalezienie profilu rudej klientki nie trwało nawet minuty.
- Napiszemy z mojego konta – zarządził kasjer. – Bez obaw, Antku, wstawimy twoje zdjęcie. Dam ci któryś z fejkowych profili.
Jeszcze kilka minut i profil Antka był gotowy do użycia. Zdjęcie, trochę informacji o miejscu zamieszkania i szkołach, do których swego czasu uczęszczał, trochę znajomych. Wszystko wyglądało jak u przeciętnego facebookowicza lajkującego memy i koty.
Kamila Zajączek większość informacji udostępniała tylko znajomym. Nie mniej numery i patroni szkół: podstawowej, gimnazjum i liceum były jawne. Rubrykę o edukacji dopełniał „Uniwersytet dziesiątego wieku”.
- Co to znaczy? – zapytał Antek kolegów.
- Że się nie dostała na studia... Pracuje w agencji. Przyjmuje dziesięciu frajerów tygodniowo...  – padły dwie odpowiedzi.
- Świeża dupa! – podsumował Krzysztof, klepiąc kolegę po ramieniu.
- Ma kogoś czy wolna? – Antek, odzyskawszy nadzieję, szacował już szanse i obmyślał strategię działania, kiedy się spotka z tą małą rudą osą na randce.
- Tego się dowiesz w następnym kroku – wyjaśnił kasjer.
„Kamo, co powiesz na piknik za miastem?” – Panowie wspólnymi siłami, jak radzi WTP, we czterech wymyślili zaczepne zdanie. Wysłali prośbę o przyjęcie do grona znajomych. Już po minucie mieli odpowiedź: „Marzyciel”. Od tej chwili Antek i Kamila byli friendami.
„Jutro o dwunastej?” – zapytał Antek, lecz na odpowiedź tego dnia się nie doczekał. Zobaczył za to z pięćdziesiąt zdjęć nowej znajomej. Solo i z koleżankami. Na jednym obejmował ją jakiś chłopak, opierając jednocześnie brodę o jej obojczyk. Dziewczyna miała status „w związku”.
- Kuna! Ten szczaw ją bzyka? – Antek przetarł oczy z niedowierzania i rozczarowania.
- Na to wygląda, stary! – Krzysztof poklepał go po plecach. – Chodź, wracamy do roboty.
Kamila odpisała, jednak nie bez wahania i stanowczo nie od razu. Że o dwunastej spotkać się nie może i na wycieczki z nieznajomymi się nie wybiera. Kasjer niezwłocznie odpowiedział, podszywając się pod Antka, uprzejmie i niezobowiązująco. Wywiązała się luźna wymiana wiadomości w trakcie której dziewczyna mogła poznać bezczelnego podrywacza od zupełnie innej strony, jako miłego, kulturalnego rozmówcę. Antek-kasjer dotrzymał Kamili towarzystwa do północy, dowodząc słuszności jeszcze jednej zasady WTP, głoszącej, że pomoc przyjaciela może okazać się nieodzowną w dowolnej chwili i często odgrywa decydującą rolę. Dlatego warto mieć przyjaciół.
Kiedy nazajutrz Antek podjechał na stację benzynową po kawę i hot dogi na śniadanie dla siebie i kolegów z warsztatu, kasjer dał mu kopertę z listem.
- Nie wiedziałem, czy przyjedziesz ty czy Krzysiek – wyjaśnił. – Masz, poczytaj przy fajrancie.
Antek oczywiście nie zamierzał zwlekać. Miłości nie odkłada się na potem. Przeczytał na miejscu:
„Cipunia będzie o czwartej w kawolodziarni przy Auchanie. Chłopak ze zdjęcia to brachol jej przyjaciółki z Irlandii. Spędziła tam rok na kursie angielskiego. Uczyła się czegoś jeszcze, ale sam spytaj czego. Obecnie wolna. Mieszka z rodzicami. Ma młodszą siostrę i kota. Poniżej masz jej numer telefonu i Whatsapp’a. Kup sobie wreszcie normalnego fona. Za pomoc wisisz mi foty cycków Kamilki. Pochwal się, jak ją zapniesz. Życzę powodzenia. Kubas”.
- Dzięki, Kubo. Jak byś czegoś, to wiesz, blacharkę i spawanie robię ci gratis.
- Nie obiecuj, bo jeszcze skorzystam. No, powodzenia!
Antek przyjechał do Auchana kilka minut przed czasem. Kamila już tam była. Przed nią na stoliku stał puchar lodów. W ręce trzymała komórkę.
- Mogę się przysiąść? – zagadnął Antek, zamówiwszy dla siebie kawę i szarlotkę.
Żal mu było szesnastu złotych, ale uśmiech na twarzy dziewczyny i szeroki dekolt letniej sukienki usprawiedliwiały wydatek. „Ruchanko wymaga inwestycji”, pocieszał się za każdym razem, kiedy płacił za prezerwatywy. „Trzeba posiać, żeby zebrać”, uczy Biblia. Albo nie uczy, tylko Antek akurat tak zapamiętał jakąś inną sentencję usłyszaną na bożonarodzeniowej pasterce.
- W drodze wyjątku – odpowiedziała Kamila, zerkając na Antka znad telefonu. Przekorny uśmieszek świadczył niezbicie, że była w dobrym nastroju. – Napiszę Sandrze, żeby poczekała.
„Sandrze? Kim jest Sandra?” – Podrywacz w pierwszej chwili nie wiedział, czy spytać, czy też udać, że wie, o jaką Sandrę chodzi.
- Jasne. Nie ma pośpiechu – odpowiedział, dając sobie czas na podjęcie decyzji.
- Za tydzień przylatuje. Pamiętasz?
- Aha – kiwnął głową. Z jednej strony zadowolony, że nieostrożnym pytaniem nie zdradził, że w nocy w jego imieniu pisał ktoś inny. Z drugiej strony zazdrosny. „Ciekawe co jeszcze napisała Kubie, czego ja nie wiem”. – Brat Sandry też przyleci?
- Ta-a-ak, Kevin też – potwierdziła Kamila w taki sposób, jakby przekomarzała się z kochankiem, próbując wzbudzić wściekłą zazdrość.
Jednak nie z Antkiem starym wygą takie numery. Prawdziwy podrywacz nie zamartwia się konkurentami. Na myślenie o nich szkoda czasu i wyobraźni. On dąży do celu konsekwentnie i bez oglądania się na innych.
- Pokażę ci, gdzie możesz ich zaprosić.
- Gdzie? – zaciekawiła się dziewczyna.
- Nad rzekę. Znam super miejsce na grilla.
- Aha – odpowiedziała Kamila, kiwając głową w geście wyrażającym: „Marny podstęp. Nic z tego”.
- Naprawdę super miejsce. Obok tylko mały las i pole, żadnych zabudowań. Cisza, spokój i bardzo blisko. Stąd będzie pięć kilometrów, nie więcej. Dziesięć minut jazdy.
Kamila jakiś czas jeszcze kręciła głową, ale dała się przekonać. Postawiła tylko jeden warunek:
- Ale pojedziemy moim samochodem i ja prowadzę.
- Jak sobie życzysz. Oj, Kamo, chyba się mnie nie boisz!
- Boję.
- Czego? Chyba nie tego, że cię zgwałcę?
- Właśnie dokładnie tego.
- Nie bój się. Nie zrobię ci krzywdy.
- Mam nadzieję. I, Antku, o piątej muszę być w domu.
- Dobrze, będę pamiętał – obiecał Antek. Obiecał pamiętać, śmiejąc się w duszy, że dziewczyna na pewno zrozumiała tę obietnicę nieco mniej dosłownie. Że kawaler nie ograniczy się do pamiętania, lecz jeszcze dołoży starań, by rzeczywiście dotarła do domu o wyznaczonej godzinie.
Dojechawszy na miejsce, pięć po wpół do piątej, Antek wykazał się dobrą pamięcią. Poprosił Kamilę, by poświęciła mu jeszcze trzy minuty. Tyle czasu potrzebował, żeby oprowadzić ją po łączce i pokazać łagodne zejście do rzeki, niewidoczne z drogi z powodu porastającego brzeg sitowia. Tyle czasu dawał sobie na przekonanie dziewczyny do zmiany planów na popołudnie. Żeby nie spieszyła się do domu koniecznie na piątą.
- Jak są silne deszcze, rzeka wylewa aż do drogi. W zeszłym roku wszystko było zalane. Ale w tym roku, przy tej suszy, jaką mamy, w najgłębszym miejscu woda będzie ci sięgać tylko do pasa. No, może do piersi, jak kucniesz – przewodnik bawił rozmową turystkę.
- Kąpałeś się tutaj?
- Jasne.
- Na dnie jest dużo mułu?
- Zależy w którym miejscu. – Rozmawiając, Antek wziął Kamilę za rękę w sposób tak naturalny, jak gdyby znali się od dziecka i od niepamiętnych czasów chodzili, trzymając się za ręce. – Pokażę ci, gdzie jest twarde dno, jak zechcesz.
Dziewczyna już miała wyrwać rękę i okazując oburzenie zuchwałością, szybkim krokiem rozzłoszczonej osy odejść do samochodu. Uprzejme „jak zechcesz”, podkreślające, że oferta Antka wyrażona w trybie oznajmującym, jak gdyby wspólna kąpiel była przesądzona, to tylko propozycja wymagająca zgody, albo wręcz prośby Kamili, powstrzymało ją jednak od teatralnych gestów. Gdyby dopiero co poznany chłopak potraktował ją zbytnio poufale w miejscu publicznym, przy znajomych, albo nie daj Boże na stacji benzynowej, musiałaby reagować stanowczo, ale na odludziu, kiedy nikt nie widzi, można sobie pozwolić na więcej luzu.
- Zobaczymy – odpowiedziała enigmatycznie, pozwalając Antkowi poprowadzić się za rękę jeszcze kilka małych kroków na sam brzeg rzeki.
Trzy minuty minęły, lub właśnie mijały ostatnie sekundy trzeciej minuty. A dziewczyna nie biegła do samochodu. Zamyślonym wzrokiem śledziła jakiś punkt niesiony powolnym nurtem rzeki. Antek wiedział; nie wiedział, intuicyjnie czuł wszystkimi zmysłami, całym sobą; że nastąpił właśnie ten moment, kiedy można i trzeba podjąć zdecydowane działania. Trzeci i ostatni moment podrywny, po pierwszym na stacji benzynowej i drugim, który przypadł na godziny wieczorne i pisaną rozmowę przez internet. Moment, w którym osa nie pamięta, że ma żądło.
- Idziemy? – zaproponował powrót. Dla niepoznaki.
- Tak, chodźmy.
Antek puścił dziewczynę przodem. Tylko po to, żeby po dwóch krokach zrobić to, co chciał zrobić od samego początku, jak tylko zobaczył Kamilę w kawiarni. Złapał ją za oba biodra. Gwałtownie obrócił o sto osiemdziesiąt stopni, przyciągnął do siebie i pocałował w zdezorientowane usta. Kurczowo chwycił za policzki, unieruchamiając buzię, nie pozwalając na ucieczkę ani do tyłu, ani na bok, i kontynuował żarłoczny atak. Zasysał wąskie dziewczęce wargi tak długo, aż Kamila odwzajemniła pocałunek.
- Mogę cię pocałować? – zapytał, uwolniwszy policzki z uścisku i objąwszy dziewczynę w talii, tonem proszącym jeśli nie wręcz błagalnym.
- Teraz pytasz? – dziewczyna nagrodziła poczucie humoru szerokim uśmiechem i ostrożnie kładąc ręce wokół szyi Antka Podrywacza.
Przechyliła głowę, unosząc nieco brodę, przymknęła oczy, otworzyła usta. Poczuwszy język Antka ślizgający się po jej górnej wardze, przywitała go swoim językiem. Podryw doszedł do skutku.
Starożytnym zwyczajem praktykowanym w chrześcijańskiej Europie od zarania dziejów do samego końca ery wojen w dwudziestym wieku żołnierze wojska, które szturmem wzięło miasto, przez trzy dni mogli bezkarnie grabić i gwałcić jego mieszkańców. W nagrodę za bitewne męstwo. WTP formułuje podobne prawo. Powiada, że podryw należy konsumować bez zwłoki. Bo podryw jest jak upojenie alkoholem. Już na drugi dzień u uwiedzionej pojawia się ból głowy. Z tym problemem poradzi sobie każdy podrywacz. Ale po trzech dniach czar uwiedzenia znika bez śladu. Mija tak samo skutecznie i bezpowrotnie jak kac po tak zwanym zgonie. Trzy dni, a i to nie zawsze, ma podrywacz, by delektować się uległością uwiedzionej.
Antek Podrywacz o WTP nawet z daleka nie słyszał. Historią też się nie interesuje. Ale żelazo zawsze kuje, póki jest gorące.
Pocałował Kamilę jeszcze raz, najpierw czule gładząc jej policzek, by zaraz skierować obie dłonie na pupę i niepostrzeżenie podwinąwszy sukienkę, pościskać pośladki.
Szybko przerwał jednak śmiałe pieszczoty, zaskakując Kamilę jeszcze bardziej. Ona mogłaby się całować jeszcze z minutę. Dopiero po tym czasie włączyłby się alarm przyzwoitości nakazujący powiedzieć stanowcze „dość” nieznajomemu uwodzicielowi. Antek uprzedził jej obawy, wzbudzając uczucie wdzięczności. Wobec takiego kochanka, przewidującego, reagującego na kaprysy z wyprzedzeniem, trudno zachować ostrożność.
Gdy tylko doszli do samochodu, niespodziewanie oparł dziewczynę o maskę przodem do siebie. Stanął blisko, umieszczając stopy między jej stopami. Kolanami wcisnął się pomiędzy uda. Napierając na wątły tułów Kamili, zaczął całować po szyi i karku. Wargami, zębami, językiem, gorącym oddechem. Centymetr za centymetrem zostawiał szeroki ślad wilgoci. Jednocześnie rękami biorąc w posiadanie talię i boki. Poznając obszary, które zamierzał całować jako następne. Mruczał przy tym jak kot zadowolony ze smacznego posiłku.
- Antku, ja jeszcze nic o tobie nie wiem... – wydukała Kamila, najwyraźniej nie dowierzając, że właśnie spełnia się jej marzenie o ślepej, namiętnej miłości. Czy jest na świecie kobieta, która nie miałaby takich marzeń?
- Ćśś.
Antek, oblizawszy szyję z każdej strony i posmakowawszy rudych włosów opadających na ramiona, przeniósł pocałunki na dekolt. Zsunął z ramion ramiączka sukienki i stanika, odchylił miseczkę i już po krótkiej chwili miał w ustach prawą pierś Kamili. Całą.
Dziewczyna jak zahipnotyzowana przyglądała się temu procederowi. Jakby oglądała film z własnym udziałem, klatka po klatce. Pierwsze ujęcie pokazuje ramiona oraz krawędź sukienki w szerokie, białe i niebieskie poziome pasy. Kamili z jakiegoś powodu w tym sezonie podobały się pasiaste desenie. W następnym trzy męskie palce jak haczyki wczepiają się w miseczkę stanika i jednym zwinnym ruchem odciągają czarny materiał usztywniony gęstą gąbką. Kamera pokazuje widok z pozycji podbródka. Zbliżenie na pierś. Małą, bladą na tle opalonej reszty ciała, okraszoną różowym sutkiem. W następnym kadrze lubieżny uśmiech młodego mężczyzny, bruneta o gęstych kędzierzawych włosach. W kolejnym Antek otwiera buzię najszerzej, jak może. W ostatnim pod wyraźnie zarysowanym obojczykiem szczupłej Kamili rozpoznać można tylko kudłatą czuprynę bruneta.
Dalsze patrzenie mijało się z celem. Więcej informacji dawał zmysł czucia. Kamila zamknęła oczy. Wczepiła palce w kruczoczarne włosy i pozwoliła Antkowi robić z piersią wszystko, na co mu przyjdzie ochota. Nikt wcześniej nie całował jej biustu z tak wielką pasją, z jaką czynił to Antek. Nie szczędząc delikatnej skórze ciepłych warg, ostrych zębów i silnego języka. I nie wiadomo, czy kiedykolwiek uda się komuś powtórzyć jego mistrzowski wyczyn.
Dziewczyna ocknęła się z hipnozy dopiero, kiedy poczuła haczykowate palce pod gumką majtek.
- Musimy jechać – szepnęła, odsuwając głowę chłopaka od swojej piersi.
- Z drugiej strony tez muszę pocałować.
- Innym razem.
- Obiecujesz?
Dziewczyna zastanowiła się chwilę nad odpowiedzią.
- Obiecać nie mogę.
- Rozumiem. Nie lubisz mnie. – Antek wysunął palce spod majtek. Zamiast rozbierać z bielizny zaczął głaskać pupę.
- Lubię.
- Twój sutek też chyba lubi. Czujesz, jaki jest twardy? – Antek przybliżył usta do ust Kamili i delikatnie polizał wargi.
Dziewczyna z całej siły objęła kochanka za szyję, przywarła do niego całym ciałem i przez kilka sekund można było odnieść wrażenie, że nigdy się nie odlepi. Zreflektowała się jednak. Sapiąc, przerwała namiętny pocałunek.
- Ty też jesteś twardy – patrząc Antkowi w oczy, śmiało skomentowała uwodzicielski stan jego krocza. Jej ciałem targnęły spazmy śmiechu.
- Jestem. Chodź do samochodu.
- Tak. Już pora.
Ku zaskoczeniu Kamili, Antek otworzył tylne drzwi auta.
- Proszę – szarmanckim gestem zaprosił do środka.
- Co?! – Dziewczyna znów nie mogła powstrzymać śmiechu.
Miłość na tylnym siedzeniu to znana sprawa. Chyba nie ma nikogo, kto by nie słyszał o amerykańskiej tradycji kina pod gołym niebem. O drive-in theaters, gdzie filmy ogląda się, nie wychodząc z samochodu. Albo się nie ogląda, tylko zajmuje seksem, kiedy film okazuje się mało interesującym w przeciwieństwie do zaproszonej na randkę dziewczyny. Można się kochać na tylnym siedzeniu w cadillacu z dawnych amerykańskich filmów, w BMW serii X, w SUV innej marki, ale nie w Seacie Mii, wózku na zakupy dla żartu nazywanym samochodem.
- Posiedź ze mną jeszcze trzy minuty. Proszę, Kamo.
- Dobrze. – Kamila, targana histerycznym śmiechem, przyjęła zaproszenie.
Trzy minuty później leżała na boku od pasa w dół naga, z uniesioną wysoko nogą, opierając się łydką o zagłówek.Antek, głaszcząc po brzuchu i udach studiował jej łono.
- Dawno się nie goliłaś – szepnął, komentując dwutygodniowy zarost. – Nie było dla kogo?
- Jesteś bezczelny, Antku. Powinniśmy się ubrać.
- Zaraz, kochanie – odpowiedział łagodnym tonem. Tak słodko, jakby miał struny głosowe nasycone miodem. Także on, bez spodni i bielizny, był już do połowy nagi. Rozpinając koszulę, zanurkował między nogi kochanki. Pocałował wilgotne wargi tak, jak przedtem całował usta dziewczyny.
- Antku, nie możemy tego zrobić. Jest jeszcze za wcześnie – wyraziła protest Kamila, mówiąc bardziej do siebie, niż do kochanka.
- Tak, Kamo. Masz rację. – odpowiedział czule, odsuwając sukienkę do góry i przenosząc pocałunki na biodro, talię, bok i żebra.
Kamila nie miała racji. Kochać można się w każdym samochodzie. Wąskie siedzenie nadaje się równie dobrze co szerokie. Ma nawet dodatkowe zalety. Swym małym rozmiarem wymusza maksymalnie bliski kontakt kochających się ciał.
Antek, położywszy się na skraju siedzenia, poprowadził rękę Kamili do członka. Lubi, kiedy kobiety podziwiają jego żądło. Kamila pod tym względem nie była wyjątkiem. Ostrożnie objęła członek palcami. Zaczęła delikatnie masować, powoli poruszając dłonią.
- Musimy zaraz kończyć, Antku. Nie powinnam tak szybko na wszystko pozwalać.
- Nie pozwalasz – zapewnił podrywacz miodowym głosem, podstępnie prowokując dziewczynę, by zaprzeczyła. Kiedy po długiej chwili, która na zegarku trwać mogła równie dobrze kilka sekund co i kilka minut, zadał inne pytanie: - Podoba ci się Kevin?
- Fajny jest – odpowiedziała wesoło, ukazując rząd białych zębów. Rozśmieszyła ją dwuznaczność pytania i odpowiedzi. - Który Kevin?
- Wiesz który.
- Podoba – przyznała dziewczyna, a żeby podkreślić moc słowa, wymownie ścisnęła członek w dłoni.
- Był w tobie? – zapytał Antek.
- Co?
- Kochałaś się z nim?
- Nie.
- A chciałaś?
- Może – odpowiedziała Kamila po namyśle, wybuchając teatralnym śmiechem.
- Teraz moja kolej – oświadczył Antek rzeczowym tonem, tak jak się informuje o cenie marchewki czy o dokumentach, jakie trzeba dostarczyć, żeby się zameldować na pobyt stały.
Przysunął się bliżej, o te ułamki centymetra, które dzieliły go jeszcze od Kamili, kurczowo złapał za dłoń obejmującą jego członek, przycisnął do wilgotnego sromu.
- Nie! Antku, nie możemy! – Dziewczynę w mgnieniu oka ogarnęła panika. Pot wystąpił na czoło, powieki otwarły szeroko z przerażenia. Kamila zaczęła się bronić. Spróbowała zepchnąć podstępnego kochanka z siedzenia, złączyć nogi, zasłonić ręką kobiecość.
Nadaremnie. Doświadczony podrywacz nie zwykł ustępować w ostatnim momencie. Kaprysy damy mógł respektować wcześniej, ale nie wtedy, gdy prawo miłości każdym paragrafem stoi po jego stronie. Antek Zdobywca wszedł w dziewczynę jak nuż w masło.
- Użądliłem cię, oso! – wystękał do ucha Kamili z satysfakcją.
Odpowiedziała niemym jęknięciem
Zaczęło się swawolenie żołdactwa w zdobytym mieście. Rzeź Magdeburga. Upadek Konstantynopola.
- Dlaczego nazwałeś mnie osa? – zapytała Kamila, gdy Antek zwolnił tempo.
- Bo jesteś mała, masz super dupcię, wcięcie w talii i wyglądałaś wczoraj jak osa.
- Co o mnie myślisz?
- Że powinnaś już zdjąć stanik. Mogę rozpiąć?
- Możesz. Albo ja sama – odpowiedziała zdobyta twierdza, obsadzona wojskiem wroga. Zaczęła poruszać biodrami. – Nie jestem taka puszczalska, jak ci się wydaje. – dodała po chwili. – Głupia jestem, co?
- No.
Kiedy Antek ostatecznie doszedł do celu, zegar w Seacie pokazywał szóstą.
- Odwieziesz mnie? W tym stanie nie dam rady prowadzić – poprosiła Kamila.
- A umówisz się ze mną?
- Chcesz? Przecież mnie już zaliczyłeś.
- Nie pokazałem ci jeszcze wszystkiego.
- Umówię, tylko mnie odwieź.
- Nie zdążysz na piątą. Co powiedzą twoi rodzice?
- Nic. Nie mówiłam im, o której wrócę – roześmiała się uwiedziona Kamila, po czym wciąż naga wskoczyła Antkowi na kolana. Po głównym daniu chciała jeszcze deser. Trochę czułych pocałunków jako dowód miłości.
- Mam jeszcze jedną prośbę, Kamo. Ostatnią na dzisiaj – nieśmiało powiedział Antek, kiedy żegnali się pod supermarketem.
- Jaką?
- Bardzo głupią. Obiecasz, że się nie obrazisz?
- Obiecuję. No, powiedz!
Wieczorem kasjer otrzymał nagrodę za bezinteresowną pomoc udzieloną dzień wcześniej koledze. Zastępując Antka na Facebooku, obejrzał piersi rudej dwudziestolatki. Dziewczyna zasypała go fotografiami toples.
Zainspirowany tą konwersacją pracownik stacji paliw, nieznany jeszcze z radia, telewizji ani publikacji naukowych, sformułował jeszcze jedno prawo WTP, jak się miało okazać później, ostatnie. Przynajmniej do tej pory. Zapisał je w formie przykazania: Pomagaj bliźniemu jak sobie samemu, a sukces bliźniego będzie twoim sukcesem.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz